5

Wieść o ładnej młodej dziewczynie spacerującej bez ochrony po dzielnicy portowej rozeszła się lotem błyskawicy. Mężczyźni zbyt pijaki, żeby utrzymać się prosto na nogach, znaleźli dość sił, żeby nieco otrzeźwieć i zataczając się ruszyli w kierunku młodej kobiety. Cała załogą statku, który zawinął właśnie do portu po trzyletnim rejsie, chwyciła butelki rumu i pobiegła na ulicę gdzie, jak powiedziano marynarzom, czekało specjalnie na nich całe mnóstwo kobiet.

Przerażona, starając się ze wszystkich sił nie okazywać strachu, Regan udawała, że nie zauważa wciąż gęstniejącego tłumu, który się wokół niej gromadził. Niektórzy z mężczyzn, od których zalatywało rybami albo czymś jeszcze gorszym, wykrzywiali usta w bezzębnym grymasie i wyciągali brudne, trzęsące się ręce, żeby dotknąć aksamitnej sukni.

– Nie widziałem jeszcze czegoś takiego – mamrotali.

– Nigdy dotąd nie zabawiałem się z prawdziwą damą.

– Myślisz, że damy robią to inaczej niż dziwki?

Zaczęła iść coraz szybciej, uskakując przed rękami i ciałami, które zagradzały jej drogę. Nie pamiętała już, że ma podążać w stronę lądu. Myślała tylko o ucieczce.

Wydawało się, że mężczyźni drażnią się z nią, tak samo i jak tamtej nocy, kiedy znalazła się w tej okolicy ubrana tylko w koszulę nocną. Zabawa się skończyła, gdy nadeszli młodzi, wyposzczeni, silni marynarze z nowo przybyłego statku. Kiedy spostrzegli, że jest tu tylko jedna kobieta, a nie, jak im powiedziano, pięćdziesiąt, ogarnęła ich wściekłośc. Swoją złość chcieli wyładować na tej jednej, wystraszonej dziewczynie.

No, puśćcie mnie do niej. Nie interesuje mnie jej sukienka. Chcę czegoś więcej – zawołał kpiąco jakiś energiczny młodzieniec. Wyciągnął rękę i chwycił Regan za rękaw.

Materiał rozdarł się po sam dekolt. Ukazała się jedna okrągła, miękka pierś i mężczyźni roześmiali się z uciechy.

Błagam, przestańcie – szeptała dziewczyna, cofając się przed naporem marynarzy. Ale i od tyłu dosięgły ją jakieś dłonie, podniosły spódnicę błądziły po nogach.

Jest nieduża, ale ma wszystko tam, gdzie trzeba. Przestańcie błaznować. Bierzmy ją. Regan nie zdążyła nawet pojąć, co się za chwilę stanie. Gdzieś z dna pamięci dobiegły ją słowa Travisa o mężczyznach, którzy chcieliby z nią zrobić przemocą to, co oni robili razem w łóżku. W tej samej chwili jeden z marynarzy z całej siły ją popchnął tak, że upadła na stojących za nią mężczyzn. Bezskutecznie usiłowała krzyknąć i podnieść się. Mężczyźni, na których leżała, wydobyli się spod niej i trzymali ją teraz mocno, ściskając i obmacując. Nad sobą widziała twarze marynarzy, wykrzywione w dzikim uśmiechu. – Zobaczmy, co jest pod tą śliczną spódniczką.

Ktoś złapał ją za suknię. Regan kopnęła go prosto w twarz, aż odskoczył i upadł. Pozostali mężczyźni przytrzymali jej ramiona nad głową, a kiedy nadal wierzgała, rozciągnęli jej szeroko nogi.

– Mnie nie kopniesz, panienko – zaśmiał się inny marynarz i chwycił za skraj sukni.

W mgnieniu oka znalazł się na niej. Przez chwilę śmiał się widząc jej przerażenie i bezowocne wysiłki, żeby się wyrwać przytrzymującym ją rękom. Naraz podskoczył, jakby coś wyrzuciło go w górę i ze zdziwieniem spojrzał na krwawiące ramię. Zdawało się, że huk wystrzału zabrzmiał dopiero chwilę potem.

