ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kochanie się z Davidem Hartleyem to jakby taniec z demonami, największe na świecie cudowne szaleństwo. Nieważne, co będzie potem, mniejsza z tym, jakie będą konsekwencje. Dzika namiętność, pożądanie – temu naprawdę nie można było się oprzeć.

Chyba nie istniały w życiu Caitlin Ross takie sprawy, które nie wiązałyby się w żaden sposób z jej cudownym bożkiem, Davidem Hartleyem. A jeśli nawet były, to tylko niewielkie i mało ważne. Od czterech miesięcy miała tę pewność, że ziemia obraca się wokół Davida, jej szefa i kochanka.

Cztery miesiące temu została mianowana jego osobistą asystentką. Dodatkowo doszło do tego, i to zupełnie niespodziewanie, stanowisko jego osobistej kochanki. Caitlin nie powiedziała „nie” po prostu dlatego, że nie dał jej na to czasu. Została zagarnięta w ten sam sposób, z taką samą pewnością siebie, z jaką zawsze traktował wszystkie sprawy związane z firmą, której był właścicielem.

To było fascynujące.

Parę minut po tym, gdy skończył się dzisiejszy szalony taniec z Davidem, pierwszy raz od czterech miesięcy, niespodziewanie ogarnął ją bunt.

Doszła nagle do wniosku, że ta znajomość do niczego nie prowadzi, ponieważ nie widać przed nimi żadnej wspólnej przyszłości. Nie chodziło już nawet o to, że Caitlin, jak prawie każda dziewczyna, nosiła w głębi duszy marzenia o ślubie, białym welonie i gromadce dzieci. Caitlin stwierdziła, że David nie traktuje jej tak, jakby tego chciała. Każda gorąca, namiętna noc kończyła się nieodmiennie tym, że dokładnie o szóstej czterdzieści pięć wychodził od niej. Potem o dziewiątej rano spotykali się w biurze, gdzie zimno i stanowczo wymagał od niej, by rzetelnie wypełniała wszystkie biurowe obowiązki. Odkryła dwie różne cechy osobowości Davida. Nie dość, że w pracy traktował ją zupełnie inaczej niż wtedy, gdy nocą przychodził do jej domu, to na dodatek miał swoje niezłomne zasady, które zaczynały ją irytować.

Choćby to wychodzenie od niej zawsze dokładnie o tej samej porze. Poza tym traktował bardzo surowo pewne sprawy… Na przykład, gdyby dowiedział się, że jakaś pani i jakiś pan, zatrudnieni w jego firmie, spoufalają się ze sobą nadmiernie, powiedzmy: mają się ku sobie albo już kochają się i robią ze sobą „tego rodzaju rzeczy”, skończyłoby się to niewątpliwie dla jednego z nich utratą pracy. Uważał, że takie układy powodują w pracy bałagan i zamieszanie. Twardo trzymał się tej swojej żelaznej zasady, o ile, oczywiście, nie dotyczyło to jego samego.

Caitlin wiedziała, jak bardzo ważna jest dla niego firma. Uważała też, że David potrzebuje dziewczyny takiej „na poważnie”, z którą mógłby porozmawiać o interesach, potrafiącej go zrozumieć. Kogoś, kto znałby się na sprawach zawodowych prawie tak dobrze jak on. Zdawała sobie sprawę, że właśnie ona nadawałaby się do tego najlepiej. Poza tym, mimo że ani razu nie przedstawił jej w towarzystwie jako swojej dziewczyny, mimo że traktował ją trochę jak panienkę na przychodne, jak pogotowie seksualne, była pewna, że żadna inna dziewczyna nie jest mu tak bliska jak ona. Umiała docenić tę łączącą ich intymność. Ale dziś właśnie doszła do wniosku, że nigdy nie była z nim aż tak blisko, jak by tego chciała. Do tego brakowało jeszcze bardzo wiele. Czasami wyobrażała sobie, że świat Davida składał się z kilku wysp, pomiędzy którymi nie było żadnych mostów. O dokładnie ustalonych godzinach David opuszczał jedną wyspę i od razu pojawiał się na innej jako zupełnie inny człowiek. O szóstej czterdzieści pięć opuszczał jej mieszkanie i siłą rzeczy przestawał być namiętnym, rozpalonym kochankiem. Caitlin już się wtedy zupełnie nie liczyła. Jechał do siebie do domu, na inną wyspę, której nie znała. Jeszcze się nie zdarzyło, by zaprosił ją do siebie. To też było irytujące. A potem w pracy, jak zupełnie obcy człowiek, nieprzenikniony szef, lodowatym głosem wydawał jej służbowe polecenia…

