Książka, którą nazajutrz przyniósł doktor Obraźenski, była tak piękna, że dziewczynie łzy stawały w oczach, kiedy czytał jej niektóre wiersze. Z wolna uchylał drzwi do świata, którego nie znała i o którym nie miała pojęcia, świata przeżyć i zainteresowań intelektualnych. Dopiero tego ranka zaczęła czytać jedną z powieści, które jej zostawił. Przy obiedzie rozmawiali o niej. Podobnie jak wiersze. które przyniósł, była to jedna z jego ulubionych lektur. Czas, jaki upłynął jej na rozmowie, wydawał się jedną chwilą.
Oboje zaskoczyło odkrycie, że jest już czwarta po południu. Obraźenski zebrał się do wyjścia, z niechęcią uprzytamniając sobie, że chora wygląda na zmęczoną.
– Nie powinienem pani męczyć jak natręt – rzekł ze skruchą. – Nikt o tym nie wie lepiej niż ja.
– Czuję się świetnie – zapewniała, szczerze zadowolona z długiej rozmowy. Obiad jadła w łóżku, a doktor siedział obok przy małym stoliku.
– Chciałbym, żeby teraz pani zasnęła – powiedział łagodnie, pomagając się jej wygodniej ułożyć w łóżku i poprawiając poduszki. Mogła się tym zająć pielęgniarka, miał jednak ochotę zrobić to sam. – Niech pani śpi, ile dusza zapragnie. Zostanę dzisiaj w pałacu na kolacji, a w drodze powrotnej zajrzę tutaj, za pani pozwoleniem.
Tak właśnie postąpił zeszłego wieczoru, czym ją ujął. Znikła pajęczyna duszącej ją samotności.
– Będzie mi miło. – Wyglądała już na senną.
Zgasił lampy koło niej i cicho wyszedł z pokoju. W progu jeszcze się odwrócił. Oczy miała zamknięte, a zanim zdążył opuścić pawilon, już spała. Spała spokojnie do kolacji.
Po przebudzeniu zastała przy łóżku rysunek. Aleksy zaszedł z wizytą po południu, ale pielęgniarka powiedziała mu, że Danina śpi. Zostawił dla niej rysunek, przedstawiający ją, kiedy zeszłego lata usiłowała pływać. Jak większość chłopców w jego wieku uwielbiał z niej żartować, a że była w wieku jego sióstr, nie czuł się wcale skrępowany.
Na kolację dostała bulion. Kiedy doktor Obraźenski wstąpił do niej w drodze z pałacu Aleksandrowskiego, po pijała właśnie małymi łyczkami herbatę. Był w pogodnym nastroju, opowiadał o kolacji. Jadał ją z rodziną carską parę razy w tygodniu, raczej częściej niż rzadziej.
– To cudowne osoby – powiedział ciepło. Nie krył admiracji zarówno dla cara, jak i dla carowej. – Mają tyle obowiązków, tyle ciężarów. Czasy są ciężkie, zwłaszcza teraz, kiedy toczy się wojna. W miastach ciągłe niepokoje. Poza tym zdrowie Aleksego to oczywiście ich wieczne zmartwienie.
Hemofilia była stałym problemem, wymagającym bezustannej obecności lekarza przy chłopcu. To dlatego doktor spędzał przy nim tyle czasu, chociaż dzielił swe obowiązki z doktorem Botkinem.
– Panu też musi być ciężko – powiedziała cicho Danina – tyle czasu spędzać z dala od rodziny, od własnych dzieci.
Wiedziała, że jego żona jest Angielką i że mają dwóch synów, dwunasto- i czternastoletniego.
– Cesarz i cesarzowa wydają się to rozumieć. Bardzo uprzejmie wiele razy zapraszali Marie, ale ona nigdy nie przychodzi. Nie cierpi okazji towarzyskich. Woli być w domu z chłopcami albo po prostu spokojnie siedzieć i szyć. Nie interesuje się ani tym, co robię, ani ludźmi, dla których pracuję.
Daninie nie chciało się w to wierzyć, zwłaszcza biorąc pod uwagę, o kim mowa. To nie byli zwykli pracodawcy. Nie mogła wyjść ze zdumienia, że żona doktora w jakiś sposób mu nie zazdrości. Trudno uwierzyć, by była aż tak nietowarzyska. Może jest nieśmiała albo czuje się nie zręcznie.
– Słabo mówi po rosyjsku, to także stawia ją w kłopotliwym położeniu. Właściwie nigdy nie starała się nauczyć języka.
Od dawna było to między nimi kością niezgody. Tego jednak Obrażenski nie powiedział Daninie. Skarżyć się przed nią na Marie? Nie pozwoliłby sobie na taką nielojalność. Co prawda, intrygowało go, że te dwie kobiety wydają się tak różne. Jedna tak pełna życia, druga taka znużona, taka nieszczęśliwa, znudzona, wiecznie rozczarowana.
Nawet po chorobie Danina zarażała otoczenie energią i pasją życia. Dla niej rozmowy z nim również stanowiły nowe doświadczenie. Oprócz chłopców, z którymi tańczyła w balecie, nie miała znajomych panów, żadnych flirtów, żadnego romansu. Jej kontakty z mężczyznami sprowadzały się do dzieciństwa spędzonego wśród braci, a teraz nawet ich widywała rzadko. Byli zwykle zbyt zajęci, żeby ją odwiedzać. Raz w roku wpadali do Petersburga, żeby zobaczyć ją w tańcu, a ojciec też przyjeżdżał niewiele częściej. Pochłaniały ich obowiązki w wojsku.
