Caitlin nie mogła być bardziej zadowolona z przebiegu przyjęcia.
Matka zdawała się unosić na obłoku szczęścia, ponad szarością codziennego życia, pławić się z rozkoszą w komplementach męża. Obnosiła dumnie perły, które dostała od ojca, wszystkim gościom raz po raz pokazywała naszyjnik i kolczyki, przyjmowała gratulacje, życzenia.
Ojciec, odkrywszy na nowo swoją moc, zabiegał o względy żony z taką galanterią, że goście spoglądali na nich z nie skrywaną zazdrością.
David przyniósł niespodziewanie skrzynkę szampana i nalewał z kolejnych butelek. Ta przyjemna i nieoczekiwana ekstrawagancja dodała jeszcze blasku całej uroczystości. David pomyślał dokładnie o wszystkim. Caitlin czuła, że zrobił to dla niej i zaczynała z coraz większym optymizmem patrzyć w przyszłość.
Trevor, początkowo przytłoczony myślą o kosztującym pokaźny majątek ferrari, teraz wychodził z siebie, dwoił się i troił, żeby zaprzyjaźnić się z posiadaczem tak drogiego samochodu. Przedtem, pełniąc na przyjęciach u teściów rolę barmana, zastanawiał się często, czy to mu przystoi, czy człowiek z jego pozycją społeczną… Dręczyły go tego typu obawy. Kiedy jednak zobaczył, że David w zupełnie naturalny sposób serwuje gościom drinki, poczuł prawdziwą dumę.
Jedyną osobą, która nie potrafiła czuć się szczęśliwa, była Michelle.
– Co matka wyprawia? Zachowuje się zupełnie jak nastolatka. W jej wieku to zupełna głupota.
Michelle od początku raczyła Caitlin tego rodzaju uwagami.
– Co się ojcu stało, to zupełnie nie w jego stylu. On chyba traktuje matkę jak umysłowo chorą.
Cudze szczęście nie mogło zyskać aprobaty Michelle. Caitlin patrzyła z niechęcią na starszą siostrę, która nie potrafiła opanować zazdrości.
– Czy to jest dla ciebie jakiś problem, Michelle? Nie podoba ci się, że się pogodzili?
– Oczywiście, że jestem zadowolona. Myślę po prostu, że to jest… śmieszne. Z pewnością stoicie za tym, ty i ten David.
– Och, nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby tak było – mruknęła Caitlin.
Musiały przerwać rozmowę. Dwadzieścia osiem osób zasiadło przy długim stole. David i Trevor nalewali szampana. Michelle zajęła się podawaniem zupy dyniowej.
Spełniwszy obowiązek, Michelle powróciła do natarcia.
– Kim jest ten David Hartley? – zapytała, kierując na Caitlin swój koci wzrok.
– Przecież wiesz.
Caitlin nie miała najmniejszej ochoty informować siostry o wydarzeniach tego dnia, a w szczególności o tym, że właśnie dzisiaj złożyła wymówienie.
– Kim on jest? – dopytywała się Michelle.
– Znasz odpowiedź.
– Czy on jest bardzo bogaty? – nie wytrzymała starsza siostra.
– Nie mam pojęcia. Dlaczego go o to nie zapytasz sama?
– Ile mogło kosztować jego ferrari?
– Pięć milionów dolarów i siedemnaście centów – Caitlin zaczęła się śmiać.
– To może doprowadzić go do bankructwa – powiedziała poważnie Michelle. – Ludzie, którzy wydają pieniądze na luksusowe samochody i skrzynie szampana, często źle kończą.
Ale zazdrosna, pomyślała Caitlin. Właściwie nigdy, w żadnej ważnej sprawie, Caitlin nie potrafiła dogadać się ze swoją starszą siostrą. Za bardzo się różniły. Michelle zawsze starała się być bliżej matki, która trzymała kasę. Kiedy poznali się z Trevorem, Caitlin od razu wiedziała, że skończy się to ślubem. Prawnik zarabiał wystarczająco dużo, żeby mógł zostać przyjęty. Caitlin zwykle próbowała odpędzać tego rodzaju myśli o siostrze, pojawiały się one jednak dziwnie często.
