ROZDZIAŁ SIÓDMY

Leżała, czekając na nowy dzień

Obok niej spał ten, którego tak do siebie zniechęcała, a do którego teraz chętnie by się przytuliła, położyła mu głowę na piersi i nawet go przeprosiła. W sypialni było jasno, bo za oknami stała pełnia. W domu coś potrzaskiwało, z zewnątrz słychać było daleki szum miasta. Catherine nie mogła spać.

Rico przez sen wyciągnął rękę i czegoś szukał. Odgadła, że to jej szuka, i pozwoliła mu się dotknąć. Przyglądała się jego pięknym rysom, policzkom ciemniejącym już od zarostu, długim rzęsom, na których grało światło księżyca, zmysłowym ustom, teraz lekko rozchylonym. Chętnie by go pocałowała w te usta. Nie ruszała się jednak, bo nie miałoby to sensu Patrzyła tylko i wielbiła wzrokiem swojego męża lub raczej tego, który był nim jedynie z nazwy.

Powędrowała spojrzeniem w dół, tam gdzie Rico niedbale okręcił prześcieradłem biodra. W myślach wsunęła dłoń pod to prześcieradło i odnalazła obiecującą męskość, która rysowała się nawet teraz przez płótno. Odepchnęła jednak zaraz tę wizję, bo, po co wodzić samą siebie na pokuszenie?

Poczuła, że chce jej się płakać. A w chwilę potem usłyszała płacz. Ale nie swój. Uniosła lekko głowę i zorientowała się, że to głosik dziecka, że to Lily płacze za ścianą.

Wyślizgnęła się spod ręki Rica, narzuciła szlafrok i wymknęła się na korytarz.

Na progu pokoju dziecinnego zderzyła się z Jessicą.

– A, to pani – Jessica cofnęła się o krok – Mała ma swoją porę karmienia. Widzę, że panią zbudziła.

– Może ja ją nakarmię? Wstawanie w nocy nie sprawia mi kłopotu.

– 0 – Jessica była wyraźnie zdziwiona. – A Janey jakoś nigdy… – Nie dokończyła zdania.

Catherine wzięła Lily na ręce i zaczęła ją kołysać.

– Cśś, ćśś, maleńka… Gdzie buteleczka – zapytała.

– Wstawiłam ją do podgrzewacza. Ale najpierw musimy dzidziusiowi zmienić pieluszkę, bo inaczej nie przestanie płakać.

– Oczywiście – Catherine ułożyła Lily na stoliku do przewijania i zaczęła rozpinać śpioszki. Ze wzruszeniem popatrywała na zaróżowione od snu maleństwo, teraz kwilące jeszcze i niezadowolone – Ach, te wszystkie zatrzaski – zamruczała.

– Wkrótce nabierze pani wprawy – Jessica uśmiechnęła się – To, co, zostawić już panią? – Powiedziała to, ale jakoś nie wychodziła.

Catherine spojrzała pytająco, sięgając równocześnie po nową pieluszkę dla Lily.

Jessica odchrząknęła.

– Bo – piastunka zawiesiła głos – wciąż jeszcze myślę o tamtym tragicznym dniu. Wszystko się wtedy zaczęło od kłótni z Janey… Jakoś dziwnie czuję się winna.

– Nie masz ku temu żadnego powodu – Catherine pokręciła głow. – Janey i Marco źle się wtedy zachowywali i awantura i tak była nieunikniona.

– Ale gdybym od nich potem nie odeszła, rano…

– Jessico, daj spokój. Nie myśl już o tym. Teraz waż na jest przyszłość Lily. O tym warto myśleć.

– Niby tak. Ale jednak…

O Boże. Zebrało się dziewczynie na wątpliwości, pomyślała Catherine. O drugiej w nocy.

– Ale jednak co?

– No bo Janey błagała wtedy, żebym ich nie zostawiała. A ja odeszłam. – Łzy polały jej się po policzkach.

Catherine natychmiast poczuła, że też ma chęć się rozpłakać.

– Janey przysięgała – podjęła Jessica, że się zmieni, że oboje z Markiem się zmienią. Powiedziała wtedy…

– To wszystko nie ma już znaczenia – przerwała jej Catherine. – Ja wiem, jaka była Janey. Mnie samej też wiele razy przysięgała, że się zmieni. Ostatnia rzecz, której teraz obie potrzebujemy, to uczucie, że jesteśmy winne. Janey była dorosła i sama dokonywała swoich wyborów. Z takimi, a nie innymi skutkami. Mówię ci, Jessico, przestań się oskarżać.

Patrzyła, jak opiekunka kiwa głową, po czym od wraca się i z opuszczonymi ramionami zmierza powoli do drzwi.


– Słuchaj – poszła za nią – to naprawdę nie twoja ani nie moja wina. I chciałabym, żebyśmy już do tego więcej nie wracały. Nie zrobiłyśmy nic złego.

Ach, gdyby sama mogła uwierzyć w to, co po wiedziała.

Kiedy drzwi za piastunką się zamknęły, Catherine wzięła w objęcia Lily i usiadła z mą w fotelu bujanym, który zdążyli z Rikiem naprędce kupić, wraz z pozostałym wyposażeniem pokoju dziecinnego.

Liły ssała swoją buteleczkę, a Catherine ze smutkiem rozmyślała o tym, co ją czeka w nadchodzącym czasie.

Wszystko dookoła było takie obce. Ten dom, jej własny mąż, nawet dziecko, które w tej chwili karmiła. Tak naprawdę nie zdążyła się jeszcze zżyć ze swoją siostrzenicą.

Nie była pewna, czy nauczy się być jej matką.

Co będzie, gdy malutka po raz -pierwszy wypowie magiczne słowo „mama”? Jak się wtedy obie poczują? Czy trzeba będzie coś prostować? Dziwne, ale dzieci chyba nigdy nie zaczynają swojego słownika od wyrazu „ciocia”.

Catherine uśmiechnęła się do siebie. Czuła, jak opadają jej powieki.

Загрузка...