ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Przyszła do biura już o ósmej rano. Jeszcze nie było sprzątnięte. Dwie sprzątaczki dopiero kończyły swoją pracę. Caitlin od razu jednej z nich sprezentowała te nieszczęsne róże od Crawleya, a drugiej koszyk z upominkami. Wyjęła z torebki odświeżacz powietrza i szybko unicestwiła zapach róż. Potem poszła do łazienki i bardzo starannie umyła ręce, które mimo wszystko musiały dotykać kwiatów i koszyka.

W ten sposób znikły z pokoju wszelkie ślady po podstępnym draniu Crawleyu.

Jej wymówienie leżało nadal na biurku, tak jak je zostawiła poprzedniego dnia. Znalazła również na faksie wiadomość od delegacji niemieckiej, prawdopodobnie oznaczającą pogrzebanie jeszcze jednej nadziei. Nic jednak nie mogła na to poradzić. Poszła do toalety – nigdy w życiu nie czuła się aż tak bardzo zdenerwowana, jak dziś.

Jeszcze raz przejrzała się w lustrze, zastanawiając się, czy jest stosownie ubrana. Może powinna była włożyć tę zieloną sukienkę, która kiedyś tak bardzo podobała się Davidowi. Jeżeli jednak pamiętał, że ją pochwalił, potraktowałby to jako wyrachowanie. Zastanawiała się nad tym przed wyjściem do pracy i w końcu zdecydowała się na czerwoną garsonkę. To był mocny kolor, a tego poranka szczególnie potrzebowała siły. Niestety, czerwony kolor podkreślał bladość jej twarzy i sińce pod oczami, oczywisty znak nerwów i niewyspania.

Nie miała wiele czasu na spanie, jednakże nawet w ciągu tych paru godzin nie zmrużyła oka i wydawało jej się, że ta noc ciągnie się w nieskończoność.

Caitlin powiedziała rodzicom, Michelle i Trevorowi, że David po prostu nie mógł dłużej zostać, bo musiał już wracać i mogli sobie interpretować tę informację, jak tylko chcieli. Gdy impreza zbliżała się już do końca, któryś z gości chętnie i życzliwie podwiózł ją do Yarramalong i wkrótce znowu dysponowała swoim malutkim samochodem.

Wracając do Sydney, pomyślała z ulgą, iż przyjęcie skończone i że już do nikogo nie musi się uśmiechać. Czuła się okropnie zmęczona. Poszła spać bardzo późno i nie miała wiele czasu na sen, nawet gdyby udało jej się trochę zdrzemnąć, gdyż postanowiła, że przyjdzie do pracy dużo wcześniej niż szef.

Całą noc zastanawiała się, czy David, wychodząc z domu jej rodziców, rzeczywiście nie miał żadnych wątpliwości, co do prawdomówności Crawleya. Próbowała też dojść, o co chodziło temu draniowi, gdy mówił o matce Davida. W jaki sposób mógł wykorzystać fakt, że David codziennie rano jadał śniadanie razem z matką? Nawet gdyby z tego wynikało, że David jest maminsynkiem czy nawet fajtłapą, to i tak jej szef nie był człowiekiem, który przejmowałby się takimi pomówieniami. O co mogło chodzić Crawleyowi?

I jeszcze pozostawała kwestia, dlaczego David był tak konsekwentnie uparty w ścisłym trzymaniu się rozkładu dnia. Przecież mimo wszystko śniadanie z matką nie było aż tak ważne, żeby nie mógł tego odwołać.

Dlaczego nigdy nie zaprosił jej do siebie do domu? Co tam ukrywał? Czyżby drugą kochankę? Tamta byłaby jego domową panią, a ona służbową? Ciekawa organizacja haremu. Nie, na pewno nie chodziło o nic tak podłego. Ale dlaczego jej nie zapraszał? Co on tam ukrywał? Trzymał jakiegoś potworka w tym swoim domu?

Tak wiele pytań cisnęło się jej na usta. Niestety, na razie musiały poczekać.

O ósmej dwadzieścia dwie otworzyła biuro, zamknięte przedtem na klucz. Wiedziała, że punktualnie o ósmej trzydzieści pojawi się w pracy David.

