ROZDZIAŁ ÓSMY

Jake nie wiedział, co tak nagle go obudziło. W pełni świadom, siedział wyprostowany na łóżku. Otworzył drzwi od swojej sypialni, ale w mieszkaniu panowała cisza. Drzwi do pokoju Kelly były uchylone. Odważył się delikatnie je popchnąć i zajrzeć do środka. W poświacie płynącej od okna pokój wydawał się pusty.

Zapalił światło. W łóżku nikt nie spał. Na narzucie leżały książki o urządzaniu dziecięcych pokojów i kartki z notatkami, ale nie było śladu Kelly.

Wiedziony instynktem podszedł do okna. Wychodziło na ulicę i mały park, gdzie czasami spacerowali. W parku paliły się jeszcze lampy. Jake skierował wzrok na mały plac zabaw dla dzieci, pośrodku którego kręciła się drewniana karuzela. Dopiero po chwili rozpoznał siedzącą na niej kobietę. Opatulona w grubą kurtkę, wyglądała na opuszczoną; ramiona skrzyżowała na piersi w obronie przed zimnem. Jake ubrał się szybko i zbiegł na dół.

Nie wydawała się zaskoczona, gdy nagle pojawił się na karuzeli. Przemknęło mu przez myśl, że być może w ogóle nie uświadamiała sobie jego obecności. Usiadł obok niej na karuzeli. Nie odezwała się ani słowem, tylko uśmiechnęła, wsuwając rękę pod jego ramię.

– Czy już podjęliście decyzję? – zapytał.

– W jakiej sprawie?

– Jak urządzić dziecinny pokój. O tym rozmawialiście z Carlem, prawda?

Roześmiała się krótko.

– Tak. Nie mogliśmy zdecydować się na wybór tapety. Na razie prowadzą pingwiny i niedźwiadki.

– Osobiście wolę tygrysy – powiedział po namyśle.

– Carl wybrał pingwiny.

– Dobrze, jeśli tak chce Carl… – Jake skrzywił się. – Czy zamierza osobiście urządzić pokój?

– Wspomniał o tym.

– Chyba nie ma takiej potrzeby. Mam wystarczająco dużo sił, by to zrobić.

– Wykluczone – odpowiedziała od razu. – Jeszcze nie jesteś zdrów. Zostaw to Carlowi. Zresztą nie ma pośpiechu. Trzeba wcześniej podjąć inne ważne decyzje dotyczące…

Jeśli naprawdę byłby jej bratem, to zapytałby, który pokój zamierzała przeznaczyć dla dziecka. Prawdopodobnie ten mały, gdzie teraz sypiała. Ale wtedy musiałaby się przenieść do jego pokoju, co oznaczało, że powinien zacząć szukać dla siebie nowego lokum.

Jake zastanawiał się, jak sformułować pytanie, w końcu jednak zrezygnował.

Odepchnął się energicznie nogą od ziemi, żeby przyspieszyć ruch karuzeli.

– Przypomina tę, która stała obok naszego pierwszego domu, prawda? – zapytał.

– Pamiętam – odpowiedziała miękko. – Myślałam, że pewnego dnia zabiorę na nią nasze dziecko.

Wziął jej dłoń i uścisnął.

Obrót, jeszcze jeden obrót… Wysokie drzewa wolno wirowały wokół nich.

– Przykro mi, że nie mogłem być wtedy przy tobie – powiedział cicho.

Zastanawiał się, czy nie powinien teraz wyjaśnić, co czuł, kiedy straciła dziecko, ale Kelly mu przerwała.

– To nie była twoja wina. Dostałeś zlecenie. Bardzo ciężko pracowałeś, żeby je dostać i nikt inny…

– Trudno było wtedy o pracę – przytaknął. – Wydaliśmy pieniądze od twojej matki, a ja niewiele zarabiałem. Było mi wstyd z tego powodu. Bardzo chciałem zapewnić ci dostatnie życie. Nie miałem ochoty wyjeżdżać za granicę, ale ponieważ z tobą wszystko było w porządku…

– Nikt nie mógł tego przewidzieć – odpowiedziała szybko. – Rzeczywiście czułam się dobrze tego dnia, a potem nagłe…

– Mów dalej.

