Dopiero dziewiątego dnia ich pobytu w Trollstølen ukazała się pierwsza wzmianka w gazetach, świadcząca o tym, że świat zainteresował się losem zaginionych. W jednej z nich zamieszczono następującą notatkę:
„Jakie są losy małżonków Trine i Børre Pedersen? Ostatnio widziano ich w piątek, 22 października, kiedy Børre wieczorem wyszedł z pracy. Wspominał, że podczas weekendu wybiera się na mecz piłki nożnej, ale nie powiedział dokładnie, na jaki.
Od tego czasu nikt ich nie widział. Ich córka, mieszkająca w Vindeid, dzwoniła do rodziców w poniedziałek, ale ich nie zastała. Wczoraj zadzwoniła do warsztatu samochodowego ojca, ale niczego się nie dowiedziała. Ponieważ pani Pedersen telefonuje zwykle do swojej córki przynajmniej kilka razy na tydzień, córka zaczęła się niepokoić i zgłosiła zaginięcie rodziców. Samochód państwa Pedersen zniknął, a wszystko w domu przy Fjellgata w Drammen świadczy o tym, że zamierzali się wybrać w krótką podróż. Jeśli małżonkowie Pedersen przeczytają ten artykuł, proszeni są o natychmiastowy kontakt z…”
Jennifer poczuła się tego dnia lepiej. Końska kuracja Rikarda najwyraźniej przyniosła rezultat. Ból gardła powoli ustępował, kaszel zrobił się wilgotny i wydawało się, że gorączka spadła.
Tym razem tacę ze śniadaniem przyniosła jej Louise Borgum.
– Rikard śpi jak zabity – rzekła z uśmiechem – więc ja dostąpiłam zaszczytu podania ci śniadania. Cały czas pilnuje cię jak smok, albo, jeśli uważasz, że to brzmi lepiej, jak rycerz.
Jennifer usiadła i wzięła tacę.
– Dziękuję! Co u was słychać?
Dziwne, że pokój tak wiruje! Zmobilizowała siły i zmusiła go, żeby się zatrzymał.
– No, cóż – odparła Louise. – Marzniemy, w hotelu panują przeciągi, więc jak najwięcej czasu spędzamy przy kominku. Przeczytałam już wszystkie książki, jakie tu znalazłam, ale nie było ich wiele. Kilka nudnych i starych jak świat powieści, kilka sfatygowanych wydań kieszonkowych i Biblia. Właśnie zaczęłam „Hotele i pensjonaty Norwegii”. Zostaną mi już tylko „Trasy piesze w Norwegii”.
Jennifer się roześmiała.
– Coś przecież trzeba robić – kontynuowała Louise. – Wiesz, ta cała sytuacja jest absurdalna. Sześcioro ludzi odciętych od świata w tym strasznym domu, marzących wyłącznie o tym, żeby się stąd wydostać. Istnieje ryzyko, że zacznie nas denerwować zachowanie pozostałych osób przy stole albo przez tę wymuszoną bliskość zaczniemy opowiadać sobie nawzajem historie naszego życia. Masz dużo szczęścia, że leżałaś tu przez trzy dni zupełnie odcięta od otoczenia!
– No – odparła z wahaniem Jennifer – nie było to wcale takie miłe.
– Tak, oczywiście. Jak dotąd dobrze sobie radzimy. Rikard i Ivar kilka razy przygotowywali posiłki i zmywali. Świetnie im to szło!
– Nie jestem pewna, czy odpowiednio to ujęłaś – powiedziała z namysłem Jennifer. – Brzmi to tak, jakby to było czymś niezwykle wyjątkowym, że mężczyzna robi coś w kuchni. Mężczyźni radzą sobie tam równie dobrze jak kobiety. Jeśli jest inaczej, to tylko z winy nierozsądnych matek, które „poświęcają się” rodzinie i nie wpuszczają synków do kuchni.
Louise przyjęła jej słowa z uśmiechem.
