ROZDZIAŁ PIĄTY

Wygięty nienaturalnie i balansujący na drabinie Cooper zajmował się właśnie malowaniem rogów kuchni. Co jakiś czas pojękiwał, ponieważ jego głowa obróciła się niemal o sto osiemdziesiąt stopni, ale, prawdę mówiąc, bardziej niż mięśnie szyi bolały go pośladki. Jednak była to dużo bardziej delikatna i wstydliwa sprawa.

Powinien był wziąć pod uwagę ostrzeżenia Priscilli i przygotować się do tego, że znajdzie się „na deskach”. Wystarczyło tylko trochę wyobraźni… Jednak Coop nie żałował niczego. Poza tym, gdyby nic mu się nie stało, Priscilla mogłaby nabrać podejrzeń, a może nawet dowiedzieć się skądś, że był jednym z najlepszych zapaśników na studiach i często brał udział w różnych zawodach.

– Tak – mruknął do siebie, rozchlapując farbę – naprawdę było warto.

Od wczoraj prześladował go zapach i smak czekolady. Czuł go jeszcze na języku po wspaniałym, przyprawionym szczyptą alkoholu, pocałunku Priscilli, a woń ta zdawała się jej towarzyszyć, gdy tylko zjawiła się w jego domu. Priscilla wyszła przed chwilą. Chciała jeszcze wstąpić do sklepu, żeby poszukać odpowiedniej tapety. Shannon zajmowała się malowaniem mebli w salonie, a Studge, pochrząkując i sapiąc, układał brakującą część podłogi w kuchni., W zasadzie atmosfera nie sprzyjała temu, żeby myśleć o seksie. Jednak Cooper wciąż wspominał wczorajszą noc i początkowo chłodny pocałunek, który później przypominał wybuch gorącej lawy. Zupełnie zapomnieli, że padał deszcz i zrobiło się chłodno…

Później, kiedy już się od siebie oderwali, Priscilla sprawiała wrażenie osoby w najwyższym stopnia zdziwionej i zażenowanej tym, co się stało. Ale Coop niczego się nie wstydził. Teraz już wiedział, że znalazł kobietę, której szukał tak długo. Odpowiadającą mu nie tylko pod względem temperamentu, ale i intelektu. Kto by przypuszczał, że właśnie tu, w Bayville, spotka kogoś takiego? Zwłaszcza po wcześniejszych doświadczeniach, które przede wszystkim go rozczarowywały, chociaż czasami też złościły.

Niepokoiło go tylko to, że Priscilla wyraźnie się go bała. Wszystko zaczynało nabierać rumieńców dopiero w chwili, gdy udało mu się przełamać barierę jej strachu. Przedtem widział tylko przerażenie w oczach Priss. Wyglądało to tak, jakby w przeszłości skrzywdził ją jakiś wysoki, potężny mężczyzna. Coop uznał, że nie mógł to być David. Po pierwsze, mimo muskularnej budowy był on raczej dosyć niski, a po drugie, Priss zawsze mówiła o nim jak o świętym. Nie, to musiał być ktoś inny.

Cooper żałował, że nie może poznać prawdy. Ale ponieważ uznał, że Priss nie jest skora do zwierzeń, postanowił zachować większą ostrożność. Żadnych pocałunków ani innych pochopnych gestów. Priscilla sama do niego przyjdzie, kiedy uzna, że może mu zaufać. A wtedy, och, wtedy… Coop zastygł na drabinie z błogą miną.

– Tato?

Odwrócił się, żeby spojrzeć na córkę. Shannon wymazana farbą i bez makijażu stanowiła naprawdę niezwykły widok. Coop wiedział, że będzie mu trudno okiełznać tę dziewczynę, ale nie tracił nadziei.

Wiesz, dlaczego Holendrzy biorą drabiny do samolotu? – Czekała przez chwilę na odpowiedź. – Żeby po nich zejść z pokładu w razie katastrofy.

Cooper wyciągnął w jej stronę ociekający farbą pędzel.

– Zaczekaj, zaraz zejdę z drabiny, żeby wybić ci z głowy głupie dowcipy.

