ROZDZIAŁ CZWARTY

Nikołaj ani nie zajrzał do niej przez następne dwa dni, ani nie przybył do pałacu. W końcu jednak przysłał jej dwie nowe książki z wiadomością, że złapało go paskudne przeziębienie, a nie chce przywlec do niej choroby. Zobaczy się z nią, kiedy tylko nie będzie to groziło zarażeniem. Nie miała pojęcia, czy jest to prawda, ale jeśli tak, jeśli nie chodziło o nic innego, jego nieobecność była co najmniej wygodna. Dawało to im obojgu czas, by mogli od zyskać panowanie nad sobą i spróbować zapomnieć o tym, co się zdarzyło.

Odczuwała jednak brak jego wizyt i nie umiała sobie znaleźć miejsca w małym domku; próbowała zasnąć i odkrywała, że nie potrafi, pod koniec pierwszego dnia dostała potwornego bólu głowy, ale nie chciała wziąć na to żadnego lekarstwa. Pielęgniarkom wydała się nienaturalnie pobudliwa i rozdrażniona, setki razy przepraszała je za swój zły humor i winiła o to swoją migrenę. Pod koniec drugiego dnia popadła w przygnębienie. Zastanawiała się, czy on aby się na nią nie obraził, czy nie pożałował tego, co powiedział i zrobił, czy przypadkiem nie był pijany, a ona o tym nie wiedziała, i czy nigdy go już nie zobaczy. Mogła znieść ukrywanie, przemilczanie tego, co zaszło, w całej jaskrawości zdała sobie jednak sprawę, że nie może znieść jego nieobecności.

Pojawił się wreszcie, kiedy akurat z okna małego saloniku patrzyła na śnieżycę w parku. Nie słyszała, jak wszedł. Odwróciła się, zalana łzami, bo myślała właśnie o nim, a na jego widok bez zastanowienia frunęła przez pokój prosto w jego ramiona i zaczęła mu opowiadać, jak bardzo za nim tęskniła. Z początku nie był pewien, co to znaczy, czy może zmieniła zdanie i chce się z nim związać, czy też po prostu mówi, że brakowało jej jego towarzystwa.

– Mnie też ciebie brakowało – powiedział zachrypniętym głosem. Zrozumiała, że jego tłumaczenia były szczere, i to jej ulżyło.

– Bardzo – dodał po chwili, uśmiechając się do niej. Nie był jednak tak niemądry, żeby ją pocałować. Trzymał się jej postanowienia sprzed dwóch dni i nie zamierzał znów przekraczać tej granicy, chyba że sama by go do tego zachęciła. A ona żadnym gestem nie zdradziła chęci pocałunku. Podeszła prosto do samowara, nalała i podała Mikołajowi szklankę herbaty. Ręka jej przy tym drżała, lecz twarz była rozpromieniona.

– Tak się cieszę, że byłeś chory… och… to znaczy… to brzmi okropnie…

Roześmiała się po raz pierwszy od dwóch dni, a on też się zaśmiał, siadając koło niej w małym, przytulnym saloniku pawilonu.

– Bałam się, że nie chcesz mnie widzieć.

– Wiesz, że to nieprawda. – Jego oczy powiedziały jej to, co pragnęła usłyszeć, ale czego nie pozwoliłaby mu nigdy raz jeszcze powtórzyć. Była nieprzytomnie szczęśliwa, że go widzi.

– Nie chciałem cię zarazić po tym wszystkim, co przeszłaś. Czuję się już jednak znacznie lepiej.

– Miło to słyszeć. – Była przy nim trochę skrępowana, ale wpatrywała się w niego z natężeniem. Wydawał się jej teraz nawet przystojniejszy, wyższy i mocniejszy. W pewien osobliwy sposób należał teraz do niej, wiedziała o tym, a przez to był jej jeszcze droższy, nawet gdyby nigdy nie mieli się poważyć na to, czego oboje pragnęli. – Czy byłeś poważnie chory? – Wzruszyła go tym troskliwym pytaniem. W różowej wełnianej sukience wyglądała prześlicznie i nawet młodziej, niż ją zapamiętał. Przed wczoraj wieczorem w sukni z niebieskiego aksamitu wydawała się dostojna i bardzo dorosła, teraz zaś była to młoda dziewczyna, którą jeszcze bardziej niż zwykle miał ochotę pocałować. Wiedział jednak, że tym razem nie może.