– Oczywiście, że masz rację – przyznała. – Wyraziłam się szablonowo.
Wyglądało na to, że jest tego dnia w lepszym humorze.
– Mogę cię o coś zapytać? – poprosiła Jennifer pod wpływem impulsu. – Zupełnie nie mogę odgadnąć twojego wieku. Właściwie ile masz lat?
Louise zawahała się przez moment, a potem lekko się uśmiechnęła.
– To wielka tajemnica. Pięćdziesiąt dwa.
– Oj! – zawołała z podziwem dziewczyna. – Wyglądasz naprawdę młodo!
– Tak, w okularach przeciwsłonecznych. Zdradzają mnie oczy.
– Nie wydaje mi się, żeby jeszcze były takie spuchnięte – pocieszyła ją Jennifer, która zawsze była bardziej szczera, niż od niej oczekiwano. – Wyglądały o wiele gorzej, kiedy tu przybyliśmy.
– Z pewnością ma to swoje naturalne przyczyny – odezwała się ponuro Louise.
Jennifer wyciągnęła do niej rękę.
– Czy twoje małżeństwo rozpadło się całkiem niedawno?
Po twarzy Louise przebiegł ponury cień.
– Nie, to było przesądzone już dużo wcześniej. Egil wykazywał ogromną cierpliwość, ale wytrzymałość każdego człowieka ma swoje granice.
Jennifer czekała bez słowa, ale Louise nie kontynuowała tematu. Ale mimo wszystko nie odeszła, więc może wolała, żeby dziewczyna zadawała jej pytania?
– Masz takie piękne ubrania. Czy jesteś bardzo bogata?
Louise się roześmiała.
– Myślę, że Rikard ma rację, mówiąc, że jesteś dzieckiem! Tak, jesteśmy bardzo bogaci. Egil jest dyrektorem.
Jennifer zwróciła uwagę na to, że Louise użyła czasu teraźniejszego. A zatem ich małżeństwo jeszcze trwało.
– Może to właśnie było bezpośrednim powodem – spekulowała Louise. Otrząsnęła się z tych myśli. – No, dość tego. Muszę chyba wracać do reszty. Czy potrzebujesz czegoś jeszcze?
– Nie, dziękuję! Czy nie wydarzyło się nic podejrzanego? Duchy nawiedzające hotel albo coś w tym rodzaju?
– Owszem – zawahała się Louise. – Czy Rikard nic ci nie mówił?
– Nie.
– Wczoraj rano zastaliśmy drzwi wejściowe otwarte na oścież, więc cały dom był wyziębiony, zamarzła woda w kranie kuchennym, zgasł ogień w kominku… A my zamknęliśmy te drzwi! Jakby ktoś chciał się nas pozbyć. Jarl Fretne opowiadał, że którejś nocy, kiedy on jeszcze czytał, poruszała się klamka jego drzwi. Powoli, bardzo powoli opuszczała się w dół. Cieszył się, że zamknął je na klucz. Przyznał też, że nie miał dość odwagi, by sprawdzić, kto był po drugiej stronie. Poza tym spędzamy ze sobą jak najwięcej czasu. Nie cierpimy tego domu. Jest taki… martwy! Wyzuty z wszelkich uczuć, o ile rozumiesz, co mam na myśli. A mimo to odnoszę wrażenie, że przebywa w nim jakieś żywe stworzenie, które nas nienawidzi i źle nam życzy. Och, zaczynam wygadywać głupstwa! To niepodobne do mnie, zwykle myślę dość trzeźwo. To ten dom musi wywierać na mnie zły wpływ.
Zamilkła.
– Co się stało? O czym myślisz?
Jennifer ocknęła się z zadumy.
– Louise, nie wiem, czy to było we śnie, czy nie, bo miałam straszną gorączkę, ale kiedy wspomniałaś o tej klamce… Odnoszę wrażenie, że i ja widziałam coś podobnego.
– Jesteś pewna?
– Nie, wcale nie! Pamiętam tylko, ze okropnie się przestraszyłam.
