Josh miał nadzieję, że następne dni okażą się łatwiejsze do zniesienia. Wolny czas spędzał na nurkowaniu, a wieczorami starał się nie zostawać z Bella sam na sam. Zresztą, zwykle przewodziła jakiejś grupie, więc nie miał z tym problemu. Pozostawały tylko noce, które Josh uznał za najtrudniejsze w swym pełnym niebezpiecznych przygód życiu wyzwanie.
Żeby ukryć, co naprawdę czuje do Belli, spędzał dużo czasu w towarzystwie Aisling. Bryn nie zwracał na nic uwagi, gdyż okazał się zapalonym wędkarzem. Codziennie wypływał w morze na jachcie przypięty do fotela, z którego dzielnie walczył z morskimi potworami. Tak przynajmniej wynikało z jego opowieści, którymi raczył wszystkiej wokół.
Josh zauważył, że Aisling coraz częściej zagryzała usta ze złości. Sprawa musiała być poważna, bo dużo chętniej przysiadała się do stolika, przy którym siedział z Bełlą, niż do tego, przy którym królował Bryn. Josh zaczął się zastanawiać, czy Bella rzeczywiście przewidziała rozwój wypadków i burzliwy romans Aisling zbliżał się do końca. – Mówiłam ci – stwierdziła Bella, gdy wspomniał jej o tym. – Cóż, spędzasz z Aisling tyle godzin, że w końcu zaczyna to dawać jakieś efekty. Bardzo się cieszę.
– Czyżby? Wydaje mi się, że nie jesteś tym zachwycona.
– Są dwie strony medalu, twoja i moja. A z mojej wygląda to tak: codziennie z Aisling znikasz, a ja zostaję sama na plaży i wszyscy mi współczują.
Josh spojrzał zaskoczony.
– Przecież nie chciałaś nurkować.
– To fakt, ale mógłbyś pomyśleć, jak ja się czuję w takiej sytuacji. Ludzie myślą, że chcemy się rozstać – powiedziała bliska łez. Starała się nie przejmować Aisling, ale wszystko wskazywało na to, że lada dzień dotrze do niej, co naprawdę straciła, porzucając Josha. Bella nie mogła przestać myśleć, jakie będą tego konsekwencje. Cały dzień kręciła się wśród ludzi, a w nocy leżała sztywno obok Josha, marząc o tym, by przytulić się do niego. Coraz bardziej czuła się samotna.
– Jutro kończy się kurs nurkowania – poinformował nagle. – Może w piątek pojedziemy gdzieś razem?
– Jasne – ucieszyła się. Nareszcie miała szansę pobyć z nim tylko we dwoje. Będą mogli wynająć samochód terenowy i pokręcić się po okolicy, żeby znaleźć jakąś ukrytą plażę czy uroczą knajpkę.
– Aisling mówiła, że w programie jest wycieczka na bezludne wysepki – powiedział Josh. – Będzie okazja, żeby trochę ponurkować. Mogłabyś spróbować.
Bella poczuła się, jakby ktoś wymierzył jej kopniaka.
Ten facet nie wyobrażał sobie dnia bez Aisling! Cóż, mimo wszystko nie wypadało odmówić. Nie miała zamiaru zachowywać się jak rozkapryszony bachor.
– Bardzo chętnie – oświadczyła przygaszonym głosem.
W piątek Bella zapomniała o rozczarowaniu. Postanowiła cieszyć się z wyprawy, mimo że nie mogli być sami. Na pomoście zebrało się jedenaście osób. Była też Aisling w towarzystwie Bryna. Z niechęcią dał się przekonać, że na jeden dzień może zrezygnować z mordowania bezbronnych ryb. Zjawiła się nawet Cassandra. Uznała, że po tygodniu organizowania rozrywki dla innych, też ma prawo do chwili wytchnienia.
– Mamy płynąć tym czymś? – Josh uniósł brwi.
– A cóż tej łodzi brakuje? – spytała Cassandra.