Sprzątnięto talerze po zupie. Matka podgrzewała jarzyny na potrawkę. Pieczeń była jeszcze zupełnie zimna. Michelle wstawiła mięso do piecyka. Trevor wytrwale napełniał kieliszki. Caitlin zastanawiała się, czy nie trzeba będzie zamówić taksówek, żeby po przyjęciu odwieźć gości do domu. Alkoholu podano stanowczo zbyt dużo. Za to atmosfera panowała fantastyczna. Puszczano wiele melodii z młodości rodziców.
David wydawał się nie mieć nic przeciwko temu, że jest teraz z jej rodziną, że rozwiązuje ich problemy. Uśmiechał się do Caitlin i wyglądał naprawdę na zadowolonego.
Uszczęśliwił ją. To fakt. Nie mogła się powstrzymać i przesłała mu uśmiech, zanim wróciła do kuchni.
Jak tylko skończy się uroczystość, będzie mogła wreszcie zapytać Davida o jego rodzinę. Jego wyznanie, że czuł się samotny przez większość swego życia, zdawało się wskazywać na długotrwały brak bliskich osób. Może to właśnie było przyczyną jego powściągliwości w zwierzeniach i może dlatego tak twardo dążył do sukcesów w biznesie. To mogło mu rekompensować niepowodzenia w osobistej sferze życia.
Teraz, gdy już tak dobrze poznał jej rodzinę, miała wreszcie pretekst, żeby zapytać o jego sprawy prywatne. To mogło nie tylko zaspokoić jej ciekawość, ale wyjaśnić różne rzeczy, które przesłaniały ich wspólną przyszłość. Czuła miłe ciepło wokół serca.
Opróżniła zmywarkę z naczyń po zupie. Czystą porcelanę przeniosła do suszarki. Przygotowała talerze na nóżki cielęce. Ustawiła je na stole kuchennym.
Ich znajomość mogła pójść znacznie dalej niż kiedykolwiek marzyła.
Michelle przyszykowała sos do podgrzania.
– Co to matka mówiła o jakimś twoim konspirowaniu razem z ojcem? – Starsza siostra nadal uparcie wściubiała nos w nie swoje sprawy.
Caitlin doszła do wniosku, że ma już tego dość. Pomyślała, iż warto dać tej ciekawskiej coś na żer, bo inaczej w życiu się nie odczepi.
– Och, po prostu mama się dowiedziała, że ja i David od czterech miesięcy żyjemy ze sobą.
Michelle aż otworzyła usta ze zdumienia. Albo z przerażenia, że Trevor nie jest aż tak bogaty jak David.
– To nieprawda – jęknęła z niedowierzaniem.
– Oczywiście, że tak. I co więcej… – Caitlin pomyślała, że jeżeli ona już taka jest, to niech skiśnie z zazdrości. – Wyobraź sobie, iż on to robi naprawdę perfekcyjnie.
Caitlin pomyślała, że ten drobny żart ze starszej siostry nie powinien jej zaszkodzić. Niech ma za swoje. Nagle poczuła, że ktoś za nią stoi.
– Och, najdroższa! – rozległ się głos Davida.
Caitlin zamarła bez ruchu, doszczętnie ogłuszona. On musiał słyszeć to, co powiedziała do Michelle!
Rozległ się brzęk tłuczonego talerza, który wypadł z jej rak na podłogę. Gorące wargi wpiły się w jej ramię.
– Kochajmy się już teraz! – zawołał. – Tak bardzo cię pragnę! Podniecasz mnie nieprzytomnie!
– Wielkie nieba! – wykrzyknęła przerażona Michelle. – Trevor! Trevor! Chodź tu szybko! Zawołaj mamę! I ojca! Zboczeniec w kuchni! Ratunku!
– Udało się – powiedział z dumą David. – Ukryjmy się w spiżami. Szybko!
Zanim Caitlin zdołała zebrać myśli, została już wciągnięta do małego, mrocznego pokoiku, przylegającego do kuchni.
