8

Przyjemny dom z cienmoczerwonej cegły znajdował się okolicy słynącej z wysokiego czynszu, modnych restauracji i ekskluzywnych sklepów. Na schodach przed wejściem stały podłużne, różowe kamienne donice tonące w białych kwiatach. Kilka ulic na południe takie donice nie uchowałyby się nawet przez jedną noc. Tu ludzie żyli wygodnie, spokojnie i nikomu nie przychodziło do głowy, by niszczyć własność sąsiada. Mieszkańcy sami dbali o swoje bezpieczeństwo, opłacając utrzymanie prywatnych androidów, które, odziane w granatowe mundury, pieszo patrolowały ulice. Dzięki temu nikt nie włóczył się po okolicy, a na chodnikach nie było śmieci.

Jonah Talbot mieszkał samotnie w jednym z takich komforowych dwupiętrowych domów. Tam też umarł, niestety nie tak komfortowo.

Eye przyglądała się ciału. Był dobrze zbudowanym trzydzieslatkiem. Został pobity, tak jak Darlene French, głównie po twarzy. Kilka siniaków w okolicy nerek i pod żebrami. Miał na sobie tylko szarą bawełnianą koszulkę. Spodenki leżały w kącie.

A więc doszło do gwałtu.

Zabójca zostawił go leżącego twarzą na podłodze, ze srebrną linką na karku.

– Wygląda na to, że pracował w domu. Sprawdziłaś jego dane?

– Tak jest, pani porucznik. Zaraz będą wyniki.

Eye wyjęła zestaw podręczny i przystąpiła do szacowania czasu zgonu

– Jonah Talbot – odczytała Peabody. – Mężczyzna, kawaler, lat trzydzieści trzy. Wiceprezes Starline Incorporated. Mieszkał pod tym adresem od listopada 2057. Rodzice rozwiedzeni, matka ponownie wyszła za mąż, urodziła jeszcze jedno dziecko.

– Zapisz pozostałe dane osobowe. Co to jest Starline?

Peabody wpisała nowe hasło.

– Wydawnictwo. Dyskietki, ale także książki, e-magazyny, prasa holograficzia. Wszystko, materiały w formie papierowej i elektronicznej – referowała Peabody. Nagle odchrząknęła i zamknęła monitor. – Firma powstała w 2015, w 2051 wykupiona przez Roarke Industries.

– Bliżej – szepnęła Eve. Po plecach przebiegły jej dreszcze. – Jest coraz bliżej. Ten facet ważył co najmniej dwa razy tyle co Darlene French, a i tak nie widać, żeby się bronił. – Ostrożnie podniosła dłoń Talbota. Jego kostki były zaczerwienione, a skóra popękana. – Kilka razy oberwał. Dlaczego tak mało? Wprawdzie nie jest taki postawny jak Yost, ale itak wygiąda na faceta w dobrej kondycji. Jeden przewrócony stół. Dwaj mężczyźni takiej postury powinni obrócić to pomieszczenie w perzynę.

Wiedziała to z doświadczenia. Nie tak dawno temu miała okazję obserwować, jak dwaj atletyczni faceci tłuką się w jej domowym gabinecie.

– Dobra, mamy to dokładnie sfilmowane. Przewróćmy go na plecy.

Usiadła na piętach, Peabody pochyliła się, by jej pomóc. Kiedy go odwracały, Eye poczuła opuchliznę i usłyszała chrzęst połamanych żeber.

Podciągnęła jego koszulkę.

– Nie zabił go tak od razu – powiedziała, oglądając rozległe przebarwienia na brzuchu. – Skurwiel nie walczy, tylko tłucze. Okulary.

Peabody podała jej okulary skanujące. Uzbrojona w powiększające soczewki, Eye dokładnie przyglądała się ciału.

– 0, tutaj, tuż pod lewą pachą. Jest ślad po nakłuciu. Facet za bardzo się opierał, więc zrobił mu zastrzyk uspokajający. Talbot stracił przytomność. Ciekawe, czy zanim go zgwałcił, zaczekał, aż oprzytomnieje. Założę się, że tak. Gwałt nie ma sensu, kiedy ofiara nie zdaje sobie sprawy z przemocy i własnego poniżenia.