– To takie zabawne, że jesteś Holendrem, tato. Znam o nich tyle świetnych dowcipów – dodała prowokacyjnie. – Na przykład ten, o Holendrze, którego wylali z pracy, ponieważ…

– Widzisz, a ja znam wiele dowcipów o blondynkach.

– Nie mam nic przeciwko dowcipom o blondynkach. Byle były dostatecznie głupie. Znasz ten: idą trzy dziewczyny, jedna w ciąży, druga z poprawczaka, a trzecia też blondynka?

Cooper pokręcił głową.

– Nie znam i nie chcę znać. I wypraszam sobie… Usłyszeli trzask otwieranych wejściowych drzwi, a następnie głęboki alt:

– Hej, jesteście tam, gdzie was zostawiłam?!

– Tak! – odkrzyknął Coop. – Chodź, Priscillo! Ratuj mnie!

– To raczej ty mnie ratuj! Nie wiem, co zrobić z tymi cholernymi tapetami. Wszystko tu pozastawiane.

– Zaraz ci pomogę. Ale Priscilla poradziła sobie bez niego. Weszła do kuchni tyłem, otwierając nogą drzwi, i rzuciła rolki na podłogę. Na jej widok Cooperowi zaparło dech w piersiach. Poczuł, że nagle nawet stare spodnie robocze zrobiły się zbyt ciasne. Tylko Studge pracował spokojnie, przybijając kolejną deskę do krokwi.

– No i jak wam się pracuje? Shannon zachichotała.

– Nawet nie sądziłam, że będzie tyle roboty – stwierdziła. – Mówiłam ojcu, że się tutaj zanudzi. Chciał przecież odpoczywać. Ładny odpoczynek!

Coop chrząknął.

– Odrobina wysiłku fizycznego jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Studge pokiwał głową, nie wiadomo, czy po to, żeby potwierdzić prawdziwość tych słów, czy też tylko dlatego, że dopatrzył się czegoś ciekawego w gładkim, dębowym drewnie.

– Czeka nas jeszcze dużo pracy – powiedziała Priscilla, nieświadomie włączając się do grona osób odpowiedzialnych za remont. – Kuchnia to dopiero początek. Trzeba przecież odnowić znaczną część domu.

Priscilla promieniowała energią. Cooper i Shannon patrzyli na nią z prawdziwą przyjemnością,.

– Na razie zajmijmy się parterem – wtrąciła nie śmiało Shannon. – Przecież mówiłeś – zwróciła się do ojca. – Góra miała być moja. Dlatego sądziłam, że będę mogła wziąć kotka. Mogłabym go tam trzymać i nikt nie wiedziałby, że w ogóle go mam.

Shannon powiedziała to pod wpływem impulsu, a teraz stanęła, zakrywszy usta, i patrzyła z obawą na ojca.

– Świetny pomysł! – potwierdziła Priscilla. Cooper zaczął się podejrzliwie przyglądać obu paniom.

– Co to jest? Spisek? Wcześniej nie było mowy o żadnym kotku.

– Och, tato, proszę, zgódź się! Jest taki wspaniały. Cały biały! I… i ma złote oczka. I taki zabawny pyszczek. Na pewno ci się spodoba!

Coop wyciągnął oskarżycielskim gestem dłoń w stronę Priscilli.

– Zdaje się, że już zetknąłem się z tym kotkiem – powiedział. – To ten rozrabiaka.

– Ależ tato, to tylko kociątko.

– Na razie jest to kociątko. Ale takie maleństwa mają idiotyczny zwyczaj zamieniania się w duże kocury. Ten będzie na pewno wyjątkowo złośliwy i przykry. I powiedz mi, co z nim zrobię, kiedy wyjedziesz do szkoły do Atlanty?

Shannon zawahała się.

– Kot to wspaniały towarzysz – stwierdziła. – Nie trzeba nim się specjalnie zajmować. A poza tym… nie wiem, czy chcę wracać do Atlanty. Może zostanę tu taj.

Cooper zaczął rozmasowywać sobie kark. Właśnie o to mu chodziło. Tylko czy Denise się zgodzi na taką zmianę planów?

