ROZDZIAŁ CZWARTY

Jechali do miasta w pełnym napięcia milczeniu. Nie mieli sobie nic do powiedzenia.

Udało mi się zburzyć jego spokój, myślała Tania z ponurą satysfakcją.

Raf nie był dziś kierowcą doskonałym, daleko mu było do zwykłej precyzji ruchów. Prawdę mówiąc, wykańczał skrzynię biegów aston martina, a to oznaczało, że Tania zakłóciła starannie zaplanowany bieg jego życia.

Chciałam je tylko z tobą dzielić, Raf, usprawiedliwiała się w myślach. Chciałam mieć z tobą dziecko. Czy to za wiele?

– Co chcesz osiągnąć na tym przyjęciu, Raf? – zapytała zgaszonym głosem. – Czy to jest ważniejsze od naszego małżeństwa? – Tak bardzo pragnęła, by rzucił jej choć parę okruchów swego prawdziwego życia, zrobił jakikolwiek gest…

Raf zacisnął usta.

– Do diabła, Taniu! Jakie to ma znaczenie? Dla mnie ogromne, pomyślała, ale ostry ton jego głosu zniechęcił ją ostatecznie.

A przecież nie był egoistą. Swojej rodzinie okazywał ogromną wielkoduszność. Jej zresztą też, dopóki chodziło o zaspokojenie kaprysów. Dał jej wszystko z wyjątkiem siebie.

Trochę go rozumiała. Znała jego ambicję, potrzebę posiadania, nienasycone pragnienie sukcesu. Znała także jego dzieciństwo pozbawione wszystkiego, co przedstawiałoby materialną wartość. Nie miał niczego z wyjątkiem kochającej, silnie z sobą związanej rodziny, w której wszyscy zwierzali się sobie nawzajem z najbardziej intymnych przeżyć.

Wszyscy, z wyjątkiem Rafa. On jeden nie mówił o swoich uczuciach, nie uzewnętrzniał ich także w żaden inny sposób. W przeciwieństwie do swojego rodzeństwa i matki Włoszki, najbardziej wylewnej osoby pod słońcem, Raf nie zwierzał się nikomu.

Czy jego opanowanie jest reakcją na przesadną wylewność matki? zastanawiała się Tania.

Wzruszyła ramionami. Może tak, a może nie. Z nim nigdy nic nie wiadomo. Była wdzięczna Sophii Carlton za jej szczerość. To właśnie od niej dowiedziała się wielu rzeczy o Rafie.

Był jej najstarszym synem, a od śmierci ojca głową rodziny. Wyciągnął ich z nędzy, w momencie gdy stracili nadzieję, że to kiedykolwiek nastąpi. Miał zaledwie osiemnaście lat, ale jaki był sprytny! Sprytniejszy od agenta handlującego nieruchomościami, który chciał kupić ich farmę za grosze. Raf wykombinował sobie, że to nie dom ma wartość, ale ziemia, na której stoi. Położona na peryferiach Sydney działka mogła zostać sprzedana w kawałkach jako tereny budowlane. Raf znalazł wspólnika, a pieniądze, które zarobił na tym interesie, stały się zalążkiem jego fortuny.

Założył przedsiębiorstwo budowlane i w błyskawicznym tempie zdobył pozycję. Kiedy załatwiał interesy, stawał się najbardziej nieugiętym, podstępnym człowiekiem w branży, a jednocześnie najbardziej intrygującą zagadką dla konkurencji. Nigdy nie popełnił najmniejszego błędu, nigdy nie postawił na niewłaściwego konia.

Sophia mogła przestać martwić się o pieniądze. Raf zapewnił rodzinie dobrobyt. Dbał o to, by mieli wszystko, czego zapragną. Nie mogłaby życzyć sobie lepszego syna.

Był zawsze takim dobrym, rozsądnym chłopcem, jej największą podporą. Pomagał jej wychowywać młodsze rodzeństwo, troszczył się o dom. I nigdy jej nie zawiódł. Nawet wtedy, gdy rodziła Marię, swe najmłodsze dziecko, a ojca nie było w domu, Raf zajął się wszystkim, chociaż miał dopiero trzynaście lat.

