ROZDZIAŁ XVIII

Dan jak na szpilkach siedział w samochodzie policyjnym.

– Teraz moglibyście już poradzić sobie beze mnie! Muszę pilnować dziewczyny, ona nie ma nikogo oprócz mnie. Na domiar złego myśli, że to ja jestem mordercą!

– Zrobił pan kawał dobrej roboty, panie Franck – stwierdził jeden z ubranych po cywilnemu policjantów. – Udało się panu zdemaskować cały gang narkotykowy i nie może się pan wycofać teraz, kiedy niemal mamy w sieci samego szefa. Nie wiemy przecież, jak ten człowiek wygląda, musi pan najpierw go nam wskazać!

Samochód wolno toczył się przez miasto. W dole, w porcie, cumowała „Santa Rosa”, już przeszukana. Dzięki Danowi znaleziono miejsce ukrycia narkotyków na statku. Tej nocy, kiedy ładunek przenoszono ze strychu w Liljegården, Dan stał obok schowany w ciemności, gotów go osłaniać. Wtedy nagle z pokoju Heleny wyszła Camilla. Nie mógł pozwolić na to, aby wszystko zepsuła…

Dan przypomniał sobie, jaki to był dla niego wstrząs, kiedy uświadomił sobie, że źródło zła znajduje się w Liljegården, jego własnym domu. Co za sytuacja dla śledzącego!

Było to jeszcze, zanim się dowiedział, że został adoptowany i nie jest spokrewniony z rodziną Franck. To odkrycie sprawiło mu ulgę.

Dan zagryzł wargi. Camilla… została teraz sama z Phillipem. Nie do końca wiedział, co o nim sądzić. Phillip był sadystą, ale czy także mordercą? Dan mocno w to wątpił. Mógł się jednak mylić. Musiał jak najszybciej wracać do domu!

Samochód minął bar hotelowy i dyskotekę. Dan z niechęcią spojrzał na oba te miejsca, gdzie musiał przesiadywać wieczór w wieczór, odgrywając rolę playboya i gadając bzdury. A potem w nocy miewał napady bólów z powodu przemęczenia.

Nikt nie spodziewał się po Danie chociażby krzty powagi, był osobą, której najmniej się obawiano. Idealny człowiek do tej pracy. Znał każdego najdrobniejszego narkomana w mieście i w dodatku nie znosił handlarzy, odpowiedzialnych za całe zło. Nienawidził ludzi, z którymi zmuszony był obcować ostatnimi czasy, ażeby wpaść na trop rekinów narkotykowych. Sami nie brali narkotyków, ale to oni kierowali całym brudnym interesem.

Myśli Dana krążyły chaotycznie. Camilla… samotna i wystraszona w Liljegården. Zacisnął zęby na myśl o jej rozpaczy, kiedy to zupełnie logicznie wyciągnęła wniosek, że skoro Phillip nie może być mordercą, to musi nim być on. Nie wiedziała przecież, że był jeszcze ktoś inny.

Dan nie mógł jej powiedzieć o Helenie.

I do tego ta idiotyczna zagadka…!

Chciał, żeby stanowiła ostrzeżenie i dawała nadzieję. Camilla powinna wiedzieć, że jest ktoś, na kim może polegać. Ale wszystko potoczyło się inaczej i nieszczęsna strofka jeszcze pogorszyła całą sytuację.

Chłopak nie miał odwagi się ujawnić. Musiał do końca grać swą rolę lekkoducha. Swą miłość do osamotnionej Camilli rekompensował sobie natomiast karteczkami, które wymieniali w mrocznym korytarzu. Jako nieznajomy Przyjaciel mógł dodawać jej otuchy, przekazywać ciepło i poczucie bezpieczeństwa.

Jeden raz doznał wstrząsu, kiedy Camilla wskazała go w swym liście jako Uwodziciela. Nie mógł odpowiedzieć wprost na jej pytanie, nie powodując wielu kłopotów.

Mijali klub.

– Stop! – zawołał Dan. – To on. W tym oknie. Teraz moja rola skończona, już nie jestem wam potrzebny.

