9

Eve siedziała w sali konferencyjnej i przyglądała się śmierci Jonaha Talbota. Oglądała i przysłuchiwała się każdemu szczegółowi. I jeszcze raz.

Atrakcyjny młody mężczyzna usiadł za biurkiem i w skupieniu wpatrywał się w monitor komputera. Czytał powieść, robił notatki, sprawnie posługując się klawiaturą. W tle z małych głośników sączyła się muzyka klasyczna.

Muzyka grała dość głośno. Nie usłyszał, że do domu dostał się morderca, który właśnie szedł korytarzem, a po chwili otworzył drzwi gabinetu.

Jeszcze raz obejrzała ten fragment. Patrzyła, jak Talbot zaczyna wyczuwać czyjąś obecność. Ciało instynktownie się napina, głowa szybko odwraca się w stronę drzwi. Otworzył szeroko oczy. Widziała w nich strach. Nie panikę, ale niepokój, zaskoczenie.

Twarz Yosta idealnie bez wyrazu. Oczy martwe jak u lalki. Z precyzją androida odstawia walizkę.

– Kim, u diabła, jesteś? Czego chcesz? – Talbot groźnym tonem domaga się odpowiedzi. Ludzie prawie zawsze pytają napastnika o nazwisko i powód, podczas gdy to pierwsze nie ma nąjmniejszego znaczenia, a drugie jest aż nazbyt oczywiste.

Yost nie odpowiada. po prostu rusza w stronę Talbota. Jak na mężczyznę tak okazałej postury porusza się zgrabnie i lekko. Jak gdyby przez całe życie pobierał lekcje tańca, zauważyła.

Talbot wstaje i szybko wychodzi zza biurka. Nie zamierza uciekać, ale walczyć. W tym momencie, przez ułamek sekundy, w martwych oczach pojawia się błysk. Zaczyna się przyjemna część pracy.

Pozwała, by Talbot uderzył pierwszy. Krew. Yost uśmiecha się kącikami ust i atakuje. Jęki, chrzęst łamanych kości, a w tle narastające dźwięki muzyki. Nie trwa to długo. Ciosy Yosta są zbyt skuteczne, by bawić się z ofiarą, by tracić na to więcej czasu, niż zaplanował. Podkłada się Talbotowi, który powala go na stół. Przez chwilę pozwała mu myśleć, że jeszcze może wygrać.

Wtedy Yost wsuwa rękę do kieszeni i wyjmuje strzykawkę. Igła wbija się tuż pod pachą Talbota.

Ciągle walczy. Przewraca oczami, ale nadal próbuje zadać ostateczny cios, którym powaliłby napastnika. Narkotyk mąci mu wzrok, paraliżuje mózg, spowalnia refleks, w końcu go zupełnie obezwładnia. Talbot traci przytomność.

Yost zaczyna bić. Powoli, metodycznie. Nie marnuje sił i energii. Nie wykonuje żadnych zbędnych ruchów. Porusza lekko ustami. Kiedy muzyka cichnie, okazuje się, że nuci.

Kończył masakrować głowę, więc wstaje i zaczyna kopać po żebrach. Odgłos jest wstrząsający.

– Nawet me dostał zadyszki – mruknęła Eye. – Był podniecony. Podobało mu się. Lubi swoją pracę.

Zostawia krwawiącego i obolałego Talbota na podłodze, a sam rozgiąda się po gabinecie. Dostrzega autokucharza, podchodzi i zamawia szklankę wody mineralnej. Spoglądnąwszy, która godzina, siada spokojnie i wypija wodę, znowu sprawdza czas, po czym wstaje i sięga do walizki. Wyjmuje z niej srebrną linkę, rozprostowuje w dłoniach i szarpie, by sprawdzić wytrzymałość.

Widząc jego uśmiech, Eve zrozumiała, dlaczego sprzedawca ze sklepu jubilerskiego tak się trząsł. Zaciska linkę wokół własnej szyi i krzyżuje końce, żeby się nie zsunęła. Widziała, jak jego twarz robi się czerwona z braku tienu.

Leżący na podłodze Talbot jęczy i zaczyna się wiercić.

Yost zdejmuje marynarkę, ostrożnie wiesza ją na krześle. Zdejmuje buty, potem skarpetki. Każdą wsuwa do buta. Następnie zrzuca spodnie. Układa w kanty, łączy nogawki i odkłada na bok.

Podchodzi do Talbota, zrywa z niego spodenki i kiwa z zadowoleniem głową. ściska go, jak gdyby sprawdzał reakcję mięśni.

Nie jest jeszcze w pełni podniecony. Jedną ręką delikatnie zaciska na swojej szyi linkę, drugą wykonuje kilka gwałtownych ruchów, doprowadzając się do wzwodu.

Klęka między nogami Talbota, pochyla się i poklepuje go lekko po policzku.

– Jesteś tam, Jonah? Chyba nie chcesz tego przespać? No, obudź się. Mam dla ciebie piękny prezent pożegnalny.

Talbot otwiera przekrwione oko, ale niczego nie widzi.

– Tak lepiej. Poznajesz ten kawałek? To 31 symfonia d-moli Mozarta. Allegro assai. Mój ulubiony fragment. Tak się cieszę, że możemy go razem posłuchać.

– Bierz, co chcesz – z trudem bełkocze Talbot. – Zabierz wszystko, co chcesz.

– Och, to bardzo miło z twojej strony. Taki miałem zamiar. Proszę bardzo, rusz się. – Chwyta Talbota za biodra i podnosi wielkimi rękami.

Gwałt jest powolny i brutalny. Eye zmusiła się, żeby znowu obejrzeć ten fragment, choć napawał ją odrazą, choć jej żołądek się buntował, a w gardle zamarł błagalny krzyk.

Patrzyła, widziała ten moment, kiedy się zatracił. Odrzucił w tył głowę, a na jego szyi błysnęła linka. Okrzyk zwycięstwa zagłuszył muzykę i jęk Talbota.

Jego ciałem wstrząsa orgazm. Twarz się rozpromienia, a w oczach pojawia się błysk rozkoszy. Trzęsie się, sapie, w końcu jedną ręką opiera się między łopatkami Talbota, a drugą sóbie pomaga. Po chwili dochodzi do siebie.

Oczy mu błyszczą, kiedy zdejmuje linkę i zakłada na szyję

Talbota. Wzrok ma bystry, kiedy krzyżuje końce i pociąga. Ciałem

Talbota wstrząsa dreszcz, palce zaciskają się na szyi, próbując rozluźnić drut, pięty wbijają się w podłogę.

Przynajmniej ta część nie trwa zbyt długo. Morderca tym razem jest szybki.

Gdy kończy, jego oczy są równie martwe jak oczy ofiary.

Spokojnie odwraca Talbota, ogląda nieruchome ciało, a następnie delikatnie zdejmuje kolczyk. Zamyka trofeum w dłoni i stopą obraca ciało twarzą do podłogi.

Nagi, błyszczący od potu, odwraca się, zbiera swoje ubrania teczkę i wychodzi. Prawdopodobnie kieruje się do łazienki na pierwszym piętrze, gdzie nie ma kamer. W gabinecie pojawia się dokładnie osiem minut później. Czysty, ubrany, z teczką w dłoni. Nie oglądając za siebie, opuszcza dom.

– Koniec projekcji poleciła Eye. Wstając, usłyszała westchnienie Peabody, w którym uczucie ulgi pomieszało się ze współczuciem. – Kilkakrotnie sprawdzał czas – zaczęła analizę. – Musiał mieć wszystko dokładnie rozplanowane. Poruszał się pewnie, co znaczy, że znal dom. Albo był tam już wcześniej, być może się włamał, albo zdobył plan. Podejrzewam, że wiedział o spotkaniu Talbota z dziewczyną. Na zapisie widać czas, wiemy, że wszedł do budynku punkt trzynasta. Wyszedł dokładnie po pięćdziesięciu minutach. Dziesięć minut przed umówionym lanczem. Gdyby nie dziewczyna, nie wiadomo, kiedy zainteresowano się jego zniknięciem. Yost zostawił drzwi otwarte, żeby szybciej znaleziono zwłoki. Nie ma powodu, żeby ukrywał morderstwo przed światem. Człowiek, który go wynajął, chce, żeby wszyscy jak najszybciej się o tym dowiedzieli.

