2

Apartament wynajął James Priori z Milwakue. Rezerwację zrobił z trzytygodniowym wyprzedzeniem, wprowadził się tego popołudnia o 15.20. Zamierzał spędzić w hotelu dwie noce.

Zapłacił karta debetową, której numer i wiarygodność sprawdzono i spisano podczas meldunku.

Czekając, aż ekipa z wydziału zabójstw skończy zabezpieczanie miejsca zbrodni, Eve siedziała w salonie i przeglądała dyskietkę, którą przysłał Brigham.

Materiał zarejestrowany w recepcji przedstawiał mężczyznę rasy mieszanej po 40 w klasycznym ciemnym garniturze. Dobrze zarabiający biznesmen, ktoregeo stać na drogie ubrania i ekskluzywne hotele. Jego konto na pewno nie świeci pustkami, zauważyła Eve.

Ale pod eleganckim garniturem i modną fryzurą krył się zwyczajny oprych.

Krzepki, przysadzisty o szerokich ramionach, ważył co najmniej dwa razy tyle co jego ofiara. Ręce miał kanciaste, palce długie. Zimne, brudnoszare oczy kolorem przypominały kałuże, które przez styczeń straszą na ulicach.

Twarz miał kwadratową, duży klockowaty nos i wąskie usta. Ciemne, starannie ułożone włosy, siwiejące na skroniach, nadawały mu nieco sztuczny wygląd. A może to przebranie?

Nie ukrywał twarzy, w pewnym momencie nawet uśmiechnął się do recepcjonistki. Po chwili pojawił się boy hotelowy, który zaprowadził go do windy. Mężczyzna miał tylko jedną walizkę.

Na innej dyskietce widać, jak chłopak otwiera drzwi apartamentu, po czym wycofuje się a Priori wchodzi do środka. Według zapisków w księdze hotelowej nie opuszczał pokoju aż do chwili morderstwa.

Nie kontaktował się z obsługą hotelową. Przygotowanie posiłku zlecił auto kucharzowi – średnio wysmażony stek, pieczone ziemniaki, kawa, sernik. Nieśmiało skorzystał z barku w salonie. Zjadł kilka orzeszków makadamie i wypił puszkę napoju pomarańczowego. Żadnego alkoholu, zauważyła Eve. Trzeźwy umysł.

Na kolejnej dyskietce zarejestrowano Darlene Frencz pchającą wózek w kierunku apartamentu 4602. Ładna dziewczyna w dopasowanym uniformie i wygodnych butach. Duże brązowe oczy o marzycielskim spojrzeniu. Delikatna budowa ciała. Małe dłonie, bawiące się złotym serduszkiem na cienkim łańcuszku, który wyjęła spod bluzki. Nacisnęła dzwonek, podrapała się po karku, nacisnęła jeszcze raz. Wsunęła serduszko pod bluzkę. Z kieszeni wyjęła kartę dostępu, wsunęła ją w szczelinę, prawym kciukiem nacisnęła czytnik linii papilarnych. Otworzyła drzwi, przywitała się, a następnie wzięła z wózka świeże ręczniki.

O 20.26 zamknęła za sobą drzwi.

O 20.58 Priory, z walizką w jednej ręce i ręcznikami w drugiej, wyszedł z apartamentu. Zamknął drzwi, wrzucił ręczniki do wózka, po czym beztrosko ruszył w kierunku klatki schodowej.

Pobicie, zgwałcenie i zamordowanie Darlene Frencz zajęło mu 32 minuty.

– Trzeźwy umysł. – powiedziała do siebie Eve. – Trzeźwy i wyrachowany.

– Pani porucznik?

Eve potrząsnęła głową i podniosła dłoń, sygnalizując, by jeszcze przez chwilę jej nie przeszkadzać.

Peabody zamknęła usta i czekała. Pracowały razem od ponad roku, znała już przełożoną na tyle dobrze, by wiedzieć, że ta ma swój własny rytm.

Oczy asystentki, prawie tak ciemne jak włosy sięgające linii brody, zatrzymały się na ekranie monitora, na którym Eve wyświetliła portret zabójcy.

Wredny typ, pomyślała Peabody.

– Masz coś dla mnie? – odezwała się po chwili Eve.

– Priori, James, szef działu sprzedaży w Alliwnce Insurance Company, oddział w Milwakue. Zginął w wypadku samochodowym 5 stycznia tego roku.

– Jak widać facet jest cały i zdrowy. Znalazłaś raport powypadkowy? Coś podejrzanego?