Nie zapomniała że jej ojciec tak właśnie robił. Kiedy mdlała, bo za mocno ją zbił, po prostu czekał. Zawsze czekał. Musiała wiedzieć, czuć, błagać o litość.

– No, obudź się – szepnęła. – Wstawaj. Jak facet ma sobie ulżyć kiedy tak tu leżysz, mała dziwko?

– Pani porucznik?

– Zaczekał – rzekła Eve, otrząsając się. – Trzymał go przy życiu na tyle długo, by wyszły sińce. Czeka, aż ofiara odzyska resztkę sił i zacznie się bronić. Dopiero wtedy wyjmuje linkę, zaciska na szyi i kończy dzieło. – Zdjęła okulary. – Zajmę się materiałem. Skontaktuj się z McNabem i Feeneyem. Dowiedz się, czy było coś ciekawego na dyskietkach zabezpieczających.

– Tak jest.

– A jednak ci się udało – mruknęła, zabezpieczając zakrwawioną dłoń.

Tak jak i Darlene French, przypomniała sobie. A innym? Czy to zadrapanie, lub siniak, zdobyte podczas pracy, to dla Yosta jeszcze jedna pamiątka? Rana wojenna? Coś, co później będzie wspominał?

A co zabrał Jonahowi Talbotowi?

Włożyła okulary i jeszcze raz obejrzała ciało, tym razem koncentrując się na śladach po ukłuciach. Szybko znalazła to, czego szukała. Z lewej strony moszny.

Wzdrygnęła się na wspomnienie szoku, jakim było dla niej przeklucie uszu.

– Jezu, co się z tymi ludźmi dzieje? Do raportu: ślad na lewej części moszny oznacza, że ofiara nosiła tam kolczyk lub jakieś inne ozdoby.

Zdjęła okulary, wyprostowała się i stojąc nad zwłokami, zaczęła rozglądać się po pokoju. Słysząc na korytarzu czyjeś kroki, zwróciła się do Peabody:

– Powiedz ekipie, żeby zwrócili uwagę na ozdoby. Może znajdą coś podczas porządkowania terenu. Chodzi o przedmioty jakie faceci zawieszają sobie na jajach, wolę nie wiedzieć po co. Nasz znajomy lubi pamiątki, a z genitaliów ofiary zniknął kolczyk.

– Niestety, w tym przypadku nie mogę pomóc, pani porucznik. Odwróciła się w stronę drzwi i spojrzała na Roarke”a. Instynktownie podeszła do niego, zasłaniając zwłoki.

– Co ty tu robisz? Nie chcę, żebyś mi się tu kręcił.

– Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy.

Stali twarzą w twarz. Eye położyła dłoń na jego klatce piersiowej.

– To miejsce zbrodni.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Odsuń się, nie wejdę dalej.

W tonie męża usłyszała odpowiedź na pytanie, którego jeszcze nie zadała. Poczuła ukłucie w sercu, ale pozwoliła mu spojrzeć.

– Znałeś go.

– Tak. – Kiedy oglądał zwłoki, na jego twarzy gniew mieszałsię z żalem. – Masz już jego dane, ale powiem ci, że to był mądry, ambitny facet. Robił błyskawiczną karierę jako wydawca. Lubił książki. Prawdziwe, no wiesz, te, które trzyma się w dłoni i przewraca kartki.

Nie odpowiedziała. Wiedziała, że Roarke także uwielbia takie książki. A więc jest coś, co łączyło go z ofiarą. Radość, jaką daje przewracanie kartek.

– Dziś miał robić korektę – powiedział Roarke. Między gniew i żal zaczęło wkradać się poczucie winy. – Raz w tygodniu zostawał w domu, żeby popracować, choć bez problemu mógł to komuś zlecić. Miał w zespole wielu świetnych redaktorów. Z tego, co pamiętam, lubił żeglować, miał małą żaglówkę, cumował w porcie, na Long Island. Chciał kupić domek letniskowy w tamtej okolicy. Miał dziewczynę.

– Wiem, to ona go znalazła. Czeka w pokoju obok.

