ROZDZIAŁ DWUNASTY

Przez pewien czas ich uwagę zaprzątały sprawy praktyczne. Jake wystawił swoje mieszkanie na sprzedaż i od razu znalazł nabywcę.

– Chciałbym odłożyć te pieniądze na prawdziwy dom – powiedział. – Tu będzie nam za ciasno.

Zgodziła się, ale nie powiedziała nic więcej, pozostawiając mu inicjatywę.

– Czujesz się dużo lepiej, prawda? – spytała pewnego dnia.

– Tak, skąd wiesz?

– Przestałeś mówić jak robot. Kiedy było z tobą naprawdę źle, wymawiałeś słowa jakoś tak szorstko i mechanicznie. Te tabletki, które ostatnio przepisał ci lekarz, okazały się skuteczne.

– To nie były tabletki, to byłaś ty. – Rzeczywiście, chmury zgromadzone nad nim zaczynały rzednąć. Coraz sprawniej organizował sobie pracę i zdołał już opracować konspekt swojej książki.

– Wyślemy go do agencji literackiej – zaproponowała Kelly. – Carl mógłby w tym pomóc, o ile ty…

– W porządku, nie martw się. Jestem już przychylnie usposobiony do Carla.

W rezultacie dostał sporą zaliczkę, co poprawiło mu nastrój i umożliwiło dalszą pracę bez obciążeń. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że jego przyszłość w telewizji stoi pod znakiem zapytania. Główne zlecenia dostawał od Olimpii, a to źródło należało uznać za wyczerpane. Puściła płazem ów pierwszy raz, kiedy ją rozczarował w Paryżu, ale to, co wydarzyło się w jej mieszkaniu, było niewybaczalne. Odrzucił ją i naraził na upokorzenie przy obcych ludziach. Oczywiście nie miał takiego zamiaru, jego zachowanie było następstwem choroby, ale cóż, Olimpia nie należała do kobiet wyrozumiałych.

Ale nawet tą sprawą zbytnio się nie przejmował. Kariera zawodowa zajmowała jedynie pobocza jego świadomości. W centrum uwagi była ciąża Kelly, która właśnie dobiegała końca.

– Czy pracujesz nad książką zgodnie z planem? – zapytała Kelly pewnego razu. – Wiem, że chcieli szybko ją dostać. Jeśli potrzebujesz pomocy sekretarskiej, mogłabym…

– Nie! – Jego krzyk był tak głośny, że nieomal wypadła jej z rąk filiżanka. – Wybij to sobie z głowy! Masz własną pracę do wykonania. Poświęć jej całą uwagę.

– Ale ja tylko…

– Powiedziałem, nie!

– Dobrze, dobrze – zgodziła się pospiesznie.

Nastąpiła cisza. Znów mroczki pojawiły mu się przed oczami. Jakże historia lubiła się powtarzać! Kiedyś odebrał Kelly szansę odniesienia własnego sukcesu, a teraz sama się o to prosiła. Na skronie wystąpił mu pot.

– W porządku – powiedziała, lekko nim potrząsając. – Nie traktuj wszystkiego tak poważnie. – Ale postaraj się szybko skończyć, bo lada dzień zadzwoni do ciebie Olimpia.

– Nie należy do wielkodusznych dam.

– Ale jest ambitna. Bez ciebie jej notowania spadają.

– Skąd wiesz?

– Jeden z naszych wykładowców współpracuje z jej stacją. Chodzą plotki, że próbowali znaleźć kogoś na twoje miejsce, ale się nie udało. Widzowie nieustannie dopytują się o ciebie. W zasadzie możesz być pewien angażu.

Uwierzył jej w sprawie Olimpii. Rzeczywiście zadzwoniła tydzień później, jak zawsze pełna wdzięku i pewności siebie. Jakby tamten wieczór w jej mieszkaniu nigdy nie miał miejsca.

– Czujesz się już dobrze? – zapytała.

– Czuję się świetnie.

– Mam robotę, która cię zainteresuje. To byłoby…

Było to super zadanie, które od razu wprowadziłoby go znów na szczyt.

– Interesujące… – skomentował niezobowiązującym tonem, który powinien dać Olimpii do myślenia.

– To dobrze. Musisz wyjechać w przyszłym tygodniu…

– Zaczekaj. Jeszcze się nie zgodziłem. Istnieją pomiędzy nami pewne niedomówienia…

– Zdumiewa mnie, że chcesz do tego wracać.