Louise szybko podeszła do drzwi.
– Opowiem o tym Rikardowi, jak tylko się obudzi.
Odwróciła się w progu i uśmiechnęła przyjaźnie.
– On bardzo się o ciebie troszczy, wiesz?
Słowa te wlały otuchę w serce trawionej gorączką potarganej istoty siedzącej na łóżku.
Po raz pierwszy po kilkudniowej przerwie Jennifer jadła obiad przy stole. Kręciło jej się trochę w głowie i była jeszcze osłabiona, ale mimo wszystko odczuwała wielką ulgę. Stwierdziła, że w jadalni jest cieplej niż w jej pokoju, a poza tym tak bardzo pragnęła towarzystwa, że pozostali ustąpili.
– Miło, że znowu jesteś z nami – odezwał się Rikard, a reszta towarzystwa przytaknęła.
Później przenieśli się do salonu. Rikard został trochę dłużej, żeby pomóc Jennifer owiniętej w mnóstwo koców.
– Nawet nie potrafię wyrazić, jak bardzo się cieszę, że wyzdrowiałaś – powiedział ciepło Rikard. Pragnąc zadośćuczynić złu, które jej wyrządził, podniósł dłoń dziewczyny i lekko pocałował czubki jej palców.
Wydała okrzyk zachwytu.
– Ojej! To tak śmiesznie łaskocze na całym ciele!
Rikard zamarł w bezruchu.
– W takim razie już więcej tego nie zrobię – obiecał.
Cała szóstka grała w karty przy kominku. Wiatr, wiejący teraz z trochę mniejszą siłą niż poprzednio, zawodził ponuro. Wciąż było zimno, chociaż temperatura powoli się podnosiła i termometr wskazywał minus piętnaście stopni.
– Och, nie. Nie powinnam sobie tak po prostu siedzieć i grać w karty! – wybuchnęła Trine pełna wyrzutów sumienia. – Nie teraz, kiedy Børre niedawno…
– Uważam, że to niezmiernie ważne, żebyśmy sobie znajdowali jakieś zajęcia – przerwał jej Rikard. – A zwłaszcza ty, bo właśnie tobie szczególnie ciężko. Mamy i tak strasznie rozstrojone nerwy.
– Racja – poparł go Jarl Fretne, który najwyraźniej oswoił się z grupą. – To, że nie wiemy, kiedy i czy w ogóle stąd wyjdziemy… Musimy się starać zachować równowagę psychiczną.
– Gdyby był z nami Svein – westchnął Ivar. – Był z niego świetny gracz.
To stwierdzenie nie było zbyt przemyślane. Przez ostatnie dni bardzo się niepokoili losem Sveina. Żyli nadzieją, że na nartach udało mu się dotrzeć do ludzi, ale z każdym dniem nadzieja ta topniała. Gdyby mu się udało, na pewno by ich już odnaleźli. W pobliżu Vindeid stały jakieś domki kempingowe, może tam znalazł schronienie.
W milczeniu grali dalej, odzywając się do siebie tylko wtedy, gdy wymagała tego rozgrywka.
– Słyszałem, że ty też widziałaś poruszającą się klamkę – zagadnął Jennifer lektor.
– Możliwe, chociaż nie jestem pewna, czy to nie były jakieś majaki. Ale jest coś jeszcze…
– O, nie. Nie chcę więcej słyszeć żadnych koszmarnych historii – zaprotestowała Trine, kładąc na stół niewłaściwą kartę. Kiedy ustało ogólne poruszenie, odezwał się Rikard:
– Jennifer, o czym chciałaś powiedzieć?
– Nic takiego. Zastanawiałam się tylko, czy ktoś z was przechadza się czasami po górze?
Wymienili pytające spojrzenia. Kolejno kręcili głowami.
– Nie. Słyszałaś dochodzące stamtąd odgłosy?
W geście zażenowania odgarnęła włosy z czoła.