Jeszcze dwa strzały przeszyły powietrze nad głowami marynarzy, zanim zorientowali się, że ktoś chce przerwać ich okrutną zabawę.

Regan, wciąż obezwładniona przez swoich prześladowców, najpierw zdała sobie sprawę, że mężczyźni umilkli. Potem poczuła, że przytrzymujące ją dłonie rozluźniły się, więc energicznie wierzgnęła i uwolniła jedną nogę. W następnej chwili stanął nad nią rozwścieczony Travis i zanim pojęła, co się dzieje, zaczął chwytać atakujących ją portowych włóczęgów i marynarzy za karki, ramiona, paski u spodni i za co się tylko dało, i ciskać nimi jak szmacianymi lalkami.

Trzęsąc się z przerażenia leżała bez ruchu, dopóki nie uwolniono jej od ostatniej przytrzymującej ją pary rąk. Zwrócony do niej tyłem Travis stanął nad nią okrakiem. W obu dłoniach miał pistolety.

– Czy ktoś jeszcze chce się zabawić z tą damą?

– zapytał wyzywająco.

Mężczyźni cofali się jak dziki, tchórzliwy motłoch, którym zresztą naprawdę byli. Mruczeli pod nosem, że Travis zepsuł im zabawę, ale żaden nie odważył się otwarcie przeciwstawić groźnie wyglądającemu Amerykaninowi.

Travis zatknął pistolety za pas, odwrócił się i popatrzył z góry na Regan, która ciężko dyszała ze strachu. Szybko zauważył, że większość jej stroju pozostała w całości. Jednym zdecydowanym ruchem schylił się i zarzucił ją sobie na ramię jak worek mąki.

Dziewczyna straciła oddech i zaczęła okładać pięściami plecy Amerykanina.

– Postaw mnie na ziemi! – zażądała.

Travis wymierzył jej silnego klapsa w pośladki, na szczęście chronione przez gruby aksamit, i skinął głową pozostałym dwóm mężczyznom, którzy nadal trzymali gotowe do strzału pistolety wymierzone w zastraszony tłum. Ruszyli do gospody.

Marynarz, którego Regan kopnęła prosto w oko, krzyknął za Travisem, że Jankesi najlepiej wiedzą, jak traktować kobiety, i reszta zgromadzonych ryknęła śmiechem. Wszyscy byli zadowoleni, że nie doszło do walki z tym rozzłoszczonym olbrzymem. Mężczyzna postrzelony w ramię odszedł kulejąc w stronę zabudowań portowych.

Dziewczyna nie odezwała się więcej ani słowem. W niewygodnej, zawstydzającej pozycji podskakiwała na ramieniu wybawcy. Cieszyła się, że długie włosy zasłaniają jej twarz przed wścibskim wzrokiem przechodniów i gości w zajeździe. Kiedy weszli na górę i dotarli do pokoju, była gotowa powiedzieć Travisowi, co myśli o takim traktowaniu i zarzucić mu, że nie jest wiele lepszy od tych łotrów na ulicy.

Jednak odwaga natychmiast ją opuściła, gdy Amerykanin rzucił ją na łóżko z takim rozmachem, że zagłębiła się w gruby puchowy materac, niemal uderzając w podtrzymującą go konstrukcję. Z trudem zaczerpnęła powietrza, odzyskała równowagę, odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała prosto na nieprzytomnego ze wściekłości Travisa.

Nie pozwolił jej dojść do głosu.

– Wiesz, jak cię znalazłem? – wycedził przez zaciśnięte zęby. Ręce wsparł na biodrach a mięsień na policzku pulsował mu nerwowo. – Wynająłem ludzi, żeby obserwowali okolicę i donieśli mi, jeśli gdzieś wybuchnie zamieszanie. Wiedziałem, że kiedyś wreszcie się pokażesz, a wtedy natychmiast rzucą się na ciebie. – Pochylił się nad nią groźnie. – Udało ci się przetrwać dłużej, niż się spodziewałem – warknął. – Co zrobiłaś? Ukryłaś się gdzieś?

