11

Eve metodycznie przedzierała się przez blokady zabezpieczające, próbując dotrzeć do danych personalnych sędziego Thomasa Wernera. Według oficjalnego raportu, Werner zmarł na atak serca w swoim luksusowym domu na przedmieściach wschodniego Waszyngtonu.

Zidentyfikowanie sędziego zajęło jej sporo czasu, bo dysponowała bardzo skąpymi informacjami. Po przeszukaniu archiwum wiadomości z ubiegłej zimy w końcu natrafiła na wzmiankę o śmierci Wernera. Teraz należało znaleźć sposób, by jakoś obejść ustawę o ochronie prywatności, która pozwalała osobom o jego pozycji ustrzec się przed poszukiwaczami sensacji. I utrudniała prowadzenie dochodzenia nawet po podaniu odpowiedniego hasła identyfikacyjnego.

– Ty głupi sukinsynu! – rzuciła. – Jestem gliną. Podałam ci numer odznaki, kod dostępu do akt sprawy i próbkę głosu. Do ciężkiej cholery, czego jeszcze chcesz?!

– Jakiś problem, pani porucznik?

Nie podniosła głowy, by spojrzeć na Roarke”a.

– Pieprzona waszyngtońska biurokracja. Mam zwrócić się z tym zleceniem w godzinach pracy. Do diabła, przecież właśnie pracuję!

– Może mógłbym…

Rzuciła mu groźne spojrzenie i pochyliła się nad komputerem, zasłaniając monitor.

– Nie popisuj się.

– Nawet mi to do głowy nie przyszło.

– Tylko czekasz, żeby mi przytrzeć nosa.

– Ależ skąd, po prostu chcę ci pomóc. Zignoruję tą zniewagę. Zajmij się listą zakupów, którą ci przyniosłem, a ja spróbuję złamać twoją nieszczęsną blokadę.

Zlecenie nie może zostać zrealizowane – obwieścił słodkim głosem komputer. – Dane personalne i medyczne dotyczące sędziego Thomasa Wernera są o tej porze niedostępne. Proszę spróbować jeszcze raz. Agencja pracuje od poniedziałku do piątku w godzinach 8.00 – 15.00. Proszę dostarczyć zlecenie w trzech kopiach i dołączyć odpowiedni formularz. Wypełniając formularz, należy odpowiedzieć na wszystkie pytania. Brak lub niepełna odpowiedź opóźni procedurę. Zlecenia złożone przez osoby nie- upoważnione nie będą zrealizowane. Należy podać potwierdzony kod identyjikacyjny. Czas oczekiwania na realizację zlecenia – trzy dni robocze.

Ostrzeżenie!!! Próba wejścia do rejestru bez złożenia odpowiedniego zlecenia i bez podania potwierdzonego kodu identyfikacyjnego jest niezgodna z prawem federalnym i grozi aresztowaniem oraz karą nie mniejszą niż pięć tysięcy dolarów lub więzieniem.

– Nie jest zbyt przyjazny. – Roarke westchnął.

Nie odpowiedziała. Wstała, obeszła biurko i wzięła kopię, o której wspomniał. Kiedy zajął jej miejsce przed komputerem, poszła z listą do kuchni pod pretekstem, że przygotuje kawę.

Za nic nie będzie patrzeć, jak jej mąż bez najmniejszego wysiłku łamie blokadę i dociera do zabezpieczonych danych.

Oparła się o blat i przebiegając wzrokiem po liście, sięgnęła do autokucharza po kubek kawy. Zrobił to, co miał tam do zrobienia, zauważyła, podkreślając wszystkie zakupy za gotówkę, jakich dokonano tamtego lutowego dnia.

Pasuje do Yosta, pomyślała. Jeszcze jedno zakupowe szaleństwo. Nowa walizka, nowe buty – sześć par – nowy portfel, cztery skórzane paski, kilka par jedwabnych i kaszmirowych skarpet. W sklepie, który zidentyfikował Roarke, zamówił dwie szyte na miarę koszule.

Wstąpił tylko w dwa miejsca. W dwóch sklepach wydał ponad trzydzieści tysięcy eurodolarów.

