1

Był to mroźny dzień, jeden z takich dni kiedy każdy chciałby jak najszybciej znaleźć się w domu, usiąść wygodnie przy kominku i, ciepło otulony, delektować się gorącym ponczem. Niektórym przydałby się jeszcze papieros i dobry scenariusz, aby ten obraz wydał się jeszcze bardziej prawdziwy.

Agnes Bixby, fanom oraz bywalcom kina znana lepiej jako Ariel Hart, weszła właśnie do swojego domu.

– Już jestem! – zawołała do starej przyjaciółki, która od wielu lat prowadziła jej gospodarstwo.

Od razu przy drzwiach pozbyła się torebki i butów, które poleciały gdzie popadło, a lekki płaszcz rzuciła na kanapę. Podeszła do małego stolika w hallu i z szuflady wyciągnęła gumkę do włosów. Ściągnęła je w koński ogon i roztrzepała grzywkę na czole. Długie włosy są dla młodych kobiet, a Ariel za kilka dni miała obchodzić pięćdziesiąte urodziny. Obowiązkiem ludzi z Hollywood, do których także się zaliczała, jest jak najdłużej zachować młodość, muszą więc mieć długie, puszyste włosy, podobnie jak skandalicznie gęste, uwodzicielskie sztuczne rzęsy.

– Jeżeli nie możesz pohamować apetytu na puree ziemniaczane i zawiesisty sos, to lepiej od razu zapomnij o szczupłej sylwetce i o karierze – mruknęła chmurnie Ariel, przypalając drugiego w tym dniu papierosa.

Z ponurą miną rozglądała się po pokoju, w którym spędzała najwięcej czasu. Można go było nazwać pokojem rodzinnym, dziennym, salonem albo jak kto chce. Było to piękne wnętrze, zaprojektowane i urządzone przez nią samą. Na początku kariery, kiedy jeszcze udzielała wielu wywiadów, salon stanowił doskonałe tło. Obecnie rzadko się zdarzało, aby ktoś prosił ją o rozmowę, a na stojących w nim meblach, mimo usilnych zabiegów Dolly, która ze szczególną pieczołowitością zajmowała się domem, wyraźnie widać już było ślady upływającego czasu.

– Kocham ten pokój, naprawdę go kocham – powiedziała sięgając po drinka, którego przyniosła Dolly. – Jest tu tak przytulnie. Wciąż mi się podobają te spokojne, pastelowe kolory, ale świat, w którym przyszło nam żyć, jest okropny, nienawidzę go.

Usadowiła się wygodnie na głębokiej, miękkiej kanapie i położyła nogi na stolik. Sięgnęła po trzeciego w tym dniu papierosa.

– Nie dostałaś tej roli, zgadza się? – zapytała Dolly.

– Niestety. Dostała ją aktorka młodsza ode mnie o pięć lat. Po operacji plastycznej twarzy miała jeszcze widoczne zaczerwienienia. Może i ja powinnam się zdecydować na lifting. Tak świetnie pasowałam do tej roli, ale… wiesz, o co chodzi… Aż trzy miesiące przyszło mi czekać na tę propozycję, i nic. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie ten feralny dzień, jednak nie przypuszczałam, że tak szybko. Nie byłam jeszcze przygotowana. Mój agent także nie jest dobrej myśli. Ostatnio rzadko zdarzają się dobre drugoplanowe role. Tymczasem ja z dnia na dzień coraz bardziej się starzeję. – Ariel wypiła łapczywie całego drinka, choć zwykle popijała go małymi łykami.

– Coś mi się zdaje, że zbytnio się rozczulasz nad sobą – powiedziała sucho Dolly. Odkorkowała budweisera i pociągnęła z butelki.

Była to drobna kobietka z ciemnym długim warkoczem, który sięgał jej szczupłych bioder. W uszach miała dźwięczące kolczyki w kształcie obręczy, których brzęk zapowiadał jej przyjście, zanim się jeszcze pojawiła. Lubiła nosić luźne fartuszki i kolorowe koszulki, a do tego koniecznie co najmniej siedem paciorkowatych meksykańskich wisiorków. Na specjalne okazje, kiedy przychodzili goście, Dolly wkładała elegancki strój francuskiej pokojówki, odpowiedni śnieżnobiały fartuszek i szpilki.

– Mam ku temu powody – odrzekła Ariel wyraźnie poirytowana. – Ta praca przyprawia mnie o ból głowy. Chyba powinnam zakończyć już karierę, problem w tym, że to ona pierwsza chce skończyć ze mną. Coraz częściej myślę o założeniu własnej firmy producenckiej. A wtedy, Bóg mi świadkiem, przetrząsnę całe to miasteczko i wszystkie scenariusze z rolami dla starszych pań będą w moim posiadaniu! Sama powiedz, czy to sprawiedliwe, że mężczyźni wraz z wiekiem stają się bardziej poważani i atrakcyjni, podczas gdy kobiety odsuwa się w cień? Nalej mi jeszcze drinka. I jeszcze jedno: na obiad proszę dziś puree ziemniaczane, zawiesisty sos i solidny kawał pieczeni. Do sosu dodaj jedno jabłko i zmiksuj je po ugotowaniu. Świeże bułeczki z dużą ilością masełka i surówkę z młodej kapusty. Żadnych więcej warzyw. Na deser proszę o napój brzoskwiniowy ze świeżą bitą śmietaną, prawdziwą śmietankę do kawy i, oczywiście, brandy.

– Rozchorujesz się, jeśli zjesz to wszystko. Takich rzeczy nie jadłaś od lat. Twój żołądek przyzwyczaił się do tuńczyka, sałatek i soku cytrynowego. Będę musiała jechać do sklepu.