Po jej minie poznał, że się nie mylił. W rozpaczy podniósł ręce do nieba i ciężkimi krokami przemierzył pokój.

– Co ja mam z tobą zrobić? Muszę cię trzymać pod kluczem, żeby ochronić cię przed samą sobą. Czy ty w ogóle masz jakieś pojęcie o prawdziwym życiu? Mówiłem ci, co się stanie, jeśli stąd wyjdziesz, ale ty mi nie uwierzyłaś. Wolałaś narazić się na gwałt, a może i śmierć. Kiedy cię znalazłem, uciekałaś przed tłumem mężczyzn, a teraz, z twojej własnej winy, wszystko się powtórzyło. Miałaś nadzieję, że tym razem będzie inaczej?

Jedną ręką przytrzymywała rozdarty gors sukni a drugą gładziła mięsisty aksamit spódnicy. Jej umysł pracował z natężeniem, żeby wyrzucić z pamięci to, co się przed chwilą zdarzyło, zamienić dramatyczne przeżycie w kolejny wytwór wyobraźni.

– Pomyślałam sobie, że skoro jestem ubrana jak dama, nikt… – wyszeptała.

– Co takiego? – ryknął Travis i zrezygnowany opadł na krzesło. – To niewiarygodne, żeby komukolwiek przyszło do głowy coś tak… – Urwał i spojrzał na nią. Była taka drobna, drżała na całym ciele, choć prawdopodobnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Wzdłuż policzka biegł długi ślad po zadrapaniu. Patrząc na nią znowu poczuł, że dziewczyna należy do niego. – Nie mam już żadnych wątpliwości. Jutro wypływasz ze mną do Ameryki.

– Nie! – zawołała odwracając wojowniczo głowę. – To niemożliwe. Muszę zostać w Anglii. Tutaj jest mój dom.

– Chcesz zostać w takim domu, z którego nie możesz wyjść, bo zaraz za progiem przytrafia ci się coś złego? Chcesz, żeby to, co cię dzisiaj spotkało, znowu się powtórzyło?

– To nie jest prawdziwa Anglia – przekonywała go. – Są tu również wspaniali ludzie i miejsca, gdzie rządzi miłość, przyjaźń i…

– I co jeszcze? – przerwał jej twardo. – Pieniądze? Tylko brak pieniędzy różni ten motłoch na ulicy i szlachetnie urodzonych dżentelmenów, których tak podziwiasz, a którzy, jak mi się wydaje, zostawili bez opieki takie niewinne dziecko. Sądzę, że są dokładnie tacy sami, jak ta zgraja, która przed chwilą chciała zedrzeć z ciebie ubranie.

Ogromne łzy napłynęły wolno do oczu Regan. Podniosła głowę i Travis spostrzegł jej smutek. Potrzebowała marzeń, musiała wierzyć w miłość i piękno, zachować coś, co wynagrodziłoby pustkę jej życia.

Amerykanin nie odgadł myśli, które przebiegały przez głowę dziewczyny, ale rozumiał jej cierpienie. Widok łez sprawił, że zmiękł. Natychmiast usiadł obok na posłaniu i otoczył ją ramionami, starając się odegnać od niej dręczące, bolesne wspomnienia.

– Spodoba ci się w Ameryce – zapewnił cicho, gładząc ją po włosach. – Ludzie są dobrzy i uczciwi, polubią cię. Przedstawię cię połowie Wirginii i zanim się spostrzeżesz, będziesz miała więcej przyjaciół, niż się spodziewasz.

– Przyjaciół? – wyszeptała i przytuliła się do niego. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo przygnębiło ją zajście na portowej ulicy. Wciąż czuła na sobie natarczywe, brutalne ręce.

– Nie wyobrażasz sobie nawet, ilu tam jest wspaniałych ludzi. Mam młodszego brata, Wes-leya. Na pewno przypadniesz mu do gustu. Oczywiście, są tam jeszcze Clay i Nicole. Nicole pochodzi z Francji i potrafi trajkotać po francusku jak katarynka.

– Czy jest ładna? – chlipnęła Regan.

