ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Raf skręcił w bramę posiadłości Sophii. W cieniu starych drzew okalających dom stało już kilka wozów. Tania uświadomiła sobie, że pochłonięci swoimi sprawami zapomnieli o upływie czasu i przyjechali ostatni.

Raf otworzył jej drzwiczki. Żadne okoliczności nie mogły wytrącić go z równowagi na tyle, by zapomniał o kurtuazji. Ujął ją lekko za łokieć i pomógł wydostać się z niskiego fotela aston martina. Potem, ku jej zaskoczeniu, objął ją łagodnie i przytulił do siebie. Zajrzała mu w oczy w nadziei, że zobaczy w nich miłość.

Wyzierająca z nich rozpacz odbiła się echem w jej własnym obolałym sercu. Raf uniósł dłoń i pogłaskał ją delikatnie po policzku. Musiał dotknąć jej choćby na chwilę.

– Nie można cię zastąpić, Taniu – powiedział zdławionym głosem.

Nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co robi, odwróciła głowę i przytuliła usta do wnętrza jego dłoni.

– Ciebie także nie – wyszeptała. Z piersi Rafa wydarł się stłumiony dźwięk. Ujął w dłonie jej twarz i przyciągnął do siebie, szukając ustami jej ust. Rozchyliła wargi, poddając się natychmiast sile jego pożądania. Pozwoliła, by pociągnął ją za sobą w wir namiętności i po chwili była już tylko częścią jego ciała.

W pocałunku Rafa był nienasycony głód i Tania nie mogła odmówić mu tego, czego tak rozpaczliwie potrzebował. Za bardzo go kochała. Straciła rachubę czasu. Dotyk jego warg rozpalał jej krew i czuła, że taki sam ogień płonie także w jego żyłach. Osuwali się w niepamięć, zatopieni w sobie, nieświadomi tego, gdzie się znajdują i po co tu przyjechali.

– A więc dlatego się spóźniacie! – Donośny głos Sophii przeszedł w radosny śmiech. – Jesteś taki sam, jak twój ojciec, Raf. Nie możesz utrzymać rąk z dala od żony!

Raf oderwał się od Tani, ale nie cofnął ramienia otaczającego jej talię.

– Przepraszam, mamo. – Na jego twarz wypłynął ciemny rumieniec.

Sophia skwitowała przeprosiny śmiechem.

– To bardzo dobrze, że się kochacie – oświadczyła, całując ich oboje z wylewną serdecznością. Ujęła dłonie Tani w swoje ręce.

– Kiedyś miałam taką figurę, jak ty. – Patrzyła na synową z dumą. – Mężczyźni byli nią zafascynowani, szczególnie ojciec Rafa. Zaowocowało to mnóstwem dzieci i ciut pełniejszą talią.

W rzeczywistości Sophia była gruba i obnosiła swą tuszę z ogromną godnością. Jej ciemne płonące oczy i zmysłowa twarz nadal przyciągały uwagę mężczyzn, ale Sophia nie chciała wyjść za mąż. Po ojcu Rafa inny mężczyzna byłby gorzkim rozczarowaniem.

– Mamusiu, z roku na rok jesteś coraz piękniejsza – powiedział Raf z podziwem.

Sophia promieniała zadowoleniem.

– Z roku na rok coraz lepiej kłamiesz – żachnęła się, ale komplement sprawił jej przyjemność. – Jestem twoją matką, więc ci wybaczam.

Tania patrzyła na nich w zadumie. Stanowili dwa różne światy, a byli sobie tak bliscy. Sophia, szczera i otwarta, Raf nieprzenikniony jak sfinks.

– Tatuś był namiętnym kochankiem – oświadczyła Sophia, nie kryjąc dumy. – Ach, co to były za czasy! Byłam młoda i bardzo atrakcyjna, prawda, Raf? Nie to, co teraz. Czasami tatuś nie mógł się doczekać, kiedy położę dzieci do łóżek. – Rzuciła Tani figlarne spojrzenie. – Na szczęście mogłam zawsze liczyć na pomoc Rafa. Był takim dobrym dzieckiem. Kąpał maleństwa i kładł je spać.

