ROZDZIAŁ JEDENASTY

Nie wszystko było jeszcze stracone. Zaledwie godzinę później Raf zadzwonił. Tania podbiegła do telefonu szarpana na przemian nadzieją i zwątpieniem. Czy to możliwe, żeby zmienił zdanie?

– Chciałbym zaprosić cię na kolację jutro wieczorem – powiedział. – Obiecuję, że nie będę cię męczył. Chcę po prostu być z tobą, dobrze?

– Tak – odparła zastanawiając się, czy za tym zaproszeniem nie kryje się coś więcej. Jutro Raf spotka się z Niką. Może zdecyduje się zakończyć tę sprawę?

Zapytał jeszcze, o której godzinie ma po nią przyjechać, po czym szybko zakończył rozmowę.

– Babciu, co to wszystko znaczy? Bea była zorientowana w sytuacji, gdyż wnuczka zdążyła już wypłakać swą rozpacz na jej ramieniu.

– Może Raf nie chce dać za wygraną? – zasugerowała z niewyraźnym uśmieszkiem.

I miała rację.

Niemal codziennie Raf zapraszał żonę na kolację. Te wyprawy nie miały nic wspólnego z interesami. Zabierał ją do najlepszych restauracji w Sydney w celach czysto prywatnych. Dopytywał się o pracę u Grahama, opowiadał o transakcjach, nad którymi pracuje, rozmawiali na wszystkie możliwe tematy. Dotykał jej tylko wtedy, kiedy wymagała tego uprzejmość. Nie próbował nawet pocałować jej na dobranoc.

Prowadził bardzo sprytną i bardzo dobrze przemyślaną kampanię, której ostatecznym celem było odzyskanie żony. Na początek chciał udowodnić, że nie jest dla niego jedynie „rzeczą”. W pewnym sensie była mu bardzo wdzięczna za te starania, nie mogła jednak zapomnieć, że dokładnie to samo robił przed ślubem. Nie miała już żadnej pewności, że historia się nie powtórzy.

Każde spotkanie było jedną wielką udręką. Spędzali wieczory przy restauracyjnych stolikach, marząc tylko o tym, by paść sobie w ramiona. Narzucony sobie całkowity zakaz jakiegokolwiek kontaktu fizycznego rodził w nich ciężką, stale pogłębiającą się frustrację. Tania wiedziała, że Raf czekał, żeby się załamała.

Jednak Nika Sandstrom była nadal zadomowionym gościem w jego życiu.

– Czy ona ciągle jest z tobą? – zapytała Tania pierwszego wieczoru.

– Tak, Nika ciągle u mnie pracuje. – Położył nacisk na słowo „pracuje”.

Kilka dni później Tania zadała kolejne pytanie.

– Czy Nika Sandstrom wie, że spotykamy się wieczorami?

– Nie mam pojęcia – odparł niedbale. – Jeżeli wie, to nie ode mnie – dodał z naciskiem.

– Czy mam przez to rozumieć, że nie omawiasz z nią naszego życia prywatnego? – dopytywała się, chcąc wyjaśnić tę sprawę do końca.

Wydawało jej się, że dostrzega błysk zawstydzenia w jego oczach. Spojrzał na nią z wyrazem ostatecznej determinacji.

– Żałuję, że to zrobiłem. Uwierz mi, Taniu. Obiecuję, że to się już nigdy nie powtórzy.

Omal się nie załamała. Pragnęła mu uwierzyć, pragnęła tego całym sercem. Niestety, pojawił się nowy problem, który zepchnął w cień wszystkie inne sprawy.

Przestała brać pigułki antykoncepcyjne, ale nie dostała miesiączki. Okres spóźnił się już o dziesięć dni. Myślała z przerażeniem, co stanie się z nią i Rafem, kiedy okaże się, że jest w ciąży. Miała absolutną pewność, że mąż nie chce dziecka, ona zaś nie wyrzeknie się go za nic w świecie.

Odczekała jeszcze parę dni licząc na to, że stres ostatnich tygodni mógł spowodować zaburzenia cyklu. W końcu zdecydowała się zrobić test.

Był pozytywny.