– Ciągle nie wiem, ile w tym winy gorączki, ale rzeczywiście wydaje mi się, że słyszałam dobiegające stamtąd przytłumione trzaski. Jak gdyby ktoś się skradał po starej skrzypiącej podłodze. Czy żadne z was niczego takiego nie słyszało…?
– Nie – zapewnił Rikard.
– W takim razie to na pewno przez gorączkę – wyjaśniła pospiesznie.
– Albo wiatr. To stary dom. Tak czy inaczej, dokładnie sprawdziłem cały budynek. Piętro, strych, piwnicę, wszystkie pomieszczenia gospodarcze, garderoby, każdy najmniejszy zakamarek. Nie ma tu nikogo oprócz nas.
– Właśnie – podchwyciła wzburzona Trine – i to jest najgorsze! Daje nam bardzo ograniczoną możliwość wyboru: albo grasuje tu jakiś duch, albo to ktoś z nas!
– Droga Trine, uspokój się – pocieszał ją Ivar, delikatnie poklepując po ramieniu. – To wszystko może być tylko zbiegiem okoliczności.
– Zbiegiem okoliczności? Drzwi, które się same otwierają, poruszające się klamki, wanny spadające ze schodów, niezidentyfikowane istoty biegające po piwnicy i nie zamieszkanych piętrach, jakieś pojawiające się i znikające zjawy i Børre, który umarł ze strachu. Możecie mówić, co chcecie, ale właśnie strach go zabił!
Rikard uderzył dłonią w stół i westchnął.
– Nie ma sensu się straszyć, Trine. Cały czas staram się to wyjaśnić. Zacznę od wanny. Jak wiecie, są jeszcze boczne schody, którymi ktoś z nas mógł wejść, postawić wannę na samym brzegu najwyższego stopnia i zejść tą samą drogą. Tłumaczy to, dlaczego nie widziałem nikogo wchodzącego na schody w holu. Poza tym przesłuchiwałem osobno każde z was i zaczynam rozumieć powiązania między tymi faktami. Ale nie wiem jeszcze wszystkiego, pozostało kilka niejasnych punktów. Coś jeszcze się nie zgadza. Bez względu na to, co sobie myślisz, Børre nie umarł ze strachu przed jakimś duchem. Prawdopodobnie przeląkł się, czując, że słabnie mu serce, i stąd wyraz jego twarzy.
Stanowczy głos Rikarda podziałał kojąco na nerwy pozostałych. Niespiesznie powrócili do przerwanej gry w karty.
Nagle, ku ich wielkiemu zdziwieniu i rozpaczy, znowu zgasło światło.
– Dlaczego teraz? – rozległo się w ciemności pytanie Louise. – Przecież burza już się skończyła!
– Może muszą dokończyć naprawę we wsi i wyłączyli prąd tylko na kilka minut? – podsunął Jarl Fretne.
– O tak późnej porze? Wobec tego co robimy?
– Ivar, sprawdź, czy nie wysiadł jakiś bezpiecznik – polecił Rikard. – Trine, zapal świeczki, a ja uzupełnię zapas drewna.
Zaczęła się ogólna krzątanina, bo wszyscy chcieli się okazać przydatni.
Jennifer nie powinna właściwie nic robić, ale próbując nadrobić okres choroby, pomagała nosić buty i ubrania suszące się przy kominku, a także jakieś dziwne przedmioty wyplatane przez Ivara z gałęzi.
– Buty do chodzenia po śniegu – wyjaśnił Jarl Fretne. – Nasza ostatnia szansa na wydostanie się stąd.
Kiedy Jennifer z naręczem butów przechodziła mrocznym korytarzem w stronę drewutni, dostrzegła, że ktoś nadchodzi z przeciwnego końca.
To na pewno Rikard z drewnem na opał, pomyślała. Ale to takie dziwne! Czy nie widziałam go przed chwilą w salonie?
Nie, chyba coś pomyliłam. To na pewno on!
A jednak to nie był Rikard…
Rikard odchodził właśnie od kominka, kiedy Jennifer wbiegła do salonu. Pozostali akurat przebywali gdzie indziej, większość z nich w kuchni.