Z Nikołajem Obrażenskim było inaczej. Zyskała w nim kogoś bliskiego, partnera do rozmowy. Powiedziała mu to, a on wydawał się kontent. Rozmowy z nią sprawiały mu przyjemność, dzielił się z nią książkami i opiniami na temat swoich ulubionych wierszy. Niejedno go w niej po ciągało, sam więc sobie powtarzał, że to rozkoszna przyjaźń. Zanim dziewczyna tutaj przyjechała, wspomniał chyba o niej Marie, na pewno zaś to uczynił, kiedy była bardzo. bardzo chora, ale wspomniał tylko przelotnie. Powiedział, że wezwano go do śmiertelnego przypadku influency u jednej z tancerek w balecie. Marie nigdy więcej o nią nie zapytała, a on, kiedy poznał Daninę bliżej, postanowił o niej więcej nie mówić. Z różnych powodów prościej było zachować ich przyjaźń w sekrecie.
Dawniej by tak nie postąpił, teraz jednak, po piętnastu latach, odkrył, że opowiadanie Marie o jego sprawach to niewielka przyjemność. Chyba zupełnie jej to nie interesowało. Przeważnie w ogóle się do niego nie odzywała. Parę lat wcześniej przeszli ciężkie chwile. Chciała wtedy wrócić do Anglii albo przynajmniej wysłać tam synów do szkoły. Sprzeciwił się temu. Chciał, żeby byli przy nim. by mógł ich widywać. Teraz już nawet nie miała mu tego za złe. Był jej całkiem obojętny. Nigdy jednak nie darowała sobie okazji, żeby nie wspomnieć, jak nie znosi Rosji i tego, że tu mieszka. A z Daniną właśnie czas płynął mu lekko. Nie narzekała na swoje życie. Kochała je we wszystkich przejawach, w ogóle była typem osoby szczęśliwej.
– Czy synowie są do pana podobni? – zapytała kiedyś.
– Ludzie tak mówią. – Uśmiechnął się. – Ja tego nie dostrzegam. Wydaje mi się, że są raczej podobni do matki. To ładne dzieci. Właściwie wyrastają już na młodzieńców. Ciągle o nich myślę jak o małych chłopcach, aż nagle sobie uprzytamniam, że już nimi nie są. Okropnie się na mnie o to gniewają. Bardzo są niezależni. Niedługo wejdą w wiek męski. Będą pewnie służyć w wojsku cesarzowi.
Na myśl o nich przypomniała sobie własnych braci i za tęskniła do nich. Martwiła się o nich dużo bardziej, odkąd zeszłego lata wybuchła wojna.
Opowiedziała mu więc o nich, a on słuchał z uśmiechem. Kiedy racząc go tymi opowieściami, zwróciła się do niego per „panie doktorze”, spojrzał na nią żałośnie. Poczuł się nagle taki stary i taki daleki, zupełnie jakby nie zaprzyjaźnili się oboje wkrótce po poznaniu. Chociaż znała go od ubiegłego lata w Liwadii, na dobre poznała dopiero teraz, od czasu swojej choroby. A przyjaźń łączyła ich coraz mocniejsza.
– Czy nie mogłaby pani mówić mi: Nikołaju? – zapytał. – To jednak byłoby znacznie prostsze.
I bardzo osobiste, ale o tym nie myślała. Podobał się jej. Poprosił o to w tak skromny sposób, wszystko zresztą, co mówił, tak brzmiało. Uśmiechnęła się do niego, bardziej podobna do dziecka niż do młodej kobiety. Ich przyjaźń była przecież całkiem niewinna.
– Oczywiście, skoro pan woli. Przy innych mogę nadal zwracać się do pana bardziej formalnie.
Formalny ton wydawał się właściwszy, odczuwała bowiem między nimi dwojgiem zarówno różnicę stanowiska, jak i wieku. W końcu był od niej o dwadzieścia lat starszy.
– Dobry pomysł. – Jej zgoda najwyraźniej go ucieszyła.
– Czy poznam tutaj pańską żonę? – Danina ciekawa była i jej, i dzieci.
– Wątpię – przyznał uczciwie. – Stara się jak najrzadziej bywać w pałacu. Jak już mówiłem, nie lubi ruszać się z domu, odrzuca więc wszelkie zaproszenia carowej, może z wyjątkiem jednego w roku, kiedy czuje się w obowiązku pojawić.
– Czy to panu nie szkodzi u dworu? – zapytała Danina otwarcie. – Czy cesarzowa nie jest o to zła?
– Nic mi o tym nie wiadomo. Jeżeli nawet tak, to jest zbyt dyskretna, żeby to okazywać. Zdaje sobie, jak sądzę, sprawę, że moja żona nie ma łatwego charakteru.
Po raz pierwszy dał jej wgląd w swoje życie domowe. Właściwie, chociaż poruszali wiele tematów, o nim osobiście nie wiedziała nic. Wyobrażała go sobie na tle rodzinnego szczęścia, w serdecznej atmosferze domu.
– Pańska żona musi być bardzo nieśmiała – orzekła wspaniałomyślnie.
– Nie sądzę. – Uśmiechnął się smutno. Wszystko, co było mu bliskie w Daninie, oddalało go od żony. – Nie lubi ekstrawaganckich strojów i sukien wieczorowych. Jest bardzo angielska w stylu. Lubi jazdę konną i polowanie, lubi przebywać u ojca w majątku w Hampshire. Wszystko poza tym ją nudzi.
Nie dodał „włącznie ze mną”, a miał ochotę powiedzieć o tym Daninie. Ich małżeństwo od dawna dla obojga, a zwłaszcza dla niego, stanowiło jeden wielki zawód, po minąwszy tylko dzieci. Byli bardzo różni, on i żona. Ona chłodna i zachowująca dystans, nieraz zgoła obojętna. On serdeczny i otwarty. Ona znudzona życiem, jakie wiódł, w złości potrafiła przezywać go carskim pieskiem salonowym. A Nikołaja do rozpaczy doprowadzały jej narzekania. Nietrudno było zrozumieć, dlaczego Marie nie ma tutaj żadnych przyjaciółek, tak była oziębła i zazdrosna. Nawet synów męczyły jej utyskiwania. Marzyła tylko o jednym, żeby wrócić do Anglii. Oczekiwała odeń niepodobieństwa, że porzuci wszystko, wszystkie swoje tutejsze obowiązki, i wyjedzie wraz z nią. Ostrzegał ją wielokrotnie, że jeśli ma zamiar wyjechać na stałe, będzie musiała to zrobić bez niego.