Roarke dorzucił dane ze sklepu złotniczego w Londynie. Jubiler okazał się równie pomocny jak jego kuzyn z Nowego Jorku i potwierdził, że Yost nabył u niego za gotówkę dwie długości srebrnej linki.

Nic na zapas. Znowu ta jego pewność siebie. Wyraźnie polegał na swoim profesjonalizmie.

Zakładając, że prawidłowo oszacowano czas zgonu pary przemytników z Kornwalii, zrobił zakupy na dwa, trzy dni wcześniej, po czym ruszył na północ, gdzie dokonał podwójnego morderstwa.

Jak dotarł do Kornwalii? – zastanawiała się Eye. Czy miał w Londynie samochód? Czy na miejscu wynajął dom? A może zatrzymał się wjakimś modnym hotelu, apotem wynajął transport? Pociąg czy samolot?

Ponieważ prawie na pewno nie chodził nigdzie pieszo, liczyła, że może uda się odtworzyć plan jego zajęć podczas pobytu w Anglii.

– Pytanie – powiedziała, wróciwszy do swojego gabinetu. – Czy masz dom w Londynie?

– Tak, ale rzadko z niego korzystam. Zazwyczaj mieszkam w moim prywatnym apartamencie w New Savoy. Mają doskonałą obsługę.

– A samochód?

– Dwa. W garażu.

– Jak długo jedzie się do Kornwalii?

– Nigdy nie byłem w Kornwalii, musiałbym sprawdzić – odparł Roarke, nie patrząc na żonę. Siedział przy jej stanowisku pracy i jak na gust Eye, czuł się zbyt swobodnie. – Gdybym wybierał się tak daleko, prawdopodobnie, dla zaoszczędzenia czasu, zdecydowałbym się lecieć minihelikopterem prosto z biura. No chyba że miałbym ochotę na wycieczkę krajoznawczą.

– A jeśli nie chciałbyś się rzucać w oczy?

– W takim przypadku wynająłbym jakiś szybki samochód.

– Też o tym pomyślałam. Do pociągu czy samolotu trzeba się jakoś dostać, a i potem, na miejscu, też potrzebny jest środek transportu. To zbyteczne utrudnienia, a on tego nie lubi. Czy, według ciebie, New Savoy to najlepszy hotel w mieście?

– Tak mi się zawsze wydawało.

– Twój?

– Mhm. Chcesz to przejrzeć?

– A jeśli nas aresztują, obciążą karą i wtrącą do więzienia?

– Poprosimy o sąsiednie cele.

– Rany, strasznie śmieszne. – Podeszła do biurka, pochyliła się i przez ramię Roarke” a zaczęła przeglądać dane.

– Potwierdza się ta historia z atakiem serca. Jeśli informacje federalnych są prawdziwe, powinno tu być coś więcej.

– Można wejść do archiwum szpitala. – Roarke cmoknął i pochylił lekko głowę, by podrapać policzek żony. – Założę się, że to nie jest legalne.

– Skoro mogą federalni, mogę i ja. Otwieraj.

– Uwielbiam, kiedy tak mówisz. – Wystarczyło, że nacisnął jeden klawisz, by na ekranie ukazały się gotowe do skopiowania pliki.

– Zrobiłeś to, zanim ci pozwoliłam.

– Nie wiem, o czym mówisz. Po prostu postępowałem zgodnie z rozkazami inspektora prowadzącego śledztwo. Nie przekroczyłem uprawnień eksperta, nawiasem mówiąc cywilnego, ale jeśli czujesz, że powinnaś mnie ukarać…

Pochyliła się nad nim jeszcze niżej i ugryzła go w ucho.

– Och, dziękuję, pani porucznik.

Stłumiła śmiech.

– Złamany nos, pęknięta szczęka, uszkodzone oko, złamane cztery żebra i dwa palce, krwotok tu, obrzęk tam. Sporo tego jak na zawał serca.

– Są też ślady sodomii.

