Danina z wielką ulgą powróciła na czas rekonwalescencji do pawilonu w Carskim Siole, a i Aleksandra Fiodorowna była zadowolona z jej widoku. Tym razem rekonwalescencja była powolna i bolesna. Kiedy zaś wreszcie po miesiącu z górą zdjęto gips, kostka wydawała się słaba i skurczona. Danina ledwie mogła stanąć na lewej nodze. Rozpłakała się, po raz pierwszy przechodząc przez pokój. Kuśtykanie tak dolegało, że całe jej ciało zdawało się przy tym skręcać. Zwinny ptaszek, którym dawniej była. połamał skrzydełka.
– Daję ci słowo, Danino, że to się poprawi – próbował dodać jej otuchy Nikołaj. – Musisz mi wierzyć. Będziesz tylko musiała nad tym ciężko popracować.
Zmierzył obie jej nogi i stwierdził, że nadal są tej samej długości, utykanie wynikało tylko ze słabości. Nigdy już nie będzie tańczyła, chodzić jednak będzie normalnie. A nikt goręcej tego nie pragnął niż cesarzowa i jej dzieci.
Kilka tygodni minęło, zanim Danina zdołała przejść przez pokój bez laski. Nadal jeszcze utykała, kiedy pod koniec lutego powiadomiono ją listem, że Madame jest chora. Miała łagodną postać zapalenia płuc, miewała już ją jednak i dawniej, Danina wiedziała więc aż za dobrze, jakie to może być groźne. Chociaż wciąż jeszcze niepewnie czuła się na nogach, uznała, że musi pojechać do chorej.
Bez laski chodziła tylko na krótkie dystanse, czuła jednak, że powinna wrócić do baletu, w każdym razie do chwili, kiedy Madame wydobrzeje po zapaleniu płuc. Starsza pani była słabsza, niż się mogło wydawać. Danina obawiała się więc o jej życie.
– Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić – przekonywała Nikołaja, ten jednak, mimo współczucia, nadal protestował. W Petersburgu i w Moskwie dochodziło do rozruchów, obawiał się więc puścić ją samą. A że Aleksy nie czuł się dobrze, Nikołaj nie mógł odwieźć Daniny do Petersburga.
– Nie bądź głuptasem, nic mi nie będzie – przekonywała, aż wreszcie po całym dniu sprzeczek zgodzili się ostatecznie, że pojedzie sama.
– Wrócę za parę tygodni – obiecała – kiedy tylko się przekonam, że Madame czuje się lepiej. Ona zrobiłaby i robiła dla mnie to samo.
Nikołaj rozumiał aż za dobrze siłę więzi łączącej obie kobiety, wiedział też, że Danina będzie się zadręczać, jeśli nie pojedzie do Madame.
Nazajutrz odwiózł ją na pociąg, przestrzegł, żeby uważała na siebie i nie forsowała się zanadto, wręczył jej laskę i przytulił dziewczynę, całując ją na pożegnanie. Nierad był, że odjeżdża, ale rozumiał to. Wymógł na niej obietnicę, że na dworcu weźmie dorożkę. Czuł się głupio, że nie może z nią pojechać. Dziwne mu się to zdawało po długim okresie, który ostatnio spędzili razem. Danina jednak zapewniała go, że da sobie radę.
Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu po przybyciu do Petersburga ujrzała na ulicach skłębiony tłum, krzyczący i manifestujący przeciwko carowi, a naokoło pełno żołnierzy. W Carskim Siole nic o tym nie słyszała, ze zdumieniem więc odkrywała w atmosferze miasta niezwykłe napięcie. W drodze do baletu wyrzuciła jednak z pamięci to wrażenie. Myślami była przy Madame. Miała nadzieję, że jej mistrzyni i stara przyjaciółka nie jest bardzo poważnie chora. Z przerażeniem stwierdziła jednak, że jest i że, jak to się już kiedyś zdarzyło, choroba bardzo ją osłabia i wyniszcza.
Danina siedziała przy Madame dzień w dzień, karmiła ją zupą i kiełkiem, błagając, by jadła. Po tygodniu z ulgą dostrzegła niewielką poprawę, wydawało jej się jednak, że przez tych parę tygodni starszej pani przybyło lat. Sprawiała wrażenie ogromnie wątłej; Danina spoglądała na nią z obawą, trzymając ją za rękę.