– Co jej się tutaj tak nie podoba? – W pytaniu Daniny słychać było nieskrywaną ciekawość.
– Rosyjskie mrozy. W każdym razie tak mówi. Klimat w Anglii bynajmniej nie jest przyjemniejszy, chociaż u nas jest zimniej. Nie podobają się jej ludzie, kraj. Nie podoba się jej nawet nasza kuchnia.
Uśmiechnął się. Recytował odwieczną litanię żony.
– Spodobałoby się jej bardziej, gdyby się poduczyła rosyjskiego – powiedziała po prostu Danina.
– Próbowałem jej to wyjaśnić. To jej sposób, żeby się tu nie wiązać. Póki nie mówi po rosyjsku, jest tu właściwie nieobecna, tak się jej w każdym razie wydaje. Nie ułatwia jej to jednak życia.
Zeszło mu na takim życiu piętnaście długich lat, nie posunął się jednak tak daleko, żeby o tym opowiadać Daninie. O tym i o swojej samotności. O tym, jak rad był tu siedzieć i rozmawiać z nią albo dzielić się z nią ulubionymi książkami. Gdyby nie chłopcy, dawno temu pozwoliłby Marie wrócić do Anglii. Z wyjątkiem dzieci nic ich nie łączyło.
– Jej ojciec obawia się teraz o nią z powodu wojny. Sądzi, że w którymś momencie wybuchnie rewolucja. Mówi, że kraj jest zbyt wielki, żeby nim rządzić, a Mikołaj zbyt słaby, żeby to robić. To śmieszne, ale tak uważa. Zawsze miał w sobie coś z histeryka.
Danina słuchała z niepokojem. O polityce nie miała pojęcia. Na co dzień była zbyt zajęta tańcem, żeby wiedzieć, co się dzieje na świecie.
– Czy pan też tak uważa? – zapytała z powagą. – Że będzie rewolucja?
Miała pełne zaufanie do jego sądu.
– Wykluczone – odparł. – Nie sądzę, żeby był choćby cień takiego prawdopodobieństwa. Rosja jest zbyt potężna, żeby mogło tutaj dojść do czegoś takiego jak rewolucja. Car też jest mocny. To po prostu jeden więcej pretekst do narzekań. Żona twierdzi, że narażam życie naszych dzieci. Zawsze ulegała wpływom ojca.
Uśmiechnął się do Daniny. Co za żywość myśli, co za otwarta głowa! Poza baletem wszystko było dla niej nie wiadomą, jak gdyby odkrywała świat wokoło siebie. Świat, który, jak się okazuje, miło mu było z nią dzielić. W po równaniu z nią Marie wydawała się taka zmęczona, zła, zgorzkniała. Życie w Rosji nie wpływało korzystnie na jej usposobienie.
Marie była kiedyś uroczą dziewczyną, ciekawą świata. Mieli wspólne poglądy i zainteresowania. Pasjonowała się medycyną i jego karierą lekarską. Wzięła mu jednak za złe dworskie stanowisko i odtąd już wszystko zdawała się mieć mu za złe. Danina wprost przeciwnie. Marie była jednak o siedemnaście lat starsza od Daniny. Nikołaj miał trzydzieści dziewięć lat, a Marie o trzy lata mniej. Danina zaś była nadal dzieckiem. Sprawiło jej ulgę to, co powiedział o rewolucji.
– Jak pan sądzi, czy wojna prędko się skończy? – za pytała naiwnie, a on dodał jej otuchy uśmiechem, chociaż liczba ofiar, liczba poległych przerastała już wszelkie wyobrażenia. Wszyscy się spodziewali, że wojna skończy się wiele miesięcy temu, ale ku powszechnemu zdumieniu trwała nadal.
– Mam nadzieję – powiedział po prostu.
– Martwię się o mojego ojca i braci – wyznała.
– Nic im nie będzie. Wszyscy wyjdziemy z tego cało. Przy tej rozmowie poczuła się dużo lepiej. Siedział u niej długo, aż wreszcie zaczął się zbierać do wyjścia. Znowu widać było po niej zmęczenie, on zaś musiał wracać do siebie. Nie mógł bez końca być poza domem.
– Zajrzę do pani jutro – obiecał, wychodząc: po chwili usłyszała, jak jego sanie pomknęły w mrok.
Myślała o tym, co opowiadał o żonie, i o tym, że kiedy opowiadał, nie wyglądał na szczęśliwego. Był jak w pułapce. Danina zastanawiała się, czy mógłby w jakikolwiek sposób naprawić sytuację. Chyba upierając się, żeby żona nauczyła się rosyjskiego albo od czasu do czasu odbywając z nią wycieczki do Anglii. Poruszył ją fakt, że żona doktora wydaje się nie podzielać jego oddania rodzinie panującej. Trudno pojąć reakcje tej kobiety. A potem bezwiednie zaczęła się zastanawiać, czy mimo wszystko Nikołaj nie jest zbyt posępny. Może po prostu przemęczony, pomyślała, kładąc się do łóżka. Wojna wszystkich ostatnio przygnębia. Z tego pewnie wynika to, co mówi o swojej żonie i o innych kłopotach.
Przez myśl jej nawet nie przeszło, że mógłby pragnąć czegoś więcej z jej strony, że mogłaby go interesować inaczej niż jako pacjentka lekarza. W końcu był żonaty i miał dzieci. A jeżeli nawet ma pewne powody do narzekania na żonę, z pewnością nie wygląda to tak źle, jak brzmi. Daninie, która patrzyła na świat z perspektywy mikroskopijnego światka baletu, wszystko to wydawało się całkiem proste, a małżeństwo było dla niej rzeczą świętą. Uważała, że doktor jest szczęśliwszy z Marie, niż to okazuje czy przyznaje.