Była ciekawa, czy dzisiaj zachowa się podobnie. Chciała coś zmienić, ale nie miała pojęcia, co powinna zrobić. To ją przygnębiało, doprowadzało do rozpaczy. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego mógł pożądać jej z tak ogromną siłą namiętności i zaraz potem odcinać się od wszystkiego, co mogło ich łączyć. Odchodzić na inną wyspę, niedostępną dla niej. To ją wzburzało do głębi. Przecież wiedziała, co czuł do niej w tym ich szalonym tańcu.

Słyszała, jak zakręcił prysznic; Wszedł do pokoju. Jak zawsze, odświeżony i elegancki. Zawsze wyglądał jak należy. Jego proste włosy były zaczesane do tyłu, mokre i wygładzone, oliwkowa skóra nasycona balsamem. Był przystojny, męski i wspaniały. Miał ciemne oczy o niebieskawym, kobaltowym odcieniu, czarne włosy, dość duży nos. Spoglądał na świat zdecydowanie, władczo, jak człowiek przyzwyczajony do tego, że narzuca innym swoją wolę. Był dobrym przywódcą, świetnym szefem.

Akurat tego dnia Caitlin uświadomiła sobie, że ma już dość takiego traktowania. I nie chodziło tu o jakieś jej plany matrymonialne. Było jeszcze mnóstwo innych spraw.

Na przykład nie doceniał jej należycie. Chciała, by wreszcie przyznał, iż w sprawach zawodowych jest doskonała, czasami nawet lepsza od niego, że mu bardzo imponuje… Caitlin z dziką pasją życzyła sobie, żeby mogła mieć jakiś wpływ na jego myślenie. Byłoby fantastycznie, gdyby mogła pokierować jego pracą, a nie odwrotnie, jak to do tej pory bywało. W końcu dlaczego miałoby to być niemożliwe?

Sięgnął po koszulę, którą zostawił na jej toaletce poprzedniego wieczoru. Zmarszczył brwi.

– Nie zrobiłaś kawy? – zdziwił się.

Normalnie, każdego ranka, kiedy był u niej, dokładnie o tej porze, na stoliku stała filiżanka kawy. Czekała na niego, świeżo zaparzona, z jedną łyżeczką cukru. Nigdy nie zostawał, żeby zjeść z nią śniadanie. Stwarzał pozory, jakby nigdy nie jadał śniadań. To też stanowiło jedną z jego niezłomnych zasad.

Była szósta trzydzieści. Musiał wyjść przed szóstą czterdzieści pięć. Tego rytuału nigdy nie zmieniał. Caitlin miała już tego dość.

– Nie miałam nastroju – odpowiedziała na jego pytanie o kawę. To była prawda. I równocześnie wyraz buntu.

Zacisnął usta, skrzywił się lekko. Zauważył jej zły humor. Caitlin zastanawiała się, czy to mogłoby wpłynąć na Davida, by zmienił dziś swoje plany. Ciekawe, czy teraz zacznie sam sobie robić kawę i przez to wyjdzie później o pięć lub dziesięć minut? Niechby choć raz opóźnił swoje wyjście. Jeśli nie mogła być jego dziewczyną na zawsze, to przynajmniej choć odrobinę dłużej niż do szóstej czterdzieści pięć.

Przyglądała mu się uważnie, ciekawa, jak David zareaguje na tę drobną zmianę.

Ubierał się powoli, wciągnął rękawy, zapiął guziki.