Pierwsze, co prawdopodobnie zrobi jej szef, to sprawdzi, czy nie nadeszły faksem jakieś nowe informacje. Czyli najpierw wejdzie do jej gabinetu. Caitlin obserwowała z napięciem mijające minuty. Ciągle jeszcze nie miała szczegółowego planu, jak postąpić. Zastanawiała się gorączkowo, czy powinna siedzieć przy biurku, czy raczej stać, czy tak wyglądać, jakby normalnie przyszła do pracy, czy może wręcz przeciwnie.

Ósma trzydzieści. Stanęła przy biurku obok swojego krzesła, po lewej stronie miała komputer, z tyłu faks. Stała twarzą do drzwi.

Usłyszała kroki Davida. Nerwowo ścisnęła oparcie krzesła, wbijając paznokcie w obicie. Czuła, jak szybko bije jej serce, jak gwałtownie pulsuje tętnica na skroni, jak spazmatycznie kurczy się żołądek.

David nie wpadł do biura ze zwykłą sobie energią. Zaczął otwierać drzwi do jej gabinetu powoli, jakby natrafił na jakąś przeszkodę. Może chodziło o niemiłe wspomnienie o kobiecie, która jeszcze wczoraj tu pracowała i tak strasznie zawiodła jego zaufanie.

Wreszcie wszedł. Wyglądał mizernie, jakiś grymas na twarzy, oczy świadczące o braku snu.

Zamarł, gdy ją zobaczył. Nerwowo napiął mięśnie. Twarz jego przybrała twardy wyraz, oczy błysnęły wściekłością.

– Co tutaj robisz?

– Nie akceptuję pochopnych sądów. – Głos jej zadrżał, chociaż milion razy przedtem powtarzała sobie tę kwestię.

– Wyjdź stąd – powiedział. – Już tutaj nie pracujesz. To dało przeciwny efekt. Adrenalina, której nadmiar pojawił się w jej żyłach, dała jej dodatkową moc. Mózg zaczął pracować jeszcze wydajniej niż zazwyczaj. Spojrzała na niego wyzywająco, uzbrojona we własną niewinność.

– Czyżbyś zapomniała, że wczoraj złożyłaś wymówienie, które zostało przyjęte? – zapytał jadowicie.

– Tak, złożyłam wymówienie na piśmie i, jak wiesz, •zostawiłam je na moim biurku… dla jakiegoś nieproszonego gościa, żeby mógł się zapoznać z jego treścią.

Chwyciła głęboki oddech i mówiła dalej:

– Ja nie informowałam Michaela Crawleya, że zrezygnowałam z pracy. Ty też mu o tym nie mówiłeś. A przecież wczorajsza akcja Crawleya opierała się na informacji, że już u ciebie nie pracuję.

– Czyżby? – mruknął.

– Nie zamierzam donosić na żadnego z twoich pracowników – rozgniewała się. – Ale ktoś z nich szpieguje na rzecz Crawleya.

– Dlaczego miałbym sądzić, że jest to ktoś inny, a nie właśnie ty?

– Ponieważ jestem tutaj, Davidzie. Przy tobie. I jeśli mnie wyrzucisz, Crawley zwycięży. Osiągnie to, co zaplanował. On właśnie tego chciał, przysyłając mi róże i prezenty. Poza tym zamierzał wywołać jak największe zamieszanie przed spotkaniem z Niemcami.

Skrzywił się.

– Nikt z pracowników nie wie, że byliśmy kochankami. Crawley mógł uzyskać tę informację tylko od ciebie.

– Otóż, mylisz się. Crawley szpiegował cię. Przyznał się do tego wczoraj wieczorem, kiedy już pojechałeś. Powiedział mi, które noce spędziłeś u mnie w mieszkaniu i dokładną godzinę, o której wychodziłeś.

– Skąd mam wiedzieć, że nie uzyskał tych informacji właśnie od ciebie?

– Nigdy mi nie mówiłeś, co robisz po wyjściu ode mnie, Davidzie – powiedziała, pragnąc przykuć jego uwagę.

– Oczywiście jechałem do domu – stwierdził ironicznie.

– Tak. Jechałeś do domu na śniadanie ze swoją mamą… i to każdego ranka, to wiem od Crawleya. I on zamierza wykorzystać twoją mamę przeciwko tobie. Powiedział, że to jego najlepsza broń, choć oczywiście nie mam pojęcia, o co mu chodziło.

Zmarszczył brwi, po czym zamarł bez ruchu. Pomyślała, że wygląda jak skamieniały albo jakby go ktoś uderzył. Oczy miał teraz zupełnie bez wyrazu, zatopione w coś, co pochłonęło całą jego świadomość.