– Nic mnie to nie obchodzi! Mogę się rozchorować. Czy będziesz miała lepszy humor, jeśli poproszę jeszcze o marynowane buraczki? No, jedź już. Na jutro zamawiam stek i frytki, a na pojutrze udziec barani. Potem ci powiem, co chcę dostać w czwartek.

– Dobrze, już dobrze, ale musisz wiedzieć, że od tego przytyjesz co najmniej o dziesięć funtów. Mogłabyś z tym żyć? Będziesz musiała przejść na dietę albo kupić luźniejsze ubrania. No dobrze, już idę. Czy ziemniaki mają być z przyprawami?

Ariel nie wierzyła własnym uszom. Czyżby Dolly naprawdę tak szybko się poddała?

– Oczywiście. Z dużą ilością masła, soli i pieprzu. I nie zapomnij o brandy, najlepiej przynieś od razu dwie butelki. Czuję, że muszę się dzisiaj upić.

– Po trzech takich drinkach wylądujesz pod stołem i prześpisz się tam do rana. Kto wtedy zje ten wymyślny obiad?

– Obudzisz mnie. No, idź już!

Ariel przełożyła drinka do lewej ręki, sięgnęła po słuchawkę i wcisnęła klawisz z pamięcią.

– Sid, mówi Ariel. Nie dostałam tej roli. Dali ją Wynonie Dayton. Była świeżo po liftingu. Mam dziś ochotę upić się do nieprzytomności. To było już dwunaste z kolei podejście, które skończyło się fiaskiem! Powinnam poważnie się zastanowić nad swoją przyszłością. Po tym, co mnie dziś spotkało, wiem już na pewno, że muszę… zmienić coś w swoim życiu. Tak, tak, wiem, że aktorstwo było dla mnie wszystkim, ale przecież świat się na tym nie kończy. Poza filmem jest jeszcze inne życie, które toczy się normalnym trybem – usłyszała desperację w swym głosie i jeszcze bardziej posmutniała.

Boże, cóż ona ma teraz ze sobą począć? Popatrzyła na statuetkę Oscara, którą otrzymała przed czterema laty za najlepszą rolę drugoplanową. Potem dostała już tylko dwie dobre role, później proponowano jej tylko coraz gorsze.

Dopiła drinka i dopiero wtedy zorientowała się, że Dolly rozcieńczyła go wodą. Cholera.

– Oczywiście, że słucham. Zawsze cię słuchałam, Sid. Mam pomysł. Zapraszam cię na obiad. Dzisiaj będziemy jeść prawdziwy obiad – pieczyste i napój brzoskwiniowy. Nie, nikt nie umarł. Po prostu zamierzam od dzisiaj tak się odżywiać.

Przez chwilę słuchała piskliwych protestów w słuchawce.

– Oczywiście, że mówię poważnie. Dzisiejszy dzień przekonał mnie, że Hollywood nie chce już mnie znać. I wiesz co? Ja też mam tego dosyć, oczywiście chodzi mi o aktorstwo. Nadeszła właściwa pora, abym zrealizowała swoje plany. Otóż mam zamiar otworzyć własną firmę producencką. Może też uda mi się coś wyreżyserować? Kto wie… No to jak, przychodzisz na ten obiad czy nie? Świetnie, w takim razie jutro z tobą porozmawiam. To znaczy, może tak, może nie.

Słuchała przez chwilę rozgniewanego głosu w słuchawce.

– Wyglądałam znakomicie, grałam bez zarzutu i czytałam równie świetnie. Może powinieneś zadzwonić do producenta i zapytać go wprost, dlaczego wolał wybrać tę Wynonę, a nie mnie. Sama także chciałabym to wiedzieć.

Westchnęła ciężko. Przecież Sid nie był odpowiedzialny za jej niepowodzenie. To ona nie zdawała sobie sprawy, że zaczyna się starzeć. Czuła, że musi wypić następnego drinka.

– Przepraszam cię, Sid, mam za sobą bardzo zły dzień. Lepiej porozmawiajmy jutro. Może nie będę taka rozdrażniona.

Gdy tylko odłożyła słuchawkę, otoczyła ją przygnębiająca cisza. Czy to możliwe, aby do tej pory mieszkała w tak cichym domu? Czy nigdy nie słuchała muzyki? Czy zwykle o tej porze nie dochodziły z kuchni odgłosy telewizora, który Dolly przełączała na popołudniowe wywiady typu „talk show”? Gdzie podział się hałas, do którego przywykła? Może trzeba było powiedzieć Sidowi o nowej brodawce na policzku i tej drugiej, na czole?…

– Dzisiaj naprawdę czuję, że mam pięćdziesiąt lat! – krzyknęła na całe gardło. – Choć przecież wiem, że do urodzin zostało jeszcze aż dwa tygodnie, więc właściwie mam jeszcze czterdzieści dziewięć lat.