Podeszła do tablicy, na której wisiały głównie zdjęcia Darlene French, a teraz także Jonaha Talbota.

– Z tego, co wiemy ub podejrzewamy, Yost popełnił około czterdziestu morderstw, ale po raz pierwszy, w przypadku Talbota, mamy zarejestrowany cały akt. To coś nowego, wyłom w zachowaniu. Yost prawdopodobnie me widział, że domowe kamery wszystko filmują. Powinien był to sprawdzić.

– Robi się niechlujny – wtrącił McNab. – Prędzej czy później wszyscy wpadają w rutynę i przestają dbać o szczegóły.

– Może to i niechlujstwo, a na pewno nowa informacja do profilu. Arogancja. Nie chciało mu się sprawdzać. Nie uwzględnił tego na liście czynności, jakie musi wykonać. Nie przejmuje się nami. Traktuje nas jak natrętne pchły, których można się pozbyć jednym pstryknięciem zanim zdążą ugryźć. Kupil cztery linki.

Mamy cztery potencjalne ofiary. To jakaś większa robota dla jednego klienta. Według naszej ewidencji, jak dotąd największa w karierze Yosta. Stawia nam wyzwanie, balansuje na granicy zdemaskowania. Facet czuje się bezkarny. Może nawet niezniszczalny.

– Podejrzewam, że za to zlecenie dostanie co najmniej dziesięć do dwunastu milionów dolarów. – Feeney podrapał się po brodzie. – Działa bardzo szybko, w tym tempie wypełni warunki kontraktu w ciągu tygodnia. Dostanie za to całkiem pokaźną sumę.

– . Nigdy dotąd nie wykonywał tylu zleceń w tak krótkim czasie – zauważyła Eye.

– Może po tym kontrakcie chce przejść na emeryturę albo przynajmniej zrobić sobie dłuższe wakacje. Zmieni sobie twarz i zaszyje się w jakimś luksusowym miejscu.

– Wakacje – dumała głośno Eve, wpatrując się w zdjęcie Yosta wiszące na tablicy. – Nigdy nie uderzał cztery razy w tej samej okolicy, kolejne zlecenia nie miały ze sobą nic wspólnego, zawsze wybierał daty i miejsca. – Przez chwilę zbierała myśli. – Pracuje od dwudziestu pięciu lat albo dłużej. Uważa to za swoją pracę. Dwadzieścia pięć, trzydzieści lat i emerytura. Zgadza się. Ale może też myśleć o wakacjach. Większość zawodowców po wykonaniu większych zleceń decyduje się na wakacje. Na pewno wszystko już zaplanował. On zawsze planuje.

– A dokąd pojechałby Roarke?

Eye gwałtownie odwróciła głowę i marszcząc czoło, spojrzała na Peabody.

– O co ci chodzi?

– Jak wynika z profilu psychologicznego, Yost postrzega siebie jako dobrze prosperującego biznesmena. Ma wyszukany gust. Lubi drogie przedmioty, stać go na wszystko, co najlepsze. Jedyna znana mi osoba, która pasuje do tego opisu, to Roarke. Jeśli miałby zrobić sobie przerwę po jakiejś ważniejszej sprawie, dokąd by pojechał?

– Dobrze pomyślane. – Eye pokiwała z uznaniem głową, zastanawiając się nad wyborem, jakiego dokonałby jej mąż. – Jest właścicielem połowy tego cholernego świata. To zależy. Gdyby szukał samotności, wyjechałby sam w towarzystwie kilku androidów do prowadzenia domu. Miasto odpada, szukałby relaksu, nie stymulacji. Profil wskazuje, że Yost jest większym samotnikiem od Roarke”a. Zarezerwował, a może nawet kupił sobie jakiś luksusowy dom z dobrze zaopatrzoną piwniczką i wszystkimi wygodami. Na podstawie danych, jakie zgromadziliśmy, niczego nie znajdziemy. To szukanie igły w stogu siana. – Jej zaciśnięte usta powoli wykrzywiły się w uśmiechu. – Myślę, że to idealne zadanie dla federalnych. Niech się pomęczą nad tym tropem, a my zajmiemy się muzyką. Rozpoznał ten utwór Mozarta, który leciał w tle. Znał dokładny tytuł, nawet sobie nucił. Peabody, zaczniesz sprawdzać najdroższe karnety operowe, balet, symfonie i tego typu przeintelektualizowane formy rozrywki. Bilety dla jednej osoby. Na pewno chodzi sam. McNab, ty skoncentrujesz się na zakupach. Za gotówkę. Płyty z muzyką klasyczną. Yost to kolekcjoner.

Eye, mówiąc, przemierzała salę rytmicznym krokiem. Jej myśli zaczęły się wreszcie układać w logiczny ciąg.

– Potrzebne nam wyniki z laboratońum. Zaraz poszukam Dickheada. Ciekawe, czy ekipa znalazła coś w łazience, w rurach odpływowych. Wziął prysznic, ale mydło dla gości pozostało nietknięte. Nasz skrupulatny socjopata nosi w teczce własne mydło i szampon. Założę się, że to nie są byle kosmetyki, przypuszczalnie mamy jeszcze jeden trop. Feeney, wróć do przeszukiwania danych na temat linki. Porozmawiaj z kuzynami, a ja popędzę Dickheada.

– Tak jest. – Kiedy Feeney wstawał, odezwał się sygnał jego komunikatora. – Chwileczkę. – Odszedł na bok, by swobodnie porozmawiać.

– Pani porucznik? – zaczął niepewnie McNab. – Zastanawiałem się nad…, nie wiem, jak to delikatnie powiedzieć. Podczas gwałtu Yost zawija drut wokół swojej szyi, żeby sobie ulżyć. Założę się, że choć facet słucha Mozarta i zna się na winach, na pewno ma coś wspólnego z pornografią, może nawet z licencjonowanymi kobietami do towarzystwa. Może któraś zwróciła uwagę na taką dewiację seksualną? Skoro jest samotnikiem, to zapewne robi to w domu, może nawet kręci filmy wideo, robi hologramy. Do tego potrzebne jest odpowiednie oprogramowanie. Coś takiego można kupić w legalnych sklepach. Ale ja mam wrażenie, że jego interesuje cięższy materiał, twarda pornografia, a to już jest towar czarnorynkowy.

– Widzę, że się orientujesz w temacie – skomentowała Peabody.

– Kiedyś zajmowałem się dewiacjanii, no wiesz… – Lekko się zmieszał pod jej spojrzeniem, ale szybko wrócił do Eye. – Mógłbym pójść tym śladem. Sama pani powiedziała, że to kolekcjoner. Na czarnym rynku mają pornosy, które uchodzą za filmy artystyczne. Od tego zacznę.

– McNab, czasami mnie zaskakujesz. Bierz się za to.

– Peabody, chcesz pooglądać świńskie filmy? – szepnął, a Eye, dla własnego świętego spokoju, udała, że tego nie słyszała.

– Sukinsyn – rzucił Feeney, chowając komunikator do kieszeni. – Mamy coś. Przeszukiwałem podobne przypadki, ale w czasie, który chodziło, nic takiego nie miało miejsca ani w Londynie, ani nawet w Anglii. Na wszelki wypadek wrzuciłem do komputera te dane w różnych wariacjach i proszę, znalazłem. Uderzył.

– Gdzie?

– W Kornwalii, na wybrzeżu. Policja znalazła w zatoce dwa ciała. W fatalnym stanie…, no… w wodzie. Wiecie, oni tam jeszcze mają prawdziwą przyrodę, więc wokół nich zalęgły się takie różne żyjątka. Ofiary zostały uduszone, ale nie znaleziono żadnego narzędzia zbrodni, dlatego wyszukiwarka nie wskazała tego przypadku. Poza tym lokalne media powiadomiły o zajściu dopiero dwa miesiące później.