Caitlin poczuła, że ona też ma wszystkie nerwy napięte do granic wytrzymałości. Co spowodowało w nim taką reakcję? Co to za tajemnica związana z jego matką? Co to za broń, którą wymierzył przeciwko niemu Michael Crawley?

Widziała, jak dłonie Davida zacisnęły się w pięści. Jak potem próbował wrócić do normy, wyluzować się. Znowu włączył swoją samokontrolę. Jego oczy znowu patrzyły na nią. Było to teraz wnikliwe, badawcze spojrzenie. Chciał poznać wszystkie szczegóły.

– Czy mówił, w jaki sposób zamierza wykorzystać moją matkę? – Jego głos był pozornie spokojny, pozbawiony wszelkich emocji.

– Nie. Tego mi nie mówił – odpowiedziała spokojnie. – Śmiał się, że planuje rozpracować cię psychologicznie i kluczem do tego jest właśnie twoja matka. Mówił, że to jego główny atut przeciwko tobie. Napawał się rozkoszą, że wreszcie może cię zniszczyć. On mnie przeraża… Ten człowiek jest sadystą.

Na twarzy Davida pojawił się wyraz ogromnego bólu. Nigdy przedtem nie dał jej poznać żadnych swoich słabości. Potrząsnął głową, jakby nie dowierzał, jakby nie chciał przyjąć tego do wiadomości.

– Dziękuję, że mimo wszystko przyszłaś – powiedział zmienionym głosem. – Bóg świadkiem, iż wczorajszym zachowaniem nie zasłużyłem sobie na to.

– Zasłużyłeś. Nie zapomniałam, jak bardzo pomogłeś mi wczoraj.

I kocham cię, dodała w myśli. Być może to nieme wyznanie miłości przesłały mu jej oczy. Wiedziała, co myślał. Wczoraj prosił, żeby z nim została, a gdy przyszła pora próby, nie zaufał jej. Popełnił karygodny błąd. Z wielu powodów lepiej by było, gdyby zechciał ją wtedy wysłuchać. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

– Czy wszystko dobrze się skończyło wczoraj wieczorem? – zapytał.

– Bardzo dobrze… – Uśmiechnęła się na wspomnienie matki i ojca tańczących razem. – Zrobiłeś dobrą robotę.

Tak, to było wspaniałe, on sprawił, że mogła widzieć swoich rodziców złączonych w tańcu, wspólnie nucących piosenkę o miłości.

– Dostałem nauczkę – powiedział trochę do niej, a trochę do siebie. – To ja powinienem był kupić ci te róże.

Przyglądał jej się, tym razem nie z pożądaniem, tylko tak, jakby poznawał ją od nowa. A gdy opuścił wzrok, twarz jego znowu wyrażała wewnętrzną udrękę.

– Sądzę, że zbyt wiele oczekiwałam po naszej znajomości – rzekła, wskazując wzrokiem leżące na biurku wymówienie.

Pomyślała sobie, że niepotrzebnie dała mu poznać swoje uczucia, że tylko się wygłupiła. Przecież cały czas, mimo regularnych stosunków seksualnych, trzyma! ją na dystans. Była dla niego tylko dobrą współpracownicą i dobrą kochanką. Nikim więcej. Nigdy nawet nie zaprosił jej do siebie do domu. Nigdy nie myślał poważnie o wspólnej przyszłości. Nigdy jej takiej wspólnej przyszłości nie obiecywał. Nie miał wobec niej żadnych zobowiązań, więc bezsensem było mieć do niego jakiekolwiek pretensje.

– Tu nie ma twojej winy, Davidzie – dodała. – Po prostu chciałam zbyt wiele.

– Nie zdawałem sobie sprawy… – powiedział cicho. – Przepraszam cię.

Nie kochał jej. Dlaczego marzyła o tym, co nie mogło się spełnić? Obawiała się spojrzeć na niego, żeby w jego oczach nie wyczytać potwierdzenia swoich najgorszych domysłów. Popatrzyła na leżące na biurku pismo.

– Może ta rezygnacja z pracy to naprawdę najlepsze wyjście z sytuacji – stwierdziła, dając mu możliwość szczerego wyrażenia uczuć. – Nie powinnam ci się narzucać. To tylko przeszkadza w pracy… w wielu sytuacjach, na przykład wczoraj z delegacją niemiecką.