– Nic, pani porucznik. Według raportu, kierowca ciężarówki zasnął za kierownicą i staranował dwa samochody, jednym z nich jechał Priori. W Milwakue mieszka wiele ludzi o tym nazwisku ale tylko jeden James.

– Możesz przerwać poszukiwania. To ten facet. Skontaktuj się z Feeneyem, wyślij mu dyskietkę ze zdjęciem, niech sprawdzi w archiwach Międzynarodowego Centrum Danych Kryminalnych. To robota dla kogoś z elektronicznego, a Feeney uwielbia pracować z MCDK. Nikt nie znajdzie go szybciej niż on.- Zerknęła na zegarek. – Chciałabym porozmawiać z Hilo. Gdzie Roarke? – zapytała rozglądając się po salonie.

Peabody wyprostowała się, odwróciła głowę w przeciwną stronę i wbiła wzrok w ścianę.

– Nie mam pojęcia.

– Cholera! – Eve ruszyła do drzwi. – A Hilo?

– W apartamencie 4020, pani porucznik.

– Nie wpuszczać tu nikogo bez odznaki. Nikogo. – Podeszła do windy i nacisnęła guzik. Fakt, że Roarke opuścił miejsce zbrodni oznaczał tylko jedno, że coś kombinuje.

Na szczęście okazało się ze Hilo doszła do siebie. Oczy miała zaczerwienione, była blada ale spokojna. Czekała w jednym z najmniejszych apartamentów hotelowych. Przed nią, na stoliku stał dzbanek z herbata. Kiedy Eve weszła do pokoju, kobieta odstawiła filiżankę.

– Pani Hilo, jestem porucznik Dallas z nowojorskiej policji.

– Tak wiem. Pan Roarke powiedział że mam tu na panią poczekać z panem Brighamem.

Eve spojrzała na Brighama, który z zainteresowaniem przyglądał się obrazowi wiszącemu na ścianie.

– Roarke tak powiedział? – upewniła się Eve.

– Tak, posiedział tu ze mną chwilę, zamówił dla mnie herbatę. To taki miły człowiek.

– O, tak, jest wyjątkowo uprzejmy. Pani Hilo, czy rozmawiał pani z kimś oprócz Roarke’a i pana Brighama.

– Nie, zabroniono mi. – Kobieta popatrzyła ufnie na Eve; jej spuchnięta oczy miały orzechowy kolor. – Pani Roarke…

– Dallas.- Eve ledwo powstrzymała się przed zaciśnięciem zębów.- Porucznik Dallas.

– Ach tak, oczywiście, proszę wybaczyć, pani porucznik. Chciałam przeprosić za to zamieszanie przed… kiedy…tam… wcześniej- dokończyła po namyśle z trudem łapiąc powietrze.- Nie mogłam się opanować. Kiedy znalazłam tę biedną Darlene… nie mogłam sobie z tym poradzić.

– Rozumiem, w porządku.

– Nie, nie. – Hilo podniosła ręce. Była niewysoka ale dobrze zbudowana. Eve pomyślała że to ten typ, który niestrudzenie biegnie, kiedy inni zawodnicy dawno opadli z sił i leżą na murawie… – Wybiegłam, zostawiłam ją tam samą, w takim stanie. Jestem za nią odpowiedzialna, od 6 do pierwszej. Odpowiadam za nią, a ja tak po prostu wybiegłam, uciekłam od nie. Nawet jej nie dotknęłam. Nie przykryłam.

– Pani Hilo.

_ Po prostu Hilo.- Kobieta zmusiła się do uśmiechu. Ten grymas nadał jej twarzy jeszcze smutniejszy wyraz.- Nazywam się Natalie Hilo, ale wszyscy zwracają się do mnie Hilo.

– Dobrze, Hilo. – Eve usiadła. Zrezygnowała z włączenia rekordera.- Zachowałaś się właściwie. Zrobiłaś to, co należało. Gdybyś jej dotknęła, przykryła, zatarłabyś ślady w miejscu zbrodni. To mogłoby utrudnić znalezienie sprawcy. Znalezienie i ukaranie człowieka, który skrzywdził Darlene.

– To samo powiedział pan Roarke.- Oczy kobiety znów zaszły łzami. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i niedbale je wytarła. – Dokładnie to samo. Powiedział jeszcze że pani znajdzie tego bydlaka. Że nie przestanie pani szukać, dopóki ten łajdak nie wpadnie w pani ręce.