– Mnie z kolei nie dziwi, że wolisz uniknąć tego tematu. Uważam jednak, że powinienem ci wyjaśnić swoje zachowanie przy tych facetach z Forest Glades. Robi mi się niedobrze na sama myśl, że rzeczywiście próbowałaś mnie zamknąć, byle tylko uniemożliwić mi powrót do Kelly. Z drugiej strony możliwe, że działałaś dla mojego dobra…

– Możliwe? – wykrzyknęła. – Dostałeś wtedy ataku szału, straciłeś rozum! Potrzebowałeś pomocy, więc ją ściągnęłam.

– To nie była właściwa pomoc.

– A co ze mną? – zapiszczała nerwowo. – Opowiadałeś o swojej żonie i dziecku przy tych facetach! Jak wtedy wyglądałam? Odpowiedz!

– Jeśli byś ich nie ściągnęła, nigdy by do tego nie doszło. Przyznaję, że była to złośliwość z mojej strony.

– Jeśli cię wtedy źle zrozumiałam, przykro mi – powiedziała pojednawczo. Bez Jake'a jej notowania spadały gwałtownie.

– Zostawmy to. Tak czy owak, nie mogę wyjechać w przyszłym tygodniu ani w następnych. Kelly wkrótce urodzi i muszę być na miejscu.

– A więc ludzie mają czekać w nieskończoność, aż znowu staniesz się mężczyzną gotowym do pracy? – Olimpia pozwoliła sobie na tę nieostrożność.

– Aż znowu stanę się mężczyzną – powtórzył, smakując te słowa.

– Nie to miałam na myśli – wycofała się żywo.

– Nie dbam o to, co masz na myśli – powiedział. – Dzięki tobie zdałem sobie sprawę z wielu rzeczy i zmieniłem moje wyobrażenia o byciu prawdziwym mężczyzną. Nie mogę wykonywać tej pracy, Olimpio. Ani w przyszłym tygodniu, ani w następnym. Nigdy. Nie zamierzam obserwować narodzin mojego dziecka ze spakowaną walizką, patrząc na zegarek. I nie mogę powiedzieć Kelly, żeby się pospieszyła, ponieważ muszę zdążyć na samolot. Zamierzam być przy niej także po narodzinach, kiedy będzie mnie potrzebować bardziej niż kiedykolwiek. Skończyłem włóczęgę po świecie. Bawiłem się świetnie, ale była to zabawa kosztem Kelly. Zakończyłem tamten etap w życiu.

– A wiesz, co ludzie mówią? – zapytała Olimpia jadowicie. – Że straciłeś swój nerw.

– Niech mówią, co chcą.

– Nigdy już nie odzyskasz popularności.

– Może zasłużę na inną. Myślę, że czas na nowe wyzwania.

– Czyś ty zwariował? – Głos Olimpii pełen był potępienia. – Skończysz, prowadząc programy ogrodnicze!

– Lubię ogrodnictwo – odpowiedział Jake, który nigdy w życiu nawet nie podlał kwiatka. – Myślę o kupnie domu z ogrodem. Do widzenia, Olimpio. Naprawdę, do widzenia.

Odłożył słuchawkę i przez chwilę przeżuwał tę rozmowę. Potem uniósł głowę i zobaczył stojącą w drzwiach uśmiechniętą Kelly.

– Słyszałaś? – Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.

– Słyszałam. Odmówiłeś podjęcia pracy, żeby być przy mnie, kiedy narodzi się dziecko.

– Żeby być z tobą po narodzinach dziecka – poprawił, pomagając jej usiąść na kanapie. – Dla mnie to teraz najważniejsza rzecz na świecie. Nasza trójka powinna trzymać się razem, również potem. Wyjdź za mnie za mąż, Kelly.

– Co takiego?

Jake klęknął przy kanapie; jego pełne przejmującego wyrazu oczy znalazły się na poziomie oczu Kelly.

– Chcę cię poślubić – powiedział gorączkowo. – Zawsze chciałem cię poślubić, od pierwszego razu. Byłaś moją miłością i moją gwiazdą, ale byłaś również… – Zawahał się.

– Byłam również czym? – Nie wierzyła własnym uszom.

– Opoką – powiedział w końcu. – Zabrało mi wiele czasu, żeby zdać sobie z tego sprawę. Zawsze stanowiłaś dla mnie podporę. Dawałaś mi poczucie bezpieczeństwa. Zacząłem to rozumieć, kiedy wystąpiłaś o rozwód. Byłem takim arogantem, bo nie mogłem uwierzyć, że rzeczywiście będziesz w stanie przez to przejść. Myślałem, że szybko zdasz sobie sprawę, jak mnie potrzebujesz. Nie byłem w stanie przyznać się przed sobą, że to ja ciebie potrzebowałem.

