Raf stanął w drzwiach sypialni, ale Tania nie uniosła głowy. Miała wrażenie, że mąż wytwarza jakąś siłę, która ją obezwładnia. Jego wzrok parzył jej skórę. Wiedziała, że patrzy na nią jak na ulubiony, wyjątkowo piękny przedmiot, a mimo to nie mogła powstrzymać przypływu pożądania. Przebiegało dreszczem po skórze, wywoływało skurcz żołądka i falę ciepłej wilgoci między udami. Nawet teraz, kiedy mogłaby go niemal zabić za to, co jej zrobił, nawet teraz potrafił pobudzić ją samym tylko spojrzeniem.
Z trudem opanowała nagłe drżenie rąk. Pędzelek wyjechał poza powierzchnię paznokcia.
Co za szkoda, pomyślała zjadliwie. Jeżeli Raf uprze się, żeby pójść na to cholerne przyjęcie, będzie musiał pogodzić się z tym, że mój manikiur pozostawia wiele do życzenia. Zakręciła buteleczkę i zaczęła machać dłońmi, żeby lakier szybciej wysechł.
– Wystąpisz dzisiaj w czerwieni?
Głęboka zmysłowość jego głosu spotęgowała jej podniecenie. Rzuciła okiem w stronę lustra, nadając twarzy wyraz niewinnego zdziwienia. Stał oparty niedbale o futrynę, z nieodłączną szklanką whisky w ręce i marynarką przewieszoną nonszalancko przez ramię. Szklaneczka dla relaksu, potem żona użyta w tym samym celu, jedno i drugie pozwalało zapomnieć na chwilę o prawdziwym życiu, którego nie chciał z nią dzielić.
Uśmiechnęła się na myśl o sukience, którą kupiła na dzisiejszy wieczór… na wypadek, gdyby musiała iść na przyjęcie.
– Nie, w czerni – odparła. Czerń – znak żałoby i rozpaczy. – Mógłbyś się chociaż przywitać – dodała karcąco.
Pokazał zęby w wilczym uśmiechu, który zawsze budził w niej dreszcz niepokoju. Myśliwy oceniający zalety osaczonej zwierzyny.
– Nie chciałem przerywać twego skupienia – powiedział niedbale, ale zdradził go błysk oczu. Jak przewidywała, szlafroczek rozbudził jego wyobraźnię.
Ciało było jej jedyną bronią w walce z mężem, a krótki jedwabny szlafroczek, który miała na sobie, bardziej podkreślał niż ukrywał jej kształty. Była pod nim naga. Naga i całkowicie dostępna.
Raf nie miał żadnych szans. Rzucił marynarkę na łóżko i ruszył zdecydowanie w jej stronę.
Każdy krok Rafa przyspieszał bicie jej serca. Był ucieleśnieniem męskiej urody. Szczupłe, umięśnione ciało jednocześnie niepokoiło i przyciągało jak magnes. Dla niej był jedynym mężczyzną, miała go we krwi. Kochała i pragnęła go. Ale niszczył ją psychicznie.
Nie poruszyła się, obserwowała w lustrze, jak się zbliża. Po matce Włoszce odziedziczył czarne włosy i ciemną, oliwkową karnację. Podkreślała ona błękit jego oczu i biel zębów. Nie było kobiety, która przeszłaby obok niego obojętnie, nie poświęciwszy mu choćby jednej myśli. Wyzwaniem był już sam łuk jego brwi, nie mówiąc o rysach twarzy, które rozpraszały z miejsca wszelkie podejrzenia o słabość charakteru. Jedynie linia warg dawała obietnicę wrażliwości i dotrzymywała jej w czysto fizycznym sensie.
Właściciel tych obiecujących ust miał jednak umysł przypominający segregator. Wypełniały go starannie opisane, ułożone tematycznie fiszki. Tania figurowała pod hasłem „żona”, patrz „seks”. Inne dziedziny były dla niej niedostępne. Miała tylko jeden klucz, więc posłuży się nim dzisiaj do zdobycia wszystkich pozostałych.
