Priscilla nie protestowała, mimo iż Cooper niemal ciągnął ją do samochodu. Wiedziała, że dzieci doskonale poradzą sobie bez nich, ale miała już dość towarzystwa Brica z małżonką i nie obchodziło jej, co sobie pomyślą.
Zastanawiała się tylko, co mogło stać się Cooperowi. Pobladł nagle, a na jego czole pojawiły się kropelki potu. Wyglądał tak, jakby coś mu zaszkodziło.
Na pewno źle się poczuł, myślała. Wyszedł tak szybko, żeby nie okazywać przed tamtymi słabości.
Jednak o Cooperze można było powiedzieć teraz wszystko, tylko nie to, że jest słaby. Niemal niósł ją uczepioną jego ręki, roztrącając ludzi, których o tej porze wciąż przybywało. W końcu znaleźli się przy samochodzie. Cooper obejrzał się za siebie.
Otworzył drzwiczki i zaprosił Priss gestem do środka.
– Źle się czujesz?
Pokręcił głową i jeszcze raz wskazał skórzane siedzenie. Priscilla spełniła bez słowa jego polecenie. Usiadł obok i zastygł w pozie kamiennego posągu.
– Co się stało?
Ruszyli z piskiem opon. Priscilla chwyciła Coopa za rękaw, ponieważ przestraszyła się szybkości.
– Coop, jesteś pijany!
– Ja? Po dwóch piwach?
– Więc może masz klaustrofobię? Czasami, kiedy siedzę dłużej w szkole w ciasnym pokoju nauczycielskim…
– Nie mam żadnej klaustrofobii – przerwał jej. – I w ogóle nie jestem chory.
Priscilla westchnęła ciężko. Zamiast się uspokoić, zaniepokoiła się jeszcze bardziej.
– O co więc chodzi? Przez chwilę patrzył przed siebie w milczeniu.
– Chciałbym z tobą pogadać. Ale nie tam. – Wskazał dłonią za siebie. – I nie przy dzieciach. Może sprawdzimy, co słychać w domu, a potem jakoś się umówimy?
– Dobrze – odrzekła. Nie ma nic gorszego niż niepewność. Priscilla chciała dowiedzieć się jak najszybciej, co Coopera dręczy. Miała złe przeczucia, którym jednak nie potrafiła nadać żadnej konkretnej treści.
Może dlatego, że sama czuła się poruszona spotkaniem z Brikiem. Nie spodziewała się, że jego widok tak na nią podziała. Przez cały czas musiała uważać, żeby nie zdradzić się ze swymi prawdziwymi odczuciami.
W końcu zatrzymali się przed jej domem.
– Wiem, że chcesz sprawdzić, co z Mattem – po wiedział. – Ja zajrzę do Shannon. Jeśli wszystko będzie w porządku, spotkamy się za pół godziny na tyłach domu.
Mówił to tak smutnym, a jednocześnie stanowczym głosem, że znowu nie przyszło Priss do głowy, żeby protestować.
W domu panowała cisza. Przy drzwiach powitała ją jedynie Kleopatra. Priscilla zajrzała do sypialni, gdzie zastała śpiącego Matta. Cicho zamknęła drzwi i zgasiła światło na schodach. Zeszła na dół. Postanowiła sama odtworzyć przebieg spotkania.
W pokoju gościnnym znalazła dwie szklanki. Na jednej z nich, prawie pełnej, dostrzegła ślad od szminki. A więc to Shannon mówiła, a Mart słuchał i pił herbatę. Jedna poduszka leżała na dywanie, a druga na drewnianej podłodze obok kanapy. To znaczyło, że siedzieli daleko od siebie. Nie całowali się. Priscilla pogłaskała Kleopatrę i westchnęła z ulgą. Wszystko wskazywało na to, że spotkanie przebiegło spokojnie. Matt i Shannon doszli do porozumienia (chociaż nic wiedziała, na czym ono polegało) i jednocześnie nie pogrążyli się w odmętach seksu.
Spojrzała na zegarek. Minęło zaledwie dziesięć minut. W tej chwili myślała tylko o Cooperze. Co go dręczy? O co może mu chodzić?
