ROZDZIAŁ X

Rikard przytrzymał Jennifer mocno, żeby nie zdradziła ich obecności Nie ważyła się nawet oddychać. Przerażało ją to, czego nie potrafiła objąć umysłem.

Chociaż cień znalazł się na dole, nie można go było odróżnić w ciemności.

Nagle wyłonił się przy drzwiach do pokoju Jennifer.

Długo stał bez ruchu. Potem dostrzegli wąską szparkę, kiedy uchyliły się drzwi.

Szpara się powiększyła i cień wśliznął się do środka.

Rikard bezgłośnie zerwał się na nogi, pociągając Jennifer za sobą.

– Sprowadź resztę – szepnął jej do ucha ledwie dosłyszalnie. – Szybko!

Potem pobiegł w kierunku jej drzwi.

Dziewczyna nie zastanawiała się, co Rikard zamierza zrobić, wykonywała tylko jego polecenia. Przekradła się pospiesznie na korytarz.

W tej samej chwili usłyszała głuche odgłosy dobiegające z jej pokoju. Z obawy o Rikarda aż jęknęła. Dopadała do kolejnych drzwi, pukając i prosząc, aby natychmiast wychodzili. W szalonym pośpiechu łomotała do wszystkich, bo nie pamiętała, które pokoje były zamieszkane.

Mieszkańcy hotelu odpowiadali jej rozespanymi głosami, najwyraźniej niepewni, czy mogą jej zaufać.

– Szybko! – nalegała Jennifer. – Musimy pomóc Rikardowi. On coś złapał, ale ja nie wiem, co to takiego!

Nareszcie zaczęły się otwierać drzwi. W ciemności nie mogła rozpoznać osób.

– U mnie – wyjaśniła krótko i pospieszyła razem z pozostałymi do swego pokoju. Nikt nie miał wątpliwości – rozgorzała tam bijatyka.

– Włączcie główny kontakt! – krzyknął Rikard.

Ktoś, Jennifer nie wiedziała, kto, wypadł do przedpokoju.

Potem rozbłysła lampa na zewnątrz, a następnie ktoś wrócił do jej pokoju i zapalił górne światło. Pokój zalała jasność.

Oślepieni, dopiero po chwili dostrzegli, że Rikard siedzi okrakiem na kimś, kto leży na podłodze i z całych sił próbuje się wyswobodzić.

Ze zdumienia odebrało im mowę.

To był Svein.


Światło poranka sączyło się powoli do salonu, gdzie wszyscy siedzieli zebrani przy dogasającym palenisku. Jarl Fretne też do nich dołączył. Leżał teraz na sofie, przykryty kocem, szczęśliwy, że mógł opuścić swoje więzienie.

Skrępowali Sveinowi ręce i nogi i zamknęli go w łazience bez okna.

– Nic nie rozumiem – odezwał się zdezorientowany Ivar. – Przecież kiedy zostaliście zamknięci w piwnicy, leżałem i rozmawiałem z nim.

Rikard zastanowił się nad odpowiedzią.

– Zamknął nas kto inny. Zaszło nieporozumienie, które zostało wyjaśnione wczoraj.

– Ale Svein także mówił, że widział jakąś postać krążącą po hotelu – zaoponowała naiwnie Trine.

– Właśnie, a my w to uwierzyliśmy – odparł oschle Rikard. – To on zaczął całe to gadanie o duchach i wmawiał nam ich obecność, a Jennifer z łatwością połknęła haczyk.

Zanim dziewczyna zdążyła się zdecydować, czy ma zareagować złością, smutkiem czy śmiechem, przemówił swoim mrukliwym głosem Jarl:

– Ale było coś jeszcze… Już kiedy szliśmy do hotelu, grzęznąc w śniegu, obaj pomyliliśmy drogę. Jestem pewien, że on mnie od was odciągnął, może po to, żebym zabłądził i zamarzł. Nie udało mu się to jednak, bo zaczęliście nas szukać wcześniej, niż przypuszczał. Wtedy specjalnie rzucił się głową w zaspę, próbując udawać poszkodowanego.

