ROZDZIAŁ DRUGI

Jake pomagał jej sprzątać. Kelly myła naczynia, on je wycierał. W końcu odezwał się:

– Nie wiem, gdzie ustawiać rzeczy.

– Zostaw je i usiądź na chwilę, a ja zrobię kawę.

Kiedy przyniosła kawę, Jake leżał na kanapie. To był swojski widok i… niepokojąco przyjemny.

Na dźwięk filiżanek wyprostował się i przetarł oczy. Ale zaraz znów je zamknął.

– Długi lot? – spytała ze współczuciem.

– Dziesięć godzin. Jestem skonany.

Wstał, przeciągnął się, a potem zaczął chodzić po pokoju.

– Ładnie tu – pochwalił. – Niedaleko sklepy, park za oknem, blisko do college'u. – Otworzył drzwi do sypialni.

– Hej, to jest mój dom – zaprotestowała oburzona.

– W porządku, tylko trochę powęszę – powiedział lekko. – A co jest tam? – zapytał, podchodząc do następnych drzwi. – Pozwól, że odkryję twoje ciemne sekrety.

– Trzymam tam rzeczy, których nie zdążyłam rozpakować – wyjaśniła. – Wszystkie paczki wrzuciłam do garderoby.

– To do ciebie niepodobne! Zawsze byłaś taka porządna.

– Jestem teraz zbyt zajęta, by przejmować się drobiazgami. Jake z powrotem opadł na kanapę. Odwrócił się i wyciągnął zza pleców książkę.

– A to co takiego? „Jak sobie radzić w łóżku i w życiu”

– Mariannę dała mi tę książkę – zaśmiała się cicho.

– A te wszystkie podkreślenia? Czy to też dzieło Mariannę?

– Niektóre jej, niektóre moje.

– Które są czyje?

– Zgadnij. Poznałeś ją dziś wieczorem. I to chyba dość dobrze. Czy dała ci swój numer telefonu? Jeśli nie…

– Czy możesz przestać organizować mi moje życie prywatne? – powiedział zaniepokojony. – A co to znaczy? – Pokazał palcem książkę otwartą na rozdziale zatytułowanym „Czy nadeszła już pora na młodego kochanka?". – Czy to ona zaznaczyła? Ciekawe…

– Nie, Mariannę miała już takich kochanków – odpowiedziała Kelly słodko. – Jeśli chciałaby następnego, nie zawracałaby sobie głowy tobą. Spójrz prawdzie w oczy, Jake. Ile masz lat? Trzydzieści osiem?

– Trzydzieści dwa, jak dobrze wiesz.

– Doprawdy?

– W porządku, daruj sobie – powiedział ponuro. – A więc to twoje podkreślenie?

– Oczywiście.

– Cóż za miła i pouczająca lektura, pani Lindley – skomentował jadowicie.

– Panno Harmon – poprawiła poirytowana. – nie twój interes, co czytam.

Zaczął głośno cytować:

– „Śmiało decyduj się na zmiany. Poczuj sens wyzwolenia, wyrzucając wszystko co niechciane i niepotrzebne". Włącznie z niechcianymi mężami, prawda?

– Och, przestań. Nudziłeś się ze mną jak mops. Jesteś zły tylko dlatego, że to ja pierwsza złożyłam pozew o rozwód. Choć jeśli chodzi o rozpad małżeństwa, to palmę pierwszeństwa bez wątpienia dzierży Olimpia…

– Nie mieszaj jej do tego! – powiedział groźnym tonem.

– W porządku. – Wzruszyła ramionami. – Oddaj mi książkę.

– Poczekaj, jeszcze nie skończyłem. „Zmiana jest siłą napędową istnienia. Jeśli pożycie seksualne z jednym partnerem znudzi cię, znajdź sobie młodego kochanka. Jego siła i wigor pomogą ci zwalczyć nudę." – Odłożył książkę. – Musisz być starsza, niż sądziłem.

– Widzisz? Ty mnie w ogóle nie znasz – szepnęła, przesuwając dłonie po obcisłych spodniach. – Poza tym jestem już trochę pomarszczona.

