ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wszystko wydawało się perfekcyjne: mieszkała w pięknym domu, miała męża, którego kochała, Lily rosła jak na drożdżach, zdrowa i śliczna.

A jednak czuła się jak więźniarka.

Catherine zerknęła zza firanki. Rzeczywiście bez przerwy się tam czaili ci wszyscy reporterzy i paparazzi z długimi obiektywami. Minęły dwa tygodnie, a oni nadal polowali.

Bo też było, na co polować. Sprawy się pokomplikowały. Antonia wniosła apelację do sądu rodzinnego. W kolorowej prasie lokalnej wciąż ukazywały się jakieś wywiady z nią, w których oskarżała swojego pasierba i jego żonę o cyniczną grę, w której stawką był majątek jej wnuczki, a ofiarą – malutka Lily.

Rico zaglądał do tych gazetek, po czym zaraz ciskał je do kosza.

Naturalnie Catherine wyciągała je stamtąd i uważnie studiowała. Nie chciała się przyznać sama przed sobą, że najbardziej ciekawiły ją zdjęcia męża. Na jednym z nich Rico wsiadał do swojego drogiego auta, po chmurny i piękny jak bóg. Podpis pod zdjęciem głosił:

„Pan Mancini jak zwykle odmawia komentarzy”.

Wielbiła Rica na fotografiach, jednak w życiu trzy mała go na dystans. Nie mogła się przełamać, nie chciała go dopuścić bliżej, bo wciąż nie miała chęci na intymność bez miłości.

Do pokoju weszła Jessica.

– Dzwonili dziadkowie Lily – powiedziała. – Właśnie tu jadą. Chcieliby zobaczyć swoją wnuczkę. Czy pani ich przyjmie?

Catherine spłoszyła się. Nie miała ochoty na kolejną konfrontację zwłaszcza po tym, co przeczytała w tych wszystkich gazetkach. No i nie wiadomo, co Rico by powiedział na taką wizytę. Może zadzwonić do niego i zapytać o zdanie? Sięgnęła po komórkę.

Zaraz jednak odłożyła ją z powrotem. Nie, nie będzie pytała męża. Ma przecież własny rozum! I mniejsza też o gazety. Czemu by nie miała dać szansy dziadkom na widzenie ż wnuczką? Ostatecznie Lily od tego nie ubędzie.

– Dobrze, wpuść ich, jak przyjadą.

W chwilę potem auto Mancinich pojawiło się przed domem. Catherine zdumiała się, ujrzawszy Antonię w jakimś zwykłym pulowerku i spodniach.

Poprzednio widziała ją przecież w krzykliwej sukni i obwieszoną zlotem. Co za niezwykła metamorfoza.

– Catherine, kochanie. – Starsza dama jak gdyby nigdy nic rozłożyła ramiona w serdecznym powitaniu.

– Tak się cieszę, że zechciałaś nas przyjąć. Ostatnio nie byłam dla ciebie sprawiedliwa, przepraszam. To wszystko przez ten mój temperament.

Catherine nie bardzo wiedziała, jak zareagować. Na wszelki wypadek postanowiła być uprzejma.

– Nie ma, o czym mówić – Zdobyła się na uśmiech.

– Jakże miałabym przeszkadzać dziadkom w dostępie do wnuczki – Schyliła się i podniosła z podłogi raczkującą Lily.

Antonia ponownie rozwarła ramiona.

– Daj mi ją potrzymać. Jaka ona śliczna.

Carlos, popatrz – zwróciła się do męża.

Pan Mancmi otarł pot z czoła i zasiadł w fotelu. Przejął Lily z rąk żony. Na jego twarzy pojawił się uśmiech szczerej radości. Mała Lily zaczęła szczebiotać.

– Widzę, że mam konkurentkę do serca Carlosa

– rozpromieniła się Antonia – Kobiety zawszę go uwielbiały, w każdym wieku. A teraz – spojrzała na Catherine – może byś mi pokazała pokoik dziecinny?

Nie zdążyły wyjść, gdy dziecko zaczęło kwilić.

– To jej pora karmienia, ale proszę – powiedziała Catherine, wręczając starszemu panu książeczkę z bajeczkami. – Mała zajmie się tym przez jakiś czas. Bardzo lubi słuchać tych bajek.

Carlos zerknął na książeczkę i zaraz rzucił ją na stolik.

– Nie – burknął. – Nie potrzebujemy tego.

– Przepraszam, chciałam dobrze – wycofała się Catherine, zdziwiona nagłą szorstkością teścia.

– Chodźmy już – ponagliła Antonia – Carlos zna wiele sycylijskich kołysanek i może coś zaśpiewa dziecku. On bardzo kocha dzieci. Podobnie jak ja.

Wyszły na korytarz.

– A twoje własne dzieci – spytała Catherine – To znaczy nie wiem, czy miałaś jakieś?

Antonia pokręciła głową.