– Będziemy musieli jeszcze o tym porozmawiać – powiedział, marszcząc brwi. – Nie możemy podejmować takich decyzji bez aprobaty matki.

Usłyszeli dzwonek telefonu. Shannon była akurat najbliżej. Po krótkiej wymianie zdań odłożyła słuchawkę. W jej oczach pojawiły się radosne ogniki. V – Mogę się wybrać z chłopakami na konną przejażdżkę? – spytała, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę.

– Ależ kochanie, przecież do tej pory widywałaś konie tylko na filmach!

– Tak bardzo chciałabym pojeździć – jęknęła Shannon, a następnie spojrzała z nadzieją na Priscillę.

– Matt mnie nauczy. A poza tym Julie mówiła, że koń, na którym będę jeździć, jest łagodny jak baranek…

– A malowanie?

– Już skończyłam – wykrzyknęła triumfalnie.

– Właśnie dlatego przyszłam do kuchni. Cooper zastanawiał się przez chwilę. W tym czasie cieśla, który zachowywał się niczym duch, pozbierał narzędzia i pożegnał się ze wszystkimi skinieniem głowy. Dzięki temu Coop miał więcej czasu do namysłu.

– Dobrze, chciałbym tylko, żebyś podała mi numer telefonu właścicieli farmy. Poza tym musisz powiedzieć, o której wrócisz.

Shannon pędziła już na górę, żeby się przebrać. Po pięciu minutach zbiegła na dół, nabazgrała coś na książce telefonicznej i chwyciła za klamkę.

– Za parę godzin – rzuciła jeszcze zza drzwi. Cooper oparł się o drabinę.

– Może się zamienimy? – zagadnął Priscillę, która zajmowała się właśnie rozpakowywaniem pierwszej rolki tapety. – Ty weźmiesz tę postrzeloną pannicę, a ja twojego spokojnego i rozsądnego chłopaka.

Priss nie mogła ukryć uśmiechu.

– Cóż, Matt uważa, że jesteś najbardziej interesującym facetem, jakiego udało mu się spotkać. Jeśli jeszcze raz zacznie cię cytować, będę musiała go chyba wy chłostać.

Coop roześmiał się głośno.

– Shannon z kolei podziwia twoją naturalność i energię. Już prawie wybaczyła ci to, że jesteś nauczycielką. Ja też mam już dosyć wysłuchiwania, jaka jesteś wspaniała.

– Cooper…

– Tak? Priscilla zaczerpnęła powietrza.

– Boję się trochę o nasze dzieciaki – powiedziała, odkładając rolkę.

– Dobrze, możemy o tym pogadać. Rozejrzała się bezradnie po kuchni, a następnie jej wzrok spoczął na jego poplamionym ubraniu. Cooper od razu to zauważył.

– Może nieco później – dodał, wycierając dłonie w spodnie. – Zaraz się umyję i przebiorę. Możesz położyć te tapety pod ścianą? Myślę, że nic im się nie stanie w tamtym rogu.

Po dwóch godzinach przypomniała sobie, że planowała jedynie krótką wizytę. Cooper wziął szybki prysznic, a następnie włożył dżinsy i czystą koszulkę. Ona w tym czasie zastanawiała się, czy nie powinna stąd uciec. Gdyby był tu jeszcze Studge, znalazłaby jakiś wykręt i pobiegła do domu. Niestety, zostali już tylko we dwójkę.

Cooper nawet nie chciał słyszeć o tym, żeby rozmawiali na stojąco.

– Zaraz ustawię stół pod tym dębem – powiedział.

– Oczywiście zjesz ze mną kolację.

Nie miała siły protestować. W ciągu dwóch godzin nawet słowem nie wspomnieli o dzieciakach. Przez cały czas rozmawiali o domu, przy czym Cooper wyznał z rozbrajającą szczerością, że nie wie, w jakim stylu chce go urządzić i jaki wybrać kolor ścian i tapet.

– Powinieneś się zdecydować – ponaglała go. Milczał przez dłuższą chwilę, trąc pokryty jedno dniowym zarostem policzek.