Usiadła w fotelu, żeby przemyśleć wszystko spokojnie. Nie znała go wcześniej od tej strony. Nie sądziła, że podlega takiej huśtawce nastrojów. Janet! pomyślała. Może znał wcześniej Janet. Nie, to niemożliwe. Na początku zachowywał się tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Słyszała od Joelli, że Brie sprowadził sobie żonę z innego stanu. Podobno była bardzo bogata. Jej ojciec miał fabrykę czy coś takiego…
Priscilla zmarszczyła brwi. Poczuła, że zabrnęła w ślepą uliczkę. Spojrzała na zegar. Czas dłużył się jej niemiłosiernie.
Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo zależy jej na Cooperze. Do tej pory wydawało jej się, że jest to tylko rodzaj erotycznego zauroczenia, z którego nie potrafi się wyzwolić. Jednak teraz zrozumiała, że po prostu go kocha. W innych okolicznościach ta myśl przeraziłaby ją zapewne, ale teraz myślała tylko o nim.
Wstała energicznie z fotela i ruszyła do wyjścia.
– Widzisz? To Orion.
– Ależ Cooper, to nie jest Orion.
– Naprawdę? Popatrz tam, to Hepacutruks. Wiąże się z nim pewna stara legenda…
– Nigdy nie słyszałam o takiej gwieździe.
– Nie będę się z tobą spierał – mruknął. – Poszukajmy innej – mruknął. – Popatrz, tu z kolei mamy Wielką Niedźwiedzicę. Widzisz ją?
– Coop.
– Słucham?
– Wielka Niedźwiedzica znajduje się po drugiej stronie nieba. Powinieneś uzupełnić swoje wiadomości. Może zapiszesz się na kurs dla dorosłych w naszej szkole? – zażartowała, chociaż jej twarz wciąż była poważna. – Chyba nie chciałeś ze mną rozmawiać o gwiazdach?
– To prawda. Ale chciałem cię wcześniej trochę rozbawić – wyznał szczerze.
Udało mu się. Spodziewała się poważnej dyskusji, a tymczasem wybrali się nad jeziorko. Przy czym Cooper bez przerwy opowiadał jej jakieś dowcipy, gdyby nie wcześniejsze wydarzenia, na pewno dałaby się przekonać, że chodzi mu wyłącznie o miłą, towarzyską pogawędkę.
– Więc o co chodzi? – spytała po raz kolejny.
– Zaczekaj.
Pognał w stronę samochodu. Po chwili wrócił z butelką wina, korkociągiem, serem i krakersami. Stary koc zarzucił sobie na ramię.
– . Przyda nam się to wszystko, jeśli mamy zamiar poważnie porozmawiać – stwierdził z uśmiechem.
Rozłożyli koc na pokrytej wieczorną rosą trawie. Usiedli obok siebie. Cooper znów zaczął mówić o gwiazdach, ale po chwili zamilkł na widok jej miny.
– Co ci się znów nie podoba? – spytał.
– Wszystko – odparła. Zerwał się z koca jak niespokojny duch i znowu pobiegł do samochodu. Zaczął manipulować przy radiu. Po chwili usłyszała rock and rolla Billa Haleya.
– Zatańczysz? – spytał, zbliżając się do niej.
Zupełnie inaczej wyobrażała sobie ten wieczór.
– Najchętniej posłałabym cię najpierw na badania psychiatryczne. Może nie zauważyłeś, ale już dochodzi północ, a poza tym jesteśmy na łące.
– Daj spokój – mruknął. – Przecież wiem, że lubisz tańczyć. Nie udało nam się potańczyć u Babe O'Connell, więc chciałbym ci to teraz wynagrodzić.
Potrząsnęła głową.
– To przecież rock and roli. Umiesz tańczyć rock and rolla?
– Nie – odparł. – Ale mam nadzieję, że mnie nauczysz. Jesteś znakomitą nauczycielką – podlizywał się.
Priscilla wstała i wyciągnęła do niego rękę. Chciała mu pomóc, lecz jednocześnie wiedziała, że nie zawsze potrzebne są słowa. Zresztą Cooper był w doskonałym nastroju. Zaczynała sądzić, że wtedy, w kafejce, przypomniało mu się coś z dalekiej przeszłości.
Zbliżyli się do siebie. Pragnęła pomóc, dotrzymując mu towarzystwa. To mogło zupełnie wystarczyć.