– Zamknij drzwi – wyszeptał tryumfalnie.
– I co teraz chcesz zro…
Zamknął jej usta pocałunkiem. Wykorzystał okazję. Jej hańba została dokonana. Michelle nie mogłaby tego zrozumieć. Poczuła, jak jego bliskość rozpala jej ciało. Całował ją namiętnie, czuła gorący dotyk jego warg. Zabrakło jej tchu, pochłonęła ją zmysłowość tak intensywna, że wszystko inne straciło sens. I nie miała ochoty z tym walczyć. Przez cztery miesiące uprawiali seks i jeden poranek nieporozumień nie mógł zniszczyć tego, co uważali za cudowny nałóg. Jego ciało pobudzało w niej nieodpartą potrzebę bycia z nim razem, przywiązywało na zawsze.
Naprężyła mięśnie, przywarła do niego. Czuła palący ogień, przenikający cienką odzież, uciszający pusty ból, który od rana bezskutecznie próbowała zignorować. Z dziką zachłannością przyjmowała jego pocałunki.
Słusznie czy nie, ale rozkoszowała się wspólnym pragnieniem, nierozważnie porzucając wszystkie zasady, które sobie narzuciła rano. Oparła ręce na jego szyi, palcami prześlizgnęła się przez włosy, przyciągnęła go ku sobie. Pieścił ją z dziką, nienasyconą zmysłowością. Oddawała pocałunek za pocałunek z oszalałą pasją.
– Caitlin, Caitlin – powtarzał w rytm oddechu. Jakby śpiewał pieśń miłości wyrytą w jego duszy.
Tonęła, zapadała się w to słodkie wirowanie, uległa sile natury, która pozera pojedyncze istnienia, by stopić je w jedno. Reszta świata zatonęła w ciemności.
Kochała mrok. Gorące, namiętne noce z Davidem zawsze kompensowały jej chłodne, jasne dni. Zawsze marzyła, że noc nigdy się nie skończy.
Otworzyła na chwilę oczy, z trudem podnosząc powieki. Nigdzie nie było światła. Tylko ciemność pulsująca pożądaniem. Znowu zamknęła oczy. Tak być powinno, przemknęło jej przez myśl. Niechaj pogasną światła, niechaj trwa przez wieki ta upojna noc.
Dźwięk zbliżających się głosów wdarł się brutalnie do ich świadomości. Spowodował, że David podniósł głowę i zaczął nasłuchiwać.
– To nie bezpieczniki – powiedział jeden głos.
– Może jakaś awaria w elektrowni? – mówił drugi.
– To na pewno twoja sprawka, Davidzie – szepnęła.
– Lepiej zadzwoń do elektrowni, żeby ktoś tu przyszedł jak najszybciej – mówił ktoś w kuchni.
Caitlin spojrzała pytająco na Davida, chociaż nie widziała jego twarzy w panujących ciemnościach.
– Jak to zrobiłeś? – zapytała.
– Ja? – Jego głos był lekko zachrypnięty z emocji, ale… niewinny.
Ponad wszystkimi głosami dochodzącymi poprzez zamknięte drzwi spiżami górował jak dzwon donośny głos matki:
– Wszystko na nic! Wszystko zmarnowane! Jak ja teraz podgrzeję jarzyny?
Mięso i jarzyny dało się uratować. Znowu David temu zaradził. Spostrzegł, że awaria elektryczności dotyczy jedynie domu, w którym mieszkali rodzice Caitlin. Zarządził, by Caitlin, Trevor i Michelle poszli do sąsiadów z patelniami i garnkami, z prośbą o skorzystanie z kuchni. I tak też zrobiono.
Wytłumaczył gościom, by nie ulegali panice i spokojnie poczekali przy stole, aż sprawa się wyjaśni. Znalazł świece w jednej z kuchennych szafek. Zapalił. Nalał gościom szampana. Wzniósł toast za szczęśliwe pożycie małżeńskie państwa Ross.
W międzyczasie przybył elektryk. Stwierdził, że zbyt dużo rzeczy było włączonych naraz i nastąpiło nadmierne obciążenie transformatora. Wszedł na słup, wymienił zainstalowaną tam skrzynkę i problem został rozwiązany.
