ROZDZIAŁ SIÓDMY

Nikołaj tego popołudnia zastał ją leżącą w ubraniu na łóżku i śpiącą kamiennym snem. Nie miał pojęcia, że dokądś wychodziła, dopóki więc bliżej się jej nie przyjrzał, czuł ulgę, że przynajmniej śpi. Dostrzegł jednak zaraz, że twarz ma szarą, wargi bladosine, a całkiem się przeraził, kiedy zbadał jej tętno. Spróbował ją obudzić, ale okazało się to niemożliwe. Ona nie śpi, uzmysłowił sobie, jest nieprzytomna. Powodowany instynktem czy może nawykiem lekarskim, odrzucił kołdrę i zobaczył, że dziewczyna leży w kałuży krwi. Krwawiła przez kilka godzin.

Tym razem nie wahał się ani chwili. Wysłał któregoś z tancerzy po ambulans, a sam ze zgrozą zaczął rozbierać Daninę. Była bardzo bliska śmierci; nie miał pojęcia, ile już krwi straciła, to jednak, co zobaczył, było straszne. Szmaty między jej nogami powiedziały mu wszystko.

– O Boże… och… Danino…

Nie miał możliwości zatamować krwotoku. Konieczna była operacja, choć może nawet chirurg nie będzie mógł jej uratować. Madame Markowa, kiedy tylko usłyszała wiadomość, biegiem rzuciła się do pokoju Daniny. Scena, którą zastała w małej sypialence, powiedziała jej wszystko. Nikołaj siedział przy dziewczynie, ściskając jej rękę, a łzy toczyły mu się po twarzy. Widok jego rozpaczy wzruszył nawet Madame. Kiedy jednak przełożona przekroczyła próg pokoju, smutek i poczucie bezradności Nikołaja gwałtownie obróciły się w gniew.

– Kto jej na to pozwolił? – zapytał ostro. – Czy to za pani wiedzą?

Ton jego głosu był zarazem oskarżycielski. żałosny i pełen wściekłości.

– Nic nie wiedziałam – odpowiedziała Madame gniewnie. – Zapewne nawet mniej niż pan. Musiała wyjść, kiedy byliśmy w cerkwi – dodała z przygnębieniem, drżąc o życie Daniny.

– Jak dawno temu?

– Ze cztery albo pięć godzin.

– Mój Boże… czy pani nie rozumie, że to mogło ją zabić?

– Oczywiście, rozumiem.

Gotowi byli skoczyć sobie do gardeł, przerażeni stanem dziewczyny, którą oboje kochali. Na szczęście ambulans przybył szybko i zabrał chorą do szpitala, dobrze znanego Nikołajowi. Podał tam garść informacji o tym, co zaszło. Przed operacją dziewczyna ani na chwilę nie odzyskała przytomności, minęły zaś dwie godziny, zanim pojawił się chirurg, żeby porozmawiać z Nikołajem i madame Markową. Oboje siedzieli w milczeniu w pustej poczekalni, patrząc na siebie.

– Co z nią? – Nikołaj zapytał szybko, a Madame tylko słuchała. Chirurg był daleki od entuzjazmu. Niewiele brakowało do nieszczęścia.

– Jeżeli przeżyje – oświadczył z namaszczeniem – będzie jeszcze mogła mieć dzieci. Tego jestem pewien. Rokowania jednak nadal są niepewne. Straciła bardzo dużo krwi, a ktokolwiek dokonywał tego zabiegu, musiał być rzeźnikiem.

W terminach medycznych opisał sytuację Nikołajowi. Nie mówiąc o krwawieniu, które nie dawało się powstrzymać mimo wszelkich podjętych działań, śmiertelnie obawiano się zakażenia. – Nie będzie łatwo – objaśnił chirurg Madame. – Chora musi pozostać tutaj przez kilka tygodni, może dłużej, jeśli w ogóle przeżyje. Będziemy wiedzieli więcej jutro rano, jeżeli przetrwa noc. Na razie zrobiliśmy, co w naszej mocy, żeby jej pomóc.