Świadomość, że nosi w sobie dziecko Rafa, nie dała jej radości, o jakiej kiedyś marzyła. Okoliczności nie sprzyjały wybuchowi entuzjazmu. Wprawdzie Raf zgodził się na powiększenie rodziny, ale wiedziała aż za dobrze, że zrobił to pod przymusem. Nie chciał dziecka. Pamiętała, jak zareagował na nalegania Sophii.

Czy Raf uwierzy, że zaszła w ciążę przypadkiem, czy też uzna, że wzięła sprawy w swoje ręce? Nie wróciła do domu tamtej pamiętnej nocy, zapomniała o pigułce. Z całą pewnością obarczy ją winą za to, co się stało, nawet kiedy wytłumaczy mu, jak do tego doszło.

Pomyśli, że oszukała go i będzie oszukiwała za każdym razem, kiedy nie uda jej się postawić na swoim. Nigdy jej specjalnie nie ufał, a teraz przestanie w ogóle. Ale to było jego dziecko i Tania pragnęła, by wychowało się w poczuciu bezpieczeństwa, jakie daje obecność obojga rodziców.

Wiedziała, że Raf nie skrzywdzi własnego dziecka. Zrobi wszystko, by zapewnić mu optymalne warunki, nie dopuści, by było dzieckiem rozwiedzionych rodziców. Ale co stanie się z nimi, z nią i z Rafem? Myślała o tym z trwogą.

Nie mogła odwlekać nowiny w nieskończoność. Musiała podjąć decyzję i powiedzieć mężowi, że wraca, bez względu na to, czy panna Sandstrom zostanie, czy zniknie z jego życia. Dobrze chociaż, że Raf nabrał pewnego dystansu do swej zbyt osobistej sekretarki. Miała nadzieję, że to się nie zmieni i w przyszłości będą mogli rozwiązywać swoje problemy sami, bez niszczycielskiego wpływu jasnowłosej wiedźmy.

Zamęt w jej umyśle sięgał szczytu, kiedy ponownie spotkała Jorgana Jorganssona.

Harry zdecydował, że duński przedsiębiorca będzie interesującym gościem w jego programie, ściągnął go więc do studia na wstępną rozmowę. Chciał zrobić rozrywkowo – informacyjny show i zaprosił Jorganssona na lunch, żeby go zrelaksować. Wychodzili już z biura, kiedy na jednym z korytarzy natknęli się na Tanię.

Zainteresowanie Jorganssona osobą pani Carlton odżyło z nową siłą. Przywitał ją ciepło, a dowiedziawszy się, że jest asystentką Grahama, uparł się, żeby poszła z nimi na lunch. Stawiało to Tanię w dosyć niezręcznej sytuacji. Nie chciała obrazić Duńczyka otwartą odmową, z drugiej jednak strony nie miała ochoty znosić jego umizgów.

Widząc jej konsternację, Harry mrugnął porozumiewawczo.

– Bierz torebkę, zatroszczę się o ciebie. Wyjście do knajpy dobrze ci zrobi.

Słowa Grahama wprawiły Jorganssona w lekkie osłupienie, natomiast Tania odzyskała pewność siebie. Wiedziała, że w towarzystwie szefa nie grożą jej żadne niemiłe niespodzianki.

Pojechali do restauracji w północnej dzielnicy Sydney. Harry jak zwykle stanął na wysokości zadania i tłumił zapędy Jorganssona, który próbował nawiązać z Tanią bliższe kontakty. Na stół wjechały przekąski, kiedy nagle Graham rzucił jej ostre, ostrzegawcze spojrzenie. Potem uśmiechnął się i zauważył niedbale:

– Ta knajpa musi być bardzo popularna wśród biznesmenów. Właśnie zjawił się twój mąż.

Serce podeszło jej do gardła. Tego tylko brakowało, żeby Raf zobaczył ją w towarzystwie dwóch facetów, o których był wściekle zazdrosny! Nie będzie zachwycony. Nawet kryształowa niewinność nic jej nie pomoże. Przywołała uśmiech na twarz i odwróciła się w stronę drzwi.