– Ale właściwie jaki to wszystko miało sens? – zapytała Louise.

– No, cóż. Wycisnąłem z niego w nocy całą prawdę – rzekł Rikard z dość ponurym wyrazem twarzy. – Było to mniej więcej tak: Svein miał romans z pewną kobietą z Boren, Veslą Kruse. Nosiła ona jeszcze mnóstwo innych nazwisk, ale tak brzmi jej panieńskie. Była znacznie starsza od niego, ale faktem jest, że wiele pań około czterdziestki interesuje się młodymi mężczyznami. To podobno niezwykle atrakcyjna kobieta, a poza tym byli ulepieni z tej samej gliny, nieuczciwi, bezwzględni i zepsuci. Svein przez jakiś czas mieszkał w Oslo, ale wkrótce zaczęła mu się palić ziemia pod nogami, więc wrócił w rodzinne strony i tam się poznali. Ona po swoim ostatnim rozwodzie zamieszkała w Boren. Razem popełnili poważną malwersację. Brat Vesli, dyrektor banku mieszkający w Trondheim oraz przyjaciel Jarla Fretne, wiedział o postępku siostry i próbował zatuszować skandal, przede wszystkim ze względu na ich ojca, od dawna nieuleczalnie chorego. Odkrył jednak przy okazji, że Vesla próbuje zagarnąć większą część spadku, niż jej się należy. Podobno są to bardzo duże pieniądze, Svein wspominał, że chodzi o miliony. Brat miał tego dość i wysłał Jarla do swego ojca z listem, w którym ujawnił całą aferę. Gdyby sprawa ujrzała światło dzienne, wybuchłby skandal, co doprowadziłoby do ruiny Veslę i jej przystojnego wspólnika. Wysłała więc Sveina, żeby jak najlepiej załatwił sprawę. Nie wiem, czy Vesla brała pod uwagę morderstwo, ale Svein jest pozbawiony skrupułów. Wziął sprawę we własne ręce. W związku z nieoczekiwanym rozwojem sytuacji musiał coraz bardziej improwizować. Bawiło go to, jak sam stwierdził. Zwłaszcza te historie z duchami. Jednak Børre Pedersen musiał zauważyć Sveina, kiedy ten wdrapywał się na górę do przygotowywanej kryjówki. Jak może pamiętacie, Svein był instalatorem pracującym w wielu miejscach. To właśnie on zakładał instalację grzewczą w Trollstølen. Wiedział, że w holu jest podwieszany sufit i że wszystkie przewody wodociągowe, kanalizacyjne i grzewcze przechodzą przez tę pustą przestrzeń na górze. Jest to rozwiązanie dość powszechnie stosowane w tego rodzaju budynkach, ale ja o tym nie miałem pojęcia. Dokładnie nad recepcją znajduje się właz, do którego można się wspiąć po przymocowanych do ściany przegródkach na listy. O tym właśnie, głośno i wyraźnie, mówił w holu Børre. Najwyraźniej widział coś, czego nie powinien był zobaczyć. Znalazłem ślady podeszew w przegródkach, ale nie zauważyłem klapy w suficie. Jest tak wstawiona między deski, że prawie jej nie widać.

Rikard zrobił krótką przerwę, ale nikt nie wykorzystał okazji, żeby coś wtrącić. Wszyscy słuchali go z zapartym tchem.

– Svein wcale nie poszedł za Børrem, po prostu schował narty pod śniegiem, żebyśmy sądzili, że je zabrał. Ukrył się na górze pod sufitem, nie przypuszczał jednak, że przymusowy pobyt w Trollstølen może trwać tak długo. Pamiętacie może, że pewnej nocy otworzył drzwi wejściowe? Chciał się nas stąd pozbyć, bo zaczynał tracić zmysły od tego leżenia na górze i czekania przez całe dnie. Później miał zamiar zabrać narty i się ulotnić, ale najpierw musiał zdobyć list albo unieszkodliwić Jarla Fretne. A to okazało się trudne.