– Lubię szary kolor – powiedział w końcu. Przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, a następnie roześmiała się serdecznie. Nie sądziła, że takie właśnie może być życie bogatego biznesmena – szare. Poczuła powiew łagodnego, wieczornego wiatru na twarzy, niosącego ulgę po gehennie upału. Pomyślała, iż nawet nie przypuszczała, że może czuć się z kimś tak dobrze. Zarumieniła się na wspomnienie tego, co wydarzyło się w nocy. Na szczęście Cooper nie mógł widzieć w półmroku jej rumieńca. Czy to możliwe, żeby tak zasypywała go pocałunkami? Czy to możliwe, żeby pragnęła go tak mocno? Nie, to zwykłe szaleństwo. Nie ma ani siły, ani ochoty na jakiekolwiek związki.

Pomyślała o Davidzie i poczuła się wobec niego winna. Zmarły mąż traktował wszystko z niezmienną powagą, a Cooper stanowił jego całkowite przeciwieństwo. To prawda, że udało mu się podstępnie wkraść w jej łaski. Ufała mu prawie tak, jak Davidowi. A jednak jego przewrotne poczucie humoru i cięty język sugerowały, że nie traktuje życia poważnie. Cooper prowadził jakąś grę z życiem, której nie potrafiła do końca zrozumieć. Mimo to czuła, że stała się istotnym elementem tej gry. Nigdy wcześniej nikt nie traktował jej tak, jakby była kimś zupełnie wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju.

Zjedli deser truskawkowy i Cooper zaczął zbierać naczynia.

– Chodź ze mną do kuchni – powiedział. – Najwyższy czas, żebyśmy porozmawiali o dzieciakach.

Zaproponowała, żeby przełożyli tę rozmowę na następny dzień. Zrobiło się już późno. Matt i Shannon mogą lada chwila wrócić do domu.

– To nie ma sensu – stwierdził, kierując się w stronę domu. – - Zresztą nie będę udawał, że nie wiem, co cię niepokoi. Znam swoją córkę. Boisz się, że Shannon może uwieść ci syna, prawda?

Priscilla ucieszyła się, że udało jej się utrzymać w dłoniach szklane miseczki po truskawkach, które zebrała ze stołu. Cooper chciał nadać swoim słowom żartobliwy ton, ale nie mógł ukryć lekkiego drżenia głosu.

– Tego również, chociaż myślę, że Matt jest na to zbyt dojrzały. Tak naprawdę, to niepokoję się o Shannon. Zachowuje się zbyt wyzywająco, chociaż wcale nie jest tak doświadczona i pewna siebie jak chciałaby być. Obawiam się, że jakiś chłopa może opacznie zrozumieć jej zachowanie i Shannon znajdzie się w sytuacji, z której nie będzie się już mogła wycofać.

Cooper westchnął ciężko i pokiwał głową.

– Ta smarkula nawet nie wie, co jej grozi. Może zmarnować sobie życie. Później trzeba wielu lat, żeby coś takiego naprawić.

Włożył brudne naczynia do zlewu, a następnie włączył ekspres, nawet nie pytając, czy ma ochotę na kawę. Jego barki były pochylone bardziej niż zwykle. Priscilla cieszyła się, że nie widzi teraz twarzy Coopera.

– To przede wszystkim moja wina – ciągnął. – Po zwalałem jej na zbyt wiele, ponieważ mnie ojciec zawsze trzymał krótko. Wydawało mi się, że w ten sposób uniknę w przyszłości młodzieńczych buntów… Potem rozwiodłem się z żoną. Nie ukrywam, że nie poświęcałem rodzinie tyle czasu, ile powinienem, a Denise, moja była żona, nie mogła sobie poradzić z Shannon. Nie rozumiała jej rozbrykanej natury. Starała się ją karać, a potem sama płakała razem z córką.

Priscilla skinęła głową.

– Jako nauczycielka nie mogę tego pochwalać, chociaż oczywiście rozumiem postępowanie Denise.

Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.