Pochylił się nad nią, żeby odstawić szklankę i jego palce zacisnęły się na jej ramieniu. Masowały delikatnie okryte jedwabiem ciało i Tania wiedziała, że mąż rozważa wszystkie za i przeciw.
– Mmm… nowe perfumy – wymamrotał z aprobatą. – Urocze.
– Poison Diora.
– Według mnie nie pachną jak trucizna.
– Zobaczymy – uśmiechnęła się. Ironia, z jaką to powiedziała, umknęła jego uwagi.
Perfumy pachniały egzotycznie, ich zapach kojarzył się z seksem. Jego ulubiona kombinacja – egzotyka i seks.
Wiedziała, o czym teraz myśli jej mąż, i patrząc na ich sylwetki w lustrze musiała przyznać, że stanowili kontrast kolorystyczny, który urzekał nawet ją. W porównaniu ze smagłą twarzą Rafa jej skóra wydawała się niemal biała. Chmura ciemnokasztanowych włosów otaczała jej głowę, spływając na ramiona ciężką falą. Nie była klasyczną pięknością, ale wiedziała, że fascynuje mężczyzn. Może była to sprawa złotawych błysków w zielonych oczach, pełnych, zmysłowych ust, a może dołeczka w policzku, który zdawał się podkreślać głębokie wycięcie górnej wargi.
Raf odgarnął jej włosy, odsłaniając szyję. Jego usta wędrowały z wolna w stronę ucha.
– Pasuje do ciebie ten zapach – orzekł, wciągając głęboko powietrze.
Odnalazł językiem wrażliwe miejsce ucha i Tania szarpnęła głową. Ale nie był to odruch niechęci, raczej wstrząs, wywołany nadmierną dawką erotyzmu. Chrapliwy śmiech Rafa powiedział jej, że on też o tym wie. Znał każde czułe miejsce jej ciała i rozkoszował się umiejętnością budzenia w nim najgłębszych reakcji.
Jednak była to broń obosieczna. Teraz nadeszła jej kolej. Miała zamiar tak go rozpalić, by zapomniał o upływie czasu i wszystkim innym. Może wtedy namówi go, żeby został w domu na całą noc. Może wtedy zechce z nią rozmawiać, wysłuchać, co ma do powiedzenia, spróbuje ją zrozumieć. Odchyliła się w tył, ocierając plecami o jego uda, jak kot dopraszający się o pieszczotę.
Czuła, jak Raf sztywnieje. Kusząco spojrzała na jego twarz w lustrze. Przyciągnął ją do siebie, zsunął dłonie niżej i rozchylił poły szlafroka, odsłaniając nagie piersi.
Pierwszy etap, pomyślała z triumfem. A więc czas przestał istnieć. Chociaż, z drugiej strony, Raf lubi ryzyko. Będzie dążył do szybkiego zaspokojenia, ale Tania nie ma zamiaru mu na to pozwolić.
Delikatnie nakrył dłońmi jej piersi. Obserwował w lustrze, jak pod pieszczotliwym dotknięciem ciemnych palców pęcznieją jej brodawki. To, że mógł pobudzić ją w tak prosty sposób, sprawiało mu zmysłową przyjemność. Nie była w stanie ukryć podniecenia, ale dzisiejszego wieczoru będzie musiała nad sobą zapanować, kazać Rafowi czekać. Chce zmusić męża do zostania w domu, zmusić do rozmowy.
Drażnił koniuszki jej piersi, najpierw leciutko, potem coraz szybciej, aż stało się to nie do zniesienia. Tania wiedziała, że Raf chce, by się poddała. Patrzył na nią wyczekująco, chciał to zobaczyć. Przyglądanie się, jak traci panowanie nad sobą, oszalała z pragnienia, podniecało go bardziej niż cokolwiek innego. Jednak to Nika zna go najlepiej, Nika, nieoceniona asystentka. To z nią rozmawia. Nie potrzebuje żony z intelektem. Potrzebuje tylko ciała, które zaspokoi jego potrzeby seksualne. Tania nie miała najmniejszej pewności, że tego przywileju nie dzieli z sekretarką.
