ROZDZIAŁ VII

Kochać kogoś…

Mieć kogoś takiego, komu mogłaby ofiarować całą swoją miłość – oto największe marzenie Camilli.

Jako mała dziewczynka kochała wszystkich braci Franck i Helenę, tak jak pies kocha swego pana. Oni nie byli tym szczególnie zachwyceni, ale przynajmniej pozwalali jej ze sobą przebywać.

Naturalnie jej podziw dla chłopców rozwijał się z czasem w młodzieńcze zadurzenie. Najpierw obiektem jej westchnień został Greger. Stało się to w czasie, kiedy potrzebowała autorytetu. Ale zmieniła go szybko na Dana, który zawsze był w dobrym humorze i miał podobne jak ona poczucie humoru. Potem przyszła kolej na krótkie i intensywne zainteresowanie Phillipem, aż ostatecznie została przy coraz piękniejszym Michaelu.

Lecz wszystkie jej dziewczęce miłości kończyły się w ten sam sposób: natrafiała ze strony chłopców na mur nie do pokonania i jeszcze gorzej – na barierę we własnej psychice. Nigdy nie odważyła się okazać swej miłości, przekonana, że jest jak wrona wśród kanarków. Tak samo wyglądało te sześć samotnych lat w stolicy: nie znalazła nikogo, komu mogłaby ofiarować swą miłość, wszystko przez ten nieprzezwyciężony strach przed okazywaniem uczuć.

Tak więc nic dziwnego, że pierwszy pocałunek w ciemnym korytarzu Liljegården jawił się jej jako coś niezmiernie romantycznego.

W czwartek rano Greger sprawił Camilli ogromną radość mówiąc, że dobrze się spisała w pracy poprzedniego dnia. Informacje telefoniczne zapisała przejrzyście i czytelnie. Jednak nie zafundował jej ciepłego uśmiechu. Jego twarz pozostała jak wyciosana z kamienia.

Greger… Jakie wspomnienia wiązały się z Gregerem? Niewiele, dużo od niej starszy, musiał mieć teraz około trzydziestki. Kiedyś Camilla spadła z roweru i zaryła nosem w ziemię. Greger podniósł ją zły i niechętny.

– Czy nie możesz niczego zrobić porządnie, mała niezdaro?

Dokładnie tak, jak jej ojciec. Być może dlatego miała tyle respektu dla Gregera.

W czasie dyktowania pisma spytał niespodziewanie:

– Czy już ulokowałaś swoje pieniądze, Camillo? Pytam jako makler giełdowy, mógłbym służyć ci radą i pomóc w korzystnej lokacie.

– Moje pieniądze? – spytała Camilla zdumiona. – Jakie pieniądze?

Zmarszczył czoło.

– Nie udawaj. Twój ojciec jest bardzo bogatym człowiekiem.

– Ale to nie mój majątek – odparła zaskoczona. – Wiesz, że wyprowadziłam się od niego zaraz, jak przenieśliśmy się do Oslo. Była to zresztą moja pierwsza samodzielna decyzja. Od tego czasu nie prosiłam go o pieniądze.

– Musiał jednak wpłacić coś na twoje konto?

– Ja w każdym razie nic o tym nie wiem.

– To oburzające! – stwierdził Greger. – Czy nie rozumiesz, że masz do nich prawo? Przynajmniej do tego, co odziedziczyłaś po matce!

– Myślę, że ta niewielka kwota, jaką miała, została przepisana na ojca. Rozumiem, że wkrótce odziedziczę jego pieniądze, „splamione krwią”, jak je nazywam, ale nie sądzę, żeby ojcu podobały się plany, jakie z tym wiążę.

– A jakie masz plany?

Camilla spojrzała Gregerowi prosto w oczy.

– Na razie wolałabym o nich nie mówić – odparła wymijająco. – Mogę tego pożałować.

Greger przyglądał się jej przez chwilę badawczo, po czym spuścił wzrok.

– No tak, rozumiem – przyznał. – Ale jeżeli potrzebowałabyś rady, przyjdź do mnie, Camillo. Mogę zagospodarować twój majątek w najkorzystniejszy sposób.

Mruknęła niewyraźnie „dziękuję” i obiecała, że będzie o tym pamiętać.

„Jeden cię oszuka…”

Uff, ten nieznośny wiersz ciągle się pojawia i budzi podejrzenia. Greger sprawia wrażenie tak uczciwego i obowiązkowego, że to on może być właśnie moim przyjacielem!

Tak, to może być on!