– Mój pierwszy mąż i ja nie zostaliśmy pobłogosławieni, niestety. Kiedy zaś pobraliśmy się z Carlosem, myślałam – Machnęła ręką – No, cóż. Nie ułożyło się. Chłopcy Carlosa nie przepadali za mną, a on uważał, że sytuacja jeszcze się pogorszy, jeśli będziemy mieli kolejne dzieci.

– Musiało ci być ciężko – Catherine poczuła nagły przypływ współczucia. Nie była pewna, czy Antonia jest z nią do końca szczera. – Proszę, usiądź.

– Wskazała jej bujany fotel w pokoiku Lily.

Antonia usiadła i rozejrzała się zamyślona.

– Tak, było mi ciężko. Czułam się samotna, zwłaszcza, od kiedy mały Marco – Przerwała i ciężko westchnęła.

– Mówisz o jego wyjeździe do szkoły z internatem – pomogła Catherine. – A właściwie dlaczego go tam posłaliście?

– Był bardzo rozpuszczony – Antonia zawiesiła głos – Na dobrą sprawę nie miał go kto wychowywać. Matka i ojciec pracowali od świtu do nocy. Bella Mancini była ambitną bizenswoman. Rósł więc samopas. Z czasem doszliśmy z Carlosem do wniosku, że szkoła z internatem będzie dla niego najlepsza. No a Rico był już wtedy prawie dorosły. Miał osiemnaście lat, kiedy brałam ślub z jego ojcem. Był zamkniętym w sobie młodym człowiekiem. Trudno było do niego dotrzeć. Zresztą, co ja ci będę tłumaczyła, znasz go przecież. Nie zmienił swojego charakteru.

Szkoda, że nie zmienił, pomyślała Catherine. Rzeczywiście trudno jest do niego dotrzeć.

– Jeszcze, co do Marca – Antonia sięgnęła po fotografię obojga rodziców Lily, którą Catherine ustawiła obok łóżeczka dziecka – cóż, Marco już jako dwunastolatek nie uznawał autorytetów. Ojciec kochał go bardzo i psuł. Internat, dyscyplina i wychowawcy wydawały się dla niego najlepszym rozwiązaniem. Tylko, że w ten sposób zostałam całkiem sama, kiedy wyjechał. I już na zawsze bezdzietna – Antonia sięgnęła po chusteczkę i otarła oczy.

Catherine znów poczuła przypływ współczucia dla tej kobiety. Teraz, kiedy poznała jej historię, nabrała przekonania, że nie była złym człowiekiem. Upewniła się też, co do tego, że warto wysłuchać drugiego człowieka.

Starsza pani odstawiła fotografię na miejsce.

– Bardzo ci dziękuję, Cathy – zaczęła się podnosić, że pozwoliłaś nam zobaczyć Lily. Nigdy nie byłam matką, może przynajmniej babcią mi się uda pobyć?

– Powiedziawszy to, uśmiechnęła się ujmująco.

– Serdecznie zapraszam – Catherine także się uśmiechnęła i też zaczęła wstawać. Jednak niespodziewanie zrobiło jej się ciemno przed oczami i musiała opaść z powrotem na miejsce. Poczuła, że chwytają ją dziwne mdłości.

– Co ci jest, skarbie – zaniepokoiła się Antonia.

– Wyglądasz jakoś blado. Zrobiło ci się słabo?

– Nie, to nic – wydusiła z siebie Catherine – Wszystko w porządku, to zaraz przejdzie. Jestem po prostu trochę wyczerpana.

– No tak, opieka nad dzieckiem wyczerpuje – po twierdziła filozoficznie Antonia i sięgnęła po swoją torebkę – Siedź tu i odpoczywaj – Gestem powstrzymała Catherine. – Sama znajdę Carlosa.

Kiedy odeszła, Catherine zaczęła intensywnie obliczać.

Jedną dłoń położyła na brzuchu, drugą otarła pot z czoła. Kiedyż to ostatnio miała okres? Zaraz, zaraz…

Przesiedziała tak nie wiadomo ile czasu. Na dole trzasnęły drzwi, a potem zaszumiał silnik auta. Następnie znowu trzasnęły drzwi. To pewnie Jessica zabierała Lily na spacer. Catherine starała się głęboko oddychać. Na podłodze zaczęły się wydłużać cienie popołudnia. Wreszcie Catherine wstała i powędrowała do sypialni małżeńskiej, gdzie zwinęła się w kłębek na wielkim łożu. Niepotrzebnie tak wielkim. W jej głowie kołatała tylko jedna myśl: jak zareaguje Rico, gdy się dowie? I kiedy ona zdobędzie się na to, żeby mu powiedzieć, że…

Schowała twarz w poduszkę i zaczęła płakać.

Bo wedle umowy jej małżeństwo miało się teraz podobno stać czymś nierozerwalnym, czymś na zawsze.

Загрузка...