7

Statek wypłynął z portu wraz z odpływem. Regan, zbyt podniecona, żeby jeść, i zbyt zaciekawiona, żeby opuścić pokład choćby na chwilę, nie spostrzegła, że David pobladł na twarzy i nerwowo przełykał ślinę. Kiedy przeprosił ją i odszedł, dziewczyna uśmiechnęła się i została sama. Hałaśliwe mewy latały nad jej głową a marynarze stawiali żagle. Kołysanie statku wciąż jej przypominało, że właśnie wyruszyła w podróż, która oznacza początek nowego życia.

– Chyba jesteś szczęśliwa – odezwał się cicho Travis, stając obok niej.

Nie zauważyła, kiedy wszedł na górę.

– O, tak. Jestem szczęśliwa. Co ci ludzie robią? Dokąd prowadzą te schody? Gdzie jest reszta pasażerów? Czy ich kabiny wyglądają tak samo jak nasza, czy każda jest pomalowana na inny kolor?

Travis uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął jej opowiadać o statku. Był to bryg wyposażony w dwadzieścia cztery działa, konieczne dla obrony przed piratami. Inni pasażerowie mieszkali na dolnym pokładzie, w śródokręciu. Wolał nie wspominać, że pomieszczenia, w których przebywają, są duszne i zatłoczone, a w dodatku bardzo rzadko wolno im wychodzić na otwartą przestrzeń. Tylko ich dwoje i David Wainwright mogli poruszać się po statku swobodnie.

Wytłumaczył jej, dlaczego niemal wszystkie statki maluje się teraz farbą w kolorze ochry. Przed wojną, która dała Ameryce niepodległość, kadłuby wszystkich jednostek morskich nasączano olejem lnianym. Kolejne jego warstwy sprawiały, że drewno stawało się coraz ciemniejsze. Podczas bitew dowódcy angielscy najchętniej atakowali najciemniejsze, a więc i najstarsze, okręty przeciwnika. Działo się tak do czasu, aż zdecydowano pomalować wszystkie statki na żółtobrązowo, żeby wyglądały jak nowe.

Travis wskazał jej części pokładu wymalowane na czerwono i dodał, że większość pomieszczeń wewnętrznych, szczególnie tych wokół dział, maluje się na ten kolor, żeby przyzwyczaić do niego załogę i w ten sposób uniknąć wybuchu paniki podczas krwawych bitew.

– Gdzie się tego wszystkiego dowiedziałeś? – zapytała ciekawie dziewczyna.

– Kiedyś opowiem ci o moim rejsie na statku wielorybniczym, ale teraz chodźmy coś zjeść. Chyba że nie jesteś głodna.

– Dlaczego mam nie być głodna? Od śniadania upłynęło już sporo czasu.

– Bałem się, że może ci dolegać to samo, co twojemu eleganckiemu przyjacielowi. Choroba morska. Jestem pewien, że połowie pasażerów na dole żołądek wywraca się na lewą stronę.

– Naprawdę? Och, Travis! Zobaczę, czy nie mogłabym w czymś pomóc.

Chwycił ją za ramię zanim doszła do schodków.

– Później będziesz miała na to czas. Teraz musisz coś zjeść i wypocząć. To był dla ciebie męczący dzień.To prawda, czuła zmęczenie, ale przede wszystkim miała dosyć jego rozkazów.

– Nie jestem głodna i odpocznę później! Idę pomóc innym pasażerom.

– A ja ci mówię, że musisz mnie posłuchać, więc lepiej się nie sprzeczaj.

Spojrzała na niego wojowniczo i nie ruszyła się z miejsca. Nachylił się, przysunął usta do jej ucha i cicho zakomunikował:

– Albo zrobisz, co ci każę, albo na oczach całej załogi zniosę cię na dół.

Ogarnęło ją poczucie bezsilności. Nie umiała przekonać tego człowieka. Nie potrafiła wytłumaczyć mu, że chce się czuć potrzebna.

Wyciągnął ramię, ale ona odwróciła się na pięcie, zbiegła po schodach, przemknęła przez korytarz i wpadła do kabiny. Usiadła przy oknie i całą siłą woli powstrzymywała Izy. Niełatwo było jej zachować nadzieję na to, że kiedyś będzie szanowaną damą, skoro ciągle rozkazywano jej jak dziecku.

