8

Rankiem nie mogła spojrzeć Travisowi w oczy. Spoglądał na nią z takim zadowoleniem i pewnością siebie, że miała ochotę rzucić w niego nożem. Pewnie mu się zdawało, że wie o niej wszystko, że ma nad nią całkowitą władzę i wystarczy, że skinie palcem, a ona już mu ulegnie.

Pragnęła zetrzeć tę minę z jego twarzy i udowodnić mu, że się myli, uważając ją za swoją własność.

Podczas śniadania energicznie zapukała do drzwi Sara Trumbull.

– Och! Przepraszam – zmieszała się. – Zwykle o tej porze już was tu nie ma.

– Poczęstuj się, Saro – zachęcił Travis. Uśmiechnął się zadowolony i spojrzał na Regan, jakby doskonale wiedział, dlaczego unika jego wzroku.

Jednak Sarę bardziej interesował podarty strzęp muślinu, który wczoraj był tak niedawno przez nią uszytą sukienką. Parsknęła śmiechem i popatrzyła na Travisa z żartobliwą przyganą.

– Jeśli nadal tak będziesz traktował moje dzieła, to chyba w ogóle przestanę szyć.

Amerykanin przeczesał dłonią włosy i zerknął na odwróconą twarz Regan.

– Spróbuję się opanować. Teraz muszę już iść. Wzywają mnie obowiązki na pokładzie. Kapitanowi brakuje rąk do pracy. Niestety – wyszczerzył radośnie zęby – zostało mi chyba niewiele siły. Pocałował chłodny policzek Regan i wyszedł z kabiny.

Sara wpatrzyła się tęsknie w zamknięte drzwi i westchnęła z siłą huraganu.

Szkoda, że nie ma więcej takich mężczyzn na świecie. Wtedy, być może, dałabym się namówić na małżeństwo.

Gdyby Regan znała jakieś brzydkie słowa, z pewnością by ich użyła.

Nie masz nic do roboty? – warknęła. Ton dziewczyny nie zbił Sary z tropu. Ja też bym była zazdrosna, gdyby on należał do mnie.

On nie…! – zaczęła Regan, ale przerwała w pół zdania. – Travis Stanford nie należy do nikogo dokończyła i zaczęła zbierać naczynia ze stołu i układać je na tacy.

Szwaczka postanowiła zmienić temat.

– Czy znasz tego człowieka, który mieszka w kabinie naprzeciw?

– Davida Wainwrighta? Spotkaliśmy się raz, to wszystko. Czy coś mu się stało?

– Nie wiem, ale od dwóch dni siedzę w waszej kabinie i szyję, a nigdy go nie słyszałam. Pomyślałam sobie, że pomaga chorym mężczyznom.

Regan zmarszczyła brew i postanowiła sprawdzić, co się dzieje. Przeprosiła Sarę i wyszła z pokoju. Chociaż od kilku dni pracowała w cuchnących pomieszczeniach, odór, który uderzył ją w nozdrza, kiedy otworzyła drzwi kabiny Davida, niemal ściął ją z nóg. Wewnątrz panował gęsty mrok, więc zatrzymała się w progu szukając wzrokiem Wainwrighta.

W końcu znalazła go skulonego pod oknem. Jego ciałem wstrząsały dreszcze. Z daleka wyglądał jak sterta brudnych gałganów. Podeszła do niego i od razu spostrzegła, że ma gorączkę. Oczy błyszczały mu niepokojąco i coś nieskładnie majaczył.

Odwróciła się słysząc jakiś hałas przy drzwiach i zobaczyła Sarę. Kobieta spoglądała na kabinę przerażona.

– Jak można mieszkać w takich warunkach?

– Powiedz Travisowi, żeby przysłał tu gorącą wodę – poprosiła stanowczo. – Przekaż mu, że ma być jej dużo. Potrzebuję też ścierki i mydła.

– Oczywiście – odparła cicho Sara. Nie zazdrościła Regan czekającego ją zadania.