– Eve. to, co ci powiedziałem, nie ma żadnego związku z jego śmiercią. On nie żyje dlatego, że pracował dla mnie. – Podniósł wzrok na Eve. Jego oczy płonęły z wściekłości.

– Tak zamierzam prowadzić śledztwo. – Poza kadrem kamery chwyciła go za rękę. Czuła, że mąż cały drży, z trudem panował nad wzburzeniem. – Poczekaj na zewnątrz. Pozwól mi się nim zająć.

Przez ułamek sekundy wydawało jej się, że Roarke zrobi lub powie coś, co będzie musiała usunąć z nagrania. Nagle wyraz jego oczu zmienił się. Patrzył na mą tak zimnym wzrokiem, że aż poczuła chłód.

– Zaczekam – powiedział i wyszedł.

Na szczęście wyglądało na to, że dziewczyna Talbota, Dana, zdążyła się wypłakać, zanim Eye usiadła przy niej, by spisać zeznanie. Oczy miała czerwone i cały czas popijała wodę, jak gdyby atak płaczu ją odwodnił. Była wystarczająco przytomna i opanowana, by odpowiedzieć na pytania.

– Byliśmy umówieni na późny lancz. Powiedział, że będzie mógł zrobić sobie przerwę około drugiej. Tym razem to on mial płacić. – Usta dziewczyny drżały, przez chwilę zagryzała dolną wargę. – Płaciliśmy na zmianę. Jadaliśmy w Polo”s, na Osiemdziesiątej Drugiej. Oboje lubimy tę restaurację. Mieszkam w pobliżu. Zawsze w środy pracujemy w domu. Jestem szefem działu literackiego. Poznaliśmy się kilka miesięcy temu. Spóźniłam się. Przyszłam dopiero dwadzieścia po drugiej.

Urwała, napiła się wody i na chwilę przymknęła oczy. Nie była klasycznie piękną kobietą. Miała ostre rysy i twarz z charakterem.

– Zadzwonił klient, musiałam się nim zająć. Jonah mi dokuczał, bo zawsze się spóźniam. Podaje godzinę według „czasu Dany”. Ucieszyłam się, bo kiedy dotarłam na miejsce, jego jeszcze nie było. Chciałam mu trochę podokuczać. O Boże, nie mogę… chwileczkę, dobrze?

– Nie ma sprawy. Nie musi się pani spieszyć.

Tym razem Dana dotknęła szklanką czoła i powoli ją przesunęła.

– O wpół do trzeciej postanowiłam do niego zadzwonić i zapytać, co się dzieje. Nie odebrał, więc poczekałam jeszcze kwadrans. Od niego do restauracji idzie się pięć minut. Zdenerwowałam się, ale i zaniepokoiłam, rozumie pani?

– Tak, oczywiście.

– Pomyślałam, że po niego pójdę. Miałam nadzieję, że spotkamy się gdzieś po drodze, on będzie biegł i wymyśli jakieś wiarogodne usprawiedliwienie. Zastanawiałam się, czy od razu zrobić awanturę, czy pozwolić mu się wytłumaczyć. Weszłam do środka…

– Miała pani klucze?

– Co?

Opuchnięte oczy Dany błyszczały, ale widać było, że zaczyna się koncentrować. Świetnie, pomyślała Eye. Dobrze ci idzie, jakoś sobie z tym poradzisz.

– Pytałam, czy ma pani klucze, a może zna pani kod do drzwi?

– Nie, nie mam kluczy. Nie zaszliśmy tak daleko. Oboje chcieliśmy, żeby nasz związek był otwarty. Wie pani, takie są te nowoczesne amerykńskie pary. Każdy pilnie strzeże swojej niezależności. – Po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Nie wytarła ich. – Drzwi nie były zamknięte na klucz. To mnie zaniepokoiło, nawet przestałam się złościć. Zawołałam go, a potem weszłam do środka. Powtarzałam sobie, że pewnie tak go pochłonęła książka, że stracił poczucie czasu, ale zaczęłam się bać. Już miałam się odwrócić i wyjść, ale coś mnie powstrzymało. Cały czas go wołałam. Ruszyłam w stronę jego gabinetu. Kiedy byłam przy drzwiach, zobaczyłam go. Zobaczyłam Jonaha. Leżał na podłodze w kałuży krwi. Przepraszam – powiedziała szybko i pochyliła głowę aż na kolana.