– Prawie tak ładna jak ty – uśmiechnął się głaszcząc ją po czuprynie. – Kiedy wyjeżdżałem, zanosiło się, że wkrótce urodzi. Dziecko ma teraz pewnie kilka miesięcy. Poza tym, Nicole wychowuje już bliźnięta.

– Bliźnięta?

Travis roześmiał się, odsunął ja na wyciągnięcie ręki i starł z jej oczu łzy.

– Nie rozumiesz, że zabieram cię do Ameryki nie dlatego, że lubię porywać małe dziewczynki, czy po to żeby cię ukarać, ale ponieważ nie mam wyboru. Co innego mógłbym z tobą zrobić?

Travis swoim zwyczajem nazywał rzeczy po imieniu, ale te dosadne słowa, którymi chciał uspokoić dziewczynę, wywołały przeciwny efekt. Jej wuj i Farrell również twierdzili, że znoszą jej obecność, ponieważ nie mają innego wyboru. Znużyło ją bycie dla wszystkich ciężarem.

– Puść mnie! – zażądała i odepchnęła go.

– A teraz, o co chodzi, do diabła? Odwróciła głowę i ugryzła spoczywającą na jej ramieniu dłoń. Travis popchnął ją na materac i potarł rękę.

– W ogóle cię nie rozumiem. Nie dłużej niż przed godziną ocaliłem ci życie, a teraz tłumaczę tak delikatnie, jak tylko potrafię, że chcę dla ciebie jak najlepiej, a ty się na mnie wściekasz. Nic z tego nie pojmuję.

– Ty miałbyś mnie zrozumieć! – krzyknęła stłumionym głosem. Jej oczy miotały błyskawice. -Nie musiałabym uciekać, gdybyś mnie tu nie więził, i nie potrzebowałabym ratunku, gdybyś ty nie zjawił się w moim życiu. Można powiedzieć, że uratowałeś mnie przed sobą i dla siebie samego.

Travis zaniemówił ze zdziwienia i przez chwilę spoglądał na nią z otwartymi ustami.

– Czy twój umysł zawsze pracuje tak pokrętnie? Często zdarza ci się zbaczać z wybranej drogi we wszystkie możliwe strony, zanim dotrzesz do obranego celu?

– Zdaje się, że na swój amerykański sposób chcesz ukryć, że brakuje ci logiki. Fakt pozostaje faktem. Więzisz mnie tutaj, a ja żądam, żebyś mnie uwolnił – odparła bez wahania, splatając ramiona na piersiach i dumnie unosząc głowę.

Gniew Travisa szybko przeszedł w rozbawienie, które z całej siły starał się ukryć. Nie miał pojęcia, jak Regan pojmuje słowo „logika", ale z pewnością nie znała jego prawdziwego znaczenia. Zastanowił się, czy nie wytłumaczyć jej jeszcze raz, co by się stało, gdyby ją wypuścił, ale ponieważ napadnięto ją już dwa razy, a na niej nie wywarło to żadnego wrażenia, doszedł do wniosku, że nie warto na darmo strzępić języka. Nie miał też ocho ty ponownie roztaczać przed nią wspaniałego obrazu Ameryki. Najlepiej będzie, jeśli sama się przekona, jak tam jest. Zastanawiał się też, czy nie otworzyć drzwi i nie pozwolić jej na jeszcze jedną samodzielną wyprawę do dzielnicy portowej. Mógł też zamówić dla niej powóz, żeby ją zabrał, gdziekolwiek sobie zażyczy.

Na tę ostatnią myśl coś w nim drgnęło. Gdyby ją odesłał, być może nigdy już by jej nie zobaczył, tej małej kotki o błyszczących oczach, która spoglądała na świat przez różową mgiełkę marzeń. Zasmuciła go perspektywa długiej morskiej podróży bez jej uroczego towarzystwa.

– Jedziesz ze mną do Ameryki – oświadczył stanowczo i przesunął dłonią po jej nagim ramieniu. Nękało go poczucie winy, że uwiódł tę niewinną dziewczynę, dlatego ostatnie dwie noce spędził bez niej, ale teraz, po całym dniu desperackich poszukiwań i lęku, że ją utracił, podniecający widok nagiego ramienia i na wpół obnażonej piersi sprawił, że Travis nie myślał rozsądnie.