Raf nie był sam. Nika Sandstrom maszerowała u jego boku. Tania poczuła, że wymuszony uśmiech zamiera jej na ustach. Skoro on mógł przyjść tu z Niką, w celach służbowych oczywiście, ona mogła przyjść z Harrym, w celach służbowych rzecz jasna, i niech sobie Raf myśli, co chce! Do diabła z nim, nie zrobiła przecież nic złego!

Nie dostrzegł jej jeszcze. Niezmordowana asystentka skupiała na sobie całą jego uwagę. Przeszli przez salę, kierując się w stronę zarezerwowanego stolika. Wtem, jakby przyciągnięty siłą jej wzroku, Raf odwrócił głowę.

Jego spojrzenie wyłowiło ją natychmiast z tłumu ludzi. Uśmiechnęła się z wysiłkiem i uniosła dłoń w geście powitania. Raf objął błyskawicznym spojrzeniem stolik i siedzących przy nim mężczyzn. Twarz ściągnęła mu się gniewem, ale po chwili powrócił na nią zwykły spokój. Robienie z siebie widowiska nie leżało w jego charakterze. Odwrócił się ku Nice, powiedział parę słów i ruszył w stronę żony.

Po raz pierwszy w życiu panna Sandstrom straciła rezon. Patrzyła w osłupieniu za oddalającym się szefem. Tania odnotowała ten fakt z prawdziwą satysfakcją.

– Cześć, kochanie – rzekł Raf z uśmiechem.

– Jorgan… Graham – przywitał mężczyzn uprzejmym skinieniem głowy i zwrócił się do żony. – Nie mówiłaś, że tu dzisiaj będziesz. – W jego głosie nie było nawet cienia pretensji, jedynie niewinne zdziwienie, ale Tania wyczuwała jego napięcie, wiedziała, że umysł Rafa wysyła alarmujące sygnały.

– Nie wiedziała – wtrącił dobrodusznie Harry.

– Oderwałem ją od pracy, żeby nam towarzyszyła na wypadek, gdybym potrzebował pomocy. Twoja żona ma nieprawdopodobną pamięć. Potrafi odtworzyć rozmowę z dokładnością co do słowa. Ale co ja ci będę mówił! Wiesz o tym lepiej ode mnie. Musi być dla ciebie bezcenna.

W oczach Rafa błysnęło zdziwienie, ale twarz pozostała kamienna.

– Tak. Nie wiem, co bym bez niej zrobił – odpowiedział gładko.

Kochany, stary Harry. Tania pomyślała o szefie z czułością. Uśmiechnęła się szeroko.

– Nie przeszkadzaj sobie, kochanie. Twoja asystentka patrzy w naszą stronę i czeka na ciebie. Macie na pewno mnóstwo pracy.

Tym razem Raf nie był w stanie ukryć zdziwienia. Zobaczyła w jego oczach ogromny znak zapytania.

– Tak, rzeczywiście. Miłego lunchu, Taniu. – Dlaczego ona przyjęła to tak spokojnie? – Zobaczymy się wieczorem. Jeżeli nadal będziesz miała ochotę – dodał z ledwo wyczuwalną nutą sarkazmu.

– Z całą pewnością – odparła z zapałem. Odprężył się nieco.

– O zwykłej porze? W tym pozornie niewinnym pytaniu kryło się ostrzeżenie pod adresem obu panów: „Ona jest moja, nawet jeżeli chwilowo wymknęła się spod kontroli”.

– Tak – odparła i było to także potwierdzenie tego nie wypowiedzianego roszczenia własności. Należała do niego. Może z nim walczyć, może go nawet znienawidzić za jego ślepotę, buntować się przeciwko jego obsesji posiadania, ale była jego. I powie mu to dzisiaj wieczorem. Miała dość.

Raf uśmiechnął się zimno do obu panów i wrócił do swojego stolika. Tania zobaczyła rozjaśnioną radością twarz Niki. Panna Sandstrom nie traciła nadziei. Jedyną pociechą była myśl, że Raf nie miał zamiaru pójść z nią do łóżka, Tania była tego prawie pewna. W przeciwieństwie do męża wiedziała, z jaką radością gorliwa asystentka spełniłaby rolę pocieszycielki. Po dzisiejszej nocy Raf nie będzie potrzebował niczyjego współczucia, już ona o to zadba.

Harry westchnął teatralnie, aby zwrócić na siebie jej uwagę.