– Pozwól mi sprawdzić…

– Sprawdzałeś wiele razy – odparła, odpychając jego dłonie. – To się już nie powtórzy.

– Założysz się?

– Ostrzegam cię. Zachowaj dystans.

– W porządku, wróćmy zatem do głównego tematu. Młody kochanek…

– Nie mam młodego kochanka. Na razie.

– A to? – Znalazł w książce kolejny fragment. – „Jeśli jesteś zmęczona swoim starym wizerunkiem, spróbuj nowego, albo wielu nowych." Och, to wspaniałe! Ale skąd u diabła wiesz, który wizerunek jest dziś na służbie?

– To łatwe. Dajesz im odmienne imiona.

– Czy faceci nie są zdezorientowani?

– Trzeba przyjąć zasadę: jedna osobowość dla jednego faceta – wyjaśniła.

– A więc z którym z nich sypiasz? – ryknął nagle. – Z Carlem czy z Frankiem? A może z tajemniczym Harrym, który tak za tobą tęskni?

– Przestań!

– Czy też z którymś z tych, którzy wręcz rozbierali cię wzrokiem dziś wieczorem? Przyznać muszę, że nie było wiele do zdejmowania.

– Obrażasz mnie. Jesteś agresywny.

– Och, bardzo przepraszam. Po prostu zazdroszczę ci dobrej zabawy.

– Dajmy temu spokój. O co ci właściwie chodzi?

– Nie zamierzasz odpowiedzieć na moje pytanie?

– Jakie pytanie?

– Z kim sypiasz?

– Zajmij się swoimi sprawami, Jake – odparła z uśmiechem.

– Przyzwyczaiłem się, że to również moje sprawy.

– To się odzwyczaj – powiedziała słodkim tonem. Powiódł palcem po jej gołym ramieniu.

– Zaczynam być zazdrosny. Podziw w jego oczach był szczery. Na chwilę ożyły stare wspomnienia… Ale, cóż, zbyt dobrze znała wszystkie triki z repertuaru Jake'a.

– Nie marnuj czasu, Jake – powiedziała kpiąco.

– Naprawdę marnuję czas?

– Naprawdę.

– A więc to któryś z nich?

– Marnujesz czas – powtórzyła.

– Widzę, że coś rzeczywiście się zmieniło. – Odsunął rękę. – Kiedyś mówiłaś mi o wszystkim.

– To było, kiedy nie miałam nic interesującego do powiedzenia. Gdy wracałeś z Egiptu lub Burundi i opowiadałeś o fascynujących rzeczach, trudno było rewanżować ci się opowieścią o mojej kłótni ze śmieciarzem!

– Może lubiłem słuchać o śmieciarzu? Dzięki temu poznawałem smak prawdziwego życia.

– Ale mnie zmęczyła rola twojej nauczycielki.

– Naprawdę cię nie poznaję – pożalił się. – Zostawiłem kurę domową, a teraz widzę gorącą mamuśkę.

– Tylko nie mamuśkę! – zaprotestowała żywo. – Ani gorącą, ani żadną inną.

– Przepraszam – westchnął. – Nie zdawałem sobie sprawy, że to dla ciebie nadal bolesny temat. Minęło tyle czasu…

– Owszem, siedem lat. Powinnam zapomnieć – powiedziała sztywno. – Tak jak ty.

– To nie w porządku. Nie zapomniałem, że spodziewaliśmy się dziecka. Dziecka, którego bardzo pragnąłem.

– Wystarczająco, by mnie z tego powodu poślubić – powiedziała spokojnie.

Przezornie tego nie skomentował.

– W każdym razie chciałem powiedzieć, że bardzo się zmieniłaś. Dziś wieczorem błyszczałaś. Może powinienem ustawić się w kolejce za Carlem, Frankiem i tuzinem innych?

– Byłeś na początku kolejki, ale zmarnowałeś szansę. To już koniec, Jake.

– Przeżyliśmy razem osiem wspaniałych lat.

– Jesteś sentymentalny, Jake – powiedziała oschle. – Znaczyłeś dla mnie bardzo dużo, aleja niestety niewiele znaczyłam dla ciebie.