– Nie dotykaj mnie – nakazała wyniośle.

– Możemy się spierać o… logikę – przy tym słowie uśmiechnął się – ale w jednej dziedzinie zgadzamy się całkowicie.

Regan naprawdę starała się nie zwracać uwagi na bliskość Travisa, ale dotyk jego ręki – dużej, ciepłej, zmysłowej dłoni sunącej po jej szyi – nie pozostawiał jej obojętnej. Chciała udawać, że to, co się stało, nie wywarło na niej żadnego wrażenia, pragnęła, żeby myślał, że jest odważna i śmiała, ale w rzeczywistości miała ochotę wspiąć się mu na kolana i zwinąć w kłębek albo wsunąć się do jego kieszeni. Nigdy w życiu nie cieszyła się tak z czyjegoś widoku, jak wtedy, gdy stał nad nią z wyciągniętymi pistoletami

Odwróciła głowę, a on gładził ją palcami po szyi. Kiedy dotknął jej drugą ręką, zamknęła oczy.

– Jesteś zmęczona, kochanie, prawda? – wyszeptał, gładząc ją coraz mocniej. – Masz zesztywniałe mięśnie?

Ledwo zauważalnie skinęła głową. Jej ciało zaczęło się rozluźniać. Nie wiedziała, co on jej robi, czuła tylko, że w jakiś magiczny sposób zaczyna topnieć jak bryłka lodu. Oddała się we władanie Travisa, nawet nie zauważając, kiedy zdjął z niej suknię i ułożył nagą na łóżku twarzą w dół. Miękkie, niskie brzmienie jego głosu zwiększało jeszcze przyjemność, jakiej nigdy przedtem nie zaznała.

– Kiedy byłem chłopcem, zaciągnąłem się na trzy lata na statek wielorybniczy – opowiadał. – Okropne doświadczenie, ale przynajmniej, kiedy zawijaliśmy do portów, działy się ciekawe rzeczy. Tego nauczyłem się w Chinach.

Gdziekolwiek się tego nauczył, Regan cieszyła się, że posiadł taką umiejętność. Naciskał rękami jej ciało, czasami aż do bólu, ale szybko przekonała się, że jeśli się odpręży, ból ustaje. Palce biegły wzdłuż kręgosłupa, usuwając sztywność spowodowaną wielogodzinnym kucaniem w ciemnej uliczce. Zdrętwiałe uda i łydki rozluźniły się. Kiedy zaczął masować jej stopy, coraz to nowe części ciała powracały do życia i zapadały głębiej w miękki materac. Nie wiedziała nawet, że ma tak naprężone ramiona, ale ręce Travisa usuwały napięcie ze stwardniałych mięśni, aż znowu stawały się wiotkie.

Regan była zbyt senna, żeby się poruszyć, więc odwrócił ją na plecy jak szmacianą laleczkę i zaczął masować przód jej ciała. Począwszy od stóp, gładził, uderzał, muskał, naciskał i pieścił każdy centymetr skóry. Kiedy dotarł do twarzy i kciukami delikatnie ugniatał mięśnie policzków, Regan była półprzytomna.

Odprężona, nie zdawała sobie sprawy, jak zmysłowy jest ten masaż. Dotyk mocnych rąk Travisa i spojrzenie, ogarniające jej nagie ciało, obudziły w niej namiętność. Czuła się jak wielka kotka, wyciągnięta na słońcu. Wszystkie mięśnie się uspokoiły i oczekiwały kolejnych doznań.

Gdy dłonie Travisa znowu spoczęły na jej udach, wydawało się to najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem. Słodki, przebiegły uśmieszek rozciągnął jej usta. Nie otwierała oczu. Rozum ustąpił miejsca zmysłom. Chociaż palce Amerykanina naciskały teraz jej ciało niewiele mocniej, Regan wyczuła, że i w nim budzi się pożądanie.

– Kochana – wyszeptał ochryple, oddychając coraz głębiej.