Cisza. Długa cisza. Dopiero po chwili odezwał się:

– Zauważyłem… wczoraj wieczorem… – słowa z wyraźnym trudem przechodziły mu przez gardło.

Caitlin wstrzymała oddech. Tylko nie pozwól mi odejść, powtarzała w myśli.

– Caitlin… daj mi… nam… jeszcze jedną szansę – poprosił, starannie dobierając słowa.

Odetchnęła z ulgą. Rozluźniła napięte mięśnie, ale musiał upłynąć pewien czas, zanim mogła zebrać się na odwagę, podnieść głowę i spojrzeć mu w oczy.

– Potrzebne mi twoje zaufanie, Davidzie.

Chciała od razu zapytać o jego matkę, czuła jednak, że nie jest to odpowiedni moment na tego rodzaju pytania. To było dla niego coś bardzo bolesnego i choć na razie nie mogła mu pomóc, czekała, aż David zdobędzie się na odwagę i wszystko jej wyjaśni. Nie ma miłości bez zaufania.

– Przepraszam. Już nigdy więcej nie zawiedziesz się na mnie.

– To dobrze.

Pragnęła, by podszedł do niej, objął ją, przytulił, całował. Niestety, znajdowali się w biurze. A on miał swoje żelazne zasady.

Złam je, nie przejmuj się niczym, błagała go w myślach. Pamiętała jednak, jakie konsekwencje miała podobna prośba wczoraj rano i już więcej nie chciała ryzykować.

Jednak nadal nie zgadzała się na seks z Davidem. Tamten rodzaj znajomości zakończył się wczoraj rano i nie miała ochoty do tego wracać. Nie chciała, by znowu o szóstej czterdzieści pięć odchodził od niej, przeistaczając się w chłodnego biznesmena. I nie uważała za słuszne, żeby nadal ukrywali swój związek, jak jacyś złodzieje. To należało zmienić.

Zmusiła się, resztką sił, by skoncentrować się na sprawach służbowych.

– Przyszedł faks od Niemców. Lepiej będzie, jeśli to przeczytasz.

Podeszła do faksu i oderwała zadrukowaną kartkę.

To też było trudną próbą dla Davida. Inżynier Schmidt informował, iż spędził wczorajsze popołudnie na rozmowach z Michaelem Crawleyem. Nie wypowiadał się jednoznacznie na temat zrezygnowania ze współpracy z firmą Hartleya. Było jednak oczywiste, że oczekiwał, iż David będzie teraz zabiegał o jego względy, płaszczył się przed nim, obniżał ceny.

Z niepokojem obserwowała Davida. Czy bardzo rozzłości go treść tego pisma?

Ale on ze spokojem odłożył kartkę i podszedł do mej. Tak blisko, jak tego pragnęła. Objął ją w talii. Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.

– Caitlin – jęknął.

Łagodnie przesunął dłonią po jej policzku, rozkoszując się delikatnością i ciepłem skóry. Pogładził jej włosy. I nagle wpił usta w jej wargi z taką pasją, z taką namiętnością, że zaskoczona nie zdążyła zaprotestować.

Złamał swoją główną żelazną zasadę. Nie wiedziała, jaka jest tego przyczyna i nie troszczyła się o to. Czuła prawdziwą ulgę, że koszmar samotności już ma za sobą. Nie wahała się, nie opierała mu się. On już nie złościł się na nią, ona mu wszystko wybaczyła, zaufanie wzajemne zostało odbudowane. Znowu było wszystko dobrze. Zafascynowani sobą, zachwyceni, jeszcze raz obudzili do szalonego tańca śpiące demony.

A jednak jakiś uparty wewnętrzny głos próbował ją ostrzec. Nie chciała go słuchać, ale pojawiał się coraz natrętniej w jej myślach.

Odsunęła się od Davida.

– Nie – powiedziała. – Nie rób tego.

Spojrzał na nią zmieszany. Zaskoczony. Pragnął jej. Pożądanie zawładnęło nim tak silnie, że nie dbał o to, iż ktoś wejdzie do gabinetu, że może ich zobaczyć. Teraz ona dbała o takie sprawy. Nie chciała już nigdy więcej być dla niego panienką na zawołanie. To musiało się zmienić.

– Davidzie – rzekła stanowczo. – Jestem tutaj twoją asystentką. Nikim więcej.

– Przepraszam – powiedział.