Tatko zaintonował: „Gdy światła nam rozbłysną znowu…”, a goście przyłączyli się do tej starej pieśni.
Sąsiedzi przynieśli podgrzane jarzyny i też zostali zaproszeni do stołu. Drobne opóźnienie zaostrzyło wszystkim apetyt. Caitlin i Michelle podawały do stołu. Goście jedli ze smakiem.
Michelle, zazdrosna o to, że to nie ona pogodziła rodziców, opowiedziała Trevorowi, Eileen i Henry'emu o tym, co robiła Caitlin w spiżarni, kiedy zgasło światło.
Matka aż kipiała z oburzenia. Jak oni mogli?
Trevor też tak pomyślał. Niewątpliwie tak skandaliczne zachowanie nie licuje z godnością rodziny. Trevor uważał, że David należy do tych mężczyzn, którzy osiągają, co chcą, kosztem innych. Bez wątpienia był zazdrosny, że w czasie kryzysu rodzinnego on sam spełniał tylko funkcje użytkowe, podczas gdy David okazał się prawdziwą gwiazdą.
Podano ciasto i kawę. Ojciec wstał od stołu i podszedł do Caitlin.
– Chciałbym z tobą porozmawiać, jeśli można – powiedział.
– Oczywiście, tatku. A o czym?
– O Davidzie Hartleyu. Serce jej drgnęło.
– Czy to konieczne?
– Twoja matka prosiła, żebym to z tobą załatwił.
– Dobrze, lepiej, jeśli będziemy mieli to za sobą.
– Trevor powiedział, żebym ostro potraktował tę sprawę.
– To nie jego biznes – mruknęła.
– Michelle też się tego domagała. Powtórzyli to kilka razy.
– Och, tatku – westchnęła z rezygnacją.
– Rozumiem, że nie mamy wyboru.
– Nie mamy wyboru – powtórzyła.
– Może lepiej, jeśli nikt nie będzie nam w tym przeszkadzał. Chciałbym zaprosić cię do mojego gabinetu, jeśli można.
– Oczywiście, tatku.
Gabinetem nazywał pokój pełen pamiątek, miejsce, do którego uciekał, by wspominać przeszłość. Na ścianach wisiały fotografie jego najlepszych koni, które nieraz zwyciężały na pokazach. Czołowe miejsce zajmowała purpurowa rozeta, nagroda przyznana najlepszemu koniowi rasy Galloway.
Caitlin wskazała wzrokiem na zdjęcia.
– Rozumiem, jak bardzo musi ci tego brakować – rzekła ze współczuciem.
– Tak – westchnął. – Matka miała jednak rację, że sprzedała farmę. Lekarze twierdzili, iż powinienem się oszczędzać. I kiedy rano źle się poczułem…
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zdenerwowała się.
– Wiesz, jak to jest – mówił dalej. – Matka próbuje zainteresować mnie innymi rzeczami dla mojego dobra. Byłem upartym, starym głupcem, że nie chciałem z nią współpracować. Twoja matka jest wspaniałą kobietą, kochanie. Zawsze wie wszystko najlepiej.
– Tak, tatku – zgodziła się. Nie chciała mącić ich szczęścia, spierając się teraz o to, czy można decydować za innego człowieka dla jego dobra.
Ojciec lekko odchrząknął.
– Może… nie zawsze… Ale często. Popatrzył na nią badawczo.
– Czy kochasz Davida, Caitlin?
– Poniekąd – odparła, uśmiechając się ponuro.
– Rozumiem – pokiwał głową. – Nie przejmuj się tym, co mówią inni. Słuchaj głosu serca.
– Staram się, tatku.
– Chcę, żebyś była szczęśliwa.
– Wiem o tym.
– O jednej rzeczy musisz pamiętać, Caitlin. Być zawsze w zgodzie z sobą.
Ojciec raz jeszcze okazał się wspaniały. Nie zawiodła się. Podeszła i zarzuciła mu ręce na szyję.