– Nie, to nie ma znaczenia.

Ale było bolesne. Jakby mu zatrzasnęła drzwi przed nosem.

– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?

– Często powtarzałeś, że nie ma sensu wracać do ponurych spraw – wyjaśniła z westchnieniem. – Powiedziałeś, że porozmawiamy o tym później, kiedy znów będę w ciąży i tamto nie będzie już miało takiego znaczenia…

– Nie mogłem znieść tych rozmów – odpowiedział ochryple. – To był akt czystego egoizmu z mojej strony, czyżbyś o tym nie wiedziała?

Oparła głowę na jego ramieniu.

– Teraz to już naprawdę nie ma znaczenia. Delikatnie pogładził Kelly po policzku.

– Kelly, tak mi przykro – szepnął.

– Niepotrzebnie. Miałeś rację, roztrząsanie przykrych spraw niczego nie załatwia. To strata czasu. Musisz teraz myśleć o swojej przyszłości.

– A jakie ty masz plany na przyszłość?

– Sama nie wiem. Jeśli nadal będę w ciąży do przyszłego wtorku…

– Przestań! – skarcił ją ostro. – Oczywiście, że będziesz. Ja to po prostu wiem.

Uderzyła go lekko w ramię.

– Nie masz najmniejszego pojęcia o noworodkach i ciąży, a przemawiasz jak ekspert. Dlaczego ja cię w ogóle słucham? Dlaczego ci wierzę, chociaż pleciesz takie głupstwa?

– Specjalizuję się w pleceniu głupstw – odparł z kwaśną miną. – To moja jedyna umiejętność. Na niej zbudowałem karierę i pomyślałem, że teraz też mógłbym z niej zrobić dobry użytek. Ale nigdy cię nie oszukiwałem. Donosisz tę ciążę bezpiecznie – powtórzył z przekonaniem, mocniej obejmując ją ramieniem. – I bezpiecznie urodzisz. Odzyskasz wszystko, co wtedy straciłaś.

Od razu wiedział, że palnął kolejne głupstwo. Kelly zesztywniała i odsunęła się od niego.

– Niczego nie rozumiesz, Jake. Nie mogę odzyskać tego, co wtedy straciłam. Tamto dziecko odeszło na zawsze…

– Ale teraz masz nowe dziecko…

– Nie to samo. Tamta dziewczynka na zawsze pozostanie moją córeczką.

– Pamiętam, jak mówiłaś, że to będzie dziewczynka.

– To była dziewczynka – upierała się Kelly. – Zanim poroniłam, rozmawiałam z nią, mówiłam, jak bardzo ją kocham. A potem, gdy było już zbyt późno, pożegnałam się z nią. Nie wiem, czy mnie usłyszała – dodała Kelly przez łzy.

– Oczywiście, że słyszała – powiedział Jake. – A przynajmniej czuła. Musisz w to wierzyć.

– Dziękuję, że mi to powiedziałeś.

– Powinienem powiedzieć ci to wtedy – pomyślał.

Pragnął zapytać, czy powiedziała dziecku, że on również je kochał, ale do tego nie miał już prawa.

– A gdy przyjdzie pora… – dodał z wahaniem – pamiętaj, że nie jesteś sama. Masz mnie, swojego… swojego brata. – Objął ją mocniej.

– Nie miałam ojca, a byłam ciężarem dla matki. Często żałowałam, że nie mam przynajmniej brata, który mógłby mnie wspierać w najcięższych chwilach. – Zacisnęła dłoń na ramieniu Jake'a. – I kto by przypuszczał, że to ty nim zostaniesz? Jakie to dziwne…

– Nie wiem, czy będę lepszym bratem niż mężem – odpowiedział ponuro.

– Daj spokój – powstrzymała go. – Zamknęliśmy już ten rozdział i nie ma sensu do tego wracać.

– Pewnie masz rację – odpowiedział spokojnie. Pochylił głowę. – Kelly – szepnął – Kelly… Tak mi przykro.

Zerknęła na niego.

– Nie żałuj niczego, Jake. Dzięki tobie przeżyłam wiele szczęśliwych chwil.

– Ale również wiele nieszczęśliwych.