Swego czasu Tania myślała, że niechęć Rafa do założenia rodziny ma swoje źródło w wydarzeniach sprzed dwudziestu lat. Obecność przy porodzie mogła spowodować trwały uraz. Ale kiedy go o to spytała, kpiący błysk w jego oczach natychmiast obalił tę koncepcję. Raf wyjaśnił rzeczowo, że na farmie porody nie są czymś niezwykłym, widział ich dziesiątki, a przy kilku asystował. Odebranie dziecka nie różniło się niczym od odebrania cielaka.

Z kolei zaczęła podejrzewać, że zmęczyły go obowiązki rodzinne i nie ma ochoty obarczać się nowymi. Raf nie wykazywał jednak żadnych objawów zmęczenia. Kochał swoje rodzeństwo. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Traktował wszystkich z ogromną wyrozumiałością, a oni uważali go za głowę rodziny. Stał się najwyższym autorytetem, i to na długo przed śmiercią Carltona seniora. Tania zastanawiała się często, jakim człowiekiem był ojciec Rafa.

Sophia mówiła o mężu z miłością: wspaniały, kochający i wrażliwy człowiek. Podobnie jak jej dzieci, wspominała go ze łzami w oczach. Milczał tylko Raf.

Im dłużej Tania zastanawiała się nad charakterem męża, tym mniej go rozumiała. Wiedziała tylko, że jej marzenia o powiększeniu rodziny nie budzą jego entuzjazmu. Nie miał pojęcia, co znaczy samotność, tęsknota za bliskością drugiego człowieka.

Jej rodzice zginęli, gdy była maleńka. Utonęli wraz ze swym jachtem gdzieś u australijskich wybrzeży. Przez następne dwadzieścia lat opiekowała się nią babcia. Były dla siebie całą rodziną.

Nie miała pretensji do Rafa, uważała jednak, że mógłby okazać jej trochę zrozumienia. Zawsze marzyła o posiadaniu własnych dzieci, co najmniej dwójki. Pragnęła tego całym sercem, ale jej marzenia miały pozostać nie spełnione. Raf nie pragnął dzieci. Po prostu ich nie chciał. Udawał, że słucha, że rozumie, ale wyrok był zawsze ten sam: jeszcze nie teraz.

Tania nigdy nie będzie matką, nigdy.

Raf nie mógł przecież pozwolić, by ktoś zabrał mu cząstkę jego własności. Nie chciał się nią dzielić, nawet z własnym dzieckiem!

Więc po co się z nią ożenił, jeśli nie planował założenia rodziny? Odpowiedź była bardzo prosta i bardzo bolesna. Chciał zapewnić sobie wyłączne prawo do jej ciała i korzystać z niego, kiedy przyjdzie mu na to ochota. Według Rafa był to układ oparty na wzajemnym posiadaniu. Tyle tylko, że stroną posiadającą Rafa była bardziej Nika Sandstrom niż ona.

Będzie musiał dokonać wyboru. Tania nie miała zamiaru żyć w cieniu tamtej kobiety. Raf musi zdecydować, którą z nich chce za żonę, obu mieć nie będzie.

Po raz pierwszy pomyślała o luce, jaką wytworzyłoby odejście Niki. Niby dlaczego nie miałaby wypełnić jej sama? Była dobrą sekretarką. Dowiodła tego na długo przed poznaniem Rafa. Była bystra i miała niesamowitą pamięć do szczegółów. Przybieranie malowniczych póz u boku mężczyzny było tylko jedną z jej licznych umiejętności. Raf powinien był to zrozumieć już dawno.

Stanęli w kolejce wozów czekających na podjeździe Sheratona. Tania rzuciła mężowi ukradkowe spojrzenie. Jego kamienna twarz nie zachęcała do rozmowy. Przesunęła paznokciem po jego udzie. Nie myślała w tej chwili o seksie, chciała po prostu nawiązać z nim kontakt, przypomnieć mu o wszystkim, co jeszcze niedawno stanowiło treść ich życia. Los ich małżeństwa nie był przesądzony. Gdyby tylko Raf zechciał jej choć trochę pomóc…

Zdjął jej rękę ze swego uda i spojrzał na nią z ironicznym błyskiem w oku.