Zaczęła demonstrować Coopowi figury tanecznej ale rock and roli po chwili się skończył i musieli przerzucić się na shimmy, a potem z kolei na twista! Wkrótce przemoczyli sobie buty. Cooper miał problemy z dotrzymaniem jej kroku. Mimo to bawili się świetnie.
Priscilla bała się tylko trochę, że ktoś ich tu zobaczy i zadzwoni po pogotowie. Jednak w tej okolicy od dawna nie pojawił się pies z kulawą nogą. Ludzie z miasteczka woleli bary lub restauracje. Powoli opadało z niej całe napięcie.
Po chwili w radiu odezwał się głos prezentera:
– A teraz zmieniamy nastrój w naszym programie „Stare, ale jare”. Uwaga, proponujemy coś niezwykle romantycznego.
Nie znali tej melodii, ale tańczyło im się wyśmienicie. Zwłaszcza że tekst mówił o chłopaku, który proponuje dziewczynie „taniec w świetle księżyca”. Piosenka stanowiła świetny komentarz do sytuacji, w której się znajdowali.
Cooper trzymał ją mocno w ramionach. Czuła się przy nim jak ptak w gnieździe. Oboje z rozkoszą poddawali się rytmowi. Serca im biły gwałtownie. Znowu poczuli się tak, jakby mieli po osiemnaście lat.
– „Czy chcesz tańczyć w świetle księżyca?” – śpiewał piosenkarz.
A Priscilla wiedziała, że mogłaby tak kołysać się do taktu przez resztę nocy. Byle tylko był przy niej człowiek, którego kochała. Zupełnie nie czuła tego, że ma przemoczone buty. Łąka lśniła w bladej poświacie księżyca. W ciemnej tafli jeziora odbijały się gwiazdy. Był to najpiękniejszy widok, jaki widziała do tej pory. W oddali rozległo się pohukiwanie sowy. Priscilla przytuliła się mocniej do ukochanego.
Tańczyli jak we śnie, chociaż piosenka dawno się już skończyła. Działo się z nimi coś dziwnego. Oboje mogli przysiąc, że wciąż rozbrzmiewa im w uszach to pytanie: „Czy chcesz tańczyć w świetle księżyca?”
Spojrzała w oczy Coopera. Gwałtowny dreszcz podniecenia przebiegł jej po plecach. Cooper zaczął rozpinać guziki jej bluzki, jeden, drugi, a potem zdjął ją i rzucił na lśniącą kroplami rosy trawę. Priscilla nawet nie spojrzała na bluzkę. Ani na chwilę nie mogła oderwać wzroku od Coopera, który z kolei zdjął swoją koszulę. Jego nagi tors wyglądał jak wykuty z marmuru. Oglądanie go pochłonęło całą uwagę Priss, dlatego nawet nie zauważyła, kiedy zdjął jej stanik. Po chwili ich nagie ciała przylgnęły do siebie.
Tańczyli. Nie miała pojęcia, jak długo. Po północy zmienili się prezenterzy. Nowy oferował słuchaczom głównie wolne jazzowe melodie. Tańczyliby objęci, nawet gdyby zagrano im w tej chwili głośnego marsza.
Priscilla czuła, że stwardniały jej sutki. Taneczny rytm powoli zmieniał się w coś innego, znacznie bardziej zmysłowego. Wiedziała, że Cooper jest podniecony, ale do tej pory nawet jej nie pocałował. Nie było to wcale potrzebne. Wystarczyło, że ocierali się o siebie nagimi ciałami. Gdyby teraz zasypał ją gorącymi pocałunkami, chyba by umarła ze szczęścia.
Nagle serce zadrżało jej w piersi niczym ptak. Cooper znów na nią patrzył. Znała już to spojrzenie. Tylko czy tym razem znowu nie strzeli mu coś do głowy i nie stwierdzi, że jeszcze nie jest gotowa?
Priscilla postanowiła zachować spokój. Musi pozwolić, żeby Cooper sam podjął tę decyzję. Może to właśnie on nie jest gotowy?
Coop przygarnął ją do siebie. Poczuła na czole jego gorący oddech. I nagle zrozumiała, że chce się z nią kochać. Kobieca intuicja podpowiedziała jej, że tym razem pierwszy ruch należy do niej.