Myśli Ariel powędrowały ku Carli Simmons, jak zwykle w chwilach przygnębienia i gdy działo się coś niepomyślnego. Carla Simmons swego czasu była najlepszą modelką, a przez trzy lata z rzędu przyznawano jej tytuł najlepszej aktorki. Jednak w pewnym momencie wszystko się skończyło. Nawet lifting twarzy i piersi nie był w stanie pomóc. Pomimo przeróżnych zabiegów odmładzających (pod względem ich ilości mogłaby współzawodniczyć z samą Tiną Turner), Carla i tak wyglądała staro. Jednak do tej pory trzymała się swego zawodu, ponieważ nie miałaby z czego żyć. Jej kolejni mężowie jeden po drugim doszczętnie roztrwonili cały jej majątek. Ileż to razy Ariel dawała jej pieniądze na czynsz, na ubezpieczenie zdrowotne, pomagała jej dostać się do kliniki rehabilitacyjnej, a potem płaciła za pobyt! No cóż, jeśli pomysł z wytwórnią filmową uda się pomyślnie zrealizować, będzie można zaproponować Carli jakąś dobrą rolę, ona każdą potrafi zagrać, bo dla niej najważniejsze jest aktorstwo.

Ariel wcześniej już sobie przyrzekła, że rozpali w kominku i za nic nie zmieni tej decyzji. Musi tylko przebrać się w coś wygodniejszego i wziąć przedtem prysznic. To nie byłaby zła myśl.

Po dziesięciu minutach w kominku wesoło huczał ogień, ogarniając gorącymi językami szczapy drzewa, które sama kiedyś przywiozła z Oregonu razem z dużą ilością szyszek sosnowych. Mimo ryzyka wrzuciła jeszcze do ognia nie obrobioną karpę drewna, aby podtrzymała ogień do chwili, gdy po wzięciu prysznica wróci na dół.

Nim weszła na schody, wzięła do ręki swojego Oscara i jeszcze raz zaczęła mu się przypatrywać. Ta statuetka jest nagrodą za doskonałość. Ona, Ariel Hart, także należy do owej wyselekcjonowanej grupy ludzi – najlepszych z najlepszych. Szkoda tylko, że to, co najpiękniejsze, ma już za sobą. Zadumana, odłożyła błyszczącą figurkę na kominek.

– Ciekawe, co się z nią stanie po mojej śmierci. Będę musiała zapisać ją komuś w testamencie… – i mrucząc coś jeszcze pod nosem, Ariel ruszyła krętymi schodami na górę. Te schody! Wiele lat temu, gdy odnawiała mieszkanie, kazała usunąć stare, a na ich miejsce wybrała nowe i nazwała je „swoją Tarą”. Jakże się z nich cieszyła! Wydawała huczne przyjęcia, a gdy przyjeżdżali goście, witała ich na schodach, po to tylko, by się nimi pochwalić. Kiedy zaś udzielała wywiadów, do zdjęć także pozowała na tle swych pięknych schodów. To były czasy…

Ariel była artystką w szybkim przebieraniu się. Potrafiła także robić kilka rzeczy naraz. Na przykład teraz, jednocześnie zrzucała ubranie, wybierała płytę kompaktową i nastawiła tak głośno, aby mogła słuchać muzyki biorąc prysznic. Popłynęła melodia z „Pretty Woman”. Oczy Ariel napełniły się łzami, na pewno dostało się do nich mydło…

Zwykłe zabiegi po prysznicu zabrały jej dwadzieścia pięć minut. Płyn do ciała, do łokci i kolan, specjalny krem z lanoliną do rąk, potem inny krem, nawilżacz do twarzy, krem do szyi i odżywka do włosów bez spłukiwania, na koniec balsam do stóp. Zerknęła w lustro, stwierdziła, że nie wygląda dobrze. Kiedy ostatnio robiła masaż twarzy? Pewnie ze trzy tygodnie temu.

Twarz to część ciała, o którą każda aktorka musi dbać ze szczególną pieczołowitością, tego wymaga jej zawód.

Skąd się wzięły te brodawki? Nie było ich jeszcze trzy tygodnie temu. Ariel przyglądała się uważnie szpecącym ją znamionom w powiększającym lustrze, przed którym zwykle robiła makijaż. Co prawda, odpowiednio zrobiony makijaż mógłby zamaskować tę skazę, ale Ariel miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie.

W kominku na dole ogień nie zdążył wygasnąć. Ariel włożyła do ognia kolejną karpę i zrobiła sobie następnego drinka z dużo większą ilością alkoholu niż zwykle. Doiły musiała już wrócić, bo z kuchni dochodził brzęk naczyń. Ariel wyłączyła odtwarzacz płyt kompaktowych i z uśmiechem na twarzy przysłuchiwała się dialogom w jakiejś operze mydlanej, którą podczas przygotowywania obiadu oglądała Dolly. Bohaterowie rozmawiali o dziecku z nieprawego łoża, które urodziło się siedemnaście lat temu, o czym wszyscy wiedzieli z wyjątkiem ojca owego dziecka.

I co tu teraz robić? No jasne, zapalić papierosa. Kogo obchodzi te kilka małych zmarszczek nad górną wargą?

Ariel, czy ty nie przesadzasz z tym rozczulaniem się nad sobą? Może masz dziś po prostu pechowy dzień? Taki, kiedy nic się nie udaje, włosy nie układają się jak trzeba i wyglądasz mizernie.

Nie, dłużej nie można się oszukiwać – Ariel nade wszystko ceniła sobie szczerość, także w stosunku do samej siebie. Dzisiejszy dzień to początek końca jej kariery aktorskiej. Najwyższy czas, aby zajęła się czymś innym. Jeśli teraz zejdzie ze sceny, jej nazwisko wciąż będzie wiele znaczyć w tym miasteczku. Tylko czy dalsze życie w Hollywood ma w ogóle jakiś sens? Co za pytanie! Oczywiście, że ma, przecież tu właśnie spędziła ostatnie trzydzieści lat i tu ma swój dom.