Dni przy łóżku chorej leciały jeden za drugim. Kładąc się wieczorem do łóżka. Danina czuła nieopisane zmęczenie. Codzienna krzątanina sprawiła, że kostka znowu bo leśnie opuchła. Dziewczyna sypiała na kozetce w biurze Madame, jej stare łóżko już dawno przypadło innej tancerce. Spała kamiennym snem rankiem 11 marca, kiedy tłumy zgromadziły się na ulicach nieopodal baletu. Obudziły ją krzyki i pierwsze wystrzały; zerwała się z posłania i zbiegła na dół, żeby sprawdzić, co się dzieje. Tancerze wylegli już z sal na długi korytarz, a kilkoro wyglądało przez okna, nic jednak nie zdołali dostrzec prócz paru żołnierzy, którzy przegalopowali konno przed wejściem. Nikt nie miał pojęcia, co się dzieje, aż później dowiedzieli się, że car rozkazał wreszcie wojsku stłumić zamieszki i zginęło ponad dwieście osób. Podpalono sądy, arsenał, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i ze dwadzieścia policyjnych cyrkułów. Tłum rozbił też więzienia.
Strzelanina ustała pod wieczór, a mimo alarmujących wydarzeń noc była względnie spokojna. Nazajutrz rano przyszła jednak wiadomość, że żołnierze odmówili wykonania rozkazu strzelania do tłumów. Zrejterowali i powrócili do swoich koszar. Rewolucja zaczęła się na dobre.
Paru tancerzy wypuściło się po południu na miasto, ale wrócili bardzo prędko i zabarykadowali wejście do budynku. Tutaj wszyscy byli bezpieczni, ale z zewnątrz dochodziły wieści mrożące krew w żyłach, z dnia na dzień coraz okropniejsze. Piętnastego marca dowiedzieli się, że car abdykował w imieniu własnym i zarazem Aleksego, na rzecz swego brata, wielkiego księcia Michała, i że w drodze powrotnej z frontu do Carskiego Sioła został aresztowany w pociągu. Nie sposób było pojąć, co się dzieje. Danina jak wszyscy nie rozumiała tego, co słyszy. Sprzeczne informacje zbijały ją z tropu.
Dopiero w tydzień później, dwudziestego drugiego marca, Danina odebrała wreszcie liścik, naprędce skreślony przez Nikołaja. Oddał go jej do rąk własnych jeden z żołnierzy straży pałacowej, któremu pozwolono wyjechać z Carskiego Sioła. „Jesteśmy w areszcie domowym – pisał po prostu Nikołaj – mam do rodziny cara swobodny dostęp. ale nie mogę stąd wyjechać. Wszystkie wielkie księżniczki mają odrę, cesarzowa okropnie martwi się o nie i o Aleksego. Pozostań tam, gdzie jesteś, tam będziesz bezpieczna, kochanie, a ja przyjadę, kiedy tylko zdołam. Obiecuję Ci, że już wkrótce będziemy razem. Pamiętaj zawsze, że Cię kocham nad życie. Nie wychodź na zewnątrz, dopóki jest tak groźnie. Przede wszystkim pozostań w bezpiecznym miejscu. Bardzo Cię kocham. Nikołaj”.
Odczytywała ten list raz po raz, trzymając go w drżącej dłoni. To nie do wiary! Car abdykował, a jego rodzina przebywa w areszcie domowym. Nie sposób w to uwierzyć. Było jej okropnie wstyd, że ich opuściła. Chciałaby być przy nich w chwili niebezpieczeństwa. Jeżeli trzeba, umrzeć z nimi.
Nikołaj przyjechał wreszcie pod koniec marca. Był wyczerpany i niedbale ubrany. Przyjechał konno z samego Carskiego Sioła. Była to jedyna możliwa droga. Żołnierze strzegący rodziny carskiej zgodzili się go wypuścić, obiecując mu, że będzie mógł wrócić. Na jego twarzy malowała się jednak rozpacz, kiedy siedział obok Daniny w korytarzu za biurem madame Markowej i tłumaczył z przejęciem, że muszą najszybciej, jak się tylko da, opuścić Rosję.