Przez następne dwa tygodnie nie wspominał o żonie, odwiedzając rekonwalescentkę. Teraz już była w stanie jeść kolację przy stole. Któregoś słonecznego styczniowego po południa zabrał ją na krótki spacer po parku. Powietrze orzeźwiało. Danina żartowała z doktorem, pokpiwając z niego, że bierze wszystko tak poważnie. Napożyczał już jej mnóstwo tomików wierszy, a do tego czasu zdążyła przeczytać cztery z jego ulubionych powieści. Tego popołudnia, kiedy Aleksy przyszedł na podwieczorek, Nikołaj pozostał z nimi. Później grali w karty. Aleksy wygrał, głośno przy tym okazując zadowolenie, i aż pisnął z uciechy, kiedy Danina zarzuciła mu oszukiwanie.
– Nie oszukiwałem! – zaperzył się. – To ty grałaś fatalnie.
Stwierdził to trzeźwo, ona zaś udała obrazę.
– Jak śmiesz! Grałam mądrze. Jestem pewna, że oszukiwałeś.
Nikołaj bawił się setnie, obserwując ich w przyjacielskiej komitywie.
– Nie oszukiwałem, zapamiętam ci jednak, że mi to zarzucasz, i kiedy zostanę carem, obetnę ci głowę.
– Nie sądzę, żeby jeszcze kiedykolwiek ktoś zrobił coś takiego – zwróciła się Danina do Nikołaja. – Prawda?
– Jak będę chciał, to zrobię – oznajmił Aleksy, najwyraźniej oczarowany tą perspektywą. – Prawdopodobnie też każę ci obciąć nogi, żebyś nie mogła więcej tańczyć, i ręce, żebyś nie mogła więcej grać w karty.
– Chyba i tak nie będę do tego zdolna, skoro obetniesz mi głowę. Już tego pewnie wystarczy. – Danina uśmiechnęła się.
– No, więc na wszelki wypadek obetnę resztę – snuł dalej rozkosznie krwawe plany. Ni z tego, ni z owego spojrzał na nią z zainteresowaniem. – Czy mogę któregoś dnia przyjść na twój występ w Petersburgu? Kiedy już wrócisz do siebie? Bardzo to lubię.
– I ja też – odpowiedziała przyjaźnie.
– Ale masz jeszcze długo nie wracać. Nie chcę, żebyś szybko wyjechała. – Coś sobie przypomniał: – Matka prosiła, żebym zapytał, czy już czujesz się na tyle dobrze, by przyjść na kolację. – Zwrócił się do Nikołaja: – Czuje się?
– Może w przyszłym tygodniu. Jest jeszcze troszkę za wcześnie.
Była tu dopiero od dwóch tygodni, ciągle jeszcze nie pewnie czuła się na nogach i prędko się męczyła.
– Nie wzięłam ze sobą żadnych strojów – jęknęła.
– Możesz się ubrać w nocną koszulę – doradził praktycznie. – Ręczę, że nikt nie zauważy.
– A to kłopot! – Rozśmieszyła ją jego propozycja, ale rzeczywiście nie miała się w co ubrać na kolację z rodziną cesarską.
– Na pewno któraś z dziewcząt mogłaby ci coś pożyczyć – uprzejmie zaproponował Aleksy. Były podobnego wzrostu i tuszy.
– Pan tam będzie? – niewinnie zagadnęła Danina Nikołaja w nadziei, że tak.
Czuła się przy nim tak dobrze, sytuacja byłaby więc dla niej prostsza, gdyby tam był. Myśl o kolacji z rodziną monarszą mocno ją jeszcze onieśmielała.
– Zapewne. – Uśmiechnął się do niej. – Pierwszy raz o tym słyszę, ale jeżeli tego dnia wypadnie mój dyżur, będę tam.
Wiedział, że jeśli nawet nie zamierzają go zaprosić, może to urządzić, odpowiednio ustawiając plan dyżurów. Obaj lekarze mieli dość elastyczny rozkład zajęć, a jego kolega miał lepsze niż Nikołaj powody, by wieczorami bywać w domu, toteż czuł się uszczęśliwiony, ilekroć Nikołaj brał nocny dyżur.
Nikołaj odprowadził wreszcie Aleksego do pałacu, Danina mogła się więc zdrzemnąć. Gdy się zbudziła, zaskoczył ją widok Nikołaja, stojącego w sypialni. Marszcząc brwi, przypatrywał się dziewczynie.
– Co się stało?
Przyszło jej na myśl, że wydarzyło się coś złego, coś ją zaniepokoiło w jego spojrzeniu, nie wiedziała jednak, o co chodzi. On zaś nie był pewien, jak ma jej to powiedzieć.
– Chciałem po prostu rzucić na panią okiem. Martwię się, czy nie za długo dzisiaj była pani na spacerze. Bądź co bądź, to pani pierwszy dzień w ogrodzie.
– Czuję się dobrze. – Usiadła, patrząc na niego. Tęskniła do ćwiczeń, wiedziała jednak, że nie nadaje się jeszcze do tańca. Okropnie ją to deprymowało. Zastanawiała się, jak długo będzie musiała ćwiczyć, żeby wrócić do baletu. Z obawą myślała o swoich mięśniach i ścięgnach. Chyba już całkiem zapomniały, że jest tancerką.
– Przespałam właśnie dwie godziny. Zabawne były te karty z Aleksym.
– Swoją drogą, on rzeczywiście oszukuje. Zawsze mnie ogrywa. – Nikołaj uśmiechnął się szeroko. – Złapała go pani na gorącym uczynku. A on to uwielbia. Przez całą drogę do domu opowiadał, jak to obetnie pani głowę, ile przy tym będzie krwi i jak on się będzie cieszył.
– Nie jestem pewna, czy to bardzo cesarskie zachowanie.
Teraz ona uśmiechnęła się do Nikołaja, rada, że znów go widzi. Zastanowiła się, czy zaszedł tu w drodze na kolację. Zagadnęła go o to, potwierdził. Miał dzisiaj nocny dyżur w pałacu.