Wysiadł szybko z samochodu i zatrzymał taksówkę.

– Do Liljegården!

Dwóch policjantów w cywilu weszło do klubu i podeszło do Gregera. Coś do niego powiedzieli. Greger uniósł się zmęczony.

– Dzięki i chwała – westchnął. – To prawdziwa ulga. Nie miałem dość siły i odwagi, żeby samemu się na to zdecydować. I do tego jeszcze ta diablica…

– Kto? – spytał jeden z policjantów.

Greger nie słuchał go.

– Co z oczu, to z serca – wymamrotał. – Natychmiast kiedy wyjechała, jej władza w Liljegården się skończyła. Zamiast niej przyjechała Camilla… za późno. Chodźcie, panowie. Jestem gotowy.

Phillip stał przy drzwiach, Helena siedziała na krawędzi stołu, przytłaczająco piękna jak zawsze, w żółtym jedwabnym kostiumie. Camilla dostrzegła jednak w jej oczach coś, czego w nich wcześniej nie było.

– Co powiesz, Phillipie? Czy spróbujemy jeszcze raz z piecem? Myślę, że to było niezłe.

Phillip skrzywił się.

– Mord tak wiele komplikuje – odparł. – Uciążliwe pytania policji i tym podobne. Nie podobał mi się specjalnie pomysł ścięcia tej jabłoni.

– Dlaczego, Heleno? – spytała Camilla, próbując zachować spokój, choć serce waliło jej jak u wystraszonego pisklęcia. Właściwie to nie strach był najgorszy – najgorsza była świadomość, że jej nie lubili, że chcieli ją skrzywdzić, pozbyć się jej.

To raniło najbardziej.

Helena bawiła się nożem do rozcinania kopert, dotknęła czubkiem blatu stołu i okręciła dookoła.

– Dwa małe krzewy różane także chciałyby żyć. Dlatego trzeba usunąć jabłoń.

– Nadal nie rozumiem.

– Tak, chyba nie rozumiesz. Zawsze byłaś trochę ociężała. Zrozum, Phillip i ja zostaliśmy pozbawieni naszych dochodów.

– Co?

– Tak. Mieliśmy wspaniałe źródło. Ale to źródło ma kłopoty z własnym sumieniem, więc teraz musimy stworzyć własne. To jednak wiele kosztuje.

Helena mówiła samymi zagadkami, ale Camilla rozumiała z tego przynajmniej tyle, że chodziło o narkotyki.

– Rozumiesz, mała głupiutka Camillo, że John i ja pobieramy się za tydzień?

Camilla spojrzała bez wyrazu na swoją przyszłą macochę.

– I co?

– Nie uwierzyłaś chyba w to, że wyzdrowiał? Nie, naprawdę już z nim koniec. Ale ty musisz umrzeć pierwsza.

– Ojciec nie ożeni się za tydzień, jeżeli jego córka dziś umrze.

Jak można ze spokojem mówić o takich rzeczach? pomyślała Camilla. Wydawało się, że jeszcze nie całkiem to do niej dotarło. Było zbyt nierealne.

Helena machnęła zniecierpliwiona ręką.

– Po prostu znikniesz, rozumiesz? Kto będzie chciał cię szukać? Potem cię znajdą, po jakimś czasie.

– Rozumiem. Chodzi o jego pieniądze.

– Właśnie, Helena potrzebuje pieniędzy. I ja też – włączył się do rozmowy Phillip.

Camilla skierowała wzrok na Phillipa. Teraz domyśliła się, skąd ta jego napięta skóra i powolne ruchy. Phillip był narkomanem w zaawansowanym stadium, chyba już nieuleczalnym. W Camilli zbudziła się dzika, dusząca nienawiść do Heleny. Wyczuła instynktownie, że ona była całym mózgiem tego wszystkiego. Helena to szatan, Meduza z wężowymi włosami i wzrokiem, który zabija wszystko, co znajdzie się w pobliżu.

A Dan… czy on także był pod jej wpływem?

– Weźmiemy ją na górę na strych? – spytał Phillip z nadzieją.

– Z przyjemnością – odparła Helena. – Czy masz jakiś pomysł?