– Nie tak jak ty. Dzięki Bogu. Już wyzdrowiałem.

– Nie powinieneś wychodzić w taką śnieżycę – skarciła go, a on uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Chciałem zajrzeć do Aleksego – wyjaśnił, ale jego oczy powiedziały jej coś jeszcze. Bardziej niż do Aleksego chciał zajrzeć do niej.

– Zostaniesz na obiad? – zagadnęła uprzejmie, a on skinął głową i uśmiechnął się.

– Z przyjemnością.

Oboje uprzytomnili sobie przy tym, że to możliwe. Mogą spędzać czas razem, tak jak dawniej, nie zdradzając swych sekretów, nawet jedno przed drugim. Zaraz jednak zaczęła się zastanawiać, co będzie, kiedy za parę miesięcy wróci do Petersburga. Czy zapomną o sobie, czy też on będzie się z nią widywał? Czy będzie to tylko pielęgnowanie wspomnień, a ich miłość zniknie jak ślad po jej influency? Trudno było sobie wyobrazić samo rozstanie.

Przegadali czas aż do popołudnia, zwróciła mu kilka książek, on zaś obiecał zajrzeć do niej raz jeszcze wieczorem w drodze do domu. Kiedy wyszedł, wszystko znowu wyglądało normalnie. Wcale jednak nie wrócił tego wieczora, zamiast tego przysłał liścik. Aleksy nie czuł się dobrze, Nikołaj wraz z doktorem Botkinem spędzi więc noc w pałacu przy chorym. Z powodu hemofilii mały wymagał troskliwej opieki, Nikołaj uznał więc, że lepiej się od niego nie oddalać. Danina to zrozumiała. Zwinęła się w kłębek pod kołdrą z jedną z jego książek, spokojna o to, że zobaczy go rano. Jego dwudniowa nieobecność po dramatycznej wieczornej scenie była dla niej udręką. Migrena znikła dzisiaj na sam jego widok.

I znów odczuła ulgę, kiedy nazajutrz rano przyszedł do niej na śniadanie. Ale i ona musiała zdać sobie sprawę, jakiej mocy nabrała nagle łącząca ich więź. Chociaż się umówili, że nie będą więcej mówić o wzajemnych uczuciach, stało się nagle jasne, że nic na świecie nie jest dla niej ważniejsze od jego wizyt, a jego też nurtował niepokój, gdy jej nie było w pobliżu. Oboje żywili jednak nadal przekonanie, że jak długo będzie trzeba, są w stanie zapanować nad palącym ich ogniem, a ona postanowiła okiełznać w sobie to uczucie i nigdy, do końca ich życia, nie poruszać więcej tego tematu. Nikołaj z każdym dniem miał mniej pewności, że stać go na to samo, wiedział jednak, że musi postępować tak, jak ona sobie życzy, bo w przeciwnym razie mógłby ją stracić.

Długo tego dnia rozprawiał o Aleksym, objaśniając jej szczegółowo naturę jego choroby. Doprowadziło ich to do dyskusji o urokach posiadania dzieci. Przedkładał jej, że nie powinna pozbawiać się tej radości, jest bowiem pewien, że byłaby wspaniałą matką. Ona zaś kręciła tylko głową, przypominając mu, jakie ma obowiązki wobec baletu. On na to znowu wyrzucał jej ten niestosowny zapał jako rzecz nierozsądną i niezdrową.

– Madame nie wybaczyłaby mi, gdybym odeszła – od parła cicho.

– Zawsze oddawała i będzie nam oddawać wszystkie siły – dodała po prostu, kiedy skończyli śniadanie. – Oczekuje ode mnie tego samego.

– Dlaczego od ciebie bardziej niż od innych? – zapytał uszczypliwie.

Roześmiała się w odpowiedzi i po raz pierwszy od wielu dni w oczach jej zatańczył figlarny chochlik.

