– Myli się pan – powiedziała Kelly. – Nie jestem w ciąży. Siedzieli w gabinecie doktora Ainsleya. Zaciągnął ją tutaj, nie przyjmując sprzeciwu, a potem wcisnął jej w dłoń filiżankę mocnej, gorącej herbaty. Kędy poczuła się lepiej, podzielił się z nią swymi domysłami.
– Oczywiście, nie mogę być pewien – dodał z lekkim wahaniem. – Ale instynkt lekarski podpowiada mi, że pani jest w ciąży.
– Przecież ja nie mogę…
– Ależ byłoby zrozumiałe, gdyby świętowała pani swoją wolność… – Urwał taktownie.
– Och, tak… – jęknęła. – Świętowałam wolność ze swoim byłym mężem. Ale pan tego nie zrozumie… Dawno temu poroniłam, potem starałam się ponownie zajść w ciążę, ale bez powodzenia. Nie chce mi się wierzyć, by stało się to właśnie teraz, kiedy przestałam o tym obsesyjnie marzyć.
– To się często zdarza. Znam pary, które doczekały się potomstwa, gdy już zdecydowały się na adopcję. Większość z nas nie docenia czynnika psychicznego, a on odgrywa przecież kolosalną rolę.
– Jednak nie ma pan pewności, prawda? – Kelly wciąż wyglądała na lekko oszołomioną.
Doktor otworzył szafkę.
– Oto test ciążowy. Może porozmawiamy za kilka minut? Tam jest łazienka…
– Powinnam zaufać pańskiemu instynktowi – stwierdziła, gdy wróciła z łazienki. – Och, to niemożliwe! Przecież skończyliśmy ze sobą…
– Nie wydaje się pani, że Jake będzie zadowolony?
– Nie powinien się dowiedzieć! On zaczął nowe życie. Tak samo jak ja.
– Czyżby? – Doktor Ainsley uniósł brwi.
– Tak. Nawet jeśli donoszę ciążę… Och, to bardzo skomplikowane. Proszę mi obiecać, że pan nic mu nie powie.
– Oczywiście, jednak może zacząć coś podejrzewać.
– Mało prawdopodobne.
Tego wieczoru starała się skupić na nauce, ale wkrótce dała sobie spokój. Czyż mogła rozmyślać o starożytnych cywilizacjach, gdy jej misterny plan ułożenia sobie życia legł tak nagle w gruzach?
Dziecko! Kiedy już porzuciła wszelką nadzieję! Dziecko Jake'a, i to gdy było za późno, by uratować ich małżeństwo! Co za ironia losu.
Powiedziała doktorowi Ainsleyowi, że nie może zajść w ciążę i nagle przypomniała sobie, jak osiem lat temu mówiła dokładnie to samo matce.
– Bzdura – oburzyła się Mildred. – Ja też tak twierdziłam, a miałam zaledwie szesnaście lat, gdy to się stało. Ty wytrwałaś do osiemnastu. Spójrz prawdzie w oczy i zaakceptuj fakty. To Jake, prawda?
– Tak, Jake. Kocham go.
– Miejmy nadzieję, że zaznasz z nim więcej szczęścia niż ja z twoim ojcem. Na wieść o mojej ciąży zniknął bez śladu.
Jednak Jake zachował się zupełnie inaczej. Ku niewyobrażalnej uldze Kelly był zachwycony rozwojem sytuacji.
– Jak szybko możemy się pobrać? – spytał od razu.
I zanim zdążyła się zorientować, już była panną młodą w jasnoniebieskiej sukni.
Mildred nie była zachwycona decyzją córki.
– Jesteś szalona, dziewczyno – skomentowała. – Świetnie zdałaś egzaminy i mogłabyś coś w życiu osiągnąć. A ty na to gwiżdżesz! Zaoszczędziłam trochę pieniędzy na twoje studia, ale chyba przydadzą ci się teraz.
Czek opiewał na sporą kwotę, jednak Kelly nie odczuwała wdzięczności. Wiedziała, że Mildred zagłusza w ten sposób wyrzuty sumienia. Nikogo nie zdziwiło, gdy tydzień po ślubie córki wyjechała z kierowcą ciężarówki i zniknęła z życia Kelly na zawsze.
Kelly natomiast była zbyt szczęśliwa, żeby martwić się czymkolwiek. Ich pierwsze mieszkanie składało się z dwóch małych, zagraconych pokoików. Kelly często miewała złe nastroje, stała się zrzędliwa, ale Jake znosił to z niezwykłą pogodą ducha.