– Dlaczego uważasz, że to Yost?

– Pasuje data, bo w końcu udało się ustalić czas zgonu. No i typ morderstwa. Obie ofiary, mężczyznę i kobietę, brutalnie pobito, szczególnie w okolicy twarzy. Obie dostały zastrzyk uspokajający i zostały zgwałcone. Mój człowiek odnalazł zdjęcia z sekcji i porównał obrażenia szyi. Z tego, co udało mu się odtworzyć, to pasują. Turysta, który znalazł ciała, nie czekał na przyjazd policji. Możliwe, że to on zabrał linki.

– Czy zidentyfikowano ofiary?

– Tak. To para drobnych przemytników. Mieli tam bazę, w domku nad morzem. Zbadam dokładniej tę sprawę. Porozmawiam z inspektorem, który prowadził śledztwo.

– Dobra. Jeśli znajdziesz coś nowego, natychmiast prześlij na mój domowy komputer. Ten trop też podrzucę federalnym. Może przestaną za mną łazić i zajmą się jakąś uczciwą robotą. To wszystko na dziś. Spotykamy się jutro o ósmej rano u mnie w domu. W razie czego od razu się ze mną kontaktujcie.

Odnalazła Dickiego i od razu przyparła go do muru. Próbował się wykręcić, skomlił, ale nie ustąpiła. Najpierw go postraszyła, potem przekupiła butelką jamajskiego rumu, dzięki czemu ich przyjaźń na nowo odżyła. Przyrzekł, że zajmie się sprawą rur odpływowych w pierwszej kolejności.

Potem złożyła raport Whitneyowi, który zgodził się, by przekazała wybrane dane agentom federalnym Stowe i Jacoby”emu. Tak jak się spodziewała, szef wyznaczył jej konferencję prasową, która miała się odbyć następnego dnia o drugiej trzydzieści.

Eye rozmyślała na ten temat, wracając na górę do swojego biura. Kiedy dotarła na miejsce, skontaktowała się ze Stowe.

Na ekranie pojawiła się twarz zdenerwowanej agentki.

– Pani porucznik, dlaczego muszę się dowiadywać z mediów tym, że popełniono morderstwo i podejrzewa się Sylyestra Yosta?

– Dlatego, że wieści się szybko rozchodzą, agentko Stowe, a ja byłam zajęta. Teraz chcę ci przekazać najświeższe informacje na temat tego ostatniego, zdarzenia. Jeśli zamierzasz dalej zrzędzić, nie marnuj mojego czasu.

– Powinniście byli zawiadomić mnie lub mojego kolegę, zanim zabezpieczono miejsce zbrodni.

– Nie przypominam sobie, żebym dostała taki rozkaz na piśmie. Dzwonię przez zwyczajną uprzejmość i mam wrażenie, że traktuje się mnie niezbyt uprzejmie.

– Współpraca…

– Jeśli chcesz współpracować, to zamknij się i słuchaj. – Eye urwała, czekając, aż Stowe opanuje wzburzenie. – Mam informacje, które mogą pomóc w waszym dochodzeniu, w moim zresztą też.

– Uważam, że wasza agencja szybciej sobie z tym poradzi. Chcecie ubić ze mną interes, proszę bardzo. Za dwadzieścia minut będę w centrum, w klubie Down and Dirty. Przynieście coś na wymianę.

Wyłączyła się, nim Stowe zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

Tak na wszelki wypadek była w Down and Dirty już po kwadransie.

Kiedy weszła, wytatuowany czarnoskóry łysy olbrzym z błyszczącą jak kula do kręgli głową uśmiechnął się szeroko, co wcale nie dodało mu urody.

– Cześć, biała kobieto.

– Cześć, czarny mężczyzno.

Choć było jeszcze za wcześnie na typową klientelę klubu, w którym wszystkie dziewczyny pracowały nago, przy stolikach siedziało kilku gości, a na scenie znudzona tancerka potrząsała imponującym biustem w rytm mechanicznej muzyki.

Klub należał do wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny. noszącego przydomek Crack, który zajmował się również przywoływaniem do porządku bardziej irytujących klientów, studzeniem rozgrzanych głów i łamaniem kości.

Zniknął na chwilę za barem, by przygotować czarną jak smoła kawę.

– Dawno nie widziałem u nas twojego suchego tyłka. Zacząłem za tobą tęsknić – powiedział, podając Eye filiżanlę parującego napoju.

– Crack, mój drogi, rozczulasz mnie. – Łyk kawy wystarczył, by jej przeszło. Zastanawiała się, czy jej przełyk w ogóle zdoła się po tym zregenerować. – Zamierzam się tu spotkać z dwoma typkami z FBI.

Był tak zniesmaczony, że uśmiechnięta czaszka, którą miał wytatuowaną na policzku, zdawała się paskudnie wykrzywiać.

– Skarbie, dlaczego mi to robisz? Po co sprowadzasz tu federalnych?

– Chcę im pokazać największe atrakcje naszego wspaniałego miasta. – Roześmiała się. – Zależy mi na tym, żeby te waszyngtońskie cwaniaki zobaczyły, jak wygiąda prawdziwe życie. Kobieca

– Mam się nimi zająć?

– No nie, wystarczy, żebyś na nich groźnie spojrzał. Postaraj się żeby cię długo wspominali. Och, i podaj im taką samą kawę.

Crack wyszczerzył w uśmiechu śnieżnobiałe zęby.

– Złośliwa jędza z ciebie.

– Dopiero teraz zauważyłeś? Masz tu coś, czego nie powinni widzieć?

– Nie… na razie jest czysto. – Jego wzrok powędrował w stronę wejścia. – Mmm, więcej białego mięsa. Bielusieńkie jak śnieg. Czy oni w ogóle zatrudniają kolorowych?

– Pewnie, ale zaraz ich wybielają. Crack, spadaj – mruknęła, odwracając się do swoich gości. – Witam agentów.

– Pani porucznik, miłe miejsce pani wybrała. – Jacoby, marszcząc nos, dokładnie obejrzał stołek, na którym zamierzał usiąść.

– To mój drugi dom. Napijecie się kawy? Ja stawiam.

– Wątpię, żeby w takiej norze podawali kawę.

– Nazywasz mój lokal norą? – Crack pochylił się nad barem i podetknął pod nos Jacoby”ego swoją wielką twarz.

– To idiota. – Karen Stowe odważnie stanęła miedzy nimi. – To genetyczne, nic na to nie poradzi. Dziękuję, ja chętnie się napiję.

– Zapraszam. – Crack z zaskakującym spokojem odwrócił się i zaczął przygotowywać kawę. Kiedy po chwili zerknął dyskretnie na Eve, dostrzegł w jej oczach zadowolenie.

– Macie coś na wymianę? – zapytała.

– Biuro nie ma zwyczaju handlowania z lokalną policją.

– Jacoby, na miłość boską, zamknij się, dobrze? – Stowe zwróciła się do Eve: – Możemy usiąść przy stoliku?

– Jasne. – Eve wzięła swoją filiżankę, zaczekała, aż Crack poda kawę agentom, po czym zaprowadziła ich do stolika w dalekim kącie.

– Zdobyłam informacje o czymś, co wygląda na robotę Yosta. Sędzia Sądu Najwyższego. Zniknął dwa lata temu.

– Media by szalały, gdyby uduszono i zgwałcono sędziego Sądu Najwyższego. Niczego takiego sobie nie przypominam. Moi ludzie też nie natknęli się na taką sprawę.

– Taka polityka. Sprawę zatuszowano. Bo sędzia nie był sam. Przebywał w towarzystwie nieletniej.

– Nie żyje?