Z dzisiejszą pocztą przyszedł nowy list z domu mody „Martha”. Camilla spojrzała na niego obojętnie, ale po chwili zmarszczyła czoło. Te cyfry… numer zwycięzcy. Przypominał ten, który otrzymała poprzedniego dnia!

Gdzie położyła wczorajszą przesyłkę? Wyrzuciła ją do kosza? Nie, zaraz… w przegródce z oznaczeniem „niezbyt pilne”.

Niecierpliwymi palcami przerzuciła stertę papieru. Greger rozmawiał przez telefon, zwrócony do Camilli plecami.

Jest! Cyfry się zgadzają!

– Wygrałam – oznajmiła Camilla na głos z niedowierzaniem.

Greger odłożył słuchawkę i zwrócił się w stronę dziewczyny.

– Co wygrałaś?

– Zobacz! To przyszło wczoraj, a to dzisiaj!

– Rzeczywiście – przytaknął. – Tu jest napisane, że masz się skontaktować z Marthą osobiście.

– Tak, ale ja nie mogę… nie sądziłam, że…

– Dlaczego nie?

– Wyglądam przecież okropnie!

Jego głos był bardzo oficjalny, kiedy odpowiedział:

– Czy nie jest to dodatkowy powód, żeby przyjąć tę ofertę?

Camilla poczuła się dotknięta.

– Nie jesteś miły.

– Sama się o to prosiłaś. No dzwoń, to na pewno nie zaszkodzi. Ale przypuszczalnie trochę potrwa.

– Żebym jakoś wyglądała? Tak, niewątpliwie.

Puścił tę uwagę mimo uszu.

– Pod koniec tygodnia mamy dużo pracy. Najlepiej, gdybyś się mogła umówić na dzisiaj.

– Sądzisz, że powinnam skorzystać z tej oferty?

– Tak, dokładnie to miałem na myśli.


Martha zebrała do tyłu gęste włosy Camilli.

– Musimy odsłonić oczy – mruczała do siebie. – Skóra jest gładka, tylko blada i wrażliwa. Ładny kształt twarzy…

– Koński – zauważyła Camilla.

– Kto ci to wbił do głowy?

– Jest coś takiego jak lustro.

– Sądzę, że zbyt często w nie spoglądasz, moja droga – zauważyła Martha. – I za dużo słuchałaś pewnych osób.

Martha była zadbaną kobietą o pełnych kształtach, w wieku nieco powyżej czterdziestu lat, o rudoblond włosach, bardzo dobrze ubraną i starannie umalowaną. Puściła włosy Camilli i założyła niebieski fartuch.

– Masz możliwości, dziewczyno. Wiele możliwości.

– Ba – westchnęła gorzko Camilla.

Martha nie zareagowała.

– Zaczniemy od samej góry i będziemy posuwać się w dół, krok po kroku. Kształt głowy jest doskonały, włosy gęste i mocne. Kręcą się w sposób naturalny, prawda?

– Tak – musiała przyznać Camilla.

– Będzie mi więc łatwiej przeprowadzić moje plany co do fryzury. Położymy farbę, nadamy włosom nowy odcień, żeby ożywić brązowy kolor, a następnie obetniemy je na krótko. Bezlitośnie! Nic dziwnego, że wydaje ci się, iż masz końską twarz przy tych długich włosach. W ogóle ci one nie pasują! Wiesz co, Camillo, będę się do ciebie zwracać po imieniu, bo bardzo dobrze znałam twoją matkę. Wiesz, myślę, że jesteś jedną z tych nielicznych dziewcząt, którym do twarzy w bardzo krótkich włosach, o długości mniej więcej dwu centymetrów na całej głowie. Powinno to wyglądać oryginalnie i, co dość paradoksalne, w twoim przypadku bardzo kobieco.

– Z moim nosem? – zaprotestowała Camilla.

– Jakim nosem?

– Czy nie widzi pani, jaki jest szeroki! I zbyt długi!

Martha westchnęła.

– No tak, jest dokładnie tak, jak myślałam. Wciąż wpatrujesz się w szczegóły i znajdujesz w nich wady, których nie ma. Co sądzisz na przykład o takim typie urody, jak Barbra Streisand?

– Jest wspaniała!

– Oczywiście! Ponieważ znalazła swój styl. Ale pomyśl tylko, co by było, gdyby doszukiwała się szczegółów w swojej twarzy. Wtedy chyba przeżyłaby załamanie nerwowe. To samo dotyczy ciebie, musisz stworzyć całość, znaleźć styl, który do ciebie pasuje. I sądzę, że zyskasz na tym, gdy będziesz śmiała. Włosy krótko obcięte tuż nad uszami odsłonią piękną linię brody.