– Co się stało, Jennifer? – zapytał. – Wyglądasz, jakbyś zobaczyła samego diabła.
– Och, Rikard! – pisnęła. – Zrobiłam coś potwornego! Co on sobie o mnie pomyśli?
– Kto?
– Ivar – wyszeptała roztrzęsiona. – Natknęłam się na niego w tym przejściu, sądziłam, że to ty, bo miałeś przynieść drewno, a on mnie pocałował. Kiedy się zorientowałam, że to on, myślałam, że się zapadnę pod ziemię ze wstydu. Co mam zrobić?
Rikard przyjrzał się jej nieprzeniknionym wzrokiem w ciepłym blasku ognia płonącego na kominku.
– Czy odwzajemniłaś pocałunek?
– Oczywiście, że tak! Właśnie to było najgorsze. Co on sobie o mnie pomyśli?
Rikard odezwał się spokojnym głosem:
– Po pierwsze, absolutnie nie powinnaś biegać po zimnych korytarzach, zanim całkiem nie wyzdrowiejesz. Po drugie, z Ivarem można porozmawiać. On jest w porządku. Czy chcesz sama wytłumaczyć to nieporozumienie, czy ja mam to zrobić?
Nie mając odwagi spojrzeć Rikardowi w oczy, odparła cicho:
– Będziesz strasznie miły, jeśli zechcesz z nim porozmawiać.
Rikard wyszedł, a Jennifer próbowała zetrzeć rumieniec z płonących policzków.
Rikard zastał Ivara z kuchni.
– Mogą z tobą zamienić parę słów?
Ivar podążył za nim na korytarz.
– Jennifer znalazła się teraz w bardzo niezręcznej sytuacji – zaczął Rikard.
– Jennifer? A dlaczego?
– Nie wiedziała, że to ty. Obawia się, że wyrobisz sobie niewłaściwe zdanie na jej temat.
– Nic nie rozumiem – stwierdził zdezorientowany Ivar.
– Sądziła, że to ja, rozumiesz?
Ivar zmarszczył czoło.
– Nie bardzo wiem, o czym mówisz.
Rikard westchnął zniecierpliwiony.
– Ona twierdzi, że zbyt namiętnie odwzajemniła twój pocałunek. Bo to chyba byłeś ty? – dodał podejrzliwie.
Wreszcie Ivar doznał olśnienia.
– To była Jennifer? Jakim cudem…! Sądziłem, że to Trine. Pomyślałem chyba tylko, że zeszczuplała.
Rikard wybuchnął śmiechem.
– No wiesz, Ivar! Tak sobie chodzisz i całujesz dopiero co owdowiałe kobiety?
– Nie – zaprzeczył zażenowany Ivar – natknęliśmy się na siebie kilka razy w korytarzu, wypadło jej coś z rąk. Trine jest taka urocza, prawda? A więc to była Jennifer? W tej dziewczynie jest tyle żaru. Boże, co ona sobie o mnie pomyśli?
Rikard się zaśmiał.
– Wyjaśnię jej okoliczności.
– Tak, zrób to, proszę! I… nie mów o tym Trine, dobrze? Trochę później spróbuję jeszcze raz.
Jennifer roześmiała się z ulgą, kiedy Rikard powtórzył jej rozmowę z Ivarem.
– Można to nazwać spotkaniem z komplikacjami!
Potem odwróciła głowę, żeby uniknąć jego wzroku, Rikard nie podjął tematu i po chwili wahania niepewnym krokiem opuścił pokój.
Jennifer siedziała dalej bez ruchu, wciąż nie mogąc przyjść do siebie, przede wszystkim ze zdziwienia. Kilka minut w zamyśleniu obracała w palcach długopis.
Odczuwała bezgraniczny smutek.
Oto koniec najpiękniejszej w świecie przyjaźni, pomyślała.