Upłynęło sporo czasu zanim Travis zjawił się z posiłkiem na tacy. Cicho nakrył do stołu i usiadł obok niej.

– Kolacja gotowa.

Chciał wziąć ją za rękę, ale mu się wyrwała.

– Do diabła! – wybuchnął i zerwał się z miejsca. – Dlaczego siedzisz naburmuszona i patrzysz na mnie, jakbym cię przed chwilą zbił? Powiedziałem tylko, że powinnaś zjeść kolację i odpocząć, a nie pomagać gromadzie ludzi, których nawet nie znasz.

– Znam Sarę! – zawołała oburzona. -I wcale nie powiedziałeś, że powinnam odpocząć, tylko że muszę to zrobić. To nie była propozycja, tylko rozkaz. Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że potrafię myśleć samodzielnie? Więziłeś mnie w Anglii, nie wypuszczałeś mnie nawet za drzwi, a teraz trzymasz mnie w tej klitce. Dlaczego od razu nie przy-wiążesz mnie do łóżka, albo nie przykujesz łańcuchem do stołu? Przynajmniej byłoby jasne, kim dla ciebie jestem.

Na przystojnej twarzy Travisa odbiły się różne uczucia, ale przede wszystkim widać było, że jest zakłopotany.

– Tłumaczyłem ci już, dlaczego nie możesz zostać w Anglii. Pytałem nawet tego chłopca, z którym wyszłaś na pokład, czy nie znał cię wcześniej. Staliśmy wtedy w porcie i gdyby podał mi adres twojej rodziny, mógłbym cię odwieźć do domu.

Jeszcze więcej łez napłynęło jej do oczu. Myślała, że Travis jest zazdrosny, a tymczasem on szukał kolejnej okazji, żeby się jej pozbyć.

– Przepraszam, że jestem dla ciebie ciężarem – rzekła wyniośle. – Może powinieneś wyrzucić mnie za burtę. Oszczędziłbyś sobie kłopotów.

Travis spoglądał na nią zdumiony.

– Nawet gdybym żył tysiąc lat, to nie zdołałbym zrozumieć twojego procesu myślenia. Najpierw coś zjedz a potem, jeśli zechcesz, zaprowadzę cię na dół i będziesz mogła zajmować się chorymi aż do rana.

Wyglądał tak łagodnie, patrzył na nią błagalnym wzrokiem i ze wszystkich sił starał się jej dogodzić. Czy potrafiłaby mu wytłumaczyć, że chodzi jej o wolność wyboru, prawo do podejmowania decyzji? Chciała udowodnić sobie i wujowi, że jest coś warta.

Przyjęła jego ramię i pozwoliła zaprowadzić się do stołu, ale ponury nastrój nadal jej nie opuszczał. Przesuwała widelcem jedzenie na talerzu, ale prawie nic nie przełknęła. Starała się słuchać, co mówi do niej Travis, ale nie mogła się skupić. Wciąż myślała o tym, że przez całe życie pozostawała czyimś więźniem, któremu nie pozwalano nawet na jeden samodzielny krok. – Wypij wino – zachęcił łagodnie Amerykanin. Posłusznie wychyliła kieliszek i poczuła, że jej ciało się rozluźnia. Nie zdziwiła się, kiedy Travis wziął ją w ramiona, mocno objął i zaniósł do łóżka. W półśnie ledwie zauważyła, że ją rozbiera. Nawet kiedy była już naga, a on obsypywał pocałunkami jej szyję, uśmiechnęła się tylko i zapadła w głębszy sen.

Widząc, że dziewczyna bardzo potrzebuje odpoczynku, Travis otulił ją kołdrą, wziął cygaro i wyszedł zapalić na górny pokład.

– Wszystko w porządku? Odwrócił się i zobaczył kapitana.

– Jakoś damy sobie radę. Kapitan obserwował wspartego o barierę Travisa, z długim cygarem w ustach.

– Co się stało, mój chłopcze? – zapytał poważnie.

Travis uśmiechnął się. Jego ojciec przyjaźnił się z kapitanem przez długie lata, do czasu, kiedy cholera nie przerwała mu życia.

– Co pan wie o kobietach, kapitanie?

– Żaden mężczyzna wiele o nich nie wie – odparł, starając się stłumić uśmiech. Był zadowolony, że syna przyjaciela nie dręczą jakieś poważniejsze problemy. – Żałuję, że nie poznałem jeszcze twojej żony. Mówiono mi, że to prawdziwa piękność.