– Jest płaska i ma niskie burty. Zanurzy się jeszcze bardziej, gdy do niej wsiądziemy. Co będzie, jeśli pojawi się wysoka fala? – Spojrzał na linię horyzontu. Była tam ledwo widoczna, ciemna kreska, przypominająca nieudolny ślad pędzla. Josha ogarnął niepokój. Jako wytrawny traper był wyczulony na aurę. – Mam złe przeczucia co do pogody.
– Człowieku, na litość boską, to tylko mgła. Morze jest gładkie jak stół – stwierdził Bryn z wyżyn swego niebotycznego autorytetu.
– Chwileczkę. – Josh mówił cicho, ale zdecydowanie. – Kto odpowiada za łódź?
– Ron. Zawsze można na nim polegać – powiedziała Cassandra. – Dziś co prawda nie mógł przyjść, więc przysłał Ems-a. – Wskazała na chłopca przy sterze. – Ma tylko trzynaście lat, ale pływa z ojcem prawie od pieluch.
– Na pewno zna się na tym, ale czułbym się pewniej, gdyby tu były kamizelki ratunkowe – nie ustępował Josh.
– Przestań narzekać jak stara baba! – z ironią rzucił Bryn. – Żadne kamizelki nie będą nam potrzebne.
– Josh, przestań robić tyle zamieszania – wtrąciła Aisling. – Jeśli teraz zaczniemy szukać kamizelek, to nigdy nie wypłyniemy.
Natychmiast poparł ją zgodny chór. Josh został przegłosowany. Wszyscy zaczęli wciskać się do łodzi, która głęboko zanurzyła się w wodzie. Bella jak zwykle była tak pochłonięta plotkowaniem, że nie zwróciła uwagi na toczący się spór, i zajęła miejsce, nim Josh zdążył zaprotestować. Zrezygnowany zdecydował, że w takim razie też popłynie. Odwiązał cumę, rzucił ją Elvisowi i jeszcze raz zerknął na horyzont.
Dzień był wyjątkowo upalny, na szczęście daszek rozpostarty nad łódką rzucał trochę cienia. W końcu zatrzymali się przy odsłoniętym atolu, gdzie obok ściany koralowca uwijały się zachwycające, wielobarwne ryby.
– Widzicie? – zaczął Bryn z szyderczym uśmiechem. – Gdybyśmy posłuchali Josha, nie zobaczylibyśmy tych cudów.
Bella pospiesznie wstała z miejsca.
– Gdzie są maski i płetwy? – spytała, żeby zmienić temat, nim kolejne osoby zaczną prawić Joshowi złośliwości. – Nie wiem, jak wy, ale chcę zanurkować jeszcze przed lunchem.
Jednak Josh, mimo beztroskiej postawy innych, instynktownie czuł coraz większy niepokój. Znów spojrzał na odległą smugę zasłaniającą czyste niebo, potem na Bellę, która zanurzała się w przejrzystej wodzie. Założył maskę. Pomyślał o rekinach i podwodnych prądach. Wolał mieć Bellę na oku. Nie miała doświadczenia, dotychczas nurkowała tylko raz. Szybko ją dogonił. Przez chwilę płynęli razem. Minęli ogromnego żółwia, który w wodzie poruszał się z wielką gracją, okrążyli rafę i w końcu wrócili do łodzi.
– Widziałeś, jaki był fantastyczny? – zawołała zachwycona Bella, gdy tylko zrzuciła maskę. – Co to były za ryby? Te w niebieskie i żółte paski? – dopytywała się. – Umieram z głodu. Zjedzmy lunch i potem znów popływamy – mówiła, gdy Josh kolejny raz zerknął na horyzont. Zesztywniał. Odległa smuga stała się czarna i wyraźnie się powiększyła.
– Czas wracać! – zawołał, wstając. Natychmiast rozległy się protesty. – Spójrzcie! – Wskazał na czarną plamę.
– Przecież to mnóstwo kilometrów stąd! Tu jest rewelacyjnie.
– Naprawdę musimy natychmiast wracać – zarządził Josh. – Kogo brakuje?