– Ten twój mąż zawsze był dla ciebie wystrzałowym facetem, co? – zauważył chytrze.

– Zawsze będzie jedynym mężczyzną mojego życia – odparła z uśmiechem w oczach.

Harry wyjaśnił Jorganowi sytuację, nie kryjąc nadziei, że Duńczyk przestanie bujać w obłokach i skoncentruje się na problemach zawodowych.

Jorgan Jorgansson był człowiekiem pragmatycznym, nie upierał się przy rzeczach niemożliwych. Wzruszył ramionami. Dlaczego kobiety są takie, jakie są? Raf Carlton był ekspertem w dziedzinie handlu, ale o kobietach nie miał pojęcia, więc dlaczego ona go tak kocha?

Jest nieobliczalna, zdecydował i spojrzał na nią. Była cudownie piękna. Rzadki klejnot, który powinien być traktowany z największą czcią. Tyle mógłby jej dać! Wszystko, czego by zapragnęła… Beznadziejna sprawa. A więc wróćmy do biznesu. Jorgan skoncentrował swą uwagę na Grahamie i reszta lunchu upłynęła bez incydentów.

Wychodząc z restauracji, pomachała Rafowi na pożegnanie. Odpowiedział jej uśmiechem i wzrok Tani powędrował ku Nice. Sekretarka ani drgnęła, niczym nie dała po sobie poznać, że żona szefa jest istotą cielesną. Dla niej nie istniała. Nie warto było odrywać wzroku od pięknej twarzy Rafa Carltona.

Tania miała wielką ochotę przemaszerować przez salę i doprowadzić do konfrontacji, ale wiedziała, że nie powinna tego robić. Wyszłaby na kretynkę, piszczącego kociaka, któremu ktoś nadepnął na ogon. Nika przeciwnie, ani na chwilę nie straciłaby wyniosłego spokoju. Ucieleśnienie gnębionej niewinności!

Tania zdecydowała, że w przyszłości nie pójdzie nigdzie, gdzie mogłaby spotkać Nikę. Odetnie sobie nos, wyrwie przednie zęby, jeżeli okaże się to konieczne, ale nie pozwoli się tak poniżać.

Wróciła do domu i zabrała się za pakowanie.

– Sytuacja się zmieniła, babciu. Wracam do Rafa – oświadczyła.

– O! Czy Raf cię o to poprosił? – Bea uniosła pytająco brwi.

– Nie. To jednostronna decyzja.

– No cóż, dobrze było mieć cię znowu w domu, ale jestem pewna, że twoja decyzja sprawi mu przyjemność – odparła Bea ciepło. Tania uśmiechnęła się. Babcia była zadowolona z jej decyzji, pozostawał jeszcze problem dziecka. Nie powiedziała Bei o swojej ciąży. Chciała, żeby Raf dowiedział się pierwszy. W głębi duszy miała nadzieję, że radość z jej powrotu złagodzi wstrząs wywołany perspektywą posiadania potomka.

Ubierając się w swą ulubioną, wąską jak futerał sukienkę w czerwone róże drżała z wewnętrznej radości. Jej serce zdawało się nucić triumfalną pieśń.

Wyniosła walizki na werandę. Chciała, żeby mąż dowiedział się o jej decyzji natychmiast, kiedy tylko pchnie furtkę do ogrodu. Miała nadzieję, że będzie szczęśliwy. W końcu kampania, którą prowadził tak wytrwale, okazała się zwycięska.

Była dokładnie siódma trzydzieści, kiedy Raf nacisnął dzwonek u drzwi. Tania otworzyła je na oścież. Marzyła już tylko o tym, by znaleźć się w jego ramionach. Rafowi wystarczył jeden rzut oka, by zrozumieć, że walka się skończyła. Przez chwilę patrzył na jej ożywioną szczęściem twarz, potem nastąpiło kilkanaście minut ekstatycznego szaleństwa. Padli sobie w ramiona, dając upust tak długo hamowanej namiętności. Jak dobrze było znów czuć się wolnym, wyrażać otwarcie swoje uczucia, nie walczyć z własnym spragnionym ciałem! Lgnęli do siebie gorączkowo, odkrywając na nowo kształt pleców, ramion, piersi, natarczywość warg…

– Czy musimy iść na kolację? – zapytał w końcu z ustami przy jej uchu. Czuła przy sobie jego twarde, pulsujące uda, gorący oddech owiewał jej szyję.