Travis przez chwilę wpatrywał się z namysłem w cygaro, zanim odpowiedział.

– Owszem, jest piękna. Tylko czasami trudno mi ją zrozumieć. – Nie należał do ludzi, którzy zwierzają się z osobistych kłopotów i nie miał zamiaru niczego więcej wyjaśniać. Wyprostował się i zmienił temat. – Myśli pan, że meble są bezpieczne w ładowni?

– Nic nie powinno się im stać – odparł kapitan.

– Ale po co ci tyle mebli? Czyżbyś dobudował następne skrzydło do swojego domu?

Travis zaśmiał się.

– Nie, zrobię to dopiero kiedy będę miał pięćdziesięcioro dzieci, które wypełnią już istniejące pokoje. To są meble dla przyjaciela. Ale dokupiłem trochę ziemi. W tym roku zasieję więcej bawełny.

– Więcej! – wykrzyknął zdziwiony kapitan i wskazał na rozciągający się przed nimi pokład.

– Mnie potrzeba tylko tyle przestrzeni. Nie poradziłbym sobie z… Ile to akrów teraz masz?

– Mniej więcej cztery tysiące.

Kapitan parsknął z niedowierzaniem.

– Mam nadzieję, że twoja młoda żona jest dobrą gospodynią. Twoja matka poświęcała wszystkie siły prowadzeniu tej posiadłości, a od czasu śmierci ojca niemal dwukrotnie zwiększyłeś obszar plantacji.

– Regan da sobie radę – odrzekł z przekonaniem Travis. – Dobranoc, panie kapitanie.

W kabinie rozebrał się zamyślony, wszedł do łóżka i przyciągnął do siebie dziewczynę.

– Pytanie brzmi, czy ja dam sobie radę z taką kobietą – wymruczał, zanim zasnął.

Potrzeba było dokładnie dwudziestu czterech godzin, żeby Regan przekonała się, że Travis miał rację przestrzegając ją przed trudami opieki nad ludźmi cierpiącymi na morską chorobę. Od wczes-nego ranka do późnej nocy zajmowała się głównie zmywaniem wymiocin z ludzi i ubrań. Pasażerowie byli zbyt słabi, żeby utrzymać głowy nad miskami, które im podstawiała i lak schorowani, że nie zwracali uwagi na to, gdzie ląduje zawartość ich żołądków. Matki leżały na wąskich pryczach razem z płaczącymi dziećmi, a Regan, przy pomocy dwóch innych kobiet, ciężko pracowała przez długie godziny, sprzątając i starając się pocieszać chore.

Jakby nie dość było choroby morskiej, w pomieszczeniach dla pasażerów panowały straszliwe warunki. Na statku urządzono trzy sypialnie: dla małżeństw, dla mężczyzn i dla kobiet. Załoga narzucała surową dyscyplinę, uniemożliwiającą kontakty między niezamężnymi kobietami i mężczyznami. Siostry nie mogły rozmawiać z braćmi i ojcowie z córkami. Przez te pierwsze dni choroby i cierpienia wszyscy żyli w niepokoju o najbliższych.

W każdej sypialni ustawiono w ciasnych rzędach twarde, małe piętrowe prycze. Wąskie przejścia tarasowały bagaże podróżnych: kufry, pudła, tobołki i kosze, zawierające nie tylko ubrania i sprzęty potrzebne w Nowym Świecie, ale również jedzenie na podróż. Niektóre produkty już zaczynały się psuć, i ich woń dodatkowo potęgowała mdłości chorych.

Regan wraz z pomocnicami biegała między pokładem a pomieszczeniem dla kobiet, przeciskała się przez ciasne przejścia, przeskakując przez zastawiające je bagaże. Każdy krok był wysiłkiem.

Kiedy wróciła do kabiny, która teraz wydała się jej pałacową komnatą, była tak zmęczona, że ledwie trzymała się na nogach.

Travis natychmiast odłożył książkę i wziął dziewczynę w ramiona.

– Ciężko było, kochanie? – wyszeptał.

Nie miała siły odpowiedzieć, skinęła tylko głową. Zadowolona, że nie ogląda już nędzy i brudu, które otaczały ją przez cały dzień. Cieszyła się bliskością zdrowego, silnego człowieka.