Miałem nadzieję, że zdążę wrócić na czas, żeby odwieść cię od rozwodu. Zgodziłbym się na wszystko, żebyś tylko ze mną została. Ale pomyliłem datę i gdy przybyłem, było już po prostu za późno. Gdy cię zobaczyłem na przyjęciu, doznałem szoku, ponieważ nie mogłem cię rozpoznać. Zaczynałem podejrzewać, że w ogóle nie miałem racji. Nagle znalazłem się na morzu – bez steru, bez kompasu, bez Kelly. Nie tylko straciłem moją ukochaną, straciłem również najlepszego przyjaciela, który był mi podporą w najcięższych zmaganiach. Stanąłem do najtrudniejszej walki mojego życia – walki o moją żonę. Zamiast mi doradzać, znajdowałaś się po drugiej stronie barykady.

– Szkoda, że mi tego nie powiedziałeś – odezwała się miękkim głosem.

– Może bym spróbował, gdybym mógł porozmawiać z Kelly. Ale jej tam nie było! Wysłała na swoje miejsce Carlottę. A Carlotta… O mój Boże!

– Wydawało mi się, że ją polubiłeś – wspomniała Kelly zalotnie.

– Spędziłem z nią najwspanialszą noc w życiu i mam nadzieję… – Wahał się przez chwilę, zanim powiedział prawie ze wstydem: – Mam nadzieję, że spotkamy się znowu. Ale tamtej nocy mnie przestraszyła. Nagle zorientowałem się, przeciwko czemu wystąpiłem, z jaką determinacją byłaś gotowa zacząć nowe życie i jak mało miałaś powodów, żeby żałować przeszłości. Zauważyłem mężczyzn, który cię pożądali, którzy prawdopodobnie doceniliby cię bardziej ode mnie. I po tej niesamowitej nocy… następnego ranka czekałem, że mnie pocieszysz, powiesz, że wszystko pomiędzy nami się ułoży, ale ty powiedziałaś, że to był wspaniały sposób zakończenia naszego małżeństwa. Gdy to usłyszałem, musiałem od razu wyjść, żebyś się nie zorientowała, jak bliski byłem błagania cię, żebyś mnie znów przyjęła.

– Gdybym to wiedziała – zamyśliła się. – A jednak…

– A jednak nie był to odpowiedni czas. – Szybko podchwycił jej myśl. – Dla żadnego z nas. Musieliśmy przebyć ciernistą drogę, żeby znów się odnaleźć. Kocham cię, chcę cię poślubić i być z tobą na zawsze.

– Ja również tego chcę. – Dotknęła jego twarzy.

– W takim razie zróbmy to od razu.

– Kochanie, nie możemy…

– Możemy, jeśli tylko załatwimy formalności.

– Ale dziecko może urodzić się w każdej chwili…

– Dlatego trzeba się pospieszyć. Chcę, byśmy byli małżeństwem, kiedy się narodzi. Nie potrafię tego wyjaśnić… Po prostu irracjonalne uczucie.

– Dobrze – zgodziła się, kochając go za ten pośpiech.

– Zrobię to od razu – powiedział, podskakując z radości.

– Zobaczmy, czy moje stare kontakty jeszcze są coś warte.

Szczęście go nie opuszczało. Jeden z przyjaciół wiedział, jak otrzymać specjalne pozwolenie i zaczął działać.

– Ale czy możemy się zarejestrować w urzędzie stanu cywilnego na ostatnią chwilę? – zapytała Kelly niespokojnie.

– Nie pójdziemy do urzędu stanu cywilnego. Pobierzemy się w kościele! – Złapał ją za ręce. – Nie mogę ofiarować ci białej sukni i druhen, ale mogę dać ci kościół i księdza.

Z furią wykręcał numer telefonu.

– Nie powiesz mi, że ktoś z twoich znajomych zna księdza – zdziwiła się Kelly.

– Jeden z moich znajomych jest księdzem i ma wobec mnie dług wdzięczności.

Ślub został wyznaczony za dwa dni. Kelly była oszołomiona, czułą, jak świat wiruje jej przed oczami. Tylko jeden element pozostawał niezmienny – Jake kochał ją bardziej niż kiedykolwiek i łamał sobie głowę, by ją zadowolić.