– Tak, ale najpierw wyjaśnij, co się stało z Børrem – poprosiła Louise.

– Cóż, podczas gdy my byliśmy zajęci, Svein zszedł cichaczem na dół i zabił Børrego, który na jego nieszczęście odnalazł drogę powrotną do Trollstølen. Svein miał nadzieję, że Børre zabłądzi w burzy śnieżnej. Nie miałby wtedy cienia szansy na przeżycie.

– A więc to Svein włączał i wyłączał prąd według własnego widzimisię? – upewniła się Jennifer.

– Oczywiście. Tylko to pierwsze przerwanie dopływu prądu nie było przez niego zawinione. Możecie sobie wyobrazić, jak tam wtedy marzł! Najpierw planował zejść do piwnicy i podłączyć duży kocioł grzewczy, żeby mieć ciepło od rur, ale nie zdecydował się na to dlatego, że nie było opału, a ponadto nie miał na tyle odwagi. Nic dziwnego, że Jennifer uważała, iż na górze napadł na nią jakiś lodowaty duch! Svein musiał być przemarznięty do szpiku kości! Później, kiedy dom trochę się ogrzał, mógł tam jakoś wytrzymać, ale nigdy nie było mu naprawdę ciepło.

– Ale jak mu się udawało wyłączać i włączać światło? Czy za każdym razem ryzykował schodzenie na dół?

– Nie, wcale nie musiał tego robić. Chodźcie, coś wam pokażę!

Wyszli za Rikardem do przedpokoju, gdzie wisiała szafka z licznikiem.

– Widzicie tę kolumnę biegnącą wzdłuż ściany od podłogi do sufitu? Przykrywa ona rury oraz przewody przechodzące pionowo przez cały hotel i połączone z kryjówką Sveina. Tędy mógł zejść do włazu, który, jak widzicie, nie jest całkiem zamknięty.

– Ale przecież nie mógł się przez nią przecisnąć! – wtrąciła Trine. – Jest zbyt wąska!

– Masz rację, ale wystarczyło, że wyciągnął rękę i już dosięgał do szafki. Popatrzcie, jak to blisko!

– Ale z niego szczwany lis! – wtrąciła Louise. – Coś takiego nawet nie przejdzie przez myśl porządnym ludziom! No, a tej drugiej nocy, kiedy krzyczałam na piętrze! Jak się tam dostał?

– Dopiero tam czuł się jak u siebie w domu – wyjaśniał dalej Rikard. – Ten pionowy kanał sięga aż do strychu, a właz na piętrze jest na tyle duży, że mógł się przez niego wydostać. Tam w ciemnościach wyśledził Jarla Fretne i chciał go zaatakować. Pomylił się i zamiast na niego napadł na Jennifer. Fretne wywinął się i zbiegł po schodach, a Svein znowu się ukrył. Wszystko pod osłoną ciemności.

– A więc to jego mogłam widzieć wtedy, kiedy wyszłam szukać Børrego? – zapytała podekscytowana Trine. – Czy rzeczywiście w oknie na piętrze ktoś był?

Rikard zawahał się przez chwilę.

– Zapomniałem go o to zapytać, ale to bardzo prawdopodobne.

Trine odetchnęła z ulgą. Znowu usiedli przy kominku. Nie było tego ranka ludzi zachowujących się w stosunku do siebie bardziej neutralnie niż Jennifer i Rikard. Stanowili wzór bezosobowej uprzejmości i kurtuazji. Jennifer wtrąciła:

– Dość często słyszałam to człapanie, kiedy wspinał się po przegródkach na listy. Również wtedy, gdy nie robił żadnych szalonych rzeczy.

– Oczywiście potrzebował jedzenia. Zabierał je w tak sprytny sposób, że nikt nie zauważył jakichkolwiek braków. A poza tym musiał od czasu do czasu schodzić do łazienki. Wielokrotnie czaił się tam na Jarla, zanim udało mu się go napaść i ogłuszyć.