W półśnie oparła się o niego i nie zauważyła, że posadził ją w fotelu a sam poszedł otworzyć drzwi. Nawet kiedy usłyszała plusk wody, nie chciało jej się otwierać oczu. Przez ostatnie godziny stale słyszała ten dźwięk, gdy prała zabrudzone ubrania, pieluchy i myła brudne nocniki.

Travis rozpinał guziki jej sukni, a ona uśmiechała się słodko. Miło było znów być otoczoną troską po całym dniu opiekowania się innymi. Kiedy podniósł ją nagą z fotela, ucieszyła się, że wreszcie położy ją do łóżka. Jednak niespodziewanie poczuła, że Travis wkłada ją do gorącej wody. Rozwarła szeroko oczy.

– Kąpiel bardzo ci się przyda, mój niezbyt wonny kwiatuszku – roześmiał się widząc jej zaskoczenie.

Ciepła woda, mimo że morska, bardzo ją odświeżyła. Dziewczyna rozparła się wygodnie i pozwoliła Travisowi się umyć.

– Nie potrafię cię zrozumieć – powiedziała łagodnie, przyglądając mu się i czując na ciele jego namydlone, mocne dłonie.

– Co tu jest do zrozumienia? Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć.

– Kilka tygodni temu uważałabym, że mężczyzna, który porywa ludzi jest niedobry i powinien siedzieć w więzieniu, ale ty…

– Co ja? Porywam śliczne młode damy, uwodzę je, ale ich nie biję? Przynajmniej nie często – uśmiechnął się.

– Nie – odparła poważnie. – Nie bijesz ich, ale sądzę, że byłbyś zdolny do wszystkiego. Nie rozumiem takich mężczyzn.

– A jakich rozumiesz? Takich, jak ten mały Wainwright? Powiedz mi, ilu mężczyzn w życiu poznałaś? Ile razy byłaś zakochana?

Jej odpowiedź zaskoczyła go.

– Znałam jednego mężczyznę – odpowiedziała cicho. – Raz byłam zakochana i nie wyobrażam sobie, żeby to się mogło powtórzyć.

Przez chwilę Travis przyglądał się jej minie. Widział, że wzrok jej złagodniał i stał się nieobecny, a usta wygięły się w słodkim uśmiechu.

Marzenia Regan o Farrellu i wspomnienie, jak prosił ją o rękę, zostały brutalnie przerwane, kiedy Amerykanin cisnął mydło do wody tuż przed jej nosem i ochlapał jej twarz.

– Dokończ sama, albo zaczekaj, aż przyjdzie twój ukochany i ci pomoże – warknął i trzaskając drzwiami wybiegł z kabiny.

Poczuła, że pierwszy raz udało się jej wzbudzić w nim zazdrość. Wyszła z wanny i osuszyła ciało ręcznikiem. Dobrze to zrobi Travisowi, jeśli zda sobie sprawę, że nie jest jedynym mężczyzną w jej życiu, że na świecie są jeszcze inni ludzie. Kiedy dotrą do Ameryki i każde pójdzie własną drogą, nie będzie już taki pewien, że ona sama nie da sobie rady. Może nawet znajdzie kogoś takiego jak Farrell, kto ją pokocha i nie będzie jej traktował jak głupiutkiego dziecka.

Weszła do łóżka i nagle poczuła się samotna. Farrell jej nie kochał. Pragnął tylko majątku. Wuj też jej nie chciał, a Travis, ten obcy, bezczelny Amerykanin dał jej jasno do zrozumienia, że jest mu potrzebna tylko na krótki czas. Opuszczona, zmęczona, głodna i nieszczęśliwa, zaczęła płakać. Kiedy Travis wziął ją w ramiona, przytuliła Się do niego, przerażona, że i on ją opuści. – Cicho, najdroższa. Nic ci już nie grozi – wyszeptał, starając się ją pocieszyć, ale kiedy przy warła do niego ustami, przestał o tym myśleć.

Regan nie wiedziała, czy to dlatego, że cały dzień przebywała z chorymi, czy z powodu uczucia samotności, ale bardzo zapragnęła Travisa. Nie pamiętała już, że jest więźniarką i że nie powinna mu się rzucać w ramiona. Wiedziała tylko, że go potrzebuje, chce żeby ją objął, kochał i sprawił, że znowu poczuje się kimś ważnym, a nie bezużyteczną, zbędną istotą.