– Zgadza się Hilo, możesz mi pomóc. Możesz pomóc Darlene. Brigham, niech nas pan zostawi na chwilę same, dobra?

– Jasne. W razie czego może mnie pani łapać prze złącze hotelowe. Jestem pod 19.

– Będę nagrywać to, co mi powiesz- powiedziała Eve, kiedy wyszedł.- Zgoda? Jesteś gotowa?

– Oczywiście. – Hilo pociągnęła nosem i wyprostowała się.- Jestem gotowa.

Eve włączyła rekordem i położyła go na stole.

– Na początek opowiedz co się stało. Czego szukałaś w apartamencie 4602?

– Darlene się spóźniała. Nasze pokojówki mają bipery. Te z wieczornej zmiany po uprzątnięciu każdego apartamentu wysyłają sygnał. Stąd wiemy, że dane piętro jest gotowe.

Chodzi nie tylko o wydajność pracy ale i o bezpieczeństwo dziewcząt i gości.- Hilo westchnęła i sięgnęła po filiżankę z Herbatą.- Zwykle spóźniają się nie więcej niż 10,20 minut, zależnie od tego jak szybko pracują i jak dużo mają roboty.

Oczywiście dajemy im pewną swobodę. Czasem apartamenty są w takim stanie że sprzątanie wymaga więcej czasu. Zdziwiłaby się pani, naprawdę by się pani zdziwiła co niektórzy goście wyprawiają w pokoju hotelowym. Czasami zastanawiam się jak się zachowują we własnym domu. – Pokręciła ze smutkiem głową. – Cóż, takie jest życie. Hotel jest pełny. Mamy huk roboty. Nie zauważyłam że Darlene nie wysłała sygnału z 4602. Czterdzieści minut to długo, no ale to spory apartament a ona była raczej powolna. Nie mówię że źle pracowała… nie była dobrym pracownikiem, ale zwykle potrzebowała więcej czasu niż większość dziewcząt. – Hilo zaczęła nerwowo wykręcać palce.- Nie powinnam była tak o nie mówić. Niepotrzebnie powiedziała, że była powolna. Chodziło mi o to ze była skrupulatna. Była taką miłą dziewczyną. Naszą małą słodką laleczką. Wszyscy ją kochaliśmy. Chciałam powiedzieć że potrzebowała więcej czasu, by dokładnie wszystko posprzątać. Lubiła pracować w tych dużych luksusowych apartamentach. Lubiła ładne przedmioty.

– W porządku Hilo, wszystko rozumiem. Była dumna ze swojej pracy i chciała ją wykonać jak najlepiej.

– Tak był.- Hilo zasłoniła usta dłonią i pokiwała głową.- Właśnie tak.

– Co zrobiłaś, kiedy zauważyłaś, że się nie odezwała?

Kobieta otrząsnęła się z zamyślenia.

– Wysłałam jej sygnał. Zasada jest taka; pokojówka powinna się skontaktować z obsługa przez łącze hotelowe. Od czasu do czasu zdarza się że któryś z gości zatrzyma dziewczynę bo na przykład potrzebuje więcej ręczników. W Palace obowiązuje reguła nasz klient nasz pan. Czasami goście chcą po prostu porozmawiać, są z dala od domu, czują się samotni. To zmniejsza tempo pracy ale dzięki temu jesteśmy najlepsi.- Odstawiła filiżankę.- Dałam Darlene jeszcze pięć minut, po czym wysłałam kolejny sygnał. Zdenerwowałam się, kiedy nie odpowiedziała. Pani porucznik, zezłościłam się na nią, a teraz…

– Hilo. – Eve nieraz miała do czynienia z osobami, które przeżyły podobne dramaty i nie mogły sobie poradzić z wyrzutami sumienia. – To naturalna reakcja. Darlene na pewno Ne miałaby do ciebie o to pretensji. Nie mogłaś jej wtedy pomóc, ale możesz to zrobić teraz. Powiedz mi wszystko co wiesz.

– Tak, oczywiście.- Hilo nabrała powietrza w płuca i powoli odetchnęła. – Oczywiście. Jak wspomniałam, mieliśmy dużo pracy. Poszłam do apartamentu, żeby ją pospieszyć. Miałam nadzieję,że jej biper działa. Czasami się blokują, kilka razy się coś takiego zdarzyło ale rzadko. Zdenerwowałam się kiedy zobaczyłam jej wózek pod drzwiami. – Urwała, próbując przypomnieć sobie co chciała powiedzieć Darlene. – Zadzwoniłam, a po chwili otworzyłam sobie drzwi karta dostępu. Salon był wysprzątany, więc ruszyłam do sypialni. Otworzyłam drzwi…

– Były zamknięte?