– I to jeszcze za życia. Przyczyną śmierci było uduszenie. Federalni mieli rację. Skoro już tu jesteśmy, to może sprawdzimy, czy dziewczynkę poddano badaniom i leczeniu. Ta sama data zgłoszenia, mniej więcej o tej samej porze, płeć żeńska, nieletnia. Prawdopodobnie rozpoznano molestowanie seksualne, mogła być w szoku. Może jakieś drobne obrażenia, siniaki, poza tym obecność nielegalnych subtancji we krwi.

Uruchomił przeszukiwanie, po czym sięgnął po jej kubek z kawą.

– Co ci to da? – spytał. – I tak wiesz, kto zabił Wernera.

– Wszystko jest ważne. Istnieje prawdopodobieństwo, że pomagała to zorganizować.

– 0, jest – mruknął Roarke. – Mollie Newman, pici żeńskiej, lat szesnaście. Trafiłaś w dziesiątkę. Nawet ze śladową ilością Exotica i Zonera.

– Jest jedyną osobą, o której wiemy, że widziała Yosta w akcji i przeżyła.

Zoner. Werner nie mógł jej tego dać. Po co zadawałby się z naćpanym dzieciakiem? – zastanawiała się Eye. To musiał być prezent od Yosta.

– Chcę odnaleźć tę Mollie. Nie ma tu gdzieś nazwisk rodziców lub opiekunów? Freda Newman, matka. Sprawdzimy ją, może znaj dziemy coś ciekawego.

– Eve, twoi przyjaciele z FBI już mają jej dane i z całą pewnością wiedzą, gdzie jej szukać. Podrzucili ci to, żebyś się zakopała w niepotrzebnej robocie.

– Wiem, ale i tak chcę to sprawdzić. Chcę wiedzieć, gdzie w Waszyngtonie kupił linkę. Zazwyczaj kupuje w pobliżu miejsca zbrodni. Zobaczmy, gdzie… – Urwała, bo w tym momencie rozległ się dzwonek łącza. – Dallas.

– Pani porucznik, zdaje się, że mamy coś na stronach pornograficznych.

– Peabody, do diabła, co ty masz na sobie?!

Jej podwładna, rumieniąc się, spojrzała na cienki kwiecisty szlafroczek z szafy McNaba, który włożyła, by nie krępował jej ruchów.

– Yyy… no… to szlafrok.

– Bardzo twarzowy – wtrącił się Roarke.

Rumieniec Peabody ogarnął całą twarz. Zmieszana dziewczyna zaczęła się bawić jaskraworóżowymi klapami.

– Och, dziękuję, naprawdę włożyłam go, bo mundur… Nie mogłam…

– Daruj sobie – ucięła Eye. – Co macie?

– Od tego przeglądania stron aż mnie oczy rozbolały. Notowałam pseudonimy. Ludzie, nie uwierzylibyście, jakie kretyńskie ksywy wymyślają sobie niektórzy faceci. Sądząc po tym, co znalazłam w jego profilu, doszłam do wniosku, że nasz ptaszek wybrał sobie coś bardziej klasycznego. Zaczęłam od Srebrny. Po prostu takie…

– Tak, rozumiem. Znalazłaś jego adres?

– Cóż, my…

Na ekranie pojawił się McNab, który bez ceregieli odepchnął

Peabody na bok. Nie miał na sobie szlafroka. Ani koszuli.

– Tu zaczęła się zabawa. Te zboczki często zabezpieczają swoje dane, zwłaszcza ci, którzy mają rodziny i dobrze płatną pracę. Nie chcą, żeby inni wiedzieli, że się podniecają, oglądając pornosy. Ale kiedy zabrałem się za tego Srebrnego, komputer rozgrzał się do czerwoności. Nikt nie robi aż takiego halo, i to na legalnych stronach. Serwer przeadresowujący odsyłał mnie z Hong-

– kongu do Pragi, z Pragi do Chicago, a stamtąd do Vegas i tak dalej.

– Streszczaj się, McNab, dobrze?