Madame płakała cicho.

– Czy mogę ją zobaczyć? – zapytał Nikołaj z uszanowaniem, przerażony tym, co powiedział chirurg. Nie dał im przecież żadnej pewności, że dziewczyna przeżyje.

– Nic pan teraz nie może dla niej zrobić – odparł lekarz. – Nadal jest nieprzytomna i to potrwa.

– Chciałbym tam być, kiedy się ocknie – powiedział cicho Nikołaj, zaszokowany i tym, co się stało, i tym, że o niczym nie wiedział, i że nie miał możności jej powstrzymać. Mieli jakoś razem sobie z tym poradzić. Głowił się nad tym przez całą noc, przeglądając w myślach kolejne rozstrzygnięcia. Nie musiała narażać życia, żeby rozwiązać ten problem. Wszystko dałoby się ułożyć, tak w każdym razie sądził.

Wpuszczono go na salę pooperacyjną. Dziewczyna na dal wydawała się szara. Usiadł przy niej cicho i łagodnie zamknął jej dłoń w swojej. Trzymał ją tak, a łzy płynęły mu z oczu. Myślał o chwilach, które spędzili razem, i o tym, jak bardzo ją kocha. Gotów byłby zabić tego, kto jej to zrobił. A w poczekalni Madame siedziała zdruzgotana i cierpiąca. Targały nią te same uczucia, co nim, ale nie byli sobie nawzajem oparciem. Mistrzyni i kochanek Daniny zagubili się we własnych myślach i we własnych światach, podczas gdy ona walczyła o życie.

Była już niemal północ, kiedy poruszyła się wreszcie z żałosnym jękiem. Wargi miała wysuszone, z trudem mogła odemknąć powieki, kiedy jednak obróciła głowę na poduszce, dostrzegła Nikołaja i szloch chwycił ją za gardło na mgliste wspomnienie o tym, co się stało i co uczyniła ich wspólnemu dziecku.

– Och, Danino… Przepraszam…

Płakał jak dziecko, trzymając ją w ramionach i błagając, by mu przebaczyła, że wpędził ją w tę sytuację. Nie czynił jej nawet wyrzutów o to, co zrobiła. Za późno było na to, a ona i tak zapłaciła wysoką cenę.

– Jak to się mogło stać? Dlaczego mi nie powiedziałaś, że chcesz to zrobić?…

– Wiedziałam… że nigdy… nie pozwolisz… Przepraszam – wyjąkała z płaczem.

Płakali oboje, nad sobą wzajemnie i nad swoim nienarodzonym dzieckiem. Teraz jednak Nikołaj marzył tylko o tym, żeby Danina wróciła do zdrowia. Dość mu było spojrzeć na nią, a już wiedział, że dużo czasu minie, zanim odzyska siły po wszystkim, co przeszła. Rano jednak, kiedy chirurg orzekł, że dziewczyna da sobie radę, Nikołaj walczył ze łzami ulgi. Przez szacunek wyszedł do poczekalni i powiadomił madame Markową, która rozpłakała się, ale opuściła szpital, nie zaglądając do Daniny. Chirurg orzekł, że dziewczyna jest nadal zbyt chora, żeby przyjmować odwiedziny, a Nikołaj się z nim zgodził.

Do wieczora nie odstępował jej ani na krok. wtedy dopiero pojechał do domu, żeby się przebrać, upewnić co do stanu Aleksego i przekonać, czy doktor Botkin nadal może go zastępować. Wyjaśnił, że jego przyjaciółka leży poważnie chora w szpitalu, a on powinien być przy niej. Chociaż kolega nie zadawał żadnych pytań, świetnie wiedział, o kim mowa.