Kolejna noc była strasznie zimna! Jennifer leżała skulona w łóżku i drżała, zastanawiając się, czy się przenieść do salonu, ale nie mogła się zdobyć na to, żeby przejść obok tego odrażającego trolla, który górował nad całym holem.
Głucho zakasłała. Chyba zbyt wcześnie wstała z łóżka. A w każdym razie nie powinna chodzić po wyziębionych korytarzach.
Nagle uniosła głowę i zaczęła nasłuchiwać. Natychmiast szybciej zabiło jej serce.
Znowu się na coś zanosiło! Ale gdzie? Na górze, czy może w holu? W recepcji? W pokojach pozostałych gości?
Ten dźwięk był taki dziwny. Skradanie się na palcach, stłumione pukanie i to skrzypienie. Miała wrażenie, że słyszała te dźwięki już wcześniej.
Potem znowu zapadła cisza.
Rikard, szeptała w głębi duszy. Chcę do Rikarda!
Ale on był tak daleko.
A może to jego słyszy? Czy jej pokój nie graniczy przez ścianę z pozostałymi obecnie zamieszkanymi?
Nie, tylko z pokojem Ivara, a on zwykle mocno spał. Nie śmiała go zawołać.
Pobiec szybko do Rikarda? Czy się zdobędzie na taką odwagę?
Albo wyjść, krzyczeć i czekać…
Jennifer stwierdziła, że nie jest na tyle odważna.
Wkrótce potem usłyszała pstryknięcie kaloryfera oznaczające, że prąd znowu działał. No, na szczęście, pomyślała Jennifer.
Następnego ranka opowiedziała, co słyszała.
– Dlaczego od razu do mnie nie przyszłaś? – zapytał z irytacją Rikard.
– Świetnie to rozumiem – wtrąciła Louise Borgum. – Też bym się nie odważyła.
Tego dnia nie wydarzyło się w Trollstølen nic szczególnego. Ale dziennikarze coraz bardziej zaczęli interesować się sprawą zaginionych. Policja w Oslo poszukiwała jednego ze swoich ludzi, który powinien przyjść do pracy po tygodniowym urlopie. W Trondheim zgłoszono zaginięcie lektora Jarla Fretne.
Cztery zaginięcia w tym samym czasie były czymś niezwykłym. A wszelkie ślady po nich, dwójce z Drammen, jednym z Oslo i jednym z Trondheim, urwały się w sobotę, dwudziestego trzeciego października.
W gazetach nie podawano nic oprócz komunikatów o zaginięciu, jedynie rozgarnięci dziennikarze próbowali na własną rękę kojarzyć fakty.
Była sobota. Minął tydzień od ich zaginięcia.
Jennifer zauważyła, że Rikard zaczął jej unikać. Bolało ją to, ale bardzo dobrze go rozumiała. Nie on pierwszy w jej krótkim życiu podziękował za okazywane mu zainteresowanie.
Ale z Rikardem było inaczej. Czuła, że jest na siebie wściekła. Nie powinna mu nic mówić! Ale nigdy w życiu by nie pomyślała, że sama…
Tak po prostu rzuciła mu się w ramiona, tak bezmyślnie!
A to był tylko Ivar!
Doznała niesamowitego wstrząsu. Wyrwała się z obrzydzeniem, pobiegła do Rikarda i równie bezmyślnie wszystko mu wypaplała.
Jak można być aż tak głupim!
Rikard jeszcze raz obszedł te miejsca, z których, według słów Jennifer, mogły dochodzić tajemnicze odgłosy. Przeszukał całe piętro, długo krążył po sąsiednich pokojach, sprawdzał też pod oknem. Sporo czasu spędził w recepcji, przeglądając zawartość wszystkich szuflad i szafek, ale nie powiedział nikomu, czy znalazł coś ciekawego.
Dzień mijał powoli, wszyscy próbowali znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby zająć czymś myśli i żeby czas się tak nie wlókł. Jennifer, której kaszel trochę się uspokoił, zabrała się za pisanie noweli, ale ponieważ zabrakło jej papieru, nie mogła dokończyć.
