Minął kolejny tydzień, zanim Jake doszedł do siebie po niedawnej przygodzie i został wypisany ze szpitala. W tym czasie Kelly wynajęła firmę dekoratorską i umeblowała mieszkanie. Wydała sporo pieniędzy, ale dzięki czekowi od Jake'a nadal trochę pozostało. Kiedy próbowała mu dziękować, od razu zmieniał temat.
– No dobrze, przejdźmy do spraw praktycznych – powiedziała w końcu. – Trzeba przewieźć twoje rzeczy. Daj mi klucze, załatwię to.
Gdy się rozstali, obydwoje wyprowadzili się ze starego domu. Kelly była ciekawa, jak Jake się urządził w nowym lokum.
– Dzięki, ale nie trzeba – odparł pospiesznie. – Nie musisz się trudzić. Wszystko już zorganizowałem.
Zrobiło jej się głupio. Oczywiście, na pewno poprosił Olimpię o pomoc. Prawdopodobnie to ona miała zapasowe klucze. Dlaczego o tym nie pomyślałam, wściekała się Kelly w duchu.
Znalazła wymówkę, by wyjść i pożegnała się dość nerwowo.
Wieczorem, w przeddzień przeprowadzki Jake'a, była tak skupiona na lekturze książki, którą chciała do jutra skończyć, że nie od razu usłyszała, że ktoś dzwoni do drzwi. Gdy je otworzyła, stanęła oko w oko z Olimpią.
Kobieta z burzą perfekcyjnie potarganych blond włosów wyglądała jak zwykle olśniewająco. Na widok Kelly uśmiechnęła się szeroko i kordialnie objęła ją ramieniem, roztaczając wokół intensywną woń drogich perfum.
– Kelly, kochanie, nie masz mi za złe, że wpadłam, prawda?
– Ależ skądże – skłamała Kelly.
– Ogromnie się ucieszyłam, gdy usłyszałam, że pomagasz Jake'owi. Ma szczęście, bo wszyscy starzy przyjaciele o nim pamiętają.
– No tak, nawet ci rzeczywiście starzy – zauważyła Kelly z lekką złośliwością, gdyż była o kilka lat młodsza od Olimpii.
Najchętniej wyrzuciłaby tę uśmiechniętą babę za drzwi, ale już było za późno. Olimpia pewnym krokiem weszła do środka i rozglądała się po mieszkaniu, jakby zamierzała je wynająć. Wreszcie otworzyła drzwi do pokoju Jake'a.
– Ładny – powiedziała lakonicznie. – Chociaż muszę przyznać, że jestem nieco zdziwiona… Zresztą, mniejsza z tym.
– Jesteś zdziwiona, że Jake chciał zamieszkać ze mną? -spytała Kelly chłodnym tonem.
– Można to ująć w ten sposób. Nie sądzę, by było to najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji. Ale dajmy temu spokój. Wiemy, jak Jake nienawidzi ranić ludzkich uczuć.
– On to robi mimowolnie – zauważyła Kelly z delikatną ironią. – Jake ma wrażliwe serce i chce dobrze, ale brak mu intuicji. Czasami zachowuje się jak słoń w składzie porcelany, a potem przeprasza, choć tak naprawdę nie rozumie, czym zawinił. Kiedyś sama się o tym przekonasz.
Olimpia uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Być może zachowuje się tak w stosunku do niektórych ludzi, ale ja… Och, na pewno nie chcesz o tym słuchać.
– Nie, nie chcę – przyznała Kelly z werwą. – Ale powinnaś brać Jake'a takim, jakim jest. On się nie zmieni.
Olimpia uśmiechnęła się z przymusem.
– Mężczyźni zmieniają się, kiedy są zakochani.
– Daj spokój, Olimpio – powiedziała Kelly z irytacją. – Nie występujesz teraz przed kamerą. – Mówiła ostrym tonem, by ukryć ból, który sprawiły jej te słowa.
– Nie ma sensu wracać do przeszłości. – Olimpia niespodziewanie złagodniała. – Przepraszam cię, Kelly. Ale prawda jest prawdą, nawet jeśli boli.