– Nikt nie zaznaje w życiu jedynie szczęścia – odpowiedziała mądrze. – Nie powinniśmy nawet o tym marzyć.

Musnął ustami jej czoło, bardzo delikatnie, jak przystało na brata. Trwali tak przytuleni, dopóki me poderwał ich czyjś okrzyk.

Podnieśli głowy i zobaczyli człowieka u mundurze.

– Zamykamy! – krzyknął. – Wy dwoje możecie zalecać się do siebie gdzie indziej!

Jake chętnie by go udusił za zniszczenie tej pięknej chwili, ale Kelly wybuchnęła śmiechem.

– Chodźmy. – Jake pomógł jej wstać. Szybko wrócił mu dobry humor. – Zalecać się! Jeśli powiedziałbym mu prawdę i tak by mi nie uwierzył.

– Nikt by w to nie uwierzył – potwierdziła. – Trzeba być szalonym, żeby to zrozumieć.

– Zawsze byliśmy szaleni. – Kiedy odchodzili, latarnie zaczynały gasnąć. – Chodźmy, bo robi się zimno. Nie powinnaś zmarznąć.

– Ani ty. To ja mam się tobą opiekować, pamiętasz?

– Wydaje mi się, że musimy dbać o siebie nawzajem.

– Przez jakiś czas.

– Tak… przez jakiś czas.

Kelly liczyła dni do wtorku. Jeszcze pięć dni. Jeszcze cztery, trzy, dwa…

W poniedziałkową noc czytała do późna. Choć próbowała się skupić, nie rozumiała sensu słów. Wolała jednak udawać, że czyta, zamiast wpatrywać się w sufit.

Pod drzwiami Jake'a widać było smugę światła. Skrzywiła się. Jeśli nie spał, to dlaczego nie przyszedł z nią pogadać? Przecież właśnie od tego są bracia, prawda?

Jednak po chwili zdała sobie sprawę z bezsensowności takiego rozumowania. To był jej wybór, celowo trzymała Jake'a na dystans. Nie powiedziała mu nawet, że jutro wybiera się na badanie USG. Miała zamiar mu o tym wspomnieć, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie.

Westchnęła. Nie powinna się oszukiwać. Trzeba wreszcie spojrzeć prawdzie w oczy. Milczała powodowana dumą. Nie chciała angażować go bardziej, niż to konieczne. Przerażało ją, że być może pod maską uprzejmej troski ukrywał niechęć.

Zaczerpnęła powietrza. Odłożyła książki, uporządkowała papiery i znów rzuciła okiem na drzwi do sypialni Jake'a. Wciąż widziała smugę światła, ale wewnątrz panowała cisza. Ostrożnie zamknęła drzwi swojej sypialni.

Ale Jake to usłyszał. Słyszał każdy ruch Kelly, kiedy wertowała książki, kiedy chodziła po pokoju. Celowo zostawił włączone światło, by dać Kelly do zrozumienia, że nie śpi. Czekał, aż zapuka do jego drzwi, powie, że go potrzebuje. Może nawet powie mu o wyznaczonym na jutro badaniu, o którym nigdy by się nie dowiedział, gdyby nie przypadkowo znaleziona kartka. Na pewno zapuka. Należało jedynie czekać.

Czekał i czekał, aż w końcu uznał, że czekanie nie ma sensu. Usłyszał, jak Kelly zamyka drzwi do swojej sypialni. Nie pozostało mu nic innego tylko zgasić światło.

Następnego dnia w szpitalu Kelly pokazała recepcjonistce skierowanie i rozejrzała się po poczekalni.

– Jake?! – zawołała z bijącym sercem. – Co ty tu robisz? Przecisnął się do niej przez grupę oczekujących pacjentów.

Wydawał się lekko zażenowany.

– Pomyślałem, że potrzymam cię za rękę – rzekł ochryple. – Ale odejdę, jeśli mnie tu nie chcesz.

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo go potrzebowała. On się tego domyślił i przyszedł tutaj, żeby ją podtrzymać na duchu. Niespodziewane wzruszenie odebrało jej głos. Musiała walczyć ze łzami.

– Kelly, dobrze się czujesz? – Położył dłonie na jej ramionach i patrzył na nią z przejęciem.