– Wyjdzie z tego? – zagadnął delikatnie doktor Botkin, wstrząśnięty widokiem wymizerowanej twarzy i udręką w oczach Nikołaja. Dla niego, pełnego trwogi o dziewczynę, była to także noc męczarni.

– Mam nadzieję – odpowiedział cicho Nikołaj. Późnym wieczorem wrócił i znowu przesiedział przy łóżku Daniny całą noc bez chwili snu. Odzyskiwała i traciła na przemian świadomość, bredziła, zwracała się do ludzi, których nie mógł widzieć, wykrzyknęła też parę razy jego imię, błagając, żeby jej pomógł. Serce mu pękało, kiedy tak czuwał przy niej, siedział jednak spokojnie, trzymając jej rękę, myśląc o przyszłości, jaka ich czeka, i o dzieciach, które, marzyło mu się, będą jeszcze mieli.

Minęły dwa dni, aż krwawienie całkowicie ustało. Dziewczyna była nadal zbyt słaba, żeby usiąść. Nikołaj jak pielęgniarka podawał jej łyżeczką zupę i kleik. Sypiał na kozetce koło jej łóżka. Widząc, że chora ma się nieco lepiej, sam zaryzykował wreszcie chwilę drzemki. Był doszczętnie wyczerpany, ale uszczęśliwiony, że Danina przeżyła.

– Jak się dzisiaj czujesz? – zapytał delikatnie, patrząc na czarne podkowy pod jej oczami. Nadal jej cera wydawała się popielata.

– Troszkę lepiej – skłamała. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby którakolwiek z dziewcząt była tak chora w podobnej sytuacji, chociaż nieraz się słyszało o kobietach, które z tego powodu zmarły. Sama przecież nie rozumiała dobrze, na co się naraża. A jeśli nawet, i tak by to zrobiła. Nie miała żadnego, ale to żadnego wyboru, czuła to, i nawet teraz, kiedy Nikołaj był przy niej, wiedziała, że nigdy nie będą mogli mieć dziecka. To by zniszczyło wszystko, jego życie, jego karierę. W ich życiu nie było miejsca na dziecinny pokoik. Z trudem wystarczało miejsca na pokój dla nich dwojga, chociaż tak bardzo kochała Nikołaja. Pisane im było życie złożone z kradzionych chwil i pożyczanego czasu, pełne tylko nadziei na przyszłość. W takim życiu nie zmieści się dziecko.

– Chcę, żebyś wróciła ze mną do Carskiego Sioła – powiedział, kiedy znowu przymknęła powieki. Wiedział, że tym razem go słyszy. Otworzyła oczy. – Zamieszkasz znowu w pawilonie. Nikt nie musi wiedzieć, na co jesteś chora i co się stało.

I on jednak miał świadomość, że Danina przez długi czas będzie zbyt słaba, żeby się stąd ruszyć, nadal zresztą istniało ryzyko zakażenia, które mogło mieć wprost tragiczne następstwa. Nikołaj doglądał jej, jak mógł, pospołu z chirurgiem.

– Nie mogę znowu tego zrobić. Nie mogę się narzucać cesarzowej – odparła łamiącym się głosem, chociaż marzyła o tym, żeby być z nim, jak wtedy w Liwadii. Uwielbiała rozkosz wspólnego z nim mieszkania. Nie mogła znowu na czas rekonwalescencji porzucić baletu. Wiedziała, że tym razem Madame nie przyjmie jej z powrotem ani nie wybaczy, że ich opuściła, wszystko jedno, zdrowa czy chora. Danina zapłaciła już słono za swoją poprzednią rekonwalescencję, a balet był jej potrzebny. Nikołaj nie może jej pomóc, nie jest wolny, nie może więc jej poślubić ani się nią zaopiekować, ani nawet zapewnić jej utrzymania. Danina musi polegać na sobie.