Teraz znów nosiła jego dziecko, ale sytuacja wyglądała zupełnie inaczej.
– Występowałam już w tej roli – mruknęła do siebie. – Nie lubię powtórek. Jestem już dojrzałą kobietą i sama wychowam moje dziecko. Nie potrzebuję niczyjej pomocy.
Moje dziecko! To zabrzmiało melodramatycznie. Może jednak powinna powiedzieć Jake'owi, że zostanie ojcem, bo przecież zawsze o tym marzył. Dzieliliby razem radości i smutki rodzicielstwa…
A jeśli znów poronię? – przemknęła jej upiorna myśl. Cóż, jakoś się z tym uporam. Jestem silna i niezależna.
Jake nie musi wiedzieć, że jestem w ciąży, powtarzała sobie w duchu. Powiem, że jestem zapracowana i więcej go nie odwiedzę. Wróci do Olimpii, a ja…
To dotarło do niej nagle, jakby dopiero teraz zrozumiała doniosłość oczywistych faktów. Będzie mieć dziecko! Dziecko Jake'a. Dziecko, którego pragnęła, o które modliła się przez długie lata.
– Kto powiedział, że jest za późno? – szepnęła. – Może jest za późno dla nas, ale dla mnie życie dopiero się zaczyna.
Nazajutrz, gdy przyszła do szpitala, zastała Jake'a siedzącego na krześle przy oknie. Wyglądał trochę lepiej, ale wkradło się pomiędzy nich napięcie, które utrudniało rozmowę.
– Czy badał cię dzisiaj doktor? – spytała.
– Tak, podobno robię postępy. Stale to powtarza.
– To dobrze.
– A co z tobą?
– W porządku. Uzyskałam dobry wynik ze sprawdzianu.
– A praca? Jak długo jeszcze zamierzasz pracować? Czas pokaże, pomyślała.
– Sama nie wiem…
– Jesteś w ciąży, prawda?
– Co? Jak, na litość boską… Jeden mały zawrót głowy…
– Dokładnie o trzeciej po południu.
– Nie rozumiem.
– Już to przerabialiśmy. Punktualnie o trzeciej. Gapiła się na niego ze zdumieniem.
– Nie możesz tego pamiętać.
– Spieszyliśmy się do autobusu. Odchodził dziesięć po trzeciej i kiedy dotarliśmy do dworca, powiedziałem: „Dopiero trzecia". Dokładnie w następnej minucie zrobiłaś się biała jak płótno. Wczoraj też dopadło cię o trzeciej.
– Och, zwykły zbieg okoliczności.
– Jesteś w ciąży – powtórzył.
– A jeśli nawet, to co z tego? – spytała wojowniczo, ale z jej oczu wyzierała rozpacz.
– Pomyślałem, że może chciałabyś mi powiedzieć. – Nadal patrzył przez okno.
– Dlaczego?
– Dlaczego? – Zastanawiał się przez chwilę, potem odparł spokojnie: – Bez powodu.
– Trzymajmy się wcześniejszych ustaleń, Jake – powiedziała z rozpaczą. – Możemy być przyjaciółmi, to wszystko.
– W porządku, zatem powiedz mi jak przyjacielowi, czy zamierzasz poślubić ojca dziecka?
– To nie twoja sprawa.
– Powiedz mi – powtórzył z uporem.
– Nie.
– Żyjesz z nim?
– Nie.
– To twoja decyzja czy jego?
– Moja.
– Kto to jest?
– Jake, ostrzegam cię…
– Wiesz chyba, kto to jest?
– Co ty wygadujesz?
– Spójrzmy prawdzie w oczy, miałaś duży wybór, kiedy cię ostatnio widziałem… Kelly?
Mówił do pustego pokoju. Kelly już dawno wybiegła na korytarz.
Wściekła i zdenerwowana biegła tak przez dłuższą chwilę. Przystanęła dopiero w parku, gdzie usiadła na ławce nad małym stawem. Tak dokładnie wszystko zaplanowała, a potem przegrała przy pierwszym starciu!
Dobrze, że przynajmniej się nie rozpłakała. Teraz też nie chciało jej się płakać. Z chęcią skręciłaby Jake'owi kark! Jak śmiał sugerować coś takiego! I co z tego, że słowem nie zaprzeczyła?
