Do niedzieli Priscilla zupełnie zapomniała o swoim śnie. Być może rozmowa z Cooperem obudziła stare lęki, ale Priss jakoś sobie z nimi poradziła. Nie chciała, żeby przeszłość miała jakikolwiek wpływ na teraźniejszość. Coop w niczym nie przypominał tamtego chłopaka, a ona nie była już kochliwą i nierozważną nastolatką.
Jej uczucie do Coopera rozkwitało powoli, niczym róża. Priscilla po prostu czuła się z tym człowiekiem coraz lepiej. Przez cały tydzień nie odstępowali siebie na krok. Razem zajmowali się kładzeniem tapet i zakupami. Posunęła się nawet do tego, że wybrała się z nim na ryby, chociaż nigdy tego nie lubiła. Cooper ze swej strony zawsze zachowywał się delikatnie i nigdy nie dał jej najmniejszych powodów do obaw.
Z kościoła zaczęły dobiegać pierwsze tony hymnu. Priscilla zapięła mankiety sukienki i spojrzała do lustra. Nucąc, zeszła na dół, żeby przygotować ciasteczka i kawę. Za chwilę ludzie przyjmą błogosławieństwo ojca, zamienią z nim kilka słów na progu kościoła i zaczną się rozchodzić do swoich domów. Jednak niektóre z kobiet przyjdą tu, żeby jej pomóc w przygotowaniu śniadania dla ojca i części parafian.
Kot jej ojca spał spokojnie w refektarzu. Gdyby przypuszczała, że zrobi się taki gruby na parafialnym wikcie, nigdy by go mu nie dała. Nawet nie łypnął okiem, kiedy stawiała ciasteczka i cukier na stole. Bardziej zainteresowało go srebrne naczynie ze śmietanką.
– Nie dla kota szperka – rzuciła w jego stronę. Znalazła serwetki w kredensie i zaczęła je rozkładać na stole. Musi jeszcze włączyć ekspres, zanim zjawią się pierwsze panie.
Jednak tym razem jako pierwszy zjawił się Cooper. Wpadł do refektarza jak burza i, widząc Priscillę, odetchnął z ulgą.
– Dobrze, że cię znalazłem – powiedział. – Musisz mnie ukryć.
Miał na sobie sportową marynarkę, podkreślającą szerokość jego barów. O co mogło mu chodzić? Przecież z taką krzepą nikogo nie musiał się bać.
– Co się stało? – spytała.
– Lainie – jęknął.
– A, rozumiem.
– Nie uśmiechaj się tak, Priss. Potrzebuję pomocy.
– Szarpnął za węzeł krawata i rozluźnił go. – Nie wiem, co wstąpiło w to babsko. Pewnie nie wiedziałaś, ale w szkole średniej byłem z nią dość blisko…
– Naprawdę?
– To było dawno – dodał tonem usprawiedliwienia.
– W zeszłym tygodniu spotkałem ją w aptece. Pod szedłem, żeby się przywitać. I wiesz co? Ta kobieta rzuciła się na mnie jak tygrysica i zaczęła całować. A ja po prostu chciałem się tylko z nią przywitać!
Priscilla słyszała już tę historię od Joelli.
– To chyba trudno być tak niezłomnym, prawda?
– zapytała kpiąco.
– Przestań się ze mnie nabijać. Ona tam jest! – Wskazał na drzwi. – Podeszła do mnie, kiedy rozmawiałem z twoim ojcem. Z twoim – położył szczególny nacisk na to słowo – ojcem. Zaczęła mówić, że bardzo, ale to bardzo się cieszy z mojego powrotu do miasta i że znów zostaniemy dobrymi przyjaciółmi, tak jak dawniej. Wy obraź sobie, mówiła to przy mężu! – Posłał jej jeszcze jedno rozpaczliwe spojrzenie. – Musisz mnie ocalić!
Wzruszyła ramionami.
– To dom mojego ojca. Powinieneś jego prosić o ratunek.