– Nawet nie jestem w połowie. Nie ma mowy, żebym na moim sprzęcie dotarł do prawdziwego źródła. Przenosimy się do biura w elektronicznym. Mam tam lepszy komputer, może uda się go namierzyć. Nie mogę powiedzieć, jak długo to potrwa. Zaraz wychodzimy.

– Nie. Pracujesz od szesnastu, siedemnastu godzin, to wystarczy. – Zapewne niecały ten czas poświęcił na sprawy natury służbowej. – Zostań w domu. Sama nad tym posiedzę.

– Bez obrazy, pani porucznik, ale do tego trzeba mieć sporą wiedzę techniczną. Nie złamie pani tych wszystkich zabezpieczeń, do tego potrzebna jest magia.

Roarke wszedł na wizję i włączył się do rozmowy.

– McNab – powiedział na przywitanie i to wystarczyło.

– No tak, spoko, poradzicie sobie. Zaraz prześlę to, co mam. Tak jak mówiłem, znaleźliśmy Srebrnego na legalnych stronach. Niektóre są całkiem ostre, ale mieszczą się w normie. Na razie nie trafiliśmy na nic paskudnego, ale do końca jeszcze daleko.

– Dobra robota. Zasłużyliście na przerwę.

– Właśnie sobie zrobiliśmy. – Nie opanował uśmiechu. – Jesteśmy wypoczęci i zregenerowani.

– Dzięki za szczerość – rzuciła oschle Eye. – Prześlij dane ni domowy komputer Roarke”a. – Przerwała połączenie i odeszl kawałek, by przemyśleć to, co usłyszała. – Zostawiam to tobie zwróciła się do męża. – Przerwij, kiedy uznasz, że masz dosy… a rano przekaż wszystko Feeneyowi lub McNabowi. Wiem, że masz inne sprawy na głowie.

– Jakoś sobie poradzę.

– A, zapomniałam ci powiedzieć. Jutro mam konferencję prasową. Może i ty powinieneś zwołać coś takiego?

– Już to zrobiłem. Nie martw się o mnie, Eye.

– A kto ci powiedział, że się martwię? – Usłyszała krótki sygnał dobiegający z gabinetu Roarke”a. – Są dane od McNaba.

Dokładnie zbadała linkę. Teraz, kiedy wiedziała, gdzie i jak szukać, wszystko wydawało się proste. Na dzień przed tym, jak Werner doznał „ataku serca”, Yost kupił za gotówkę jedmi długość. Sklep jubilerski mieścił się w Georgetown i od siedem dziesięciu pięciu lat służył najbardziej wyrobionym klientom.

Eye wyobraziła sobie, że tamtego dnia Yost zaszedł też do kilku innych sklepów, by sprawić sobie drobne prezenty. Sprawdziła biura podróży, firmy zajmujące się wynajmem luksusowych środków transportu oraz pięć najlepszych hoteli w okolicy wschodniego Waszyngtonu.

Poleciła, by komputer wyszukał nazwiska figurujące na wszystkich listach.

W oczekiwaniu na wyniki zrobila sobie jeszcze jedną kawę i postanowiła dać przemęczonym oczom chwilę odpoczynku. Zawsze się zastanawiała, jak ci trutnie z elektronicznego znoszą to niekończące się ślęczenie przed komputerami. Przeniosła się na fotel do spania, zamknęła oczy i zaczęła się zastanawiać nad tym, co ma jeszcze zrobić.

Odnaleźć sklepy jubilerskie, hotete, firmy wynajmujące samochody. W Londynie i we wschodnim Waszyngtonie. Postarać się o pozwolenie na zlokalizowanie Fredy i Mollie Newman. Pewnie nie dadzą, ale i tak poproszę. Przygotować się do tej idiotycznej konferencji prasowej. Złapać doktor Mirę i sprawdzić, jak idzie praca nad profilem. Zapytać Feeneya, co z linką.

Pośrednicy w handlu nieruchomościami. Prywatne posiadłości.

Tym zajmie się Roarke. Laboratorium. Dorwać Dickheada.

Kostnica. Sprawdzić, czy można przekazać krewnym szczątkiJonaha Talbota.