Przez cały czas pogoda się właściwie nie zmieniała. Wprawdzie w południe pokazało się na chwilę słońce, ale niewiele to pomogło, bo na zewnątrz utrzymywała się temperatura około minus dwunastu stopni, lodowaty wiatr przetaczał się przez wierzchołek góry i wszyscy oprócz Jennifer byli zbyt lekko ubrani, żeby wyjść. Louise i Trine były ubrane w spódnice, cienkie rajstopy i trzewiki, mężczyźni też mieli tylko niskie buty, żadnych czapek ani rękawic. Nic, co mogłoby się nadawać do brnięcia wiele kilometrów w śniegu po zawianych drogach.
Rikard, najwyraźniej po długim namyśle, przyszedł do Jennifer późnym popołudniem.
Usiadł naprzeciw niej.
– Czy możemy trochę pogawędzić?
Jennifer nie potrafiła ukryć niepokoju.
– Rikard, to bez znaczenia, to była spontaniczna reakcja i nie ma z sobą nic wspólnego…
Powstrzymał ją.
– Sama sobie przeczysz. To przecież ty nie mogłaś się zachowywać spontanicznie w towarzystwie chłopców. Ty się złościłaś, jak tylko cię dotknęli.
– Możliwe, ale tym nie musisz się martwić. Mówię ci, że to bez znaczenia.
– Jennifer, wiele myślałem. Zastanawiam się nad tym, odkąd kilka dni temu opowiedziałaś mi o swoich… trudnościach. To takie strasznie niesprawiedliwe, że jakiś drań może zmarnować ci życie. Jesteś na to zbyt delikatna i wrażliwa. Wiesz, związek mężczyzny z kobietą może być bardzo piękny. Jeśli chcesz, mogę spróbować… Może zmienią się twoje odczucia.
Najpierw nie zrozumiała, o co mu chodzi. Potem wstała i oburzona podeszła do okna, nie chcąc mu spojrzeć w oczy.
– Och, Rikard, cofnij te słowa! – jęknęła.
Rikarda, który przygotowywał się do tej rozmowy przez cały dzień, reakcja dziewczyny wytrąciła zupełnie z równowagi. Również i on wstał z miejsca i wyjąkał:
– Przepraszam, jeśli się niezręcznie wyraziłem, ale mam ku temu specjalne powody. Nie będzie to z mojej strony żadna ofiara, możesz mi wierzyć!
– To jeszcze gorzej! – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Jesteś najbardziej nieczułym i wyrachowanym człowiekiem, jakiego spotkałam w życiu! Nic dziwnego, że dziewczyny szybko mają cię dość!
– Nie rozumiem. Przecież chciałem ci tylko pomóc.
– Pomóc mi? – odwróciła się do niego ze łzami w oczach. – Czy mam być jakimś przedmiotem, który może się przyczynić do podniesienia twojego prestiżu jako mężczyzny przez to, że tobie uda się to, co innym się nie udało? Że ty możesz sprawić, że będę szczęśliwa?
Stał jak rażony piorunem.
– Musiałem się zachować okropnie niezręcznie, skoro się na mnie zezłościłaś! Nigdy wcześniej cię takiej nie widziałem. Zawsze przyjmowałaś wszystkie przykrości z uśmiechem zakłopotania. Och, Jennifer, co ja takiego zrobiłem? Zupełnie nie o to mi chodziło.
Podszedł do niej, ale się odsunęła.
– Nie dotykaj mnie – odezwała się cicho, ale z większym opanowaniem. – Zupełnie źle zrozumiałeś ten pocałunek. Ta miłość, jaką ci mogę dać, jest czysto duchowej natury i taki też był ten fatalny wczorajszy pocałunek. Nie wyobrażaj sobie nic więcej!