– Spróbuję potem wpaść do pani, może być już jednak późno, a pani pewnie się dzisiaj zmęczyła tym spacerem w parku.
Właśnie kiedy to mówił, pielęgniarka wniosła kolację na tacy. Danina szybko wracała do sił. Tego popołudnia dostała list od Madame, która nakłaniała ją, żeby nie spieszyła się z powrotem do baletu. Nie mogąc tańczyć, dziewczyna czuła się jednak jak jakiś zbrodniarz.
Madame przekazała jej wszystkie nowiny, wśród nich wiadomość, że jeszcze jedna dziewczyna z baletu zapadła na influencę, na szczęście o łagodnym przebiegu. Chorowała wszystkiego dwa dni, i to bez gorączki. Miała więcej szczęścia niż Danina.
Doktor pogawędził z nią przez chwilę, ociągając się z wyjściem, aż wreszcie niechętnie udał się na kolację do pałacu. Myślała o nim, siedząc teraz spokojnie w łóżku i popijając herbatę. Jest człowiekiem bardzo dobrze wychowanym, miłym i serdecznym, ona zaś cieszy się jego przyjaźnią. Gdyby nie on i nie jego wstawiennictwo, nigdy w życiu by tutaj nie trafiła, do carskiego pawilonu gościnnego, nie mieszkałaby w tym zbytku, rozpieszczana przez służących i pielęgniarki. Aż dziw pomyśleć, jacy wszyscy są mili i ile miała szczęścia, nie tylko że przeżyła, ale że znalazła się tutaj.
Tego wieczoru już jej nie odwiedził, wywnioskowała więc, że kolacja musiała przeciągnąć się do późna. Może zresztą Aleksy poczuł się gorzej albo po prostu Nikołaj uznał za stosowne okazać grzeczność rodzinie, dla której tak przykładnie pracował. Czytała do poduszki jedną z książek, które jej przyniósł, a nazajutrz rano długo leżała w łóżku, żeby ją skończyć. Ledwie zdążyła się ubrać, kiedy pojawił się w progu z pytaniem o samopoczucie swojej pacjentki.
– Czy dobrze pani spała? – zagadnął troskliwie, ona zaś z uśmiechem zapewniła go, że tak. Potem zwróciła mu książkę, którą przeczytała z wielką przyjemnością. Powiedziała mu o tym. Chyba miło mu było to słyszeć. Przyniósł jej w zamian trzy nowe.
– Jej cesarska mość mówiła o pani wczoraj wieczorem, chciałaby wydać dla pani małą kolację. Kilkoro przyjaciół z Petersburga, nic wielkiego, żeby pani zanadto nie zmęczyć. Jak pani sądzi, czy starczy już pani sił? – Zdawał się o nią niepokoić. Ostrzegał Aleksandrę Fiodorowną, że może być na to jeszcze za wcześnie, Danina była jednak podniecona tym pomysłem.
– Może za parę dni… jak pan sądzi, panie doktorze?
– Sądzę, że robi pani świetne postępy. – Uśmiechnął się do niej. – Nie chciałbym jednak przedwcześnie narażać pani na przemęczenie. Będę pani towarzyszył, a jeśli po czuje się pani zmęczona, odprowadzę ją z powrotem.
– Dziękuję, panie Nikołaju – powiedziała serdecznie.
Wybrali się na spacer po parku. Było zimno, a wiatr silniejszy niż poprzedniego dnia, doktor więc po paru chwilach zawrócił ją do domu. Nie puścił jej ręki, kiedy wracali, ale oboje zdawali się tego nie zauważać. Policzki jej się zaróżowiły, a oczy rozbłysły jaśniej, w ogóle wyglądała zdrowiej niż kiedykolwiek, odkąd tu przybyła. Nadal jednak miała przed sobą długą, bardzo długą drogę, zanim zdoła wrócić do baletu. Zaczęła już ćwiczyć po pół godziny dziennie. Opowiedziała mu o tym, ale stanowczo zabronił jej wracać do tańca wcześniej niż w kwietniu. Dziewczyna musi w pełni odzyskać zdrowie i siły, zanim w ogóle będzie o czym myśleć. Czekały ją długie miesiące rekonwalescencji, ale żadnego z nich nie martwiła ta perspektywa. Danina tęskniła za zespołem baletowym, który zastępował jej rodzinę, ale po iluś tam tygodniach czuła się tutaj zupełnie jak w domu. Teraz zaś bardzo ją nęcił pomysł wydania przez carycę małej kolacyjki.
Doktor został u niej na obiedzie, jak czynił nierzadko, a wkrótce potem pożegnał ją, żeby podjąć swoje obowiązki w pałacu. Jak zwykle wrócił po południu, a później raz jeszcze po kolacji. Weszło to już w nawyk, który obojgu odpowiadał; ona sama teraz oczekiwała tych odwiedzin.
Nazajutrz zgodził się, by cesarzowa wydała kolację dla Daniny. Obecni mieli być jedynie najbliżsi przyjaciele domu, parę osób z rodziny i oczywiście dzieci. Car znowu był na froncie przy wojsku, nie mógł więc uczestniczyć.
W następnym tygodniu wielkie księżniczki przysłały rekonwalescentce kilka sukien przez Diemidową, pokojówkę ich matki, a dwie z tych sukien wspaniale leżały na Daninie. Była od księżniczek nieco szczuplejsza, zwłaszcza teraz, po chorobie, ale wystarczyło mocniej niż one ściągnąć szarfę, żeby wybrana suknia leżała znakomicie. Była z niebieskiego aksamitu, który wyjątkowo zgrabnie podkreślał figurę, obramowana sobolami. Do tego etola i mufka, aby Danina nie zmarzła w drodze z domku do gościnnego pałacu. Wieczorem, w dniu kolacji, Danina ledwo mogła opanować podniecenie. Pozostała w łóżku przez całe popołudnie, próbując nabrać sił. Kiedy Nikołaj zaszedł po nią do willi, jeszcze nie zdążyła się ubrać do końca. Czekając, przeglądał tom wierszy, jeden z tych, które jej po życzył. Pokrzepiał się przy tym parującą herbatą ze srebrnego samowara na stole. Słysząc odgłos otwieranych drzwi, podniósł oczy i uśmiechnął się, wciąż jeszcze trzymając w ręku szklankę. Wyglądała niesłychanie wytwornie w pożyczonym stroju. Jej ciemne, lśniące włosy miały ten sam odcień, co sobolowe futerko.