Lepiej zajrzę do Roarke”a. Ciekawe,jak mu idzie. Zajrzę do niego minutkę, postanowiła. Była to ostatnia myśl, zanim zapadła w sen.

W ciemność.

Dreszcze. Nie z powodu ciemności, ale chłodu. Strach to zinma jak lód skóra okrywająca jej drobne kruche kości, drżące, tak że prawie słyszy ten bezradny, głuchy odgłos.

Nie ma się gdzie schować. Nigdy nie miała. Nie przed nim. Nadchodzi. Słyszy jego ciężkie, nieśpieszne kroki, coraz wyraźniej, już jest przed jej sypialnią. Spogląda w stronę okna i zastanawia się, co by było, gdyby tak wstała z łóżka, rzuciła się w dół przez okno. Spadając, byłaby wolna.

Śmierć to wolność.

Za bardzo się boi. Bardziej boi się spadania niż tego, co za chwilę stanie się w jej pokoju.

Ma przecież tylko osiem lat.

Drzwi otwierają się, koszmar w koszmarze, ciemność wkracza w ciemność, jego sylwetka wyraźnie odcina się od półmroku korytarza. Postać bez twarzy.

Tatuś wrócił do domu. Przyszedł prosto do ciebie, dziecinko.

Błagam, nie. Błagam.

Ta prośba pozostała krzykiem w jej głowie. Nie wypowiedziała jej. I tak by go to nie powstrzymało, byłoby jeszcze gorzej. Jeśli to w ogóle możliwe.

Czuje na sobie jego dłonie. Skradają się pod kołdrą, niczym ogromne pająki, dotykają jej zimnej skóry. Było gorzej, po stokroć gorzej, kiedy robił to tak powoli, a potem…

Zacisnęła powieki, chciała uciec myślami, gdziekolwiek byle dalej od niego. Coś jej nie pozwala, powstrzymuje ją. Nie wystarczy. że ją hańbi, że się nad nią znęca.

Skrzywdził ją. Wiedział, jak bardzo. Ścisnął jej palce, aż zaczęła płakać. Jego oddech stawał się cięższy, powietrze wypełniak) obrzydliwe podniecenie.

Niegrzeczna dziewczynka.

Próbowała go odepchnąć, skurczyć się, zmniejszyć na tyle. by nie mógł w nią wejść. Teraz już głośno go błagała, zbyt przerażona, zbyt zdesperowana, by się powstrzymać. Wołała. Z jej gardła wydobył się jeden długi rozdzierający krzyk bólu, rozpaczy, kiedy brutalnie się w nią wcisnął i zaczął penetrować.

Jej oczy zaszły łzami, otworzyła je. Nie mogła opanować płaczu. Sztywna z przerażenia, patrzała na ojca, na jego zmieniającą się twarz. Rysy zamazały się

To Yost ją gwałcił. To Yost zacisnął jej na szyi srebrny drut. Choć nie była już bezbronnym dzieckiem, ale dojrzałą kobietą, policjantką, nie potrafiła go powstrzymać.

Nie ma czym oddychać. Brakuje jej powietrza. Na skórze, w miejscu, gdzie linka przecięla delikatną tkankę, czuje cienką, zimną strużkę krwi. W głowie ogłuszający szum, jak gdyby krzyczał cały świat.

Wyrywa się, szarpie, próbuje pomóc sobie pięściami, paznokciami, zębami. Na nic. Jest przygwożdżona.

– Eve, obudź się, Eve.

Roarke trzymał ją w objęciach, ale ona nadal tkwiła uwięziona w swoim przerażającym śnie. Patrzył w jej dzikie niewidzące oczy, czuł paniczne bicie jej serca. Była taka chłodna.

Wołał ją, przytulał w nadziei, że może dzięki temu ją rozgrzeje. Jej przerażenie trzymało go za gardło. Strach, niczym wściekły pies, zacisnął szczękę i nie wypuszczał ich obojga.

Miotała się w jego ramionach, walczyła, z trudem łykając powietrze jak tonący. W końcu zdesperowany, nie wiedząc, co robić, zaczął ja całować, jak gdyby wierzył, że może pomóc jej oddychać.