– Zapominasz chyba, że się z nim rozwiodłam – powiedziała Kelly cierpko.
– Jak mogłabym zapomnieć? Zachowałaś się z godnością. Gdy mąż pokocha inną, najlepiej pozwolić mu odejść.
– Zawsze zaprzeczałaś, że coś was łączy.
– Oczywiście, że zaprzeczyłam. Ani Jake, ani ja nie chcieliśmy zobaczyć swoich zdjęć na pierwszych stronach gazet. Jednak prawda pozostaje prawdą bez względu na wybiegi, jakie Jake stosował, by mnie chronić. Pozwól mu odejść na dobre, Kelly. Obydwie wiemy, że wasze małżeństwo skończyło się katastrofą.
Kelly gwałtownie wciągnęła powietrze. Spośród natłoku bolesnych emocji wyłoniła się jedna jasna myśl. Jakie to szczęście, że nie wyjawiła Jake'owi prawdy o dziecku…
– Nie będziesz mieć nic przeciwko temu, jeśli go odwiedzę? – spytała słodko Olimpia. – A może, gdy już go tu ściągniesz – mówiła, nie kryjąc złośliwości – zabarykadujesz drzwi i postawisz na straży psa?
– Jedyny pies w budynku to pudel mojego sąsiada, ma piętnaście lat i przez większość dnia śpi – odpowiedziała Kelly, nie dając się sprowokować. – Przychodź, kiedy chcesz i na jak długo chcesz. Postaraj się tylko nie przeszkadzać mi w nauce.
– Och, zapomniałam, że wróciłaś do szkoły…
– Do college'u – wyjaśniła Kelly. – Podjęłam studia.
– Tak, Jake wspomniał mi o tym. Oferują dziś tyle rozmaitych kursów, nieprawdaż? Podejrzewam, że można zdobyć magisterium nawet z opery mydlanej.
– Studiuję archeologię. – Kelly zignorowała kolejną zaczepkę. – Właśnie czytam niezwykle interesującą pracę o starożytnych pochówkach. Był taki król, który pozbywał się nadmiaru konkubin, upijając je winem. Budziły się potem obwiązane specjalnymi bandażami w sarkofagach. Ich krzyki przez tydzień odbijały się echem od marmurowych ścian, zanim ostatecznie zapadała martwa cisza. To wspaniały sposób na pozbywanie się niewygodnych ludzi, nie sądzisz? A może napijesz się wina, Olimpio?
Olimpia odmówiła, przeprosiła za najście i wyszła.
Nazajutrz Carl zgodził się, by Kelly opuściła ostatni wykład. Chciała zdążyć do domu na powitanie Jake'a.
– Dam ci notatki, zawsze też chętnie wszystko ci wytłumaczę – zaproponował z uśmiechem. Jednak po chwili na jego twarzy odmalowała się troska. – Kelly, czy jesteś absolutnie pewna, że… w twoim stanie dasz radę zajmować się rekonwalescentem?
– Czyżby już cały świat wiedział? – spytała zdumiona. – Nikomu nic nie mówiłam.
– Inni nie zauważyli, ale ja mam szósty zmysł. Właściwie siódmy, bo mam sześcioro rodzeństwa. Matka albo była w ciąży, albo niańczyła kolejne maleństwo. Ledwo zdążyłem dorosnąć, gdy moje dwie siostry wyszły za mąż i zaczęły rodzić dzieci. Naprawdę mam spore doświadczenie w opiece nad maluchami, bo często się tym zajmowałem. W ten sposób zarabiałem pieniądze, które potem wydawałem na randkach.
– Na zbyt wielu randkach, zdaniem Mariannę – wtrąciła Kelly z uśmiechem.
On również się uśmiechnął i ujął jej rękę.
– Jeśli będziesz miała jakiekolwiek pytania na temat ciąży lub macierzyństwa, zadzwoń do wujka Carla. A poważnie, zawsze cię zwolnię, gdy będziesz potrzebowała wyjść.