– Dobrze – odpowiedziała z werwą, zła na siebie, że omal nie straciła nad sobą kontroli. – Jestem w ciąży i zmienne nastroje w moim stanie to nic nadzwyczajnego.

– Co mam zrobić?

– Zostań. Proszę, zostań. – Sięgnęła po jego dłoń, jakby chciała go tym gestem zatrzymać. Kiedy poprowadził ją do krzesła, zapytała: – Skąd wiedziałeś?

– Znalazłem przypadkowo zawiadomienie. Nie chciałem być wścibski, ale… No cóż, myślę, że jednak okazałem się trochę natrętny. Przepraszam, ale powinnaś mi o tym sama powiedzieć.

– Tak, powinnam. Dlaczego kryłeś się między innymi ludźmi?

– Obawiałem się, że Carl tu z tobą przyjdzie.

– Podrzucił mnie tylko. Miał umówione spotkanie, związane z wyjazdem na wykopaliska.

– Z czym?

– Carl wyjeżdża do Włoch na ferie wielkanocne.

Po chwili pielęgniarka wprowadziła ich do małego pokoju, gdzie znajdowała się kozetka i aparat ultrasonograficzny.

– Panna Harmon? – zapytała. – A to jest…?

– Mój brat – odpowiedziała Kelly bez zająknienia.

– W porządku, panie Harmon, proszę usiąść tutaj. Jake w porę ugryzł się w język i nie zaprzeczył.

– Proszę się wygodnie położyć – Pielęgniarka wskazała Kelly kozetkę.

Kelly zawahała się, a Jake chyba po raz pierwszy w życiu odczytał jej myśli. Kochał Kelly i starał się być dla niej dobry, ale jej psychika i większość motywów, jakimi się kierowała, stanowiły dla niego tajemnicę. Kiedy próbowała mu coś wytłumaczyć, denerwował się, ponieważ na ogół nie rozumiał, o co jej chodzi. A ona, widząc to, milkła jak spłoszony ptak.

Teraz wszystko się zmieniło. Po wypadku Jake otworzył się na świat, starał się zrozumieć ludzi, a szczególnie Kelly.

Dziś po raz pierwszy miał wrażenie, że wreszcie dotarł do najgłębiej skrywanych pokładów jej duszy. To badanie miało dać ostateczną odpowiedź na wszystkie dręczące Kelly pytania, ponieważ, mimo że znosiła ciążę wspaniale, w głębi serca była przerażona.

On także. Gdyby sprawy znów przybrały zły obrót, Kelly mogłaby się załamać. Wtedy znów by go potrzebowała, a on z pewnością nie stanąłby na wysokości zadania. Do tej pory zawsze ją zawodził…

– Połóż się – zachęcił ją łagodnie.

Rzuciła mu pełen wdzięczności uśmiech i położyła się na kozetce, opuszczając dżinsy do bioder. Pielęgniarka rozprowadziła chłodny żel na jej gołym brzuchu i zaczęła badanie. Po chwili na monitorze ukazał się obraz.

Z początku dało się zauważyć jedynie gmatwaninę cieni o różnych odcieniach szarości; trochę światła, trochę czerni. Kiedy pielęgniarka wskazała główkę dziecka, Jake, choć intensywnie wpatrywał się w monitor, tylko bezradnie wzruszył ramionami. Spojrzał na Kelly. Nie odrywała wzroku od ekranu i uśmiechała się promiennie. Jake odniósł wrażenie, że zapomniała o jego obecności. Potem poczuł lekki dotyk i po chwili palce Kelly splotły się z jego palcami. Wciąż na niego nie patrząc, coraz mocniej ściskała jego dłoń, aż zaczął odczuwać ból, ale za nic w świecie by się do tego nie przyznał.

– Czy widzisz główkę? – wyszeptał.

– Oczywiście, tutaj.

I nagle on także ją dostrzegł. To co przedtem wydawało się kłębowiskiem cieni, przybrało kształt głowy, tułowia i kończyn.

– Serce rozwija się prawidłowo – powiedziała pielęgniarka. – Wydaje mi się, że pani ostatnia ciąża zakończyła się poronieniem, panno Harmon?