Kiedyś, dawno temu, gdy była dzieckiem, kochała inne miejsce na ziemi i nazywała je swoim domem. Miała wtedy zaledwie szesnaście lat. Chula Vista, niedaleko San Diego, właśnie tam przeżyła najszczęśliwszy okres swojego życia. Nawet teraz, po upływie trzydziestu lat, ciągle ma to w pamięci. Ojca Ariel, który pracował w wojsku, przenoszono nieustannie. Jego córka nigdy nie miała dość czasu, żeby przyzwyczaić się do któregoś z miejsc pobytu na tyle, aby je pokochać i nazwać swoim domem.

„Chciałabym…” – Ariel nigdy nie kończyła tego zdania, ale miała swoją długą listę życzeń. Na pięćdziesięciu stronach przyczepionych do wewnętrznej strony drzwi szafki, od góry do dołu tylko to jedno słowo… Dlaczego? Trudno powiedzieć. Może się bała. To był na pewno bardziej dyskretny sposób niż przelewanie swoich refleksji do pamiętnika, który mógłby się dostać w niepowołane ręce. Ariel bez trudu orientowała siew swej długiej pięćdziesięciostronicowej liście życzeń, bo zawsze miała na myśli… tylko jedno jedyne życzenie. I tak od wielu lat, codziennie przed pójściem do łóżka, wciąż na nowo dopisywała na kolejnych kartkach tylko jedno słowo: „Chciałabym…”

Aktorzy opery mydlanej spierają się na temat testów DNA.

Dlaczego ludzkie życie nie jest takie proste jak akcja serialu telewizyjnego? – pomyślała rozgoryczona Ariel. – Dlaczego ludzie mogą być prości, a życie – takie skomplikowane?

– Dolly!

– Co? – rozległ się wrzask z kuchni.

– Chyba kupię sobie psa! A może też i kota, żeby mu nie było smutno samemu.

Oddech Dolly przypominał sapanie długodystansowca, gdy ślizgając się na wypastowanej podłodze, dotarła do swej chlebodawczyni.

– W takim razie ja odchodzę! Nie mam zamiaru sprzątać po psie. Mam dość pracy, sprzątając po tobie! Poza tym psy wszystko gryzą, koty sikają gdzie popadnie i w żaden sposób nie można się pozbyć ich zapachu. Nie mam czasu wychodzić z psem na spacery. Ty musiałabyś zajmować się zwierzętami, a jesteś przecież zbyt zajęta. Odchodzę! – pokrzykiwała zdenerwowana.

– No i dobrze – odparowała Ariel. – Tylko czy znajdziesz kogoś, kto zapłaci ci tyle co ja i, na dodatek, pozwoli ci gapić siew telewizor całymi popołudniami? Wątpię. Obie dobrze wiemy, że jesteśmy na siebie skazane, i tyle. Pamiętaj, że także tobie lat nie ubywa, a wręcz przeciwnie. Nikt ci nie zaoferuje lepszych warunków niż ja. Płacę ci ubezpieczenie społeczne, zawsze na czas dostajesz pensję, a dwa razy w tygodniu masz wychodne. Pozwalam ci jeździć moim samochodem i przygotowuję ci wspaniałe prezenty pod choinkę. Jeśli to wszystko nic dla ciebie nie znaczy, proszę bardzo! Możesz odejść!

Ariel i Dolly prowadziły tego rodzaju dyskusje przynajmniej raz na tydzień, a przecież nigdy się na siebie nie gniewały. Od lat się przyjaźniły i zawsze były wobec siebie szczere, nie wahały się mówić, co im leży na sercu, zgodnie z zasadą Ariel: „Nie można obrażać się za szczerość”.

– Tak? A cóż takiego masz zamiar podarować mi w tym roku? – zapytała Dolly z chytrym uśmieszkiem.

– Nic – przecież chcesz odejść, i to tylko dlatego, że mam zamiar kupić sobie psa i kota. A ty co chciałaś mi dać? – głos Ariel brzmiał równie chytrze jak przed chwilą głos Dolly.

– Ja takie zakupy zostawiam na ostatnią chwilę. No wiesz, jak zwykle, wybiorę coś konkretnego. Dobra, ostatecznie mogę się zgodzić na jednego zwierzaka. Niech będzie pies, który nie linieje. Możesz znaleźć coś właściwego w Towarzystwie Ochrony Zwierząt. Tam nawet tresowanego psa można dostać za bezcen, kosztuje najwyżej piętnaście dolarów. Kot absolutnie odpada.

– Dwa psy.

– Nie zgadzam się! Jeden!

– Ojej, zapomniałam, przecież już dawno chciałam ci dać podwyżkę. – Ariel zaczęła wymachiwać rękami. – A w przyszłym tygodniu są twoje urodziny? Miałam zamiar zabrać cię do „Planet Hollywood” na obiad i kupić ci torebkę firmy Chanel.

– Zgoda! – Mogą być dwa, jeśli chcesz, ale to moje ostatnie słowo.

– Zgadzam się. Wiesz, Dolly, trochę się boję, nie, źle się wyraziłam, ja jestem śmiertelnie przerażona. Aktorstwo to wszystko, na czym się znam. – I rozpłakała się, a łzy strumieniami spływały jej po policzkach.

Był to dość niecodzienny widok, bo Ariel, będąc aktorką, rzadko mogła sobie pozwolić na płacz. Nie wolno jej było stawać na planie z opuchniętymi i zaczerwienionymi oczami.