– Nie próbuj swoich sztuczek, Taniu. Zapewniam cię, że odnoszą jak najgorszy skutek.

– Istnieje coś gorszego niż całkowite odrzucenie? – zapytała drwiąco. – Radzę ci, uważaj dzisiaj na to, co robisz. Jestem w morderczym nastroju i z przyjemnością kogoś zabiję.

Popatrzyli sobie w oczy.

Za ich plecami rozległ się klakson. Raf odsunął jej rękę i nacisnął gwałtownie pedał gazu, by po chwili zahamować z piskiem opon.

Zdecydowanie nie był dziś sobą.

Portier przytrzymał drzwiczki aston martina. Kiedy stanęła na chodniku, rozległy się gwizdy, ale nie zwracała na nie uwagi. Zatrzymała się przy wejściu czekając, aż Raf do niej dołączy.

Nie ujął jej pod rękę tak, jak to zwykle robił. Jego ramię opasało ją w talii, a dłoń spoczęła władczo na biodrze. Była ciekawa, czy pozostanie tam przez resztę wieczoru.

Nie miała nic przeciwko temu. Wiedziała, że bliskość jej ciała odbierze mu resztę spokoju. Nie zdoła o niej zapomnieć, wyrzucić jej poza nawias swoich spraw.

Nie dzisiaj.

Kiedy szli w stronę wind, biegły za nimi spojrzenia wszystkich obecnych mężczyzn i kobiet. Wzrok pań wędrował niezmiennie ku postaci Rafa, zahaczał o Tanię i wracał spiesznie do mężczyzny. Panowie koncentrowali się od razu na nagich plecach pani Carlton i nic nie było w stanie zakłócić tej kontemplacji. Tania miała nadzieję, że męża trafia szlag.

Po paru krokach zatrzymał się i odwrócił ją ku sobie. W spojrzeniu, które zatopił w jej oczach, był lodowaty chłód.

– Od tej chwili nasze prywatne problemy przestają istnieć – wyszeptał syczącym głosem. – Niezależnie od rzeczywistego stanu twoich uczuć chcę, byś odegrała rolę kochającej żony. Jeżeli tego nie zrobisz, nigdy ci tego nie wybaczę. Rozumiesz?

Mówił to ze śmiertelną powagą. W jego niebieskich oczach pojawił się stalowy błysk. Jeżeli mu się sprzeciwi, przegra. Zaprzepaści swą ostatnią szansę.

Rola, którą jej narzucał, budziła w niej żywiołowy wstręt, ale skinęła posłusznie głową. Nie chciała go stracić. Sama myśl o tym rozdzierała jej serce. Spróbuje… jeszcze raz… dla niego.

Uśmiechnął się do niej promiennie.

Tania poczuła skurcz żołądka. Nawet teraz nie przestała go pragnąć. Serce ścisnął jej straszny ból nie odwzajemnionej miłości. Uśmiechnęła się do męża posłusznie, z całym uwielbieniem, na jakie było ją stać.

A więc przedstawienie się zaczęło, pomyślała. Od tej chwili jestem rekwizytem, potrzebnym mu do odegrania roli człowieka sukcesu. Najwyższy czas, żeby zaczął grać także na mój użytek, i to nie tylko w łóżku.

Oderwał się od niej na chwilę, by zlustrować wzrokiem salon przy barze. Z fotela podniosła się Nika Sandstrom.

Wysoka i szczupła, była niemal doskonałą pięknością, typem chłodnej intelektualistki. Urocza sekretarka Rafa. Zupełnie inna niż jego głupia, zmysłowa żona. Tyle tylko, że Tania nie była głupia. Wiedziała, że nie dorównuje Nice umiejętnością prowadzenia interesów, ale w innych dziedzinach mogła stać się dla męża prawdziwą pomocą. Gdyby tylko jej na to pozwolił.