Regan obejmowała go kurczowo, zbyt zmęczona, żeby myśleć. Szybko zapadła w głęboki sen i nie wiedziała, że Travis, oparłszy głowę na łokciu, przyglądał się jej, gładził po włosach i otulał kołdrą. Ale nawet przez sen czuła na sobie jego ramię, dotyk silnego ciała, ciepło słodkiego oddechu muskającego jej ucho. Poruszyła się, otworzyła oczy, obdarzyła go słodkim uśmiechem, z radością przyjęła jego delikatny pocałunek i z uśmiechem popatrzyła, jak położył głowę na poduszce i zapadł w sen.

Następny dzień znów był wypełniony ciężką, nieprzyjemną pracą przy chorych. Po południu Travis kazał jej wrócić do kabiny i odpocząć, bo inaczej nie będzie się do niczego nadawała. Zdenerwował ją ton jego głosu, władczy i rozkazujący, więc powiedziała, co o nim myśli.

– Mógłbyś nam trochę pomóc, zamiast obijać się bezczynnie po statku – odcięła się.

– Ja się obijam? – uśmiechnął się dziwnie, co doprowadziło ją do wściekłości.

Dopiero teraz zauważyła, że ma na sobie brudną, przepoconą koszulę i luźne spodnie do kolan, zatknięte w cholewy butów z miękkiej skóry. Nagle znalazła odpowiedź na kilka pytań, na przykład, w jaki sposób Travis może sobie pozwolić na osobną kabinę. Najwidoczniej opłacał podróż własną pracą.

– Jak mam ci pomóc? – zapytał. – Nie spodziewaj się tylko, że będę wycierał zabrudzone twarze chorych.

Jeśli Travis musiał pracować, żeby wykupić miejsce na statku, ona też nie będzie próżnowała. Nic da się nakłonić do odpoczynku.

– Dziś rano załamały się dwie górne prycze. Mówiłam o tym marynarzom, ale tylko się ze mnie śmiali.

– To pewnie dlatego, że żaden z nich nie potrafi trzymać młotka w garści. Co jeszcze?

Ktoś powinien się zająć starszymi dziećmi. Pomyślałam, że mógłbyś odszukać Sarę Trumbull. Nie widziałam jej od kilku dni.

Sara jest zajęta – odparł krótko. – Ale zajmę się tą pierwszą sprawą.

Wielki ciężar spadł z drobnych ramion dziewczyny. Wiedziała, że Travis dotrzyma słowa.

Jeśli będziesz tak na mnie patrzyła, to zbuduje na pokładzie osobny dom dla każdego pasażera. Zachichotała, i w o wiele lepszym nastroju wróciła do swoich obowiązków.

Po krótkim czasie w drzwiach sypialni dla kobiet pojawił się Travis, dźwigając skrzynkę z narzędziami stolarskimi. Niektóre z kobiet zaczęły popiskiwać ze wstydu, ponieważ nie były kompletnie ubrane, ale Travisowi szybko udało się je uspokoić. Dowcipkował z nimi i opowiadał, że mężczyźni nie mogą się już doczekać, kiedy panie wyjdą na pokład i uprzyjemnią im nudny rejs. Mimo tego, co zapowiedział Regan, przytrzymał głowę wymiotującej kobiety nad miską i potem troskliwie wytarł jej twarz. Zmienił pieluchy dwojgu dzieciom i tak przestawił kilka ciężkich skrzyń, że zrobiło się luźniej. Poza tym zreperował połamane prycze, sprawdził, w jakim stanie znajduje się reszta i wzmocnił kilka z nich.

Kiedy wyszedł, większość kobiet się uśmiechała i wydawało się, że w dusznej, cuchnącej sypialni powiał odświeżający Śmiało wsunęła rękę pod koszulę Travisa i mocno szarpnęła, aż oderwany guzik poleciał na drugi koniec kabiny. Włosy porastające pierś Amerykanina były takie męskie, przypominały o jego sile. Palce dziewczyny przesuwały się po jego torsie, nie delikatnie, lecz stanowczo, wręcz szorstko, pocierały skórę, która pod ich dotykiem stawała się gorąca.