– Tak, jestem tego pewna, bo pamiętam, że ją wołałam, kiedy je otwierałam. I wtedy ją zobaczyłam. Biedactwo, leżała na łóżku. Twarz miała opuchniętą, siną, na szyi i kołnierzyku miała krew. Kapa była cała czerwona. Tyle co pościeliła łóżka. Widzi pani ona wykonywała swoje obowiązki…

– Pościeliła łóżko?- Przerwała jej Eve.- Czy to pierwsza rzecz, jaką robią pokojówki po wejściu do apartamentu.?

– To zależy. Każda miała własny system. Wydaje mi się że Darlene zaczynała zawsze od łazienki. Najpierw wymieniała zużyte ręczniki, potem sprawdzała łóżko. Niektórzy goście żądają by wieczorem zmieniać pościel, nawet jeśli tylko się w ciągu dnia zdrzemnęli… lub w jakiś inny sposób korzystali z łóżka. W takim przypadku zdejmowała poszewki i zanosiła je do wózka razem z ręcznikami, a następnie przynosiła świeże i oblekała. Wszystko zaznaczała w karcie przy wózku. Rozumie pani, chodzi o wydajność. Dzięki temu unikamy też drobnych kradzieży ze strony pracowników.

– Z tego co zauważyłaś, to zabierała się do zmiany pościeli, tak? W sypialni grała muzyka. Hilo, czy myślisz że to ona włączyła stereo?

– Możliwe. Czasami to robiła ale nie tak głośno. Jeśli podczas wieczornej zmiany nikogo nie ma w apartamencie, pokojówka programuje sprzęt zgodnia z zaleceniem gościa, a gdy gość nie określi wcześniej wymagań, nastawia stację z muzyką klasyczną. Zawsze jednak dużo ciszej.

– Może zamierzała przed wyjściem ściszyć?

– Darlene lubiła bardziej nowoczesną muzykę. – Hilo zmusiła się do uśmiechu. -

Tak jak większość nowych pracowników. Nigdy nie włączyłaby sobie opery. To była opera, prawda?

– A więc zabił ją przy dźwiękach opery, pomyślała Eve. Dla własnej przyjemności.

– Co było dalej?- spytała.

– Zamarłam. Po prostu zamarłam. Nie mogłam się ruszyć. A potem wybiegła i trzasnęłam drzwiami. Krzyczałam, ale usłyszałam, że się zamykają. Wybiegam z apartamentu, zamknęłam tez drzwi wejściowe. A dalej nie mogłam się już ruszyć. Stałam tu, oparłam się plecami o drzwi i cały czas krzyczałam. Nawet kiedy wzywałam ochronę. – Hilo ukryła twarz w dłoniach.- Ludzie powychodzili z apartamentów i zaczęli biegać po korytarzu. Zrobiło się okropne zamieszanie. Za chwilę pojawił się pan Brigham, wszedł do środka. Potwornie rozbolała mnie głowa. Pan Brigham przyprowadził mnie tutaj, kazał się położyć, ale nie mogłam. Po prostu siedziałam i płakałam, aż przyszedł pan Roarke i przyniósł mi herbatę. Kto mógł ja tak skrzywdzić? Dlaczego?

Eve milczała. Na takie pytanie nigdy nie ma prawdziwej odpowiedzi. Poczekała, aż Hilo się uspokoi i spytała:

– czy Darlene zawsze sprzątała ten apartament?

– Nie zawsze, ale bardzo często. Zwykle każda pokojówka ma podpieką dwa piętra, no chyba że w hotelu dzieje się coś szczególnego. Darlene od początku zajmował się 45 i 46.

– Czy kogoś miała? Jakiegoś chłopaka?

– Tak, myślę że tak… Och pracuje u nas tylu młodych ludzi, wiecznie ze sobą romansują. Nie wiem czy dobrze sobie przypominam, ale chyba… Barry! – Hilo odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się lekko.- Jestem pewna, miała chłopaka o imieniu Barry. Pracuje u nas jako boy. Pamiętam, bo zawsze bardzo się cieszyła kiedy udało mu się kimś zamienić na wieczorną zmianę. W ten sposób mogli spędzać ze sobą więcej czasu.

– Znasz jego nazwisko?

– Niestety, nie. Była taka szczęśliwa kiedy o nim mówiła.