Kiedy zawroty głowy minęły, zauważyła leżącą na podłodze książkę. Pochlipując, podniosła ją i wyprostowała pogniecioną okładkę.

– Czytanie było jego nałogiem. Uwielbiał wszystkie rodzaje literatury. Książki, dyskietki, w formie audio i wideo. Nie tylko dom jest tego pełny, ale i biuro, a nawet łódź. Czy mogłabym… Czy myśli pani, że mogłabym ją zatrzymać?

– Przez jakiś czas wszystko musi zostać na swoim miejscu, ale kiedy skończymy, dopilnuję, żeby dostała pani tę książkę.

– Dziękuję. Bardzo dziękuję. – Dana wzięła głęboki oddech i wbiła wzrok w książkę, jak gdyby w ten sposób chciała się uspokoić. – Kiedy go znalazłam, wybiegłam na ulicę. Myślałam, że będę tak biegła, ale wtedy zobaczyłam patrol androidów. Zawołałam ich, a sama usiadłam na schodach i zaczęłam płakać.

– Czy Jonah zawsze w środy pracował w domu?

– Tak, z małymi wyjątkami. Czasami musiał gdzieś wyjechać albo miał ważne spotkanie.

– Zawsze w środy jadaliście razem lancz?

– Przez ostatnie dwa, dwa i pół miesiąca spotykaliśmy się każde środowe popołudnie. Myślę, że można to nazwać zwyczajem, choć oboje udawaliśmy, że jeszcze niczego takiego między nami nie ma. Wie pani, otwarty związek – przypomniała Dana. ocierając dłonią łzy z policzka.

– Czy łączyła was intymność?

– Łączył nas seks. – Prawie zdobyła się na uśmiech. – Unikaliśmy słowa intymność, ale żadne z nas nie spotykało się z nikim innym. Przynajmniej przez ostatnie tygodnie.

– Wiem, że to sprawa osobista, ale czy pan Talbot nosił jakieś ozdoby?

– Małe srebrne kółeczko na mosznie. Bardzo głupie, ale bardzo seksowne.

Zanim skończyły rozmawiać, Dana wypiła drugą szklankę wody. Próbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie. W ostatniej chwili Eye zdążyła podtrzymać ją przed upadkiem.

– Niech pani usiądzie i chwilę poczeka. Zaraz się pani lepiej

– Nic mi nie jest. Chcę wrócić do domu. Po prostu chcę już być w domu.

Policjant panią odwiezie.

– Jeśli można, wolałabym iść pieszo. Mieszkam tylko kilka ulic stąd, a muszę… muszę się przejść.

– W porządku. Być może będziemy musieli jeszcze z panią porozmawiać.

– Błagam. byłe nie dzisiaj. – Dana podeszła do drzwi i zatrzymała się. – Wydaje mi się, że zaczęłam się w nim zakochiwać. Nigdy się nie dowiem. Już nigdy nie będę tego wiedzieć. To takie straszne… to wszystko, co stało się z Jonahem.

Eye jeszcze przez chwilę siedziała w milczeniu. Próbowała zebrać myśli kotłujące się w jej głowie. Ciało w drodze do kostnicy, morderca metodycznie wykonujący swoją pracę, dwoje agentów FBI próbujących przejąć jej sprawę. W domu zamieszkał gość, któremu tak do końca nie ufała, a mąż prawdopodobnie znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie i z pewnością przysporzy jej jeszcze sporo kłopotów.

Feeney, który wszedł do pokoju, zastał ją zamyśloną. Oczy miała na wpół zamknięte, a usta zaciśnięte. Zastanawiając się nad jej nastrojem, podszedł i usiadł przy niskim stoliku naprzeciwko Eye. Wyjął z kieszeni torebkę orzeszków i poczęstował ją.

– Mam dwie wiadomości. Którą wolisz usłyszeć najpierw, dobrą czy złą?

– Zacznij od tej gorszej, po co zmieniać atmosferę?

