ROZDZIAŁ ÓSMY

Danina nie tańczyła przez miesiąc, a ćwiczenia podjęła na nowo pierwszego kwietnia. Na dworze leżał jeszcze śnieg, a ona znowu musiała pracować ciężej, żeby nadrobić to, co straciła, tym razem jednak powrót do pełni sił był szybszy. Była teraz mocniejsza i zdrowsza.

W tydzień później wróciła do prób, a do występów na początku maja. Minął już rok, odkąd rozstała się z Nikołajem po długim, sielankowym pobycie w gościnnym carskim domku, w którym odbywała rekonwalescencję po influency. Po roku niewiele się między nimi zmieniło. Nadal kochali się gorąco, on nadal był żonaty i mieszkał z żoną i dziećmi, ona nadal była w balecie. Nie byli bliżsi rozwiązania swoich problemów niż przed rokiem. Marie Obrażenska uparła się nie dać mężowi rozwodu. A przez ubiegły rok kochankowie zaoszczędzili bardzo mało pieniędzy na wspólną przyszłość. Mieli pewność tylko co do tego, że nadal pragną żyć razem. Walczyli o to, ustawicznie borykając się z przeszkodami. Danina nie mogła się zdecydować, żeby połączyć się z nim w Vermoncie. Za wielka to zmiana, za dalekie, nieznane strony, zbyt obce. Nikołaj zaś nadal jak najłagodniej badał ją i namawiał.

W czerwcu zachorowała jedna z wielkich księżniczek, obaj cesarscy lekarze mieli więc pełne ręce roboty. Nikołajowi nie starczało czasu na wizyty u Daniny. Chciał, ale nie mógł się ruszyć z pałacu, a ona to rozumiała. Na początku czerwca przeżyła kolejną tragedię, kiedy jej najstarszy brat zginął pod Czerniowcami. Straciła już dwóch, a z listu ojca wiedziała, że ten odchodzi od zmysłów po śmierci syna. Był z nim razem pod ostrzałem i cudem ocalał, ale jego pierworodny zginął na miejscu. Danina ciężko przyjęła tę wiadomość, całymi tygodniami czuła się później pusta i martwa. Wojna zbierała żniwo wśród nich wszystkich, nawet w balecie. Tancerki traciły braci, narzeczonych, ojców, a jedna z nauczycielek straciła w kwietniu obu synów. Nawet w ich klasztornym światku nie sposób było dłużej ignorować wojny.

Jedyną rzeczą, której Danina z nadzieją wyglądała w tym roku, były nowe wakacje z Nikołajem i rodziną cesarską w Liwadii. Tym razem Madame nie próbowała się sprzeciwiać. Podczas ostatniej choroby Daniny zawarła z Nikołajem trudny rozejm. Wiedziała, że najchętniej wykradłby jej dziewczynę, ale młoda primabalerina nie zdradzała najmniejszego zamiaru ucieczki czy porzucenia dla niego baletu. Madame Markowa miała teraz pewność, że Danina nigdy nie będzie w stanie zmusić się do odejścia. Obecnie, jak zawsze zresztą dla samej Madame, balet był życiem Daniny.

Tego roku cara nie było w Liwadii, znajdował się z armią w Mohylewie i czuł się w obowiązku tam pozostać. Do Liwadii pojechały więc same kobiety z dziećmi i z dwoma lekarzami oraz Danina. Cesarzowa i księżniczki pozwoliły sobie na krótki urlop od pielęgnowania żołnierzy. Cieszyły się, że znowu znajdą się nad morzem. Łączyła ich teraz wszystkich stara przyjaźń, a Danina i Nikołaj byli szczęśliwsi niż kiedykolwiek. Dla obojga były to rajskie godziny, bajeczna chwila poza czasem, obwarowana przed tak na pozór odległym groźnym światem. Liwadia chroniła ich przed rzeczywistością, która pochłonęła już wszystko wokół.

Każdego popołudnia urządzali sobie piknik, wybierali się na długie spacery, pływali łodzią albo kąpali się w morzu. Danina znowu czuła się jak dziecko, grając z Aleksym w stare gry rodzinne. Tego roku jego zdrowie szwankowało, nie wyglądał więc najlepiej, ale w otoczeniu rodziny i ludzi, których lubił, wydawał się zadowolony.