– Nie sprzeczali się ostatnio?

– Nie proszę mi wierzyć, wiedziałabym o tym. Kiedy pracownicy się kłócą wszyscy o tym wiedzą. Jestem przekonana… – Hilo nagle pobladła. – Pani porucznik, chyba nie myśli pani, że… Darlene tak ciepło o nim mówiła, wydawał się miłym młodzieńcem.

– To rutynowe pytanie, HILO. Rozumiesz, będę musiała z nim porozmawiać. Może on zna kogoś, kto mógłby ją skrzywdzić.

– No tak, chyba rozumiem.

Obie kobiety odwróciły się, kiedy otworzyły się drzwi i wszedł Roarke.

– Przepraszam, mam nadzieję że nie przeszkadzam?

– Nie. Właśnie skończyłyśmy. Hilo, będę jeszcze chciał z tobą porozmawiać- powiedziała Eve, kiedy kobieta podniosła się z krzesła. – Na dziś to wszystko, możesz odejść. Zorganizuję jakiś transport do domu.

– Już się tym zająłem. – Roarke podszedł do Hilo i wziął ją za rękę. – Przed drzwiami czeka kierowca. Zawiezie cię do domu. Twój mąż już wie. Hilo, jedź prosto do domu weź ciepłą kąpiel, prześpij się. Nie śpiesz się. Nie musisz przychodzić do pracy, dopóki nie będziesz chciała.

– Dziękuję. Bardzo dziękuję. Myślę że praca mi pomoże.

– Zrobisz jak uważasz. – Odprowadził ją do wyjścia

Hilo kiwnęła głową i jeszcze raz spojrzała na Eve.

– Pani porucznik, to była taka miła dziewczyna. Nikomu nie wadziła. Ten, kto jej to zrobił, musi ponieść karę. Jej to nie pomoże ale trzeba go ukarać. To jedyne co możemy zrobić.

Jedyne, pomyślała Eve. To tak niewiele.

Zaczekała aż Roarke skończy szeptać z mężczyzną, który zapewne był kierowcą, i zamknie drzwi.

– Gdzie zniknąłeś?

– Musiałem załatwić kilka ważnych spraw. -Pochylił głowę.- Zazwyczaj nie chcesz by cywile kręcili się na miejscu zbrodni. I tak nie mogłem nic tu zrobić.

– Za to gdzie indziej miałeś coś do zrobienia?

– Pani porucznik, czy mam zdać dokładną relację z tego czym się zajmowałem?- spytał się kierując w stronę barku. Otworzył drzwiczki i wyjął mała butelkę białego wina. Kiedy napełniał kieliszek, uświadomiła sobie, że jej pytanie nia zabrzmiało zbyt przyjaźnie.

– Po prostu zastanawiam się gdzie byłeś, to wszystko.

– I co robiłem? – dokończył za nią. – To mój hotel, pani porucznik.

– No dobrze, zakończmy ten temat.- Przeczesując palcami włosy, patrzyła, jak Roarke sączy wino. – Już drugi raz w ciągu ostatnich kilku tygodni ginie twój pracownik. I to na terenie należącym do ciebie. Fakt, że jesteś właścicielem połowy miasta…

– Tylko połowy? – przerwał jej, lekko się uśmiechając.- Będą musiał porozmawiać z księgowym.

– Cóż, mogłabym próbować ci wmówić, że to nic osobistego, ale sam wiesz, że byłaby to bzdura. To jest osobista sprawa. Rozumiem to i jest mi ogromnie przykro.

– Mnie również. Nie tylko z powodu tego co się stało ale dlatego że prawie chciałem się na tobie za to odegrać. A teraz, kiedy sobie to wyjaśniliśmy, powtarzam ci, że miałem tu parę spraw do załatwienia. Jak choćby ta kilka pięter niżej. – Wyciągną w stronę żony rękę z kieliszkiem, ale tak jak się spodziewała,odmówiła kręcąc głową.- Czeka mnie kryzys medialny. Dziennikarze aż się ślinią, kiedy w jakimś znanym hotelu dochodzi do morderstwa. Na dodatek na dole są te wszystkie gwiazdy. Szykuje się cholerna sensacja. Trzeba to jak najszybciej wyjaśnić. A poza tym ktoś powinien zająć się Hilo.

– Masz rację- powiedziała łagodnie Eve. – Dzięki twojej trosce łatwiej to znosi.