– A masz coś w lodówce? – Rozkoszowała się upajającym zapachem jego ciała.

– Coś tam mam. – Wydał z siebie westchnienie głębokiej satysfakcji.

Udało im się jakoś pożegnać babcię, która wydawała się z lekka zdziwiona ich nagłym, oszalałym pośpiechem. Upchnęli walizki na tylnym siedzeniu aston martina. Powietrze wokół nich zdawało się skrzyć napięciem. Raf prowadził samochód spokojnie i pewnie, ale Tania wiedziała, że triumfuje. Odzyskał żonę! Raf, niepokonany zdobywca.

Puszczał jej rękę tylko wtedy, gdy musiał zmienić bieg.

Mam nadzieję, że nam się uda, modliła się w duchu. Za dzień albo dwa, kiedy przestanie działać urok nowości, Boże, proszę cię, nie pozwól nam wrócić do tego, co było.

Potem myśl o dziecku uświadomiła jej, że nie ma szansy odwrotu. Wszystko, co zdarzy się w przyszłości, będzie miało zupełnie inny wymiar.

Spojrzała na Rafa.

– Kocham cię – powiedziała, wkładając w to słowo całą siłę swojej miłości.

Ścisnął mocniej jej rękę. Nie potrafił mówić o swoich uczuciach.

Prawdopodobnie uważa to za słabość, myślała. Potem uświadomiła sobie, że mężczyzna taki jak Raf odruchowo broni się przed okazywaniem słabości, ale to nie znaczy, że jest twardy. W ciągu ostatnich tygodni wielokrotnie widziała w jego oczach bezradność i lęk. Raf odczuwał wszystko bardzo głęboko, nie chciał jedynie tego okazać.

Przyjechali do domu. Tania poszła do kuchni, a Raf zaniósł bagaże na górę, do sypialni. Nie była głodna, myślała o jedzeniu z niechęcią. Otworzyła lodówkę i gapiła się bezmyślnie na jej zawartość. Wtem poczuła obecność Rafa i uniosła głowę. Stał w drzwiach i patrzył na nią z wyrazem radosnej satysfakcji.

– Dobrze mieć cię tu znowu – powiedział i w jego głosie brzmiała nuta głębokiego uczucia.

Roześmiała się radośnie.

– Tutaj, w kuchni?

– Nie. – Uśmiechnął się i potrząsnął głową. – W domu. Był bardzo pusty… bez ciebie.

Jak na Rafa było to bardzo czułe wyznanie. W ten sposób chciał jej powiedzieć, ile dla niego znaczy.

A więc odczuwał pustkę, której nie potrafiła wypełnić nawet Nika Sandstrom, pomyślała Tania z satysfakcją.

– Co byś zjadł? – zapytała.

– Nie jestem głodny. Zjem to, co ty. Serce zabiło jej mocniej. Wiedziała, czego on chce, widziała głód w jego oczach, ale zwlekała udając, że się namyśla.

– Chyba też nie jestem głodna. Zapomnijmy na razie o kolacji – powiedziała lekko schrypniętym głosem.

Zamknęła drzwi lodówki i odwróciła się ku niemu. W jej oczach wyczytał obietnicę zadośćuczynienia za ból, który mu zadała.

Wziął ją łagodnie w ramiona i trzymał przy sobie, jakby nie pragnął niczego więcej, jakby wystarczała mu świadomość, że jest blisko. Otarł się policzkiem o jej włosy, powoli, delikatnie. Zbliżył usta do jej warg z czułością, która nie miała przerodzić się w namiętność, a jednak ten pocałunek poruszył ją bardziej niż najbardziej wymyślna pieszczota. Miała wrażenie, że Raf tuli do siebie jej serce.

Uniósł głowę i spojrzał jej w twarz oczami, które ciemniały z pożądania.

– Chcę się z tobą kochać, Taniu – wyszeptał zduszonym głosem. – Chcę wymazać z twej pamięci ten ostatni raz. Chcę, żebyś znowu czuła, że jesteś dla mnie kobietą, nie przedmiotem. Chcę ci to udowodnić. Pozwolisz mi?