Caitlin próbowała opanować nerwowe skurcze żołądka. Poprzednio robiła już wszystko, co było w jej mocy, by przedłużyć ten ich szalony taniec tak długo, jak tylko mogła. Starała się, ile sił, by nie zrobić żadnego fałszywego kroku, by nie złamać jego przeróżnych żelaznych zasad. By pieścić go tak, jak on tego pragnął, by być atrakcyjną dokładnie w taki sposób, jak on to sobie wyobrażał. Wiedziała, iż tak trzeba, bo to się opłaca, że utrzymanie przy sobie tak wspaniałego kochanka warte jest każdego wysiłku. David cieszył się ogromnym powodzeniem wśród kobiet i jako partner był niezwykle atrakcyjny.

Tak, zawsze uważała, że wspólne gorące noce warte są każdego wysiłku z jej strony, każdego poświęcenia. Ale teraz doszła do wniosku, iż to jej nie wystarcza, że to się w końcu musi zmienić.

Wiedziała, iż ryzykuje, że może go stracić, jeśli będzie próbowała cokolwiek zmienić w tych jego obrzydliwych zasadach. Po czterech miesiącach doszła do wniosku, że trudno, najwyżej przegra, ale tak dalej być nie może. Płaciła za to zbyt wysoką cenę. Przestawała być sobą. Stała się kimś bez osobowości, robotem, czekającym na polecenia swojego pana. Takim pogotowiem seksualnym, które tylko czeka na jego wezwanie. Jej uczucia zupełnie tu się nie liczyły.

Oczywiście, dłużej tak być nie może. Trzeba zniszczyć stare zasady, by można było zbudować coś nowego, na przykład wspólną przyszłość opartą na wzajemnym szacunku. Przemiana stała się nieunikniona.

David spojrzał raz jeszcze na stoliczek, na którym tym razem zabrakło kawy. Zmarszczył brwi.

– Czy jesteś chora?

Starał się znaleźć jakieś wytłumaczenie, które by pasowało do jego schematu myślenia.

– Nigdy nie czułam się lepiej – odpowiedziała. Niech sam się nad tym zastanowi.

Przeciągnęła się na łóżku, rzuciła mu namiętne spojrzenie, zatrzepotała kilka razy długimi, czarnymi rzęsami. Położyła się na brzuchu. Uniosła głowę, przesunęła się, lekko eksponując obnażone piersi. Jej zielone oczy patrzyły prowokująco.

Uśmiechnął się, widziała, jak jego spojrzenie prześlizgnęło się po jej nagich piersiach.

Była ładna, wiedziała o tym. Mały, kształtny biust, bardzo wąska talia i dość szerokie, krągłe, ponętne biodra.

Leniwie wyprostowała się, rozmarzona, wabiąc go ku sobie, znowu się przeciągnęła.

Zauważyła błysk uznania w jego oczach. To jednak nie miało wiele wspólnego z namiętnym pożądaniem. Starannie obciągnął koszulę. Nie wahał się ani przez chwilę. Szykował się do wyjścia. Nigdy, przenigdy nie zastanawiał się, co ona czuła, czego pragnęła. Ani razu nie zapytał, czy chce kończyć seks dokładnie o szóstej trzydzieści, czy może parę minut później lub wcześniej. Jego żelazne zasady były tu najważniejsze.

Caitlin poczuła się głęboko urażona jego zdolnościami do jednoczesnego kochania i nagłego odchodzenia na inną wyspę.

Położyła się tak, by maksymalnie wabić go swoim ciałem. Jeszcze raz posłała mu namiętne spojrzenie.

– Nie chcę, żebyś szedł – rzekła cicho, ale stanowczo. David ze zgrozą wzniósł oczy ku niebu. Pomyślała z lekką ironią, że i tak nie mógł spojrzeć wyżej niż na sufit, i była coraz bardziej pewna, iż ma rację.

Z powagą popatrzył na zegarek i schylił się, by podnieść z podłogi spodnie.

– Mam dzisiaj wiele trudnych spraw do załatwienia.