– Właśnie on mnie tu przysłał. Uśmiechnęła się gorzko. Musiała wybaczyć ojcu, ponieważ nie wiedział, co czyni. Jak mógł wydać ją, dobrą chrześcijankę, na pożarcie temu lwu. Gdyby tylko mógł zobaczyć, jak Cooper na nią patrzy.
W tym momencie Coop wyciągnął rękę, ale nie do jej policzków, tylko ciasteczek na stole.
– Zostaw! – krzyknęła. Za późno. Marmoladowe ciastko zniknęło w ustach Coopera.
– Tak nie zachowuje się ofiara, tylko obżartuch – stwierdziła, grożąc mu palcem. – Poza tym nie wiem, jak sobie radziłeś w interesach, skoro nie możesz się uporać z jedną słabą kobietą.
– Wcale nie jest słaba – zaprotestował. – Powinnaś zobaczyć jej bicepsy. Poza tym żaden z moich partnerów handlowych nie ścigał mnie po kościele. Biznesmeni jednak są rozsądnymi ludźmi.
– Czy to nie miło być kochanym? Cooper westchnął i spojrzał na nią, robiąc obrażoną minę. Jednak w jego oczach pojawiło się coś jeszcze. Coś, co zdołała już dobrze poznać.
– Przyszedłem tutaj, licząc na pomoc i odrobinę współczucia. Jeśli teraz…
– Przyszedłeś tutaj po to, żeby narobić mi kłopotów – przerwała. – Lainie to tylko pretekst. Przypomnij sobie, że refektarz to prawie część kościoła, i przestań tak na mnie patrzeć. Zaraz zjawią się tu ludzie.
– Pachniesz brzoskwiniami – powiedział. – Poza tym potrzebuję jednego, krótkiego pocałunku.
– Nie.
– Wrócę do kościoła i zmierzę się z tą piranią, ale musisz mnie pocałować.
– Coop, jeśli będziesz grzeczny…
– Nie będę grzeczny. – Pokręcił głową i chwycił ją za rękę.
Po chwili znalazł się tak blisko, że czuła jego oddech. Dopadł ją w rogu między stołami, więc nie mogła uciec. Przez chwilę patrzył na nią płonącym wzrokiem, a potem musnął wargami jej usta.
Nogi się pod nią ugięły, a świat zawirował, jakby znajdowała się na karuzeli w wesołym miasteczku. Wbrew woli rozchyliła wargi, a Cooper natychmiast z tego skorzystał. Po chwili całowali się już namiętnie. Kiedy skończyli, brakowało jej tchu.
Priscilla rozejrzała się dokoła. Wciąż znajdowali się w refektarzu, a nie na jakiejś bajecznie kolorowej planecie, jak jej się przed chwilą zdawało. Bóg szczęśliwie nie spalił ich gromem. Może uznał w swojej dobroci, że tak naprawdę nie sprofanowali Jego domu.
Cooper patrzył na nią z wyrzutem.
– Popatrz, co ze mną zrobiłaś – powiedział. – Nie mogę się powstrzymać nawet w świątyni.
– Co?! Chcesz na mnie zwalić winę?! Priscilla jednak wcale nie czuła się winna. Prawdę mówiąc, nigdy nie była bardziej lekka i radosna. Pozwoliła nawet skraść sobie jeszcze jednego całusa.
Jednak kiedy do refektarza zajrzeli pierwsi goście, oboje znajdowali się w przeciwległych kątach sali. Cooper stawiał właśnie na stole dzbanek z kawą, a Priscilla wyjmowała z kredensu filiżanki. Paul Wilson zaczął się uważnie przyglądać córce.
– Widzę, że sobie ze wszystkim poradziliście – stwierdził. – Chciałem tu przysłać Mary Lynn, ale jej córeczka rozbiła sobie kolano.
Priscilla skinęła głową.
– Zobaczę, jak się czuje mała.
– Cooper! Cooper chciał się właśnie wyśliznąć za Priscilla, ale w ostatniej chwili powstrzymało go wezwani pastora Wielebny Wilson przyglądał mu się uważnie. Groźny i zasadniczy ojciec Priscilli, którego bał się w dzieciństwie.