Nikołaj próbował porozmawiać z Daniną o Vermoncie, udzieliła mu jednak wymijającej odpowiedzi. Tańczyła ważne partie we wszystkich spektaklach, które tego roku wystawiano. Madame Markowa dobrze wiedziała, jak ją zatrzymać w Petersburgu. Danina i Nikołaj zgodzili się wreszcie nie wracać do sprawy Vermontu przed Bożym Narodzeniem, a przynajmniej przed końcem pierwszego półrocza jej sezonu. Nikołajowi trudno było przystać na tę umowę, zrobił to jednak ze względu na nią.

To, że nie wyjechał, okazało się błogosławieństwem, kiedy jego młodszy syn zapadł we wrześniu na tyfus i był bliski śmierci. Ocalenie zawdzięczał Nikołajowi i doktorowi Botkinowi. Danina była przerażona chorobą chłopca. Słała do ukochanego list za listem, niepokojąc się o dziecko i współczując Nikołajowi. Wiedziała, jak bardzo kocha dzieci. Byłaby to tragedia, mówiła sobie, gdyby chłopiec zachorował akurat podczas ich pobytu w Vermoncie. Nikołaj nigdy by sobie ani jej tego nie wybaczył i zawsze by się o to winił. Tym bardziej umocniło ją to w przekonaniu, że ich wyjazd do Ameryki byłby błędem. Zbyt wiele osób tutaj kochali, zbyt wielu obowiązków nie dawało się zapomnieć czy pominąć.

Mimo ubiegłorocznej choroby jej kunszt jeszcze bardziej się udoskonalił. O każdym jej występie ludzie rozprawiali całymi dniami, a jej nazwisko było głośne jak Rosja długa i szeroka. Uchodziła teraz za najlepszą z młodych rosyjskich baletnic. Nikołaj był niesłychanie z niej dumny i bardziej niż kiedykolwiek rozkochany. Gdy tylko mógł, przy chodził na jej występy, a w listopadzie poznał jej ojca i jednego z braci. Pozostało ich tylko dwóch, a drugi ostatnio został ranny, wracał jednak do zdrowia w Moskwie.

Ojciec i brat Daniny nie mieli pojęcia, kim dla niej jest Nikołaj, ale wszyscy trzej wydawali się usatysfakcjonowani znajomością. Nikołaj na pożegnanie życzył im szczęścia i gratulował pułkownikowi tak wybitnie utalentowanej córki, a pułkownik promieniał dumą. Uważał za pewnik, że córka pozostanie tutaj na zawsze, nawet nie zaświtała mu myśl, że Danina zamierza kiedyś opuścić Petersburg.

A kiedy wreszcie nadeszły święta. Danina nie mogła się doczekać wyjazdu do Carskiego Sioła, żeby zamieszkać razem z Nikołajem w pawilonie, który zaczął się im wydawać nieomal ich własnością. Byłoby to takie proste, gdyby mogli tam osiąść i w ten sposób rozwiązać swój problem, niestety jednak tak nie było. Mogli tylko pobyć razem, kradnąc czas, przez parę dni albo tygodni, teraz czy później.

Wybrała się z nim do pałacu na wieczór wigilijny. Rodzina carska nie wydawała wielkich balów jak przed wojną, ale mimo to zaproszono około setki przyjaciół.

Danina świeciła jak jasna gwiazda w sukni, którą podarowała jej cesarzowa. Był to czerwony aksamit przybrany białymi gronostajami, a dziewczyna wyglądała w tym stroju tak majestatycznie jak sama cesarzowa. Goście wymieniali uwagi na temat jej urody, elegancji, talentu, wdzięku, a Nikołaj promieniał jak piękny książę, kiedy tak stał przy niej, trzymając jej rękę w swojej.

– Świetnie się dzisiaj bawiłam, a ty? – Uśmiechnęła się, kiedy po przyjęciu zajechali saniami do pawilonu. Nazajutrz znowu mieli przyjść na obiad do pałacu. Danina uwielbiała dzielić z Nikołajem takie życie. Czuła się niemal mu poślubiona, kiedy stała u jego boku na przyjęciu. Byli już związani ze sobą od blisko dwóch lat.

Nastrój wieczoru mąciły tylko małe grupki, w których rozmawiano na temat powtarzających się pogłosek o rewolucji. Wydawało się to absurdem, bo choć rozruchy wybuchały teraz w miastach regularnie, car wciąż nie zgadzał się na ich ukrócenie. Mówił, że ludzie mają prawo wyrażać swoje zdanie i że dobrze im zrobi, jak się wykrzyczą. Ostatnio jednak w Moskwie kilkakroć doszło do zamieszek, a wojsko było coraz bardziej zaniepokojone. Ojciec i brat wspominali o tym, kiedy ich ostatnim razem widziała.