– Bo jestem lepszą od nich tancerką. Słysząc to, uśmiechnął się szeroko.

– I z pewnością nieporównanie skromniejszą – zakpił. – Ale masz słuszność. Jesteś lepszą tancerką, choć nadal nie jest to powód, żeby oddać życie w ofierze.

– Balet to coś więcej niż taniec, Mikołaju. To sposób życia, duch, cząstka duszy, religia.

– Jesteś szalona, Danino Pietroskowa, ale i tak cię kocham.

Słowa te wymknęły mu się bezwiednie. Spojrzał na nią z przerażeniem, nic jednak nie powiedziała. Uznała to za pomyłkę, przypadek i postanowiła przemilczeć.

Tymczasem śnieg przestał padać po bez mała dwóch dobach zamieci, wyszli więc na spacer do parku. W chwilę później zaczęła go obrzucać śnieżkami. Nie zdołałby wyrazić, jak uwielbia spędzać z nią czas, jak uwielbia jej dziecięcą pogodę ducha, która przecież nie wyklucza wielkiej wewnętrznej głębi i oddania dla tego wszystkiego, w co dziewczyna wierzy. Jak na młodą kobietę było to niezwykłe. Pewien, że znów czują się w swoim towarzystwie odprężeni i wszystko między nimi układa się prosto, pożegnał ją tego popołudnia, żeby wrócić do domu i przebrać się po nocy spędzonej przy małym pacjencie. Najgrubsze chmury, które wisiały nad nimi przez kilka ostatnich dni, rozwiały się teraz, oboje więc byli przekonani, że zdołają przeżyć, mimo rygorów, jakie narzuciła im Danina. A pod koniec następnego tygodnia w pełnej zgodzie odzyskali nieskrępowaną swobodę obejścia.

Nikołaj zaglądał do niej co najmniej dwa razy dziennie, a nawet częściej, kiedy tylko się dało. Stale jadał u niej obiady lub kolacje, a czasami przychodził tak wcześnie, że mógł z nią razem siąść do śniadania. Cały ten miesiąc był mroźny, większość czasu spędzali więc pod dachem, ale pod koniec stycznia pogoda zaczęła się pomału poprawiać. Zdrowie Daniny także. Postępy rekonwalescencji były znaczne, ale powrót do baletu był nadal sprawą przyszłości, której Danina nie mogła przyspieszyć. Z początku błagała Madame, żeby pobyt w Carskim Siole trwał tylko miesiąc, ale Nikołaj nieodmiennie zalecał przeciągnięcie go do marca lub kwietnia. W kolejnym liście do Madame Danina napisała, że się na to zgadza. Tego właśnie jej trzeba. Madame przyjęła to z ulgą. Cesarzowa podobnie. Rodzina carska przepadała za towarzystwem dziewczyny.

Wielkie księżniczki wpadały na herbatę, kiedy tylko po zwalały im na to ich obowiązki sióstr miłosierdzia albo lekcje. Aleksy zaś uwielbiał grać z nią w karty. Wydawała się znakomitym dodatkiem do rodziny, przynajmniej w jego mniemaniu. To właśnie Aleksy przyniósł jej wiadomość, że ma przybyć na bal, który jego rodzice wydają pierwszego lutego, pierwszy bal w tych czasach. Cesarzowa czuła się winna wobec córek, które od tak dawna nie miały żadnej rozrywki ani przerwy w obowiązkach szpitalnych, przekonała więc męża, że bal wszystkim doda ducha. Dopiero po zakomunikowaniu tego Daninie Aleksy oznajmił matce, że życzy sobie, by ją zaprosiła.

Cesarzowa uczyniła to, wedle jej własnych słów, z najwyższą przyjemnością. Nie czekając na odpowiedź Daniny. posłała dziewczynie do przymierzenia kilka sukien balowych, jak wtedy, przed ich dużo mniej uroczystą kolacją. Tym razem jednak suknie były zaiste tak wspaniałe, że Danina poczuła się oszołomiona.