– Wydaje mi się, że powinieneś wytrzeć ten ślad po szmince, zanim zobaczą go inni goście – powiedział szeptem pastor i wręczył mu dyskretnie białą chusteczkę Cooper zrobił się nagle czerwony jak burak. Stal, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. W końcu wziął chusteczkę i ostrożnie zbliżył ją do policzka.
Priscilla wróciła do domu dopiero po dwóch godzinach. Najpierw zajęła się sprzątaniem kościoła, później zjedli wcześniejszy obiad i podwiozła Matta do sklepu, gdzie miał pracować do piątej.
Ledwie zdążyła zdjąć niewygodne buty na wysokim obcasie i odłożyć torebkę, a już rozdzwonił się telefon. Podniosła słuchawkę. Natychmiast rozpoznała znajomy głos, w którym od dzisiejszego ranka pobrzmiewały męczeńskie tony.
– Mogłaś mnie uprzedzić, że twój ojciec ma cholerne poczucie humoru – powiedział Cooper bez zbędnych wstępów. Priscilla zachichotała.
– Sądziłam, że się sam domyślisz. Te jego groźne miny są tylko na pokaz. Przecież wychował, do licha, trzy dziewczyny i żadna z nas nie wygląda na zahukaną czy ponurą. O czym rozmawialiście?
Nie powiedziała mu, że słyszała fragment rozmowy dotyczący szminki. Cooper nie zorientował się, że tego dnia wcale się nie malowała. W ogóle rzadko używała szminki. Miała nadzieję, że obaj mężczyźni nie rozmawiali o niej.
– Wiesz, polubiłem twego ojca. – Cooper nie chciał lub nie mógł odpowiedzieć na jej pytanie.
– Cieszę się. W słuchawce zapanowała cisza. Priscilla postanowiła, że nie odezwie się teraz pierwsza. W końcu Cooper chrząknął i zaczerpnął powietrza.
– Wiesz, zrobiło się tak ładnie. Matt mi mówił, że dzisiaj pracuje, a Shannon wyszła gdzieś z koleżankami. Hm… Może byśmy wybrali się nad to jeziorko, które przylega do posiadłości ojca?
– No cóż – zawahała się.
– Cieszę się, że się zgadzasz. Czy masz na sobie tę kremową sukienkę?
– Tak.
– Jak szybko możesz się przebrać? Priscilla zamknęła oczy. Musiała sobie powtarzać, to chodzi mu wyłącznie o pływanie.
– Wpadnę do ciebie za dziesięć minut – powiedział Cooper, nie doczekawszy się odpowiedzi. – Przygotuj liczniki, a ja wezmę ze sobą coś zimnego do picia. Może być?
Skinęła głową, zapominając, że nie może jej widzieć, a następnie wykrztusiła krótkie „może”. Cooper odłożył słuchawkę.
Natychmiast wbiegła na górę i zdjęła sukienkę. Następnie zaczęła grzebać po szufladach w poszukiwaniu kostiumu kąpielowego. Znalazła go dopiero po paru minutach. Zielony, jednoczęściowy kostium, który kupiła, będąc jeszcze w szkole. Dopiero teraz przypomniała sobie, że kiedy miała go na sobie po raz ostami, jakieś dziesięć lat temu, już wtedy był na nią za i ciasny.
Teraz włożyła go jednak bez większych trudności.
W zasadzie kostium pasował na nią tak jak kiedyś. Nie mógł jedynie osłonić całkowicie jej znacznie większych niż dawniej piersi. Spojrzała bezradnie do lustra, i żuła się niemal naga w tym stroju.
Wiedziała oczywiście, że to głupie uczucie. Jeszcze szkolnych latach pływała w tym kostiumie i niczym się nie przejmowała. Jednak teraz sytuacja była nieco inna. Przede wszystkim Cooper działał na jej zmysły znacznie silniej niż ktokolwiek z przeszłości, a miała powody, by przypuszczać, że jej ciało również zrobiło na nim pewne wrażenie.