– Jennifer – powiedział znużonym głosem. – Sprawy zaszły za daleko i nie da się już niczego naprawić. Ale łudziłem się nadzieją, że zdołam znaleźć rozwiązanie problemu, który pojawił się dawno temu, wtedy, kiedy wyjechałem do Oslo i nie chciałem mieć z tobą nic wspólnego. Miałem nadzieję na przeżycie czegoś przyjemnego i wspaniałego. Na pomoc dla ciebie i dla mnie.
Te słowa wzbudziły jej zainteresowanie. Pomoc dla Rikarda? Jennifer zawsze była gotowa przyjść mu z pomocą. Ale teraz go nie rozumiała…
– Dlaczego wtedy…
– Teraz już nie ma o czym mówić – przerwał. – Wszystko zepsułem. Zawsze byłem niezręczny w stosunku do kobiet. Nie wracajmy więcej do tych bzdur!
Odprężyła się i uśmiechnęła swoim nieporadnym uśmiechem, który tak dobrze znał. Ale tym razem nie dał się oszukać.
– Zapomnimy o wszystkim? – zaproponował. – Od momentu, w którym wpadłaś w silne ramiona Ivara, do mojej głupiej propozycji? Czy możemy być przyjaciółmi, tak jak kiedyś? Ogromnie dużo to dla mnie znaczy, że mogę być twoim przyjacielem, Jennifer. Odkryłem to właśnie dzisiaj, a szczególnie przed chwilą, kiedy się na mnie wściekłaś, a twoja twarz przybrała taki dorosły wyraz.
– Dobrze! – rozpromieniła się. – Zapomnijmy o wszystkim!
Ale w głębi duszy wiedziała, że nie będzie mogła zapomnieć. W ciągu ostatniej doby coś się w niej zmieniło i wcale nie była z tego zadowolona!
Ta noc w Trollstølen była najgorsza.
Po północy Jennifer znowu usłyszała znane jej już dziwne odgłosy. Nie zdołała się jeszcze do budzić i dlatego nie potrafiła ich zlokalizować, nie wiedziała, czy dochodzą z holu, czy z góry. Dziwaczne szybkie skradanie się na palcach albo drobne kroczki, podobne do dźwięku powstającego przy bębnieniu palcami o krawędź stołu. Potem nastała cisza. Rozległo się tylko kilka trzasków i nic więcej.
Leżała bez ruchu przez dziesięć minut. Próbowała trochę uspokoić bijące mocno serce, żeby móc lepiej słyszeć. Ale odgłosy się nie powtórzyły. Wyciągnęła rękę, żeby zapalić światło.
W kontakcie rozległ się trzask, kiedy go włączyła.
– No, nie. Nie teraz! – szepnęła i wytężyła wzrok, próbując dojrzeć coś w ciemności.
Stwierdziła, że wiatr trochę się uspokoił, ale i tak słychać było szum, kiedy napierał na ściany.
Jeśli teraz nie powiem o tym Rikardowi, nigdy mi tego nie wybaczy, pomyślała. Łatwo mu mówić!
Nie chciała krzyczeć, bo gdyby ktoś miał nieczyste zamiary, byłby to dla niego świetny sygnał ostrzegawczy.
Ale czy się odważy wyjść ze swojego bezpiecznego pokoju?
Brednie, przecież w Trollstølen nie wydarzyło się nic niebezpiecznego! Tylko ktoś z nich próbował ich przestraszyć albo płatał jakieś głupie figle.
Dodała sobie odwagi i uchyliła drzwi.
W holu było dość zimno, ale panował spokój. Żarzący się w kominku ogień podziałał na nią uspokajająco.
Jennifer minęła możliwie najszybciej kontuar recepcji, próbując nie patrzeć na pochylającego się nad nią groteskowego trolla. Wpadła w korytarzyk, w którym mieszkali pozostali goście.
Nagle potknęła się o coś miękkiego i ciężkiego, leżącego na podłodze.
Mimowolnie wydała okrzyk przerażenia. Sprawdziła po omacku, co to takiego, i głośno krzyknęła.
Leżał tam człowiek, a ona miała ręce we krwi.