– Nadchodzą straszne czasy. Nie mamy pojęcia, co się tutaj zdarzy. Przekonałem Marie, że musi zabrać chłopców i wrócić do Anglii. Wyjeżdżają w przyszłym tygodniu. Ona nadal jest poddaną brytyjską, pozwolą jej więc bezpiecznie wyjechać, dla nas jednak nie będą tak mili, jeżeli tutaj zostaniemy. Chcę zaczekać, aż dziewczęta wydobrzeją po odrze i aż się upewnię, że rodzina jest bezpieczna. Potem ruszymy do Ameryki, do mojego kuzyna Wiktora.
– Nie mogę w to uwierzyć. – Danina słuchała go ze zgrozą. Wydawało się, że w ciągu kilku tygodni cały jej świat legł w gruzach. – Jak oni się czują? Czy są bardzo przestraszeni?
Bardzo się o nich martwiła. Tyle przeżyli w ostatnim miesiącu. Nikołaj odrzekł z troską:
– Nie, wszyscy są niezwykle dzielni, a odkąd car wrócił, także bardzo spokojni. Straż zachowuje się całkiem przyzwoicie, tylko że rodzina carska nie może teraz opuszczać terenu.
– Co oni z nimi zrobią? – Oczy Daniny były pełne trwogi o los przyjaciół.
– Zapewne nic. Ale to był wielki wstrząs i smutny koniec. Mówi się o ich wyjeździe do Anglii, do ich tamtejszych kuzynów, ale najpierw trzeba to będzie długo negocjować. Jeżeli poczekają, będą mogli wyjechać do Liwadii. W takim wypadku odwiozę ich, a potem wrócę do ciebie. Załatwię nasz wyjazd do Ameryki jak najszybciej. Musisz się szykować, Danino.
Tym razem nie pora była na sprzeczki, dyskusje czy ważenie decyzji. Danina miała teraz pewność, że z nim wyjedzie. Zanim pożegnał ją tego wieczora, wsunął jej w rękę zwitek banknotów. Poprosił, żeby opłaciła ich podróż i załatwiła to w najbliższych tygodniach. Był pewien, że przez ten czas rodzina carska znajdzie wygodne lokum, on zaś będzie mógł ją opuścić i wyjechać z Daniną.
Ona jednak spoglądała za nim tej nocy z uczuciem grozy. A jeżeli coś mu się stanie? Dosiadając konia, obejrzał się i uśmiechnął do niej. Powiedział, żeby się nie martwiła, i zapewnił, że pozostając przy rodzinie carskiej, będzie nawet bezpieczniejszy niż ona. Odjechał galopem, a ona, ściskając pieniądze, które wetknął jej w rękę, czym prędzej wróciła w bezpieczne zacisze szkoły.
Długi, niespokojny miesiąc upłynął na wyczekiwaniu nowych wieści od Nikołaja i na próbach wywnioskowania czegoś z plotek, których pełno słyszało się na mieście z ust cywili i żołnierzy. Los cara nadal wydawał się niepewny. mówiło się, że pozostanie w Carskim Siole, wyjedzie do Liwadii albo do Anglii na zaproszenie swoich królewskich kuzynów. Plotkowano o tym ciągle, a dwa listy, które Danina otrzymała od Nikołaja, nie dodały nic do tego, co już wiedziała. Nawet w Carskim Siole nic nie było jasne ani pewne. Nikt nie wiedział, gdzie ani jak to wszystko się skończy.
Danina bardzo oszczędnie gospodarowała swoimi zasobami w oczekiwaniu dalszych wiadomości od Nikołaja, aż wreszcie z okropnym poczuciem winy sprzedała nefrytową żabkę, którą dał jej w prezencie Aleksy. Wiedziała, że jeśli znajdą się w Vermoncie, będą potrzebowali pieniędzy.
Zdołała się skontaktować z ojcem przez jego pułk i w krótkim liście dała mu znać, co zamierza. I tym razem jednak list, który otrzymała w odpowiedzi, przyniósł jej gorzką wiadomość. Zginął trzeci z jej czterech braci. Ojciec, tak samo jak Nikołaj, naglił ją do pośpiechu. Pamiętał ich spotkanie, chociaż nadal nie miał pojęcia, że Nikołaj jest żonaty, i nakłaniał córkę do wyjazdu. Obiecywał się z nią skontaktować, gdy Danina dotrze do Vermontu. Będzie mogła wrócić z Nikołajem do Rosji, kiedy wojna się skończy. Tymczasem ojciec polecał ojczyznę jej modlitwie, życzył jej szczęśliwej drogi i zapewniał o swojej miłości.