Priscilla zdawała sobie również sprawę z tego, że Cooper nie zadowoli się skradzionymi pocałunkami. Gdyby nie dzieci, pewnie już dawno zaciągnąłby ją do łóżka.
Poczuła, że jej dłonie stały się wilgotne, i potrząsnęła głową. Nie wolno jej tak myśleć. Coop jest mimo wszystko rozsądnym, dojrzałym mężczyzną. Na pewno nie pozwoliłby tak ponieść się emocjom.
Jednak coś wciąż podpowiadało, że w normalnych warunkach raczej by pozwolił. Gdy więc znajdą się półnadzy na bezludnej, osłoniętej drzewami plaży…
Nie wiadomo, jak długo siedziałaby i zastanawiała nad tym, ale nagle usłyszała odgłos nadjeżdżającego samochodu, a potem klakson. Natychmiast włożyła obszerną koszulkę, która doskonale ukrywała jej biust, i bermudy. Co jeszcze? A, ręczniki. Prosił, żeby wziąć ręczniki. Wyciągnęła dwa z szafki i zbiegła na dół.
Cooper czekał na nią w pikapie ojca. Włączył radio, tak że mogli słuchać muzyki country. Tereny Maitlandów znajdowały się ładnych parę kilometrów za miasteczkiem. Kiedyś często tam jeździła, ale później wszyscy zaczęli chodzić na starą żwirownię, gdzie w jednym z wykopów powstało jeziorko z niezwykle czystą, chociaż chłodną wodą. A potem w ogóle przestała bywać na plaży.
Przywitał ją z uśmiechem. Wsiadła do pikapa i zatrzasnęła za sobą drzwi. Przez chwilę też próbowała się uśmiechać. Dopiero teraz zauważyła, że mimo strasznej spiekoty ma gęsią skórkę.
Cooper jechał niezwykle szybko. Podróż zajęła im około dwudziestu minut. Później jeszcze musieli wziąć ręczniki i przejść nad ocienione surmiami jeziorko. Na jego środku unosiła się zrobiona z beczek i desek tratwa. Był to znak, że dzieciaki nie zapomniały o jeziorku Maitlandów.
Rozlokowali się w cieniu, ze względu na upał. Prisciilla żałowała, że nie wzięła olejku do opalania. Jej brązowa twarz musiała bardzo kontrastować z bladością ciała. Dziewczyna spojrzała na Coopera.
Nie zwracał na nią uwagi. Zdjął już buty i spodnie, i teraz zaczął rozpinać guziki bladoniebieskiej koszulki.
– Powiedz, czy zanurzasz się w wodzie od razu, czy też, piszcząc, pluskasz się u brzegu.
– Co?! – oburzyła się. – Zaraz zobaczysz!
Zdjęła koszulkę. Cooper nawet nie spojrzał w jej stronę. Ściągnęła spodenki. Nie zareagował. Teraz chciała jak najszybciej znaleźć się w wodzie. Rzuciła tylko okiem na muskularny tors mężczyzny.
– Zaraz cię dogonię! – krzyknął i pobiegł za nią.
Jednak to ona pierwsza znalazła się w wodzie i zaczęła płynąć żabką. Cooper dogonił ją crawlem. Kiedyś pływała zupełnie nieźle, ale teraz nie mogła się z nim równać. Przez chwilę próbowała się z nim ścigać, później popływała trochę dla własnej przyjemności, aż wreszcie, zmęczona, wspięła się na tratwę, gdzie zamierzała odpocząć.
Cooper w tym czasie walczył ze swoją słabością. Pływał tak, jakby miała to być jego ostatnia kąpiel. Po każdym okrążeniu zmieniał styl. W tej chwili płynął delfinem.
Priscilla położyła się na brzuchu i zaczęła obserwować piaszczyste dno, przy którym pływały ryby. Często się zastanawiała, po co właściwie je łowić. W wodzie wyglądają przecież tak pięknie i naturalnie. Uniosła głowę. Stare drzewa stały wokół jeziora jak strażnicy. Czasami ciepły, suchy wiatr potrząsał ich gałęziami, a wtedy liście wydawały delikatny, szeleszczący odgłos. Poza tym było cicho. Zwłaszcza że Cooper zmienił teraz styl na żabkę.