Sięgnęła do klamerki jego paska. Męczyła się z nią przez chwilę, ale w końcu udało się ją rozpiąć. Potem jeszcze guzik i zamek błyskawiczny. Cooper odsunął się od niej na odległość ramienia. Już dawno przestał się uśmiechać. Patrzył na nią, zaciskając szczęki, jakby powstrzymując się przed czymś ostatecznym, co miało za chwilę nastąpić.
– Czego chcesz, Priss? – spytał chrapliwym głosem.
– Ciebie. To słowo zabrzmiało jak wystrzał w nocnej ciszy.
Mimo to Coop nie ruszył się z miejsca. Patrzył na jej jasną skórę i sprężyste piersi skierowane koniuszkami w jego stronę.
– Może wciąż się mnie boisz? Przecież bałaś się mnie wcześniej, prawda?
– Nie – skłamała. Chciała przekonać go w ten sposób. Przecież to nie jego wina, że miewa koszmarne sny. Nie chciała, żeby dawne zdarzenia kładły się cieniem na ich związku.
Cooper skinął głową, ale bez przekonania. – Wobec tego będziesz musiała to udowodnić. Muszę wiedzieć, że chcesz się ze mną kochać… – Nie zdążył skończyć, ponieważ Priscilla przytuliła się do niego, a następnie, wspinając się na palce, zarzuciła mu ręce na szyję. Pociągnęła go ku sobie. Pochylił się, zdziwiony, że dziewczyna ma tyle siły.
Pocałował ją tak, jak to tylko on umiał. Bez żadnych zahamowań, z pełną świadomością tego, co robi. Po chwili podniósł ją do góry. Było jej łatwiej, kiedy ich usta znalazły się na tym samym poziomie.
W chwili przerwy na złapanie oddechu pociągnęła go w stronę koca. Poszedł za nią bez sprzeciwu. Była pewna, że tym razem nie wystarczy mu zwykły pocałunek, chociaż i tak upili się nim bardziej niż winem.
Położył się na plecach, a ona zaczęła pieścić jego tors. Po chwili cofnęła się, żeby na niego spojrzeć.
– Dżinsy – powiedziała.
– Mam zdjąć dżinsy? – spytał, patrząc na nią uważnie.
– Dżinsy i całą resztę.
– Niewiele już tego zostało – zażartował. – Uważaj, Priss. To może radykalnie zmienić naszą sytuację. Zastanów się. Nie jestem delikatnym i łagodnym kochankiem. Pamiętaj, wszystko albo nic.
– Dżinsy – powtórzyła z uporem.
– Sama je zdejmij. Spojrzała na niego obrażona. David nigdy by sobie na coś takiego nie pozwolił. Był dżentelmenem. Natomiast mężczyzna leżący obok zachowywał się okropnie. Jest chyba perwersyjna, skoro wybrała kogoś takiego.
Zaczęła wolno ściągać dżinsy Coopera. Wcześniej musiała zdjąć mu buty, ponieważ wąskie nogawki nie chciały przez nie przejść. Było to ciężkie zadanie i odetchnęła z ulgą, kiedy jej się udało.
Cooper dość już miał bezczynności. Usiadł i bez słowa ściągnął z niej resztę ubrania. Stanęła naga W blasku księżyca. Nie na długo jednak. Po chwili zamknęły się wokół niej potężne ramiona. Poczuła się jak w oku cyklonu. Czy to możliwe, żeby jeszcze przed chwilą tańczyli tak spokojnie? Puścił ją na chwilę, żeby zdjąć slipy. Dopiero teraz zobaczyła jego męskość. Czy to możliwe? Gdyby go tak nie kochała, Uciekłaby teraz jak najdalej stąd.
– Nic się jeszcze nie stało – usłyszała pełen napięcia głos. – Możesz się jeszcze wycofać. Musisz tylko drobić to szybko, bo za chwilę będzie za późno.
Pokręciła przecząco głową, chociaż wszystko w niej drżało z niepokoju. Straciła całą pewność siebie. Przypomniało jej się ciało męża. Też był muskularny, ale Die tak dobrze zbudowany jak Coop. Jeszcze większą Obawę wzbudzało w niej t o. Czy Cooper nie rozedrze jej na strzępy w czasie stosunku?
Spojrzała na niego. Górował nad nią, ale przecież też można go było zranić. W tej chwili drżał podobnie jak ona. Przypomniał jej się stary dowcip, który kryl w sobie głęboką mądrość: jeżeli ginąć, to w odpowiednim towarzystwie. Zamknęła oczy i rzuciła się w potężne ramiona Coopera. Przypominało to trochę skok z dużej wysokości bez spadochronu.