– Facet wszedł głównym wejściem. Niestety, ma klucz uniwersalny. To jest ta zła wiadomość.

– Policyjny klucz uniwersalny?

– Zgadza się. Albo świetną podróbkę. Okaże się, kiedy dokładniej obejrzymy zapis na dyskietkach. Moi chłopcy wyczyszczą obraz, może coś będzie widać. Nie w tym problem, Dallas. Chodzi o to, że wszedł do środka, jak gdyby tu mieszkał. Podszedł do drzwi, przesunął klucz, otworzył i wszedł jak do siebie. Nie mam żadnych wątpliwości, to robota Yosta. Laboranci niepotrzebnie badają próbkę DNA. Odpowiednio się ubrał, włożył nową perukę, długie ciemne włosy związane w kucyk. No wiesz, wyglądał jak artysta. Zdaje się, że to pasuje do tej okolicy.

– Wie, jak się wtopić w otoczenie.

– Miał walizkę. Klucz schował w zewnętrznej kieszeni i zabezpieczył. A poza tym znał dom. Od razu trafił do gabinetu.

Eye pochyliła się w jego stronę.

– Feeney, czy chcesz przez to powiedzieć, że kamery były włączone?

Otóż to. I to jest właśnie ta dobra wiadoniość. – Uśmiechnął się. – Yost albo nie wziął tego pod uwagę, albo miał to gdzieś, ale wszystkie kamery pracowały. Pewnie właściciel zapomniał je rano wyłączyć. Wszystko jest sfilmowane, jak kręci się po domu, zwyczajny ranek przed zabraniem się do pracy. Jest też dźwięk. Solidny system.

Eye poderwała się na równe nogi.

– Nie pomyślał o tym. Nikt nie włącza kamer zabezpieczających, kiedy pracuje w domu. Kto chciałby nagrywać, jak puszcza bąki i drapie się po tyłku? Feeney, to znaczy, że Yost to przeoczył.

– Tak, możliwe. Mamy całe zajście na dyskietce. Całe morder:stwo jest sfilmowane.

– Gdzie odtwarzacz? Chciałabym… -Urwała, przypomniawszy sobie o Roarke”u. Jęknęła. a Feeney nie potrafił powiedzieć, czy to żal, czy frustracja. A może jedno i drugie. – Obejrzę w centrali. Ustaw wszystko w sali konferencyjnej, dobrze? Zaraz do was dołączę, muszę jeszcze coś załatwić.

– Pewnie. Czeka na zewnątrz. – Feeney wstał, zgniótł torebkę orzeszkami i schował do kieszeni. – Nie chcę wsadzać nosa w nie swoje sprawy.

– Wiem. I za to cię lubię.

– Cóż, sama wiesz, że nie będzie mu teraz łatwo. Musi tak być. Możesz mu powiedzieć, żeby się nie przejmował, choć pewnie nic to nie da. Za jakiś czas odnajdzie w sobie gniew. Na początku będzie wściekły, ale się uspokoi. To taki typ. W końcu to jeszcze nic takiego. Być może będziemy mogli go wykorzystać. Oczywiście jak się uspokoi.

– Filozof z ciebie, Feeney.

– Tylko mówię. Pewnie zastanawiasz się, jak utrzymać go z dala od tej sprawy. – Spojrzał jej w oczy i pokiwał głową. Dokładnie o tym myślała. – Uważasz, że to dla niego bezpieczniejsze. Tak podpowiada ci serce, nie rozum. Rusz głową, Dallas, a na pewno zrozumiesz, że czasami cel staje się najlepszą bronią.

Możesz stać prźed tym celem, ale tego nie zauważać.

– Czyżbyś w tak zawiły sposób sugerował, żebym go oficjalnie wprowadziła do śledztwa?

– To twoja sprawa. Może chcę powiedzieć, że powinnaś pomyśleć o korzystaniu z każdego dostępnego źródła? To wszystko. – Feeney wzruszył ramionami, jak gdyby uznał, że i tak za dużo już powiedział, i wyszedł.