Czytała list wstrząśnięta, nie będąc w stanie uwierzyć, że straciła jeszcze jednego brata. I nagle poczuła, że nigdy już nie zobaczy żadnego z nich. Każdy dzień był odtąd udręką, pełen trwogi o rodzinę i o Nikołaja. Wykupiła dla nich dwojga bilety na statek, który miał odpłynąć pod koniec maja, dopiero pierwszego maja przyszła jednak nowa wiadomość od Nikołaja. Jego list był znowu boleśnie krótki, doktor spieszył się bowiem, by wysłać go jak najprędzej.
„Tutaj wszystko układa się dobrze – pisał, a ona modliła się, żeby to była prawda. – Nadal czekamy na wiadomości. Codziennie mówi się nam co innego, nie ma też żadnego wiążącego słowa z Anglii. To raczej krępujące dla nich wszystkich. Wszyscy jednak zachowują dobry nastrój. Wygląda na to, że wybiorą się do Liwadii w czerwcu. Do tego czasu muszę pozostać przy nich. Nie mogę teraz ich porzucić, jestem pewien, że to rozumiesz. Marie i chłopcy wyjechali w zeszłym tygodniu. Dołączę do Ciebie w Petersburgu, przyrzekam, pod koniec czerwca. Do tego czasu, kochanie, niech nasza miłość ma Cię w opiece. Myśl tylko o Vermoncie i o przyszłości, jaka nas tam czeka. Jeżeli zdołam, przyjadę na parę godzin, żeby się z Tobą zobaczyć”.
Ręka jej drżała, kiedy czytała ten list, a gdy pomyślała o Nikołaju, łzy potoczyły się jej po twarzy. Płakała nad nim, nad nimi, nad poległymi braćmi, nad wszystkimi po ległymi mężczyznami i nad wszystkimi utraconymi marzeniami. Tyle się wydarzyło, zawalił się cały jej świat. Nie potrafiła myśleć o niczym innym.
Nazajutrz wymieniła bilety na statek odpływający do Nowego Jorku pod koniec czerwca. Wytłumaczyła się ze swoich poczynań Madame. Przełożona odzyskała tymczasem siły. Jak każdy obecnie, z troską myślała o przyszłości. Nie sprzeciwiała się już zamiarowi odjazdu Daniny z Nikołajem. Dziewczyna i tak nie będzie mogła już nigdy z nimi tańczyć, a w Petersburgu, jak zresztą wszędzie w Rosji, wyraźnie zaczynało być niebezpiecznie. Madame z poczuciem ulgi przyznała wreszcie, że wierzy w związek tych dwojga. Nikołaj będzie dla Daniny dobry, czy się pobiorą, czy nie, chociaż ona osobiście ma nadzieję, że kiedyś to zrobią.
Nawet jednak pocieszona pewnością ich bezpiecznego wspólnego wyjazdu za miesiąc, Danina nie mogła opędzić się od obaw o wszystko, co za sobą pozostawia. O rodzinę, o przyjaciół, o kraj rodzinny i o ten jedyny świat, który znała w balecie.
Nikołaj już ją powiadomił, że jego kuzyn proponuje im pracę w swoim banku. Mieli mieszkać u niego, jak długo będą musieli, aż stać ich będzie na jakieś własne mieszkanie. To była pewna pociecha. Nikołaj miał zamiar ukończyć konieczne kursy, żeby móc podjąć praktykę lekarską w Vermoncie. Wszystko wydawało się starannie zaplanowane, chociaż Danina zdawała sobie sprawę, że dużo wody upłynie, zanim zdołają osiągnąć swoje cele. Na razie całkowicie ją pochłaniał sam wyjazd z Rosji. Vermont wydawał się tak odległy, równie dobrze mógł leżeć na innej planecie, tak był daleki od ich tutejszego świata.