– Dobrze wiedzieć – stwierdził z przekąsem lektor. – A zatem to on przeszukał mój bagaż?

– Tak. Zacząłem podejrzewać Sveina dość wcześnie, ponieważ rozpoznałem jego twarz. Widziałem ją w policyjnym protokole. Nie mogłem go jednak dopasować do epizodu w piwnicy, a poza tym nie miałem pojęcia, gdzie w takim razie może się ukrywać. W końcu poprosiłem Jennifer, żeby mi pomogła go wykurzyć, bo jej pokój miał dogodne położenie. A ta scena miłosna, którą odegraliśmy, była, oczywiście, tylko blefem. Jesteśmy wyłącznie przyjaciółmi.

Zadałeś mi cios prosto w serce, pomyślała Jennifer i w tej chwili napotkała figlarne spojrzenie Louise. Wyrażało powątpiewanie w prawdziwość stwierdzenia Rikarda.

Czuła się podle. Okropnie!

– Ale Jennifer bardzo mnie przestraszyła – kontynuował Rikard. – Opowiedziała mi, że kiedy leżała w gorączce, wydawało się jej, iż widziała Børrego albo kogoś, kto powinien być martwy. Przestraszyłem się, że mógł to być Svein, bo przecież uważaliśmy go za zmarłego. I rzeczywiście to był on!

– O, nie! – wykrzyknęła Jennifer. – Wszedł do mojego pokoju?

– Na szczęście nie. Zajrzał tylko raz przez okno, kiedy nierozważnie wyszedł sprawdzić pogodę i śnieg. Wówczas napotkał twoje przerażone spojrzenie i bardzo się przestraszył, że zostanie zdemaskowany, ale szybko zrozumiał, że majaczyłaś, a słowa gorączkującej osoby nie są wiarygodne. Ale następnej nocy próbował do ciebie wejść. Właśnie wtedy widziałaś poruszającą się klamkę.

Jennifer zadrżała.

– Teraz, kiedy tego słucham, wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że widziałam Sveina, bo, jak mówiłam, nie pamiętałam samej twarzy, tylko własną reakcję.

Kiedy Rikard przestał mówić, zapadła cisza. Wszyscy próbowali przetrawić dopiero co zasłyszane informacje. Jako pierwszy odezwał się Ivar.

– Ale teraz musimy się stąd wydostać – stwierdził energicznie. – Nie możemy trzymać Sveina w łazience w nieskończoność, a jeśli przyjdzie kolejna burza śnieżna, zostaniemy tu uwięzieni na całą zimę.

– Obawiam się, że istnieje takie ryzyko – wtrąciła Louise. – Widzieliście dzisiaj niebo? Jest jak wielka, ciężka poducha. Jeśli pęknie, spadnie tu cała masa śniegu.

– Tak, macie absolutną rację – westchnął Rikard. – Dziś jest najcieplej, tylko minus siedem stopni. Musimy spróbować.

– Buty śniegowe przygotowane – zapewnił Ivar. – Ale jak zabrać tych, którzy nie mogą iść?

Wszyscy się nad tym głowili.

– Pomyślałem sobie – zaproponował ostrożnie Ivar – że mógłbym pójść sam…

– Nie, nikt nie pójdzie sam – uciął Rikard.

– Wobec tego może pójdzie ze mną Jennifer?

– Znowu wróciliśmy do punktu wyjścia! Nie spuszczę Jennifer z oka, dlatego że nie jest jeszcze zdrowa i dlatego że jestem za nią odpowiedzialny. Gdyby coś jej się stało, nie wybaczyłbym sobie do końca życia.

Popatrzyli na niego uważnie, w oczach Jennifer rozbłysła nadzieja.

Szybko jednak pozbawił ją złudzeń.

– Była zbyt samotna w młodości, żeby umrzeć taka opuszczona – wyjaśnił.