– Nie. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, dzieciak był pod wpływem narkotyków. Znaleziono ją związaną i zamkniętą w pokoju obok. Nie znam jej nazwiska. Nie udało mi się złamać zabezpieczenia, ale wygiąda na to, że służby rządowe błyskawicznie się nią zajęły. Prawdopodobnie objęto ją programem ochrony świadków. Nie chcą, żeby mała rozpowiadała o tym, że pan sędzia miał brzydki zwyczaj zabawiania się z dziećmi. Oficjalnie podano, że zmarł na atak serca, zanim przybyła ekipa pogotowia ratunkowego.

Nieźle.

– Twoja kolej.

Eye kiwnęła głową, próbując ukryć uśmiech zadowolenia, jaki wywołał widok Jacoby”ego, który po pierwszym łyku kawy nagle zrobił się zielony jak jej służbowy wóz. Oczy zaszły mu łzami, a kiedy zaczął się krztusić, podała jego koleżance wszystkie dane.

– W ciągu godziny możemy mieć akta od Brytyjczyków – powiedziała Stowe. – Powinniśmy bez problemu namierzyć tego turystę. Uważam, że wakacje i emerytura to dobry trop. Nasze dane się zgadzają. Nigdy nie uderzył więcej niż dwa razy w tym samym miejscu. Jeśli planuje tu cztery ataki, będzie chciał odpocząć. Na początek moi ludzie nad tym popracują, zobaczymy, co znajdą. Będę chciała porozmawiać z twoim mężem.

– Dałam ci dwa fanty za jeden. Nie naciągaj struny.

Jacoby, odzyskawszy nieco przytomność, pochylił się nad stolikiem.

– Możemy go w to wmieszać, Dallas. I nie potrzebujemy twojego pozwolenia.

– Tylko spróbuj, a zje cię na śniadanie. Posłuchaj – Eye zwróciła się do Stowe – gdyby coś o tej sprawie wiedział, gdyby coś przyszło mu do głowy, na pewno by mi powiedział. Znał Jonaha Talbota, przyjaźnili się, czuje się odpowiedzialny. Jeśli zaczniesz go dręczyć, wszystko zepsujesz, a niczego się od niego dowiesz. Mam osobiste powody, żeby tego faceta dopaść. Roarke także. Pomoże mi rozwiązać tą zagadkę, będzie ze mną pracował, będzie pracował dla nowojorskiej policji, ale nie będzie pracował z wami.

– Zrobi to, jeśli go o to poprosisz.

– Możliwe, ale ja go nie poproszę. Bierzcie, co wam dałam, i zacznijcie szukać. To dużo więcej, niż udało wam się dowiedzieć do tej pory. – Eve odsunęła się od stołu i wstała. Zanim odeszła, spojrzała znacząco na agentów. – Pozwólcie, że coś wam wyjaśnię. Spróbujcie ruszyć Roarke” a, a będziecie mieć ze mną do czynienia. Jeśli jakimś cudem uda wam się ze mną wygrać, on was żywcem ugotuje. Do końca życia będziecie się zastanawiać, co, do cholery, stało się z waszą jakże obiecującą karierą. Pracujcie ze mną, a uziemimy tego sukinsyna. Możecie mówić, że to wasza zasługa, mam to gdzieś. Ale nie zbliżajcie się za moimi plecami do Roarke”a, bo was zniszczę. – Odwróciła się na pięcie, pomaszerowała w stronę baru i rzuciła na ladę kilka żetonów za kawę.

– Dajesz w dupę, biała kobieto.

– Nawet jeszcze nie zaczęłam.

Kiedy Eye wyszła, Stowe odetchnęła z ulgą.

– No i co, całkiem nieźle nam poszło?

– Za kogo ona się uważa, ta lokalna pinda? Zeby tak nas traktować! – Jacoby był mocno obrażony.

– To dobra policjantka – zgasiła go Stowe. Chryste, miała już dość tego kretyna. Niestety, był jej biletem do zespołu pracującego nad sprawą Yosta. – Broni swojego osobistego i zawodowego terytorium.

– Dobre policjantki nie wychodzą za mąż za kryminalistów.

Stowe przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu.

– Prawdziwy kretyn z ciebie – rzekła w końcu. – Nie skomentuję tych twoich idiotycznych uwag. Jeśli nawet istnieją jakieś podejrzenia co do wcześniejszej działalności Roarke”a, nikt, żadna agencja nigdy niczego mu nie udowodniła. Nie ma dokumentacji, nie ma dowodów, nie ma niczego, co łączyłoby go jakimkolwiek przestępstwem. Chodzi o to, Jacoby, że facet jest ofiarą. On o tym wie, ona o tym wie i my o tym wiemy, więc weź na wstrzymanie.

Był na tyle zdenerwowany, że zanim zorientował się, co robi, upił spory łyk kawy.

– Po czyjej jesteś stronie? – spytał.

– Próbuję sobie przypomnieć i zdaje mi się, że po stronie prawa i porządku. A lokalna pinda na pewno o tym nie zapomina.

– A gówno. Coś przed nami ukrywa. Wie więcej.

– O rany, Jacoby, zacznij wreszcie myśleć. – Sarkazm Stowe był zbyt wyraźny. – Oczywiście, że coś ukrywa. Na jej miejscu postępowalibyśmy dokładnie tak samo. Powiedziała nam prawdę. Sprzedała nam świetne tropy. Musimy zobaczyć, dokąd na zaprowadzą. I mówiła serio, że nie dba o to, kto zgarnie laury zi przyskrzynienie Yosta. – Odsunęła nietkniętą kawę i wstała.

Szkoda, że ja nie mogę tego powiedzieć. Szkoda, że nie mogę powiedzieć, że mnie to nic nie obchodzi.


Po powrocie do domu Eye zamierzała udać się prosto do swojego gabinetu, by odebrać wiadomości przesłane przez współpracowników i sprawdzić trop podrzucony przez federalnych.

Tuż za drzwiami jej plany się zmieniły. Nie zdziwiła się, widząc w holu Summerseta. Już od dawna zaczynała i kończyła dzień od wymiany złośliwości z kamerdynerem.

Otworzyła usta, by mu dociąć, ale tym razem Summerset ją ubiegł.

– Roarke jest na górze.

– No i co z tego? Mieszka tu.

– Jest bardzo poruszony.

Poczuła skurcz żołądka. Żadne z nich nie zwróciło uwagi, że kiedy zaczęła zdejmować skórzaną kurtkę, Summerset nie tylko jej pomógł, ale z szacunkiem przewiesił sobie okrycie przez ramię.

– A Mick?

– Nie ma go w domu.

– To dobrze. Nie będzie przeszkadzał. Kiedy Roarke wrócił?

– Jakieś pół godziny temu. Rozmawiał przez wideofon, ale nie wchodził do swojego gabinetu. Jest w głównej sypialni.

Kiwnęła głową i ruszyła schodami w górę.

– Zajmę się nim.

– Nie wątpię – mruknął Summerset.

Znalazła męża w sypialni. Stał przy ogromnym oknie wychodzącym na tonący w wiosennych kwiatach ogród i rozmawiał przez przenośny zestaw.

– Jeśli mógłbym pani w czymś pomóc… jeśli tylko potrafię…

Słuchając odpowiedzi, otworzył okno i wychylił się, jak gdyby nagle zabrakło mu powietrza.

– Nam również go brakuje, pani Talbot. Bardzo za nim tęsknimy. Wszyscy go tu lubili i szanowali. Mam nadzieję, że to pani pomoże. Nie – powiedział po chwili. – Na razie nie wiadomo. To prawda. Proszę mi pozwolić zrobić to dla pani i rodziny.

Milczał przez dłuższy czas. Eye miała za sobą wystarczająco dużo rozmów z krewnymi ofiar, by wiedzieć, jak bardzo rozżalona i załamana jest w tej chwili matka Talbota.

I Roarke.

– Tak, oczywiście – odezwał się w końcu. – Proszę się ze mną skontaktować, jeśli tylko będę mógł coś dla pani zrobić. Naturalnie… Nie, oczywiście, że nie. Do widzenia, pani Talbot.

Nie odwracając się od okna, zdjął z głowy słuchawki. Milczal Eye podeszła do niego, objęła go w pasie i wtuliła się w jego plecy.