– Z mojego punktu widzenia przyjaźń z Mattem to najlepsze, co mogło jej się przytrafić. Nie znam mądrzejszego i bardziej upartego w dążeniu do celu nastolatka. Prawdę mówiąc, nawet niektórzy dorośli nie mogą się z nim równać. Dosłownie zaniemówiłem, jak zaczął cytować Dowa Jonesa…

– Ma dwie akcje firmy Mattel – wpadła mu w słowo.

– Dwie akcje, no cóż… – powiedział z uśmiechem. Ekspres zaczął perkotać i Cooper odwrócił się, żeby nalać kawy do kubków. Po chwili na jego twarz znów wrócił wyraz powagi.

– Proszę, oto kawa. – Podziękowała skinieniem głowy. – Matt ma niewątpliwie dobry wpływ na Shannon. Przestała wreszcie nosić te swoje obcisłe spódniczki i półprzezroczyste bluzki i od paru dni nie przeklina. W ogóle zmieniła się na lepsze. Ale… widziałem, jak się do siebie przytulali.

– I całowali – dodała Priscilla. – Przynajmniej u nas w domu.

Cooper pokręcił głową.

– Myślę, że nie robili niczego więcej. Jednak jeśli chcesz, zabronię jej spotykać się z Mattem.

Priscilla potrząsnęła energicznie głową.

– To nie jest rozwiązanie problemu. Poza tym lubię Shannon i uważam, że ta znajomość pod pewnymi względami ma również dobry wpływ na Matta. Chodzi mi tylko o seks…

Przez chwilę zastanawiał się nad czymś intensywnie. Jego czoło pokryło się zmarszczkami.

– A może… porozmawiałabyś z nią, Priss. Są rzeczy, o których kobieta musi się dowiedzieć od kobiety. Na Denise nie ma co liczyć. Nie chciała nawet uświadomić Shannon i sam to musiałem zrobić.

Priscilla zawahała się. Sięgnęła po kubek, żeby zyskać na czasie.

– Mogę spróbować – powiedziała po niemal minutowej przerwie.

– Będę ci bardzo wdzięczny. Oboje odetchnęli z ulgą. Coop poczuł, że olbrzymi kamień spadł mu z serca, zaś Priscilla cieszyła się, że doszli jakoś do porozumienia. Aż nazbyt często stykała się z rodzicami, którzy bronili swoich dzieci aż do momentu, kiedy nic już nie można było zrobić.

Przez chwilę rozpamiętywała wszystkie swoje szkolne porażki i niepowodzenia. Zapomniała o tym, gdzie się znajduje i po co tu przyszła. Dopiero chrząknięcie Coopera wyrwało ją z zamyślenia. Stał przed nią, tak silny i… pociągający. Na parapecie, tuż za oknem, przysiadł ptak i zaczął stroszyć piórka. Gdzieś w oddali odezwał się silnik powracającego z pola ciągnika. Ale ona nie zwróciła na to najmniejszej uwagi.

– Hm, czy możemy uznać, że skończyliśmy rozmowę o dzieciach? Przynajmniej na razie.

Skinęła głową.

– Świetnie, ponieważ zdaje się, że nie tylko one mają problemy z seksem – powiedział niepewnie.

Bardzo mi się podobasz, Priss. Nie spodziewałem się, że spotkam w Bayville kogoś takiego. A twoje pocałunki… Wolę nie mówić, jak na mnie działają… A może tylko na mnie? – Spojrzał na nią spod oka.

Potrząsnęła głową. Ukrywanie prawdy nie miało teraz większego sensu. Poza tym wiedziała, że nie potrafi kłamać.

– Nie, nie tylko na ciebie. Coop chwycił ją za rękę.

– Nie chcę się z tobą bawić, Priss – powiedział.

– Jeśli uważasz, że powinniśmy z tym skończyć, to posłucham cię, chociaż z ciężkim sercem. Sam nie wiem, do czego może to nas doprowadzić, ale wydaje mi się, że warto spróbować… – Spojrzał jej w oczy.