– Tak – odparł sucho. – Miałem w tym niezłą wprawę.

Sophia zatrzęsła się ze śmiechu.

– Raf będzie bardzo dobrym ojcem – szepnęła poufale, całując Tanię w oba policzki.

Może i tak, ale zdaje się, że ma już dość bawienia się w tatusia, pomyślała Tania w nagłym przypływie zrozumienia. Był nim, zanim jeszcze stał się dorosły. Nigdy nie pozwolono mu być po prostu małym chłopcem. Ale co się stało, to się nie odstanie, i ona na to nie miała wpływu.

Raf wyniósł z samochodu paczki z prezentami i wręczył je matce.

– Wszystkiego najlepszego, mamo! – zawołał i uśmiechnął się olśniewająco, skutecznie odwracając jej uwagę od wspomnień, których miał najwyraźniej dość.

Sophia nie zdawała sobie z tego sprawy. Cieszyła się, że ma syna przy sobie i tej radości nie mącił żaden niepokój. Nie zastanawiała się, co czuje Raf. Była przekonana, że jej pierworodny panuje nad swym życiem o wiele lepiej, niż ona panowała nad własnym.

Sophia nie zna swego najstarszego syna, pomyślała Tania ze zdziwieniem. Kocha go, uwielbia nad życie, ale nie ma pojęcia, jaki on jest naprawdę. Uważa go za duże, cudowne dziecko, które potrafi spełnić każde jej życzenie. Jakoś nie przyszło jej nigdy do głowy, że najstarszy syn może mieć własne potrzeby. Od najwcześniejszych lat dźwigał ciężar, który rodzice złożyli beztrosko na jego barki. Dźwigał go wiedząc, że jeżeli on temu nie podoła, nikt mu nie pomoże. Nigdy nie mówił, że czegoś potrzebuje.

Tania doznała olśnienia, zobaczyła wszystko z niezwykłą ostrością. Nagle znalazła odpowiedź na mnóstwo pytań, które niepokoiły ją od tylu miesięcy.

Czy to możliwe, by Raf utożsamiał ją z matką, ponieważ budziła w nim takie samo pożądanie, jak niegdyś Sophia w swoim mężu? Czy dlatego bronił się przed okazywaniem uczuć, by emocje nie zawładnęły także i jego życiem? Kto więc był jej prawdziwym wrogiem: przeszłość męża czy jego sekretarka?

I jedno, i drugie, zdecydowała. Będzie nadal zwalczała tę podstępną babę. Tutaj nic się nie zmieniło. Raf twierdził, że usunięcie Niki Sandstrom nie rozwiąże problemu, i miał rację, chociaż nie podejrzewał nawet, że przyczyna ich kłopotów leży w nim samym.

W czasie całodniowego hałaśliwego przyjęcia u Sophii Tania poczyniła mnóstwo obserwacji. Raf występował w charakterze męża opatrznościowego, któremu rodzina zwalała na głowę wszystkie swoje problemy. Nikt nie pomyślał, że „wspaniały brat R a f może sam potrzebować pomocy. Raf Niezłomny. Tyle tylko, że nie był niezłomny, nikt taki nie jest.

A czy ty dbasz o jego potrzeby, Taniu? wracało do niej pytanie babci.

Tak, oczywiście. Staram się.

Przez cały dzień robiła, co mogła, by przekonać rodzinę męża, że jej małżeństwo jest w kwitnącym stanie. Udowodniła Carltonom, że Raf ma najczulszą, najbardziej kochającą żonę pod słońcem.

Nagrodą był błysk ulgi w jego oczach, spojrzenie pełne wdzięczności, rozgrzewająca serce radość, że może stać u jego boku. Nieważne, czy to było na pokaz, czy nie.