Atłasy i jedwabie, aksamity i brokaty jak dla królowej albo dla samej cesarzowej. Danina wręcz krępowała sieje włożyć. Wybrała wreszcie białą atłasową, ze złotym, brokatowym stanikiem, który tak ściśle opinał jej szczupłą talię, że przypominała raczej królową elfów niż baletnicę. Wyglądała, jak orzekł Aleksy, kiedy pokazała mu się w sukni, niby księżniczka z bajki. Nikołaj sukni jeszcze nie widział, ale wiedział o niej wszystko z opowieści Daniny. Biała atłasowa narzutka, przysłana wraz z nią, była lamowana takim samym złotym brokatem jak stanik, i w dodatku podbita gronostajami. W istocie strój to był królewski, a ciemnowłosa Danina robiła w nim jeszcze większe niż zwykle wrażenie. W pewnej mierze suknia była dla niej jak kostium, piękniejszy jednak od wszystkich, które kiedykolwiek widziała, przywdziewała czy nawet o których marzyła. Nikołaj też był rad usłyszeć, że dziewczyna wybiera się na bal. Jak poprzednio ostrzegał ją, żeby się nie przemęczała i wyszła, kiedy tylko poczuje się znużona. Nie miał jednak żadnych zastrzeżeń do jej obecności na carskim balu i zaofiarował się, że przywiezie ją tak jak wcześniej na kolację.

Sam bal był w tych dniach wydarzeniem niezwykłym. Rodzina panująca z powodu wojny zrezygnowała ze wszystkich urzędowych okazji towarzyskich, wyjątek od tej reguły czyniąc w tym tylko jednym wypadku. Nie wiadomo było, kiedy taka sytuacja mogłaby się powtórzyć. Car specjalnie na bal powrócił z frontu, a jego zapowiedziana obecność cieszyła wszystkich.

– Czy twoja żona tym razem nie zdecyduje się przyjść? – ostrożnie zagadnęła Danina Nikołaja w wigilię balu, on jednak pokręcił głową z miną nieco zirytowaną. Kiedyś zwróciłby uwagę Marie, jakim grubiaństwem z jej strony jest odrzucenie najjaśniejszego zaproszenia, ale teraz nie dbał o to z powodów oczywistych dla Daniny. Ona zaś już sobie przysięgła, że zatańczy z nim może raz czy drugi, jeśli ją o to poprosi, ale to nic nie będzie znaczyło. Jego wyznanie sprzed dwóch tygodni jak gdyby zasnuła mgła. Znów są po prostu przyjaciółmi, nie ma obaw.

– Oczywiście nie. – Tyle tylko odpowiedział Nikołaj. – Nie znosi balów… i wszystkiego, co nie związane z końmi.

Potem zmienił temat, by opowiedzieć z uśmiechem, jak to Aleksy oświadczył, że dziewczyna wygląda „całkiem dobrze” w sukni, którą pożyczyła jej jego matka. To „całkiem dobrze” w najmniejszej mierze nie przygotowało jednak Nikołaja do widoku Daniny, która wynurzyła się ze swojej sypialni w toalecie z białego atłasu, złotego brokatu i gronostajów. Wyglądała jak młoda monarchini, z włosami upiętymi na głowie w luźne fale, z perłowymi kolczykami w uszach, które były jej jedyną pamiątką po matce. Cieszyła się, że nie zapomniała ich wziąć tutaj ze sobą.

Na jej widok Nikołajowi zaparło dech. Przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić słowa. Łzy nabiegły mu do oczu. Niemal się modlił, żeby ich nie dostrzegła.

– Jak wyglądam? Wszystko w porządku? – zapytała nerwowo, niczym któregoś ze swoich braci.

– Nie wiem nawet, co ci powiedzieć. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś był aż tak piękny.

– Głuptas. – Uśmiechnęła się doń spłoszona. – Ale dziękuję. Ładna suknia, prawda?

– Na tobie tak.