Na tydzień przed terminem wyruszenia statku Nikołaj znowu przyjechał, żeby się z nią zobaczyć. I tym razem przywiózł złe wiadomości. Cesarzowa rozchorowała się kilka dni temu, była wyczerpana, przemęczona wielkim napięciem. Chociaż doktor Botkin był stale przy nich, Nikołaj czuł, że nie może ich opuścić, jak zamierzał. Wyjazd do Liwadii znowu się opóźniał. Tym razem przełożono go na lipiec, a poza tym nadal oczekiwano zgody angielskich kuzynów, ci jednak na razie nie podjęli żadnych zobowiązań.
– Chcę po prostu, żeby gdzieś znaleźli dom – tłumaczył Nikołaj. Daninie wydawało się to słuszne. Przesiedzieli razem godzinę, tuląc się, całując i po prostu ciesząc wzajemną bliskością. Tymczasem madame Markowa przygotowała Nikołajowi coś do zjedzenia. Pochłonął z wdzięcznością posiłek. Z Carskiego Sioła jechał długo pełną kurzu drogą.
– Rozumiem, kochanie, masz rację – powiedziała Danina opanowanym głosem, ściskając mocno dłoń Nikołaja. Chciała tylko móc razem z nim wrócić do Carskiego Sioła, znowu spotkać się z nimi wszystkimi. Skreśliła pospieszny list do wielkich księżniczek i do Aleksego, przesyłając im wyrazy oddania i przyrzekając ponowne spotkanie, Nikołaj złożył starannie arkusik i schował do kieszeni.
Wyjaśnił Daninie wszystkie okoliczności i konsekwencje aresztu domowego. Car i jego rodzina mają prawo przechadzać się po ogrodzie i po całym terenie. Ludzie, opowiadał, sterczą pod bramami i gapią się na nich, czasem ich zagadują, zapewniając o swoim oddaniu lub też ganiać ich za to, co zrobili albo czego nie zrobili. Danina słuchała tego z przykrością. Jeszcze bardziej pragnęła znaleźć się wraz z Mikołajem w Carskim Siole, żeby dodać im otuchy i po prostu pobyć wśród nich.
Ciężko jej było widzieć, jak Nikołaj znowu odjeżdża wieczorem, wiedziała jednak, że doktor musi wracać. Tym razem wymieniła bilety na statek wyruszający pierwszego sierpnia. Nikołaj przyrzekł powrócić już wtedy do Petersburga. Wierzyć się jej nie chciało, że od wybuchu rewolucji już przez trzy miesiące odkładają wyjazd. Była to teraz dla niej cała wieczność. Tymczasem nadal na niego czekała.
Niektórzy tancerze rozjechali się do swoich krajów, swoich miast, większość jednak pozostała na miejscu. Wszystkie występy odwołano wiele miesięcy temu, ale Madame, kiedy przyszła do siebie po chorobie, zarządziła powrót do zwykłych zajęć. Poprosiła Daninę, żeby razem z nią pilnowała ćwiczeń. Dziewczyna utykała coraz mniej, nie było jednak wątpliwości, że tańczyć nigdy już nie będzie. W tej chwili zresztą nie dbała o to. Dni płynęły, a ona mogła myśleć tylko o Nikołaju i swych przyjaciołach. Nikołaj powrócił pod koniec lipca. Tym razem, oświadczył, plany rodziny cesarskiej są pewne. Rząd Tymczasowy sprzeciwił się podróży do Liwadii. Uznał ją za zbyt nie bezpieczną, droga wiodła bowiem przez miasta uznane za „wrogo nastawione”. Czternastego rodzina carska wyjeżdża zatem do Tobolska na Syberii. Mówiąc to, Nikołaj niespokojnie obserwował twarz ukochanej. Miał jeszcze coś do powiedzenia, a nie był pewien, jak Danina przyjmie decyzję, którą podjął.
– Jadę z nimi powiedział tak cicho, że w pierwszej chwili wydało się jej, iż źle go zrozumiała.
– Na Syberię? – Była wstrząśnięta. Co on mówi? Co to znaczy?