Sama wprowadzałaś do komputerowego kalendarza terminy spotkań – przypomniał jej. – Zrobi się straszny bałagan, jeśli nie będę ściśle stosował się do swoich własnych planów.

Posłała mu powłóczyste spojrzenie, pełne czarnej rozpaczy. To zawsze działało prowokująco, rozbudzało jego męskość, powodowało napięcie dobrze rozwiniętych mięśni ud. Tylko czy o tej porze, tego rodzaju spojrzenie miało jeszcze swoją moc?

On wyglądał seksownie. Niemożliwe, żeby nie miał ochoty na więcej, pomyślała. Postanowiła sprawdzić, czy jest kimś ważnym w jego życiu, czy spełni jej prośbę.

– Proszę cię, Davidzie, nie zostawiaj mnie teraz samej. Zobaczysz, że nie będziesz tego żałował. Potrafię cię uszczęśliwić.

Jeszcze raz uwodzicielsko naprężyła ciało. Wyglądało na to, że nie jest zachwycony rozwojem wydarzeń.

– Proszę, Davidzie, zostań ze mną.

Doskonale zdawała sobie sprawę, że wkroczyła na bardzo śliski teren. Prawdopodobnie popełniła błąd, żądając od niego, by nie odchodził. Ale to było silniejsze od niej. Nie podejrzewała nawet, że przez cztery miesiące tyle nagromadziło się w niej żalu. W desperackim usiłowaniu zainteresowania go własną osobą, potrząsnęła głową, aż pukiel jej długich włosów ułożył się pomiędzy piersiami. Kiedyś bardzo mu się to podobało.

Zmierzył ją wzrokiem.

– Więc mówisz, że nie dałem ci satysfakcji. Zaczerwieniła się, niezdolna zaprzeczyć, że zachwycił ją, że to było cudowne. Zdawał sobie z tego sprawę. Jednak w szerszym rozumieniu, w sensie nie tylko fizycznym, czuła, że to ona ma rację. On jej nie zaspokoił.

– Chciałabym, żebyśmy spędzali razem więcej czasu – powiedziała.

Żywiła nadzieję, że teraz on coś zaproponuje, żeby poczuła się usatysfakcjonowana.

– Spędziliśmy razem całą noc – rzekł sucho. – Jak długiej nocy byś chciała?

Zaczął wkładać spodnie.

Wiedziała, że noc oznacza dla niego to samo, co seks. On nic nie rozumiał. Naprawdę trudno było się z nim dogadać.

– Chciałam poważnie z tobą porozmawiać.

– Za dwie godziny spotkamy się w biurze. – Znowu spojrzał na zegarek. – Czy to nie jest dla ciebie wystarczająco poważne?

– Nie o to chodzi.

Czuła się dotknięta jego brakiem zainteresowania. Zdawała sobie sprawę, że właśnie teraz przegrywa, że strzela w tym meczu samobójcze bramki, ale zbyt zdenerwowała się jego egoizmem, żeby mogła się z tego wycofać.

– Chciałabyś jeszcze?

– Tak.

– De razy?

– Raz wystarczy. Ale teraz, zanim wyjdziesz. Znowu nerwowo spojrzał na zegarek.

Bunt został ogłoszony. Wypowiedziała słowa, których nie mogła już cofnąć. Rubikon został przekroczony. Caitlin czekała z zainteresowaniem, co z tego wyniknie.

Ciemne, kobaltowe oczy patrzyły na nią badawczo. Nad czymś się zastanawiał.

David nigdy nie łączył biznesu ze sprawami prywatnymi. To była jedna z jego żelaznych zasad. W biurze on był szefem, a ona jego asystentką. Nigdy nie zrobił ani nie powiedział niczego, co mogłoby wzbudzić czyjeś domysły i podejrzenia. Nikt absolutnie nie orientował się, iż byli kochankami i że razem spędzali noce. To była ich osobista sprawa. Coś, czego nie zamierzał ujawniać.

Niektórych spraw, związanych z jego dziwną egzystencją na kilku wyspach, nie potrafiła zrozumieć.