Skinął głową.

– Już zacząłem przygotowania. Zajrzę na górę i skończę to.

Jego oczy błyszczały ze szczęścia jak u dziecka podczas fascynującej zabawy.

– Jeżeli tak, to ja dotrzymam Camilli towarzystwa.

Sam na sam z Heleną… Nie, ta myśl była nie do wytrzymania. Camilla podjęła desperacką próbę ucieczki. Rzuciła się do holu, Helena za nią. Dopadła jej i obie runęły jak długie. Phillip zbiegł po schodach prowadzących na strych i wspólnymi siłami przycisnęli szarpiącą się Camillę do zniszczonego dywanu.

– Masz strzykawkę, Heleno?

– Tak, zaraz ją przyniosę.

Helena pobiegła do swego pokoju, a Phillip tymczasem przytrzymywał Camillę. Jego oczy błyszczały fanatycznym blaskiem.


Taksówkarz pomylił drogę i wjechał w małą uliczkę na tyłach Liljegården. Dan miał właśnie wyjaśnić, jak trzeba jechać, by trafić na właściwą drogę, gdy nagle znieruchomiał. Za domem stał zaparkowany samochód.

Ten samochód… Dan zamarł z przerażenia.

Ona tu jest! Czy dowiedziała się, że on i Camilla byli bliższymi przyjaciółmi, niż myślała? Próbował swoje uczucia do Camilli zachować w tajemnicy, nawet przed samą dziewczyną, bo Camilla nie należała do tych, którzy potrafili cokolwiek ukryć. W jej twarzy można było czytać jak w otwartej księdze.

Czy ktoś ich widział w barze hotelowym? Bardzo ryzykował, zabierając Camillę tego wieczoru ze sobą, ale miał za zadanie obserwować wtedy okolicę, a nie chciał zostawiać swej przyjaciółki samej w domu. Wiedział bowiem o niecnych planach Gregera uwiedzenia jej. Ze swej strony gorąco pragnął spędzić z Camillą cały wieczór. Ale ktoś mógł o tym donieść.

Dan przypomniał sobie pewną dziewczynę, z którą tylko rozmawiał kilka razy w mieście. Helena zobaczyła ich i wkrótce po tym dziewczyna uległa przykremu wypadkowi. Dan domyślał się, za czyją sprawą, i dlatego nie chciał tym razem ryzykować. Bał się o Camillę.

A może Helena zjawiła się tu w innej sprawie?

Pierwsza próba zabójstwa Camilli oszołomiła Dana. Nie mógł zrozumieć, kto za tym stał, nawet Phillip miał niezbite alibi. O drugą próbę zamordowania Camilli podejrzewał natomiast Helenę, ponieważ tamta dziewczyna miała właśnie wypadek samochodowy. Wtedy Dan postanowił być jeszcze ostrożniejszy w okazywaniu uczuć Camilli, a jednocześnie strzec jej jeszcze staranniej. Ale dziś wieczorem musiał ją opuścić, a tu stał wóz Heleny!

Helena i Phillip… Pupile dziadka, którzy z błyszczącymi oczami słuchali jego makabrycznych historii. Równie źli i cyniczni – i tak samo zręcznie ukrywający to przed światem. Dan wątpił, żeby Phillip zdolny był do popełnienia morderstwa, ale Helena nie cofała się przed niczym, jeżeli chciała coś osiągnąć.

Dan zapłacił za kurs, przeskoczył przez płot sąsiadów, minął dziedziniec i znalazł się na terenie Liljegården. Wszedł tylnym wejściem i skierował się w stronę pokoju Camilli. Nagle usłyszał jęk dochodzący z góry.

Wbiegł po schodach na górę. Jego oczom ukazała się przerażająca scena: Camilla leżała na podłodze, szarpiąc się i kopiąc, Phillip przytrzymywał ją, a Helena pochylała się nad dziewczyną ze strzykawką w ręku.

Dan z całej siły odepchnął Helenę na bok. Wrzasnęła ze złości.