Talia małego dziecka, gors odsłonięty akurat w miarę, bez wulgarności czy ostentacji. Nic w niej nie mogło razić, on zaś w swoim fraku wydawał się idealną asystą, kiedy powiódł ją na bal w pałacu Jekatierińskim. Pałac ten był jedną z budowli w posiadłościach cesarskich w Carskim Siole. Był znacznie okazalszy i ozdobniejszy niż pałac Aleksandrowski, w którym mieszkał cesarz z rodziną. Cesarzowa zwykła go używać tylko przy ceremoniach państwowych, aczkolwiek w danej chwili jego część służyła jako szpital dla rannych żołnierzy. Pałac, projektu Rastrellego, został przerobiony za Katarzyny II. Kiedy się doń zbliżali, słońce zalśniło na złotym dachu, nadając gmachowi przepych i majestat.

Nawet wśród wszystkich błyszczących sukien i klejnotów, między zaproszonymi członkami rodziny panującej, Danina wywołała niejaką sensację. Każdy chciał się do wiedzieć, kim jest, skąd i gdzie ją dotąd ukrywano. Kilku wytwornych młodych arystokratów było przekonanych, że to księżniczka krwi. Jej królewskie wzięcie i gracja w każdym ruchu przyciągały powszechną uwagę. Danina, gdy tylko ujrzała cesarzową, pospieszyła dyskretnie podziękować jej za suknię.

– Musisz ją zatrzymać, moja droga. Żadna z nas nie potrafiłaby jej nosić tak jak ty.

Danina od razu wyczuła szczerość Aleksandry Fiodorowej i poczuła się jeszcze bardziej wzruszona jej nieustającą hojnością i dobrocią.

Kolację dla czterystu osób podano w Sali Srebrnej. Panowie wkrótce potem wycofali się do słynnej Bursztynowej Komnaty, a całe towarzystwo przeniosło się na tańce do Wielkiej Galerii. To był wspaniały wieczór, a Danina znajdowała w sobie więcej energii niż przed chorobą. Podniecał ją już sam fakt, że tu jest. Pragnęła na zawsze zapamiętać tę noc, całą, do najdrobniejszych szczegółów.

Kiedy zaś Nikołaj wyprowadził ją na posadzkę, serce lekko skoczyło w piersi dziewczyny, choć nawet przez moment nie pozwoliła sobie pomyśleć o tym, co jej powiedział dwa tygodnie temu. Ten rozdział ich życia był zamknięty. Łączyły ich teraz tylko koleżeństwo i przyjaźń, tak w każdym razie sama sobie wmawiała. Ale jego spojrzenie, kiedy sunął z nią płynnie w walcu, mówiło coś zgoła innego. Wydawał się nieopisanie z niej dumny, a jego delikatne dotknięcie, kiedy tulił ją do siebie najbliżej, jak tylko śmiał, gdyby zechciała, powiedziałoby jej wszystko, czego on rzec jej nie mógł. Nawet sam car, kiedy tak tańczyli, po dzielił się z żoną pewnym spostrzeżeniem.

– Obawiam się, że Nikołaj traci głowę dla naszej młodej rekonwalescentki z baletu – rzucił, obserwując ich; było to powiedziane bez przygany.

– Nie sądzę, kochanie – zaprzeczyła cesarzowa. Stale widywała tych dwoje razem i nie dostrzegała nic niestosownego w ich przyjaźni czy zachowaniu.

– Szkoda, że jest żonaty z tą okropną Angielką – zauważył monarcha, a cesarzowa uśmiechnęła się w odpowiedzi. Ona też nie przepadała za tą damą.

– Sądzę, że po prostu troszczy się o zdrowie Daniny – oświadczyła z przekonaniem, dużo naiwniejsza od swojego męża.

– Ślicznie wygląda w tej sukni. To jedna z waszych? Cesarzowa miała na sobie wspaniałą toaletę z czerwonego aksamitu oraz odziedziczony po matce garnitur rubinów, który przydawał jej majestatu. Była piękną kobietą, a mąż kochał ją czule. Oboje czuli się uszczęśliwieni, że car znów jest w domu i że wreszcie, choć na kilka chwil, mogą zapomnieć o wojnie.

– Właściwie Olgi, ale tak ładnie leży na Daninie, że powiedziałam, by ją zatrzymała.