– Zdecyduj, Priss, „tak”, czy „nie”? Priscilla stała na solidnej, nowej desce. Mimo to nogi jej drżały, jakby znajdowała się na ruchomych piaskach. Teraz wiedziała, że Cooper rzeczywiście ją wybrał, chociaż, dalibóg, nie miała pojęcia, dlaczego. Nagle dotarło do niej, że wystarczy jedno krótkie „nie” i cała sprawa będzie załatwiona. Otworzyła usta, żeby na zawsze zakończyć to, co się tak naprawdę jeszcze nie zaczęło.

– Sama nie wiem, Coop… – Priscilla nie wierzyła własnym uszom. Czyżby to ona wypowiedziała te słowa. – Potrzebuję czasu. Może na razie skoncentrujemy się na problemach naszych dzieci.

– Dzieci będą zadowolone, jeśli zobaczą, że zachowujemy się odpowiedzialnie – stwierdził. – Czy wiesz, dlaczego pocałowałem cię tylko dwa razy?

– Może nie miałeś ochoty na więcej pocałunków – powiedziała słabym głosem. Uśmiechnął się z przekąsem.

– Nie. Dlatego, że starałem się zachowywać rozsądnie – rzucił. – Poza tym nie lubię ciekawskich oczu. Wolę być z tobą sam na sam.

Zrobił krok w jej kierunku. Priscilla pobladła, ale nie mogła ruszyć się z miejsca. Nagle usłyszeli tupot nóg, a potem głośne, pełne zachwytu okrzyki. Shannon już w przedpokoju zaczęła opowiadać, jak wspaniale było na farmie. Wcale się nie zdziwiła na widok Priscilli. Usiłowała ją nawet namówić, żeby została na kolacji. Miałaby wtedy większe audytorium. Ale Priscilla jak rak wycofała się do drzwi. Ojciec i córka potrzebowali teraz czasu. Poza tym Matt pewnie szukał jej po całym domu. Pożegnała się pospiesznie i wybiegła na podwórko. Dopiero po chwili zauważyła, że, nie wiedzieć czemu, zaczęła się do siebie uśmiechać.

Po powrocie okazało się, że syn rzeczywiście jej szukał. Miał ochotę potrenować nocną jazdę do końcowego egzaminu. Otrzymał już warunkowe prawo jazdy i mógł teraz korzystać z samochodu w obecności dorosłej osoby. Wcześniej często zdarzało mu się jeździć po wiejskich drogach, tak więc obecność matki była jedynie formalnością. Priscilla prawie nie patrzyła na drogę i bez przerwy się uśmiechała.

Uśmiech nie zniknął z jej twarzy nawet wtedy, gdy po kąpieli kładła się do łóżka. Nie wiedziała, czego może się spodziewać po Cooperze, a tym bardziej po sobie, ale perspektywa nowego związku przyprawiła ją o zawrót głowy. Od dawna nie była już tak szczęśliwa. Musi tylko przegonić cienie przeszłości, które niczym sępy pojawiały się w jej snach.

Po raz pierwszy od lat zasnęła bez większych obaw. Nic nie wskazywało, żeby coś ją miało dręczyć. Jej lęki i niepokoje miały zwykle nieokreślony, złowrogi charakter. Ale tym razem przyśniło jej się, że znowu ma siedemnaście lat i jest najszczęśliwszą dziewczyną w klasie, ponieważ chłopak, za którym szalały wszystkie jej koleżanki, zaprosił ją do kina.

Obrazy zaczęły przesuwać się szybciej.

Początkowo nie zaniepokoiło jej to, że poszli na przyjęcie, a nie, jak początkowo planowali, na film z Chaplinem. Nieco gorzej poczuła się, kiedy starszy od niej chłopak zaczął pić piwo. Nic wielkiego, tłumaczyła sobie, chcąc zachować twarz, wszyscy chłopcy je piją. Spojrzała na niego. Był wysoki, opalony i uprawiał chyba wszystkie możliwe sporty. Dziewczęta z Bayville miały bzika na jego punkcie, ale on wybrał właśnie ją.

Priscilla poruszyła się niespokojnie na łóżku. Sen stawał się niepokojący.