– Dzięki, ale dzisiaj to wyjątkowa sytuacja, bo chcę przywitać Jake'a. Nie zamierzam nagminnie zwalniać się z zajęć. Ciąża nie zmieni zbytnio mojego dotychczasowego trybu życia… Z czego się śmiejesz?
– Nie zmieni? Och, dziewczyno, musisz się jeszcze sporo dowiedzieć! A teraz zmykaj do domu i siedź tam, jak długo chcesz.
W dniu przyjazdu Jake'a Kelly wróciła do domu około południa. Była lekko zdyszana od wchodzenia po schodach, ponieważ wszystkie windy w budynku poddawano konserwacji. Telefon zadzwonił, gdy tylko przekroczyła próg. To był doktor Ainsley.
– Karetka już wyjechała – zakomunikował. – Jake będzie w domu łada chwila.
– Trochę się niepokoję – zauważyła. – Windy nie działają i musiałam pokonać trzy piętra.
– Nie ma się czym martwić. Pielęgniarze wniosą Jake'a na górę razem z wózkiem. Dzwonię właściwie po to, by coś zasygnalizować. Nie byłbym specjalnie zdziwiony, gdyby Jake niebawem wpadł w depresję.
– Myślałam, że ma to już za sobą.
– Do tej pory był w lekkim szoku, to normalne po takim wypadku. W warunkach domowych na pewno odzyska dobry humor, ale potem nadejdą trudne chwile. Nadal nie odzyskał pełni sił, a nie należy do najcierpliwszych pacjentów. Jake będzie potrzebować życzliwej duszy jak nigdy dotąd.
– On nigdy mnie nie potrzebował, ani nikogo innego – odpowiedziała z przekąsem. – Myli się pan co do Jake'a. On jest bardzo mocny psychicznie.
– Tacy sprawiają najwięcej kłopotów – odparł doktor i odłożył słuchawkę.
Zrobiła sobie herbatę i starała się zebrać myśli. Za kilka minut znów będzie dzielić mieszkanie z byłym mężem, jak gdyby nigdy nic. Jakby rozwód nigdy nie miał miejsca…
Musiała spojrzeć na sprawę inaczej. Była rozwódką, wolną i niezależną kobietą, wkrótce zostanie matką. I nie kocha już Jake'a. Przyspieszone bicie serca świadczyło jednak, że nękają lęk, a butna pewność siebie jest jedynie pozorem.
Zastanawiała się, jak powitać Jake'a. To mogło rzutować na ich przyszłe stosunki. „Cześć, kochanie" – nie wchodziło w grę. „Miło cię widzieć" – też nie brzmiało dobrze…
Wyjrzała przez okno i zobaczyła parkującą karetkę. Jeszcze raz sprawdziła pokój przygotowany dla Jake'a, a potem w napięciu czekała na dzwonek do drzwi.
Jednak w mieszkaniu panowała cisza.
Kelly ponownie wyjrzała przez okno. Ambulans nadal stał przed domem, ale nikogo przy nim nie było. Zdumiona, otworzyła drzwi i zdążyła jeszcze zobaczyć, jak Jake bierze zakręt na podeście i zaczyna o własnych siłach wspinać się powoli na ostatnie stopnie schodów. Za nim, mrucząc gniewnie, szli sanitariusze.
– Poradzę sobie – burczał Jake. – Nie dotykajcie mnie! Kelly, widząc nienaturalnie pobladłą twarz Jake'a, całkiem zapomniała o przygotowanym powitaniu.
– Czy ty nie masz krzty zdrowego rozsądku?! – krzyknęła.
– Nigdy go nie miałem – wysapał. – Czyżbyś o tym nie wiedziała?
– Wiem, ale naiwnie łudziłam się, że wreszcie trochę zmądrzałeś. Gdzie jest wózek?
Taszczył go sanitariusz.
– Tutaj. Nie pozwolił się na nim posadzić.
– No i kto miał rację? – sapnął Jake. – Powiedziałem wam, że sobie poradzę.
– Masz nie po kolei w głowie – zbeształa go Kelly. – W takim stanie powinieneś wrócić do szpitala.