W końcu miał już dość. Dopłynął do tratwy i chwycił za jej brzeg.
– Chcesz się opalać? – zapytał, dysząc ciężko. – Wobec tego popłynę do brzegu. Zapomniałem, że zostawiłem w samochodzie krem do opalania.
Początkowo ucieszyła się i chciała nawet z nim płynąć. Ale po chwili pomyślała, że Cooper zechce natrzeć jej ciało tym kremem.
– Nie, dziękuję – powiedziała. – Jest pewnie około czwartej. Słońce nie bardzo już opala o tej porze.
Gdyby wiedziała, że Cooper położy się obok niej, na pewno wysłałaby go po krem, choćby i do miasteczka. Niestety, było już za późno. Patrzyła z niedowierzaniem na wspaniały tors, ten sam, który był tak blisko niej w pewną deszczową noc, a także na długie muskularne nogi.
– Ależ tu nie ma miejsca… – zaczęła.
– Wystarczy. Wielkie stopy znajdowały się tuż przy jej głowie.
Spojrzała na niego i… aż zaniemówiła z wrażenia. Nigdy nie wyglądał bardziej imponująco. Nagle Cooper zgiął kolana i położył się tuż obok niej. Prawie czuła dotyk jego mokrego ciała na swojej wysuszonej skórze.
Wstrzymała oddech. Słoneczna kula schowała się za jeden z obłoków. Cooper oparł się na łokciu i spojrzał na nią. Do tej pory nie zwracał uwagi na jej zielony kostium. Priscilla czuła, że serce bije jej coraz mocniej. Nie śmiała ruszyć się z miejsca.
Cooper uśmiechnął się i poruszył, chcąc ułożyć się wygodniej. Teraz zauważył nie tylko kostium, ale i jej ciało. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Chciał jej dotknąć. Wiedziała, że za chwilę to zrobi.
Teraz, pomyślała. Proszę, dotknij mnie teraz. Chcę wiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Być może trochę się boję, ale mimo wszystko pragnę tego.
Zaczął ją głaskać po głowie. Spokojnie, łagodnie. Nawet nie przypuszczała, że stać go na tyle delikatności. Wysocy mężczyźni zawsze kojarzyli się jej z siłą i bólem. Być może dlatego pieszczota wydała jej się jeszcze bardziej przyjemna. Nie tego jednak się spodziewała. Coop najwyraźniej nie miał zamiaru posunąć się dalej.
– Czy mogę ci zadać wścibskie pytanie? – wymamrotał leniwie.
– Oczywiście – odparła. Jego palec błąkał się w okolicach szyi Priscilli. Coś w rodzaju prądu przebiegło po jej ciele.
– Jak wygląda twoja sytuacja finansowa? Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Pieniądze? Chce rozmawiać o pieniądzach w chwili, kiedy cała drży? Potrzebowała czasu, żeby uporządkować jakoś rozbiegane myśli.
– Nie najgorzej. Znowu poczuła jego palec na szyi.
– Bo wiesz – ciągnął – gdybyś miała jakieś problemy. Na przykład debet w banku…
Uniosła się szybko na łokciach i spojrzała mu w oczy.
– O Boże! Rozmawiałeś z Mattem. Pokręcił głową.
– Nie rozmawiałem. Po prostu jestem ciekawy.
– Rozmawiałeś – upierała się. – Rzeczywiście miałam ostatnio trochę nieprzewidzianych wydatków. A w czasie wakacji nie dostaję pieniędzy za nadgodziny. Jednak pracownicy banku wiedzą, że jestem w pełni wypłacalna.
– Wszyscy mówią, że pomagasz młodszym siostrom. To bardzo ładnie z twojej strony, ale… – zawiesił głos.