Powiedział, że ją odwiezie. Zgodziła się. Przecież wypił tylko kilka piw. Po drodze zatrzymali się na jednej z bocznych dróg. Wokoło było zupełnie ciemno. Chciała, żeby ją pocałował. Czuła, że pragnie tego bardziej niż czegokolwiek. Spotniałe ręce trzęsły się jej jak w febrze. '' Ale on nawet nie musnął jej wargami.

Sama nie wiedziała, jak to się stało. Nagle rzucił się Ha nią. Poczuła na sobie jego ciężar. Bolało. Bardzo bolało. Poczuła jego ręce na swoim ciele. „Nie, nie” – prosiła. „Proszę, nie”.

Nie groził jej, nie użył też żadnej broni. Przez cały czas milczał, jakby jej w ogóle nie słyszał. Nagle zrozumiała, że jest silniejszy i że musi mu ulec. Strach sparaliżował ją zupełnie. Teraz nie czuła nawet bólu, właśnie w chwili, kiedy był on prawdopodobnie najsilniejszy. Powtarzała tylko: „Nie, nie, nie”. Na próżno.

Przez moment w jej śnie pojawiły się dobrze znane sekwencje. Głowy bez twarzy, czarne ściany nasuwające się na nią. Wkrótce jednak obraz znowu nabrał ostrości.

Po paru minutach, kiedy się ocknęła, stwierdziła, że ma podarte ubranie. Spódnica i majtki były poplamione krwią. Chłopak stwierdził spokojnie, że wiedział, iż jest dziewicą, i że powinna przestać płakać, ponieważ Sama tego chciała. Obudziło to w niej gwałtowne wyrzuty sumienia. Rzeczywiście chciała, żeby ją pocałował. Wszyscy w szkole wiedzieli, że za nim szaleje.

Odwiózł ją do domu jak dobry kumpel. Na szczęście wszyscy już spali. Weszła na palcach do domu, starając się nie zbudzić sióstr i chrapiącego jak zwykle ojca. Rozebrała się i wepchnęła wszystkie, nawet całe i nie zabrudzone części garderoby do plastikowego Worka. Wybiegła boso, w samym szlafroku, na podwórko i wrzuciła worek do kubła, a następnie przysypała go śmieciami. Wcale nie brzydziła się grzebać w starych, nadgniłych odpadkach.. Później zamknęła się w łazience, puściła silny strumień wody i dopiero wtedy rozszlochała się na dobre. Czuła się posiniaczona na zewnątrz i wewnątrz. Chciała, żeby przyszła do niej nieżyjąca od dwóch lat mama, przytuliła ją i powiedziała, że nie ma się czym przejmować. Przecież nie będzie mogła nikomu powierzyć swego sekretu. Rodzina chłopaka była zbyt bogata i wpływowa. Jej ojciec, jako duchowny, najadłby się tylko wstydu, nie mówiąc już o młodszych siostrach, które musiałyby znosić potworne upokorzenie.

Priscilla weszła pod prysznic. Strumienie wody cięły jak bicze. Mimo to sięgnęła po mydło. Jutro rano będzie musiała zachowywać się normalnie. Powitać z uśmiechem ojca… Żeby móc to zrobić, musi się jak najszybciej oczyścić.

Priscilla obudziła się zlana potem. Serce biło jej mocno. Wyciągnęła drżącą dłoń i zapaliła lampkę. Dochodziła piąta. Głowa opadła jej bezsilnie na poduszkę.

Ten sen nie powracał do niej od wielu lat. Chciała wymazać go z pamięci na zawsze.

W drzwiach zobaczyła łepek Kleopatry. Zwierzę przyszło, zaniepokojone nagłym ruchem w sypialni. – Idź spać – powiedziała. Kotka miauknęła żałośnie.

Być może chciała w ten sposób dać do zrozumienia, |e nie opuści jej w biedzie. Wskoczyła zwinnie na łóżko i ulokowała się tuż obok policzka swojej pani. Priscilla zaczęła gładzić jej lśniące futerko. Jednocześnie rozglądała się po swojej sypialni.