– Co? – zdumiała się Camilla. – Piękną linię brody?

– I bardzo króciutka grzywka – kontynuowała Martha niespeszona. – Oczy dobrze, ale dyskretnie umalowane, brwi trzeba wyregulować, żeby rozjaśnić tę partię. Wysokie kości policzkowe muszą także być zaznaczone. Nieznaczny cień na czubku brody.

– Tak, jest za długa – szybko dodała Camilla.

– Cicho bądź, nie jest za długa! Twoja twarz ma mocną budowę, ale nie jest brzydka. Wręcz przeciwnie.

– Szyja jest za krótka.

– I myślisz, że będzie wyglądała na dłuższą przy długich włosach? Teraz będzie lepiej widoczna. Musisz nosić kołnierzyki nieco odchylone od szyi. No i przejdźmy do rzeczy najważniejszej – postawy. Jest żałosna i to ona niszczy cały twój wygląd. Wyprostuj się, dziewczyno! Podnieś głowę! O tak. Teraz figura upomniała się o swoje prawa.

– Kształtem przypomina gruszkę – mruknęła Camilla.

– Biodra są zaokrąglone, to prawda, ale pozwólmy, żeby takie pozostały! Marylin Monroe była znana ze swych szerokich bioder, możesz więc zaakceptować swoje! Dostaniesz ode mnie przepis na odpowiednią dietę i będziesz mogła trzymać je w szachu. Wystarczy zrzucenie paru kilogramów, myślę, że poradzisz sobie z tym w ciągu kilku tygodni.

– A te niezgrabne ręce?

– Tylko dobry krem i żadnych ozdób. Masz bardzo ładne ramiona.

– I wielkie stopy.

– Spytaj w jakimkolwiek sklepie obuwniczym, ile kobiet kupuje buty o numeracji powyżej czterdziestki, to się zdziwisz. Chodź z gracją, to nikt nie zwróci uwagi na twoje stopy. Nie myśl, że uważam, iż wygląd jest najważniejszy w życiu, ale w twoim przypadku musimy od tego zacząć. W tym względzie wydajesz się być przerażająco zaniedbana. Zdobycie pewności siebie, moja droga, oto rozwiązanie wszystkich twoich problemów. Kiedy przestaniesz myśleć o tym, jak sama wyglądasz, a zaczniesz myśleć o innych, wtedy osiągniesz cel.

Camilla zaczerwieniła się. Te słowa kłuły jak kolce.

– Nie czyń sobie z tego powodu wyrzutów – uspokoiła ją Martha. – Wiem bardzo dobrze, kto ci to wpoił. W przeszłości uderzał do mnie w konkury, tuż po śmierci twojej matki, byłaś wtedy chyba nastolatką. Kiedy mu odmówiłam, próbował mnie jeszcze przekonywać i między innymi powiedział: „A Camillą się nie przejmuj, to monstrum moja żona musiała sobie sprawić bez mojego udziału”. Tak dosadny nie był chyba w całym swoim życiu i pamiętam, że płakałam w drodze do domu z twojego powodu. Ale to miało miejsce dawno temu. Teraz ty musisz przejąć ster i znaleźć klucz do własnej osobowości.

Camilla przełknęła dławienie w gardle i uśmiechnęła się zażenowana.

– Dziękuję, Martho. Jestem już gotowa do walki.

– Świetnie! A więc zaczynamy. Ubraniem zajmiemy się na samym końcu.

– Dobrze, jak mam się ubierać?

– W każdym razie nie tak jak chłopak, jak to robiłaś do tej pory. To pasuje tylko do skrajnych feministek i drobnych kobiet. Sądzę, że musimy postawić na elegancję i oryginalność. Znajdziemy coś, możesz być spokojna!


Kilka godzin później rozmawiały ze sobą szczerze, jak dawne znajome, a Martha tymczasem dopracowywała makijaż Camilli.

– Nie, to nie jest już to samo miasto, co kiedyś – westchnęła Martha. – Idylla się skończyła. Czytałaś chyba w gazetach, że jest zaliczane do największych portów przerzutowych dla narkotyków?

– Tak, czytałam coś o tym.

– Dzieje się tu tyle rzeczy, o których wolałoby się nie słyszeć. Ludzie mówią, że dyskoteka i hotel są pod stałym nadzorem policji. Krążą też pogłoski, że policja już podejrzewa, kto kieruje całym handlem narkotykami, ale brak jej jeszcze dowodów. A tak właściwie, to zupełnie nie rozumiem, jak możesz mieszkać w Liljegården. Załóżmy, że to twoi dawni przyjaciele, ale w tej rodzinie było tyle podejrzanych spraw.