– Uzyskałem zgodę na odbycie z nimi podróży pociągiem, a potem na natychmiastowy powrót. Danino, nie mogę ich teraz opuścić. Muszę dopilnować tego do końca, zadbać, żeby dojechali cało i zdrowo. Dopóki nie nadejdzie wiadomość od ich kuzynów z Anglii, pozostaną na zesłaniu w Tobolsku. Liwadia byłaby dla nich znacznie przyjemniejszym miejscem, ale władze chcą, żeby byli jak najdalej. rzekomo dla ich własnego bezpieczeństwa. Rodzina jest strasznie tym przygnębiona. Nie mam innego uczciwego wyjścia, jak pojechać z nimi. Musisz mnie zrozumieć. Byli dla mnie jak własna rodzina.
– Rozumiem – powiedziała z oczami pełnymi łez. – Mnie też ich strasznie żal. Czy straż traktuje ich przyzwoicie?
– Najczęściej tak. Sporo służby odeszło, ale reszta, ci, co zostali w pałacu w Carskim Siole, prawie się nie zmieniła.
Oboje jednak wiedzieli, że na Syberii będzie inaczej. Podobnie jak Nikołaj, Danina martwiła się o Aleksego.
– Dlatego właśnie jadę – wyjaśnił spokojnie, a ona znowu kiwnęła głową. – Botkin jedzie także i tam z nimi pozostanie. To jego wybór. Nawiasem mówiąc, właśnie dzięki temu będę mógł ich opuścić i wrócić tutaj.
Znowu z wdzięcznością skinęła głową, on jednak miał jeszcze coś do powiedzenia.
– Danino – zaczął, a ona wyczuła jakąś złowieszczą nutę w jego tonie, zanim jeszcze padły pierwsze słowa. Była prawie pewna, co usłyszy. – Nie chcę, żebyś jeszcze raz zmieniała bilety. Chcę, żebyś tym razem wyjechała. Tutaj jest dla ciebie zbyt niebezpiecznie. Coś może się stać, zwłaszcza tutaj, w mieście. A ja nie będę mógł do ciebie przyjechać ani cię ochronić, będąc tak daleko. W drodze na Syberię w żaden sposób nie mógłby jej pomóc. Nawet teraz podróż z Carskiego Sioła do Petersburga była ciężką próbą.
– Chcę, żebyś wyjechała do Ameryki pierwszego sierpnia, tak jak zamierzaliśmy, a ja w parę tygodni dojadę z nimi na Syberię, a potem wyruszę na własną rękę, kiedy tylko dotrę z powrotem do Petersburga. Będę się czuł znacznie lepiej, wiedząc, że jesteś tam, pod opieką Wiktora. Nie chcę żadnych sprzeczek, chcę, żebyś zrobiła, co mówię. – W przewidywaniu jej oporu przybrał minę niemal surową, Danina jednak zaskoczyła go tym razem. Z twarzą zalaną łzami skinęła głową.
– Rozumiem. Tutaj jest niebezpiecznie. Wyjadę… a ty przyjedziesz jak najszybciej.
Wiedziała, że nie ma sensu się z nim spierać. Wiedziała, że on ma rację, chociaż okropna była sama myśl o wyjeździe bez niego. Skoro jednak on jedzie na Syberię z carem, najlepiej pewnie będzie, jeżeli ona ruszy przedtem do Ameryki.
– Kiedy przyjedziesz, jak sądzisz?
– Nie później niż we wrześniu, tym razem jestem tego pewien. Będę szczęśliwy, wiedząc, że jesteś bezpieczna daleko stąd.
Objął ją i przytulił, ona zaś rozpłakała się, marząc o chwili, kiedy znowu będą razem. Nikołaj wiedział już, że Marie i chłopcy cało i zdrowo dotarli do Anglii. Teraz chciał mieć pewność, że i Danina jest bezpieczna. Wiedział, że jego kuzyn roztoczy nad nią opiekę. Wiktor przy rzekł mu już uczynić dla nich wszystko, co w jego mocy, Nikołaj zaś miał do niego pełne zaufanie. Wiedział, że Danina znajdzie w nim wszelkie oparcie. On sam, Nikołaj, będzie mógł odetchnąć swobodniej, towarzysząc rodzinie carskiej w drodze do Tobolska, później zaś odbywając po wrotną podróż do Petersburga. A potem wyruszy statkiem do Ameryki, żeby być z Daniną, i zacznie się ich nowe życie.