Słońce wpadało przez okienko w kabinie Davida i oświetlało włosy Regan, wydobywając z nich złote pasma. Promienie migotały na jej miękkiej, pachnącej sukni z muślinu, naszywanej małymi, złotymi różyczkami. Dziewczyna siedziała trzymając w dłoniach książkę i czytała głosem tak łagodnym i pięknym, jak obraz, który sobą przedstawiała. David spoczywał na ławeczce pod oknem, wsparty na czystych poduszkach, z ręką na temblaku. Śnieżnobiałą koszulę miał rozpiętą na piersi. Upłynął już miesiąc od czasu, kiedy Regan znalazła go chorego w kabinie. Przy pierwszym kołysaniu statku dostał choroby morskiej i zszedł pod pokład. Kilka godzin później spad! z łóżka tak nieszczęśliwie, że złamał rękę. Dręczony bólem i mdłościami, osłabiony i bezradny, nie był w stanie zawołać o pomoc. Usiłował wrócić do łóżka, ale znowu upadł i z bólu stracił przytomność. Gdy Regan go znalazła, nie wiedział, co się z nim dzieje. Jeszcze długo po złożeniu złamanej kości nikt nie był pewien, czy David przeżyje. Przez cały ten czas Regan nie odchodziła od jego boku Wyszorowała brudną kabinę, umyła Davida siedziała przy nim, namawiała, żeby przełknął, choć łyk rosołu z solonej wołowiny i siłą woli podtrzymywała go na duchu. Nie był łatwym pacjentem. Wmówił sobie, że na pewno umrze i już nigdy nie zobaczy Anglii, a Ameryka i Amerykanie będą odpowiedzialni za jego śmierć. Godzinami opowiadał dziewczynie, że ma złe przeczucia i na tym świecie zostało mu już tylko kilka dni.

Regan była zadowolona, że znalazła doskonałą wymówkę, aby unikać przytłaczającego towarzystwa Travisa. Chociaż raz w życiu czuła się komuś potrzebna i doceniana.

Proszę, Regan – odezwał się David rozdrażnionym ciosem. – Przestań czytać. Wolałbym, żebyś ze mną porozmawiała. – Ze zbolałą miną poruszył złamanym ramieniem.

O czym chciałbyś rozmawiać? Wyczerpaliśmy już chyba wszystkie tematy.

Wszystkie tematy dotyczące mnie. Ja wciąż o tobie nic nie wiem. Kim byli twoi rodzice? W której części Liverpoolu mieszkałaś? Jak poznałaś tego Amerykanina?

Dziewczyna odłożyła książkę i wstała. Chodźmy na spacer po pokładzie. Dzisiaj jest taki piękny dzień. Obojgu nam przyda się trochę świeżego powietrza.

David uśmiechnął się lekko, postawił stopy na podłodze i cierpliwie zaczekał, aż Regan pomoże mu wstać.

Moja tajemnicza pani – rzekł rozmarzonym głosem, który zdradzał, że skrytość dziewczyny bardzo mu się podoba.

Podczas spaceru Regan podtrzymywała Davida w pasie, a on obejmował jej ramiona. Pierwszą osobą, którą spotkali, był Travis. Kontrast między tymi dwoma mężczyznami rzucił się dziewczynie w oczy. Anglik był szczupły, jasnowłosy i nieskazitelnie czysto odziany. Ubranie muskularnego Amerykanina pachniało męskim potem i morskim powietrzem.

– Wyszliście się przewietrzyć? – zapytał Travis uprzejmie, ale jednocześnie uniósł brew i kpiąco uśmiechnął się do Regan.

David sztywno, niemal opryskliwie, skinął głową i pociągnął Regan naprzód.

– Jak mogłaś wyjść za kogoś takiego? – zapytał, kiedy zostali sami. – Jesteś najdelikatniejszą, najczulszą kobietą pod słońcem. Kiedy myślę, że musisz znosić umizgi tego gruboskórnego, przerośniętego dzikusa zza oceanu, natychmiast znowu czuję się chory.

– Wcale nie jest gruboskórny! – odparła szybko. – Travis jest…

– Jaki? – zapytał cierpliwie.

Nie znalazła odpowiedzi na to pytanie. Odsunęła się od Davida, wsparła o burtę i patrzyła na wodę. Zadała sobie pytanie, co Travis dla niej znaczy. Nocami sprawiał, że krzyczała z rozkoszy. Wieczorem zawsze przygotowywał dla niej wannę z gorącą wodą. To świadczyło, że jest dobrym człowiekiem. Nie mogła jednak zapomnieć, że uczynił z niej swojego więźnia.

– Regan – odezwał się David. – Nie odpowiedziałaś na pytanie. Dobrze się czujesz? Może jesteś zmęczona? Wiem, że opieka nade mną to nie zabawa. Czy nie wolałabyś…

– Nie – uśmiechnęła się słysząc znajomy żałosny ton. – Wiesz, że lubię twoje towarzystwo. Usiądziemy na chwilę?