– Bryn popłynął obejrzeć drugą stronę rafy – powiedziała Aisłing.
– Musimy go znaleźć. Którędy płynął?
Elvis włączył silnik, a Josh wciągnął kotwicę. Ruszyli wolno wokół atolu, rozglądając się uważnie.
– Tam jest! – zawołała Bella, wskazując rurkę wystającą z wody. Elvis ustawił łódź obok Bryna. Tamten pomachał ręką, ale nie miał zamiaru wychodzić z wody. Josh westchnął.
– Płynę po niego.
Skoczył do wody, podpłynął, zaczął tłumaczyć i wskazywać na zbliżającą się chmurę. Jednak Bryn za nic miał te argumenty.
Bella spojrzała na Aisling.
– Ciebie chyba posłucha?
– Jeśli poprę Josha? Nie. Jest o niego zazdrosny, sama rozumiesz…
Mijały cenne minuty. Wreszcie ktoś zawołał, że obaj płyną do łodzi.
– Po co to zamieszanie? – Bryn był bardzo niezadowolony. – Chmury są daleko, a ja nie boję się deszczu. Ten facet mianował się komendantem i próbuje nami rządzić. Przecież nic nam nie grozi. Ja chcę tu zostać. Głosujmy. Kto jest za mną?
– Tu nie ma gdzie się schronić – stwierdziła Bella. Josh podszedł do Bryna i z odległości kilku centymetrów spojrzał mu w oczy.
– Niczego nie głosujemy – zaprotestował z furią. Bella nie widziała go jeszcze tak rozzłoszczonego. – Nadchodzi burza. Łódź zatonie, jeśli szybko nie dopłyniemy do jakiejś wyspy. Nie mam zamiaru ryzykować życia Belli ani nikogo innego. Radzę ci, usiądź i zamknij się.
Bryn usiadł.
Josh podszedł do coraz bardziej zdenerwowanego Ehtisa.
– Bobra – powiedział, klepiąc go po ramieniu. – Cała naprzód!
– Jakim prawem on nam wydaje rozkazy? – mówił cicho Bryn. – Gdybym wiedział, że będzie tu jak w wojsku, nigdy bym nie przyjechał.
– Szkoda, że nie zostałeś – mruknęła Cassandra. Bella spojrzała na zaniepokojone twarze.
– Josh wie, co robi – zapewniła, żeby dodać wszystkim otuchy. – Jest doświadczonym podróżnikiem. Możemy mu zaufać.
– Słusznie – poparła ją Aisling. – Bryn, zamknij się wreszcie.
Łódź szybko pędziła po nieskazitelnie gładkiej wodzie. Jednak wystarczyło spojrzeć do tyłu, by ujrzeć czarne chmury, które błyskawicznie przysłaniały błękitne niebo.
– Szybciej nie można, prawda? – Josh spokojnie zagadnął Elvisa.
– Nie, proszę pana, więcej nie da się wycisnąć.
– W porządku. Nie przejmuj się. Na pewno zdążymy – zapewnił Josh. Jego słowa sprawiły, że wszyscy poczuli się raźniej, choć nadal nie było widać nawet skrawka lądu.
– Chmury nas doganiają – poinformowała Cassandra drżącym głosem.
– Możemy trochę zmoknąć, ale jeśli dopłyniemy do lądu, damy sobie radę. – Josh kiwnął głową w stronę pojemników z jedzeniem. – Na pewno przynajmniej nie będziemy głodować.
Bella spojrzała na niego z dumą. Przy nim każdy mógł czuć się bezpiecznie.
– Ełvis, widzę, że świetnie sobie radzisz. – Josh pochwalił chłopca, który zagryzał wargi i nerwowo zerkał do tyłu.
– Jasne, że świetnie – odezwał się Bryn z pretensją w głosie. – Szkoda, że nikomu nie chciało się wysłuchać prognozy pogody. To skandal. Zażądam zwrotu pieniędzy i powiem im, że do prowadzenia morskich wycieczek powinni zatrudnić profesjonalistów.