– Nie możesz przez jakiś czas wrócić do tańca – po wiedział troskliwie. Zdecydował się wyznać jej, co obmyślił. – Chcę, żebyś się nad czymś zastanowiła. Rozważyłem tysiąc sposobów rozwiązania naszego problemu, odkąd tutaj leżysz. Nie możemy dalej tak postępować. Marie nigdy się nie ugnie. Gdybym miał dla ciebie nabyć dom, zajęłoby to lata, a madame Markowa nigdy nie zwolni cię z zespołu. Chcę być z tobą, Danino. Chcę, żebyśmy mieli wspólne życie, z dala od tego wszystkiego, od tych wszystkich ludzi, którzy chcą nas rozdzielić. Chcę prawdziwego życia z tobą razem, daleko stąd, gdzie moglibyśmy zacząć od nowa. Nie możemy się pobrać, ale nikt o tym nie musi wiedzieć. – I dodał nieśmiało: – Gdzie indziej moglibyśmy nawet mieć dzieci.

Wyraz smutku przebiegł po jej twarzy przy tych słowach. Nikołaj ścisnął jej dłoń. Oboje pomyśleli o stracie, którą właśnie ponieśli.

– Nie ma takiego miejsca, gdzie moglibyśmy zacząć od nowa. Dokąd mamy wyjechać? Z czego się utrzymamy? Jeżeli Madame zechce mnie zdyskredytować, żaden inny zespół baletowy mnie nie przyjmie.

Miała na myśli Moskwę i inne miasta w Rosji, on jednak myślał o czym innym. Snuł znacznie śmielsze plany.

– Mam kuzyna w Ameryce. To miejsce nazywa się Vermont. Leży na północnym wschodzie Stanów Zjednoczonych. Kuzyn twierdzi, że te strony z wyglądu bardzo przypominają Rosję. Mam dosyć oszczędności, żeby opłacić nasze tam przenosiny. Z początku zamieszkalibyśmy u niego. Znajdę pracę, a ty przecież możesz gdzieś uczyć tańca.

Wiedziała, że Nikołaj dzięki żonie świetnie zna angielski. Ona jednak nie mówiła w tym języku. Nie mogła sobie wyobrazić życia w świecie tak odległym, a sama myśl o tym wydawała się jej obca i zatrważająca.

– Jak mamy to zrobić, Nikołaju? Czy mógłbyś tam być lekarzem? – zapytała, oszołomiona propozycją objechania wraz z nim połowy globu.

– Ostatecznie tak – odparł ostrożnie. – Musiałbym w Ameryce wrócić na studia. To by wymagało czasu. Na razie mógłbym robić coś innego.

Ale co, zadała sobie pytanie. Odgarniać śnieg? Sprzątać stajnie? Czyścić konie? Położenie wydawało się jej bez nadziejne. Z pewnością nie ma baletu w tym Vermoncie, gdziekolwiek to miejsce leży, i tego już jej wystarczy. Kogo miałaby uczyć? Kto ich w ogóle przyjmie do pracy? Jak się tam urządzą?

– Musisz mi pozwolić to dla nas załatwić. To nasza jedyna nadzieja. Danino. Nie możemy tu zostać.

Wyjazd jednak wymagał tylu zdrad, porzucenia dzieci i żony, cara i jego rodziny, tak dla Nikołaja łaskawych, porzucenia madame Markowej i baletu w Teatrze Maryjskim, który był jedynym domem Daniny, jaki znała od lat dziecięcych. Oddała temu zespołowi wszystko – swoje życie, duszę, serce, ciało, a w zamian za to balet dał jej życie, jedyne, jakie zna. Cóż miałaby robić w tym jakimś Vermoncie? A co będzie, jeśli Nikołaj zmęczy się nią i tam ją porzuci? Po raz pierwszy przyszło jej to do głowy, ale bardzo się przestraszyła. Znać to było po jej oczach, kiedy spojrzenia ich się spotkały. Mógł w tych oczach bez trudu wyczytać wszystkie jej obawy.