– To nieprawda.

– Owszem, prawda. Zapewne dziś ostatni raz się spotykamy, a więc choć teraz bądźmy ze sobą szczerzy. Spójrzmy na fakty obiektywnie, zanim zaczniemy nowe życie, już osobno. Poślubiłeś mnie, ponieważ zaszłam w ciążę.

– Nie tylko dlatego…

– Cóż, naprawdę chciałeś mieć dziecko. Nie mogłeś się doczekać, żeby zostać ojcem. Gdybym urodziła wspaniałego bobasa, być może wszystko ułożyłoby się inaczej. Ale poroniłam w czwartym miesiącu i już nigdy nie zaszłam w ciążę. Nigdy się nie udało… A ty nadal pragniesz być ojcem, prawda?

– Byłoby miło – przyznał po chwili milczenia. – Jednak widać nie jest nam to pisane.

– Nie było nam pisane – podkreśliła czas przeszły. – Ale twoja przyszła żona być może urodzi ci tuzin dzieci.

– Nie rozprawiaj o mojej przyszłej żonie. Jeszcze wczoraj byliśmy małżeństwem.

– Mówię tylko, że pora zacząć nowe życie.

– Czym się teraz zajmujesz?

– Archeologią. Wróciłam na studia.

– I będziesz spędzać wakacje na wykopaliskach… z Carlem. Świetny plan.

Kelly uniosła brwi, a Jake zmarszczył czoło, starając się odgadnąć jej myśli.

– Dobrze się bawisz, prawda? – spytał. – Jednak powinnaś być nieco ostrożniejsza. Niektórzy obecni na dzisiejszym przyjęciu faceci nie wzbudzają zaufania.

– Powinnam obawiać się tylko jednego – odparła.,,

– No proszę, masz dzisiaj wyjątkowo cięty języczek, a jeszcze niedawno milczałaś jak zaklęta. Wysyłałem ci faksy, e-maile, listy…

– Przestałam reagować, kiedy zorientowałam się, że nie docierają do ciebie moje argumenty.

– Dlaczego odrzuciłaś moją pomoc? Przerwałaś studia, żeby ułatwić mi w karierę. Masz prawo do alimentów i z pewnością twój prawnik powiedział ci to samo.

– Owszem.

– No i w dodatku podjęłaś pracę! Jak chcesz w takiej sytuacji osiągnąć dobre wyniki w nauce? Utrzymywałaś mnie w trudnych latach, teraz powinienem ci się zrewanżować. Jestem ci to winien – dodał ze złością. – Zwykłem płacić swoje długi.

– Jeśli traktujesz nasze małżeństwo jak związek oparty na wzajemnych zobowiązaniach, to jest jeszcze gorzej, niż myślałam. Przykro mi, że nic nie rozumiesz.

Chciał uderzyć czymś o ścianę, najlepiej własną głową. Fakt, nic nie rozumiał i był wściekły. Przed kamerami wszystko było takie łatwe, zawsze potrafił znaleźć odpowiednie słowa…

– Nie nadążam za tobą – przyznał. – Proszę, wyjaśnij mi wszystko.

– Mieliśmy odmienne poglądy na temat małżeństwa.

– Skrzywdziłem cię, prawda? Pozwól mi to naprawić.

– Nie można naprawić przeszłości. Nie można jej odmienić. Przeszłość umiera. Przemija.

Miał ochotę zaprzeczyć, ale dziwna melancholia, którą dosłyszał w jej głosie, sprawiła, że umilkł, wyraźnie spłoszony.

– Och, nie ma sensu się spierać – ustąpiła po chwili. – Zresztą nigdy nie byłeś kłótliwy. Zawsze chciałeś tylko, bym siedziała cicho i zgadzała się z tobą.

– Robisz ze mnie potwora – powiedział przerażony.

– Nie, tylko faceta, który zawsze chciał mieć rację.

– Czy zawsze tak myślałaś? – spytał.