Wyglądało na to, że sam się sobie dziwi, iż mógł się zapomnieć aż do tego stopnia. Nadal jednak ją obejmował. Nie cofnął rąk. Jakby zupełnie był mu obojętny ten nieprzyjemny faks, który nadszedł od Niemców. Jakby zupełnie nie przejmował się swoją firmą.

– To bardzo niedobra wiadomość – przypomniała mu. Spojrzała wymownie na pismo, które tak niefrasobliwie odłożył na biurko.

– Caitlin, nie przejmujmy się takim drobiazgiem. Nie obchodzi mnie współpraca z kimś, kto pertraktuje z Crawleyem. Szkoda naszych nerwów na takie rzeczy.

– Ale… Davidzie… myślałam…

Przygryzła dolną wargę. Tak, on tu jest szefem i on tu podejmuje decyzje. Ona nie ma nic do gadania. Spojrzał na nią uważnie.

– Caitlin, wiem, że ten faks sprawił ci przykrość, ale kontrakt z Niemcami nie jest tego wart, żebyś musiała się tak bardzo martwić. Jak będziesz pisała odpowiedź dla nich, napisz im, że nie mamy ochoty zadawać się z firmą, która jednocześnie pertraktuje z Crawleyem. Niech wybiorą: my albo on. Wkrótce czeka nas sprawa sądowa przeciwko temu złodziejowi, udowodni im się, że patenty Crawleya są kradzione i będą mieli się z pyszna. Nie przejmuj się i odpisz im, co chcesz.

Aż serce jej podskoczyło z radości. Jaki on potrafił być miły!

– Teraz będę musiał wyjść – dodał. – Pojadę do domu i porozmawiam z matką. Muszę ją przygotować na pewne sprawy.

Z jakiegoś powodu jego matka była teraz najważniejsza. Próbowała to zrozumieć. Ale tak bardzo nie chciała, żeby już odchodził. Jej poczucie bezpieczeństwa było tak kruche, że po prostu nie miała siły być znowu, choć przez chwilę, bez niego.

– Może będzie szybciej, jeśli zadzwonisz do mamy – powiedziała.

Pokiwał przecząco głową. Był smutny, zbolały. Ta dziwna, tajemnicza sprawa z jego matką raniła go do głębi.

– Nie da się tego załatwić przez telefon – powiedział z żalem w głosie.

– Dobrze, w takim razie zajmę się tutaj wszystkim – niechętnie wyraziła zgodę.

Patrzył na nią tak ciepło, tak życzliwie, jak nigdy dotąd.

– Twój ojciec świata poza tobą nie widzi – powiedział niespodziewanie. – To bardzo ciekawy i mądry człowiek.

Chciał być dla niej dobry, serdeczny. Nie zdążyła się jeszcze do tego przyzwyczaić.

Zaczął szykować się do wyjścia. Nie miał już takich powolnych, ociężałych ruchów, jak rano, gdy wchodził do jej gabinetu. Pomyślała, że wróciło mu życie, jak tylko pojął, iż ona nadal jest przy nim. Na pewno była dla niego kimś ważnym. Po prostu musiał teraz pojechać do swojej matki. Trudno.

Podszedł już do drzwi, oparł rękę na klamce. Niespodziewanie odwrócił się i spojrzał na nią uważnie.

– Jakiego chcesz konia, Caitlin? – zapytał.

– Nie myślałam jeszcze o tym – odparła zaskoczona.

– To się zastanów – powiedział i dodał: – Wrócę tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.

Wyszedł i Caitlin znowu ogarnęły wątpliwości. Marzyła o nim, o wspólnej przyszłości, kochała go. Ale jeżeli on sądzi, że kupi jej konia, a w zamian dostanie jej ciało i duszę, to grubo się myli. Ona na pewno nie jest dziewczyną na sprzedaż. Po chwili jednak doszła do wniosku, że powinna się zgodzić na podarowanie jej konia. Dlaczego nie? Przecież go na to stać, a do dziś nie dał jej żadnego prezentu. Tak bardzo chciała dostać konia, który zastąpiłby jej ukochaną Dobbin. Jeżeli w ogóle istniało jakieś zwierzę chociaż trochę tak doskonałe, jak jej kuc.

Uśmiechnęła się na myśl o tym, jak bardzo David był teraz dla niej serdeczny. Pamiętała jednak, że najważniejsze wciąż jeszcze było przed nią. I od tego na pewno zależało bardzo wiele. Musi ją wreszcie przedstawić swojej matce.

Загрузка...