– Wygląda pani wspaniale – oświadczył z wyrazem przestrachu. – Obawiam się. że przyćmi pani wszystkich. nawet wielkie księżniczki i jej cesarską mość.
– Wątpię, ale bardzo miło mi to słyszeć. Wykonała głęboki dworski dyg jak na scenie, podnosząc się jednak powoli z przysiadu, uświadomiła sobie, jak słabe ma nogi. Brak mu było słów, by opisać, co czuje, patrząc na nią. Nie miał pojęcia, skąd to śliczne stworzenie znalazło się w jego życiu, takie wytworne, takie wdzięczne, no i takie ładne. Oczarowały go na równi jej charakter i uroda. Nigdy dotąd nie widział ani nie znał nikogo podobnego.
– Naprawdę, moja droga, wygląda pani pięknie. Idziemy?
Odpowiedziała skinieniem głowy, on zaś podał jej sobolową etolę. Raz jeszcze powtórzyła, że wielkie księżniczki były wyjątkowo wspaniałomyślne, przysyłając jej te sobole. Krótką odległość do pałacu pokonali w jego saniach. Okrył ją troskliwie ciężkim pledem. Była jasna, mroźna noc i tysiące gwiazd na niebie. A każda wydawała się od bijać w świecach jarzących się blaskiem w oknach pałacu. Doktor szybko wprowadził Daninę do środka i powiódł na górę do przestronnego, pięknie urządzonego salonu, całego w pastelowych jedwabiach i brokatach, pełnego marmurów, malachitu i przepychu. Ten pokój miał znacznie mniej oficjalny charakter niż większość pozostałych. Ogień buzujący na kominku, blask świec, ciepłe przyjęcie, jakie jej zgotowano, wszystko to złożyło się na domowy nastrój, którego chyba nigdy dotąd nie zaznała, nigdy nie była szczęśliwsza. Już samo to, że jest tutaj, w gronie rodziny carskiej i jej przyjaciół, wraz z Nikołajem – już samo to było jak sen. Aleksy nie odstępował jej przez cały wieczór. Przy kolacji na własne życzenie siedział przy niej, z drugiej zaś strony usiadł Nikołaj, żeby móc z bliska „obserwować jej stan”. Nie miał jednak czego obserwować, wyjąwszy radość tego wieczoru i przyjemność, z jaką witali ją przyjaciele domu. Wszystkim wydawała się zgrabna, piękna, czarująca.
Rozmawiali z nią o balecie, wkrótce jednak zaskoczyła ich rozległością wiedzy w innych dziedzinach. Dzięki Nikołajowi nareszcie w ostatnich tygodniach miała okazję czytać i poduczyć się wielu rzeczy. Chłonęła nowe informacje jak gąbka i zapamiętywała wszystko, o czym jej opowiadał. Słuchając jej teraz, był z niej dziwnie dumny, jak ojciec z dziecka czy też twórca ze swojego dzieła.
Pozwolił jej na dłuższą wizytę, aż wreszcie po jedenastej, widząc jej rosnącą bladość i słabnące ożywienie, uznał, że najrozsądniej będzie zabrać ją do domu. Szepnął coś dyskretnie cesarzowej, a potem łagodnie powiedział Daninie, że chyba będzie najlepiej, jeżeli już wrócą. Bardzo był emocjonujący ten pierwszy wieczór, ale Danina, chociaż zachwycona każdą chwilą, nie sprzeczała się z lekarzem. Za nic nie chciała się do tego przyznać, była jednak bardzo zmęczona, a jemu nie trudno było to zauważyć. Uśmiech nie schodził jednak jej z twarzy, kiedy w drodze powrotnej do pawilonu odchyliła w saniach głowę do tyłu, wpatrzona w gwiazdy.
Kiedy wprowadził ją do środka, otoczywszy ramieniem, stali przez chwilę bardzo blisko. Oparła mu głowę na ramieniu, po części ze znużenia, bardziej jednak z poczucia swobody, jaka między nimi panowała, i z wdzięczności za wszystko, co dla niej zrobił.
– To był cudowny wieczór, Nikołaju… dziękuję, że mi pan pozwolił… i że tak to pan urządził… wszyscy byli dla mnie tacy mili, to było urocze… – Tutaj przypomniał się jej jeden z gości, bardzo zabawny człowiek. – Szkoda, że car nie mógł być. – Wszyscy zapewniali, że go im brakuje. Danina uśmiechnęła się do przyjaciela. – To było urocze przyjęcie.
– Wszystkich rozkochałaś dzisiaj w sobie, Danino. Hrabia Orłowski uznał panią za nadzwyczaj uroczą.
Hrabia dobrze się trzymał jak na swoje osiemdziesiąt kilka lat, toteż przez cały wieczór umizgał się do niej bez żenady, jego żona była tym zresztą ubawiona. Przez sześćdziesiąt pięć lat małżeństwa pozwalał sobie na to, ale na nic więcej, wobec każdej pięknej kobiety.
– Aleksy był bardzo zawiedziony, że dziś wieczór nie zagrałam z nim w karty – powiedziała, zdjąwszy etolę. Dziwne to było doznanie: powróciwszy razem do domu, omawiać miniony wieczór. Jak gdyby od dawna byli małżeństwem. – Nie zagrałam z nim w karty – wyjaśniła – bo nie chciałam być niegrzeczna wobec reszty towarzystwa.
– Zagra pani kiedy indziej. Może jutro, jeśli oboje będziecie w stanie. Obawiam się, że będzie bardzo zmęczony. A pani? – Popatrzył na nią z troską. – Jak pani się czuje, Danino?