Zacisnęła zęby, zdecydowana stawiać opór tak długo, jak długo będzie to możliwe. Walka wywołała w jego oczach błysk podniecenia. Zmienił taktykę. Dłonie wędrowały teraz leniwie wzdłuż jej ciała, w górę i w dół, w górę i w dół, omijając piersi. Drżała z niepewności, kiedy do nich powróci. Zrobił to w końcu i zobaczyła w jego oczach gorączkę oczekiwania.
Nerwy miała napięte do ostatnich granic. Czuła pulsowanie krwi w skroniach, ale jej złotozielone oczy nadal płonęły wyzwaniem. Owładnęło nią niemal bolesne pragnienie posiadania tego mężczyzny w takim samym stopniu, w jakim on ją posiadał. Sięgnęła za siebie i wbiła paznokcie w jego naprężone uda. Drgnienie pulsującego podnieceniem ciała Rafa sprawiło, że poczuła dreszcz uniesienia. Patrzyła w jego rozszerzone źrenice.
– Kocica! – wychrypiał przez zaciśnięte zęby.
Ściągnął ją z taboretu i chwycił w ramiona jak w kleszcze, usuwając kopnięciem dzielący ich stołek.
Objęła go za szyję i przywarła ustami do jego warg z dziką namiętnością, nie pozwalając mu cofnąć głowy nawet wtedy, gdy klęczał już nad nią na łóżku.
To on pierwszy oderwał usta i podniósł się, żeby rozpiąć spodnie.
– Nie! – krzyknęła z bólem. – Nie tak, Raf!
– Taniu… Twarz miał wykrzywioną pożądaniem, głos ochrypły.
Wziął głęboki oddech, starając się odzyskać panowanie nad sobą.
– Chciałaś tego.
– Tak – przyznała.
– Wiedziałaś, że musimy zrobić to szybko. Nie mamy czasu na nic innego.
– To zwykła żądza! – zawołała oskarżycielskim tonem. – Nie mam na coś takiego ochoty.
Odwróciła się na bok z zamiarem wstania z łóżka. Złapał ją i unieruchomił pod sobą. Oczy błyszczały mu hamowanym podnieceniem.
– Ty też tego chcesz…
– Nie w ubraniu, Raf.
– Ale chcesz się kochać – naciskał. Kochać, pomyślała szyderczo. Jak można aż tak mylić pojęcia. A może miłość i seks były ze sobą tak związane, że nie dawały się rozdzielić?
– Tak – przyznała. Podniósł się rozluźniony, z uśmiechem zadowolenia na ustach.
– Więc rozbierz mnie – ponaglił z paskudnym błyskiem w oku.
Bunt trwał w niej nadal. Nie podda się tak łatwo. Przeniosła się na drugą połowę ich królewskiego łoża, oparła o poduszki i podkuliła nogi pod siebie. W jej gorejących oczach wyczytał wyzwanie.
– Jeżeli chcesz się ze mną kochać, musisz rozebrać się sam. Nie jestem twoją niewolnicą.
– Prowokujesz mnie, moja kochana.
Roześmiał się kpiąco i zaczął rozpinać koszulę, nie odrywając od niej płonących oczu.
– Czy naprawdę jestem kochana? – zapytała z nadzieją.
– Będziesz z pewnością za mniej więcej dziesięć sekund – obiecał.
Może go do tego zmusiła?
Chodzi mu o to, że znów stanę się jego własnością, pomyślała z niechęcią, ale widok jego nagiego smukłego ciała przyprawił ją o dreszcz podniecenia.
Obszedł łóżko, osaczając ją, świadomy swej doskonałości i wrażenia, jakie wywiera na żonie. Serce Tani waliło jak oszalałe, ale patrzyła na niego ciągle z tym samym wyzwaniem w oczach, dopóki nie znalazła się w zasięgu jego rąk. Wtedy umknęła.