Wyczuła jego napięcie.

– Matka Jonaha.

– Słyszałam.

– Dziękowała za pomoc, za to, że znalazłem czas, by osobiście złożyć jej kondolencje. – Mówił cicho, zbyt cicho. Nie kryl sarkazmu. – Oczywiście nie wspomniałem, że gdyby nie pracowal dla mnie, nadal by żył.

– Może masz rację, ale…

– Gówno, nie może. – Złamał słuchawki i wyrzucił przez okno Jego gwałtowny ruch zaskoczył Eye; odsunęła się na krok, ale szybko odzyskała równowagę. Kiedy się odwrócił, była gotowi stawić mu czoło.

– Nic mu nie zrobił. Nic poza tym, że pracował dla mnie. Ta samo jak ta młoda pokojówka. Tylko dlatego ich pobił, zgwałcił a w końcu odebrał im życie. Odpowiadam za ludzi, którzy dla mnie pracują. Ilu jeszcze? Ilu jeszcze zginie tylko dlatego, że ich zatrudniłem?

– Właśnie o to mu chodzi. Żebyś zwątpił w siebie i zaczął się obwiniać.

Gniew, o którym mówił Feeney, zaczął brać nad nim górę. narastal, był coraz bardziej intensywny.

– No to mu się udało.

– Dajesz mu to, czego chce – zaczęła spokojnie. – Jeśli się dowie, że cię dotknął, będzie chciał więcej.

– I co wtedy? – Podniósł zaciśnięte w pięści dłonie. – Mogę walczyć z przeciwnikiem, który mnie atakuje. Poradziłbym sobie w ten czy inny sposób. Ale jak mam teraz walczyć? Ty wiesz, ilu ludzi dla mnie pracuje?

– Nie.

– Ja też nie wiedziałem, ale dziś sprawdziłem. Policzyłem, wiesz, że jestem w tym najlepszy. Miliony. Dałem mu wybór, miliony do wyboru.

– Nie, Roarke. – Podeszła do męża i delikatnie pogładziła go po ramionach. – Dobrze wiesz, że niczego mu nie dałeś. On sam bierze. Popełnisz błąd, oddając mu część siebie. On nie może się dowiedzieć, że cię ma.

– Jeśli się dowie, może przyjdzie do mnie.

– Może. Też o tym pomyślałam i bardzo mnie to martwi. – Głaskała jego ramiona, nieświadomie próbując go uspokoić. – Boję się tego, kiedy myślę sercem. Gdy pracuję głową, ten plan nie gra. Jemu nie zależy na twojej śmierci. On chce cię zranić. Rozumiesz, o czym mówię? Chce cię złamać, chce zadać ci ból… o to mu chodzi.

– Wjakim celu?

– Tego musimy się dowiedzieć. Dowiemy się. Usiądź.

– Nie chcę siadać.

– Usiądź – powtórzyła, zdobywając się na chłodny, nieznoszący sprzeciwu ton, jakim sam tak często posługiwał się w rozmowach z Eye.

Kiedy jego oczy zablysły, odwróciła się, by nalać mu kieliszek brandy. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie dodać środka uspokajającego, ale w końcu zrezygnowała, bo wiedziała, że zaraz by się domyślił. Mogłaby spróbować podać mu go na siłę, wlać do gardła, tak jak on jej to kiedyś zrobił, uznała jednak, że nie poradziłaby sobie.

A wtedy oboje byliby wściekli.

– Jadłeś coś?

Był zbyt strapiony, by rozbawiła go niespodziewana zamiana ról. Westchnął niecierpliwie.

– Nie. Może byś tak wróciła do swojej pracy?

– Może byś tak przestał się upierać? – Postawiła brandy na stole, przed sofą, i założyła ręce na biodra. – Usiądziesz czy sama mam cię posadzić? Chwila zapasów mogłaby ci dobrze zrobić. Jestem gotowa.

– Nie mam nastroju do walki. – Nie miał nastroju ani do walki, ani do dyskusji. – Ekran, start – wydal polecenie, siadając.

– Ekran, stop. – Zareagowała natychmiast. – Zadnych mediów.

– Ekran, start. – Jego oczy błysnęły gniewnie. – Jeśli nie chcesz oglądać, to sobie idź.

– Ekran, stop.

– Pani porucznik, stąpa pani po grząskim gruncie.

Skierował swoją złość na nią i o to jej chodziło. Jeszcze nie zamienił się w sopel lodu, jeszcze nie, pomyślała. Ale to miało się wkrótce zmienić.

– Jakoś sobie poradzę.

– Więc radź sobie gdzieś indziej. Nie potrzebuję twojej brandy, twojego towarzystwa ani twoich porad.

– Dobrze. Sama wypiję. – Nienawidziła brandy. – Porady zachowam dla siebie, ale nigdzie nie pójdę – powiedziała, siadając mu na kolanach.

Wziął ją pod pachy i posadził obok siebie.

– Więc ja to zrobię.

Zarzuciła mu ramiona na szyję.

– Nie, nie zrobisz tego. Czy to taki problem, że mam ochotę?

Wypuścił głośno powietrze, ale w końcu się poddał i oparł czoło ojej głowę.

– Działasz mi na nerwy. Nie wiem, dlaczego jeszcze cię tu trzymam.

– Ja też. Chociaż… – Musnęła ustami jego usta. – Może dlatego. To całkiem miłe. – Wpiotła pałce w jego włosy, odchyliła mu głowę w tył i zaczęła całować, długo i spokojnie.

– Eve – wyszeptał do jej ust.

– Pozwól. – Delikatnie i miękko całowała jego policzek. -

Pozwól mi. Kocham cię.

Nie mogła patrzeć, jak cierpi, nie mogła znieść, że tak się zamartwia. Będą razem pracować i walczyć, ale w tym momencie zależało jej tylko na tym, by odzyskał spokój.

Był taki silny. Jego siła imponowała jej, ale i stanowiła wyzwanie. Jeszcze nigdy jego mięśnie nie były tak napięte jak teraz. Ostrożnie masowała mu ramiona i plecy, podczas gdy jej usta próbowały go uwieść.

Kiedy delikatnie zacisnęła zęby na jego wardze, zauważyła, jak bardzo się kontroluje. Niepokoiło ją to, ale jednocześnie dawało poczucie bezpieczeństwa. Chciała wyzwolić jego słabość, a gniew zamienić w pożądanie.

Dłonie Eye wędrowały pod jego koszulą, powoli odpinając guziki. Pochyliła się, by pocałować odsłonięte ciało, dotknąć ustami tam, gdzie tak mocno, lecz wciąż zbyt jednostajnie biło serce Roarke”a.

– Uwielbiam twój smak. – Ręce znów powędrowały ku jego ramionom.

Usiadła na kolanach męża, a kiedy spojrzała mu w oczy i zauważyła, że ich gniewny błękit zasnuwa się mgłą ciemnego pragnienia, jej krew zaczęła krążyć szybciej.

Okazało się, że się myliła. Roarke nie był jeszcze gotowy. Jego gniew nie osłabł na tyle, by można go było ukoić delikatnym głaskaniem i cichymi westchnieniami.

Nie odrywając od niego wzroku, rozpięła pasek od kabury i rzuciła broń na podłogę. Rozpięta bluzkę, zsunęła ją z ramion. Pod spodem miała obcisłą bawełnianą podkoszulkę. Zauważyła, jak wzrok Roarke”a zatrzymuje się na jej piersiach. Sutki jej stwardniały, choć nawet ich nie dotknął.

Nie zrobił tego. Wiedział, że w chwili, w której pod palcami poczułby ciało Eye, łańcuch by pękł, a on straciłby nad sobą panowanie. Był na siebie wściekły, bo przecież chciała go pocieszyć. Opanował się i łagodnie dotknął jej policzka.

– Chodź do łóżka.

Uśmiechnęła się, a w jej uśmiechu nie było niczego pocieszającego.