Camilla skinęła głową.

– Tak, ale jest ktoś, kto dobrze mi życzy i jest moim prawdziwym przyjacielem. To dodaje mi otuchy.

– O? – odparła Martha zaciekawiona.

– Tajemniczy opiekun – uśmiechnęła się Camilla. – Tak tajemniczy, że nawet się nie domyślam, który z braci nim jest. Ale cóż, dobrze wiedzieć, że w ogóle istnieje.

– Naprawdę nie masz pojęcia, kto to?

– Nie, wiem tylko tyle, że ma bliznę na ramieniu, ale nie mogę przecież wprost poprosić ich, żeby się przede mną rozebrali. Aha, wiem jeszcze to, że jest adoptowany.

Martha upuściła konturówkę na podłogę.

– Skąd o tym wiesz? – spytała, kiedy wyprostowała się znowu.

– Znalazłam list od mojej matki. Martho, znasz tu wszystkich w mieście, czy nie wiesz przypadkiem, który z braci Franck jest adoptowany? Bardzo mi zależy, aby się tego dowiedzieć.

– Jestem chyba jedną z tych nielicznych osób, które to wiedzą – odpowiedziała Martha bezbarwnie. Z drugiego końca salonu piękności dobiegał szum suszarek i gwar głosów. – Pani Franck i ja leżałyśmy wtedy razem w klinice. Ale przysięgłam, że zachowam to w tajemnicy, i tej przysięgi chciałabym dotrzymać.

Camilla potrafiła to zrozumieć i nie nalegała. Milczały przez chwilę, po czym Martha zwróciła się do Camilli:

– Jest dobrym chłopcem, ten który został adoptowany. Możesz na nim polegać.

– Ale dlaczego nie chce się ujawnić?

– Liljegården pełne jest upiorów, demonów, które widzą i słyszą wszystko – brzmiała tajemnicza odpowiedź.

Camilla dostrzegła, że Martha zbladła, i nie zadawała więcej pytań. Zamiast tego stwierdziła:

– Muszę przyznać, że bardzo trudno było mi wrócić do Liljegården. To, co mój ojciec uczynił w stosunku do ojca chłopców, ciąży mi jak kamień.

– Nie powinnaś traktować tego tak poważnie – odparła Martha uspokajająco. – Wiem coś niecoś o tej aferze. Twój ojciec nie był jedynym negatywnym bohaterem w tym dramacie. On i Franck byli rywalami tego samego pokroju. Jeden lis próbował przechytrzyć drugiego. Twój ojciec wygrał.

– Ale Franck popełnił samobójstwo.

– Tak. Myślisz, że to było szlachetne? Uciec od tego wszystkiego i kazać na wpół dorosłym chłopcom porządkować cały ten bałagan, jaki po sobie zostawił? A dlaczego nie wytoczono żadnej sprawy sądowej przeciwko twojemu ojcu, jak myślisz? Nie, po stronie Francka też było dużo nieprawości. W tej rodzinie istnieje wiele zła!

– Słyszałam o ich dziadku.

– O tym sadyście! A do tego wszystkiego jeszcze historia z rodzicami Heleny.

– Właśnie, co się z nimi stało?

– Matka uciekła z Argentyńczykiem i nikt jej później nie widział. Ale ona nie jest z domu Franck. Ojciec Heleny natomiast siedzi w więzieniu.

– Ale nie ma go już bardzo długo, odkąd tylko sięgnę pamięcią. Chyba odsiedział całą karę!

– To jego piąty wyrok. Ledwie zdąży wyjść, zaraz wraca za kratki. Oszust w wielkim stylu. Podejrzewano go też o usiłowanie zabójstwa. Biedna Helena, sądzę, że i tak nieźle to znosi.

Camilla ujrzała nagle swoją atrakcyjną przyjaciółkę w innym świetle. Zrozumiała, że w porównaniu z Heleną ona jest w lepszej sytuacji. Jechały właściwie na tym samym wózku. Ale o ile Helena nie zaakceptowała swojego złego startu życiowego i ciężkiego losu, to Camilla od razu zrezygnowała z walki. Zamknęła się w swej skorupie i bez słowa sprzeciwu przyjmowała wszystkie ciosy, jakie spadały na jej grzbiet. Odruchowo wyprostowała się. Ale teraz z tym koniec!

Загрузка...