– Musisz mnie najpierw złapać – rzuciła przekornie, ale nie była dość szybka.
Chwycił ją za kostki u nóg, przyciągnął do siebie i unieruchomił jej ręce nad głową. Biorąc w posiadanie jej usta szybkim, pewnym ruchem warg, zatopił w oczach Tani spojrzenie pełne triumfu.
Sprawię, że zapomni o tych cholernych interesach, pomyślała z pasją. Sprawię, że zapomni o wszystkim z wyjątkiem mnie.
Odwróciła głowę, przerywając pocałunek.
– Pozwól mi się dotknąć, Raf – wyszeptała chrapliwie. Zrobi o wiele więcej. Doprowadzi go do kresu wytrzymałości i tym razem to on straci panowanie nad sobą. A kiedy będzie już po wszystkim, weźmie ją w ramiona, będzie ją tulił, powie, że ją kocha, że nie istnieje nikt poza nią, że jest niezastąpiona i taka niezwykła…
– Taniu…
Ten jęk pożądania spotęgował determinację, z jaką dążyła do celu. Raf należał do niej! Nika Sandstrom nie dostanie go dzisiaj!
Puścił przeguby jej dłoni, szukając rękoma ciekawszych miejsc. Usta przesunął w dół, na piersi. Wczepiła palce w jego włosy, rozkoszując się słodkim bólem, jaki przynosił dotyk jego warg. Wiedziała, że i ona sama znajduje się już na granicy spełnienia.
Za szybko, pomyślała, o wiele za szybko. Jak to się dzieje, że nie mam nad tym człowiekiem żadnej kontroli?
– Raf… szlafrok! – jęknęła. Zdarł go z jej ramion niemal brutalnie. Kiedy odrzucała kłąb jedwabiu, jego dłonie wędrowały po niej władczo, niecierpliwie.
Na myśl o tym, co chce zrobić, ogarnęło ją przerażenie. Będzie musiała obnażyć przed nim całą swą miłość, całe swe pożądanie.
Nie powinnam tego robić, pomyślała. Ale wiedziała, że nie ma wyboru. Zrobił ruch, żeby w nią wejść. Powstrzymała go dotknięciem ręki.
– Jeszcze nie – szepnęła – jeszcze nie. Przesunęła ustami po jego ciele, przedłużając mękę rozkoszy, jej wargi drażniły, chłonęły go w siebie, pieściły. Leżał w niezwykłym u niego bezruchu, jakby zahipnotyzowała go brakiem zahamowań. Jedynie jego dłoń błądziła po jej włosach w powolnej pieszczocie, a przebiegające po skórze drgania świadczyły o skrajnym napięciu. Nagle z jego ust wyrwał się jęk i Tania wiedziała, że dłużej go nie powstrzyma.
Nic, nawet trzęsienie ziemi, nie mogło odwrócić jego uwagi od obranego celu. Mimo to wziął ją tak, jak zwykle, świadomie i sprawnie. Był mistrzem w tym względzie. Najpierw gwałtowne wtargnięcie w głąb jej ciała i natychmiastowa ulga, jaką daje zespolenie, potem powolne wycofywanie się i obezwładniający skurcz rozkoszy.
Władczo i perfekcyjnie, pomyślała, poddając się głębokiej pieszczocie, która wciągała ją w otchłań nieświadomości. Miała nadzieję, że Nika Sandstrom zazdrości jej tego. Pragnęła z całej duszy, by tak było.
Znalazła jeszcze dość sił, by objąć go udami, zatrzymać, omotać i zespolić ze sobą. Nawet teraz, gdy jej ciało falowało w rytm ciała Rafa, doznawała uczucia triumfu na myśl o jego pożądaniu, o jęku spełnienia, którym oddawał się w jej posiadanie.