Wielebny Francis Dayton zgodził się udzielić im ślubu, jak tylko załatwią papiery. Był to mężczyzna po osiemdziesiątce, dawno na emeryturze, ale zapewniał, że nie będzie problemu z „wynajęciem" kościoła.

– Polegam na moich chłopcach – rzekł konspiracyjnie. Chłopcami okazali się jego synowie, który poszli drogą duchową ojca i mieli własne parafie.

Kelly polubiła ojca Francisa. Pomimo swoich lat miał iskrzące się oczy i podchodził do życia jak do wspaniałej przygody.

Carl miał poprowadzić pannę młodą do ołtarza, a jego siostra, Mariannę, zadbać o wygląd Kelly.

– Co zamierzasz zrobić z moim ogromnym cielskiem? – zapytała Kelly, wskazując swój brzuch.

W odpowiedzi Mariannę pokazała jej niebieską, aksamitną pelerynę zapinaną z przodu.

Kelly miała teraz nieco dłuższe włosy, Mariannę zakręciła je więc na grube wałki i tak ułożyła, że tworzyły wokół twarzy aureolę, oczy zaś rozświetlone blaskiem radości prawie nie wymagały makijażu. Zamiast welonu Mariannę wpięła jej we włosy kwiaty, takie same, jakie zdobiły ślubny bukiet.

Ślub odbywał się w małej kaplicy, przylegającej do głównego kościoła, a uczestniczyło w nim zaledwie pięć osób, włącznie z wielebnym Daytonem. Carl i Mariannę pełnili rolę drużbów i jednocześnie świadków.

Kelly przeszła wzdłuż nawy u boku Carla wpatrzona w uśmiechnięte i pełne uwielbienia oczy Jake'a. Wyciągnął do niej rękę i poprowadził przed ołtarz. Wielebny Dayton zakasłał i zaczął czytać liturgię.

Jake ujął dłoń Kelly i z bladą, wzruszoną twarzą powtarzał za księdzem słowa ślubnej przysięgi.

Ale kiedy przyszła kolej na Kelly, zapanowała cisza. Wszyscy spojrzeli na nią, najpierw zdziwieni, potem przerażeni, kiedy zobaczyli jej wykrzywioną z bólu twarz.

– Przykro mi – powiedziała – To nie najlepsza pora…

– Chyba nie powiesz…? – zapytał Jake.

– Obawiam się, że to skurcz… Już drugi… Powtarzają się często. Jake…

– Mój samochód jest szybszy od karetki – powiedział Carl.

Kelly głęboko odetchnęła i kurczowo złapała Jake'a za ramię. – Ale nasz ślub…

– Zostawcie to mnie – wtrącił się ksiądz. – Do którego szpitala jedziecie?

Zdumieni natychmiast odpowiedzieli, on zaś wypadł jak burza z kościoła, podciągając sutannę i krzycząc:

– Wyprzedzę cię!

Jake i Mariannę pomogli Kelly wyjść z kościoła. Kiedy doszli do samochodu, Carl już czekał z włączonym silnikiem. Mariannę usiadła z przodu, a Jake z tyłu, obejmując Kelly ramionami.

– Nie powinienem się upierać – wymamrotał. – To było dla ciebie zbyt wiele.

– Nie, to był cudowny pomysł – zaprotestowała z ożywieniem. – Ja również tego chciałam. – Zaczerpnęła głęboki oddech, kiedy poczuła kolejny ból.

– Czy to następny skurcz? – zawołał Carl przez ramię.

– Tak – odpowiedział zdenerwowany Jake. – To ty jesteś ekspertem. Co to oznacza?

– Że lepiej się pospieszmy.

Nacisnął pedał gazu i samochód przyspieszył. Ale i tak wyprzedził ich motocyklista, z głową zasłoniętą kaskiem i łopoczącymi na wietrze połami sutanny.

– Czy to nie nasz wielebny? – zapytała Mariannę, jakby rażona piorunem.

– Oczywiście, że tak – powiedziała Kelly, ciężko dysząc. – Och, kochanie… – zacisnęła ramię na szyi Jake'a – nasze szaleństwo jak widać jest zaraźliwe.

W szpitalu już na nich czekano, ponieważ ksiądz Francis przybył pierwszy i zaalarmował oddział położniczy.

Kolejny ból rozdarł ciało Kelly, ale przemogła się i opanowała. Miała jeszcze coś ważnego do zrobienia.