– Dlaczego ludzie są tacy?
– Nie wiem, Caitlin.
– I nic nie mogę zrobić…
– Możesz.
– Co takiego, tatku?
– Przebacz im. Oni nie wiedzą, co czynią. Roześmiała się.
– Dziękuję, że potraktowałeś mnie tak surowo – pocałowała go w policzek.
– Niech Bóg wam błogosławi, Caitlin. Życzę wam dużo szczęścia – powiedział.
Potem ojciec zszedł na dół do matki, a Caitlin siedziała jeszcze przez chwilę, przygryzając wargi i próbując zetrzeć z twarzy uśmiech i wzruszenie. Ojciec był naprawdę wspaniały.
Zbiegając ze schodów, wpadła wprost na Davida.
– Czy coś się stało? – zapytał jakimś nieprzyjemnym tonem.
– Nie. Dlaczego?
Caitlin szybko otarła łzy wzruszenia. David wyglądał śmiertelnie poważnie, coś go zirytowało, rozwścieczyło. Czyżby Michelle znowu coś namieszała za jej plecami? Serce zabiło jej na alarm. To nie był już ten namiętny kochanek, tylko ktoś bardzo nieprzyjemny, wrogo do niej nastawiony. Musiało się wydarzyć coś bardzo poważnego.
– O co chodzi, Davidzie?
Nadal kochała tego mężczyznę. Istniały pewne sprawy między nimi, które wymagały wyjaśnienia, uregulowania, zanim będzie całkowicie usatysfakcjonowana tym związkiem. Ale nie miała wątpliwości, że David Hartley jest mężczyzną jej życia, na dobre i na złe. Co się stało?
Widziała lodowate błyski w ciemnoniebieskich oczach.
– Mam pełną świadomość, Caitlin, że nie zaproszono mnie na tę uroczystość – wysyczał ze złością. – Intruz, który okazał się być użyteczny. Zbyt pomocny, by go odprawić z pogardą. Dopiero później, jak już przestał być potrzebny…
Caitlin czuła, że serce jeszcze szybciej bije na alarm. Czyżby matka coś mu powiedziała?
– Davidzie, ja ciebie nie odtrąciłam! – krzyknęła.
Na pewno pocałunek w spiżami był wystarczającym tego dowodem.
– Zrobiłaś to dziś rano. I zgadnij, jak myślisz, kto przybył tu na przyjęcie?
– Nie wiem.
– On przyszedł tutaj, Caitlin. Do domu twoich rodziców. Jest tutaj i czeka na ciebie.
– Nie wiem, o kim mówisz, Davidzie.
– Pozwól mi odświeżyć twoją pamięć, Caitlin. Człowiek, który skradł moje patenty. Ten, który za pomocą oszustwa stał się moim najgroźniejszym rywalem. Ten, który zaprosił do siebie niemiecką delegację, zanim zdążyła przybyć do mnie.
Spojrzała na niego z zaskoczeniem, usiłując zrozumieć, o co mu chodzi.
– Powiedz mi, Caitlin, do cholery, co robi Michael Crawley na trzydziestej rocznicy ślubu twoich rodziców?
Crawley jest tutaj? Nie miała o tym pojęcia. W ogóle nie przyszło jej do głowy, że Crawley może znać jej rodziców. Nigdy nie zamieniła z tym mężczyzną ani słowa. Widziała go tylko raz w życiu, kiedy towarzyszyła Davidowi w sądzie, na wstępnej rozprawie o kradzież patentów.
Podobnie jak David, Crawley niedawno przekroczył trzydziestkę. Caitlin zapamiętała go jako człowieka śliskiego jak wąż, bez cienia moralności. Był przystojnym mężczyzną i niewątpliwie całkowicie zdawał sobie z tego sprawę. Jego ciemne oczy wnikliwie obserwowały otoczenie i rozbłyskały dumą na każdy przejaw uznania dla jego urody czy też sprytu.
– No i co na to powiesz? – David domagał się od niej jakichś wyjaśnień.