Osunął się na nią, kryjąc twarz w zagłębieniu jej ramienia. Tuliła go do siebie, dopóki się nie uspokoił. Głaskała delikatnie jego ciemne włosy, szerokie plecy, modląc się, by to poczucie bliskości mogło trwać, by mogła przelać je na resztę ich małżeństwa. Na resztę ich życia.
Zastanawiała się, dlaczego Raf nie chce dziecka. Ten przejaw jego osobowości był dla niej zupełnie niezrozumiały. Wydawało się to niezgodne z naturą. Miała teraz w sobie jego nasienie, z którego mogłoby powstać ich dziecko. Gdyby tylko na to pozwolił.
Uniósł głowę, żeby na nią spojrzeć. W jego niebieskich oczach pojawił się dziwny, pytający wyraz, który zaraz znikł. Zbliżył usta do jej warg.
Teraz weźmie mnie w ramiona, pomyślała. Będzie mnie tulił, zapyta, co czuję, a ja powiem mu wszystko.
Wysunęła zapraszająco koniuszek języka. Chciała, żeby ją pocałował czule, z miłością.
Zawahał się na chwilę, potem spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi.
Och, nie… O Boże, nie, błagała z rozpaczą. On nie może tego zrobić. Nie wolno mu!
– Spóźnimy się – rzucił krótko.
– Raf. – Oplotła go ramionami, przyciągając do siebie. – Nie idźmy tam, zostańmy w domu.
Rzuciła mu kuszące spojrzenie spod rzęs.
– Zostańmy razem.
– Czekają na nas – przypomniał. – I tak jesteśmy spóźnieni. Musimy iść. Wiesz, że to ważne.
– Ważniejsze niż my? Spojrzał na nią bacznie, ważąc odpowiedź.
– To pytanie nie wymaga odpowiedzi, Taniu. Wiesz dobrze, że robię to dla nas.
Otarła się o niego całym ciałem. Rozchyliła usta. Sięgnęła dłonią do jego ucha. Postanowiła zrobić wszystko, żeby go zatrzymać.
– Chcę, żebyś został ze mną. Wciągnął gwałtownie powietrze.
– Nie, Taniu. Dość tego! Uśmiechnął się kwaśno.
– Zachowaj te uwodzicielskie metody na potem, kochanie. Na razie nie czuję się mężczyzną.
To była wymówka. Raf potrafił być niezmordowanym kochankiem. Teraz otrzymał już niezbędną dawkę seksu, mógł więc spokojnie wrócić do swoich interesów.
– Czy nic nie zmieni twojej decyzji? – zapytała ze smutkiem.
Chciała, żeby ją tulił i pieścił, a nie wlókł ze sobą na spotkanie w interesach.
– Taniu, nie wystawię tych ludzi do wiatru dla własnego widzimisię. – Miał na myśli jej widzimisię. – A poza tym Nika Sandstrom czeka tam na mnie, niedawno skończyliśmy opracowywanie strategii na dzisiejszy wieczór.
Ruszył w stronę łazienki, zanim zdążyła zrobić cokolwiek, żeby go zatrzymać.
Nika! pomyślała zjadliwie. Rzecz jasna, nie mógł pozwolić, by ten brylant bez skazy doznał zawodu.
– Raf! – zawołała rozpaczliwie. Rzucił jej niechętne spojrzenie i czekał niecierpliwie, żeby powiedziała, co ma do powiedzenia.
– Nie chcę iść. Głos miała bezbarwny. Wiedziała, przestała go już interesować. Straciła go.
– Dlaczego nie chcesz? Ponieważ idziesz tam w interesach. Ponieważ ta cholerna baba czeka tam na ciebie i będzie patrzyła na mnie z tym poczuciem wyższości, od którego robi mi się zimno w środku. A ty będziesz rozmawiał z nią, nie ze mną. Ona to uwielbia, po prostu uwielbia. Uwielbia dzielić z tobą to, czego nie chcesz dzielić ze mną. Ale głośno odezwała się mniej szczerze:
– Gdybyś nagle zachorował, twój osobisty komputer w spódnicy poradziłby sobie znakomicie.