Elvis słuchał tego zupełnie załamany. Nie dość, że odpowiadał za łódź pełną turystów, którą właśnie doganiał sztorm, to jeszcze grożono, że jego rodzina straci jedyne źródło utrzymania.
Bella spojrzała na Bryna.
– Jeśli uda nam się wrócić, to dzięki Ems-owi, a nie tobie – powiedziała dobitnie. – Odczep się od tego przerażonego dzieciaka! – syknęła przez zaciśnięte zęby.
– Nie tylko on się boi – dodała Cassandra.
Ktoś zauważył wysepkę i humory natychmiast się poprawiły. Niestety był to fałszywy sygnał. Chłodny powiew wiatru niebezpiecznie zakołysał łodzią. Sytuacja stawała się coraz poważniejsza.
– Ściągnijmy daszek – zarządził Josh, próbując rozwiązać jedną z linek.
– Zaraz zacznie padać. Przemokniemy do suchej nitki – zaprotestował Bryn.
– Jeśli wiatr zawieje trochę mocniej na ten daszek, łódź przechyli się lub zatonie. Deszcz będzie wtedy najmniejszym problemem – wyjaśnił cierpliwie Josh, walcząc z trzepoczącą tkaniną. Inni mężczyźni ruszyli mu z pomocą.
Tymczasem fale rosły z minuty na minutę. Nie tylko Cassandra zbladła jak ściana. Bella obserwowała ze zdumieniem, jak gwałtownie zmieniła się pogoda. Deszcz uderzył w nich jak wodospad. Josh przejął ster od Elvisa, który zaczął wylewać wodę z łodzi.
– Wszyscy wylewają wodę! – Josh starał się przekrzyczeć wiatr.
Bella rozejrzała się. Tylko maski do nurkowania nadawały się do tego celu. Szybko sięgnęła po jedną, drugą podała Cassandrze, która wpadała w coraz większą panikę. Aisling rozdała maski na swoim końcu łodzi. Nawet Bryn sięgnął po jedną. Bella doszła do wniosku, że wreszcie dotarło do niego, że sytuacja jest poważna. Co ja tu robię? – pomyślała. Powinnam siedzieć przy komputerze albo w jakiejś kafejce, a nie w łódce tonącej na środku Oceanu Indyjskiego!
Ktoś obok zaczął płakać. Bella nie rzuciła się z pocieszeniami, tylko szybciej zaczęła wylewać wodę. Pracowała jak robot, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół. Nie usłyszała nawet okrzyku Elvisa, który wreszcie wypatrzył wysepkę.
Łódź niebezpiecznie zbliżyła się do skał otaczających skrawek lądu. Josh zamienił kilka słów z Elvisem, włożył buty i przeszedł na dziób.
– Co chcesz zrobić? – krzyknęła Bella.
– Nie możemy uszkodzić łodzi. Elvis wpłynie między skały. Ja wyskoczę na mieliznę i wciągnę was na brzeg.
– To zbyt niebezpieczne! – Była przerażona.
– Na pewno się uda – odpowiedział i wyskoczył z łodzi, trzymając w ręku linę. Zniknął w topieli, ale szybko się wynurzył. Po chwili naprężył linę i walcząc z falami, powoli przeciągnął łódi w płytkie miejsce. Wszyscy wyskoczyli do wody i zaczęli przenosić na brzeg zapasy, torby, zrolowany daszek.
– Witajcie w raju! – zawołała Bella. Odpowiedziały jej niepewne uśmiechy. Bella nie poddawała się, starając się wszystkich rozweselić. Josh z Elvisem zakotwiczyli łódź i solidnie przywiązali do skały, Wysepka była niewielka, niemal zupełnie pozbawiona roślinności. Na przeciwległym końcu odkryli mniejszą, lecz bardziej zaciszną plażę, i przy skalnej ścianie przywiązali daszek zabrany z łodzi. Nie zapewniał prawdziwej ochrony, bo wiatr miotał deszczem we wszystkich kierunkach, ale cała grupa zebrała się pod nim, by odetchnąć choć przez chwilę.