Poczuła, że nie wie, co mu powiedzieć i zupełnie nie rozumie, co tu się wydarzyło. Zanim przyszło jej na myśl jakiekolwiek sensowne zdanie, które mogłaby teraz powiedzieć, usłyszała za sobą:
– Ach, Caitlin, kochanie! Wreszcie cię znalazłem!
I Caitlin spostrzegła, że faktycznie, w domu jej rodziców zjawił się Michael Crawley. Po prostu wyszedł z salonu do przedpokoju, w którym stała z Davidem. Nie wahając się ani chwili, podszedł do niej z taką poufałością, jakby łączyło ich całe mnóstwo wspólnych sekretów.
– Wszystko udało się perfekcyjnie – rzekł z lubieżnym uśmiechem. – Całe popołudnie spędziłem z niemiecką delegacją. Uprzejme wyrazy podziękowania, panienko.
– Ty draniu! – wyrwało się Davidowi.
Caitlin nigdy nie widziała Davida aż tak zdenerwowanego.
Crawley zaśmiał się.
– Panie Hartley, nigdy nie umiał pan przegrywać z godnością.
Zbliżył się do Caitlin nazbyt poufale i pociągnął nosem, jakby ją wąchał.
– Nie używasz tych perfum, które ci kupiłem – rzekł z wyrzutem. – Przecież wiesz, że wybrałem najlepsze.
Caitlin kompletnie oniemiała z wrażenia. Trochę już zaczynała rozumieć, co się dzieje, zupełnie jednak nie mogła w to uwierzyć.
– Kupię ci jutro jeszcze inne perfumy. Coś, co na pewno polubisz – zaśmiał się rubasznie. – Jenny powiedziała, że nie wzięłaś do domu tych róż, które dostałaś ode mnie. Dlaczego, kochanie?
Jenny? Jenny Ashton? Czyżby ona była w to wmieszana? W to… to… Caitlin nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia.
– Caitlin? – zapytał David podejrzliwie.
Patrzyła na niego zupełnie oszołomiona. Fakty, które podawał, nie budziły wątpliwości. Musiała, koniecznie musiała powiedzieć coś teraz Davidowi. Wyjaśnić… Ale co? Jedyne, o czym potrafiła myśleć, to, że była niewinna.
– Dam ci dobrą radę, chłopcze – powiedział Crawley protekcjonalnym tonem. – Pojedź teraz do domu. Nie upieraj się przy dziewczynie, która już od dawna nie należy do ciebie.
– Czy to prawda, Caitlin?
– Nie! – krzyknęła, wreszcie odzyskując głos. – Davidzie, przysięgam, że to nieprawda!
Crawley skarcił ją wzrokiem.
– Dlaczego sama mu tego nie powiesz, że przestał cię interesować? Cóż takiego ci obiecywał? Więcej pieniędzy?
– Głos Crawleya stwardniał. – Nie graj na dwa fronty, panienko. Hartley już teraz o wszystkim się dowiedział i nie masz u niego żadnych szans. On ci nie wybaczy tej drobnej nielojalności. Musisz być teraz ze mną.
– Jemu zależy na tym, żeby nas poróżnić! – krzyknęła.
– Nie słuchaj go, Davidzie.
– Próbowałaś odciągnąć mnie od spotkania z niemiecką delegacją – rzekł David lodowatym głosem.
– Nie myślałam wtedy o nich, tylko o nas!
– Sądzę, że interesowałaś się wyłącznie sobą.
Ciarki przeszły jej po plecach. Straciła Davida. Desperacko próbowała coś jeszcze uratować.
– Davidzie, nie odchodź! Nie pozwól, żeby on zepsuł to, co nas łączy!
Zimna maska wpełzła na jego twarz.
– Nic nas nie łączy.
Wyjął z kieszeni spodni kluczyki do jej samochodu. Rzucił na stoliczek z walentynkową dekoracją.
– Poproś Crawleya, żeby podrzucił cię do Yarramalong – rzekł szyderczo.
Tylko kilka kroków dzieliło go od drzwi. I odszedł, zanim Caitlin zdołała znaleźć odpowiednie słowa.