Travis rzucił ją na łóżko, a sam odstąpił o krok i zdjął resztę ubrania. Oczy mu płonęły, usta były rozpalone. Usiadł na skraju łóżka, żeby zdjąć buty. Regan zobaczyła przed sobą jego szerokie, muskularne plecy. Chwytała lekko zębami skórę na ramionach, a czubki jej piersi lekko, elektryzująco ocierały się o niego. Sunęła wargami wzdłuż kręgosłupa, całując, pieszcząc i poznając smak skóry Travisa. Całym ciałem pieściła jego plecy, mocno wbijając palce między żebra. Widok mocnych, wyraźnie odznaczających się pod skórą mięśni przyprawiał ją o zawrót głowy i dawał poczucie władzy nad pokonanym mężczyzną.

Pocałowała go w ucho, mocno chwyciła je zębami i zamruczała jak kot. Travis odwrócił się gwałtownie, przyciągnął ją do siebie i nakrył ciałem. Regan uległa mu chętnie, gotowa na jego przyjęcie.

Oszołomiony jej śmiałością, Travis tym razem nie pamiętał jak kruchą istotą jest Regan i nie starał się być delikatny. Dał upust dzikiej, ognistej namiętności, jaka go ogarnęła. Napierał na nią ostro, ściskał dłońmi pośladki i coraz mocniej przygarniał do siebie ciało dziewczyny.

Jednocześnie osiągnęli gwałtowne spełnienie, a potem leżeli wyczerpani, drżący i słabi, powoli się wyciszając.

– Co ty mi zrobiłaś? – wyszeptał zdyszany Travis, niemal zgniatając ją w uścisku.

wiaterek.

– No, no – westchnęła pasażerka, której dziecko przewinął Travis. – Kim był ten wspaniały mężczyzna?

– On jest mój! – odparła Regan tak głośno i buńczucznie, że kobiety wybuchnęły śmiechem a dziewczyna się zaczerwieniła.

– Nie trzeba się wstydzić, moja mała. Każdego wieczoru dziękuj Panu, że zesłał ci kogoś takiego.

– Wieczorem to ona pewnie zajmuje się czymś zupełnie innym – odezwał się jakiś głos.

Regan odetchnęła z ulgą, kiedy któraś z kobiet zaczęła jęczeć, ponieważ miała pretekst, żeby pobiec z pomocą w drugi koniec sali i uniknąć dalszych żartów. Trzymała głowę chorej nad miską i czuła, jak narasta w niej złość. Travis flirtował z innymi tuż pod jej nosem! Bez wątpienia bardzo mu się podobało, że tyle kobiet się nim zachwyca. Pewnie był dumny, że pozwolono mu wejść do damskiej sypialni. Pozwolono! Travis Stanford z pewnością nigdy nie pytał nikogo o pozwolenie. Z rozmachem odstawiła dzbanek z wodą. Jej gniew narastał z minuty na minutę. To jasne, że nie traktował jej jak damy, ponieważ znał ją tylko jako kochankę. Ten wielki, nieokrzesany Amerykanin nie miał pojęcia, jak traktować kobiety, bo umiał je tylko wykorzystywać. Dla niego wszystkie były takie same, czy to chore i przykute do łóżka, czy wystrojone w jedwabne suknie. Uważał, że istnieją wyłącznie dla jego przyjemności.

O zachodzie słońca wyszła na pokład, żeby umyć gliniane miski. Tam, otoczony dziećmi, siedział Travis, i wraz z dwoma marynarzami pokazywał swoim podopiecznym jak wiązać marynarskie wę-zły. Jedna z dziewczynek, mniej więcej dwunasto-letnia, zasupływała kawałek gałganka, a dwuletni maluch przysiadł na kolanach Amerykanina, wpatrzony w skomplikowaną plątaninę liny w jego palcach. Travis uśmiechnął się i pomachał do Retain, a potem wrócił do zabawy z dziećmi.

Dziewczyna dumnie zadarła nos do góry i wróciła do dusznej sypialni, zgrzytając zębami na myśl, że nawet dzieci nie potrafią mu się oprzeć. Powiedziała kobietom, że on należy do niej, ale wiedziała, że nie ma nad nim władzy. Była dla niego tylko zabawką na uwięzi. Kiedy dopłyną do Ameryki, bez wątpienia szybko się jej pozbędzie i znajdzie sobie inną – mniej zużytą. Podejrzliwym wzrokiem mierzyła pasażerki w wielkiej sypialni, zastanawiając się, czy to nie któraś z nich zostanie jej następczynią.