Nagle zesztywniała.

– Już dobrze, nic ci nie grozi – szeptał, kołysząc ją jak dziecko. – Jesteś w domu. Kochanie, zmarzłaś. – Ale nie miał odwagi jej zostawić, nawet by poszukać koca. – Przytul się do mnie.

– Nic mi nie jest, wszystko w porządku. – Nie wierzyła w to. nie.

– Przytul się do mnie. Potrzebuję cię.

Objęła go drżącymi, ciężkimi rękoma i wtuliła twarz w jego

– Czułam twój zapach, słyszałam twój głos, ale nie mogłam znaleźć.

– Jestem przy tobie. – Nie potrafił jej opowiedzieć, co czuje za każdym razem, gdy ona przeżywa swój koszmar z dzieciństwa. Nie znał słów, by opisać, jak bardzo rozdziera mu to duszę. – Tu jestem – mruczał, wtulając usta w jej włosy. – Miałaś zły sen.

– Tak, zły jak zawsze. Już po wszystkim. – Odsunęła się najdalej, jak mogła, i spojrzała na twarz Roarke”a. Jego ciemne, pełne emocji oczy płonęły. – Dla ciebie też był zły.

– Tak jak zawsze, Eye. – Przyciągnął ją do siebie, jej serce biło przy jego sercu. Kiedy najgorsze minęło, pogłaskał ją po plecach. – Przyniosę ci wody.

– Dzięki.

Wyszedł, a wtedy ona schowała głowę w dłoniach. Powtarzała sobie, że w końcu kiedyś to się skończy. Przejdzie jej, zawsze przechodziło. Przełknie gorzki, zniewalający strach i zabierze się do pracy. Będzie pamiętać, kim jest teraz, zapomni, kim była kiedyś.

Ofiara. Zawsze była ofiarą.

Do pracy. Nabrała głęboko powietrza i podniosła głowę. Powinna wrócić do pracy, bo tam ma władzę, kontrolę. W pracy zna swój cel.

Kiedy Roarke wrócił, podał jej wodę i kucnął u stóp Eve.

Czuła się lepiej. Na tyle lepiej, by ulga i wdzięczność ustąpiły miejsca podejrzliwości.

– Wrzuciłeś tu coś na uspokojenie?

– Wypij, Eve.

– Niech cię diabli, Roarke.

– Niech cię diabli, Eve – powtórzył za nią łagodnie i wypił połowę. – Dokończ.

Zmarszczyła nos i nie odrywając od niego oczu, powoli, małymi łyczkami, opróżniła szklankę. Robił wrażenie znużonego, nieczęsto się zdarzało, a nawet zmęczonego, co nie zdarzało się prawie nigdy.

Eye uprzytomnila sobie, że to nie pracy mu trzeba, ale relaksu. Wiedziała, że nawet gdyby sama odłożyła swoje obowiązki na jutro, nie zdoła namówić go na odpoczynek. Zaczekałby, aż ona uśnie, a sam wróciłby do pracy.

Tym razem mu się nie uda. Nie tylko on wie, który guzik nacisnąć. Odstawiła pustą szklankę.

– Zadowolony?

– Mniej więcej. Powinnaś dać sobie na dziś spokój. Prześpij się

Doskonale, pomyślała, celowo nie okazując zadowolenia.

– Masz rację – powiedziała wyraźnie bez entuzjazmu. – I tak nie mogę się skupić, tylko…

– Tylko co?

– Zostaniesz ze mną? – Wzięła jego dłoń. Wiem, że to głupie ale…

– Nie, to wcale nie jest głupie. – Usiadł w fotelu obok niej Objęła go, a kiedy zaczął głaskać jej włosy, przytuliła się d niego. – Wyłącz się chociaż do rana.

– Tak zrobię – przytaknęła, myśląc o tym, że i on do rana nie wymknie się z jej ramion. – Nie odchodź, dobrze?

Dobrze.

Upewniwszy się, że Roarke jej nie zostawi, że sam odpocznie. zamknęła oczy i pozwoliła sobie zapaść w mocny sen bez marzeń,

Zasnęła na długo, długo przed nim.