– Ma śliczną figurę. – Cesarz uśmiechnął się do żony, niezainteresowany już dalszą rozmową o młodej podopiecznej. – Jak ty, kochanie. Rubiny Mamam wspaniale do ciebie pasują.

– Dziękuję powiedziała z uśmiechem, po czym opuścili salę, by odbyć przechadzkę wśród gości. Bal był wyjątkowo udany. Nikołaj i Danina przetańczyli pół wieczoru. Trudno było uwierzyć, że dziewczyna kiedykolwiek była chora, a i ona sama ani o tym pomyślała, tańcząc z nim do upadłego. Było już dobrze po północy, kiedy wreszcie zmusił ją, by na chwilę przysiadła i odpoczęła, zanim całkiem opadnie z sił. Było jej tak dobrze, że nie chciała ani na minutę przerwać tańca.

Nikołaj przyniósł kieliszek szampana i wręczył jej z uśmiechem. Policzki miała zaróżowione, oczy bardziej niż zwykle niebieskie, a dekolt urzekający mleczną białością. Z wysiłkiem odwrócił wzrok. Kiedy jednak spojrzał na nią znowu, nie umiał się jej oprzeć, po chwili więc znowu z nią tańczył, a ona wyglądała na szczęśliwszą i śliczniejszą niż kiedykolwiek.

– Jako stróż twojego zdrowia okazuję się żałosnym beztalenciem – wyznał, wirując z nią w kolejnym walcu. Można było pomyśleć, że tańczą ze sobą przez całe życie. Ze swoją żoną tańczył tylko na własnym weselu. – Powinienem cię zmusić do powrotu i odpoczynku, ale sam na sobie nie mogę tego wymóc. Boję się, że jutro będziesz chora z wyczerpania.

– Warto zapłacić taką cenę. – Roześmiała się w odpowiedzi. Oczarowało go samo brzmienie jej śmiechu. Słysząc go, zapragnął, żeby ta noc nigdy się nie skończyła. Ostatecznie wyszli po trzeciej, wśród ostatnich gości opuszczających pałac, kiedy już Danina serdecznie podziękowała carowi i carycy. Niezapomniany był to wieczór, oni więc także dziękowali jej za przybycie i, podobnie jak Nikołaj, wyrazili nadzieję, że nie zaszkodziła sobie, tańcząc tak dużo i pozostając na balu tak długo, choć może powinna była odpocząć.

– Cały jutrzejszy dzień przeleżę w łóżku – obiecała dziewczyna, a Aleksandra Fiodorowna pochwaliła ten zamiar. Byłoby szkoda, gdyby Danina znowu poczuła się gorzej z powodu balu.

Kiedy jednak wracali do jej pawilonu, nie traciła werwy. Noc była piękna, niebo rozgwieżdżone, ziemia pokryta świeżym śniegiem, a dziewczyna myślała w tej chwili tylko o nie kończącym się tańcu i o niczym więcej. Kilku panów prosiło ją do tańca, ona zaś chętnie z nimi tańczyła, większą część wieczoru spędziła jednak w ramionach Nikołaja. Musiała przyznać, że to woli. O tym wszystkim jeszcze paplała szczęśliwie, kiedy wracali spacerem do pawilonu i kiedy doktor pomagał jej zdjąć gronostajową etolę. A on, jak w ciągu całej tej nocy, nie potrafił oderwać od niej oczu, bo też jakże była piękna w swoim królewskim stroju! Piękniejsza od wszystkich kobiet, które widział tego wieczora.

– Chciałbyś się czegoś napić? – zagadnęła go swobodnie. Była zbyt podniecona, żeby zasnąć, i okropnie niezadowolona, że wszystko to musi się wreszcie skończyć. On miał podobne odczucie. Nalał sobie kieliszek brandy, po czym usiedli przed kominkiem, w którym pokojówki zostawiły dla nich ogień. Rozmawiali o mijającej właśnie nocy. Za skoczyła go, siadając mu u stóp we wspaniałej balowej sukni i opierając głowę o jego kolana. Rozpamiętując zdarzenia wieczoru, z błogim uśmiechem zapatrzyła się w ogień, a on ostrożnie gładził jej włosy. Z prawdziwą przyjemnością opierała głowę o jego kolana.