– Zróbmy to tutaj. – Wyprostowała się, zdjęła podkoszulkę rzuciła ją na bok.

Wsunęła palce wjego włosy i przylgnęła do niego całym ciałem.

– Weź mnie – zażądała, wpijając się w jego usta.

Przestał się kontrolować. W jednej chwili była pod nim, przygwożdżona gwałtownym pchnięciem. Zatracił się. Położył na niej ręce i łapczywie, nieostrożnie zaczął wprowadzać na szczyt.

Kiedy krzyknęła, wziął więcej.

Jego usta zamknęły się na jej piersiach, zęby delikatnie zacisnęły się na sutkach, sprawiąjąc, że przeszyły ją rozkoszne dreszcze. Zachęcająco wyprężyła podniecone ciało, wbijając paznokcie w plecy Roarke”a. Ręce i nogi płątały się, kiedy gorączkowo pozbywali się ubrań.

Spocone ciała.

W mózgu Roarke”a obraz Eye zajął miejsce miotającej nim wściekłości. Myślał już tylko o niej. O swojej partnerce, o jej smukłym, zwinnym ciele. Krągłości doskonale do niego pasowały. Wypełniały każde wgłębienie. Piękna jasna skóra, tak delikatna gładka, ocierała się o jego naprężone mięśnie. Tak cudownie smakowała, kiedy ogarnął ją płomień namiętności. Jego krew wrzała.

Była rozpalona, gorąca i wilgotna. Kiedy wsunął w nią palce, uniosła biodra. Pragnął zobaczyć, jak osiąga rozkosz, chciał poczuć, jak eksploduje. Należała tylko do niego.

Jej oddech stawał się coraz szybszy i cięższy, ciało wygięło się łuk. Topniała w jego dłoniach. Nie mógł się powstrzymać, nie potrafił zdobyć się na delikatność. Ich usta się spotkały, a kiedy czuł, że jest na granicy, gwałtownie zagłębił się w Eve, dając jej nieopisaną rozkosz.

Ale on ciągle myślał o tym samym. Chcę więcej. Ogarnęly ją spazmy, a wtedy uniósł jej nogi i wszedł w nią jeszcze głębiej. Choć wzrok mu się mącił, widział w jej oczach błysk pożądania. Widział w nich własne odbicie.

– Jestem w tobie…-. wyszeptał dyszącym głosem, doprowadzając do szaleństwa. – Cały, ciałem, sercem, duszą. Zatopiona w odmęcie zmysłów, z trudem zdołała wypowiedzieć to, co tak bardzo pragnął usłyszeć. Chwyciła go za nadgarstki, by bie uronić ani jednego uderzenia jego pulsu.

– Chodź. Teraz. Będę z tobą.

Wtulił twarz w jej włosy i poddał się namiętnemu pulsowi

E ye straciła poczucie czasu. Nie wiedziała, jak długo trwało, zanim odzyskała przytomność umysłu. Kiedy w końcu zdołała przypomnieć sobie, jak się nazywa, Roarke ciągle jeszcze był na niej. Jego serce wciąż waliło jak oszalałe, ale ciało powoli się uspokajało.

Zsunęła dłoń po jego plecach i pieszczotliwie klepnęła go w pośladek.

– Czuję, że za jakieś dziesięć, piętnaście minut będę chciała troszkę pooddychać.

Podniósł głowę, a po chwili namysłu grzecznie oparł się na łokciach. Miała wypieki na twarzy, przymknięte oczy i lekko wykrzywiła usta.

– Wyglądasz na zadowoloną z siebie.

– A co, nie powinnam być? Z ciebie też jestem całkiem zadowolona.

Pochylił się i musnął ustami dołeczek w jej brodzie.

– Dziękuję.

– Nie musisz mi dziękować za seks. Jesteśmy małżeństwem.

– Nie chodzi mi o seks, choć nawiasem mówiąc, wart jest owacji. Dziękuję za to, że mnie rozumiesz. I za to, że… się o mnie troszczysz.

– Mam praktykę w rozgryzaniu twojej drugiej strony. – Odgarnęła mu włosy z czoła. – Lepiej się czujesz?

– Tak. – Usiadł, podnosząc ją ze sobą. – Zostańmy tak jeszcze przez chwilę – wymruczał, sadowiąc ją sobie na kolanach.

– Jak tak dalej pójdzie, to znów skończymy w poziomie.

– Hm, zachęcająca perspektywa. – Jego wściekłość jeszcze nie opadła, ale wyraźnie ostygła. Potrafił nad nią zapanować. – Niestety, mamy coś do zrobienia. Pani porucznik, czy znowu będziemy się kłócić o to, żebym mógł z panią nad tym pracować? Zepsujemy taki miły nastrój?

Przez chwilę milczała.

– Nie chcę się kłócić. Nie, nie zaczynaj od nowa. Pozwól mi dokończyć. – Spojrzała mu w oczy. – Nie chcę tego ze względów osobistych. Jakaś część mnie choleruje się o ciebie boi. I martwi. Policjantka, która tkwi we mnie, wie jednak. że im bardziej się w to zaangażujesz, tym bardziej będziesz mógł pomóc i tym szybciej zamkniemy sprawę. Kobieta i żona nie ma szans przeciwko policjantce, zwłaszcza że ciągle naciskasz.

– A jeśli ci powiem, że lepiej sobie z tym poradzę, kiedy zaangażuję się w śledztwo? Wiem, że wtedy będzie inaczej bolało.

– Tak. – Przez chwilę się zastanawiała. – Tak, chyba o tym wiem. Weźmiemy prysznic, coś zjemy, a potem zapoznam cię z regulaminem.

– Nigdy nie lubiłem tego słowa – powiedział, kiedy wstała. Regulamin.

Parsknęła śmiechem.

– Jest jeszcze coś.

Kiedy ubrani usiedli przy stole, by zjeść spaghetti z owocami morza, postanowiła określić warunki.

– Whitney zgodził się, żebyś oficjalnie wszedł w skład zespołu dochodzeniowego jako cywilny ekspert. Z tym stanowiskiem wiążą się nie tylko pewne przywileje i obowiązki, ale i skromne wynagrodzenie.

– Jak skromne?

Nabiła małża na widelec.

– Mniej, niż zapłaciłeś za najtańszą z twoich sześciuset par tutów. – Włożyła małża do ust. – Dostaniesz identyfikator…

– Odznakę?

– Nie rozśmieszaj mnie. Zwyczajną plakietkę ze zdjęciem. Nie dostaniesz broni.

– Nie szkodzi, przecież mam własną.

– Zamknij się. Będziesz miał dostęp do informacji dotyczących sprawy. O ich ujawnieniu zadecyduje inspektor prowadzący. Tak się składa, że to ja.

– Bardzo wygodnie.

– Twoim obowiązkiem będzie wykonywanie rozkazów, w przeciwnym razie uprawnienia zostaną natychmiast cofnięte. I znowu leży to w gestii inspektora prowadzącego. Taki mamy regulamin.

– Zawsze zastanawiałem się, ile stron ma ten wasz regulamin.

– Za pyskowanie i lekceważenie inspektora prowadzącego zostaną wyciągnięte konsekwencje.

– Kochanie, już nie mogę się doczekać.

Uśmiechnęła się szyderczo, choć bardzo pragnęła pokazać mu, jak się cieszy, że znów jest sobą.

– W toku śledztwa inspektor prowadzący i zespół dochodzeniowy może zażądać dostępu do niektórych twoich dokumentów.

– To zrozumiałe.

– W porządku. – Zjadła do końca spaghetti. – Bierzmy się do roboty.

– Tylko tyle? To cały regulamin?

– Reszty dowiesz się na bieżąco. Chodźmy do mnie. Zapoznasz się z najnowszymi danymi.


Praca z Roarkiem zawsze była przyjemna, bo rozumiał naturę gliny. I nie miało dla Eye znaczenia, że zawdzięczał to swoim wcześniejszym doświadczeniom, polegającym głównie na nabijaniu policji w butelkę.