– O, nie ma mowy! – wtrącił się sanitariusz. – Już go wypisaliśmy, mamy go z głowy.
– Wiedziałam – westchnęła Kelly. – To nie będzie łatwe. Gdy sanitariusze wyszli, Jake dobrnął do sofy, opadł na nią ciężko i spojrzał na Kelly ze zbolałą miną. Jak niesforny młokos, który zdaje sobie sprawę ze swojego nagannego postępku, lecz liczy na wyrozumiałość i przebaczenie. Ale nie tym razem!
– Szkoda, że nie chcieli zabrać cię z powrotem do szpitala – warknęła. – Musisz się popisywać, prawda? Pokazać, jaki to jesteś dzielny i silny.
– Chciałem tylko udowodnić, że mogę iść o własnych siłach.
– I co takiego udowodniłeś? Tylko to, że jesteś idiotą, a ja wiem to przecież od dawna. – Kelly przestała nad sobą panować. Słowa oburzenia płynęły z jej ust niczym wezbrany strumień, a raczej rącza rzeka.
– Daj spokój, Kelly – przerwał jej. – Wiem, że nie powinienem tego robić, ale…
– Znowu to cholerne „ale". Mam po dziurki w nosie twoich wygłupów. Wielki, wspaniały dziennikarz telewizyjny, ale rozumu za grosz. Powinni cię zastrzelić!
Gdy tylko padły te słowa, złapała się za głowę. Cholera, co za bezmyślność! Mówiła to często w przeszłości, na wpół żartobliwie, i kwitowała śmiechem. Ale powinna ugryźć się w język, zanim powiedziała to teraz.
– Twoim życzeniom nareszcie stało się zadość – rzucił Jake cierpko.
– Och… nie chciałam. Po prostu… nie wiem…
– W porządku. Po prostu nie pomyślałaś. – Uśmiechnął się z przymusem.
– Och, Boże! – powiedziała nieszczęśliwym tonem. – To okropne, bardzo cię przepraszam.
– Tak okropne, że aż zabawne. Śmiałbym się, gdybym nie był taki wykończony. Czy moglibyśmy już o tym zapomnieć?
– Dzięki – powiedziała, szczerze wdzięczna za jego wyrozumiałość. – Ale teraz idź do łóżka i zostaw mnie samą, bo jeśli mi tu zaraz zemdlejesz, to naprawdę odwiozę cię do szpitala.
Wzięła torbę i zaniosła do jego pokoju. Jake powoli podążył za Kelly. Potem usiadł na łóżku i ujął ją za rękę.
– Przepraszam cię, Kelly – powiedział poważnym tonem. – Jeśli uważasz, że sprawiam za dużo kłopotu, dobrowolnie wrócę do szpitala.
– Chyba słyszałeś, co powiedział sanitariusz? – Możesz tu zostać, ale obiecaj, że będziesz się stosował do zaleceń lekarza.
– Tak, proszę pani – powiedział potulnie i puścił jej rękę.
– No, a teraz rozpakuję twoje rzeczy.
– Dzięki, ale to jedyne co mogę zrobić bez wysiłku. Nie chcę sprawiać ci więcej kłopotów, niż to konieczne.
– Zgoda. Szybko wyszła z pokoju, by Jake nie zauważył, jak bardzo chciało jej się płakać.
Przez jakiś czas rzadko widywała Jake'a. Długie godziny spał i często budził się, dopiero gdy Kelly wychodziła na zajęcia. Z początku parzyła mu herbatę przed wyjściem, ale szybko ją przekonał, że może to robić sam.
Kelly akurat była w domu, gdy po raz pierwszy przyszła pielęgniarka rejonowa, miła kobieta w średnim wieku o imieniu Emily. Przebrała Jake'a, sprawdziła, czy bierze lekarstwa zgodnie z zaleceniami, poprawiła mu poduszki, a potem została na kawę i pogawędkę. Potwierdziła, że jego zdrowie nie doznało uszczerbku po szalonej wspinaczce na trzecie piętro.