I nagle wszystkie obawy rozwiały się jak dym. Cooper przytulił ją mocno, jakby wracała z dalekiej podróży. Wiedziała, że w tej chwili liczy się tylko on, i chciała, by tak zostało na zawsze.
Zaczął pieścić jej nagie ramiona. Mocne dłonie przesuwały się coraz niżej i niżej. Wkrótce poczuła je na pośladkach. Westchnęła głośno. Fala pożądania, zahamowana nagłymi refleksjami, powróciła do niej £ nową siłą. Przywarła mocno do Coopera. Nawet nic sądziła, że ma w sobie jeszcze tyle siły. Po chwili znowu opadli na koc.
Zaczęła go pieścić, tym razem wiedząc dokładnie, do czego to prowadzi. Coop poddawał się pieszczotom, ale kiedy delikatne palce zawędrowały w okolice pachwin, nie mógł już dłużej wytrzymać. Jęknął głucho i przewrócił ją na plecy.
Zobaczyła go nad sobą. Jednak w tej chwili nie bała się niczego. Zaczął ją pieścić, coraz mocniej i szybciej, a ona poddawała się temu bez żadnych zahamowań. Cały kolorowy świat uczuć i nastrojów stał przed nią otworem. Nigdy nie sądziła, że seks może stać się źródłem aż tylu niezwykłych doznań.
Nagle poczuła jego dłoń między udami. Gwiazdy zatańczyły jej przed oczami. Nie wiedziała – prawdziwe czy też urojone. Zrobiło się jej wstyd, że za chwilę odkryje, jak bardzo go pragnie. Chciała, by jak najszybciej w nią wszedł. Pragnęła poczuć ciepło jego ciała.
– Coop! – krzyknęła zdławionym głosem. Ale on znowu się wycofał. Ułożył się na plecach i pociągnął ją do siebie. Początkowo nie rozumiała, o co mu chodzi. Wziął jej głowę w wielkie dłonie i znowu poczuła jego usta na swoich wargach. Przywarła do niego, jakby był ostatnią szansą na przeżycie pośród ciemności tej nocy.
– Brakuje mi tchu – jęknął.
– Weź mnie. Cooper drżał, jego ciało pokrywał pot, ale mimo to pokręcił odmownie głową.
– Nie, nie wezmę ciebie. Spojrzała na niego rozszerzonymi ze zdumienia oczami. Czy po to doprowadził ją do takiego stanu, żeby teraz rezygnować?
– To ty musisz wziąć mnie – dokończył. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego położył się na plecach. Ogarnął ją wstyd. Nigdy nie kochała się w ten sposób. Pomyślała, że to z powodu zimnej ziemi pod kocem, ale po chwili przyszło jej do głowy, że w czasie całej gry wstępnej Cooper starał się nie korzystać ze swojej fizycznej przewagi. Nie tylko do niczego jej nie zmuszał, ale także starał się nie zniechęcać jej swoim wzrostem i muskulaturą.
Priscilla z trudem przełknęła ślinę. Oczy jej się zamgliły. Pragnęła teraz Coopera bardziej niż kiedykolwiek. Podziwiała go nie tylko jako kochanka, ale też jako mężczyznę o niezwykłym takcie i delikatności.
Ostrożnie wskazał jej drogę. Po chwili poczuła kształt, który zaczął się w niej zagłębiać. Początkowy strach zamienił się w euforię. Zrozumiała, że pasują do siebie doskonale. Łzy popłynęły jej po policzkach. Wydała nieartykułowany okrzyk, a następnie zaczęła poruszać się w górę i w dół z dziką pasją. Sama nie wiedziała, skąd wzięła tyle energii.
Między nimi nie było już żadnej przeszkody. Kiedy to zrozumiał, odetchnął z ulgą. Czuł ciało Priscilli tuż nad sobą i wiedział, że nigdzie nie znalazłby bardziej namiętnej kochanki. Nareszcie mógł przestać kontrolować każdy swój ruch.
Oboje poczuli się wolni. Całkowicie wolni. Zaczęli kochać się coraz mocniej, coraz gwałtowniej i po chwili znaleźli się gdzieś wysoko wśród gwiazd.