Oczy jej płonęły ożywieniem, jaśniały błękitem bardziej niż zwykle. – Jestem szczęśliwa i czuję się cudownie, jak po najpiękniejszym wieczorze w życiu.
Stała, patrząc na niego, z lekkim uśmiechem na ustach; zbliżył się do niej powoli. Nie zdjął jeszcze płaszcza.
– Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak pani – powiedział cicho, stojąc tuż przed nią i patrząc na nią z góry. W tej jednej chwili zapomniał, kim ona jest. To nie primabalerina ani nawet jego pacjentka. To jego przyjaciółka, kobieta, która go olśniła, którą pokochał, a przecież nigdy nawet nie marzył o czymś podobnym.
– Jest pani naprawdę niezwykła – dodał szeptem. Od dalszych jego słów zaparło jej dech w piersiach, a oczy zogromniały ze zdumienia.
– Danino… Kocham cię…
I nie czekając na odpowiedź, pochylił się ku niej i delikatnie ją pocałował. Objął ją, a ona, zaskoczona tym, jaki jest silny, bez zastanowienia przytuliła się do niego i oddała pocałunek. W tejże chwili wymknęła się jednak z uścisku i ze zgrozą podniosła na niego oczy. Co oni zrobili najlepszego? Co teraz zrobią? Wszystko zepsują, jeżeli to zrobią.
– Ja… ja nie… nie możemy… nie wolno nam, Nikołaju… Nie wiem, jak to się stało…
Łzy rozpaczy zakręciły się jej w oczach, kiedy ujął jej ręce. Był pierwszym mężczyzną, którego kiedykolwiek po całowała, czy też który ją pocałował. Miała dziewiętnaście lat, a on otworzył przed nią drzwi, nigdy wcześniej nie otwierane. Nie miała pojęcia, co teraz począć.
– Ja wiem bardzo dobrze. Danino. – Wydawał się spokojniejszy, niż był w istocie. Serce waliło mu w piersiach, kiedy patrzył na dziewczynę. Czuł przerażenie na myśl, że ją straci. Być może jednym zuchwałym gestem odepchnął ją od siebie na zawsze, a perspektywa ta napełniała go grozą. Niech się dzieje, co chce, byleby jej nie stracił.
– Pokochałem cię, kiedy tylko cię zobaczyłem. Nie przy puszczałem, że przeżyjesz noc. Ale ciągle wracałem do ciebie myślami, jawiłaś mi się jak wcielenie wdzięku i piękna, okaleczony motyl, który, jak sądziłem, nie zdoła ocaleć. Nie miałem jednak pojęcia, kim jesteś, nic o tobie nie wiedziałem… aż do teraz… aż tutaj przyjechałaś i spędzaliśmy codziennie tyle czasu na rozmowach. I teraz kocham ciebie całą, twoje myśli, twój charakter, twoje dobre serce… Danino, nie mogę bez ciebie żyć.
Błagał o łaskę, a zarazem składał jej dar. wiedziała o tym.
– Ale, Nikołaju, przecież ty jesteś żonaty. – Miała łzy w oczach i strapienie na twarzy. – Nie możemy do tego dopuścić. Nie wolno nam… musimy o tym zapomnieć…
– To małżeństwo tylko z nazwy. Wiesz o tym nawet z tych paru rzeczy, które ci opowiadałem. Z pewnością musiałaś to zrozumieć. Nigdy przedtem niczego takiego nie robiłem… Przysięgam… jesteś pierwszą kobietą, jaką kiedykolwiek pokochałem. Nie jestem pewien, czy w ogóle kiedykolwiek się kochaliśmy, ja i Marie. Nie tak jak teraz. A już zwłaszcza nie teraz. Danino, przysięgam ci… ona mnie nienawidzi.
– Może się mylisz, nie rozumiesz właściwie, co ona czuje, jaka jest nieszczęśliwa w Rosji. Może powinieneś wyjechać z nią do Anglii.
Zaczęła chodzić po pokoju, poruszona, nie mogąc zebrać myśli, a on bardziej niż kiedykolwiek obawiał się, że ją straci. A potem odwróciła się ku niemu i powiedziała coś. czego bał się najbardziej. Było to gorsze, niż gdyby mu oznajmiła, że go nie kocha. To, że go kocha, pojął jednak, kiedy go pocałowała. Ona odczuła to podobnie, chociaż lęk ją chwytał na samą myśl o tym.
– Muszę wrócić do Petersburga. Musisz mnie puścić. Nie mogę tu zostać.
– Nie możesz wrócić. Nie masz dość sił, żeby mieszkać w tych zimnych pokojach i znowu tańczyć. Miesiące miną, zanim wydobrzejesz. Znowu byś się rozchorowała. To mogłoby się skończyć katastrofą. – Mówił to niemal ze łzami w oczach. – Błagam cię, nie ruszaj się stąd. Nie mógł znieść myśli o jej oddaleniu.
– Nie mogę być blisko ciebie… Obojgu teraz będzie nam ciążyć na sercu okropna tajemnica, straszny grzech, za który zostaniemy ukarani.
– Od piętnastu lat już jestem karany. Nie możesz mnie skazać na takie dożywocie.
– O czym ty mówisz? – Oczy jej się rozszerzyły. Zakryła usta rękami, jakby przeraziły ją jego słowa.
– Mówię, że dla ciebie jestem gotów na wszystko. Opuszczę żonę, rodzinę… Danino, zrobię dla ciebie wszystko.
– Nie wolno ci tego zrobić! Nawet mówić o tym. Nie zniosę myśli, że zrobiłeś coś tak okropnego… Nikołaju, pomyśl o swoich dzieciach!
Mówiła przez łzy, a on odpowiedział jej tak samo.