– Tak – odszepnęła ze wzruszeniem. Zaniósł ją do sypialni, tuląc mocno do siebie. Traktuje mnie jak dziecko, pomyślała i nagła myśl przeszyła jej umysł… Czy powinna powiedzieć mu już teraz, czy lepiej poczekać? Jeżeli powie mu od razu, zanim będą się kochać, Raf pomyśli, że wróciła tylko z powodu dziecka. Ale jeżeli nie powie, będzie podejrzewał, że próbuje owinąć go sobie wokół palca.

Nie, nie, przecież to on chciał się kochać. Chciał mieć ją dla siebie, wszystko inne było bez znaczenia, dla niej także. O dziecku powie mu później.

Ułożył ją na łóżku i wyciągnął się obok. Pieścił wzrokiem twarz żony, podczas gdy jego palce delikatnie rozczesywały jej włosy.

– Tak bardzo brakowało mi widoku twej twarzy, oglądanej tak jak teraz, wśród rozsypanych włosów. – Głos mu się rwał. – Brakowało mi ciebie… twojego ciała… zapachu… smaku twej skóry. Leżałem bezsennie po nocach… marząc, że jesteś przy mnie, że wystarczy wyciągnąć rękę, by cię dotknąć.

– Ja też tęskniłam – wyszeptała. Uniosła rękę i rozpięła mu koszulę. Przyłożyła dłoń do bijącego głośno serca.

Przeszył go dreszcz rozkoszy. Delikatnie zabrał jej rękę ze swojej piersi, uniósł do ust i ucałował wnętrze dłoni. Zbliżył usta do jej warg i po chwili wszelkie dzielące ich bariery przestały istnieć.

Tym razem Tania nie walczyła z jego potrzebą dominacji. Poddała mu się z radością, bo dzisiaj wszystko było inaczej. Wiedziała, że nie jest dla niego jedynie pięknym ciałem. Kochał się z nią z powolną, nieskończoną czułością, która podniecała bardziej niż gwałtowna namiętność. Uczucie obezwładniło ją, czuła, że kocha tego człowieka aż do bólu.

Raf nie spieszył się. Widok ich nagich ciał, zapach, smak skóry zafascynowały go. Chciał rozciągnąć tę chwilę w nieskończoność. Odzyskanie tego, co wydawało się utracone na zawsze, wyostrzyło mu zmysły. Odkrywał na nowo jej ciało, przepełniony wdzięcznością za miłość, którą go obdarzała.

Nawet on, z całą swą umiejętnością panowania nad sobą, nie mógł powstrzymać dzikiego rytmu pożądania, który wciągnął ich w otchłań pulsującej ekstazy. Potem leżeli spleceni w uścisku, ukojeni, wsłuchując się w bicie swych serc.

Tym razem nie odsunął się od niej, nie spojrzał na zegarek. Trzymał ją w ramionach, jakby nie mógł znieść myśli o rozstaniu. Uwolnił ją spod ciężaru swego ciała i odwrócił się na plecy, nie wypuszczając jej z objęć. Jego dłonie były władcze, tak, ale jakże czułe! Tania leżała z głową na jego piersi, rozkoszując się myślą o powrocie do domu, miejsca swego przeznaczenia.

Teraz mogę już powiedzieć mu o dziecku, zdecydowała. Wszystko będzie dobrze. Wszystko się zmieniło.

Przesunęła palcem po jego biodrze i uśmiechnęła się, kiedy zadrżał z rozkoszy.

– Raf?

– Mmmm… – Zrewanżował się, sunąc palcem wzdłuż jej pleców.

– Jest coś, o czym chciałam ci powiedzieć.

– Mmmm… – Jego palce zataczały teraz kółka na jej ramieniu.

Zaczerpnęła tchu.

– Jestem w ciąży. Dłoń Rafa znieruchomiała. Tania miała wrażenie, że serce także. Leżał nienaturalnie spokojnie, jakby to, co powiedziała, nie dotarło do jego świadomości. Czekała na jakąś reakcję, ale jedynym znakiem, że Raf żyje, był ledwo wyczuwalny ruch klatki piersiowej. Oddychał.