To był impuls, żeby pobiec za nim. Poderwała się do drzwi, nacisnęła klamkę… i nagle zawahała się. Nie miała żadnych szans.
David już teraz nie słuchał jej, zamknął przed nią serce. Nie mogła mu oferować żadnych słów, niczego, co mogłoby zmienić ten stan rzeczy. Odepchnąłby ją, nawet gdyby zarzuciła mu ręce na szyję i siłą przytrzymała, wczepiła paznokcie w jego skórę i w ten sposób próbowała go zatrzymać. Nie było już żadnego ratunku. Dziś rano świat zaczął się walić, a teraz już leżał w gruzach.
Usłyszała dźwięk uruchomionego silnika ferrari. David odjechał.
Oparła głowę o framugę. Zmagała się z ogarniającą ją falą słabości. Bolał ją żołądek, czuła miękkość w kolanach, jakby się miała za chwilę osunąć na podłogę. Crawley stał za nią, bacznie ją obserwując. Niewątpliwie rozkoszował się tym, jak skutecznie sprawdził się jego scenariusz. Ona i David zagrali, tak jak im kazał, wyznaczone przez niego role. Patrzył na nią z tryumfalnym wyrazem twarzy, z błyskiem dumy w ciemnych oczach.
Wyprostowała się. Na pewno nie zamierzała mdleć w obecności tego człowieka. Najnędzniejszego z rodzaju ludzkiego. Być może dałoby się wyciągnąć od niego jakieś szczegóły, które pomogłyby jej potem w zdemaskowaniu tych kłamstw. Mogłaby przedstawić je Davidowi jako dowód i uwierzyłby, że jest niewinna. I wszystko dałoby się naprawić; Trzeba przemóc falę słabości, porozmawiać z nim tak chytrze, żeby powiedział coś więcej. Skąd znał tyle faktów? Co jeszcze planował przeciwko Davidowi? Na pewno nie mogła sobie pozwolić teraz na żadne zemdlenie. On by się tylko cieszył, że udało mu się sprawić jej ból.
Odwróciła się tak, by zagrodzić mu drzwi. Obserwował ją z tryumfalnym uśmieszkiem na twarzy. Caitlin na ogół czuła wstręt do przemocy fizycznej, ale ogarnęła ją taka nienawiść do Crawleya, że mało brakowało, a dałaby mu w twarz.
Prawie natychmiast zdała sobie sprawę, że Crawley byłby zadowolony z takiego obrotu rzeczy. Ciemne oczy wypatrywały wrażenia, jakie na niej wywarł. Cieszyłby się, że doprowadził przeciwnika do takiej wściekłości, że ten aż stracił panowanie nad sobą. Caitlin od razu postanowiła, że nie da mu powodu do zadowolenia.
– Dlaczego pan to zrobił? – zapytała. – Jaki miał pan w tym cel?
Zaśmiał się.
– Niszczenie Hartleya sprawia mi szczególną satysfakcję. A teraz tak zdołałem mu dokopać, że naprawdę dumny jestem z siebie – uśmiechnął się z tryumfem. – Czuję się, jakbym znalazł żyłę złota.
– Ma pan dziwne wyobrażenie o żyle złota – mruknęła.
– Nie aż tak bardzo. W każdym razie moja inwestycja w walentynki opłaciła się. To, co wydałem, zwróciło mi się z nawiązką. Nagle się okazało, że ktoś inny przysyła ci kwiaty i prezenty. David musiał dziś rano szaleć z zazdrości. Z pewnością nie mógł należycie skoncentrować się na rozmowach z delegacją niemiecką. Ależ musiał być wściekły!
Chytre oczka Crawleya aż błyszczały z uciechy.
– Bzdura – stwierdziła chłodno. – Wcale się tym nie przejął.
Wyglądało na to, że Crawley jej nie uwierzył. Wycelował w nią wskazujący palec.
– Nie rób ze mnie głupka, moja droga. Nie składałaś wymówienia zupełnie bez powodu. Wiem o tobie więcej, niż ci się wydaje.
– Skąd pan wie, że składałam wymówienie?
– Przede mną nic się nie ukryje.