Nie musiała mu niczego tłumaczyć, co zaoszczędziło im sporo czasu.

– Nie powiedziałaś FBI wszystkiego. Na pewno się domyślają.

– Racja. I muszą się z tym pogodzić.

– Zaczną się zastanawiać, podejrzewać, że rozszyfrowałaś Yosta w niecały tydzień, podczas gdy oni męczą się nad tą sprawą od ponad roku. To im się nie spodoba.

– Tak, zaraz z tego powodu pęknie mi serce.

– Pani porucznik, gdzie pani żyłka współzawodnictwa?

– Tym razem federalni, jeśli im tak bardzo zależy, mogą sobie przypisywać zwycięstwo. Yost i tak będzie wiedział, kto go uziemił. To mi wystarczy. Zlekceważyli znaczenie narzędzia zbrodni. W profilu psychologicznym tak bardzo podkreślają jego obsesję na punkcie detali, zauważyli, że postępuje według utartego wzorca zachowań, a jednak przeoczyli tak ważny szczegół.

– Nie sądzisz, że federalni za bardzo koncentrują się na gromadzeniu i przetwarzaniu danych, a zupełnie nie kierują się instynktem? Nie rozważają potencjalnych możliwości. – Uśmiechnął się, widząc zdziwione spojrzenie żony. – Nie mówię przez to, że miałem z nimi jakieś doświadczenia, o których chciałabyś teraz słyszeć.

– Czyżby? Cóż, chyba będziemy musieli później o tym poroz

– Hm, chodzi mi o to. że kiedy ty analizujesz dane, wyraźnie polegasz na instynkcie i nigdy nie zapominasz o różnych opcjach.

– Możliwe. Musisz jednak pamiętać, że niewielu federalnych związało się z facetem, którego stać na szampon za pięć tysięcy. Nie mają takiej perspektywy. Nie patrzą na życie jak bogaty, kochający luksus hedonista.

– Nie kupuję takich szamponów, a ty i tak byś sprawdziła ten trop. Zawsze wchodzisz w szczegóły. Mimo to znam się na ekskluzywnych produktach i dlatego jestem ekspertem.

– Cywilnym – uzupełniła. – I nie jesteś, ale będziesz. Od jutra, dopiero po tym, jak zatwierdzi to Whitney.

– Czekając na ten ważny moment, chciałbym zapoznać się dyskietką zabezpieczającą dotyczącą śmierci Jonaha.

– Nie.

– Chcę zobaczyć, w co Yost był ubrany i jak to na nim wyglądało. Widziałem dyskietkę z hotelu. Wtedy miał na sobie najlepszych brytyjskich projektantów.

– Jakim cudem, patrząc na zapis z dyskietki, rozpoznajesz, kto projektował marynarkę?

– Moja droga Eve – z lekkim uśmiechem strzepnął niewiIoczny pyłek z ramienia jej starej, spranej bawełnianej koszulki olicyjnej – po prostu dla jednych ludzi moda jest ważniejsza niżinnych.

– Myślisz, że to takie istotnie? Swoją drogą powinnam była domyślić, że snob bezbłędnie rozszyfruje drugiego snoba. – wyjęła dyskietkę z teczki na dokumenty i wsunęła do komputera. -Dobrze się przyjrzyj, jak wchodzi do domu. To musi ci wystaryzyć. I tyle zamierzała mu pokazać. – Komputer, otwórz plik – poleciła. – Zacznij od punktu zero, zakończ w punkcie piętnaście. Pokaż na ekranie ściennym.

Czekaj… Przetwarzanie fragmentu…

Oboje spojrzeli na ekran. Yost spokojnym krokiem wchodził na schody domu Jonaha Talbota. W tym momencie obraz się zatrzymał.

– Typowo brytyjski garnitur – potwierdził Roarke. – Buty także. Walizki nie widzę zbyt wyraźnie. Potrzebne zbliżenie.

– W porządku, Komputer, powiększ sektor dwanaście na dwadzieścia dwa. Dziesięć razy.

Czekaj…

Na ekranie ukazało się zbliżenie dłoni trzymającej walizkę.

– Nic nowego. Także brytyjska. Walizka od Whitforda, produkowana i sprzedawana wyłącznie w Londynie. Jestem właścicielem tej pieprzonej firmy.

– Świetnie. Skoncentrujemy się na londyńskich sklepach i brytyjskich projektantach.

– Konserwatywnych – dorzucił Roarke. Zmarszczyła czoło.

– Wydawało mi się, że pozuje raczej na artystę.

– Peruka i szal cię zmyliły, ale tak naprawdę gustuje w klasyce. Garnitur wygiąda na Marleya, ale ten sam prosty model szyje Smythe and Wexyill. Buty prawie na pewno od Canterbury”ego

Patrzyła z niedowierzaniem. Buty jak buty, normalne czarne wsuwane.

– No dobra. Zajmiemy się tym. Komputer, wysuń dyskietkę

– Komputer, anuluj. Obejrzę resztę.

– Nie, nie ma potrzeby.

– A jednak zobaczę – uparł się Roarke. – A może wolisz, żebym się tym zająl kiedy indziej?

– Nie ma sensu, żebyś przez to przechodził.

– Rozmawiałem zjego matką. Wysłuchałem jej żali. Komputer otwórz plik.

Eye zaklęła pod nosem i odwróciła się. Robiła, co mogla, aby utrzymać nerwy na wodzy. Wyjęła z barku dwa kieliszki i nalala wina. Roarke nie tknął brandy, którą mu wcześniej przygotowała.

Nie musiała oglądać nagrania, by przeżyć to jeszcze raz. Choć zamknęła oczy, nie mogła uwolnić się od horroru, dokładnie widziała każdą scenę. Martwiła się, że te obrazy będą ją nękać nawet we śnie albo, co gorsza, ujrzy siebie jako dziecko. Znowu będzie pobitą, zakrwawioną dziewczynką w brudnym pokoju z migoczącym czerwonym światłem.

Kiedy muzyka zaczęła narastać, wzięła kieliszki i wróciła mi miejsce, by dokończyć oglądanie u boku męża.

– Komputer, zatrzymaj. – Glos Roarke”a był zimny jak lód. Wpatrywał się w ekran, na którym widać było nieprzytomnegi Jonaha Talbota i jego zabójcę, rozpinającego koszulę. – Powiększ obraz, segment trzydzieści na czterdzieści dwa. – Kiedy komputer wykonał polecenie, Roarke kiwnął głową. – Na mankiecie widać maleńki znaczek. To koszula szyta ręcznie w Londynie, przy Borni Street. Od Finwycka. Komputer, pokaż dalej.

W milczeniu obejrzał zapis do końca. Jego twarz ani raz nic drgnęła, choć Eye czuła, że wszystko się w nim gotuje. Widziała jak gniew stygnie, robi się coraz chłodniejszy, a w końcu zamienia się w mrożący powietrze lód.

Kiedy Roarke skończył, podszedł do komputera, wyjął dyskietkę i położył na biurku. Przez chwilę, nie trwało to zbyt długo, zbierał w sobie.

– Wybacz, niepotrzebnie nalegałem, żeby to teraz obejrzeć.Zmusiłem cię, żebyś to jeszcze raz przeżyła. Nigdy nie zrozumiem, to znosisz, jakim cudem, dzień po dniu, śmierć za śmiercią, z sobie z tym radę.

– Tłumaczę sobie, że w końcu go dorwę, że go powstrzymam, dopilnuję, by trafił tam, gdzie już nigdy nie będzie mógł nikogo krzywdzić.

– To nie wystarczy. To za mało. – Napił się wina, próbując jak jgłębiej ukryć gniew i żal, pozostawiając sobie tylko zimną iciekłość. – Na ręce miał szwajcarski zegarek, tak jak można t było spodziewać. Wielofunkcyjny rolex. Sam taki noszę. tysiące innych osób, którym zależy na dokładności w tych prawach. Mogę ci pomóc, bo…

– Jesteś właścicielem fabryki.