Eye zaczęła od wybrania odpowiednich mundurowych, z którymi mogłaby odwiedzić sąsiadów. Kątem oka obserwowała Roarke”a. Stał oparty o tylny zderzak nowego sedana. Patrzy na mnie. pomyślała. Czeka. A jednak robił wrażenie zdenerwowanego.

– Zaczekajcie na ninie – rzuciła do Peabody i przeszła na drugą stronę ulicy.

– Myślałam, że weźmiesz limuzynę z kierowcą.

– Miałem tak zrobić, ale kiedy dowiedziałem się o Jonahu, nie mogłem czekać.

– Kto ci powiedział?

– Mam swoje źródła. To przesłuchanie, pani porucznik? – Nie doczekawszy się odpowiedzi, zaklął miękko pod nosem. – Wybacz.

– Wiesz co, bądź tak miły i jedź do domu. Daj sobie wycisk na siłowni.

– Czy to twój sposób?

– Tak, zwykle działa.

– Muszę wracać do biura. Mam ważne spotkanie. Będziesz rozmawiać z rodziną?

– Tak.

Podniósł wzrok i przez chwilę patrzył na ładny dom z ciemnoczerwonej cegły. Myślał o tym wszystkim, co tam zaszlo.

– Chciałbym się zobaczyć z jego krewnymi.

– Oczywiście, zaraz po tym, jak zostaną oficjalnie poinformowani.

Spojrzał na nią. Feeney mial rację; było mu ciężko, ale powoli odnajdywał w sobie gniew. Widziała to w jego oczach.

– Eye, powiedz mi, co wiesz o tej sprawie. Nie odsyłaj mnie do moich źródeł.

– Jadę do centrali. Najpierw o wszystkim poinformuję rodzinę ofiary i złożę raport wstępny. Potem, razem z moimi ludźmi, przeanalizujemy dowody. Laboratorium pracuje na pełnych obrotach, lada moment będą wyniki. Doktor Mira przygotowuje profil psychologiczny. Badamy ślady, ale w tej chwili nie jestem gotowa, by o tym mówić, zwłaszcza tu, na miejscu zbrodni. Jednocześnie walczę o to, by federalni nie przejęli mojej sprawy. Poza tym bez wątpienia będę musiała złożyć oświadczenie dla mediów.

– Jakie ślady?

Zaraz to ze mnie wyciągnie.

– Roarke, powiedziałam ci, że na razie nie mogę o tym mówić. Proszę cię, nie naciskaj. Potrzebuję trochę czasu, żeby to przemyśleć.Nie potrafię łączyć pracy ze sprawami osobistymi tak naturalnie jak ty.

Myślała, że będzie zła, urażona, w najlepszym wypadku się zniecierpliwi. Tymczasem odczuwała jedynie troskę. On, człowiek, który prawie nigdy nie tracił zimnej krwi, był na granicy wytrzymałości nerwowej. Na jej oczach pogrążał się w rozpaczy.

Zrobiła coś, czego nie robiła nigdy dotąd, a przynajmniej nie w czasie służby i nie w miejscu publicznym, obserwowana przez policjantów. Objęła go, przyciągnęła do siebie i przytuliła się do jego policzka.

– Wybacz – szepnęła, żałując, że nie potrafi go pocieszyć. -tak strasznie mi przykro.

Gniew ściskający mu gardło, palący jego trzewia, rozrywający mu serce nieco złagodniał. Roarke zamknął oczy i przez chwilę trwał w ramionach żony.

Do tej pory nie miał nikogo, kto by go zrozumiał, pocieszył. Teraz zatopił się w jej obecności, zmył z siebie piekący żal, nabrał sił.

– Nie potrafię sobie z tym poradzić – powiedział cicho. -W mroku nie znajduję żadnych odpowiedzi.

– Znajdziesz. – Odsunęła się i pogłaskała go po włosach. – Przestań o tym myśleć, odłóż to na chwilę na bok, a znajdziesz odpowiedź.

– Potrzebuję cię dziś, Eve.

– Będę z tobą.

Wziął jej dłań, przycisnął do ust i pocałował.

– Dziękuję.

Zaczekała, aż mąż wsiądzie do samochodu i odjedzie. Miała posłać za nim tajniaka, chociaż do centrum. Ostatecznie zrezygnowała, bo wiedziała, że Roarke nie znosi ogonów. I tak by go zauważył i zgubił.