Bardzo ładnie to powiedział, ale czy nie mógłby włożyć w te słowa choć trochę osobistego zaangażowania? pomyślała. Ale oczywiście oczekiwała za dużo. Jego osobiste zaangażowanie mieszkało w Vindeid i nazywało się…

Sama myśl o Marit przyprawiała Jennifer o złość. Po raz pierwszy w życiu odczuwała prawdziwą zazdrość.

Louise zerkała na Jennifer i Rikarda z zagadkowym uśmiechem.

– Pozwól mi pójść chociaż do drogi – poprosił Ivar. – Zobaczę tylko, czy jest przejezdna, i wypróbuję buty.

– Nie byłoby lepiej wziąć narty? – zasugerował Fretne. – Skoro mamy jedną parę.

– Svein nie chce wyjawić, gdzie je schował – powiedział Rikard. – Nie możemy ich przecież szukać po całym podwórzu pokrytym grubą warstwą śniegu. W porządku, Ivar. Zgadzam się na twoją propozycję. Pójdź do drogi, ale jak tylko stwierdzisz, że tracisz orientację, natychmiast zawracaj!

Tak więc około południa Ivar wyruszył w drogę, nałożywszy wszystkie ciepłe ubrania, jakie udało im się zgromadzić, łącznie z rękawiczkami Jennifer, które nie sięgały mu nawet do przegubów dłoni. Pomachali mu na pożegnanie. Teraz, kiedy Rikard wyjaśnił zagadkę dręczącą mieszkańców hotelu, wszystkim dopisywał humor. Niepokoiło ich oczywiście szarobiałe niebo, ale starali się o tym nie myśleć.

Stali przed budynkiem i spoglądali na oddalającego się Ivara. Powietrze było nieprzyjemnie zimne i ostre, a wiatr sprawił, że szczelniej otulili się ubraniami. Louise zmarzła i szybko wróciła do domu.

Ivar zniknął za wzniesieniem, a Rikard długo patrzył za nim z niepokojem.


Tego poniedziałkowego ranka, pierwszego listopada, w gazetach pojawiły się duże nagłówki:

„Dziesięć dni od zaginięcia autobusu”.

Potem odtworzono całą historię zniknięcia pojazdu gdzieś w drodze między Boren a Vindeid i poszukiwania na wielką skalę z udziałem odśnieżarki. Poinformowano, że maszyna przetarła drogę przez Kvitefjell, ale nie zauważono najmniejszego śladu autobusu ani siedmiorga pasażerów. Napisano też o tym, że ochotnicy z Czerwonego Krzyża zgromadzili się przy wodospadzie Kaldevatn, ponieważ obawiano się, że pojazd mógł tam runąć do wody. Na końcu podano nazwiska zaginionych osób.

Lista zawierała tylko siedem nazwisk. Nikt nie poszukiwał Jennifer Lid. W skrzynce na listy jej małego mieszkania czekały dwie widokówki. Pierwsza z Helsinek od matki, która opisywała, jak wspaniale spędza czas. Druga, wysłana z Włoch, od przebywającego na konferencji dla architektów ojca, święcącego ogromny zawodowy sukces.


Wiatr się nasilał, niebo jeszcze bardziej się zachmurzyło.

– Chyba nie unikniemy śniegu – rzekł z westchnieniem Rikard, wyglądając przez okno.

– Wraca Ivar! – krzyknęła Trine.

– Już? Widać nie udało mu się dojść do drogi.

Trine wybiegła Ivarowi na spotkanie. Bardzo się ostatnio zaprzyjaźnili. Twarz mu zdrętwiała z zimna, wykonany własnoręcznie śniegowy but miał tylko na jednej nodze.

– Wiązanie drugiego nie wytrzymało – wyjaśnił, kiedy wszedł. – Poza tym jest za zimno jak na moje ubranie.

– A więc nie dotarłeś do drogi?

– Nie, musiałem zawrócić. Nie miałem cienia szansy.

Pomimo doznanego rozczarowania Rikard przemówił ciepło:

– Dobrze, że zawróciłeś. Myślę, że może zacząć padać w każdej chwili.