– Już dobrze, dobrze – powiedziała Dolly, klękając przy niej. – Wypłacz z siebie ten żal. Kiedy skończysz, położę ci ogórkowy okład na oczy. Płacz to prawdziwe lekarstwo. Pomaga usunąć z organizmu wszelkie napięcia i trucizny. Musisz wytłumaczyć sobie, że ci z wytwórni popełnili wielki błąd, co zresztą jest świętą prawdą. Nie jesteś byle kim w tym mieście. Dostałaś Oscara, tytuł supergwiazdy i odcisnęłaś ślad swojej stopy. Niewielu szczęśliwców może pochwalić się takim dorobkiem. Ale trzeba się pogodzić z tym, że nic nie trwa wiecznie. Zdaje się, że jest to jedno z twoich ulubionych powiedzeń.

Dolly przytuliła Ariel i, nucąc cichutko, zaczęła kołysać się lekko razem z nią, zupełnie jak matka, która pragnie uspokoić płaczące dziecko.

– W porządku, niech będzie także kot. Dwa psy i kot. Napiszą o tobie artykuł w „Variety”.

Ariel dostała czkawki, ale widać było, że powoli zaczyna wracać do siebie.

– W całym tym cholernym mieście tylko ty jesteś moją jedyną, prawdziwą przyjaciółką, Dolly. Czasami mam wrażenie, że oprócz nas nikt nie wie, co znaczy lojalność. Już mi lepiej. Boję się, ale przecież jakoś sobie poradzę. Całe szczęście, że okoliczności nie zmuszają mnie do niczego, mogę zrobić, co zechcę. Dziś przejrzałam na oczy: w tym mieście, jako aktorka, jestem skończona. Jestem o tym przekonana. A w kwestii zwierząt masz rację, przygarniemy jakieś stworzenie dopiero wtedy, gdy podejmiemy decyzje dotyczące naszej przyszłości. Powiedz mi, Dolly, czy chciałabyś kiedyś prawdziwie kochać i być kochaną? Tak z całego serca, bo mam na myśli prawdziwą miłość. A może przeżyłaś coś takiego? Znam cię od dwudziestu pięciu lat i dopiero dziś pytam cię o to, choć wcale nie wiem, dlaczego właśnie dziś. Kiedyś, dawno temu przeżyłam prawdziwą miłość, ale nie mam tu na myśli żadnego z moich dwu małżeństw. Jak sądzisz, czy to prawda, że kocha się tylko raz? – zapytała drżącym głosem.

– Kochałam kiedyś, dawno temu – rzekła miękko Dolly. – Ale temu związkowi nie było pisane przetrwać. A potem nigdy już nie spotkałam odpowiedniego mężczyzny. Prawdę mówiąc, nie szukałam też nazbyt gorliwie. Ale niczego nie żałuję, może tylko jednego: nie mam dzieci. Chcesz, żebym ci się zwierzała? W takim razie powiedz też coś o sobie. Miałaś przecież dwóch mężów, przeżyłaś kilka romansów, powinnaś dużo wiedzieć o miłości. Żałuję tylko, że żaden z tych facetów nie był ciebie wart. Powiedz mi, czy to prawda, że kiedyś straciłaś kogoś, kogo bardzo kochałaś, a potem nie zdarzył się już nikt taki?

– Chciałabym…

– Które to życzenie na dzisiejszej liście?

– Drugie – odpowiedziała Ariel.

– Dwa to jeszcze nie tak źle. A na pewno lepiej niż sześć wczorajszych i pięć przedwczorajszych. Ta twoja lista życzeń powiększyła się znacznie przez ostatni rok, czy zdajesz sobie z tego sprawę?

– Oczywiście, ale to jest bez znaczenia. Taka tam pisanina. Czy odpowiedziałam już na twoje pytanie?

– Nie.

– Kiedyś, dawno temu kochałam pewnego chłopca, ale mój ojciec był przeciwny naszemu związkowi, nazwał to uczucie szczenięcą miłością, poza tym ani jemu, ani mojej matce nie podobał się mój narzeczony. A potem mój ojciec dostał rozkaz wyjazdu i cała rodzina musiała się przeprowadzić. Koniec historii.

Nie, to nie koniec historii. Któregoś dnia będziesz musiała porozmawiać z kimś na ten temat. Chciałabym…

– Zrobię ci herbatę, Ariel, wyglądasz marnie. Na pewno rozchorujesz się na grypę. Może nawet złapałaś jakiegoś pasożyta jelit? Najlepiej zdrzemnij się trochę. Obiad będzie dopiero około ósmej. Tu, przy kominku jest bardzo ciepło i przyjemnie. Na dworze pada deszcz i wieje wiatr. Zapowiada się paskudna noc.

– I jak tu cieszyć się życiem? – mruknęła Ariel, układając się między poduszkami.

Kiedy Dolly przyniosła herbatę, Ariel już spała głęboko. Dolly postawiła tacę na niskim stoliku przy sofie. Uklękła przy Ariel i przyłożyła rękę do jej czoła. Całe szczęście, nie ma gorączki. Ariel zawsze tak świetnie radziła sobie w życiu. Nic bez planu, każdy problem analizowała wnikliwie z każdej strony, by być pewną trafności swojej decyzji. Ileż to razy przesiadywały długo w nocy i rozważały do upadłego jakąś kwestię, popijając czarną herbatę z rumem i skubiąc uschniętego tosta! Ariel dzieliła się z Dolly swoimi problemami i bardzo liczyła się z jej opinią. Była wspaniała nie tylko dlatego, że stworzyła jej świetne warunki pracy, ale również dlatego, że była serdeczną przyjaciółką.