– Trochę nadszarpnął siły, ale wszystko będzie dobrze.
– Bardzo dużo śpi, a w szpitalu był taki ożywiony – powiedziała Kelly.
– To normalne – uspokoiła ją Emily. – Pewnie żył ostatnio w dużym napięciu. Teraz ma okazję naprawdę się zrelaksować.
Kelly dała jej klucz do frontowych drzwi na wypadek, gdyby Jake nie słyszał dzwonka. Przez pewien czas Emily widywała go częściej niż Kelly, jednak po kilku dniach Jake stał się bardziej ożywiony i rzadziej sypiał w ciągu dnia. Co wieczór jedli razem kolację, ale potem Jake wracał szybko do swego pokoju. Kelly miała wrażenie, że celowo jej unika.
Szybko wyszło na jaw, jak opłakana byłaby jej sytuacja finansowa, gdyby nie pomoc Jake'a. Bez tych pieniędzy po prostu nie dałaby sobie rady. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale Kelly wyczuła, że Jake doskonale o tym wie, ponieważ regularnie ponawiał propozycje większej zapłaty za wynajem mieszkania. Był doświadczonym negocjatorem, toteż bez trudu wygrał tę batalię.
Nie należał do zbyt domyślnych mężczyzn, ale teraz jakimś szóstym zmysłem uprzedzał jej życzenia. Pewnego dnia gdy wróciła do domu, zastała w kuchni drogą, nowoczesną kuchenkę mikrofalową. Jake zamówił ją przez telefon.
Wyjaśnił, że odkąd zamieszkał sam, przyzwyczaił się do tego typu praktycznych rozwiązań. Wkrótce Kelly zakochała się w tym urządzeniu. Dzięki niemu spędzała w kuchni o wiele mniej czasu, no i oczywiście nie musiała wdychać wywołujących mdłości zapachów.
Jeden zero dla Jake'a.
Druga runda rozpoczęła się od wizyty Olimpii. Olimpia przywitała się z Kelly bardzo grzecznie, a potem na resztę wieczoru zniknęła w pokoju Jake'a. Kiedy się stamtąd wynurzyła, Jake już spał. Olimpia zrobiła Kelly wykład, że chorym i rekonwalescentom nie można przeszkadzać, a potem napomknęła o „biednym Jake'u uwięzionym w tej małej klatce dla królików", dramatycznie wzdychając.
Kelly opanowała wściekłość. Przystąpiła do akcji dopiero nazajutrz, gdy zabrano Jake'a do szpitala na badania. Zanim wrócił, przeniosła jego rzeczy do swojej sypialni, a sama przeprowadziła się do mniejszego pokoju. Kiedy Jake próbował protestować, uciszyła go jednym spojrzeniem.
W rewanżu podwoił czynsz, wysyłając za pośrednictwem Emily czek do banku Kelly, która zresztą właśnie miała debet na koncie. W tej sytuacji pozostało jej jedynie bez szemrania zaakceptować hojność byłego męża.
Druga runda dla Jake'a.
Z pozoru urządzili się jakoś w tym dziwnym życiu. Prowadzili nawet przyjacielskie rozmowy, choć oboje czynili to z widocznym wysiłkiem. Kłótnia z pierwszego dnia w pewnym sensie przełamała lody. Kelly nie dążyła do konfrontacji, żeby nie powiedzieć czegoś niewybaczalnego. Co prawda wydawało się, że Jake o wszystkim zapomniał, a przynajmniej jej wybaczył, ale ona nadal się obwiniała. Dlatego zachowywała się w stosunku do niego grzecznie, lecz dość chłodno.
Wyjściem z tej krępującej sytuacji okazały się seksualne fantazje. Dzikie, nieokiełznane, zapierające dech w piersiach i oszałamiające.
Oczywiście, nie były to fantazje Kelly. Ona nadal walczyła z mdłościami i jej jedyne marzenia ograniczały się do filiżanki gorącej, słodkiej herbaty i kilku herbatników. Seks był ostatnią rzeczą, jaką zaprzątała sobie głowę.