– Tysiąc razy już o tym myślałem, dzień w dzień, odkąd cię znam. Chłopcy mają dwanaście i czternaście lat, za parę lat będą już dorosłymi mężczyznami, a ja nie mogę z ich powodu być aż do śmierci związany z kobietą, której nie znoszę… i wyrzec się tej jedynej, którą kocham. Proszę cię, Danino, nie uciekaj… zostań tu ze mną… po mówimy o tym… Nie zrobię nic, czego sobie nie życzysz. Obiecuję.
– Nie mów więc o tym więcej. Nigdy. Jeśli zdołamy, musimy oboje zapomnieć o wszystkim, co powiedziałeś. Nie mogę być dla ciebie nikim więcej niż jestem. Twoje miejsce jest tutaj, w pobliżu cara i własnej rodziny. Moje życie to balet. Nie mogę ci ofiarować siebie, nie mogę ci oddać życia. Moje życie należy do baletu, póki nie jestem za stara do tańca, a później poświęcę je dzieciom, jak Madame Markowa.
– Czy chcesz mi wmówić, że jako tancerka musisz być mniszką?
Coś podobnego usłyszał po raz pierwszy, chociaż wiedział, że nigdy nie kochała ani nie wiązała się z mężczyznami. Opowiadała mu o tym w którejś z ich wielu rozmów.
– Madame mówi. że życie nieczyste, życie z mężczyzną, rozprasza. Nie można być wielką tancerką, jeżeli chce się być ladacznicą.
Wypaliła to bez obsłonek. Wyglądał na zaskoczonego.
– Nawet mi w głowie nie postało proponować ci rolę ladacznicy, Danino. Mówiłem, że cię kocham i chcę poślubić, jeżeli Marie da mi rozwód.
– A ja ci mówię, że nie mogę tego zrobić. Należę do baletu. To jest moje życie, wszystko, co znam, do tego się urodziłam. I nie chcę, żebyś burzył dla mnie swoje własne życie.
– Urodziłaś się, żeby kochać i być kochaną, jak wszyscy, żeby mieć koło siebie męża i dzieci, które cię kochają. a nie żeby tańczyć w salach pełnych przeciągów, nadwyrężać kręgosłup i ryzykować życie, aż umrzesz albo będziesz zbyt stara i kaleka, żeby dalej tańczyć. Zasługujesz na coś więcej i to właśnie chcę ci ofiarować.
– Ale nie możesz. – W jej słowach znów brzmiała rozpacz. – Sam nie masz tego, co chcesz mi dać. A jeżeli Marie nie zgodzi się na rozwód?
– Będzie szczęśliwa, że może wrócić do Anglii. Chętnie okupi wolność, godząc się na rozwód.
– A skandal? Nie będziesz już miał wstępu na dwór. Byłbyś odepchnięty, zhańbiony. Nie chcę do tego dopuścić. Musisz o mnie zapomnieć.
Łzy toczyły się jej po twarzy, kiedy to mówiła.
– Zapomnę, o czym dziś rozmawiamy – wydusił z trudem -jeżeli obiecasz, że zostaniesz tutaj. Nigdy ani słówkiem o tym nie wspomnę. Daję ci słowo honoru.
Omal go ten honor nie zabił.
– Dobrze. – Westchnęła głęboko i odwróciła się do niego plecami. Zwiesiła głowę, a on, patrząc na dziewczynę, miał ochotę ogarnąć ją ramieniem, wiedział jednak, że nie może tego zrobić. Wyglądała na rozpaczliwie nieszczęśliwą, bez porównania jednak mniej nieszczęśliwą niż on.
– Pomyślę o pozostaniu. – Tyle tylko powiedziała, nie oglądając się na niego. Nie mogła. Nadal płakała. – Teraz musisz już iść.
Nie mógł widzieć jej twarzy, tylko dumnie wyprostowany młody kark, dumnie odrzuconą w tył głowę i kaskadę lśniących, ciemnych włosów spadających jej na ramiona. Marzył, by jej dotknąć, objąć ją.
– Dobranoc, Danino – rzekł ze skruchą i tęsknotą w głosie, a w chwilę później usłyszała, jak zamykają się za nim drzwi. Obejrzała się na nie, szlochając.
Nie mogła uwierzyć w to, co zrobili, w to, co powiedział, najgorsza zaś była myśl, że ona też go kocha. A to przecież żonaty mężczyzna, ona więc nie może dopuścić, żeby zburzył swoje życie, stracił pracę lub dzieci z jej powodu. Za bardzo go kocha, żeby mogła do tego dopuścić. Poza tym ma przecież swoje obowiązki w balecie. Aż nadto dobrze pamięta wszystkie surowe przestrogi udzielane przez Madame. Madame tłumaczyła jej zawsze, że jest inna, że nie potrzebuje mężczyzny, że musi pozostać czysta, że musi żyć dla sztuki i dojrzewać w sztuce, że taniec musi być dla niej rzeczą w życiu najważniejszą, i tak też dotąd było. A teraz nagle rozmowa z Nikołajem uprzytomniła jej, że może być całkiem inaczej. Życie z nim byłoby wiecznym szczęściem, ale przecież nie za cenę wszystkiego, co dla niego ważne. Nie wolno jej do tego dopuścić.
Wiedziała, że powinna wrócić do Petersburga, nie zniosłaby jednak teraz rozstania z nim. Nie mogła nawet myśleć o tym, że nie będzie widywać go codziennie, podobnie jak on nie mógłby się wyrzec widywania jej. Mogli teraz jedynie udawać, że nic między nimi nie zaszło, a nie było to wcale proste. Tak sobie jednak postanowiła. Kiedy weszła do swojego pokoju i zaczęła się rozbierać, kolana pod nią się zatrzęsły. Musiała usiąść; nie była w stanie myśleć o niczym, tylko o dotyku jego warg i o tym, co czuła, kiedy ją całował. Bez względu na swoje do niego uczucia, w głębi serca wiedziała jednak, że nigdy go nie będzie miała. W każdym razie, jeżeli tu pozostanie, będą się mogli widywać. Siedziała, patrząc na swoje odbicie w lustrze, myśląc o nim i zastanawiając się, jak by to mieli robić. Tak czy owak. nie będzie to łatwe.