– Pracuje dla mnie 10 lat. – Nie musiał nic więcej dodawać.- Obsługa hotelowa zdążyła się już o wszystkim dowiedzieć. Nie chciałem żeby wybuchła panika. Pracuje tu jeden młody boy, Barry Collina.

– Jej chłopak.

– Tak. Przeżył szok. Kazałem go odwieźć do domu. Zanim na mnie naskoczysz- dodał-, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć- w chwili morderstwa razem z dwoma bagażowymi nosił walizki gości, którzy przyjechali na konwencję medyczną.

– A skąd wiesz kiedy doszło do morderstwa?

– Brigham przekazał mi dyskietki zabezpieczające. Myślałaś że tego nie zrobi?

– Nie, oczywiście, że nie. Ale i tak będę musiała z tym chłopakiem porozmawiać.

– Eve, dziś i tak niewiele byś się od niego dowiedział. – Głos Roare’a był cichy i melodyjny. Ma 22 lata. Chryste on ją kochał. Całkiem się załamał. – Mówił oraz ciszej. – Chciał, ‘żeby zawieźć go do matki, więc go zawiozłem.

– Dobrze się spisałeś. Prawdopodobnie postąpiłabym tak samo. Później z nim porozmawiam.

– Oczywiście sprawdziłaś już Jamesa Priory’ego?

– Jasne, a ty pewnie znasz już rezultaty, że powiem tylko że szukają go prze MCDK. Założę się że tam będzie, to nie był jego debiut

– Mogę dostarczyć ci jego dane dużo szybciej.

Owszem to możliwe dzięki nigdzie nie zarejestrowanemu sprzętowi, który trzyma w domu w swoim zamkniętym na klucz gabinecie.

– Dziękuję ale na razie trzymajmy się procedury. Wyszedł stąd z takim spokojem, jakby wiedział, że ma się gdzie ukryć Bez obaw, szybko go namierzę. Pozostaje pytanie, dlaczego to zrobił? Miał swoje powody żeby się tu pojawić.

Fałszywe nazwisko, wcześniejsza rezerwacja i te dwie noce. Na wypadek gdyby się coś nie powiodło. Wprowadził się do apartamentu i tam na nią czekał. Czy akurat na Darlene? Jeśli tak, to mamy kolejna zagadkę. A może chodziło po prostu o pokojówkę? Następna tajemnica. Poszperam w kartotece, może ma jakąś historię. – Eve dostrzegała coraz więcej niewiadomych. – Nie przeszkadzało mu że go rejestrujemy. Dlaczego? A jeśli się mylę? Może niczego na niego nie znajdziemy? To bez sensu, zupełnie nie zachowywał ostrożności.

– Chciał pokazać, że ma policję gdzieś. A może chodziło mu o mnie?

– Możliwe. Muszę jechać do New Jersey powiadomić krewnych a potem do biura sporządzić raport. Podrzucisz mnie?

– Ciągle mnie pani czymś zaskakuje, pani porucznik – powiedział Roarke ze zdziwieniem.

– Może chcę cię mieć na oku?

– To jest jakiś powód.- Odstawił kieliszek, wziął twarz żony w dłonie i pocałował ją w czoło. – Ta sprawa będzie trudna dla nas obojga. Przepraszam za wszystko, czym mogę cię urazić, zanim zamkniesz to dochodzenie.

– W porządku. – Małżeństwo, to nie taka prosta sprawa, pomyślała. Objęła go i czule pocałowała w usta. – To prawdopodobnie, że ja bardziej dokuczę tobie.

Wziął ją w ramiona.

– Dokucz mi już teraz. Powiedz coś wyjątkowo przykrego. Przypadkiem jesteśmy w pokoju hotelowym, więc od razu będziesz mogła mnie przeprosić.

– Zboczeniec. – Uśmiechając się, Eve odepchnęła go i ruszyła do drzwi.

– Zapłacisz mi za to – odparł gdy opuszczali pokój.


Obowiązek powiadamiania krewnych to najgorsza część zawodu policjanta z wydziału zabójstw. Wystarczy kilka słów, by zniszczyć ludziom świat. Bez względu na to, jak rodzina ofiary ułoży sobie życie, nigdy nie będzie już tak jak dawniej. Kiedy zabraknie choćby jednego elementu układanki, reguły gry nieodwracalnie się zmieniają.

Wracając z New Jersey, Eve starał się nie myśleć o tym, że właśnie zburzyła spokój matce i siostrze Darlene French. Wolał się koncentrować na następnym kroku, który pozwoli wymierzyć sprawiedliwość, może nawet ukoi rozpacz.