Zebrane we francuski warkocz złote włosy Niki przylegały gładko do głowy. Miała na sobie sukienkę w kolorze chłodnego błękitu, znakomicie podkreślającą jej smukłą figurę. Widok czarnej kreacji oblepiającej ciało Tani zmącił na sekundę spokój jej rzeźbionej twarzy, ale po chwili powrócił na nią zwykły chłód.

W uszach asystentki błysnęły diamentowe kolczyki.

Prezent od Rafa?

Idąc ku nim, Nika spojrzała znacząco na wysadzany brylantami zegarek. Kamienie tworzyły literę N. Czy to też dostała od Rafa? Wiedział, jak oczarować kobietę. Tak, z całą pewnością dostała go od Rafa.

Tania przytuliła się mocniej do męża. Ona także miała prawo do tego mężczyzny.

Jeszcze przez jakiś czas.

Nika przywołała na usta zdawkowy uśmiech i jej chłodne szare oczy napotkały palące spojrzenie Tani.

– Dobry wieczór, Taniu! – odezwała się pobłażliwym tonem, jakiego dorośli używają w stosunku do wyjątkowo krnąbrnych dzieci.

Dobre wychowanie kazało Tani odpowiedzieć uśmiechem. Wiedziała, że przez resztę wieczoru sekretarka męża nie odezwie się do niej ani słowem.

Tania nie zapomni jednak o pobłażliwym, ironicznym uśmieszku Niki.

Na co Rafowi ta lalunia, zastanawiała się Nika i Tania niemal czytała to w jej myślach.

Ostry ból przeszył ją na wskroś. Sekretarka mogła tylko domyślać się prawdy, Tania znała całe jej okropieństwo.

– Dobry wieczór, Niko! – Gardło miała ściśnięte. Nie pozwoli, żeby ta żmija ot tak, po prostu, przywłaszczyła sobie jej męża. – Przepraszamy za spóźnienie, ale musieliśmy z Rafem przedyskutować pewne sprawy.

Skoro Raf kazał jej udawać uwielbienie, może zacząć już teraz. Rzuciła mu spojrzenie kotki, która przed chwilą zjadła śmietankę.

– Prawda, kochanie?

– Tak. Oderwał na chwilę wzrok od Niki, by posłać żonie pobłażliwy uśmiech.

Zimnokrwista dziwka wykrzywiła usta w grymasie zniecierpliwienia. Mężczyźni są beznadziejni. Raf traci czas na igraszki z tą lalunią, podczas gdy tu toczy się prawdziwa gra.

Z drugiej strony, otaczająca go aura zmysłowości podnosiła jego walory jako mężczyzny. Był wyzwaniem dla każdej kobiety.

Nika skoncentrowała się na temacie, który zawsze przyciągał uwagę Rafa, niezależnie od okoliczności.

– Poszli na górę dwadzieścia minut temu – poinformowała szefa.

Oboje zgodnie usunęli Tanię na drugi plan.

– Powiedziałam Jorganssonowi, że się spóźnisz, ponieważ otrzymałeś inne propozycje i musisz się nad nimi zastanowić.

– Chyba rzeczywiście otrzymałem – stwierdził Raf.

Serce Tani drgnęło słabą nadzieją. Rzuciła mężowi błagalne spojrzenie, ale jego twarz nie wyrażała nic.

Nika wyraźnie się zaniepokoiła.

– Nie wiem, czy otrzymałeś, czy nie, w każdym razie mamy ich w ręku – powiedziała z trudem.

– Chodźmy. – Raf poprowadził Tanię w stronę windy. Nika szła wraz z nimi.

– Przyszli z konkurencją – ciągnęła. – Chcą cię przestraszyć.

– Spodziewałem się tego. – Raf skinął głową.

– Kim oni są? – zapytała Tania. Nika uniosła brwi, dając Rafowi do zrozumienia, że skoro wlecze ze sobą żonę na spotkanie w interesach, musi być przygotowany na wszystko. Raf rzucił żonie gniewne spojrzenie.

– Chcę wiedzieć – powiedziała miękko, patrząc mu błagalnie w oczy.