Pomyślała, że Joella domyśliła się czegoś z wymiany listów. No tak, później musiała wysłać pieniądze przekazem. Wszystko układało się w logiczną całość Niepotrzebnie oskarżała Marta.
– Leigh przeprowadziła się właśnie do Kalifornii – powiedziała szybko. – Ma zamiar zacząć prącej A Faith ma dwoje małych dzieci i nie może pracować Musi dojść do siebie po kolejnym porodzie.
Coop słuchał uważnie, ale Priss chciała jak najszybciej zakończyć ten temat.
– Po śmierci Davida sprzedałam farmę. Wystarczyło na spłacenie długów i utrzymanie domu. Pieniądze nie stanowią dla mnie i Matta żadnego problemu. W przeciwieństwie do ciebie.
– Słucham? – spytał zdezorientowany. Postanowiła zaatakować. W końcu to on podjął ten temat, a nie ona.
– Pieniądze to twój problem – powtórzyła. Jej serce omal nie wyskoczyło z piersi. Nie wiedziała, jak Coop zareaguje, kiedy powie mu coś niezbyt miłego.
Spojrzał na nią z rozbawieniem.
– Nie słuchasz plotek? Podobno jestem multimilionerem.
– Nie interesuje mnie to, ile masz pieniędzy. Chodzi mi o coś innego. Po prostu lubisz pieniądze i chcesz je zarabiać. To oczywiście nie zbrodnia…
Cooper zmarszczył brwi.
– Przecież ci mówiłem, że omal nie przypłaciłem tego zdrowiem. Nie wrócę już do interesów.
Priscilla jednak powiedziała bez ogródek:
– Nie minął nawet tydzień, jak zabrałeś się do remontu. Za miesiąc dom będzie gotowy, a potem co? Myślę, że nie spoczniesz, dopóki nie znajdziesz jakiegoś zajęcia dla siebie. A jedyne, co naprawdę umiesz robić – to pomnażać pieniądze.
– Aa… – dosłownie zabrakło mu słów. Przypomniały mu się papiery leżące na jego biurku.
Obraziłam go, pomyślała. Nie powinnam się w ogóle odzywać. To przecież nie moja sprawa.
– I co ty na to? – spytała cicho.
– Obawiam się, że masz trochę racji – stwierdził.
Jednak w jego głosie nie było złości, wręcz przeciwnie, powiedział to z szacunkiem, jak przy rozmowie z równorzędnym partnerem. Postanowiła pójść na całość.
– Jeszcze nie wszystko stracone. Możesz próbować się zmienić. Przepraszam, byłam może zbyt arogancka, ale chciałam, żebyś uświadomił sobie, na czym polega twój problem.
Pokręcił głową.
– Wcale nie byłaś arogancka – stwierdził. – Powie działaś po prostu, co myślisz. Nie uwierzysz, ale bardzo mi tego brakowało. Ludzie zwykle mi potakują, nawet wówczas, kiedy robiłem najgłupsze rzeczy.
Z kolei Priss była zaskoczona. Zrozumiała, że nie tylko się na nią nie obraził, ale zyskała w jego oczach.
Nie spodziewała się, że pocałuje ją właśnie w tej chwili. Zaskoczył ją, ale dzięki temu pocałunek zyskał na intensywności. Poczuła się tak, jakby zapadała się w głębinę, ale było to bardzo przyjemne. Pewnie dlatego, że on był przy niej.
Cooper nie myślał o niczym. Czuł, że traci panowanie nad sobą. Priscilla miała rację, przynajmniej co do jednego – Coop rzeczywiście nie należał do mężczyzn, którzy zadowalają się skradzionymi pocałunkami. Zwłaszcza jeśli kobieta, którą trzymają w ramionach, jest tak namiętna i tak bardzo upragniona.
Zaczął całować jej szyję. Priscilla wygięła się w ekstatyczny łuk. Jęczała cicho, czując jego wargi. Coop sięgnął niżej i zsunął delikatny płatek materiału z jej piersi. Usta mężczyzny natrafiły na twardy koniuszek.
Nie chciał zrobić nic złego.