– I kilku ważniejszych sklepów sprzedających ten model – dokończył. – A także walizki i buty. Co do ubrań, muszę mieć trochę więcej czasu. Podejrzewam, że nie obejdzie się bez urzędowych podkładek, nakazów i tego wszystkiego, czego potrzeba, żeby ujawnić dane osobowe klienta. Poza tym o tej porze w Londynie sklepy są zamknięte.

– Zajmę się tym rano. Popracuj nad resztą, a ja spróbuję się czegoś dowiedzieć w sprawie sędziego Sądu Najwyższego.

Roarke pokiwał głową, ale nie ruszył się z miejsca.

– Kazałaś McNabowi sprawdzić bilety do opery, na koncerty symfoniczne i tym podobne – powiedział, popijając wino. – Jeżeli natrafi na jakieś problemy, daj mi znać. Dla mnie to kwestia wideofonu.

– Jasne. Gdyby coś, zaraz się do ciebie zgłoszę.

– A co do czarnorynkowej pornografii i tego typu programów, to ciągle jeszcze mam kontakty, to znaczy znam kogoś, kto zna kogoś… no wiesz.

– Nie, Roarke. Szybko się rozniesie, że węszysz w tym środowisku. Dostawca może go zaalarmować.

– O to nie musisz się martwić. Mogę się bez problemu ukryć, ale jeśli wolisz, zaczekamy, zobaczymy, jak poradzi sobie Ian. Mój sprzęt ma większe możliwości, nie zostawia tylu śladów – przypomniał.

– Nie tym razem. Korzystam z nierejestrowanego komputera, choćby tylko analizując dane, i sama nie potrafię się przed sobą usprawiedliwić. Tym bardziej nie wiem, jak wyjaśnić to zespołowi. Skąd wzięłam takie szczegółowe wyniki? Nie, w tej sprawie trzymamy się regulaminu.

– Ty tu rządzisz – powiedział Roarke i wyszedł do swójego gabinetu, zabierając ze sobą kieliszek z winem.

Kilka ulic dalej, na południe od centrum, w zagraconym mieszkanku McNab pochylał się nad swoim komputerem. Za jego plecami Peabody, w służbowej koszulce i spodniach od munduru, w skupieniu wpatrywała się w monitor jednego z jego komputerów.

Facet kolekcjonuje je tak jak inni, na przykład, hologramy słynnych sportowców, nie mogła się nadziwić.

Od przeglądania stron pornograficznych rozbolała ją głowa, ale nie przerwała pracy. Szukała nazwisk, koncentrowała się na tytułach, odnośnikach i przydomkach potencjalnych klientów, którzy skorzystali z możliwości darmowego obejrzenia trzydziestu sekund filmu.

McNab twierdził, że Yost może krążyć po labiryncie stron internetowych związanych z seksem i dokonywać wyboru na podstawie reklamówek. Możliwe, że zamawia je on-line. Jeśli jeszcze płaci kartą kredytową, niewątpliwie byłby to przełom w dochodzeniu. Ale nawet gdyby tylko chciał przeglądać półminutowe filmiki reklamowe, musiałby się zalogować i podać swój pseudonim.

Większość była oczywista i wzbudzała uśmiech Peabody.

„Napalony pies”, „Kutas”, „Twardziel”. Wątpliwe, by Sylyester Yost wybrał coś tak prymitywnego i głupiego.

Wyprostowała się, przetarła zmęczone oczy i sięgnęła po torebkę, by poszukać proszków przeciwbólowych.

McNab odwrócił się i zaczął masować jej kark.

– Może zrobimy sobie przerwę?

– Zażyję coś od bólu głowy i rozprostuję nogi.

Wstała i kręcąc ramionami, poszła do kuchni po szklankę wody.

Wiedział, że odwołała randkę z Charlesem Monroem, by z nim popracować. McNab był dziwnie zadowolony, że wymuskany facet do towarzystwa dostał na dziś kosza. To nic, że jedynie ze względu na pracę. Miał coraz większą ochotę odbić na jego ślicznej twarzy podeszwę swojego buta. Któregoś dnia…

Jego uwagę przykuła akcja rozgrywająca się na ekranie. Zaczął chichotać na widok czterech nagich ciał uprawiających coś w rodzaju zapasów. Dwie kobiety i dwaj mężczyźni splątani byli w zupełnie niewiarygodnej kombinacji.

– Jezus Maria.

– Co? Masz coś? Co znalazłeś? – Peabody natychmiast przybiegła do pokoju, pochyliła się nad ekranem, a po chwili, klnąc pod nosem, uderzyła McNaba dłonią w głowę. – Do cholery, przestań się wydurniać. Myślałam, że znalazłeś… – Urwała, oszołomiona. – O rany. – To jedyny komentarz, najaki się zdobyła.

Oboje, wpatrując się w to, co działo się na ekranie, przechylili na bok głowy.

– Ta babka musi mieć podwójne stawy.

– Potrójne – zaryzykował McNab. – A już na pewno wszyscy mają gumowe kręgosłupy. Nikt normalny nie wygiąłby się do takiej pozycji.

Odwrócili głowy i ich oczy się spotkały. Patrzyli na siebie pożądliwie, ale i z wyzwaniem.

– Chyba nie pozwolimy, żeby zgraja aktorów porno była od nas lepsza? – McNab powoli rozpinał jej rozporek.

– Jasne, że nie. To może boleć.

– Gliny nie czują bólu.

– Czyżby? Przekonaj się. – śmiejąc się, pociągnęła go na podłogę…

W innej części miasta Sylyester Yost kończył wieczorny kieliszek brandy i cygaro. W tym czasie jego jedyny android, którego uaktywnił na dokladnie dwanaście minut, mial uprzątnąć nieład panujący w kuchni i jadalni.

Oczywiście, sam sprawdzi efekt. Nawet najlepiej zaprogramowane androidy czasami nie były w stanie sprostać precyzyjnie sformułowanym wymaganiom Yosta. Na kolację przyrządził doskonalą cielęcinę w sosie. Zwykle po wykonaniu zlecenia lubił pokręcić się po kuchni, uwielbiał wdychać smakowite aromaty i kosztować odpowiednie wino. Niestety, takim przyjemnościom towarzyszy góra brudnych naczyń. I tu z pomocą przychodził android. Zamiast nastawiać zmywarkę do naczyń, Yost wolał relaksować się z kieliszkiem brandy w jednej i cygarem w drugiej dłoni.

Ubrany w długi czarny szlafrok z jedwabiu, z na wpół przymkniętymi oczyma rozkoszował się dźwiękami kwartetów smyczkowych Beethovena.

Zawsze uważał, że człowiek po ciężkim dniu pracy zasługuje na taką chwilę.

Niebawem chwila ta miała zamienić się w całe dnie, a dnie w tygodnie. Spokojna emerytura już na niego czekała. Cóż, pewnie będzie tęsknił za pracą. Jeśli będzie bardzo tęsknił, nic nie stoi na przeszkodzie, by od czasu do czasu przyjął jakieś zlecenie.

Tylko te ciekawe, żeby zabić potwora nudy.

Z pewnością jednak, mając muzykę i sztukę, będzie się doskonale bawił i cieszył ze swojej samotności.

Kiedy zaproponowano mu ten kontrakt, potraktował to jako znak. To zlecenie było doskonałym końcem kariery. Nigdy dotąd nie miał do czynienia z człowiekiem pokroju Roarke”a i dlatego, ze względu na jego możliwości, mógł i zażądał potrójnej stawki za trzy obiekty.

Co do czwartego, pozostawiono mu wolną rękę. Jeśli w ciągu dwóch miesięcy od wykonania pierwszego kontraktu zdoła zabić samego Roarke”a, otrzyma wspaniały bonus w postaci dwudziestu pięciu milionów dolarów.

Cóż za piękna emerytura, pomyślał z rozmarzeniem.

Nie miał najnmiejszej wątpliwości, że wypełni całe zlecenie.

To będzie najpiękniejszy moment w jego karierze. Od dawna czekał na taką okazję.

Загрузка...