– Nie wiem… To tak daleko… a jeżeli twój kuzyn nie zechce nas przyjąć?

– Zechce. To miły człowiek. Jest starszy ode mnie, to wdowiec, bezdzietny. Od lat zaprasza, żebym go odwiedził. Jeżeli go powiadomię, że potrzebujemy jego pomocy, na pewno nam jej udzieli. Ma duży dom i jest zamożny. Ma własny bank, a mieszka samotnie. Przyjmie nas z otwartymi ramionami. Danino, to nasza jedyna nadzieja na wspólną przyszłość. Musimy gdzieś zacząć od nowa i za pomnieć o tym wszystkim, co znamy tutaj.

Im mocniej jednak pragnęła być z nim, tym mniej wierzyła, że to w ogóle możliwe.

– Musisz to teraz rozważyć. Nabieraj zdrowia i wracaj do sił, a potem wrócimy do tej rozmowy. Tymczasem na piszę do niego i zobaczymy, co powie.

– Nikołaju, nikt nam tego nigdy nie wybaczy. Sama myśl o tym napełniała ją zgrozą i smutkiem.

– A jeżeli zostaniemy tutaj? Co nas czeka? Chwile kradzione ukradkiem, parę tygodni w roku, kiedy jej cesarska mość zaprosi cię do Liwadii czy do Carskiego Sioła? Chcę dzielić z tobą życie. Chcę budzić się przy tobie co rano, być przy tobie, kiedy chorujesz… Nie chcę, żeby kiedykolwiek zdarzyło ci się coś takiego jak teraz… Chcę, że byśmy mieli dzieci, Danino.

Ona także pragnęła takiego życia, ale żeby zyskać wolność, każde z nich musiałoby zadać ból wszystkim, których kocha.

– A co z moim ojcem i braćmi?

Ona ma tutaj rodzinę, historię, życie. Nie może odwrócić się od tego wszystkiego dlatego, że go kocha. A jednak on chce tak postąpić ze względu na nią, a ma przecież nie mniej do stracenia niż ona. Musi porzucić dzieci, żonę, własną karierę, żeby być z nią, z Daniną.

– Mówiłaś, że nigdy nie widujesz się z rodziną – przy pomniał. Od blisko dwóch lat ojciec i bracia byli na froncie. – Cieszyliby się, że ci się układa. – Robił wszystko, żeby ją przekonać: – Nie możesz tańczyć wiecznie. Danino. Kiedy jednak to mówił, jej przypominały się słowa Madame.

– Mogę później uczyć tańca jak Madame.

– Możesz go uczyć w Vermoncie. Może nawet założysz własną szkołę. Pomogę ci.

Wydawał się taki pewny swego i taki silny.

– Muszę się nad tym, zastanowić – powiedziała, wyczerpana perspektywą tak niecodziennej decyzji i wszystkich dalszych jej następstw.

– Teraz odpocznij. Pomówimy o tym później.

Skinęła głową i znowu zapadła w sen, męczyły ją jednak koszmarne wizje jakichś strasznych, nieznanych miejsc. Śniło się jej, że traci tam Nikołaja, że szukając go, błąka się ulicami i nigdzie nie może go znaleźć, a kiedy się obudziła, Nikołaja nie było, rozpłakała się więc w poczuciu samotności. Zostawił jej liścik, że jedzie skontrolować stan zdrowia Aleksego, a wróci do niej rano. Przeczytała karteczkę i zamyśliła się.

Pozostała w szpitalu przez dwa tygodnie, a kiedy ją wypisywano, doktor polecił jej pozostać w łóżku przez dwa następne. Nikołaj chciał, żeby zatrzymała się wraz z nim w pawilonie w Carskim Siole, ale madame Markowa gwałtownie się temu sprzeciwiła. Chciała, żeby Danina wróciła do bursy baletu, a podróż do Carskiego Sioła uważała za zbyt daleką. Tym razem Danina nie miała dość energii, żeby z nią walczyć. Przełożona niezłomnie postanowiła nie wypuszczać więcej Daniny z rąk. Nie życzyła sobie, żeby jej uczennica spędziła kolejne cztery miesiące „rekonwalescencji” w willi z kochankiem. Tym razem była tak nie przejednana, że wobec jej twardych warunków Danina wróciła do baletu.