– Gdyby podobna zbrodnia wydarzyła się kiedyś w naszym mieście lub okolicy, wiedziałabym o tym.- Mimo to postanowiła skorzystać z pokładowego komputera w ukochanym 6000xxx Roarke’a i się upewnić. – Mamy uduszenia. I gwałty. I pobicia. Nawet parami- zaczęła.

– Uwielbiam Nowy Jork.

– Ja też. To chore. W ciągu ostatnich 6 tygodni wydarzyła się każda z tych zbrodni ale nigdy wszystkie naraz. Nikt nie używal srebrnej linki. Nie zrobiono tego w hotelu. Oczywiście nie znaczy to, że nie zrobił tego w innych miastach, krajach, a może nawet gdzieś poza planetą… Przeskanuję większy obszar kiedy…- Przerwała, kiedy w jej torebce odezwał się dźwięk komunikatora.- Dallas.

– Do diabła, nie mogłabyś zrobić sobie wolnej chociaż jednej nocy?

Spojrzała w smutne oczy Feeneya.

– Właśnie się starałam.

– No to powinnaś się bardziej starać. Może kiedy ty się zdrzemniesz, reszta z nas też będzie mogła chwilę odpocząć. A było tak miło. Peabody musiała mnie wezwac akurat kiedy siedziałem sobie z browarem, michą chipsów serowych i oglądałem mecz.

– Wybacz.

– I tak ci pieprzeni jankesi przegrali, I to z tymi zasrańcami z Tijuana Tacos. Niech to szlag!- Feeney westchną ciężko i podrapał się po siwiejącej głowie.- Ten twój facet kogoś mi przypomniał. Kiedy Peabody przysłał jego zdjęcie, od razu wydał mi się znajomy. Z początku nie mogłem sobie przypomnieć. Przeszukałem całe MCDK. To nie takie proste, kiedy ma się do dyspozycji jedynie dyskietkę ze zdjęciem. Żadnych odcisków. Chłopaki mówią, że musiał się zabezpieczyć. Na szczęście już badamy próbkę DNA. Mamy jego krew i skórę pobraną spod paznokci dziewczyny. No i jest sperma. Fiuta sobie nie zabezpieczył.

– Tak, wiem. Żaden z was nie lubi zakładać kapturka na swojego najlepszego kumpla.

Uśmiechnął się do niej kwaśno.

– Nie sądzę żeby przejmował się DNA. Zabezpieczył się, żeby zyskać na czasie.

Na wyniki analizy DNA trzeba czekać zwykle kilka godzin.

– Znalazłeś coś w MCDK?

– Właśnie do tego zmierzam. No więc wrzuciłem to jego zdjęcie. Znalazłem kilku podobnych, jak gdyby po operacji plastycznej. Pobawiłem się trochę tymi fotkami, w końcu udało mi się złożyć wszystko do kupy. Nie wiem dlaczego ale zajrzałem do plików z bronią i wtedy przypomniałem sobie tego faceta. Nazywa się sylwester Yost. Przebiegły Yost i cholernie dużo innych ksywek. Yost to jego prawdziwe nazwisko.

– Czy kiedykolwiek używał nazwiska Priori?

– To był pierwszy raz. Dodałem je do listy. Jakieś 15 lat temu rozpracowywałem seryjnego mordercę. Dusił srebrną linką. Pięć ofiar w pięciu kompletnie różnych zakątkach tej cholernej planety. Mieliśmy jedną w Nowym Jorku. Kobieta. Licencjonowana panienka do towarzystwa. Licencja drugiej kategorii. Miała związki z podziemiem. Podobnie jak cztery pozostałe ofiary. Nie należały do tej samej organizacji, ale prowadziły nielegalne interesy. Mieliżmy Yosta na oku, nigdy jednak niczego mu nie udowodniono. Morderstwa nagle się skończyły, sprawa przycichła.

– Najemnik?

– Tak podejrzewaliśmy ale kto mógł bydlaka nająć? Uderzał we wszystkie ważniejsze kartele. Żadnemu nie odpuścił. Ostatecznie uzbierałoby się około 20 zabójstw. W latach 30 przez jakiś czas siedział za napad z ofiarami śmiertelnymi.

– Tak myślałam. Wie jak wygląda pudło od środka. Tylko jedno aresztowanie?

– Niestety. Według raportu, miał 20 lat, kiedy zgarnęła go policja z Miami. Widać zz czasem się wyrobił.