– Nigdy nie zapomnę tej nocy – powiedziała cicho, uszczęśliwiona już samą ich bliskością, nie pragnąc niczego ponad to, co mógł jej dać.

– Ani ja. – Dotknął jej smukłego, zgrabnego ramienia. a potem zatrzymał dłoń na jej barku. Sprawiała wrażenie tak delikatnej, tak kruchej, a kiedy podniosła ku niemu oczy, był w nich uśmiech.

– Jestem przy tobie taki szczęśliwy. Danino – wyznał, pełen obaw, czy znów nie posuwa się za daleko i czy jej tym nie obrazi. Tak trudno jednak było nie powiedzieć, co przy niej czuje.

– Ja także, Nikołaju. To prawdziwy cud, że trafiliśmy na siebie – powiedziała to bez przewrotnego zamiaru, chcąc jedynie złożyć hołd ich przyjaźni. Tymi słowy uczyniła ją jednak dla niego trudniejszą niż kiedykolwiek.

– Każesz mi znowu marzyć – rzekł smutno, z kieliszkiem brandy w ręku – o tym, na czym postawiłem krzyżyk wiele lat temu.

W wieku trzydziestu dziewięciu lat czuł się. jakby miał życie za sobą. Życie pełne straconych nadziei, rozwianych złudzeń i rozczarowań. A dzisiaj znów odnajdywał marzenie, którego jednak nie mógł wiązać z Daniną.

– Uwielbiam być przy tobie.

Wydało mu się, że jest od niej zbyt daleko. Zsunął się z fotela na podłogę i tak siedzieli przy sobie, zapatrzeni w ogień i pogrążeni w marzeniach. Objął ją ramieniem.

– Nie chciałbym nigdy cię zranić. Danino – powiedział łagodnie. – Chcę, żebyś zawsze była szczęśliwa.

– Tutaj jestem szczęśliwa – przyznała uczciwie. Była też szczęśliwa w balecie. Nigdy właściwie nie znała nie szczęścia, tylko bezgraniczną dyscyplinę i wielkie oddanie temu, co robi. Żyła swą namiętnością. Spojrzała na niego i dostrzegła łzy w jego oczach, jak przedtem, kiedy po raz pierwszy ujrzał ją tej nocy, tym razem jednak widziała je wyraźnie, poprzednio nie była tego pewna.

– Nikołaju, czy ty jesteś smutny?

Zrobiło się jej go żal. Wiedziała, że niełatwo mu się żyje. Chociaż nie chciała uznać tego faktu, rozumiała, jak strasznie jest nieszczęśliwy, dzieląc dom z kobietą, która go nie kocha.

– Może trochę… przede wszystkim jednak bardzo szczęśliwy, że jestem tutaj z tobą.

– Zasługujesz na więcej – powiedziała cicho, zdając sobie sprawę, o jak niewiele ją prosi, oddając w zamian całe serce. Poczuła się nagle wobec niego nie w porządku. Kazała mu milczeć dla swojej własnej wygody, jej było z tym dobrze, jego jednak zmusiła do zaparcia się własnych uczuć.

– Zasługujesz na wielkie szczęście za te wszystkie piękne rzeczy, które robisz. Dajesz z siebie tak dużo wszystkim… i mnie – dodała miękko.

– Dawać tobie to nic trudnego. Gdybym tylko mógł dawać ci więcej! Życie czasami jest okrutne, prawda? Odnajduje się to właśnie, czego się pragnęło… ale za późno.

– Może nie – szepnęła. Pociągał ją w tej chwili jak żaden przedtem mężczyzna, tak bardzo jak wtedy, kiedy ją wcześniej całował. Nie śmiał zapytać, co ma na myśli, patrzył tylko na nią, a z jej oczu biła taka szczerość i tak nieskrywana miłość, że nie mógł nie zrozumieć tego wołania.

– Nie chcę cię zranić… ani sprawić ci przykrości… za bardzo cię kocham – szepnął, próbując powściągnąć swoje uczucia.