Pracowali w tych samych godzinach. Jeżeli ona była wolna, to i on też. Nie widziała żadnego powodu, żeby musiał teraz tak wcześnie wychodzić.

– Czy nie możemy wziąć jednego dnia urlopu i spędzić go razem? – błagała.

Wzruszył ramionami.

– Zrobiłbyś wreszcie coś spontanicznego, zamiast sztywno trzymać się swoich zasad. To by mi sprawiło dużą przyjemność.

– Mówisz jak uczennica, która chciałaby iść na wagary.

– Już dawno jestem dorosła i pracuję w poważnej firmie – przypomniała mu.

Zdegradował ją do roli uczennicy.

– Odwołaj swoje dzisiejsze spotkania handlowe – prosiła. – Zobaczysz, że tego nie pożałujesz.

– Nie mogę.

– Chodź znowu do łóżka, pieść mnie i całuj – kusiła. Spojrzał na nią gniewnie, tym razem jak na rozkapryszone dziecko.

Wsunął koszulę do spodni. Zapiął rozporek. Zaczął wciągać skarpetki. Pociągnęła nosem.

– To są wczorajsze skarpetki. Musisz je zmienić w domu.

Kiedyś zaproponowała, żeby zostawiał u niej zapasową bieliznę, wtedy mogliby jeść razem śniadania. Ona gotowałaby mu to, co najbardziej lubi, i biegała rano do sklepu po świeże bułeczki.

Odpowiedział wówczas lodowatym głosem, że nie śmiałby jej robić kłopotu swoją brudną bielizną. Jedyne, na co zgodził się już wcześniej, to szczoteczka do zębów i maszynka do golenia. Śniadania go nie interesują, woli jeść w domu i jej nie fatygować.

Widać było, że boi się angażować w coś więcej. To jej się nie podobało. To ją raniło i robiło z niej tymczasową panienkę na wezwanie.

Desperacko próbowała coś zrobić, by znaczyć dla niego więcej niż wszystkie kobiety, które miał wcześniej.

– Dlaczego nigdy nie zapraszasz mnie do siebie do domu? – zapytała. Wiedziała już, że i tak wszystko stracone i postanowiła brnąć dalej.

– Wygodniej jest, jeśli ja przychodzę do ciebie. Dla twojego dobra – wyjaśnił.

Włożył skarpetki. Poszedł do przedpokoju po obuwie. Wsunął stopy do butów i zaczaj zawiązywać sznurowadła.

Dla jej dobra! Coś podobnego! To jedynie zręczny wybieg, pozwalający trzymać ją z dala od jego domu. Przez to nie mogła uczestniczyć w jego prywatnych sprawach, dzielić z nim życia.

Caitlin wiedziała, że mieszkał na Lane Cove, niedaleko budynku firmy na Chatswood, w ekskluzywnej północnej dzielnicy. Jej własne mieszkanko znajdowało się dosyć blisko, jednakże nie aż tak bardzo, żeby stwarzać okazję do niepotrzebnych plotek.

Miała pełną świadomość tego, że jej kochanek urządził się bardzo wygodnie. I jeżeli postanowi zakończyć ich związek w jednej krótkiej chwili, nie będzie to dla niego żadnym problemem, Nie będzie musiał odbierać od niej żadnych przedmiotów, ani narażać się na awantury z jej strony, że nie dopełnił wobec niej jakichś tam zobowiązań. Nigdy nic jej nie obiecywał. Nie musiał poczuwać się wobec niej do kłopotliwej odpowiedzialności. Zechce z nią zerwać, to po prostu wyjdzie od niej o szóstej czterdzieści pięć po raz ostatni i już nigdy nie wróci. Nie będzie musiał się tłumaczyć.

Wstał, poszedł do drugiego pokoju, z szafy wyjął marynarkę, włożył ją. Potem wziął leżący na fotelu krawat. Wrócił do sypialni. Przejrzał się w lustrze, wygładził koszulę, poprawił marynarkę.

Jego spojrzenie prześlizgnęło się po jej zgrabnej figurze. Caitlin nadal całkiem naga leżała na łóżku.