Kiedy opuszczała pomieszczenie dla kobiet, gotowała się ze złości. Wuj mówił jej, że nie potrafi wyrażać swoich myśli i przynosi mu wstyd, ale od tego czasu wiele przeżyła i wydoroślała.

Weszła do pustej kabiny i stanąwszy przy oknie, spoglądała na gwiazdy. Wtem drzwi się otworzyły.

Travis szybko się uchylił, widząc cynowy kubek lecący w stronę jego głowy.

– Co ci, do dia… – zaczął.

Regan chwyciła następne naczynie z szafki na ścianie.

– Zachciało ci się flirtów, co? – zapytała oskarżycielsko. – Uwielbiasz, kiedy kobiety na twój widok mdleją z zachwytu! „Ach, co za wspaniały mężczyzna!" – Drugi kubek otarł się o jego ramię.

Złapała trzeci, ale Travis podbiegł do niej i chwycił ją za rękę. Na twarzy znów miał rozbawiony uśmieszek.

– Nie powinnaś tak ulegać emocjom. Nie zapominaj, że kiedyś byłaś angielską damą.

Pobłażliwy ton i fakt, że to przez niego nie jest już damą sprawiły, że wpadła w furię.

– Mam cię dość! – wydyszała i wbiła mu łokieć pod żebra.

Jego bolesny jęk sprawił jej radość, ale i tego było jej za mało. Nie zdążył jeszcze dojść do siebie, kiedy z rozmachem kopnęła go w kostkę.

Odskoczył od niej i z zaskoczoną miną rozcierał obolałe miejsce.

– Może porozmawiamy? Co cię tak zdenerwowało?

– Co mnie zdenerwowało? – przedrzeźniała go, ze złością cedząc słowa. – Jestem wściekła, bo tobie się wydaje, że wszystko na świecie ci się należy. Tak bardzo ci się podobało, jak te kobiety patrzyły na ciebie z podziwem? To obrzydliwe, że wykorzystałeś dzieci, żeby im się przypodobać. Czy chcesz jedną z nich porwać, kiedy mną się już znudzisz?

– Niewykluczone – odparł Travis stanowczo, ale w oczach zamigotały mu ogniki. – Być może inna bardziej mnie doceni. Dlaczego sama nie zapytasz, czy któraś z nich nie chciałaby zamienić się z tobą miejscami?

Jesteś najpróżniejszym, najbardziej aroganckim potworem pod słońcem! – zasyczała. – Czy przyszło ci kiedyś do głowy, że ja nie chcę być więziona, i że innej kobiecie również by się to nie spodobało? Mam być ci wdzięczna, że trzymałeś mnie w zamknięciu wbrew mojej woli, zawlokłeś mnie na statek płynący do kraju, którego nie cierpię i grozisz mi, że zdradzisz wszystkim, że nie jestem twoja żoną, jeśli nie zgodzę się z tobą pozostać?

Wyjaśniłem, dlaczego nie mogłem zostawić cię w Anglii – powiedział cicho. – Okazałem ci wiele serca, dałem wszystko, co masz na grzbiecie, a ty wciąż nie dostrzegasz rzeczywistości, żyjesz w romantycznym, wyimaginowanym świecie. Czy już zapomniałaś, co zdarzyło się w dzielnicy portowej, kiedy napadli na ciebie tamci mężczyźni?

To, co powiedział, bardzo przypominało słowa wuja. Zawsze ktoś otaczał ją opieką i nie omieszkał jej tego wypomnieć.

– Nie jestem ci wdzięczna – oznajmiła cicho. I nic więcej od ciebie nie chcę. Na pokładzie statku nic mi nie grozi, więc teraz cię opuszczę i przeniosę się do wspólnej sali dla kobiet. – Spuściła oczy na prostą, muślinową sukienkę, którą dopiero wczoraj wykończyła dla niej Sara. – Kiedy dotrę do Ameryki, postaram się zarobić wystarczająco dużo pieniędzy, żeby ci zwrócić za ten strój. Może uda ci się sprzedać pozostałe suknie.

Z uniesioną dumnie głową i wyprostowanymi plecami ruszyła do drzwi.