Pozwoliła mu odjechać.

Kiedy się odwróciła, zauważyła, że wszyscy policjanci nagle zainteresowali się przeciwną stroną ulicy. Nie tracąc czasu na zażenowanie, machnęła na Peabody.

Bierzmy się do roboty.

Roarke dotarł do biurowca w centrum miasta. Wsiadł do prywatnej windy i ruszył prosto do swojego gabinetu. Czuł narastający gniew. Wiedział, że będzie mógł dać mu Ujście dopiero, kiedy będzie zupełnie sam. Potrafił go poskromić. Zdobycie tej umiejętności sporo go kosztowało, ale to dzięki niej przetrwał najtrudniejsze lata i wybudował swoje imperium. To ona go ukształtowała. To dzięki tej umiejętności był tym, kim był.

Ale kim był, zastanawiał się, zatrzymując windę. Potrzebował czasu, by znaleźć odpowiedź na to pytanie. Człowiekiem, który może kupić wszystko, na co tylko przyjdzie mu ochota, tylko po to, by zaspokoić dawne pragnienia. Może mieć to, o czym kiedyś marzył. Wygody, styl, przyzwoitość, urodę.

Może wydać każde polecenie i już nigdy, przenigdy nie poczuje się bezsilny. Władza. Miał nieograniczoną władzę, która pozwalała mu się zabawić, stawić czoło każdemu wyzwaniu, spełnić każdą zachciankę.

Rządził imperium, a przynajmniej tak uważali niektórzy. Pracowały dla niego zastępy ludzi, od niego zależało ich życie. Życie.

Dwie osoby właśnie je straciły.

Nic na to nie poradzi. Nie zmieni tego, co się stało. Jedyne, co może zrobić, to dorwać tego, kto jest za to odpowiedzialny, tego, kto zapłacił. Wyrówna rachunki.

Wściekłość zaślepia, pomyślał. Nie pozwoli, by tak się stało, jego umysł będzie pracował na pełnych obrotach.

Nacisnął guzik, winda ruszyła. Kiedy wysiadał, wzrok miał ponury. ale chłodny. Recepcjonistka natychmiast wybiegła zza biurka i ruszyła w jego kierunku, jednak Mick, który czekał na sofie, był szybszy.

– No, no, chłopie, niezłe masz biuro.

– Mnie też się podoba. Proszę na razie nie łączyć rozmów, dobrze? – zwrócił się do recepcjonistki. – Chyba że zadzwoni żona. Chodź, Mick.

– Bardzo chętnie. Liczę na wycieczkę z przewodnikiem. Sądząc po rozmiarach recepcji, potrwa to kilka tygodni.

– Na razie musi ci wystarczyć mój gabinet. Za chwilę mam ważne spotkanie.

– Pracuś z ciebie. – Idąc za Roarkiem przeszkionym korytarzem, Mick zerkał to na panoramę Manhattanu, to na obwieszone dziełami sztuki ściany. – Jezu, człowieku, czy to autentyki?

Roarke zatrzymał się przed podwójnymi czarnymi drzwiami wiodącymi do jego prywatnego królestwa i lekko się uśmiechnął.

– Chyba nie handlujesz już dziełami sztuki?

Mick szeroko się uśmiechnął.

– Handluję wszystkim, co wpadnie mi w ręce, ale na twoje nie mam ochoty. Chryste, a pamiętasz, jak zrobiliśmy Muzeum Narodowe w Dublinie?

– Pewnie. Dziwne, ale moich pracowników te historie nigdy nie bawiły – odparł Roarke, otwierając przed przyjacielem drzwi.

– Ciągle zapominam, że ostatnio żyjesz w zgodzie z prawem. Najświętsza Panienko! – Mick wszedł do gabinetu i stanął jak wryty.

Oczywiście sam niejedno już widział i słyszał, więc wiedział, że plotki na temat majątku Roarke” a nie są przesadzone. Dom go oszołomił, ale na to, co zobaczył w jego miejscu pracy, nie był przygotowany.