– Szybko – powiedziała, dysząc.

Gdy pielęgniarki przygotowywały ją do porodu, stary ksiądz wkroczył do akcji.

– Czy pojmiesz tego mężczyznę za męża?

– Tak – odpowiedziała pewnym głosem. Teraz przyszła kolej na Jake'a.

– Ja, Jake, biorę cię, Kelly, za żonę…

Zmysły odmawiały jej posłuszeństwa, ale usłyszała wyraźnie:

– Będę cię kochać i dbać o ciebie aż do śmierci…

Aż do śmierci. To był jedyny możliwy wybór. Próbowali się rozstać, ale to się nie udało.

Pomiędzy narastającymi falami bólu przyjęła go za męża i wyciągnęła dłoń, żeby otrzymać obrączkę.

– Ogłaszam, że Jake i Kelly za obopólną zgodą wstąpili w święty związek małżeński i stają się mężem i żoną – zakomunikował wielebny Francis.

Mężem i żoną. Kelly uśmiechem wyraziła swoją wdzięczność staremu duchownemu, który pomachał jej ręką i ulotnił się z pokoju, zabierając ze sobą Carla i Mariannę.

Upłynęło dokładnie dziewięć miesięcy od czasu ich rozwodu do chwili, kiedy ich syn gwałtownie domagał się przyjścia na świat.

– Jestem taka szczęśliwa, że zdążyliśmy… – wyszeptała Kelly. – Potem już nie byłoby to samo…

Jake skinął głową i pocałował ją w czoło. Ból w gardle powodował, że nie potrafił wypowiedzieć ani słowa. Cały świat przewrócił się do góry nogami. Sprawy, przedtem tak ważne, teraz wydawały mu się banalne. Tylko ta chwila miała znaczenie – ten moment, ta kobieta, to dziecko, które razem poczęli.

Kelly marzyła o takich właśnie narodzinach, z Jakiem u swego boku, dzielącym z nią to doświadczenie.

Poród trwał krótko. Już po kilkunastu minutach trzymała swego syna w ramionach.

– On już jest taki jak ty! – wyszeptała zachwycona. – Niecierpliwy, porywczy. Tak się spieszył na ten świat!

– Będę musiał go uprzedzić, że zbytni pośpiech może odwrócić jego uwagę od spraw, które tak wiele znaczą.

– Obawiam się, że twój syn nie przyjmie żadnych ostrzeżeń.

– Mój syn… – powiedział w osłupieniu. – Nasz syn. Kelly, czy to w ogóle możliwe?

– Zycie pokazuje, że wszystko jest możliwe, mój kochany. Inaczej nie odnaleźlibyśmy się ponownie, prawda?

Ksiądz Francis Dayton pojawił się następnego dnia, żeby dopełnić formalności. Rozbawił Kelly opowieścią, jak to wtargnął do szpitala, krzycząc: „Gdzie jest oddział położniczy? Szybko!".

– Omal mnie nie aresztowali – powiedział z głęboką satysfakcją. – Zatrzymała mnie również policja. Od dawna tak dobrze się nie bawiłem! Naprawdę zamierzasz dać temu bobasowi na imię Francis? Och, już znikam, oto i twój mąż.

Jake miał dla niej jeszcze jedną niespodziankę. Przybył ze stertą książek pod pachą.

– Co to za książki? – zapytała, kiedy ją pocałował.

– Masz to wszystko przerobić, zanim zacznie się nowy semestr – powiedział. – Powinnaś zacząć pracę od zaraz.

– Czyżbyś zapomniał, jak spędziłam wczorajszy dzień? Usiadł na łóżku, ujmując jej dłonie.

– Nigdy nie zapomnę wczorajszego dnia, do końca życia. Ale byłoby pójściem na łatwiznę, uznać teraz, kiedy mamy już dziecko, że nie potrzebujemy niczego więcej.

– Czy potrzeba czegoś więcej, gdy ma się dziecko? – zaoponowała z blaskiem w oczach.

– Ależ kochanie, to nie wystarczy… Przynajmniej nie tobie. Nadal chcesz studiować. Może w tej chwili o tym nie myślisz, ale ta potrzeba wróci i jeśli teraz nie nadrobisz zaległości, możesz nigdy ich nie nadrobić. Będziesz tego żałować do końca życia. Wiesz, że tak będzie.

– Wygląda na to, że doskonale mnie rozumiesz – odpowiedziała czule.