– Kocham cię, Nikołaju – odpowiedziała po prostu. Tym razem bez wahania i bez najmniejszej obawy objął ją łagodnie i pocałował. O tym właśnie marzyli oboje. Byli na to przygotowani, nie czuli się zaskoczeni ani zmrożeni, tym razem pragnęli tego oboje.

Długo całowali się przy ogniu. Trzymał ją w ramionach, aż płomień zaczął przygasać, a ona zadrżała z zimna i z ogarniającego ich oboje podniecenia. Wiedziała, że teraz należy do niego.

– Chodź… przeziębisz się, kochanie. Położę cię do łóżka i pójdę – wyszeptał w ostatnim odblasku ognia. Poprowadził ją do sypialni.

– Czy mogę ci pomóc zdjąć suknię?

Suknia była trudna do zdejmowania, dziewczyna mogła sobie z nią nie poradzić, ze słabym uśmiechem skinęła więc głową. Pod nieobecność pokojówki musiałaby spać w balowym stroju.

Kiedy delikatnie uwolnił ją z sukni, stała przed nim jak dziecko. Zgrabne, smukłe, młodzieńcze ciało tancerki i wpatrzone w niego wielkie oczy z wyrazem jakiejś niewinności i tęsknoty.

– Jest za późno, żebyś wracał do domu – szepnęła ostrożnie, niepewna, co mu powiedzieć czy też jak zacząć. Nie miała w tym żadnego doświadczenia, nie wiedziała więc, jak się zachowywać. Ale też nie mieściło się jej w głowie, że mogłaby teraz zostać sama.

– Co ty mówisz? – wyszeptał w odpowiedzi, drżąc w chłodzie przedświtu. Był zakłopotany.

– Zostań ze mną. Nie musimy robić nic, czego byśmy nie chcieli. Chcę po prostu, żebyś był przy mnie.

Jego miejsce było tam. a ona wiedziała o tym równie dobrze jak on.

– Och, Danino – powiedział miękko, świadom, że jest to początek nowego i zarazem koniec starego życia. Dla obojga była to chwila przyrzeczeń i postanowień. – Bardzo pragnę być przy tobie.

Niczego więcej nie pragnął, odkąd ją poznał, a tym bardziej odkąd tutaj przybyła. Wiedział teraz, iż dlatego zrobił wszystko, co w jego mocy, by ją ściągnąć do tego domu, że chciał ją mieć jak najbliżej.

Rozebrali się powoli, po chwili leżeli już w wielkim wygodnym łóżku, zakopani pod kołdrami. A kiedy zerknęła na niego w półmroku, rozchichotała się jak pensjonarka.

– Z czego się śmiejesz, głuptasie? – wciąż jeszcze szeptał, jak gdyby ktoś mógł ich podsłuchać. O tej porze nie było tu jednak nikogo. Byli zupełnie sami, nie licząc ich sekretów i wzajemnej miłości.

– To po prostu zabawne… Tak się bałam tego, co do ciebie czuję… i tego, co wiedziałam o twoich uczuciach, a teraz jesteśmy tutaj jak dwoje psotnych dzieci.

– Nie psotnych, kochanie… szczęśliwych… mimo wszystko może mamy do tego prawo… Może tak było pisane. Moje i twoje przeznaczenie. Danino, nigdy nie kochałem żadnej kobiety tak jak ciebie.

Pocałował ją spokojnie i mocno. Jej namiętność wzbierała wraz z jego namiętnością, kiedy uczył ją wszystkiego, o czym dotąd nie miała pojęcia, o czym nawet nie śniła. I nie marzyła nigdy, że znajdzie to przy nim. A to wszystko tam właśnie czekało na nią, podarunki, łaska, miłość, do której oboje tak tęsknili. A kiedy wreszcie zasnęła w jego ramionach, objął ją mocno i uśmiechem podziękował bogom za szczodrobliwość, z jaką ofiarowali mu ten dar.

– Dobranoc, kochanie – wyszeptał pełen wdzięczności. Wkrótce sam również zapadł w sen.

Загрузка...