Danina rozmawiała o tym z Mikołajem, wracając do pawilonu. Przyznał, że też zaczyna się niepokoić.

– To chyba znacznie większy problem, niż się wydaje większości z nas – powiedział z troską. – Sądzę też, że car postępuje naiwnie, nie chcąc tego powstrzymać. A może nie jest w stanie. Ma tyle innych powodów do zmartwienia: wojna, potworne straty, jakie ponieśliśmy w Polsce i w Galicji – zamieszki w Moskwie wydają się więc nie istotne w porównaniu z wojną i jej ludzkimi kosztami.

– Idea rewolucji wydaje się tak skrajna – odparła cicho Danina. – Nie mogę sobie nawet wyobrazić tutaj czegoś takiego. Co by to miało znaczyć?

– Kto wie? Może niewiele. Pewnie nic. Paru malkontentów robi hałas. Mogą spalić kilka domów, ukraść kilka koni czy klejnotów, sprawić bogaczowi lanie, a potem wrócić do codzienności. Pewnie nic poważniejszego nie na stąpi. Rosja jest zbyt wielka i zbyt potężna na jakąś zmianę. Chociaż może to przez chwilę zatruć życie, a może też być niebezpieczne dla cara i jego rodziny. Na szczęście są pod dobrą ochroną.

– Jeżeli coś się wydarzy – poprosiła Danina, kiedy Nikołaj pomagał jej zdjąć suknię w sypialni – chciałabym, żebyś był ostrożny.

Zdawała sobie doskonale sprawę, że może to być nie bezpieczne również dla niego.

– Istnieje proste rozwiązanie tego problemu – powrócił znowu do tematu Vermontu. Obiecał, że nie będzie jej o to nagabywał przed Bożym Narodzeniem, a właśnie ten termin nadszedł. Od września, kiedy po raz ostatni o tym rozmawiali, Nikołaj wiele rozmyślał o tej kwestii. Ciągle do tego nawiązywał i nie tracił nadziei, że zdoła przekonać Daninę do swojego planu.

– Jakie rozwiązanie? – zapytała z roztargnieniem, zdejmując kolczyki. Lubiła je, był to prezent od Nikołaja – perły otoczone drobnymi rubinami. Ślicznie wyglądały w jej uszach.

– Vermont – przypomniał. – W Ameryce nie wybuchają rewolucje. Nie grozi im żadna wojna. Będziemy tam szczęśliwi, Danino. Wiesz o tym.

Unikała tych rozmów pod byle pretekstem. Chciała wprawdzie być z nim, nigdy jednak nie czuła się gotowa do opuszczenia baletu ani do kroków tak desperackich jak cały ten projekt. Życie, które wiedli, nie było pozbawione wygód, a w końcu żona Nikołaja może kiedyś zgodzi się na rozwód.

– Może kiedyś – powiedziała z zadumą. Chciała się zdobyć na tyle odwagi, żeby z nim wyjechać, ale nie potrafiła wyobrazić sobie rozstania z tak dobrze znanym światem. Jednakowo ciągnęło ją w dwie przeciwne strony. W stronę Madame i baletu i w stronę Nikołaja wraz ze wszystkim, co jej obiecywał. Wspólne życie w nowym kraju i balet, a w nim jej obowiązki, jej powinności, jej życie.

– Mówiłaś, że porozmawiamy o tym na Boże Narodzenie – zauważył ze smutkiem. Zaczynał się obawiać, że Danina nigdy nie porzuci baletu i że ich dwojga nigdy nie będzie stać na coś więcej niż dotąd, chyba że jego żona umrze albo zmieni zamiary albo też on sam odziedziczy jakieś wielkie pieniądze, a żadna z tych perspektyw nie wydawała się realna. Tutaj Danina może być tylko jego kochanką, a mieszkać razem mogą najwyżej przez parę miesięcy w roku, chyba że dziewczyna odejdzie z baletu. Ale nawet wtedy nie będzie go stać na dom dla niej, oboje o tym wiedzą. Vermont był ich jedyną nadzieją na wspólne nowe życie. Od obojga wymagało to jednak poświęceń, a to właśnie napawało dziewczynę obawą przed podjęciem takiej decyzji.