Travis dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że dziewczyna naprawdę chce odejść i jest tak uparta, że na pewno nie zmieni zdania. Bez namysłu chwycił ją za suknię na plecach. Regan szarpnęła się do przodu, Travis pociągnął do tyłu, cienki muślin natychmiast rozerwał się na całej długości i opadł na ziemię u stóp dziewczyny.

W jednej chwili spojrzenie Travisa nie było już gniewne, lecz pełne pożądania. Patrzył na nią spragnionym wzrokiem, napawając się widokiem unoszących się piersi, dobrze widocznych w głębokim wycięciu koszulki.

– Nie – wyszeptała, całą siłą woli starając się oprzeć hipnotyzującemu spojrzeniu.

Amerykanin objął ją w talii mocnym ramieniem i wyginając w łuk przyciągnął do siebie.

Opierała mu się bezsilnie. Nie chciała mu ulegać, pragnęła udowodnić, że jest niezależna, ale jego dotyk i pocałunki doprowadzały ją do utraty zmysłów.

– Zrobisz to, co ci powiem, kochanie – warknął. Uniósł ją z podłogi i wodził ustami po szyi dziewczyny. – Jesteś moja tak długo, jak będę cię pragnął.

Zamknęła oczy, odchyliła głowę i wystawiła całe ciało na jego dotyk. Nie myślała już o ucieczce od tego człowieka, który tak łatwo zdobywał nad nią władzę. Kiedy jednak usłyszała trzask rozdzieranego materiału i poczuła, że opada z niej halka, znowu zaczęła się wyrywać.

– Moja – szeptał Travis. – Znalazłem cię i jesteś moja.

Nie potrafiła zebrać myśli, bo przyparł ją plecami do ściany i naporem wielkiego, silnego ciała unieruchomił jej drobną postać.

Jego pocałunki były drapieżne, jakby chciał ją pochłonąć. Oddychała coraz szybciej. Zacisnęła ręce na ramionach mężczyzny i przez koszulę wbijała mu palce w skórę, starając się przyciągnąć go jeszcze bliżej, tak że niemal zgniatał ją swoim ciężarem.

Dłoń Travisa wędrowała namiętnie wzdłuż jej nagiego boku, głaskała udo i uniosła nogę tak, że spoczęła na jego biodrach. Regan skwapliwie objęła go nogami i splotła z tyłu stopy. Jego ręce podtrzymywały ją, głaszcząc jej krągłe pośladki. Palce Travisa pieściły ją i drażniły, doprowadzając do zmysłowego oszołomienia. Nie wiedziała kiedy zrzucił z siebie spodnie. Otworzyła oczy tylko na chwilę, kiedy dźwignął ją do góry i poczu-ła w sobie jego męskość.

Znalazła się całkowicie w jego władaniu. Wsparta plecami o ścianę, oplatając jego biodra nonami, nie mogła samodzielnie wykonać żadnego ruchu, to on ją kontrolował, unosił do góry, prowadzi I. Czuła na sobie jego ciało, falowanie bioder, emanującą z niego siłę i miała wrażenie, że oszaleje. Wczepiła palce w jego włosy i mocno pociągnęła. Travis napierał coraz mocniej, jakby chciał ja zgnieść, stopić dwa ciała w jedno, wchłonąć ją w siebie. Z łatwością podnosił ją w górę i znów opuszczał, raz za razem, coraz szybciej, aż krzyknęła ze słodkiego bólu. Przywarł do niej ustami i bezsilnie opadł na nią całym ciałem. Wciąż obejmowała go mocno nogami, drżąca na całym ciele, słaba i bezradna, nasycona i wyczerpana.

Stopniowo odzyskiwała świadomość, przypominała sobie gdzie jest, i kim jest. Czuła się bezbronna i wiotka, przytłoczona bijącą od niego siłą. Czule całował jej wilgotną szyję, podtrzymując ją rękami w powietrzu. Zaniósł ją jak dziecko na posłanie i położył, jakby była najcenniejszym, najdelikatniejszym skarbem pod słońcem.

Równie wyczerpany, zdjął koszulę i ułożył się obok.

– Dzisiaj też nie będzie kolacji – wymruczał, ale w jego głosie nie było słychać rozczarowania. Ostatkiem sił przyciągnął Regan. Ich ciała, mokre od potu, przywarły do siebie.

– Jak mógłbym pozwolić ci odejść? – wyszeptał zanim oboje zapadli w sen.

Загрузка...