Przedstawił Marie przed jej odjazdem swoje plany, ona zaś ku jego zaskoczeniu okazała dla nich zrozumienie, zapewniając, że w każdej chwili będzie mógł odwiedzić chłopców. Nikołaj jednak, tak samo jak ona, wiedział, że mogą minąć lata, zanim uda mu się wrócić do Europy. W każdym razie na długo skończyła się ich małżeńska farsa. W głębi serca czuł się teraz bardziej mężem Daniny niż Marie. Stan prawny i papiery nic już dla niego nie znaczyły. Marie, żegnając się z nim, życzyła mu szczęścia, a chłopcy i on sam płakali. Marie miała suche oczy. Czuła ulgę na myśl o tym, że wreszcie opuszcza Rosję, a z Nikołajem w głębi serca rozstała się już dawno. Doktor więc po spełnieniu swoich obowiązków wobec rodziny cesarskiej miał wreszcie zyskać wolność.
– Wpadnę tu znowu za kilka dni – obiecał Daninie na pożegnanie. – Będziemy mogli zatrzymać się w hotelu do twojego odjazdu.
Chciał znowu być z nią, leżeć przy niej, obejmować ją, wiedzieć, że jest bezpieczna na statku. Zanim dziewczyna odpłynie, on musi być z nią. Niespełna pół roku temu opuściła Carskie Sioło i wróciła do Petersburga z powodu choroby madame Markowej, ale dla nich obojga tych pięć miesięcy było jak całe życie. Cały ich świat zmienił się nie do poznania, a miał się zmienić raz jeszcze, kiedy spotkają się w Vermoncie. Nigdy już nic nie będzie dla nich takie, jak było; doktor modlił się tylko, żeby było lepsze. Wolałby wyjechać z nią razem, ale we własnym sumieniu nigdy by sobie tego nie wybaczył. Najpierw musiał się upewnić co do bezpieczeństwa rodziny carskiej. Przynajmniej tyle był im winien za przychylność, którą mu okazywali przez lata jego służby przy dworze.
Tego wieczoru zgodnie z planem odjechał, a wrócił do Petersburga na trzy dni przed datą odpłynięcia statku Daniny. Kiedy przybył, obserwowała właśnie przebieg ćwiczeń wraz z madame Markową. Któraś z uczennic w jej poszukiwaniu weszła bezgłośnie do sali. Danina obejrzała się i dostrzegła Nikołaja, który przypatrywał się jej, stojąc w progu. Pojęła, że zaczynają się przerażające chwile pożegnań i że zbliża się pora jej odjazdu. Poczuła, że siedząca obok niej Madame zesztywniała. Danina przez dłuższą chwilę patrzyła na nią, a potem z wolna ruszyła ku Nikołajowi, zupełnie już nie kulejąc. Spakowane bagaże stały w pokoju, w którym sypiała, była więc gotowa do odjazdu. Układała właśnie ostatnie rzeczy, a Nikołaj czekał w korytarzu, kiedy do pokoiku weszła Madame. Stanęła, mierząc wzrokiem walizki na podłodze. Cały dobytek Daniny mieścił się bez trudu w dwóch wysłużonych sakwojażach. Dziewczyna stała, wpatrzona w swoją mistrzynię, i żadna przez dłuższą chwilę nie odezwała się ani słowem. Danina nie ufała własnemu głosowi, a ta, która przez piętnaście lat była dla niej matką, wydawała się porażona smutkiem.
– Nie sądziłam, że ten dzień kiedykolwiek nadejdzie. – Głos starszej pani drżał. – Nie sądziłam też, że kiedykolwiek pozwolę ci wyjechać, nawet gdyby nadszedł… A teraz cieszę się, że jedziesz. Chcę, żeby ci było dobrze, żebyś była szczęśliwa. Danino. Musisz stąd wyjechać.
– Tak bardzo będzie mi pani brakowało. – Danina zrobiła dwa długie kroki i objęła Madame. – Wrócę jeszcze kiedyś do pani.
W głębi serca Madame wiedziała jednak, że tak się nie stanie. Nie wierzyła, patrząc na to dziecko, które tak kochała, a dziś już kobietę, by kiedykolwiek tutaj wróciło. Czuła podświadomie, że to jest ich ostatnia wspólna chwila.
– Nigdy nie powinnaś zapominać o tym, czego się tutaj nauczyłaś, czym to dla ciebie było, kim tutaj byłaś… i kim zawsze będziesz. Zabierz to wszystko ze sobą. Danino, zachowaj to w sercu. Nie możesz się tego wyzbyć. To cząstka ciebie samej.