– Keegan i Halsey – odparł z niechęcią. Posłała mu uśmiech, który przyciągnął jego uwagę na co najmniej pięć sekund. Kiedy w końcu odwrócił wzrok, Tania spojrzała na Nikę.

Nie masz szans, ty podła dziwko, pomyślała z triumfem.

Po raz pierwszy Raf odsłonił przed nią skrawek swego prawdziwego życia, i to w obecności jej rywalki.

Oczy Niki błysnęły drwiąco. Patrzyła na Tanię jak na powietrze.

Drzwi windy otworzyły się i Raf puścił Nikę przodem, odgradzając ją od żony własnym ciałem. Był spięty.

Awantura wisiała w powietrzu.

Lekceważenie okazywane przez piękną sekretarkę doprowadzało Tanię do pasji. Nika była zbyt pewna siebie. Ciekawe, w jakim stopniu zawdzięcza jej fiasko swego małżeństwa? Czy Raf sam doszedł do wniosku, że ma za żonę słodką idiotkę, czy też przekonała go o tym jego asystentka? Niewinna uwaga rzucona w porę protekcjonalnym tonem była straszną bronią, a Nika władała nią lepiej niż większość kobiet.

Nika utopiłaby ją w szklance wody, gdyby tylko nadarzyła się taka okazja. Raf uważał, że żona ma przywidzenia. W jego obecności Nika była uprzedzająco grzeczna, ale dla Tani wymowa chłodnych szarych oczu sekretarki była jednoznaczna.

Nika nienawidziła żony swego szefa.

Tania nie miała jej tego za złe. Ta kobieta oddała Rafowi dziesięć lat życia, po czym on ożenił się z kobietą o dziesięć lat młodszą od niej. Teraz Nika liczyła na to, że małżeństwo szefa opiera się na fizycznej fascynacji, która z czasem minie. W głębi duszy Tania obawiała się, że sekretarka ma rację. Jeżeli treścią jej małżeństwa pozostanie wyłącznie seks, Nika w końcu zawładnie Rafem bez reszty. Tania nie miała zamiaru czekać z założonymi rękami. Będzie walczyć. Dziś wieczór odniosła małe zwycięstwo i była pewna, że to dopiero początek.

Wysiedli z windy i weszli wprost w tłum rozbawionych gości. Dochód z imprezy przeznaczony był na cele dobroczynne i lista zaproszonych przypominała spis treści lokalnego „Who is who”. Tania znała tego rodzaju przyjęcia; były doskonałą okazją do wypicia szampana, obgadania bliźnich i pozałatwiania interesów.

Raf przeciskał się przez tłum, nie wypuszczając jej z ramion. Uśmiechał się swobodnie, ale ona wiedziała, że jest spięty.

Jego napięcie jeszcze wzrosło, kiedy odnaleźli człowieka, dla którego tu przyszli. Dokonano prezentacji. Jorgan Jorgansson był wysokim, dobiegającym pięćdziesiątki Duńczykiem, jasnowłosym i dość przystojnym, jak oceniła Tania. Jedynie twarz zdradzała jego wiek, ciało wydawało się młodsze. Oczy miał o ton jaśniejsze od oczu Rafa, ale równie czujne.

Nie mogła tego nie zauważyć; Jorgansson nie spuszczał z niej zachwyconego wzroku.

Raf wydawał się z lekka roztargniony. Niezawodna asystentka ratowała sytuację, wypełniając luki w konwersacji. Rozmowa kręciła się wokół japońskich inwestycji w Sydney i nic nie wskazywało na to, aby panowie mieli zamiar porzucić temat. Nika dawała Rafowi delikatnie do zrozumienia, że należy przystąpić do konkretów, ale on nie reagował, Jorgan Jorgansson również.

W końcu Raf zwrócił się do Tani.

– Kochanie, pewnie się nudzisz. – Uśmiechnął się wyrozumiale. – Może poszłabyś się pobawić? Nika i ja…

Po prostu ją odprawiał! Do dziecięcego pokoju! Nie dzisiaj, drogi mężu, zdecydowała. Chcesz przedstawienia, będziesz je miał! Odstawię takie przedstawienie, że oczy wyjdą ci na wierzch!