Jak wówczas, kiedy ją poznał w chorobie, Nikołaj zaglądał do niej codziennie i pozostawał przy niej jak najdłużej, co najmniej przez kilka godzin, zanim wrócił na swój dyżur. Leżała w łóżku, a on siedział obok w jej sypialni. Kiedy zaś spacerowali powoli po małym ogródku, rozmawiał z nią o Vermoncie i o swoim tamtejszym kuzynie. Był przekonany, że to jedyne rozwiązanie, i chciał wyjechać z Daniną jak najszybciej, kiedy tylko oboje będą mogli się stąd ruszyć. Proponował wczesne lato. już za parę miesięcy.

– Będzie już po twoim sezonie. Zakończysz pracę. Musimy wybrać moment i dobrnąć do końca. Nigdy nie nadejdzie ta najlepsza chwila, żeby odejść, musimy wybrać taką. kiedy to po prostu będzie możliwe.

Danina właśnie skończyła dwadzieścia dwa lata. a on w tym roku miał skończyć czterdzieści jeden, wiek odpowiedni, żeby zacząć wspólnie nowe życie w Ameryce, jak tyle innych osób przed nimi. niektóre z równie skomplikowanych jak oni powodów.

Obiecała o tym pomyśleć i myślała bez przerwy. Wszystko, co na razie przychodziło jej na myśl. to groza przenosin do Vermontu. Madame wyczuwała wyraźnie, że coś się dzieje z dziewczyną. Danina nadal była zmęczona i blada, a po wizytach Nikołaja wyglądała na głęboko nieszczęśliwą. Prosił ją, żeby porzuciła dla niego wszystko, żeby podążyła za nim na koniec świata i zaufała mu bez reszty. Bez względu na jej miłość, była to sprawa nader wątpliwa.

– Masz jakieś zmartwienie. Danino – odezwała się ostrożnie Madame, składając dziewczynie wizytę któregoś popołudnia. Przysiadła na łóżku obok rekonwalescentki. Nikołaj właśnie wyszedł. Rozmawiali jak zwykle o tym samym. Ich przyszłość. Vermont. Jego kuzyn. Wyjazd z Rosji. I balet.

– Prosi cię, żebyś od nas odeszła, prawda? – zapytała domyślnie Madame, a Danina nie odpowiedziała. Nie chciała kłamać, ale też nie miała ochoty wyznać prawdy. – Zawsze tak bywa. Zakochują się w tobie, tej, którą jesteś, a potem chcą ci odebrać ciebie samą. Daję ci słowo. Danino, jeżeli od nas odejdziesz, to cię zabije. Będziesz nikim. Jeżeli któregoś dnia porzuci cię dla kogoś bardziej urzekającego, a może nawet młodszego, przez całe życie będziesz żałować tej cząstki serca, którą zostawiłaś tutaj.

Brzmiało to jak wyrok śmierci i było nim w pewnym sensie. Zarazem jednak była to zmiana, której Danina rozpaczliwie pragnęła. Byłby to koniec życia tancerki, ale początek jej wspólnego życia z Nikołajem, prawdziwego życia z nim razem, a tego także pragnęła. Żeby to jednak osiągnąć, musi poświęcić wszystko, co ma, tak samo jak on.

– Jeżeli on naprawdę cię kocha, Danino, nie powinien cię prosić, żebyś od nas odeszła.

– A jeżeli tu pozostanę, co będę miała bez niego, kiedy się zestarzeję?