Sprawiła, że Raf czuł się szczęśliwy. Okazywała mu miłość na sto różnych sposobów, biorąc go za rękę, dolewając mu wody sodowej do szklanki, całując w ucho.

Wychodzili ostatni. Raf robił to z wyraźną niechęcią i miała nadzieję, że żal mu tych paru beztroskich godzin w ich pełnym trosk małżeństwie. Chciał, by ten dzień trwał w nieskończoność, chociaż w rzeczywistości już się skończył.

I nie przyniósł żadnego rozwiązania, myślała idąc do samochodu. Nagle uświadomiła sobie, że to nieprawda. Zrozumiała przecież motywy postępowania męża. Dlaczego nie chciał uchodzić za nieudacznika, dlaczego musiał być nieugięty. Nie robił tego dla siebie, odpowiadał za szczęście całej rodziny. Jego klęska oznaczałaby klęskę wszystkich Carltonów. Gdyby tu z nim dziś nie przyjechała, urodziny Sophii zmieniłyby się w rodzinną stypę.

Sophia odprowadziła ich do samochodu, nie kryjąc nadziei, że już wkrótce przyjadą, by obwieścić „szczęśliwą nowinę”. Rozwodziła się szeroko nad urokami macierzyństwa i nie zauważała gniewnych błysków w oczach syna.

– Mamo! – przerwał jej w końcu Raf. – Czekałem na Tanię bardzo długo. Na razie chcemy cieszyć się sobą, więc proszę, nie nalegaj. Kiedy zdecydujemy się na dziecko, na pewno cię o tym zawiadomię.

Sophia ścisnęła Tanię za rękę. Jej ukochany syn zrobi oczywiście to, co sam postanowi. Spojrzała znacząco na synową. Mężczyźni to głupcy, mówiły jej wyraziste oczy. Będziesz musiała go jeszcze wiele nauczyć.

Tania uśmiechnęła się smutno. Nie miała już szans nauczyć Rafa czegokolwiek.

– Zadzwońcie, gdyby coś się wydarzyło – dodała Sophia zachęcająco.

– Tak, mamo – odparł uprzejmie. Tania zobaczyła w jego oczach stalowy błysk.

Sophia robiła wszystko, by zepsuć sprawę, którą tak bardzo chciała wygrać.

Raf pomógł żonie wsiąść do samochodu, potem pożegnał się z matką.

Tania przeklinała w duchu ślepotę teściowej, gdyż Raf wyraźnie stracił humor. Prowadził wóz w milczeniu, patrząc prosto przed siebie, nieobecny i wrogi.

Nie miała cienia wątpliwości, że mąż nie chce założyć rodziny. Może nigdy nie będzie chciał. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo musiał jej pragnąć, skoro zdecydował się na ustępstwa. Zrobił to, żeby z nim została.

Zjechał na pobocze i zatrzymał wóz.

Spojrzała na niego pytająco, niepewna, co to ma znaczyć. Zwrócił ku niej twarz. Jego oczy straciły swój twardy, niezłomny wyraz. Patrzył na nią bezradnie, jak człowiek, który spodziewa się bólu, choć nie wie, skąd nadejdzie. Sięgnął po jej rękę i ostrożnie oplótł ją palcami.

– Dziękuję ci, Taniu – odezwał się lekko schrypniętym głosem i zrozumiała, że dziękuje jej nie tylko za przedstawienie, w którym odegrała główną rolę.

– Cała przyjemność po mojej stronie – powiedziała miękko.

Wzrok Rafa powędrował ku ich splecionym dłoniom. Wziął głęboki oddech.

– Pewnie nigdy ci nie mówiłem… – Nie patrzył na nią – co to znaczy… mieć ciebie, nie tylko w sensie fizycznym. Czułem, że jesteś moją… nagrodą. – Skrzywił się. – Nie pytaj, za co.

Nie musiała. Wiedziała dość, by zrozumieć, o czym mówi. Słowa babci odbiły się echem w jej pamięci… „pragnąć i potrzebować to dwie różne rzeczy”. Tania zaczynała rozumieć różnicę.