Rzuciła mu uwodzicielskie spojrzenie, chociaż nie przyszło jej to łatwo.

– Bawię się świetnie, kochanie – powiedziała zadyszanym, lekko ochrypłym głosem.

– Tak – wtrącił Jorgan – jeżeli pani ma ochotę posłuchać naszej dyskusji…

– Tania uwielbia tańczyć – syknął Raf z niebezpiecznym błyskiem w oku.

Przeszkadzasz, mówiło jego spojrzenie, rozpraszasz go, a to jest ostatnia rzecz, jakiej pragnę.

– Wobec tego, czy można panią prosić? – Jorgan poderwał się ochoczo.

Matko Boska, pomyślała z przerażeniem. Co ja narobiłam.

Twarz Rafa wyrażała tłumioną wściekłość.

Tania wstała i wyszła na parkiet otępiała ze zgrozy. Cóż innego mogła zrobić? Odmowa po tym, jak Raf oświadczył, że żona uwielbia tańczyć, byłaby policzkiem.

Nie może winić mnie za to, co się stało, myślała z rozpaczą, ale kiedy dłoń Jorgana spoczęła na jej nagich plecach, Tania zrozumiała, że nie ma już dla niej ratunku. Raf nie wybaczy jej tego dekoltu i czarna kiecka stanie się ostatnim gwoździem do trumny.

Wszystkie jej plany wzięły w łeb.

Jorgan był znakomitym tancerzem, ale Tania nie mogła przezwyciężyć dziwnego bezwładu nóg. Na pytania Duńczyka o interesy męża odpowiadała monosylabami.

Czy dlatego Raf trzyma mnie w zupełnej nieświadomości, żebym nie mogła zdradzić jego zamiarów? Poczuła się jeszcze gorzej. Nie ufał jej.

Kiedy stało się jasne, że pani Carlton nie ma pojęcia o interesach męża, Jorgan poniechał śledztwa i skupił całą uwagę na jej nagich plecach. Przytulił ją mocniej, a jego dłoń powędrowała z wolna w dół, aż do miejsca, gdzie kończył się dekolt, a zaczynały pośladki.

Tania cierpiała katusze.

Wzrok Rafa przeszywał ją na wskroś. Zdawała sobie sprawę, że właśnie przegrywa swoje życie. Jej osoba miała dla Rafa wartość tak długo, jak długo był jej absolutnym właścicielem. A ona sprowokowała innego mężczyznę, by jej dotknął, sprowokowała swoim wyglądem. Tak właśnie myślał Raf. Kobieta w takiej sukience wręcz prosiła się o to, by jej dotykać.

Poczuła na twarzy rumieniec wstydu. Marzyła już tylko o tym, by móc oderwać rękę Jorgana od swoich pośladków, ale bała się, że taki gest rozwścieczy Rafa jeszcze bardziej. Nie chciała robić z siebie widowiska. Może taka pozycja w tańcu była czymś zupełnie normalnym i nie należało reagować.

Muzyka w końcu umilkła. Jorgan odprowadził ją na miejsce, do Rafa i Niki.

Twarz męża nie wyrażała nic poza znudzeniem. Tania nie przedstawiała już dla niego żadnej wartości ani jako kobieta, ani jako lokata kapitału.

Na twarzy Niki malował się wyraz całkowitej obojętności, ale oczy płonęły triumfalnym blaskiem. Zwycięstwo przyszło szybciej, niż przypuszczała.

– Dziękuję za miły taniec, panie Jorgansson – wykrztusiła Tania z trudem. – Przepraszam na chwilę…

Odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. Nie zdawała sobie sprawy ze spojrzeń, które biegły w ślad za jej półnagą postacią. Nie czuła palącego wzroku Rafa. Cała jej istota skupiła się na cierpieniu, które rozdzierało jej duszę. Triumfalne spojrzenie Niki zadało jej ból. Przed sobą widziała czarną, rozciągającą się w nieskończoność pustkę.

Загрузка...