Dolly wstała i sięgnęła po tacę z herbatą. Pokręciła głową. Odrzucenie kandydatury to szczególnie dla aktorki ciężkie przeżycie. Ariel ostatnio przestała się zwierzać, a przecież przez te wszystkie miesiące, gdy wytwórnie odmawiały jej angażu, wybierając młodsze i ładniejsze aktorki, musiała się bardzo dręczyć. Właściwie to już od ponad roku nikt nie zaproponował Ariel żadnej poważniejszej roli. Kiedyś mogła przebierać w scenariuszach jak w ulęgałkach, a teraz… nic. Dzisiejszy dzień musiał być dla niej czymś w rodzaju niewidzialnej granicy, kresu jej dążeń i ambicji. Dolly nie pamiętała dokładnie, ile prób angażu skończyło się fiaskiem dla Ariel w bieżącym roku. Sid pewnie by wiedział…

Dolly odłożyła jeszcze raz tacę na stolik i, pochyliwszy się nieco, zaczęła przypatrywać się twarzy Ariel. Małe krostki, które były powodem wielkiego jej zmartwienia, nie wyglądały jak normalne pryszcze ani brodawki. Dolly poczuła, jak ze zdenerwowania krew napływa jej do głowy, i czym prędzej wybiegła z pokoju. Herbata rozchlapała się na tacę i spływała kropelkami na wypastowaną drewnianą podłogę. Z twarzą Ariel działo się coś naprawdę niedobrego… i z każdym dniem wyglądało to coraz gorzej.


* * *

– Dolly, co jemy dziś na śniadanie? – zapytała Ariel.

– Pół grejpfruta i jedną grzankę, ale dopiero za pięć minut, a kawę już mogę podać.

– Dolly, dziś proszę o jajecznicę z dwóch jaj, trzy grzanki obficie maczane w żółtku, dużo dżemu truskawkowego i prawdziwą śmietankę do kawy. Mam przed sobą cały długi dzień, przecież muszę mieć siły. Na początek chcę przejrzeć ogłoszenia o scenariuszach w „Variety”, potem skontaktuję się z adwokatem i Sidem. Mam zamiar zacząć realizować swoje plany o własnej firmie producenckiej. I powiem ci, że w przyszłości mam też zamiar zostać reżyserem, ale z tym poczekam na odpowiedni scenariusz. Po śniadaniu zadzwonię do swojego doradcy finansowego. Chcę, żeby mi powiedział, czy jest w stanie zorganizować fundusze na ten cel w myśl pierwszej zasady biznesu: „Własne pieniądze trzymaj z dala od inwestycji”. Nie wiadomo tylko, czy mi się to uda. Na początku pewnie będzie trudno dać sobie ze wszystkim radę, ale z czasem jakoś się ułoży. To zdumiewające, jak wiele nauczyłam się przez te wszystkie lata, nowe nawyki, przyzwyczajenia. Dopiero teraz mogę zrezygnować ze szpilek na rzecz wygodniejszych butów. W Hollywood kobiety reżyserzy nie są traktowane poważnie, ale ja dam sobie radę. Z czasem przejmę nad wszystkim kontrolę i stanę się jedyną właścicielką firmy. Jestem w stanie tego dokonać. Czuję to. A ty, co o tym sądzisz, Dolly?

– Jeśli czujesz, że dasz radę, zrób to.

– Oczywiście, że czuję – rozpromieniła się Ariel.

– Jak długo nosiłaś się z tym zamiarem?

– Od chwili gdy po raz pierwszy odrzucili moją kandydaturę. Przez trzydzieści lat pracy w moim zawodzie zawsze dostawałam rolę, po którą sięgałam, aż do tamtego pamiętnego dnia. Wtedy też znakomicie pasowałam do tamtej roli, tak uważali producent i reżyser, ale ci, którzy dawali pieniądze, byli innego zdania. Kiedy sytuacja powtórzyła się drugi i trzeci raz, przejrzałam wreszcie na oczy. Znasz mnie, nie należę do takich, którzy się łatwo poddają. Ale po dwunastu nieudanych próbach angażu nawet idiota zorientowałby się, co jest grane. A ja nie jestem idiotką.

Dolly postawiła śniadanie na stole.

– Nie jadłaś takiego śniadania przez ostatnie dziesięć lat, a może nawet piętnaście. Mam nadzieję, że twój żołądek da sobie z tym radę. Oprócz tych niezwykle wygodnych butów powinnaś sobie od razu zakupić opaskę na biodra – powiedziała drwiąco.

Ale Ariel, nie zwracając na jej słowa uwagi, ochoczo zabrała się do jedzenia.

Dolly nalała sobie filiżankę kawy. Dodała cztery łyżeczki cukru i śmietanki akurat tyle, aby kawa zmieniła kolor na biały. Usiadła po przeciwnej stronie stołu i popatrzyła na Ariel z namysłem.

– Czy kiedykolwiek myślałaś o tym, by wyprowadzić się z Hollywood?

– I co robić?

– Wiele rzeczy można robić, a ty powinnaś trochę zwolnić tempo. To… co się stało… to żadna katastrofa. Mogłabyś na przykład zająć się teraz modą. Masz doskonałe wyczucie kolorów i wzorów. A może mogłybyśmy założyć jakąś restauracją? Wyłącznie niskotłuszczowe dania. Ja zajęłabym się gotowaniem, a twoja figura byłaby moją najlepszą wizytówką, na pewno nie nudziłybyśmy się. Są też inne rozwiązania, mogłabyś rozpocząć jakąś działalność, w której udałoby się spożytkować talenty ludzi takich jak na przykład Carla. Chcę powiedzieć, że jest wiele możliwości i nie ma powodu do pośpiechu. Wszystko dobrze przemyśl, zanim podejmiesz ostateczną decyzję.