– Po Trzech Królach znowu zaczynam próby – bąknęła wymijająco. – A potem będziesz tańczyć bez przerwy, a potem znów będzie lato… a potem sezon jesienny, a ty znów będziesz występować w Jeziorze łabędzim… a potem znowu Boże Narodzenie. I tak oboje się zestarzejemy. – Patrzył na nią oczyma pełnymi smutku i tęsknoty. – Nigdy nie będziemy razem, jeżeli zostaniemy tutaj.

– Nie mogę jeszcze odejść, Nikołaju – powiedziała łagodnie. Była w nim rozkochana nie mniej, a może nawet bardziej niż on w niej, ale aż za dobrze rozumiała, o co ją prosi i ile ją to będzie kosztować. – Coś jestem im winna.

– Sobie jesteś winna jeszcze więcej, kochanie. I mnie. Nic im z ciebie nie przyjdzie, kiedy się zestarzejesz i nie będziesz już mogła tańczyć. Nikt się tam o ciebie nawet nie zatroszczy. Madame już nie będzie. Będziemy wtedy mogli polegać tylko na sobie. Ty na mnie, a ja na tobie.

– Ty na mnie tak – przyrzekła solennie. Słysząc to, porwał ją w ramiona, ubraną już tylko w wytworną jedwabną bieliznę z koronkowymi ozdobami, i zaniósł do łóżka, w którym po raz pierwszy się kochali. Nadal czerpali ze zbliżeń taką samą ogromną rozkosz. W krótkim udzielonym im czasie pędzili cudowne życie, w niczym nie przypominające tego, które on znał, a ona wyśniła w marzeniach.

– Może kiedyś znudzisz się mną – powiedziała później sennie, zwinąwszy się w kłębek w jego ramionach – jeżeli przez cały czas będziemy razem.

– O to się nie martw. – Uśmiechnął się i przesunął, żeby móc pocałować ją w ramię. Jej ciało było piękniejsze niż kiedykolwiek. – Nigdy się tobą nie znudzę. Danino. Wyjedź ze mną – wyszeptał znowu, a ona, zasypiając już, skinęła głową.

– Kiedyś wyjadę – szepnęła.

– Nie zwlekaj za długo, kochanie – ostrzegł. Świat, który ostatnio zaczął mu się wydawać groźny, napawał go lękiem. Chciał opuścić wraz z Daniną Rosję, zanim spotka ich coś złego. Trudno to było sobie wyobrazić, ale stać się mogło. Mówiło o tym wiele wysoko postawionych osób, chociaż sam car nie chciał tego uznać. Różni znajomi doktora byli jednak równie jak on zaniepokojeni. Nikołaj nie zamierzał zresztą straszyć Daniny, bardzo jednak chciał ją stąd wywieźć. Zanim będzie za późno, zanim zdarzy się nieszczęście. Bał się jednak powiedzieć jej za dużo. Jego obawy brzmiały głupio, a Danina poza baletem nie znała świata. Nic nie wiedziała o rzeczywistości, z dnia na dzień coraz bardziej zatrważającej.

Nazajutrz zgodnie z planem zjedli obiad w gronie rodziny cesarskiej. Danina uczyła Aleksego magicznej sztuczki, którą pokazał jej w balecie młody tancerz, gość z Paryża. Chłopiec był zachwycony. Było to długie, szczęśliwe popołudnie, błogie interludium w ich życiu. Spędzili razem przeszło dwa tygodnie. Zebrali się do powrotu dopiero w przeddzień wznowienia prób. Danina przestrzegała wprawdzie reżimu swoich codziennych ćwiczeń, ale rozpoczęcie sezonu poprzedzały zawsze długie dni prób, musiała więc wracać.

– Muszę wracać na ćwiczenia i rozgrzewki – wyjaśniła, pakując swoje bagaże ostatniego dnia. Bardzo nie chciała rozstawać się z Nikołajem, toteż ile tylko mogła, przeciągała ich wspólny pobyt w pawilonie. Z drugiej strony, przed przerwą świąteczną tak dobrze się jej tańczyło, że nie sądziła, by przed drugą połową sezonu potrzebowała więcej niż kilku dni pracy.

– Okropnie nie lubię się z tobą rozstawać – przyznała. Spędzili potem resztę popołudnia w łóżku wśród pieszczot, przyrzeczeń i zwierzeń. Nigdy Danina nie była z nim szczęśliwsza i nigdy nie kochali się mocniej niż w owej chwili. Czuli się jak w bajce.

Kiedy wyjeżdżała nazajutrz, obiecał, że przyjdzie na jej najbliższy występ.