Raf spojrzał na nią błagalnie.

– Nie zdawałem sobie sprawy, że postępuję samolubnie. Zrozumiałem to dopiero teraz. Uważałem, że powinnaś chcieć tego samego, co ja, i złościłem się, kiedy okazywałaś własne pragnienia. Zdawało mi się, że wiem wszystko najlepiej. Myliłem się, prawda?

Serce zabiło jej szybciej.

– Tak, myliłeś się – powiedziała cicho wiedząc, jak ciężko przyjdzie mu przełknąć upokorzenie.

Pewne rzeczy musiały zostać powiedziane, wiedziała jednak, że jeżeli przeciągnie strunę, Raf zamknie się z powrotem w swojej skorupie.

Wzrok mu na moment stwardniał. Przyznanie się do winy było niemal ponad jego siły. Po chwili zacisnął palce na jej dłoni.

– Nie chcę cię skrzywdzić, Taniu – powiedział miękko – nigdy nie chciałem. Muszę chyba ponownie przeanalizować sytuację.

Skinęła głową z ogromną ulgą. Sprawy przybierały pomyślny obrót.

Pochylił się ku niej z poważnym wyrazem twarzy.

– Dlaczego odeszłaś? Powiedz mi prawdę. Czy to z powodu Niki?

Tania milczała przez dłuższą chwilę. Od jej odpowiedzi zależało bardzo wiele, chciała ją sobie przemyśleć.

Harry miał całkowitą rację, Raf musi znać prawdę. Nie ma nic gorszego niż błądzenie we mgle.

– Gdybyś traktował mnie inaczej – powiedziała przez ściśnięte gardło – bardziej po partnersku, Nika nigdy nie stałaby się problemem. Stara się zepchnąć mnie na margines, ale potrafiłabym to znieść, gdybyś ty nie robił tego samego.

– Rozumiem – szepnął, uwalniając jej dłoń. Przymknął oczy rozważając to, co przed chwilą usłyszał. – Czy ten problem jest nadal aktualny? – zapytał po chwili.

Uśmiechnęła się z lekka. Miał nadzieję, że powie „nie” i będzie można zapomnieć o całej sprawie.

– A jak myślisz? Westchnął ciężko.

– Myślę, że tak. Otworzyła usta, żeby zapytać, co wobec tego ma zamiar zrobić, ale zrezygnowała. Wprawdzie Raf zaczynał się otwierać, ale nadal był twardym, niezależnym człowiekiem. Jego skorupa twardniała przez trzydzieści cztery lata. Rozłupanie jej było poważną operacją. Użyła już w tym celu maczugi, teraz przyszła kolej na subtelniejsze narzędzia. Wyłożyła karty na stół, teraz ich życie zależało od tego, którą z nich wybierze.

Mimo że nie obiecał jej niczego konkretnego, czuła, że rozwiązanie sprawy Niki nie jest beznadziejne. Jeżeli rzeczywiście miał zamiar przemyśleć sytuację, istniała szansa, że odkryje prawdę.

Uśmiechnął się nagle tym swoim znaczącym, obiecującym uśmiechem, który sprawiał, że zapominała o wszystkim prócz tego, że jest kobietą.

– Mamy tu sytuację jak z „Paragrafu 22”. – Nie przestawał się uśmiechać. – Znalazłem się w potrzasku. Jeżeli będę się z tobą kochał, powiesz, że pragnę tylko twego ciała, jeżeli nie będę, poniesiemy niepowetowaną stratę.

Uniósł pytająco brwi. W jego roziskrzonych oczach czytała obietnicę wszystkich możliwych rozkoszy.

– To nie jest najodpowiedniejsze miejsce, ale czy masz ochotę się ze mną kochać? Teraz, zaraz?