Wtedy przyszła kolej na Phillipa, był to twardszy orzech do zgryzienia, ale Dan sobie poradził. Kiedy przyrodni brat został unieszkodliwiony, Dan przeciągnął go do pokoju Michaela i zamknął drzwi na klucz. Phillip został wyłączony z gry, przynajmniej na pewien czas.

Camilla postąpiła niepewnie parę kroków w stronę Dana, powtarzając jego imię. Objął ją i przytulił do siebie.

– Kochana – szeptał – kochana Camillo.

Teraz już niczego się nie bala. Dan był przy niej. To on był prawdziwym Przyjacielem i nareszcie się ujawnił. Camilla oparła głowę na jego zdrowym ramieniu, ogarnął ją błogi spokój.

Helena tymczasem podniosła się i oparła o balustradę. Rzuciła z pogardą:

– Próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość? Myślisz, że uda ci się zwieść tę biedną dziewczynę? Nie wierz mu, Camillo. On robi to tylko po to, żebym była zazdrosna! Dan szaleje za mną, rozumiesz, ale nigdy mnie nie zdobędzie, bo ja potrzebuję mężczyzny, a nie słabeusza!

Dan spojrzał na nią.

– Ile razy musiałem wyrzucać cię z mojego pokoju, Heleno? Nie możesz znieść tego, że jakiś mężczyzna ci odmawia?

Helena zaśmiała się ironicznie.

– Ty niby miałbyś mi odmówić?

– Tak. Odkryłaś mój słaby punkt, wiedziałaś, że jestem uzależniony od leków przeciwbólowych i próbowałaś namówić mnie do narkotyków. Miały mi przynieść ulgę. Ale ja wiedziałem, że jeśli posłucham twojej rady, wkrótce będziesz miała mnie w swojej mocy, tak jak to się stało z Phillipem i Michaelem. Tego jednak nie chciałem. Poza tym nigdy nie pociągałaś mnie fizycznie.

Helena z trudem łapała oddech. Dan, mówiąc dalej, obejmował opiekuńczo Camillę. Wiedział, co może najsilniej zranić Helenę.

– Tylko Camilla coś dla mnie znaczy. Do ciebie nigdy nic nie czułem.

Helena zakryła rękami twarz i rozpłakała się ze złości.

Camilla zrozumiała, że Helena naprawdę chciała zdobyć Dana – przypuszczalnie tylko jako eksponat do kolekcji – i że nigdy go nie dostała.

Drżąc ze zmęczenia Camilla podniosła głowę i napotkała spojrzenie Dana. Oboje uśmiechnęli się i pomyśleli o tym samym.

Dan nadal kochał Camillę.

Drewutnia. Ruchliwe chłopięce ręce, rozhisteryzowana dziewczynka, która biła rękami na oślep. O wiele bardziej gorące spotkanie w garderobie. Pocałunek w korytarzu dwojga bardzo młodych ludzi. Iskra, która zapaliła się między nimi.

Teraz byli dorośli. I nic się między nimi nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, ich uczucia przekształciły się w coś głębszego niż tylko fizyczny pociąg.

Helena zrozumiała to i z wściekłością krzyknęła do Dana:

– Co?! Naprawdę chcesz być z tą idiotką, która nie wie o tym, że ma zbyt szerokie biodra, żeby ubierać się w ten sposób, niezręczna, głupia i niewychowana krowa, która…

Głos Dana zabrzmiał jak trzask bicza:

– Wystarczy już, Heleno. Nie rób z siebie bardziej śmiesznej, niż jesteś.

Przez chwilę patrzyła na niego pustym wzrokiem, po czym wbiegła do swego pokoju i zamknęła drzwi na klucz.

– Zejdź na dół i zadzwoń po policję, Camillo – poprosił cicho Dan.

Wkrótce pojawili się funkcjonariusze. Wyważyli drzwi do pokoju Heleny. Wzięła zbyt dużą dawkę i jej życia nie można było już uratować.

Phillip natomiast został odwieziony do szpitala. Był już jednak tak zaawansowanym narkomanem, że o żadnej kuracji odwykowej nie mogło być mowy. Lekarze dawali mu zaledwie parę miesięcy życia.

Загрузка...