Było to jedyne pomieszczenie, które zmieniło się radykalnie po śmierci Davida. Umieściła tu antyczne lustro, kupione na wyprzedaży, a także stary sekretarzyk, na którym stały jej kosmetyki. Ściany pokryły pastelowe tapety, a na podłodze pojawił się dywan i delikatnym wzorkiem, który przedtem zniknąłby pod błotem naniesionym przez Davida. Priscilla przestała obawiać się nieporządku. Wiedziała, że żaden mężczyzna nie wejdzie już do jej Sypialni. Tak było do niedawna. Przynajmniej do chwili, kiedy Cooper pocałował ją po raz pierwszy.

Priscilla spojrzała na zwiniętą w kłębek kotkę i podrapała ją za uchem. Wszystko wydawało się tak skomplikowane. Powinna uświadomić sobie, skąd bierze się jej sympatia do Shannon, a także, dlaczego Ojciec tej małej budzi w niej lęk. To właśnie z jego powodu miała dzisiaj ten sen. Cooper jest stanowczo za wysoki oraz, jak na jej gust, zbyt śmiały. {Nawet po tamtym zdarzeniu Priscilla nie unikała Chłopców. Nie chciała pozwolić, żeby jeden bydlak złamał jej całe życie. Po długim namyśle wybrała – chłopaka zdecydowanie niższego niż tamten. Takiego, który drżał na jej widok i pytał, czy może wziąć ją za rękę.

Nigdy później nie miała powodów, by żałować, że zdecydowała się właśnie na Davida. Chociaż trudno było w ich przypadku mówić o „komunii dusz” (termin, który gdzieś usłyszała jako nastolatka i który bardzo jej się spodobał), ani też o płomiennym uczuciu, to jednak David kochał ją po swojemu i nigdy nie pytał, dlaczego budzi się w nocy z krzykiem ani dlaczego tak bardzo przejmuje się problemami swoich uczniów. Po prostu kochał ją taką, jaką była. Nigdy też na nic nie narzekał.

Priscilla uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Oboje z Davidem ciężko pracowali. Czasami powodziło się im lepiej, czasami gorzej, ale przynajmniej wiedziała, na czym stoi. Nic nie zapowiadało radykalnych zmian. Tymczasem Cooper wszystko skomplikował. Uświadomi jej, że są rzeczy, o których nie tylko Filozofom, ale również i jej się nie śniło. Nigdy wcześniej nie czuła takiego podniecenia na widok mężczyzny. Od paru dni nie opuszczała jej euforia, która miała nie tylko seksualne podłoże. Priss chciała po prostu być z Coopem, rozmawiać z nim, pomagać mu w pracy…

W głębi serca wiedziała, że nigdy nie była tak naprawdę zakochana i dopiero teraz zaczynała rozumieć, co to może znaczyć.

Priscilla zamknęła oczy i pogrążyła się w marzeniach. Nie trwało to jednak długo. Nagle usłyszała jakiś hałas w pobliżu łóżka i ciche miauczenie. Mogła się tego spodziewać. Wszystkie kotki przyszły tu za matką i zaczęły się wspinać na łóżko. Jeden wlazł nawet na znajdującą się tuż przy łóżku zasłonkę. To właśnie on miauczał, nie wiedząc, czy zdecydować się na skok, licząc na to, że wyląduje w pobliżu Kleopatry, czy też zejść na dół do swojego rodzeństwa.

– Widzisz, co narobiłaś, Kleopatro – powiedziała oskarżycielskim tonem Priscilla. – Teraz mam na głowie całą kocią rodzinę.

W rzeczywistości miała na głowie znacznie więcej. Musi przede wszystkim poradzić sobie z cieniami przeszłości. Jeszcze raz zdobyć się na odwagę. Oczywiście będzie musiała uważać, żeby nie zranić Coopera. Przecież w każdej chwili może stracić panowanie nad sobą. Na początku bała się nawet Davida i w noc poślubną zamknęła się w łazience. Na szczęście wyszła stamtąd po półgodzinie, a David przyjął to, tak jak wszystko, zupełnie naturalnie.

Priscilla wstała, zdjęła miauczącego kotka z zasłonki i położyła go obok Kleopatry.

Wiedziała już, że się nie podda. Cooper nigdy nie dowie się o tym, co się stało.

Загрузка...