Przez staw przepłynęła mama kaczka i sześć żwawych kacząt. Kelly uśmiechnęła się na ten widok z czułością. Nagle poczuła, jak odzyskuje wewnętrzny spokój. Już po chwili doszła do wniosku, że Jake wyświadczył jej przysługę, nie dopuszczając myśli o ojcostwie.
Posądzał ją o bujne życie erotyczne i był zazdrosny. Świetnie, o wiele lepiej, niż gdyby myślał, że był jej jedynym mężczyzną.
Wychodziła z parku znacznie podniesiona na duchu.
Gdy otwierała drzwi do mieszkania, usłyszała dzwonek telefonu.
– Przepraszam – powiedział Jake, ledwo podniosła słuchawkę. – Chyba wyraziłem się nieco niezręcznie. Nie chciałem cię obrazić. Czy możesz tu wrócić?
– Zajrzę jutro.
– Obiecujesz? – Jego głos był naglący.
– Obiecuję.
Kiedy pojawiła się nazajutrz, odpisywał na listy. Odłożył je na bok i powitał ją serdecznie. Miał zaróżowioną twarz i silniejszy głos.
– Jak się czujesz? – spytał.
– Dobrze.
– Byłaś już u lekarza?
– Nie.
– Dlaczego, na litość boską? – Zmrużył podejrzliwie oczy. – Nie podjęłaś jeszcze decyzji?
– Podjęłam – odpowiedziała, doskonale rozumiejąc, o co pyta. – Zamierzam urodzić to dziecko. Pragnę go.
Odetchnął z ulgą.
– Teraz musisz o siebie dbać, no i musisz wziąć ode mnie pieniądze.
– Niczego nie muszę, Jake – odparowała, wyraźnie rozdrażniona jego słowami.
– Kieruj się zdrowym rozsądkiem, a nie fałszywą dumą. Nie powinnaś ryzykować.
– Będę ostrożna.
– Jednak nie przyjmiesz mojej pomocy, prawda? W porządku, przynajmniej wiem, na czym stoję.
– Nie rozumiem.
– Ależ rozumiesz.
– Jake, to ja będę miała dziecko, nie my. Pobladł, ale powiedział spokojnym tonem:
– Wyraziłaś się dostatecznie jasno. Czuję się twoim dłużnikiem i chcę się zrewanżować
Nie odpowiedziała. Skrzyżowała ramiona i patrzyła na niego badawczo. Teraz kolej na Jake'a. Niech on się denerwuje.
– Jak sobie poradzisz, kiedy dziecko przyjdzie na świat? Czy pomyślałaś o tym choć przez chwilę? Jak utrzymasz siebie i maleństwo? Musisz pozwolić, bym ci pomógł.
– Niczego nie muszę – powtórzyła przez zaciśnięte zęby.
– Głupie gadanie. W gruncie rzeczy musisz robić to, co jest dobre dla twojego dziecka.
– Kiedy wreszcie przestaniesz wydawać mi rozkazy?
– Nigdy ci nie rozkazywałem.
– Och, pewnie!
– Nigdy tego nie robiłem! – ryknął.
– Oczywiście, że nie. Po co rozkazywać komuś, kto i tak spełnia bez szemrania wszystkie twoje życzenia?
– Znowu robisz ze mnie tyrana.
– Nie byłeś tyranem – powiedziała z westchnieniem. – To raczej moja wina, ponieważ zawsze ci ustępowałam.
– W porządku, broń swego zdania, jednak przyznaj, że w niektórych kwestiach mam rację.
Kelly westchnęła i podniosła ręce w geście rezygnacji.
– Decyzja należy do mnie – oświadczyła.
– A więc, co zamierzasz w sprawie pieniędzy? Chyba nie planujesz czegoś tak głupiego jak porzucenie studiów?
– Nie wiem – jęknęła. – Znajdę jakiś sposób na zdobycie pieniędzy.
– Jaki? – dopytywał się nieustępliwie.
– Może poszukam współlokatorki, zobaczę. Jednak na pewno nie będę cię prosić o pozwolenie.
– Kelly, czy to ma sens?
– Wszystko nabrało sensu od dnia, w którym zdecydowałam się na samodzielne życie.
– Nie bądź taka… Och, dokąd idziesz? Wracaj tu, Kelly!
Doktor Ainsley spotkał ją w bufecie pięć minut później.
– Dobra robota – powiedział. – To najlepsza rozrywka, jaką nam ostatnio zafundowano.