– Jadę do centrali. Przyślij mi wszystko co masz.

– Już to zrobiłem. Poszperam jeszcze trochę. Więcej danych dostaniesz rano. Chcę się facetowi dokładniej przyjrzeć.

– W porządku.

– To do jutra. Hej Dallas?

– Co jest?

– Co ty masz we włosach?

– A co mam?- Ostrożnie przesunęła ręką po włosach wyczuwając brylantowe ozdoby. – Aa… to. Po prostu… byłam na przyjęciu…- urwała speszona, po czym odchrząknęła, próbując ukryć zmieszanie.- No, nic – rzuciła i się rozłączyła.


Mężczyzna urodzony jako Sylwester Yost, który pod nazwiskiem James Priori udusił modą pokojówkę, a obecnie przedstawiał się jako Georgio Masini, sączył druga szklaneczkę bez lodu szkockiej i oglądał powtórkę wieczornego meczu janesów.

Gdyby miał zabić kogoś z przyczyn osobistych wytropiły podającego Jankesów i wypatroszył jak rybę. Dla niego jednak morderstwo było czystym interesem, więc tylko siedział, klnąc zaskakująco wysokim głosem.

Byli tacy, którzy dokuczali mu z powodu cienkiego, prawie kobiecego głosu. Ignorował ich, jeśli właśnie wykonywał pracę, ale w czasie wolnym potrafił stłuc ich do nieprzytomności.

Ale nawet to robił tylko dla zasady. Nigdy nie był zbyt namiętnym człowiekiem, zarówno w kontaktach z ludźmi, jak i w kwestiach zasadniczych. Brak uczuć sprawiał, że był doskonałym materiałem na zabójcę.

Na konto, które zarejestrował na jeszcze inne nazwisko, wpłynęły już pieniądze za ostatnie wykonane zlecenie. Nie miał najmniejszego pojęcia, dlaczego na ofiarę została wybrana akurat ta dziewczyna. Po prostu przyjął kontrakt, wypełnił zlecenie, zainkasował forsę.

To był dopiero początek. Zanosiło się, że tym razem zarobi niezłą fortunę. Od jakiegoś czasu poważnie myślał o przejściu na emeryturę, więc dodatkowe fundusze były smakowitym kąskiem. Przez te wszystkie lata zarabiał wystarczająco dużo, by zaspokoić swoje wyrafinowane potrzeby. Stać go było na życie na najwyższym poziomie. Odkrył, zasmakował i poznał to co najlepsze.

Jedzenie, alkohol, sztuka, muzyka, moda. Zwiedził nie tylko całą planetę, ale sporo podróżował poza nią. W wieku 56 lat biegle władał 3 językami, co oczywiście pomagało mu w pracy. Kiedy miał ochotę, potrafił sam przygotować wyśmienity posiłek. Co więcej grał na fortepianie jak zawodowiec.

Nie urodził się bogaty. Do fortuny doszedł dzięki srebrnej lince.

Jako 20 latek był zwyczajnym oprychem, którego Eve dostrzegła pod elegancką przykrywką. Zabijał, bo potrafił to robić i nieźle mu za to płacono.

Teraz był mordercą wirtuozem, perfekcyjnym wykonawca zleceń. Nigdy nie zawiódł pracodawców, choć zawsze zostawiał jakiś ślad, podpisując się pod swoim dziełem.

Cierpienie-bicie. Poniżenie-gwałt. Srebrna linka. Morderstwo z klasą. Dla Przebiegłego Yosta każde zadanie było małą trzyaktówką. Zmieniały się jedynie dekoracje i aktorzy drugoplanowi.

To on był gwiazdą przedstawienia.

Przebiegły Yost kochał podróże. Z każdej przywoził pocztówki, które układał w klaserach. Od czasu do czasu lubił je przeglądać. Siadał wtedy z drinkiem i z uśmiechem wspominał zakątki, które zwiedził. Najcenniejszymi pamiątkami były drobiazgi i wspomnienia.

Obiad, który zjadł w Paryżu tego lata, kiedy załatwił producenta elektronicznych gadżetów. Widok z okna praskiego Hotelu, zanim w deszczowy dzień udusił przedstawiciela amerykańskiej firmy handlowej.

Miłe wspomnienia.

Choć obecny zleceniodawca jeszcze przez jakiś czas chciał go mieć na miejscu, w Nowym Jorku, Yost czuł, że i tu zdoła zebrać sporo równie miłych wspomnień.

Загрузка...