– Najpierw musimy poćwiczyć – przypomniała, całując go na pożegnanie przed wejściem do pociągu. – Za parę dni zajrzę do ciebie.

– Będę czekała – przyrzekła.

Był to jeden z najszczęśliwszych okresów, jakie spędzili razem. Danina miała zamiar zwrócić się do Madame o pozwolenie na jeszcze jeden tygodniowy wyjazd z Nikołajem wiosną. Była pewna, że Madame wpadnie w furię, jeśli jednak ona przez następne trzy miesiące będzie tańczyć wystarczająco dobrze, dyrektorka być może się zgodzi. Jak dotąd była zadowolona, że Danina nie popełniła żadnego głupstwa czy szaleństwa, i właściwie miała już pewność, że dziewczyna nigdy nic takiego nie zrobi.

Pora na głupstwa najwyraźniej minęła. Madame wierzyła, że ci dwoje wreszcie znudzą się sobą. Zadowalało ich to, że pozwala Daninie widywać się z Nikołajem od czasu do czasu. Z czasem zapewne zmęczą się romansem, który prowadzi donikąd. Madame wiedziała, że balet ostatecznie weźmie górę w sercu Daniny. Tego była pewna.

Danina rozpoczęła ćwiczenia natychmiast po przyjeździe, a nazajutrz pracowały już od czwartej rano, przed próbą, która zaczynała się o siódmej. Przeszła porządną rozgrzewkę, była w świetnej formie, znała dobrze partię, do której rozpoczynała próby, nie musiała więc poświęcać jej zbyt wiele uwagi. Prawdę mówiąc, pozwoliła sobie nawet odegrać z kilkorgiem tancerzy małą scenkę. Błaznowali za plecami nauczycielki, wykonując zabawne podskoki i całkiem nowe kroki taneczne. Swoim piruetem, a potem zgrabnym pas de deux z jednym z partnerów Danina sprawiła, że patrzącym dech zaparło w piersiach. Dopiero późnym popołudniem zrobili przerwę obiadową. Do tego czasu przetańczyli blisko dziesięć godzin, co nie było zresztą niczym niezwykłym, Danina była więc nieco zmęczona. Kierując się do wyjścia, wykonała ostatni skok. Ktoś aż się zachłysnął, widząc, jak dziewczyna potyka się i pada z rozpędu na podłogę z jedną stopą wygiętą pod jakimś przerażającym kątem. W sali zapadła długa cisza. Wszyscy czekali, czy Danina się podniesie, leżała jednak, bardzo blada i bardzo nieruchoma, ze stopą dziwacznie wygiętą w kostce. Wszyscy naraz rzucili się ku niej, a nauczycielka przysiadła na podłodze, żeby sprawdzić, co się stało. Miała nadzieję, że to tylko paskudne zwichnięcie, tancerka będzie więc najwyżej bardzo obolała nazajutrz na porannej próbie.

Ujrzała jednak stopę Daniny odgiętą pod prawie niemożliwym kątem i dziewczynę półprzytomną, w szoku.

– Natychmiast zanieście ją do łóżka – rozkazała ostrym tonem. Danina miała zaciśnięte zęby, śmiertelnie bladą twarz. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, co się stało. Złamała, a nie skręciła nogę w kostce. Jeżeli tak, było to potworne dla primabaleriny, a faktycznie dla każdej tancerki. Nikt nie pisnął, nie rzekł ani słowa, ktoś tylko westchnął, kiedy wynoszono Daninę z sali. W chwilę później leżała na własnym łóżku, ubrana w trykoty, w ciepły sweter i wełniane getry. Nauczycielka bez słowa rozcięła jej trykot małym ostrym nożem, który nosiła przy sobie w takim właśnie jak teraz celu. Noga w kostce spuchła już jak balon, stopa nadal sterczała w bok pod tym samym okropnym kątem, a Danina wpatrywała się w nią z niemym przerażeniem. Rzeczywistość była zbyt straszna, żeby w nią uwierzyć.

– Wezwać doktora. Natychmiast! – zabrzmiał od progu głos madame Markowej. Mieli lekarza, do którego zwracano się w takich okolicznościach. Był znakomitym specjalistą ortopedą. Pomagał im od dawna, i to z dobrym rezultatem. Madame omal jednak serce nie pękło na widok tego, co zastała w pokoju. W jednej chwili, wskutek jednego szybkiego skoku, było po Daninie.