Nie dotykał jej ustami ani żadną inną częścią ciała oprócz dłoni – wspaniałych, wielkich i mocnych, które tak niedawno podnosiły z ziemi i wyrzucały w powietrze dorosłych mężczyzn, jakby ważyli nie więcej niż piórko. Szerokie, stwardniałe palce były giętkie, zręczne i niewypowiedzianie zmysłowe, kiedy ponownie badały każdy zakątek jej ciała.

Regan miała wrażenie, że z głębi jej ciała wydobywa się pomruk, jakby ktoś uruchomił jakiś pierwotny mechanizm. Wyginając się lekko i rytmicznie, poddała się Travisowi.

– Błagam – wyszeptała. Przesuwała rękami po jego ramionach i obwodziła palcami kontury mięśni. – Proszę.

Amerykanin natychmiast jej usłuchał. Sam był u kresu wytrzymałości. Jej zmysłowe miłosne ruchy i piękno smukłego, młodego ciała fascynowały go. Wszedł w nią wolno, jak najwolniej, żeby nie uronić żadnego momentu tej nieziemskiej chwili.

Regan poznała już nieco zmysłową miłość i wie działa, że nie należy się śpieszyć. Podążała za ruchami Travisa, jakby byli dwoma ciałami niebieskimi, złączonymi w jedność, która przetrwa do końca świata. Nie potrafiła jednak wstrzymywać się zbyt długo i po chwili zaczęła coraz szybciej chwytać oddech i wbijać palce w ciało Travisa. W jednej sekundzie uleciała gdzieś łagodność, ustępując miejsca dzikiemu szałowi dwóch równie nienasyconych, zachłannych ciał.

Kiedy namiętność sięgnęła szczytu, Regan głośno krzyknęła, a do jej oczu napłynęły łzy, tak gwałtowne było spełnienie.

Przez kilka minut leżała bez ruchu, unosząc się w morzu nicości, nasycona, szczęśliwa, odprężona i wyciszona.

Travis wolno zsunął się z niej, wsparł głowę na ramieniu i spojrzał na dziewczynę. Miał ciemnobrązowe oczy. Dopiero teraz zauważyła, jak gęste są jego rzęsy.

Zastanawiała się, kim on jest. Kim jest człowiek, który potrafi sprawić, że jej ciało śpiewa w rytm jakiejś niebiańskiej muzyki. Uwięził ją, ale również otoczył opieką, zachowywał się tak, jakby mu na niej zależało, a nawet kilkakrotnie wydawał się zawstydzony tym, że odebrał jej wolność. Któż inny mógł być jednocześnie tak delikatny i tak silny?

Spoglądała na niego uważnie i myślała, że tak mało o nim wie. Jakie myśli przebiegały mu przez głowę? Kogo kochał i kto jego kochał? Dotknęła jego twarzy i wodziła palcami wzdłuż policzka. Czy ten człowiek, który uważał, że do niego należy cały świat, potrafi kogokolwiek kochać? Czy zwykła kobieta umiałaby zrobić z niego niewolnika, wziąć jego mocne, bijące serce w małe dłonie?

Przyłożyła rękę do jego nagiej piersi i wyczuła bicie serca. Zanurzyła palce we włosach porastających jego tors i nagle, wiedziona niespodziewanym impulsem, mocno pociągnęła.

– Przestań, ty mała psotnico! – huknął i zaraz ucałował jej palce. – Powinnaś okazać mi więcej wdzięczności po tym, jak dzięki mnie piszczałaś z rozkoszy.

– Miałabym być wdzięczna? – prychnęła tłumiąc uśmiech. – Od kiedy to niewolnik jest wdzięczny swojemu panu?

Travis nie dał się wciągnąć w sprzeczkę, jęknął tylko niecierpliwie i przytulił ją do siebie. Nie zwracał uwagi, że musiała się wygiąć w bardzo niewygodny sposób.

Chciała zaprotestować i oświadczyć, że nie potrafi zasnąć spleciona z nim tak dziwacznie, ale zanim jeszcze otworzyła usta, jej niezadowolenie zniknęło. Czując się jak pęd winorośli wijący się wokół wielkiego dębu, rozluźniona i spokojna, zapadła w głęboki sen.

Загрузка...