Zmobilizowała całą siłę woli, by stłumić wzbierający gniew. Przecież wiedziała, że tak będzie. Raf nie chciał dziecka. Odsunęła się od niego i wstała, zanim zdołał ją powstrzymać, jeżeli w ogóle miał taki zamiar. Nie spojrzała na niego. Nie chciała zobaczyć uczuć malujących się na twarzy męża.

Poszła do ubieralni, przezwyciężając dziwną słabość, która ogarnęła jej ciało. Wyszarpnęła szlafrok z szafy, włożyła go na siebie ze zbyteczną energią i z całej siły zacisnęła pasek. To pomogło jej opanować drżenie.

– Zostawiam cię tu, żebyś przemyślał sytuację. Ja tymczasem zrobię coś do jedzenia – rzuciła. Szła już. w stronę schodów, kiedy usłyszała jego głos, ale nie odwróciła się. Nie mogła na niego patrzeć. Bała się, że straci panowanie nad sobą i tylko pogorszy sprawę.

– Kiedy to się stało? Tania zatrzymała się w drzwiach, wzięła głęboki oddech i policzyła do dziesięciu. Stała bez ruchu, jak wrośnięta w podłogę. Znała już teraz znaczenie takiego bezruchu. Był to martwy spokój, pod którego powierzchnią kłębiły się najczarniejsze wody życia. Spokój, pomyślała. Musi zachować spokój, musi być tak opanowana jak Raf, inaczej padną słowa, których żadne z nich nie będzie mogło zapomnieć. Usłyszała jakiś ruch za plecami. Odwróciła się. Raf siedział na łóżku. Miał martwą, nieprzeniknioną twarz.

– Czy to ma jakieś znaczenie? – zapytała równie bezbarwnym głosem.

– Tak.

Czuła, że wzbiera w niej złość, straszna, niepohamowana złość.

– Tej nocy, kiedy mnie zgwałciłeś – powiedziała – zapomniałam wziąć pigułkę.

Zobaczyła, jak jego źrenice rozszerzają się pod wpływem szoku, i sprawiło jej to satysfakcję. Po chwili twarz mu się zmieniła i spochmurniała.

– Nika widziała cię z Jorganssonem dwie noce później.

Poczuła, że coś w niej pęka. Martwy bezruch zmienił się w rozdygotaną furię, nie panowała już nad sobą. W jej oczach błyszczały grudki lodu.

– Nika! – syknęła. Zatrzymał ją mimo wszystko! Zatrzymał ją i darzył większym zaufaniem niż własną żonę!

Tania trzęsła się z gniewu. Chciała zabić Rafa. Miłość, nienawiść… nierozłączne uczucia, niszczące wszystko, co napotykają na swej drodze. Odwróciła się i jak lunatyczka ruszyła w stronę drzwi. Musiała uwolnić się od niego chociaż na chwilę.

– Taniu… Nie zatrzymała się, nic ją nie obchodziła błagalna nuta w jego głosie.

– Taniu!

Tym razem był to ostry, nakazujący krzyk. Usłyszała, że wstaje i przestraszyła się, że pójdzie za nią. Nie mogła znieść jego obecności. Musiała zostać sama chociaż na chwilę, żeby odzyskać panowanie nad sobą i dopiero wtedy przeanalizować swoje uczucia. Spojrzała na niego przez ramię. Jej wzrok przykuł go do łóżka.

– To jest twoje dziecko… twoje dziecko… Głos uwiązł jej w gardle. Nie mogła mówić. Łzy przyćmiły jej wzrok i poszła na oślep w stronę schodów. Nie wiedziała, czy stało się to z powodu tych łez, czy osłabienia, które obezwładniło jej ciało. Ześliznęła się z pierwszego stopnia i zaczęła spadać.

Stopnie zdawały się pędzić ku niej, uderzać ze wszystkich stron, spychać ciągle w dół i w dół. Usłyszała krzyk Rafa, jej własne imię brzmiało jej w uszach głuchym echem, ale nie mogła się zatrzymać. Potem poczuła tępe uderzenie w głowę i ból, który stopniowo zmieniał się w nicość.

Загрузка...