Propozycja była nęcąca. Tak, miała ochotę się kochać! Tu, teraz! Z nim mogła to robić wszędzie. Potrafił nadać wszystkiemu nieprawdopodobnie erotyczną treść. Wiedziała, że byłoby wspaniale, przez chwilę, a potem odwróciłby się od niej, zaspokojony…

– Nie, Raf – odparła z wysiłkiem, bo uczucia malujące się na jej twarzy zadawały kłam słowom.

– Wróć ze mną do domu, Taniu – powiedział miękko i było to zaproszenie do miłości, o jakiej w samochodzie nie mogła nawet marzyć.

Odrzucenie tej propozycji omal jej nie zabiło, ale zrobiła to. Odwróciła gwałtownie głowę, żeby nie widzieć kuszącego wzroku Rafa.

Usłyszała jego westchnienie.

– Wydawało mi się, że nie udawałaś dzisiaj… u matki. Myślałem, że może zmieniłaś zdanie.

– Nie udawałam – odparła zwięźle. – I nie zmieniłam zdania.

– Taniu… – Włożył w to jedno słowo cały swój uwodzicielski kunszt. Przesunął zmysłowo opuszkami palców po jej ramieniu i dopiero potem dotknął twarzy. Delikatnie odgarnął jej włosy za ucho.

– Spójrz na mnie – zamruczał. Serce tłukło się w niej boleśnie. Zacisnęła konwulsyjnie dłonie, wbijając paznokcie w ciało.

Nie podda się. Nigdy, nigdy! Jeżeli ulegnie, Raf wsadzi ją z powrotem do złoconej klatki, tym razem już na dobre.

Odwróciła głowę i spojrzała mu w twarz. W jej oczach zobaczył mękę pożądania i tęsknoty.

– Postawiłam pewien warunek, Raf – powiedziała ze smutkiem – i nie cofam go. Jeżeli będziesz naciskał, prawdopodobnie ci się oddam, ale to niczego nie zmieni. Nadal nie chcę wrócić z tobą do domu.

Odsunął się z grymasem niezadowolenia. Patrzył zdumiony w jej oczy płonące pełnym zdeterminowania uporem.

– Ale dzisiaj… – Uniósł dłonie w błagalnym geście. Tania nie mogła tego znieść. Odwróciła głowę i patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem.

– Dzisiejszy dzień był bardzo miły – odezwała się nieswoim głosem. – Dziękuję ci za te parę cudownych godzin, ale przyjemnie spędzony dzień nie jest podstawą, na której można budować życie. Zanim zdecyduję się wrócić do domu, muszę mieć pewność, że załatwiłeś wszystko tak, jak prosiłam.

Raf opadł na oparcie fotela.

– Ostrzegam cię, Taniu! – powiedział ponuro. Jego gniew i frustracja uderzyły w nią ciężką falą, serce ścisnęło się bólem. – Przeciągasz strunę. Nie dam się owinąć wokół palca, a już na pewno nie zrobię czegoś, co uważam za złe.

Pochylił się, włączył silnik i samochód znów pomknął szosą. Droga powrotna zajęła im nie więcej niż pół godziny. Raf nie odezwał się ani słowem, ona także nie. Zagryzła usta, walcząc ze łzami, które podchodziły jej do gardła.

Chciał, żeby pogodziła się z istnieniem tej blond żmii!

Gdyby do niego wróciła, byłby bardziej pobłażliwy i uważny, ale wspaniała sekretarka nadal plątałaby się u jego boku. Chciał kompromisu, by zachować i wdzięki żony, i intelekt asystentki. Po tygodniu rozmyślań zdecydował, że pretensje Tani są bezpodstawne, wrócili więc do punktu wyjścia.

To tyle, jeżeli chodzi o nawiązywanie kontaktu z drugim człowiekiem, pomyślała z goryczą.

Raf odprowadził ją aż do stopni werandy.

– Dziękuję ci za dzisiejszy dzień – powiedział, nie patrząc jej w oczy. – Doceniam… twoje wysiłki.

Tania milczała, nie ufając własnemu głosowi. Skinęła tylko głową i odeszła.

Загрузка...