Próbowała ukryć nutę zazdrości w głosie, ale bez powodzenia.
– Nika wie, że nie jestem chory – powiedział spokojnie. – Wie także, że godzinę temu czułem się wspaniale. Bądź więc grzeczną dziewczynką i zacznij się ubierać. I tak jesteśmy spóźnieni.
Odwrócił się w stronę drzwi.
– Nie mam ochoty być grzeczną dziewczynką! – wybuchnęła urażona do żywego i wściekła, że traktuje ją jak dziecko.
Sprawiał, że czuła się o tyle gorsza od nieocenionej, dorosłej Niki. Uświadamiał jej boleśnie istnienie tych wszystkich lat, które ta genialna istota spędziła u jego boku, podczas gdy ona bawiła się lalkami. Wprawdzie była od niego młodsza o jedenaście lat, ale dzieciństwo miała już za sobą. Czyż nie uczynił z niej kobiety?
A głupia nie była nigdy. Potrafiłaby zrozumieć go równie dobrze jak Nika, gdyby tylko dał jej taką szansę. Zacisnął usta, poirytowany.
– Chcę być sobą – rzuciła mu w twarz.
– Jesteś sobą – odpowiedział zimno. To koniec, pomyślała. A więc z Rafem może być tylko seks. Kiedy on się kończy, kończy się wszystko.
– Raf, co czujesz, kiedy się ze mną kochasz? Chciała wiedzieć.
– Jak to jest?
– Nie pamiętam – skłamał, przekreślając tym samym wszystko, co przed chwilą z nią przeżył.
Patrzyła ze smutkiem na jego chłodną, zamkniętą twarz.
Dlaczego go kocham? zastanawiała się. To takie głupie. Wszystko, co on potrafi mi dać, to dobry seks, poza tym nic. Żadnej intymności, żadnego poczucia wspólnoty. Nie powie mi nawet, co czuje, kochając się ze mną. Uprawiając seks, poprawiła się bezlitośnie.
– Posłuchaj, Taniu. Czekają na mnie na przyjęciu. Miałem nadzieję, że pójdziemy razem, ale rób, jak uważasz. Jeżeli odmówisz, będę musiał iść sam. Chcesz tego?
Nie! Chcę ciebie, ty potworny egoisto, myślała z wściekłością.
Mówił do niej przesadnie zrównoważonym tonem, jak zawsze, kiedy chciał zaznaczyć, że wykazuje daleko idącą cierpliwość, ale lada chwila będzie miał dość, więc albo Tania podporządkuje się jego woli, albo będzie musiała ponieść konsekwencje. A konsekwencje oznaczały pogłębiającą się izolację.
– Doskonale – warknęła. – Idź wziąć swoją kąpiel. I przy okazji zmyj mnie z siebie. A ja tymczasem przygotuję się, by godnie stanąć u twego boku, jak na małą żoneczkę przystało.
– Zachowujesz się jak rozpuszczony bachor – powiedział z rozdrażnieniem. – Chyba za bardzo ci pobłażam. Zaczynam powoli tracić cierpliwość.
Ja także, mój drogi, ja także, myślała z goryczą. A więc, burza nadciąga. Nasze małżeństwo znalazło się w punkcie krytycznym.
Uśmiechnęła się.
– Och, obiecuję ci, że dzisiejszego wieczoru nie będę rozpuszczonym brzdącem – powiedziała słodko. – Będę taka, jaką zawsze chciałeś mnie mieć.
Obrzucił ją badawczym wzrokiem, na który odpowiedziała niewinnym spojrzeniem.
– Świetnie – odparł w końcu. Był już prawie przy drzwiach łazienki, kiedy zatrzymał go jej gorzki śmiech. Spojrzał na nią ostro.
– No, dalej! – ponagliła go. – Na co czekasz? Spóźnimy się, zapomniałeś?
Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem. Tania roześmiała się. Był to śmiech kobiety opętanej, idącej na stos. Ale zanim spłonie, da się poznać jako niezwykła czarownica.