– To prawda. Ale jestem pewna, że teraz wszystko będzie w porządku.

– Oczywiście, nosi pani silne, zdrowe dziecko. Proszę spojrzeć, tu widać serce.

Wpatrywali się w nabożnej czci ciszy w mały pulsujący punkt przekazujący życie i nadzieję.

– Czy chcecie znać płeć dziecka? – spytała pielęgniarka.

– Nie, dziękuję – powiedziała Kelly i dokładnie w tym samym momencie odezwał się Jake.

– Tak.

– A więc chłopiec czy dziewczynka? – spytała Kelly.

– Przepraszam, nie powinienem się wtrącać – pospiesznie wycofał się Jake. – Dla mnie to nie ma znaczenia.

Od razu zrozumiał, że powinien wyrazić to lepiej, ale było już za późno.

– Chłopiec czy dziewczynka? – spokojnie powtórzyła Kelly.

– Chłopiec.

Starała się dojrzeć twarz Jake'a. Zauważyła na niej wyraz smutku, ale może to tylko jej wybujała fantazja?

– Cały czas się kręci – stwierdził z zachwytem. – Uderza i kopie. Czy to boli? – spytał z niepokojem.

– Nic nie czuję – odpowiedziała, spoglądając na swój brzuch. Uśmiechnęła się.

Gdy Kelly się ubierała, pielęgniarka wręczyła Jake'owi zdjęcie. Nawet na nie nie spojrzał, tylko schował je do wewnętrznej kieszeni marynarki.

Opuszczali szpital w całkowitym milczeniu. Kiedy powoli schodzili ze schodów, Kelly wzięła Jake'a pod rękę, żeby się uspokoić, a on niespodziewanie pociągnął ją w stronę centrum handlowego.

– Dokąd idziemy? – zdumiała się.

– Trzeba to uczcić.

– Ależ to sklep z włóczką – stwierdziła, kiedy popchnął ją leciutko w stronę drzwi.

Jake skierował się od razu do sprzedawcy.

– Poproszę tonę białej włóczki… – powiedział. – Och, i trochę niebieskiej… I chcemy obejrzeć katalog ze wzorami. – Jake był w swoim żywiole.

– Podobają mi się te dziecięce buciki – powiedziała Kelly.

– Nie, te są lepsze.

– Zgoda.

– Spójrz na ten kombinezon i czapeczki.

– Jak myślisz, czy zdążę to wszystko wydziergać?

– Pomogę ci. To nie może być zbyt trudne, skoro nawet ty jakoś sobie radzisz.

Śmiejąc się, uderzyła go lekko w ramię i przeraziła się, kiedy skulił się i krzyknął.

– Coś ci zrobiłam? – zapytała cicho.

– Nic. Jestem zupełnym słabeuszem. – Próbował nadrabiać miną, ale bardzo pobladł. Wyszli ze sklepu obładowani włóczką. Jake uparł się, że będzie nieść sprawunki. Odzyskał już siły i szedł tak zamaszystym krokiem, że Kelly ledwo mogła za nim nadążyć.

Kelly aż podskakiwała z radości. W pewnym momencie potknęła się i zapewne upadłaby, gdyby Jake jej nie podtrzymał.

– Spokojnie – powiedział. – Jesteś w ciąży.

– Dopiero teraz zauważyłeś?

– Dopiero teraz to do mnie dotarto.

– Tak, oczywiście. Jake, urodzę dziecko!

Zarzuciła mu ręce na szyję, a on upuścił sprawunki, żeby ją objąć i przytulić.

– No dobrze – powiedział pospiesznie – ostatnim razem straciłaś dziecko, ale tym razem będzie inaczej. Wszystko pójdzie dobrze.

– Naprawdę?

– Naprawdę. – Uśmiechnął się, podchwytując jej nastrój. W tej samej chwili zaczęli razem śmiać się głośno, niemal histerycznie, dając upust szczęściu i poczuciu ulgi. Przechodnie patrzyli na nich z niepokojem. Kelly przytuliła się do Jake'a i przycisnęła głowę do jego piersi tak mocno, że czuła ciche bicie jego serca.

Pomyślała wtedy o innym bijącym sercu, tym, które razem oglądali. Sercu ich synka.

Загрузка...