Jake natomiast często otrzymywał listy od wielbicielek. Co bardziej egzaltowane panie składały swemu idolowi bardzo kuszące propozycje. Oczywiście Kelly zetknęła się z tym wcześniej i w głębi duszy wiedziała, że to nic nie znaczy. Jednak ponieważ nigdy nie była zbyt pewna uczuć męża, nie umiała zwalczyć zazdrości. Jake próbował z tego żartować i nie rozumiał, dlaczego się z tego nie śmiała.
– Zrozum, że to nie chodzi naprawdę o mnie – próbował tłumaczyć. – One po prostu upatrują we mnie uosobienia swojego ideału. Nie znam tych pań i nie chcę ich poznać. Niepotrzebnie się przejmujesz.
– Być może – odpowiedziała, zaniepokojona, że go męczy i nudzi.
Uśmiechnął się wtedy i poklepał ją po ramieniu, ale potem nieostrożnie dodał:
– W każdym razie gdybyś przeczytała niektóre z tych listów… – Urwał, świadom poniewczasie, że znów niechcący sprawił jej ból.
– A więc ty im odpisujesz! – wybuchła oburzona.
– Nie stwarzaj problemów, tam gdzie ich nie ma. – Próbował żartować, lecz czuł, że traci grunt pod nogami. – Właściwie, mogłabyś im odpisywać w moim imieniu. Napisz, że nie jestem do wzięcia, ponieważ trzymasz mnie na łańcuchu.
Ta uwaga wywołała burzę, która trwała pół nocy. W końcu Jake'a powiedział:
– Lepiej, jeśli wyjdę na spacer, ponieważ każde moje słowo tylko pogarsza sytuację.
Nigdy więcej na ten temat nie dyskutowali. Kelly ukryła żal ze strachu, że znów wyda się Jake'owi irytującą nudziarą.
Teraz miał mnóstwo wolnego czasu i zaczął odpowiadać na niektóre listy.
Pewnego wieczoru, gdy Jake był w kuchni, Kelly zauważyła czarny koronkowy stanik wystający z koperty leżącej na stole.
Nie poczuła bólu, a jedynie zaciekawienie. Gdy oglądała stanik, w drzwiach pojawił się Jake.
– Puszysta kobietka, prawda? – zagadnęła.
– Tak myślę – odparł, przyglądając jej się uważnie. Kelly rzuciła okiem na list.
– Co takiego? – Rozszerzyła oczy ze zdumienia. – Och, masz naprawdę trudne zadanie!
– Dość! Kto pozwolił ci to czytać?
– Zauważyłam, że ostatnio masz kłopoty z pocztą od twoich fanek. Zawsze tak łatwo sobie z nimi radziłeś. Potrafiłeś je czarować, zapewne wszystkie uważały cię za niezwykle seksownego, a przy tym skromnego faceta.
– Zachowaj łaskawie ten sarkazm dla siebie. Z tego rodzaju wielbicielkami nadal świetnie sobie radzę. Jednak aż trudno uwierzyć, co chodzi po głowie tej akurat kobiecie – dodał, pokazując różowy list.
– Ty jej chodzisz po głowie – wtrąciła.
– Ale tylko w określonej scenerii. – Wskazał byłej żonie kilka linijek tekstu. – Chyba w ogóle nie mamy masła orzechowego, prawda?
Kelly skrzywiła się.
– Prawdopodobnie zamierza sama je dostarczyć. Och, jeśli ma ci to pomóc w rekonwalescencji, kupię kilka słoików…
– Taka terapia mnie nie uleczy – powiedział z przekąsem. – Bardziej prawdopodobne, że doznałbym urazu kręgosłupa i…
– No, proszę, a oto wielbicielka z Kensington – wtrąciła Kelly, przeglądając inny list. – Ta na pewno nie chce, żebyś leżał na plecach.
– Czytałem, daruj sobie komentarz – powiedział, pospiesznie wyjmując jej list z ręki. – Ona ma wybujałą wyobraźnię. Nie sądzę, by te wygibasy były w ogóle fizycznie możliwe.