– Pewnie wszyscy słyszeli każde słowo.
– No, rozmawialiście dosyć głośno. Zrobiła pani dużo dobrego dla mojego pacjenta. Od dawna nie był taki ożywiony.
– Spieraliśmy się na temat mojej ciąży. Czy pan…?
– Niewinny! Jestem pewien, że sam się domyślił, zwłaszcza po tym, jak pani zasłabła.
– Dokładnie o trzeciej po południu. Tak samo jak przy pierwszej ciąży.
– On to pamiętał?
– Jake zawsze mówi, że jego pamięć jest jak lep na muchy. Wszystko do niej lgnie. To bardzo pożyteczne w zawodzie dziennikarza.
– Och, tak. – Ktoś stanął w drzwiach do bufetu. – A to ci niespodzianka. – Doktor podniósł głos. – Dobra robota, Jake!
Wstał, by zrobić miejsce dla Jake'a naprzeciw Kelly, ale po chwili usiadł z powrotem.
– Zostanę tu w charakterze rozjemcy – powiedział.
– Kelly, to była wspaniała walka. Jestem pod wrażeniem – wyznał Jake.
Zdobyła się na uśmiech.
– Gdybyś zwracał na mnie baczniejszą uwagę, nigdy bym cię nie porzuciła.
– Niech ci Bóg wybaczy! Przecież to ja odszedłem.
– Na chwilę przedtem, zanim cię wykopałam.
– Koniec pierwszej rudny – oświadczył doktor Ainsley. – Kelly prowadzi.
– W porządku, ale wróćmy do poważnego tematu. Powiedziałaś, że poszukasz współlokatora.
– No i?
– Jestem zainteresowany. Muszę się gdzieś podziać, gdy stąd wyjdę, a zapłacę ci wystarczająco dużo, byś mogła rzucić pracę. Nie potrząsaj głową, to uczciwa propozycja i dobry pomysł.
– Mamy znów zamieszkać pod jednym dachem, i to zaledwie kilka tygodni po rozwodzie? Jake, bądź poważny!
– Myślę, że obydwoje o czymś zapominacie – wtrącił się doktor Ainsley.
Odwrócili ku niemu głowy.
– O czym?
– O Henryku VIII.
– Nie zwracaj na niego uwagi – poradził Jake, patrząc na wyraz twarzy Kelly.
– Henryk VIII i Anna Kliwijska – ciągnął doktor Ainsley. – Była jego czwartą żoną. Rozeszli się w zgodzie, pozostając parą przyjaciół. Nosiła nawet tytuł „Drogiej królewskiej siostry". Przeżyliście razem osiem lat. Czy wam się to podoba, czy nie, wiele was łączy. Co w tym zabawnego? – spytał, gdy Kelly wybuchnęła śmiechem.
– Przepraszam, ale to zabawne wyobrazić sobie Jake'a jako Henryka VIII.
– Będę doskonałym lokatorem – oświadczył Jake uroczyście.
– Jestem tego pewna, ale nie dla mnie. Dziękuję, nie skorzystam.
– Kelly! – zawołali równocześnie.
– Macie nie po kolei w głowie. Obydwaj. A teraz już pójdę, zanim też zwariuję.
Tej nocy praca w restauracji zmęczyła Kelly bardziej niż zwykle. Zapach tłustego jedzenia przyprawiał ją o mdłości. Wieczorem usiadła przy biurku, by napisać referat, jednak pusta kartka zawirowała jej przed oczami. Musiała przerwać pisanie. Tak, rzeczywiście powinna poszukać współlokatora.
Ale nie Jake'a. Na litość boską, każdego, tylko nie Jake'a.
Minęło kilka dni, zanim znów wybrała się do szpitala. Postanowiła, że tym razem nawet nie pozwoli, by Jake zaczął ją przekonywać.
Doktor Ainsley spotkał ją na korytarzu i zaciągnął do swojego gabinetu.
– Powinna pani o czymś wiedzieć – powiedział pospiesznie. – Przedwczoraj Jake się wypisał na własne żądanie.
– I pan mu na to pozwolił?
– Nie mogłem go powstrzymać. Szpital to nie więzienie.
– Dlaczego pan do mnie nie zadzwonił?