Pragnął ją tylko podniecić. Wokoło panowała zupełna cisza. Wiatr ustał. Na jeziorze nie pojawiła się ani jedna zmarszczka. Priscilla czuła, że mogłaby tak trwać całą wieczność. Jednak do szczęścia brakowało jej czegoś jeszcze. Spojrzała na Coopa.
Nie chciał zrobić nic złego.
Pragnął jej aż do szaleństwa.
Przywarła do niego całym ciałem. Przez chwilę leżeli, całując się jak dwójka smarkaczy, a potem jego ręka powędrowała w dół. Po raz pierwszy badał jej kształty. Kiedy doszedł niżej, myślał, że postrada zmysły.
Objęła go mocno i zanurzyła dłonie w jego włosach.
– Coop! – wyrwało jej się.
A potem znów pocałunek. Tratwa pod nimi zachybotała się lekko. Nie zwrócili na to uwagi. Byli szczęśliwi. Po raz pierwszy od dawna Priss czuła mocne męskie ciało i wiedziała, że oto nadszedł jej czas. Rozchyliła uda, żeby go wpuścić.
Nagle przestał ją całować. Powoli naciągnął na nią zsunięty kostium kąpielowy. Nie mogła zrozumieć, co się stało. Wzięła go za rękę i położyła ją na swoim ciele. Cała drżała, a serce biło tak mocno, jakby chciało wyskoczyć jej z piersi.
– Co się stało? – spytała.
– Nic. – Pokręcił głową. – Nigdy nie było mi tak dobrze.
Przez chwilę zastanawiała się, dlaczego przestał ją pieścić. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy.
– Nie kochałam się z nikim od śmierci męża – szepnęła. – Może nie jestem w tym dobra.
– Jesteś najwspanialszą istotą, jaką znam. I najbardziej zmysłową – dodał z uśmiechem.
– Więc dlaczego…? – urwała gwałtownie w przebłysku zrozumienia. – Od paru miesięcy biorę tabletki hormonalne. Nie po to, żeby się zabezpieczyć – dodała pospiesznie. – Chodzi o wyrównanie poziomu estrogenów. Jeśli… jeśli to z tego powodu…
Potrząsnął głową.
– Nie, kochanie. Od razu, po pierwszym pocałunku, kupiłem prezerwatywy. Już wtedy wiedziałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni i prędzej czy później będziemy się kochać. Po prostu wydaje mi się, że nie jesteś jeszcze na to gotowa.
– Och, Coop.
– Słucham?
– Czy potrzebujesz zaproszenia na piśmie? Przecież wiedziałam, na co się decyduję, kiedy zaczęłam cię całować.
Cooper uśmiechnął się łagodnie.
– Nie byłbym tego taki pewny. Kiedy zdecydujemy się na to, żeby się kochać, nie będzie już odwrotu. Będziesz musiała pójść na całość. Rozumiesz?
W jej oczach zapaliły się przekorne ogniki.
– Jasne, że rozumiem. Przecież jestem dorosłą, do świadczoną kobietą. Nie potrzebuję ochrony.
Zaczął jej się przyglądać uważnie.
– Zdaje się, że poruszyłem drażliwy temat. Inaczej nie byłabyś tak wściekła.
Dotknął delikatnie jej twarzy, ale Priscilla odtrąciła jego dłoń.
– Przecież wcale nie jestem na ciebie wściekła. W ogóle nigdy się nie złoszczę. Wszyscy w miasteczku uważają mnie za wcielenie cierpliwości i taktu.
– O, tak! – Roześmiał się.
– Myślę, że powinniśmy coś ustalić. To, kiedy będziemy się kochać, nie zależy tylko od ciebie. Ja też chciałabym mieć w tej sprawie coś do powiedzenia. Rozumiesz?
Przez chwilę patrzył na otaczające ich drzewa.
– Jesteś naprawdę bardzo cierpliwa – stwierdził z uśmiechem. Po chwili jednak spoważniał.
– Wiesz?
– Słucham?
– Najlepiej będzie, jak oboje zaczekamy, aż będziesz gotowa.