Kiedy się obudziła, ciągle trzymając Roarke”a w ramionach, za oknem z wolna budził się dzień. Przez chwilę pozostała w bezruchu, korzystając z rzadkiej okazji, by popatrzeć, jak mąż śpi.

Znowu pozwoliła się zaskoczyć miłości. Uniesienie ogarnęło ją jak zwykle bez ostrzeżenia. Nie było to spokojne, zwyczajne uczucie, do którego przywykła, ale gorący poryw namiętności, dziki wybuch, wulkan emocji, który wypełnił jej wnętrze. Radość, zakłopotanie, zaborczość, pożądanie i jakieś nieokreślone zadowolenie z siebie, graniczące ze zdumieniem, wszystko to stopiło w niej w jedną masę emocji.

Był tak absurdalnie piękny, że ogarnęły ją wątpliwości, czy kiedykolwiek zdoła pojąć, jak to się stało, że należy tylko do niej.

Był jej. Spośród wszystkich kobiet świata wybrał właśnie ją. Do diabła, pragnął tylko jej, pomyślała, uśmiechając się szeroko. Zdobył ją, wziął. Kiedy zrozumiała, jakie to podniecające, zrobił kolejny krok.

Pokochał ją.

Nie wierzyła, że kiedykolwiek spotka takiego człowieka. Nie mogła uwierzyć, że nosi w sobie tak wielkie uczucie. I potrafi je odwzajemnić.

A tymczasem proszę, policjantka i milioner śpią razem w fotelu, niczym para przemęczonych androidów. Poczuła się cholernie szczęsliwa. Ciągle się uśmiechała, kiedy otworzył swoje cudowne oczy. Błękitne, czyste jak kryształ i jak zwykle łagodnie rozbawione.

– Dzień dobry, pani porucznik.

– Nie rozumiem, jak można być tak przytomnym zaraz po przebudzeniu. I to bez kawy.

– Denerwujące, co?

– A tak. – Był ciepły, piękny i należał tylko do niej. Mogłaby go teraz schrupać jak świeżą bułeczkę. A właściwie to czemu nie, pomyślała. Do licha, nic nie stoi na przeszkodzie!

– Skoro już się obudziłeś – jej dłoń prześliznęła się w dół po jego torsie -…i jesteś gotowy, mam dla ciebie małe zadanie.

– Czyżby? – Szukała jego ust. celowo je omijając, to znów zaczepnie gryząc jego wargi. Ku zdumieniu i niekłamanej przyjemności Roarke”a, jego twarda męskość znalazła się nagle w jej dłoniach. Pieściła go czule, a jej język wędrował po jego szyi. Dla nowojorskiej policji zrobię wszystko – wyszeptał między jednym westchnieniem a drugim. – O Jezu! -jęknął, przewracąjąc oczyma. – Czy ja już zacząłem tę pracę?

Jakiś czas później Eye, rozluźniona i wypoczęta, wyszła z kuchni z dwoma kubkami kawy. Zdziwiła się, widząc, że w gabinecie nadal panuje półmrok. Roarke, z błogim uśmiechem, głaskał siedzącego mu na kolanach Galahada.

– Jak na eksperta w cywilu, chyba dość się już wybyczyłeś.

– Mhm. – Wziął od niej kawę. – Chodzę wcześnie spać, rano seks, kawa do lóżka. Ostatnio zachowujesz się jak prawdziwa żona. Eye, czyżbyś zaczęła się o mnie troszczyć?

– Hej, jeśli nie chcesz tej kawy, sama ją wypije. I co z tego. że się troszczę? A poza tym nie wyjeżdżaj mi tu z gadką o żonie. bo mnie to strasznie denerwuje.

– Dziękuję, kochanie, chętnie napiję się kawy. Jestem poruszony i szczęśliwy, że tak o mnie dbasz. A denerwowanie cię i nazywanie żoną to jedno z moich ulubionych zajęć.

– Świetnie. Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, rusz tyłek, bo mamy dziś sporo pracy.

Загрузка...