– Postaramy się o kogoś, kto zajmie się małym Francisem, kiedy ty będziesz studiowała – dodał.

– O nie! Nie chcę, żeby obca osoba zajmowała się moim dzieckiem. I nie zanosi się, że będzie nas na to stać.

– Osoba, którą mam na myśli, nie jest obca i okaże się bardzo tania. Właściwie, darmowa.

Popatrzyli na siebie.

– Czy ty wiesz cokolwiek na temat dzieci? – spytała.

– Jak możesz w to wątpić, po tych wszystkich lekcjach rodzicielstwa, do których mnie nakłoniłaś! Czytałem te same książki co ty. I mam takie samo doświadczenie praktyczne. Innymi słowy… żadne.

– Jesteś szalony – powiedziała zdumiona. – Ale chyba naprawdę mówisz poważnie.

– Oczywiście. „Jake Lindley, bohaterski reporter" jest mężczyzną skomplikowanym. Wczoraj ocalił wszechświat, dziś zmienia pieluszki…

– Będziesz nawet zmieniał pieluszki?

– Czy twierdzisz, że nie potrafiłbym tego robić? Będzie ciężko, będę cierpiał, prawdopodobnie będzie mi się zbierać na wymioty, ale dorosnę do potrzeby chwili, zobaczysz.

– Ale, mój drogi, jest więcej do roboty niż tylko doglądanie dziecka.

– Wiem. Będę dbał o ciebie i dziecko i wykonywał również prace domowe.

Mówił poważnie. To było niesamowite, ale traktował poważnie każde swoje słowo. Zdała sobie sprawę, że dopiero teraz zaczynała rozumieć tego mężczyznę. Przeszedł przez ogień, żeby wyjść silniejszy i mądrzejszy. Tylko jedna rzecz się nie zmieniła. Cały należał do niej. Zawsze tak było, tylko tego nie dostrzegała. Ale ona również przeszła z nim przez ogień i otworzyły jej się oczy.

– Czy zgadzasz się na to? – zapytał zaniepokojony nieodgadnionym wyrazem jej twarzy.

– Cudownie. Tylko nie potrafię sobie wyobrazić ciebie jako gospodyni domowej.

– Nie sądzisz, że będę dobrze wyglądał w fartuszku? -Uśmiechnął się. – No, chyba nie najlepiej. To rozwiązanie krótkoterminowe. Kupimy dom i zatrudnimy stałą pomoc domową, żebyś mogła skoncentrować się na studiach. Ale nawet wtedy będę zajmował się dzieckiem. Nie zamierzam zostać pominięty. A kiedy już osiągnę w tym wprawę, zacznę pracować nad następną książką.

– Powinieneś myśleć o niej już teraz.

– Kelly, kochanie, właśnie wpadł mi do głowy pomysł na kolejną książkę. „Jake Lindley – mąż idealny". To będzie bestseller. – Uśmiech mu zgasł. – Och, to powód drugorzędny. Najważniejsze, że będę ci pomocny. Już raz cię zawiodłem. Przysięgam, że więcej tego nie zrobię.

Pochylił się nad kołyską i wziął swojego synka w ramiona. Chociaż dziecko było maleńkie, Jake zręcznie położył je sobie na ramieniu i popatrzył mu w oczy. W zamian otrzymał równie wyzywające spojrzenie.

– O ile dobrze pamiętam, noworodki z początku nie potrafią skoncentrować spojrzenia – powiedział.

– Masz rację.

– A zobacz, nasz syn potrafi. Widzi mnie i wie, kim jestem.

– Jake…

– Popatrz na niego. Jest bardzo bystry. Nie zwracaj na nią uwagi, mój chłopcze. Kobiety nie wszystko rozumieją, prawda? Razem stworzymy tę książkę, synu. Dostarczysz mi materiału, a ja ją napiszę. Jeśli na przykład zabraknie mi inspiracji, ty po prostu zrobisz kupkę albo coś równie interesującego. Stworzymy wielki tandem i dostaniesz Dolpha, gdy będziemy dzielić się zyskami.

– Ale z ciebie sknera! – zaprotestowała Kelly ze śmiechem. – To przecież on wykona całą brudną robotę!

Jake rozpromienił się. Od wielu tygodni nie był tak szczerze rozbawiony. Nareszcie podnosiły się chmury ciążące nad ich życiem. Mogli teraz wyraźnie dostrzec wyłaniającą się przed nimi drogę. Drogę pełną światła.

Загрузка...