– Nie przy twojej obecnej kondycji, ale jeśli potrenujesz ciężary, może za kilka miesięcy sobie poradzisz – powiedziała Kelly z wahaniem.
– Z wielką trudnością – burknął.
– Tak, rozumiem problem. Droga pani, w odpowiedzi na list donoszę, że pani propozycja jest mało praktyczna wobec wysokiej ceny masła orzechowego – wyrecytowała Kelly rozbawionym głosem.
– Śmieszne, prawda? – rzekł chłodno.
– Owszem, nie da się ukryć. Ty jako tytan seksu!
– Nie będziesz zachwycona, gdy tłum rozszalałych kobiet wedrze się tutaj, żądając mojego ciała.
– Och, żaden problem. Powiem im po prostu, że masz bardzo kościste kolana.
– Wcale nie.
– No…
– Co to ma znaczyć?
– Twoje kolana przypominają dwa wzgórza.
– Przestań!
Pomyślała, że taka utarczka jest lepsza od tej obezwładniającej obojętności, w jakiej Jake schronił się na początku rekonwalescencji. Teraz był ożywiony, wściekał się i zdobywał na cięte riposty. Uszczypliwe uwagi nie raniły go, jedynie prowokowały do natychmiastowej reakcji.
– W porządku – ustąpiła. – Odwołuję! Twoje kolana są w porządku.
– Dziękuję.
– Po prostu masz za chude nogi.
– To nieprawda!
– Czyżby? A dlaczego nigdy nie pojawiasz się przed kamerą w szortach? Nawet gdy jesteś w tropikach? Dobrze wiesz, że ten okropny widok mógłby zdziesiątkować klub twoich wielbicielek. Na placu boju pozostałaby tylko jedna podstarzała kobieta. A właśnie, co sądzi na ten temat Olimpia?
– Nie rozmawiam z Olimpią o moich kolanach – wycedził.
– Ale je widziała?
– Tak.
– I co, żadnego komentarza?
– Nie.
– To pewnie jedyny raz, kiedy zachowała się taktownie. Zrozumiał błyskotliwy dowcip i popatrzył na nią z cierpkim uśmiechem.
– Idź do diabła! – zaklął pod nosem.
Jeszcze chciał jej powiedzieć coś do słuchu, ale zmienił zdanie i tylko zakomunikował, że kładzie się do łóżka.
Gdy wrócił pięć minut później po swoją korespondencję, musiał wyrwać Kelly z ręki pachnący liścik.
– Naprawdę, Jake, co za fascynująca lektura – powiedziała, odprowadzając go do drzwi.
– Cieszę się, że przynajmniej cię rozbawiłem – ryknął.
– To fenomen socjologiczny. Carl jest zafascynowany socjologią, uwielbia robić badania i wywiady. Myślę, że nigdy nie spotkał nikogo, kto obcowałby z takimi…
Drzwi otworzyły się z rozmachem.
– Jeśli ośmielisz się powtórzyć choć słowo Carlowi lub komukolwiek innemu – Jake mówił z emfazą – możesz pożegnać się z życiem!
– Ale jego to zainteresuje wyłącznie z naukowego punktu widzenia – powiedziała niewinnie.
– Do licha! Zrobiłby ze mnie kompletne pośmiewisko! Obiecaj mi, że…
– W porządku – westchnęła. – Słowo honoru!
– Czy mógłbym już zostać sam?
Jednak Kelly postanowiła przypieczętować zwycięstwo.
– Szkoda. Na pewno powstałaby ciekawa i cenna praca naukowa.
– Kelly, ostrzegam cię…
– Och, idź już do łóżka.
To był koniec rozmowy. Ale nazajutrz rano Kelly uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc Jake'a studiującego własne nogi przed lustrem.
– Sprawdzasz swoje walory? – zakpiła.
– Weryfikuję fakty. – Zmarszczył brwi. – nie widzę niczego złego w moich kolanach.
– Oczywiście. Masz wspaniałe kolana. Zawsze mi się podobały.
– Ale przecież powiedziałaś… Uśmiechnęła się do niego słodko.
– Kłamałam.