– Nie chcę pani opuszczać. – W głosie Daniny brzmiała udręka.
– Musisz. On przyjedzie do ciebie, kiedy będzie mógł, do Ameryki, i będziecie razem żyli szczęśliwie. Wierzę w to. Życzę ci tego.
– Chciałabym zabrać panią ze sobą – szepnęła Danina, tuląc się do przełożonej i pragnąc, by tak zostało zawsze.
– Zabierzesz mnie… a cząstka ciebie na zawsze zostanie tutaj ze mną. Tutaj. – Smukłym palcem pokazała na serce. – Pora na ciebie. Danino – dodała, odsuwając się, by podnieść jedną z walizek. Danina wzięła drugą. Wyszły powolnym krokiem na korytarz, gdzie czekał Nikołaj. Od razu dostrzegł, jaka to trudna dla nich chwila. Zbliżył się, by uwolnić je od bagażu.
– Jesteś gotowa? – zapytał łagodnie Daninę. Skinęła głową i ruszyła w stronę frontowego wyjścia. Madame po dążyła za nią z wolna, przedłużając każdą sekundę pożegnania.
Kiedy doszły do drzwi, te otworzyły się nagle. Do budynku weszła dziewczynka ośmio- czy dziewięcioletnia, dźwigając sakwojaż. Za nią dumnie stanęła jej matka. Dziewczynka była ładna, z długimi jasnymi warkoczami. Patrzyła wyczekująco na Daninę.
– Czy pani jest tancerką? – zapytała śmiało.
– Byłam. Już nie jestem.
Ta odpowiedź w obecności Nikołaja i Madame dużo kosztowała Daninę.
– A ja mam zamiar zostać baletnicą i zamieszkać tutaj na zawsze – oświadczyła dziewczynka z uśmiechem.
Danina skinęła głową, przypominając sobie dzień własnego tutaj przybycia. Była wtedy wystraszona znacznie bardziej niż to dziecko, znacznie mniej pewna siebie, no i znacznie młodsza. Nie miała też matki, która by jej towarzyszyła.
– Myślę, że będziesz tu bardzo szczęśliwa. – Uśmiechnęła się do małej przez łzy. Madame dostrzegła to. – Musisz pracować bardzo, bardzo ciężko. Bez przerwy. Dzień w dzień. Musisz to pokochać nade wszystko w świecie i wyrzec się wszystkiego, co uwielbiasz robić, czego pragniesz, co posiadasz, o czym myślisz… to będzie odtąd całe twoje życie.
Jak Madame umiała to wytłumaczyć dziewięciolatkom? Jak umiała sprawić, że niczego bardziej nie pragnęły? Jak umiała im wpoić gotowość do poświęceń i wyrzeczeń, niemal do ofiary własnego życia? A czy w ogóle je tego uczyła? Czy też one same musiały się takie urodzić? Danina nie znała odpowiedzi. Po prostu pogłaskała dziewczynkę, mijając ją w progu, i ze łzami w oczach obejrzała się na Madame. Nie wiedziała, jak ma się pożegnać po tylu latach poświęcenia, oddania i miłości. Jak ma to oddać, skoro jest po wszystkim? Dla niej to już koniec bajki. Koniec z tańcem. Dla tego dziecka to dopiero początek.
– Niech pan się nią opiekuje – po cichu zwróciła się Madame do Nikołaja, kiedy dziewczynka z matką ich wyminęły. A potem po raz ostatni dotknęła ręki Daniny, od wróciła się i uroczystym krokiem ruszyła z powrotem, aby nie zobaczyli, że płacze. Danina stała i przez długą chwilę patrzyła za nią, później zaś po raz ostatni z wolna przestąpiła próg, z ociąganiem, ale wreszcie znalazła się na zewnątrz. Nie była już cząstką zespołu baletowego, nie należała już i nigdy nie będzie do niego należeć. Tej chwili śmiertelnie się bała przez całe życie. Teraz właśnie nadeszła. Danina nie jest już cząstką tego świata, opuściła go na zawsze. Nie było już możliwości zmiany, nie było odwrotu. Drzwi zamknęły się za nią cicho.