– Ponieważ nie miałem pani numeru. Jake wrócił do swego mieszkania. Na szczęście w nocy jeden z sąsiadów usłyszał jego jęki i wezwał karetkę. Teraz jego stan jest już stabilny. Obawiam się jednak, że taka sytuacja może się powtórzyć.
– Czy on nadal potrzebuje opieki pielęgniarskiej?
– Tak, ale niezbyt intensywnej. Gdyby z kimś mieszkał, wysłałbym go bez wahania do domu. Jednak on nie ma nikogo… To zresztą dziwne. Jak na tak popularnego człowieka jest bardzo samotny.
Jake leżał w łóżku, wyczerpany po niedawnej próbie ucieczki i przygnębiony z powodu niefortunnego zakończenia przygody. Kelly nie odezwała się ani słowem, tylko usiadła przy łóżku i westchnęła.
– Zachowałem się jak idiota – wyznał po chwili.
– To nie nowina – odparła, starając się nie okazywać zdenerwowania. Widok jego pobladłej, zmęczonej twarzy sprawiał jej ból. – Co cię podkusiło, by zrobić taką głupią rzecz?
– Dostałem świra. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek. Czy wyobrażasz sobie, przez co ja przechodzę? Nie winię cię za to, że nie chcesz ze mną mieszkać. Szkoda, bo przyjaźń to piękna rzecz. Prawda, Kelly?
Zaczynała się wahać, podjęła więc ostatnią desperacką próbę obrony swej niezależności.
– Uważam, że to Olimpia powinna się tobą zająć, Jake.
– Ona pracuje od świtu do nocy. Poza tym nie mam teraz dość energii, by ją zadowolić.
– Nie przypuszczam, by oczekiwała tego po tobie… To znaczy na razie.
– Jestem zbyt osłabiony, by nawet o tym myśleć.
– Czy to ten sam Jake Lindley, na widok którego kobiety mdleją przed telewizorami? – zakpiła.
– Tak – przyznał poważnym tonem.
– Och, Jake – westchnęła – co ja mam zrobić?
– Co chcesz. To twój wybór.
– Myślisz, że cierpię na sklerozę? – obruszyła się. – Zawsze tak mówiłeś, kiedy chciałeś postawić na swoim.
– Może i tak – zgodził się podejrzanie potulnie.
– To się nie uda, Jake – jęknęła błagalnie. – Poza tym widziałeś moje mieszkanie. Nawet nie jest umeblowane.
– Pomyślałem o tym. – Sięgnął do szafki przy łóżku i wyjął czek. – To powinno pokryć koszt mebli i montażu. Nie rób niczego sama, wynajmij ludzi.
Wysokość kwoty zaskoczyła ją.
– Ależ to o wiele za dużo…
– To czynsz za pierwszy miesiąc. – Wykrzywił nagle usta, jakby poczuł ból. – Pozwól, bym coś dla ciebie zrobił. – Gdy nadal milczała, dodał z naciskiem: – Proszę.
Prośby nie były w stylu Jake'a. Potrafił czarować ludzi tak długo, aż mu ulegali. Jednak dziś zauważyła w jego oczach niepokój, którego nigdy przedtem nie widziała, a w uszach zabrzmiały jej słowa doktora Ainsleya: „Jak na tak popularnego człowieka jest bardzo samotny".
– W porządku – powiedziała z wahaniem. – Ale tylko do momentu, kiedy staniesz na nogi.
– Masz na myśli, aż nogi przestaną się pode mną uginać? – zażartował.
– Aż wyzdrowiejesz.
– Będę twoim bratem. A teraz wróćmy do spraw praktycznych. Czy już zwolniłaś się z pracy?
– Nie, ale…
– No, to zrób to teraz. – Podał jej słuchawkę. Zwolnienie się z pracy zajęło jej nie więcej niż minutę. Szef, o dziwo, był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nie miał Kelly nic do zarzucenia, jednak wyniknęło mu się między wierszami, że jego siostrzenica znalazła się w trudnej sytuacji i rozpaczliwie poszukuje jakiejś posady. Prawdopodobnie wkrótce zwolniłby Kelly, gdyby go nie uprzedziła. Widać tak już miało być. Trudno…
Nie umiała jednak dojrzeć jaśniejszych stron zaistniałej sytuacji. To żadne przeznaczenie, raczej nieszczęśliwy zbieg okoliczności. No i jeszcze to dziwaczne porównanie Jake'a do Henryka VIII…
Nie, nie był Henrykiem. Był diabłem. Diabłem pełnym kuszącego uroku.