– Nie zawsze, jednak ostatnio niezbyt się między nami układało, prawda? – Zaczęła zbierać filiżanki. – Nie, zostań – potrzymała go, gdy się podnosił. Rozmowa przybrała niebezpieczny obrót i Kelly była coraz dziej zdenerwowana. Po co wracać do tak bolesnych wspomnień? Czemu to służy? Ale czy naprawdę chciała zapomnieć? Czy potrafiła wymazać ze swego życia ostatnie osiem lat? Jako nastolatka była otyłą, nieco zalęknioną, samotną mad wiek poważną dziewczyną. W szkole ciężko pracowała; w domu uciekała w marzenia od ponurego, prowincjonalnego miasteczka i irytującej, samotnej matki. Mildred Harmon nigdy nie przekroczyła trzydziestki i ciągle miała życie przed sobą, o czym nieustannie wszystkich informowała. Wiecznie zrzędziła. W ostatniej klasie liceum Kelly uczęszczała na kurs dziennikarski. Pewnego dnia Harry Buckworth, wydawca miejscowego brukowca, rozchorował się na grypę i przysłał w zastępstwie Jake'a, który pracował w redakcji od roku. I tak to się zaczęło. Dwudziestoczteroletni Jake natychmiast raczył poważną i niezbyt atrakcyjną nastolatkę. Wysoki, szczupły, elokwentny i pewny siebie…

Pewnego dnia, gdy wracała do domu, snując marzenia o Jake'a po prostu zderzyła się z nim na ulicy.

Zaprosił ją na mleczny koktajl. Nie pamiętała, o czym rozmawiali, ale trwało to bardzo długo. Tego wieczoru dom rodzinny wydał jej się jeszcze bardziej pusty i zimny.

Kelly dość regularnie wpadała na Jake'a. Spotkania miały zawsze taki sam przebieg. Koktajl, rozmowa, spacer, podczas którego prowadzili zażarte dyskusje.

Gdy kiedyś wracali do domu, zauważyli, że Mildred przygląda im się zza firanki. Zlustrowała uważnie Jake'a z góry do dołu, a kiedy wyszedł, ostrzegła córkę:

– Uważaj na niego. Niebrzydka z ciebie dziewczyna.

Ale Jake nigdy nawet jej nie pocałował. Zrobił to dopiero dwa tygodnie później w jej osiemnaste urodziny.

– Czekałem, aż dorośniesz – powiedział.

Zycie Kelly zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Mildred, uznając widocznie, że wypełniła matczyną powinność, coraz więcej czasu spędzała poza domem. Kelly zaczęła poznawać smak swobody.

Potem Jake stracił pracę.

– Wylałem go – oświadczył Harry, indagowany przez Kelly. – To bardzo solidny pracownik, przyznaję, ale jednocześnie uparty jak osioł.

– Dobry dziennikarz powinien upierać się przy swoim zdaniu – zauważyła Kelly.

– Owszem, jednak nie powinien przekraczać pewnych granic. W tym zawodzie również należy przestrzegać zasad dobrego wychowania. Dałem mu ważne zadanie. Gdyby nie moja interwencja, Jake opublikowałby bardzo napastliwy tekst, godzący w naszego największego reklamodawcę.

– Och, reklamodawcy! – prychnęła pogardliwie.

– Jakbym słyszał Jake'a – skomentował Harry. – Jest zuchwały, bezmyślny i działa bez zastanowienia.

Święta prawda, pomyślała Kelly, wspominając minione osiem lat. Jake pozostał zuchwały, nieprzejednany, arogancki i nieznośny.

Zmusiła się, by wrócić do rzeczywistości. Obiecała sobie przecież, że nie będzie oglądać się wstecz. Powinna zapomnieć o sentymentach i wyprosić Jake'a z mieszkania. Wróciła do salonu, przygotowując się do wygłoszenia stosownej przemowy, ale nagle słowa zamarły jej na ustach.

Jake leżał na sofie i lekko pochrapywał. Zawsze w ten sposób odreagowywał trudy podróży. Mówił i mówił, a potem zasypiał i życie toczyło się dalej.

Dobrze, że zdążyła otrząsnąć się ze wspomnień. Mogła teraz przyjrzeć się sprawie z odpowiedniej perspektywy.

Загрузка...