Przez całe spędzone z Davidem popołudnie nie potrafiła skupić uwagi na tym, co mówił jej towarzysz. Cały czas obserwowała Travisa, jak zręcznie wspinał się po takielunku wzdłuż masztu i zwijał grube ciężkie liny w równe zwoje. Kilka razy zatrzymywał się i mrugał do niej, zawsze świadom tego, że się mu przygląda.

Tego wieczoru, pierwszy raz od wielu tygodni, wróciła do sypialni przed Travisem. Kiedy wszedł, i warz mu się rozpromieniła, a oczy rozbłysły szczęściem.

Regan miała wrażenie, że przez kilkanaście ostatnich dni wyprzystojniał, twarz miał ogorzałą od słońca a mięśnie jeszcze twardsze niż przedtem.

Miło jest cię zobaczyć po dniu ciężkiej pracy. Dostanę całusa na powitanie, czy dałaś już wszystkie młodemu Wainwrightowi?

Radość Regan przygasła.

– Czy mam bez słowa znieść taką obelgę? To, że zmusiłeś mnie do nieprzyzwoitego związku, nie oznacza, że inny mężczyzna może zrobić to samo, czy nawet próbować do czegoś mnie nakłonić.

Travis odwrócił się, zdjął koszulę i zaczął się myć.

– Przyjemnie mieć świadomość, że ten szczeniak nie próbuje odebrać mi mojej własności. To nie znaczy, że się go obawiam, ale wolę mieć pewność.

– Trudno z tobą wytrzymać! Nie jestem twoją własnością!

Amerykanin roześmiał się z pewną siebie miną.

– Czy mam ci udowodnić, że jesteś moja?

– Nie należę do ciebie – odparła cofając się – Sama umiem o siebie zadbać.

– Mmm – uśmiechnął się i podszedł bliżej. Zmysłowo przesunął palcem wzdłuż jej ramienia i kiedy odwróciła wzrok, zmrużył powieki. – Czy ten chłopak potrafi jednym palcem przyprawić cię o dreszcze?

Odskoczyła od niego.

_. David to dżentelmen. Rozmawiamy o muzyce, książkach, o rzeczach, które tobie są zupełnie obce. Jego ród jest jednym z najstarszych w Anglii. Odpowiada mi jego towarzystwo. – Wyprostowała się – Nie pozwolę, żeby twoja zazdrość zniszczyła nasza przyjaźń.

– Zazdrość! – Travis wybuchnął śmiechem. – Je-śli miałbym być o kogoś zazdrosny, to z pewnością nie o takiego mazgaja. – Twarz mu spoważniała. – Jednak wydaje mi się, że ten chłopak poważnie się w tobie zadurzył. Powinnaś rzadziej się z nim spotykać.

Co takiego? – wybuchnęła. – Czy jest jakaś dziedzina mojego życia, której byś się nie starał kontrolować? – Uspokoiła się. -Jestem wolną kobieta i kiedy dotrę do Ameryki, zrobię użytek z tej wolności. Jestem pewna, że David jest typem mężczyzny, który chciałby się ożenić, a nie uczynić z kobiety… niewolnicę, Travis łagodnie położył jej rękę na ramieniu. Czy naprawdę chciałabyś zamienić mnie na chłopca i złotą obrączkę? Schylił się, żeby ją pocałować, ale się odsunęła. – Być może miałabym ochotę spróbować – wyszeptała. – Przecież są różni mężczyźni. Jeśli David by mnie kochał, niewykluczone, że w małżeńskim łożu też byłoby nam dobrze. Travis potrząsnął nią brutalnie. – Jeśli ten chłopak cię dotknie, połamię mu wszystkie kości, a ty będziesz musiała na to patrzeć. – Popchnął ją szorstko i trzasnąwszy drzwiami wypadł z kabiny.

Tę noc Regan spędziła sama. Nie chciała przyznać sama przed sobą, jak bardzo brakuje jej Travisa, jak samotna czuje się bez uścisku jego ramion. Całą noc rzucała się w pościeli, próbując stłumić płacz i odegnać lęk.

Rano miała sińce pod oczami i pierwszy raz Sara nie zadawała jej żadnych pytań. Obie siedziały w milczeniu, zajęte szyciem. O zachodzie słońca David zapukał do drzwi i zapytał, czy Regan nie wybrałaby się z nim na spacer.

Na pokładzie jej wzrok wciąż natrafiał na Travisa, ale on zachowywał się tak, jakby jej w ogóle nie dostrzegał.