– Wspomnienie o życiu, z którego będziesz dumna. Nikt nigdy nie zdoła ci tego odebrać. Zamiast hańby, a on tylko tyle może ci dać. Jest żonaty, a żona go nie puści. Zawsze będziesz jego metresą, tancereczką z baletu, z którą sypia, niczym więcej.

Łączyło ich jednak znacznie więcej, nawet teraz. Danina o tym wiedziała.

– Przedstawia to pani w bardzo niesmaczny sposób, a nie tak to wygląda – powiedziała ze smutkiem.

– Te sprawy zawsze właśnie tak wyglądają. Nad wyraz romantycznie na początku. Marzenie, które wydaje się osiągalne. A kiedy pewnego dnia się budzisz, okazuje się, że ten słodki sen to koszmar. Jedyne życie, które kiedykolwiek będzie miało dla ciebie znaczenie, jest tutaj. Włożyłaś w to życie dużo ciężkiej pracy i dużo ćwiczeń. I co, rzucisz to wszystko dla mężczyzny, który nawet nie może się z tobą ożenić? Popatrz, co już ci się przydarzyło. Jakież to było piękne! Jakie romantyczne!

Były to okrutne słowa, a słuchając ich. Danina traciła odwagę. A jeżeli Madame ma rację? Jeżeli któregoś dnia Nikołaj ją porzuci, jeżeli będzie przez całe życie żałowała baletu, nienawidziła Vermontu, jeżeli nie będą ze sobą szczęśliwi? Kto odpowie na te pytania? W jego planach nie było nic pewnego, same obietnice, nadzieje, marzenia i życzenia. Tyleż jej, ile jego. A jednak on chce dla niej porzucić medycynę, bezpieczne życie, które od piętnastu lat dzieli z własną rodziną. Chce wszystko poświęcić dla niej. Dlaczego nie miałaby zrobić tego samego dla niego?

– Musisz to bardzo starannie przemyśleć – przestrzegła ją Madame – i podjąć właściwą decyzję.

W jej pojęciu właściwą decyzją było pozostać w balecie i zapomnieć o Nikołaju, Danina jednak wiedziała, że tak postąpić nie zdoła. Odejście z baletu mogło zniszczyć jej życie, ale zerwanie z Nikołajem chybaby ją zabiło. W trakcie tych rozmyślań poczuła pod bluzką dotyk medalionu. To przyniosło jej ulgę. Bardzo kocha Nikołaja. Może nawet wystarczająco mocno, żeby zaryzykować wszystko i po dążyć za nim. Na razie może tylko zastanawiać się nad tym i wnikać w swoje serce.

Madame wyszła, zostawiając ją na pastwę własnych myśli. Posiała ziarno w nadziei, że wzejdzie i wyda pożądany plon. Chciała, żeby Danina odczuła, co straci, czym grozi jej odejście z baletu do życia pogrążonego być może w żalu i smutku. Naturalnie było się nad czym zadumać. To było jedyne życie, jakie madame Markowa znała, jedyne, jakiego kiedykolwiek pragnęła, to była spuścizna, którą chciała teraz ofiarować Daninie, symbol wtajemniczenia, berło przekazywane z ręki do ręki przez mistrza adeptowi, który sam staje się mistrzem i przekazuje je dalej, bez końca, niemal jak śluby zakonne, składane przy przystąpieniu do zespołu, miłość zbyt głęboka, by miała w końcu zniknąć, bezgraniczne poświęcenie. Pozostać tutaj oznaczało wyrzec się wszelkiej nadziei na wspólną przyszłość z Nikołajem. Wyrzec się wszelkiej nadziei. Ale wyjazd wraz z nim z Rosji oznaczał wyrzeczenie się na zawsze siebie samej. Okropny wybór, a którąkolwiek drogę się wybierze, będzie ona wymagała ofiar, o których sama myśl wydaje się niemal męką. Wszystko więc, co Danina może teraz czynić, to modlić się o nadejście właściwej odpowiedzi.

Загрузка...