Gabinet był ogromny. Widok roztaczający się za trzyczęściowymi oknami okazał się prawie tak doskonały jak dzieła sztuki zdobiące wnętrze. Sam sprzęt elektroniczny wart był fortunę. A wszystko to, począwszy od wielkich miękkich dywanów, poprzez ogromne ilości drewna uzupełnione niewielką ilością szkła, antyczne i nowoczesne meble, aż po supernowoczesne centrum komunikacyjne i informatyczne, wszystko należało do jego przyjaciela z dzieciństwa, z którym kiedyś razem biegali po cuchnących uliczkach Dublina.

– Napijesz się czegoś? Może kawy?

Mick głośno wypuścił powietrze.

– Kawy? Innym razem.

– Wobec tego ja, ponieważ mam jeszcze dużo pracy, piję kawę, tobie proponuję szklaneczkę irlandzkiej whisky. – Roarke podszedł do lśniącej szafki, w której znajdował się pełny barek.

Nalał Mickowi drinka, po czym zlecił autokucharzowi przygotowaiiie małej czarnej kawy.

– Za złodziejską duszę. – Mick podniósł szklankę. – Może nie jest dziś dla ciebie najważniejsza, ale z pewnością od niej się zaczęło.

– To prawda. Co robiłeś przez cały dzień?

– To i owo. Zwiedzałem miasto. – Mick spacerował, rozglądając po gabinecie. Otworzył ciemne drzwi i aż zagwizdał na widok przestronnej łazienki. – Brakuje tylko nagiej kobitki. Pewnie nie zamówisz towarzystwa dla starego kumpla, co?

– Nigdy nie zajmowałem się handlem żywym towarem – powiedział Roarke, siadając z kawą za biurkiem. – Nawet ja nie zszedłem poniżej pewnego poziomu.

– Fakt. Oczywiście nigdy nie musiałeś płacić za upojną noc, to się zdarza większości śmiertelników. – Mick podszedł do biurka i nie czekając na zaproszenie, rozsiadł się wygodnie na krześle naprzeciwko przyjaciela.

Dopiero teraz w pełni to do niego dotarło. Zrozumiał, że dzielą ich nie tylko lata i miłe. Człowiek, który zarządzał tym imperium, w niczym nie przypominał małego chłopca, z którym kiedyś razem kradł.

Roarke miał wrażenie, że w glosie przyjaciela usłyszał rozgoryczenie.

– Nie mam żadnych krewnych, Mick. Naprawdę cieszę się, że odnalazłem starego druha.

Mick kiwnął głową.

– To dobrze. Wybacz, że posądziłem cię o coś wręcz przeciwnego. Jestem pod wrażeniem, ale prawdę mówiąc, nie zazdroszczę ci tego wszystkiego, czego się przez ten czas dorobiłeś.

– Umówmy się, że to był łut szczęścia. Jeśli rzeczywiście chcesz pozwiedzać, mogę ci zorganizować wycieczkę. Za chwilę mam spotkanie, ale potem mógłbym cię odwieźć do domu.

– Jasne, chętnie. Muszę ci powiedzieć, że wyglądasz na faceta, któremu dobrze by zrobiło kilka piw w pubie. Masz to wypisane na twarzy.

– Straciłem przyjaciela. Zamordowano go dziś po południu.

+ Przykro mi. To niebezpieczne miasto. I niebezpieczny świat. Może odwołaj to spotkanie, znajdziemy przytulny pub i pożegnamy wojego kumpla?

– Nie mogę, ale dzięki za troskę.

Mick kiwnął głową. Czuł, że Roarke nie ma nastroju do wspomnień, więc szybko osuszył szklankę.

– Wiesz co, jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie sobie zwiedzę to twoje królestwo. Potem muszę coś zalatwić. Spróbuję się wkręcić na pewną ważną kolację. Co ty na to?

– Nie ma sprawy.

– Więc chyba tak zrobię. Wrócę późno. Czy twoja ochrona nie będzie robić problemów?

– Summerset się tym zajmie.

– Ten człowiek to prawdziwy skarb. – Mick wstał. – Wstąpię po drodze do św. Patryka i zaświecę świeczkę za duszę twojego przyjaciela.

Загрузка...