Bardzo ją rozzłościła taka arogancja, więc całą uwagę zwróciła na Davida, który narzekał na dłużącą się podróż i jedzenie na statku. Nagle, widząc, że jej mina ze znudzonej zmieniła się w pełną uwielbienia, przerwał i spojrzał na nią z uwagą-

– Wyglądasz dzisiaj wyjątkowo pięknie – wyszeptał. – W słońcu twoje włosy stają się rudozłote.

Właśnie w tym momencie przechodził obok nich Travis, niosąc na ramieniu wielki zwój płótna.

– Ach, dziękuję, Davidzie – odparła o wiele głośniej, niż było potrzeba. – Twoje komplementy sprawiają, że każda kobieta czuje się jak królowa. Nie pamiętam już, kiedy słyszałam coś równie miłego.

Nawet, jeśli Travis słyszał jej słowa, nie dał nic po sobie poznać i równym krokiem poszedł dalej.

Spędziła następną samotną noc. Bardzo chciała pokazać Travisowi, że jego nieobecność nie ma dla niej żadnego znaczenia. Pragnęła udowodnić, że potrafi być samodzielna. Z każdym dniem coraz bardziej otwarcie flirtowała z Davidem, i to zawsze wtedy, gdy Travis był w pobliżu.

Trzeciego wieczoru Anglik odprowadził ją pod drzwi, ale zamiast pożegnać ją serdecznie jak zwykle, chwycił ją w ramiona i mocno przyciągnął do siebie.

– Regan – wyszeptał z ustami przy jej uchu. – Na pewno wiesz, że cię kocham. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, a jednak każdej nocy leżę samotnie w kabinie, podczas gdy ten zwierz ma prawo cię dotykać. Regan, najdroższa, powiedz, że czujesz do mnie to samo.

Zaskoczona dziewczyna stwierdziła, że jego pocałunki i uściski wydają się jej odrażające. Odpychała jego ręce, starając się uwolnić z objęć.

– Jestem mężatką – wyszeptała bez tchu.

– Poślubioną mężczyźnie, który nie jest godny całować skraju twojej sukni. Utrzymamy naszą miłość w tajemnicy do czasu zawinięcia do portu, a potem unieważnimy twoje małżeństwo. Nie możesz spędzić całego życia z tym ubogim marynarzem. Pójdź ze mną, a wybuduję dla ciebie dom, jakiego ten zacofany kraj nigdy jeszcze nie widział.

– Davidzie! – zawołała, odpychając go coraz silniej. – W tej chwili mnie puść!

– Nie, moja ukochana. Jeśli nie masz odwagi, żeby go opuścić, ja sam powiem mu o wszystkim.

– Nie! Błagam, nie! – Nagle zdała sobie sprawę, że Travis miał rację. Nie pragnęła Davida. Przez ostatnich kilka dni wykorzystywała go tylko po to, by wzbudzić zazdrość Amerykanina.

David zwrócił jej twarz ku sobie i zasypał gorącymi, wilgotnymi pocałunkami, od których zrobiło się jej duszno. Skręcała ciało, żeby wywinąć się z jego uścisku.

Niespodziewanie David rozluźnił uścisk i zaraz potem jakaś siła odrzuciła go w bok. Dziewczyna dostrzegła przerażona, że pięść Travisa ląduje na twarzy Anglika i szczupły chłopak z rozpędem uderza o ścianę. Nieprzytomny, osunął się na podłogę, a Travis znowu uniósł pięść.

Regan podskoczyła, chwyciła go za rękę i mocno przytrzymała, chociaż jej stopy nie dotykały ziemi.

Nie! – krzyknęła. – Zabijesz go! Twarz Travisa nie przypominała teraz jego zwykłego oblicza. Ciemne oczy płonęły z furii, usta wykrzywiał gniew. Wystraszona odstąpiła o krok.

Dostałaś to, czego pragnęłaś – warknął marsząc gęste brwi w złowrogim grymasie. Nic więcej nie mówiąc, odwrócił się i wybiegł na pokład.

Roztrzęsiona dziewczyna spojrzała na Davida, który zaczynał okazywać oznaki życia. Z nosa ciekła mu krew. W pierwszym odruchu chciała mu pomóc, ale kiedy zobaczyła, że chłopak wstaje i upewniła się, że nic mu nie jest, uciekła do swojej kabiny. Wewnątrz oparła się plecami o drzwi. Serce tłukło jej w piersi a po policzkach spływały łzy. Travis miał rację! Wykorzystała Davida, igrała z jego uczuciami, niemal obiecała coś, czego nigdy nie zamierzała mu dać, a wszystko po to, żeby wzbudzić zazdrość Amerykanina. Ale przecież Travis nie znał tego uczucia. W jego oczach była tylko przedmiotem, który należał do niego.