– Mam nadzieję, że wystarczy ci energii, żeby dotrzeć na dziewiątą do pracy – powiedział. – Myślę, że nie zechcesz wykorzystywać sytuacji.

Miał surowy, bezwzględny wyraz twarzy.

To było ostrzeżenie. Łagodnie sformułowane, perfekcyjnie zredagowane. Caitlin nie miała jednak żadnych wątpliwości.

Protekcyjnemu tonowi głosu i chłodnemu opanowaniu towarzyszyły migoczące w jego oczach błyski wściekłości i oburzenia.

Dlaczego nie była nikim innym w jego życiu, jak tylko bardzo użyteczną sekretarką i panienką do seksu? Taka sytuacja nagle wydała jej się doszczętnym znieważeniem, obelgą, której nie zamierzała darować. Musiała dotąd chyba nie mieć ani krzty ambicji!

– Masz wrażliwość hipopotama – mruknęła bardziej do siebie niż do niego.

– Zrobię to dla ciebie i puszczę w niepamięć tę nieprzyjemną uwagę – mruknął.

– Jak to szlachetnie z twojej strony.

Targała nią przemożna chęć sprawdzenia, ile naprawdę dla niego znaczy. Wiedziała, że jeśli nawet jego serce było dla niej zimne, trudno to powiedzieć o sprawach czysto fizycznych. Jej ciało na pewno robiło na nim wrażenie. Ale dosyć tego. Musiała wreszcie znaczyć dla niego coś więcej, owszem, ciało było ważne, ale było tylko ciałem.

Wyskoczyła z łóżka z gracją, która przykuła jego uwagę. Uniosła ręce, chwilę trwała w tej pozycji, następnie odrzuciła do tyłu głowę, odgarnęła włosy. Wyprostowała się, eksponując kształtne piersi, odwróciła twarz ku niemu i posłała jedno z tych powłóczystych spojrzeń, które kiedyś wywierały na nim takie wrażenie.

Kręcąc biodrami, powoli, jak w tańcu, skierowała się ku niemu ze zmysłowym uśmiechem na ustach.

Nie mógł oczu od niej oderwać. Tak, przez cztery miesiące zdążyła dobrze poznać, co podniecało go najbardziej.

Chwycił głęboki oddech, napiął mięśnie, zacisnął dłonie. Widać było, iż walczy ze sobą, że jest w rozterce, głęboko nieszczęśliwy. Pożądał jej, to było pewne. Jednocześnie zaś musiał z uporem maniaka trzymać się swego rozkładu dnia. Nie pozwolił, żeby cokolwiek mogło temu przeszkodzić. Jego twarz przybrała wyraz zdecydowania, ale iskierek namiętności, które płonęły w jego oczach, nie potrafił wygasić. Stał jak wrośnięty w ziemię. Nie podszedł do niej ani też nie zbierał się do wyjścia. Po prostu stał.

– Nie chcesz już nigdy więcej kochać się ze mną? – zapytała. – Dzisiaj był ostatni raz, prawda?

– Nie! – niemal krzyknął.

– No to zostań ze mną, pieść mnie.

– Będę głupi, jeśli zostanę.

– Będziesz głupi, jeśli pójdziesz.

– Dzisiaj przyjeżdża delegacja z Europy. Wiedziała, że to zupełnie nie ma sensu, ale nie potrafiła już zawrócić z raz obranej drogi.

– Przełóż to spotkanie na jutro. Gniewnie zacisnął usta.

Ruszyła w jego stronę, grając, starą jak świat, rolę namiętnej kusicielki. Nigdy przedtem nie robiła takich rzeczy, teraz jednak nie mogła opanować wewnętrznej potrzeby, żeby zachowywać się właśnie w ten sposób.

W miłości i na wojnie wszystkie metody są dobre, o ile prowadzą do celu.