Doktor przybył przed upływem godziny i potwierdził najgorsze przypuszczenia. Noga w kostce była paskudnie złamana, dziewczynę należało przewieźć do szpitala. Złamanie wymagało operacji. Co do tego nie było dwóch zdań. Kiedy wynoszono Daninę z budynku, z tuzin osób pogłaskało ją po ręku. Wszyscy płakali, ale ona najbardziej. Aż za często widywała takie przypadki. Dokładnie zdawała sobie sprawę z tego. co się stało. Wszystko skończone, po piętnastu latach w tym świętym przybytku, po dwudziestu dwóch latach życia.

Operowano ją jeszcze tego samego wieczora, potem zaś ujęto całą nogę w potężny gipsowy pancerz. W wypadku kogokolwiek innego można by to uznać za pomyślne za kończenie. Noga będzie na powrót prosta, dziewczyna może tylko odrobinę utykać. W wypadku Daniny nie było to jednak dobre rokowanie. Noga w kostce była zgruchotana. jeśli więc nawet będzie mogła stąpać normalnie, nigdy już nie zdoła tańczyć tak jak dawniej. Noga nie utrzyma jej ciężaru przy ewolucjach tanecznych. Po prostu nie ma sposobu, żeby przywrócić jej konieczną giętkość i siłę. Żadne słowa nie pocieszyłyby Daniny. Jej kariera zakończyła się jednym małym, głupim skokiem. Nie tylko kostka, ale całe jej życie było złamane.

Leżała i płakała tej nocy prawie tak jak wtedy, gdy straciła dziecko. Tym razem straciła swoje własne życie. To była śmierć marzeń, finał, tragicznie nie licujący ze świetnym początkiem. A Madame, tym razem siedząc przy niej, sama powstrzymywała łzy. Los nie sprzyjał Daninie. Na nic się zdały jej wyrzeczenia, śluby, zobowiązania. Skończyło się życie baletnicy, życie, którym od piętnastu lat żyła, cieszyła się i gotowa była dlań umrzeć.

Nazajutrz przewieziono ją z powrotem do baletu. Leżała w pokoju, który dzieliła z innymi, a tancerze odwiedzali ją w pojedynkę i parami, przynosząc kwiaty, słowa, dobroć, smutek, nieomal żałobę po niej. Czuła się, jakby umarła i w pewnym sensie tak było. Życie, które znała i którego była nieodłączną częścią, dla niej już nie istniało. Czuła, że nie należy już do zespołu. To tylko kwestia czasu: trzeba będzie zebrać rzeczy i wyprowadzić się stąd. Danina jest za młoda, żeby zostać nauczycielką, wie zresztą, że nie byłaby w stanie. To nie dla niej. Dla niej nadszedł po prostu koniec. Śmierć marzeń.

Napisanie listu do Nikołaja zabrało jej dwa dni. Przyjechał natychmiast po odebraniu poczty, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało, chociaż wszyscy tłumaczyli mu to szczegółowo. Tancerze z baletu znali go i lubili, toteż opowiadali mu w kółko, jak to Danina upadła i jak wyglądała, leżąc na podłodze.

Jej widok, leżącej ze smutkiem w oczach w gipsowym pancerzu, od razu jednak powiedział mu wszystko. Chociaż to wszystko było dla niego równie okropne jak dla niej, widział wszakże w tym promyk nadziei. Była to jej jedyna szansa na nowe życie. Gdyby nie to zdarzenie, nigdy nie zdecydowałaby się na wyjazd. Nikołaj wiedział jednak, że nie wolno mu o tym nawet napomknąć. Dziewczyna przeżywała głęboką żałobę po utraconej karierze.

Tym razem, kiedy Nikołaj uparł się, że zabierze Daninę ze sobą, madame Markowa nie stawiała przeszkód. Wiedziała, że dziewczynie milej będzie być poza baletem, przy najmniej przez pewien czas, niż nasłuchiwać dobrze znanych dzwonków, dźwięków, odgłosów ćwiczeń i prób. Danina nie należała już do tego świata. Może jeszcze powróci tutaj w jakimś innym charakterze, na razie jednak przez proste współczucie lepiej jej oszczędzić pobytu w szkole. Dla jej własnego dobra trzeba jak najszybciej pogrzebać przeszłość. Dwie trzecie jej życia, a w tym ta jedyna jego część, o którą troszczyła się przed poznaniem Nikołaja, właśnie dobiegły końca. Koniec z życiem baletnicy.

Загрузка...