Rzuciła się na łóżko i wybuchnęła rzewnym, szczerym płaczem. Zalewając się łzami zasnęła.

Wiele godzin później obudziła się z ciężką głowa i spuchniętymi oczyma. Statkiem gwałtownie wstrząsało. Leżała cicho, próbując zrozumieć, co się dzieje, kiedy nagły przechył wyrzucił ją z łóżka na twardą podłogę. Leżała oszołomiona. Wtem drzwi się otworzyły, odrzucone aż na ścianę kolejnym przechyłem statku.

W progu stanął Travis z mokrymi włosami w nieładzie, ubrany w nieprzemakalny płaszcz. Podszedł do niej na szeroko rozstawionych nogach, poruszając się w rytm kołysania. Nachylił się i podniósł ją z podłogi.

– Nic ci się nie stało? – zawołał i dopiero w tej chwili dziewczyna zorientowała się, że wokół panuje straszliwy hałas.

– Co się dzieje? Czy my toniemy? – Przytuliła się do niego szczęśliwa, że znowu go dotyka.

– To tylko burza – krzyknął jej do ucha. – Nic nie powinno nam grozić, bo przygotowywaliśmy się do niej od kilku dni. Chcę, żebyś tu została. Rozumiesz? Niech ci czasem nie strzeli do głowy wychodzić na pokład albo odwiedzać innych pasażerów. Czy wyrażam się jasno?

Potaknęła, trzymając głowę na jego ramieniu. Przytuliła się mocniej i pomyślała, że być może, dlatego przez ostatnie dni nie wracał na noc, że brał udział w przygotowaniach do sztormu.

Położył ją na łóżku, spojrzał na nią nieprzeniknionym wzrokiem i pocałował władczo i szorstko. – Zostań tu – powtórzył i dotknął kącika jej napuchniętych, zaczerwienionych oczu.

Z tymi słowami wyszedł i Regan została sama w ciemnej kabinie. Dopiero teraz w pełni sobie uświadomiła, jak gwałtownie kołysze się statek. Żeby nie wypaść z łóżka, z całej siły chwyciła brzegi materaca. Spod drzwi sączyła się woda i zalewała podłogę sypialni.

Regan z trudem utrzymywała równowagę i myślała o tym, co się dzieje na pokładzie. Jeśli woda wdziera się do jej kabiny, to z pewnością przelewa się przez burty. Jej wyobraźnia, zawsze rozbudzona, podsuwała jej straszliwe sceny. Kiedy była jeszcze dzieckiem, pomywaczka z Weston Manor dostała list z wiadomością, że jej mąż został w czasie sztormu zmyty przez fale z pokładu. Po pewnym czasie zjawił się jego przyjaciel, który opowiedział tę tragiczną historię. Cała służba wraz Regan zgromadziła się wokół marynarza i wysłuchała wszystkich ponurych szczegółów.

Stara opowieść nabrała teraz żywych barw, ponieważ nad głową dziewczyny przewalały się fale jak wysokie jak domy i takie silne, że mogły zabrać do morza i tuzin mężczyzn.

A Travis był na pokładzie!

Ta myśl huczała jej w głowie. Oczywiście, jemu się wydaje, że nic złego nie może go spotkać. Myśli pewnie, że nawet ocean posłucha jego rozkazów. A w dodatku nie jest prawdziwym marynarzem. To zwykły farmer, który jako chłopak pływał na statku wielorybniczym, a teraz musiał pracą płacić za rejs.

Szczególnie gwałtowny przechył znowu wyrzucił Regan z łóżka. Podnosząc się z wysiłkiem, myślała tylko o Travisie. Może właśnie ta fala zmiotła go z pokładu.

Przerażona spojrzała w górę, kiedy usłyszała trzask pękającego drewna. Statek rozlatywał się na kawałki! Uczepiwszy się dwiema rękami skraju łóżka zdołała wstać i ruszyła w długą drogę do kufra, który na szczęście przykręcono śrubami do podłogi. Najpierw trzeba znaleźć pelerynę, a potem jakoś dostać się na pokład. Ktoś musi obronić Travisa przed nim samym, namówić go, żeby wrócił do względnie bezpiecznej kabiny, a jeśli się nie zgodzi, czuwać nad nim. Jeśli fala zmyje go za burtę, Regan rzuci mu linę.

Загрузка...