Jak dotąd, to David był tym, który w każdej sytuacji przejmował inicjatywę, z bezczelnością, która ciągle jeszcze jej imponowała. Miał prymitywny instynkt myśliwego, nie uznającego żadnych niepowodzeń. Jeżeli jeden sposób zawodził, sięgał natychmiast po następny, aż osiągał to, czego pragnął.

Zastanowiła się, czy nie powinna zachowywać się podobnie. Jeżeli on tak sobie z nią poczynał, to może ona powinna tak samo?

Podeszła do niego jeszcze bliżej, kołysząc biodrami, zarzuciła mu ręce na ramiona i poczęła masować jego mięśnie, raz po raz naciskając na włókna.

– Potrzebny ci relaks – powiedziała niskim, gardłowym głosem.

– Muszę już iść – upierał się.

Wspięła się na palce, przesuwając nagimi piersiami po jego koszuli.

– O co ci chodzi? – zapytał.

– Chciałabym znowu ci zaufać.

Stojąc nadal na palcach, delikatnie wsunęła mu czubek języka pomiędzy wargi. Przysunęła się jeszcze bliżej, prowokująco naprężając ciało.

Słyszała, jak gwałtowny stał się jego oddech. Poczuła, jak poruszył się jego język w odpowiedzi na pieszczotę. Jego dłonie zacisnęły się zachłannie na jej biodrach, podtrzymując ją w pozycji na palcach.

Wtargnęła głębiej w jego usta, z gorączkowym pragnieniem pobudzenia go jeszcze bardziej. Przycisnęła do niego brzuch i lekko rozchylone uda, zdecydowana zrobić wszystko, co mogłoby rozbudzić w nim pożądanie. Jej rozpalone ciało domagało się od niego całkowitego zaangażowania.

Głuchy jęk wydobył się z jego gardła. Przesunął dłoń z biodra na pośladek Caitlin, przyciskając jej delikatne łono do sztywnego wybrzuszenia w swoich spodniach. Poczuła, że krew szybciej płynie w jej żyłach, szemrząc pieśń tryumfu. W końcu jednak zapomniał o swoich obrzydliwych, niezłomnych zasadach.

– Weź mnie – szepnęła.

Czuła, jak jego klatka piersiowa unosi się w gwałtownym rytmicznym oddechu.

– Weź mnie, Davidzie.

Zbliżyła dłonie do jego koszuli. Palce zręcznie i szybko zabrały się do rozpinania guzików.

Nagle wciągnął brzuch, mrucząc przy tym jakieś przekleństwo. Potem gwałtownie oderwał jej ręce od swojej koszuli, dobrze, że chociaż guziki ocalały. Brutalnie odepchnął ją od siebie. Aż krzyknęła, rozżalona tą nagłą przemianą. Zwycięstwo wydawało się już tak bliskie.

Patrzył na nią z wściekłością.

– Co cię napadło, dziewczyno?

– Przecież sam wiesz o tym, że mnie pożądasz. Nie wypieraj się! – krzyknęła.

– Kusisz mnie jak diablicą.

– Czy nie tego właśnie chcą mężczyźni od kobiet, których nie zamierzają poślubić?

– Nigdy nie obiecywałem ani nawet nie wspomniałem o tym, że mogłabyś być moją narzeczoną – przypomniał.

– No, właśnie, sam widzisz – rzekła posępnie. Świat się walił i czuła, jak umiera w niej dusza.

– Sprowokowałaś mnie do tego – westchnął. – Naprawdę nie wiem, co za diabeł dziś w ciebie wstąpił. Co ty wyprawiasz, dziewczyno? Nie jest to odpowiednia pora na kłótnie.

Znowu nerwowo spojrzał na zegarek.

– A kiedy, według ciebie, będzie na to stosowna pora?

– Może nigdy – odparł niechętnie.

– Mnie też tak się wydaje – rzekła.

Przegrała. Głos jej drżał z żalu i rozpaczy. Odrzucił ją. Nigdy nie była dla niego kimś ważnym. Przegrała.

– Nie będzie mnie tutaj dziś wieczorem – powiedziała.

– Możesz się nie fatygować.