– Co za wspaniała przemowa! Nalej mi jeszcze kawy, proszę. Myślałam już o tym przez cały rok. Ale czy mnie tu czegoś brakuje? A ten interes, czy chciałaś go założyć z myślą o sobie? Jeśli tak, możesz zawsze na mnie liczyć. Jeśli zaś chodzi o mnie, wiem, że tu jest moje życie, mój dom. Nie umiałabym tak po prostu wstać i odejść. Zobaczmy najpierw, jak się sprawdzę jako właścicielka firmy producenckiej. Sądzę, że potrafię grać i reżyserować jednocześnie. Byli już tacy. W tym względzie, moja Dolly, pomaga mi moja niezachwiana wiara w siebie, a to już połowa sukcesu. Wiesz co? Powinnyśmy z okazji otwarcia nowej firmy urządzić tu wielkie przyjęcie, to zapewni powodzenie nowej firmie. Sama się przekonasz, zaczną do nas słać swoje scenariusze, będzie ich całe mnóstwo. A Kenneth Lamantia świetnie poradzi sobie ze wszystkim! Możemy czuć się już tak, jakby wszystko było załatwione. Urządzimy prawdziwą galę. Wyślemy zaproszenia dla całego miasteczka i będziemy się modlić, aby połowa nie przyszła. To przyjęcie powinno przewyższyć świetnością poprzednie, wydane z okazji przyznania mi Oscara. Zobaczysz, jak wszyscy zacznąmi schlebiać. Jak to będzie przyjemnie popatrzeć na świat z przeciwnej strony barykady…

Dolly skrzywiła się lekko w wymuszonym uśmiechu i pokręciła głową.

– Nie, nie chcę się sama tym zajmować. Myślałam o tobie. Nie mogę patrzeć, jak to miasteczko rani twoje uczucia, ono ma na ludzi zgubny wpływ. Sama dobrze o tym wiesz. Chciałam tego interesu dla nas obu. Ale co tam, rób co chcesz i pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć. Jak ma być przyjęcie, niech będzie przyjęcie. A w ogóle muszę przyznać, że nie najgorzej przechodzisz ten trudny dla ciebie okres. Bałam się, że popadniesz w… depresję.

– Było mi naprawdę ciężko. Nie zapominaj, że już od roku przeżywam swoje rozczarowania. Ale dam sobie radę. Odchodzę z własnego wyboru. Wiesz, jak to jest, pewnie od czasu do czasu dostawałabym jeszcze jakieś nieciekawe propozycje, a gdybym nie podjęła decyzji o odejściu, czułabym się zobowiązana je przyjmować. Nie mogę do tego dopuścić i dlatego uważam, że podjęłam słuszną decyzję.

Pospiesznie kończyła pić kawę.

– Już czas na mnie. Postanowiłam odnowić swój gabinet. Chcę, aby wyglądał bardziej kobieco. Zmienimy draperie, kupimy nowy dywan, pozbędziemy się tego potwornego biurka, a na jego miejsce kupimy nowe białe i dwa kolorowe fotele. Dostawimy kilka nowych krzeseł dla klientów, kupimy dużo kwiatów i może zamontujemy żaluzje w oknach, będzie przytulnie, tym bardziej że w pomieszczeniu znajduje się również kominek. Jakiś niski stolik i dwa krzesła, to także bardzo sympatyczny akcent. Jestem taka podekscytowana. Mam do ciebie prośbę, pobiegnij, proszę, do apteki i przynieś mi jakąś maść, muszę przykryć te kropki na twarzy.

– Lepiej, żebyś poszła do lekarza. Przecież to tylko pół godziny. Może będzie potrzebny antybiotyk? Maść nie jest rozwiązaniem na dłuższą metę, wiesz.

– Na razie spróbujemy maści. Jeżeli okaże się nieskuteczna, pójdę do doktora. Rozumiesz, jest mi trochę głupio iść do niego z powodu kilku małych pryszczy.

Zanim jeszcze Dolly zapowiedziała lunch, Ariel zdążyła puścić w ruch pierwsze działania mając na celu powołanie do życia swej firmy producenckiej. Zamieściła ogłoszenia w „Variety”, wynajęła skrytkę pocztową na nazwisko Dolly i otworzyła konto nowej osoby prawnej o nazwie Perfect Productions. Otrzymała nowy numer identyfikacji podatkowej i, jak stwierdził Lamantia, powinna się przygotować na rychły napływ wielu ton dokumentów.

Weszła do kuchni zacierając ręce. Na stole czekała już kanapka z serem i szynką, sałatka pomidorowa i surówka z kapusty. Podczas jedzenia Ariel stwierdziła, że gryzienie sprawia jej ból, zjadła jednak wszystko.

– Na pewno zrobił mi się ropień pod zębem i stąd te pryszcze na twarzy. Przy śniadaniu jeszcze nie bolało. Powinnam umówić się na wizytę do dentysty, trzeba to sprawdzić. Lunch smakował wybornie. Jedzenie to wielka przyjemność. Mój walker pomoże mi spalić te smakowite kalorie, więc przestań się martwić o moją linię. Jeszcze kilka spraw biurowych. Chcę, abyś poszła do banku i zaniosła tam kilka dokumentów. Także na poczcie trzeba podpisać jakąś umowę i wnieść opłaty za sześć miesięcy z góry. Resztę popołudnia możesz przeznaczyć na te swoje telenowele.