Cała szóstka znowu pogrążyła się w apatii. Kiedy usiedli w kuchni do posiłku, niektórzy na ławeczce, inni na krzesłach, zaczęli się zastanawiać nad tym, co ich czeka.

– Na jak długo wystarczy jedzenia? – zapytał bezbarwnym głosem Rikard.

– Nie na całą zimę w każdym razie – odparła Louise z troską.

Nagle Jennifer zerwała się z miejsca.

– Cicho! Słuchajcie!

Nadstawili uszu.

– To helikopter! – krzyknął Ivar.

Wszyscy wybiegli przed dom, ale nie zdążyli dać żadnego znaku. Śmigłowiec już się oddalił, wkrótce zniknął im z oczu.

– Och, Rikardzie! – jęknęła zawiedziona Jennifer.

Otoczył ją ramieniem, niepewnie i nieporadnie. On, zawsze tak chętny, żeby ją pocieszyć.

Żałuje tego, pomyślała, odczuwając tępy ból w żołądku. Gorzko żałuje tego pocałunku, a teraz próbuje w tak bezwzględny sposób dać mi do zrozumienia, że nic nas nie łączy.

Teraz już wiedziała, co czuje do Rikarda. Nie rozumiała, że może to sprawiać taki ból! Delikatnie, ale stanowczo wyswobodziła się z jego objęć.

– Wracaj, ty idioto! – krzyczała za odlatującym helikopterem Trine.

Jennifer miała ochotę jej zawtórować.

Jednak koordynator akcji ratowniczej otrzymał ze śmigłowca meldunek:

– Zauważyliśmy coś, co może przypominać autobus. Nierówność terenu i coś, co wyglądało na refleks światła w szybie. Jeśli to autobus, to leży na boku.

– Gdzie?

Pilot wyjaśnił. Wkrótce wszystkie zaangażowane w poszukiwania siły otrzymały rozkaz przegrupowania się bliżej Vindeid, w stronę bocznej drogi prowadzącej do starego nieczynnego hotelu Trollstølen.

Kilka godzin później na tej drodze pracowała już odśnieżarka. Towarzyszyły jej samochody Czerwonego Krzyża. Wiał dokuczliwy wiatr, w powietrzu wirowały płatki śniegu. Poruszający się na nartach członkowie ekipy poszukiwaczy musieli zająć miejsca w samochodach. Zbliżał się wieczór, szybko zapadały ciemności.

– Patrzcie tam! – krzyknął pomocnik w odśnieżarce. – Tam coś jest!

Długi rząd pojazdów zatrzymał się. Kierowca odśnieżarki zawołał do tyłu:

– To jest autobus! Leży w rowie, nie ma w nim nikogo. Po krótkiej naradzie pomimo późnej godziny postanowili jechać w kierunku Trollstølen.

Raz nawet odśnieżarka omal nie utknęła w rowie, ale udało się jej ruszyć.

Wkrótce w mroku zamajaczyło kilka dużych zasypanych śniegiem budynków.


– Znowu słyszę helikopter! – odezwała się Jennifer.

Siedzieli właśnie w salonie i pogrążeni w desperacji grali w karty. Na słowa dziewczyny zamarli i zaczęli nasłuchiwać.

– Nie – zaprzeczył z ociąganiem Ivar. – To nie helikopter.

Po chwili przemówił Rikard:

– To jest… raczej przypomina to traktor albo coś takiego.

Jennifer podbiegła do okna.

– Widzę wzbijającą się w powietrze fontannę śniegu! – pisnęła.

– To odśnieżarka! – krzyknął Ivar.

Zerwali się z miejsc i podbiegli do okna. Ich zdumionym oczom ukazała się cała karawana pojazdów wyłaniająca się z zapadającego nad równiną zmierzchu.

– To nieprawda – powiedziała Trine, tłumiąc płacz. – To się nam tylko śni.

– Co się dzieje? – zapytał leżący na sofie Jarl Fretne.

– Jesteśmy uratowani – odparł Rikard nieswoim głosem.

Загрузка...