Gdyby kiedykolwiek chociaż trochę ją lubił, rozumiałby, co ona teraz czuje. Wiedziałby, iż taka sytuacja może być dla niej nie do zniesienia i że w końcu musiała się zbuntować. Prawda polegała na tym, że nigdy nie zastanawiał się nad tym, co ona czuje, o czym marzy, jaka jest naprawdę.

Zmarszczył czoło.

– I bardzo dobrze, bo nie zamierzam tutaj przychodzić!

– wybuchnął.

Nie rozumiał, co się tu wydarzyło. Ale wygrał. Nie ugiął się choćby na milimetr.

– Tak jak ty nie interesujesz się moim życiem, tak samo mnie zupełnie nie obchodzi twoje – powiedziała. – Możesz teraz mnie posiąść albo wyjść. Wybieraj. To twoja ostatnia szansa. Jeśli wyjdziesz, nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek znajdę dla ciebie trochę czasu.

Cynicznie wykrzywił usta.

– Targujemy się, moja droga? – W jego oczach błysnęła pogarda.

– To coś w rodzaju przeszeregowania priorytetów – powiedziała.

Zastanowił się. Prawie widziała, jak szybko myśli, wybierając różne możliwości reakcji i nie wie, która w danej chwili będzie najlepsza.

– Porozmawiamy o tym później – powiedział i skierował się w stronę wyjścia.

– Nie musisz przygotowywać dla mnie kawy – zażartowała. – Poradzę sobie sama.

Była niemal pewna, że patrzy na nią z pożądaniem. Cała ta sytuacja musiała sprawiać mu jakieś fizyczne cierpienie.

Caitlin nie pobiegła za nim, gdy wychodził z jej sypialni, choć przez chwilę bliska była tego, by wyskoczyć za nim nago, jak stała, na klatkę schodową i błagać, żeby wrócił. Usłyszała, jak drzwi otworzyły się i zamknęły. Wyszedł.

Zupełnie się nią nie interesował. Nawet nie zapytał, dlaczego dziś wieczorem nie będzie miała dla niego czasu. Nigdy nie troszczył się o to, co ona robi, kiedy nie jest z nim. Aż dreszcz ją przeszedł, kiedy to sobie uświadomiła. Ten dreszcz pobudził ją do jakiegoś działania. Wyjęła z szafy szlafrok, włożyła go, mocno zacisnęła pasek. Poszła do kuchni. Włączyła ekspres do kawy, nalała wody. Czuła ogarniającą ją wściekłość, gorycz niespełnienia. Tak bardzo pragnęła teraz cofnąć czas do szóstej trzydzieści, zrobić kawę nie tylko dla siebie, ale i dla Davida. Postawić filiżankę na toaletce, żeby czekała, aż on wyjdzie spod prysznica.

Ale David nie zasługiwał na to. Nie był wart, żeby cokolwiek robiła dla niego.

Wzrok jej padł na wiszący na ścianie, pod zegarem, kalendarz. Dzisiejsza data była obwiedziona czerwonym kółeczkiem. Czternastego lutego, walentynki. Dzień, w którym zakocham składają sobie życzenia, wymieniają prezenty, wyznają sobie miłość. W jej rodzinie był to zawsze bardzo ważny dzień, rocznica ślubu jej rodziców, w tym roku dokładnie trzydziesta.

Pomyślała, że dla niej ten dzień będzie straszny jak piekło, ponieważ obudziła śpiące demony. Poczuła, jak ogarnia ją fala mdłości, a żołądek podchodzi do gardła.

Podbiegła do kalendarza, z pasją wydarła tę nieszczęsną kartkę. Przez dobrą chwilę darła ją na drobniusieńkie kawałeczki. Potem wrzuciła do kosza na śmiecie. Tak właśnie chciała rozerwać na strzępy Davida, pragnęła tego gorąco. – Spojrzała na zegarek. Za półtorej godziny przeistoczy się w zimną, dystyngowaną asystentkę swojego szefa i umieści sobie na piersi szyld: „Tylko do użytku służbowego”. I od tej pory David będzie dostawał od niej tylko to.

Загрузка...