– Postaraj się, aby gabinet wyglądał ślicznie. Może wypijemy tam naszą popołudniową herbatę lub kawę w równie eleganckim stylu jak owe piękne, wystrojone kobiety z reklam kawy?… Fotele posypane brokatem, dookoła dużo świeżych kwiatów, pięknie i elegancko… – rozmarzyła się Dolly.

– Zrobię, co w mojej mocy. Masz motrinę?

Dolly sięgnęła do szafki kuchennej. Wzięła buteleczkę i wysypała na rękę trzy tabletki. Podała Ariel, która od razu je połknęła i popiła resztką wody sodowej.

– Zadzwoń po mnie na obiad. Przyjęcie nazwiemy elegancko: soirée. Ja zajmę się sporządzeniem listy gości. Jutro zaniesiesz ją do drukarni. Mamy jeszcze trzy tygodnie licząc od soboty. Na zaproszeniu napiszę coś w stylu: „Ariel Hart ma zaszczyt prosić o wzięcie udziału w soiree, które odbędzie się dwunastego listopada tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku” – pełna data brzmi bardziej formalnie. A dalej coś w tym rodzaju: – „Uroczystość odbędzie się z okazji powstania Perfect Productions”. Wiem, że słowa nie są jeszcze odpowiednio dobrane, ale rozumiesz mniej więcej, o co chodzi. Jak ci się podoba?

– Brzmi nieźle. Rozumiem, że chcesz zachować tu oficjalny ton, zgadza się?

– Dokładnie tak. Mam zamiar włożyć tę wyszywaną perełkami suknię, którą kazałam sobie uszyć w Hongkongu. A z tobą trzeba będzie pójść na Rodeo Drive, kupimy ci coś niebanalnego. Zastanów się, co chciałabyś włożyć na taką okazję.

– Lepiej nie licz, że uda ci się wcisnąć w tę suknię, jeśli dłużej będziesz jadać tak jak ostatnio. Oglądałam ją, tam nic nie da się poszerzyć.

– Nie ma sensu martwić się na zapas. Jestem taka podekscytowana, Dolly – Mam tyle energii, czuję, że jestem w stanie dopiąć swego. Cóż to będzie za kompromitacja dla tych, którzy kiedyś skreślili mnie ze swoich list! Już widzę, jak zaczynają mi się przypochlebiać. Ależ jestem zarozumiała, prawda? Nieważne. Przyszła wreszcie moja kolej. Jestem dobrej myśli. Ojej, znowu leje. No to z powrotem do pracy i do mojego ciepłego kominka. Tu w kuchni także powinnaś sobie rozpalić. Jak to zrobisz, zjemy tu razem obiad. Chciałabyś na Boże Narodzenie pojechać do Aspen? Zobaczyłybyśmy śnieg, może Carla też będzie miała ochotę pojechać razem z nami.

– Ty naprawdę jesteś w gorącej wodzie kąpana. Wszystko naraz: przyjęcie, Aspen, nowy interes. Zwolnij tempo, przecież ci się nigdzie nie spieszy.

– Owszem, spieszy mi się, Dolly. Muszę mieć dużo zajęć, bo to nie zostawia wiele czasu na myślenie. Nie chcę stać się jedną z tych zgorzkniałych, nadąsanych samotnic, od których aż roi się w tym miasteczku. Kiedy tu przyjechałam, wiedziałam, że każda aktorka musi się z tym liczyć, ale byłam młoda i sądziłam, że dla mnie taki dzień nigdy nie nadejdzie. Jednak nadszedł, a życie obojętnie toczy się dalej. Ale ja się nie poddam, mam zamiar cieszyć się życiem, nie widzę dla siebie innego rozwiązania.

– Dobrze, tylko nie przesadzaj z tempem. Obiecaj.

– Obiecuję. Do zobaczenia o szóstej.

Popołudnie szybko minęło dla Ariel. Z projektantem wnętrz umówiła się na następny ranek, zrobiła rezerwację na siedmiodniowy pobyt w Aspen, potem zadzwoniła do Carli, którą zachwycił wspólny wyjazd na święta. Potem okazało się, że dentysta Ariel wyjechał służbowo do Vegas, więc zamówiła wizytę na następny tydzień. Przed marszem na walkerze postanowiła jeszcze umyć twarz i nałożyć świeży krem. Miała wrażenie, że pryszcze powiększyły się trochę i cera zaczęła wyglądać coraz gorzej. A przecież motrina powinna była już zadziałać. Może lepiej nie odkładać tej wyżyty u dentysty do następnego tygodnia? Zdecydowała ostatecznie, że jeżeli do rana nie będzie żadnej poprawy, umówi się na wizytę do dentysty Dolly, i połknęła kolejne dwie tabletki motriny, którą trzymała w biurku.

Przeszła ledwie pół mili, gdy musiała przerwać z powodu nagłego, intensywnego bólu głowy. Nigdy nie miała zwyczaju martwić się na zapas, ale tym razem była poważnie zaniepokojona. Z jej zdrowiem musi być coś nie w porządku. Boże, a jeśli to naprawdę ropień i trzeba będzie usuwać z zębów cenną osłonę z porcelanowych koronek?

Tylko spokojnie, nie wolno martwić się przedwcześnie – uspokajała samą siebie. – W najgorszym wypadku wstawią coś zastępczego, a ja na jakiś czas zaszyję się w domu, to proste.

Zegar na kominku wybił wpół do piątej. Pora na małą drzemkę przed obiadem. Jutro samopoczucie na pewno będzie lepsze, bo to pierwszy dzień nowej kariery zawodowej. Oby tylko była dla niej równie pomyślna jak ta, z której właśnie zrezygnowała… Chciałabym…

Загрузка...