– Jak się panu udało dostać do domu moich rodziców?
– Och, to było dziecinnie łatwe, wprost szkoda słów. Spotkałem seksowną blondynkę, która zaprosiła mnie od razu, jak tylko powiedziałem, że przychodzę do ciebie.
Michelle. Prawdopodobnie cały czas stała gdzieś tutaj koło schodów, żeby zobaczyć, co wyniknie z rozmowy Caitlin z ojcem. I Crawley, wchodząc do domu jej rodziców, od razu natknął się na szpiegującą Michelle. I starsza siostra niemal bez wahania wpuściła go do środka. Na pewno świadomie, przynajmniej częściowo, chciała dać Caitlin nauczkę, by nie zawracała głowy aż dwóm panom jednocześnie.
– Teraz, kiedy pan już się zabawił, bardzo proszę opuścić dom moich rodziców – powiedziała Caitlin, szeroko otwierając przed nim drzwi. – Nie jest pan tutaj mile widziany.
– Dlaczego nie przyjdziesz teraz do mnie do pracy? – zaśmiał się protekcjonalnie. – Pomyśl, jak wiele moglibyśmy razem dokonać.
Caitlin znowu poczuła gwałtowną chęć, żeby uderzyć go w twarz albo zrobić coś jeszcze gorszego. Stłumiła jednak impuls. To byłoby błędem. Crawley uznałby to za swój sukces, wszak pragnął ją zdenerwować aż tak bardzo, by przestała kontrolować swoje zachowanie.
Pomyślała, że znacznie lepiej byłoby rozpracować słabe strony Michaela Crawleya. Jakie on mógł mieć słabe strony? Może przepełniające go zarozumialstwo?
– Bardzo zręcznie pan to rozegrał.
– Rzeczywiście, jestem dumny z siebie. Caitlin czuła, że żołądek podchodzi jej do gardła.
– Jakim cudem udało się panu dowiedzieć o mnie i o Davidzie, skoro przecież nikt o tym nie wie? – zapytała, próbując połechtać jego dumę.
– Owszem, do tej pory udało się wam uniknąć rozgłosu.
– A może to tylko blef? To poruszyło jego ambicję.
– Oczywiście, że nie blef ani nie przypadek.
– Zatem jak pan na to wpadł?
– Po prostu śledziłem was oboje.
Tak proste, tak oczywiste. Każdy mógł na to wpaść.
– Nie wierzę, żeby mógł pan w ten sposób poznać dokładnie nasze życie.
– Proszę sprawdzić.
– I zna pan dokładnie zwyczaje Davida? Jeszcze szerszy uśmiech rozjaśnił jego oblicze.
– Oczywiście.
– O której wyszedł David dziś rano z mojego mieszkania?
– Szósta czterdzieści pięć. Zawsze wychodził o tej porze. Caitlin pomyślała, że wiedział, i to za każdym razem, kiedy byli ze sobą, i mimo zdenerwowania poczuła rozbawienie. Zachichotała. Potem szybko próbowała coś powiedzieć, żeby słowami zatuszować swoją nie kontrolowaną reakcję.
– I co zawsze robi David, kiedy wychodzi ode mnie? – zapytała. Sama nie miała o tym pojęcia, ale co jej szkodziło sprawdzić wszystkie informacje tego szpiega?
Michael Crawley wybuchnął ochrypłym śmiechem.
– Jak to co? Je śniadanko ze swoją mamusią! Rechotał, aż łzy pojawiły się w jego oczach. Potem opanował się, przeważyła chęć, by pochwalić się swoim tryumfem.
– Rozumiesz, Caitlin, rozpracowałem go psychologicznie. Wykorzystam odpowiednio tę wiedzę o śniadankach z mamusią. Zniszczę go doszczętnie.
Caitlin poczuła, że zaraz oszaleje.
– Pan jest sadystą! – krzyknęła.
– Rzeczywiście, jestem sadystą. W dodatku inteligentnym. Matka Davida będzie głównym atutem w moich planach.
Drgnęła i wskazała ręką na otwarte drzwi.
– Do widzenia panu.
Stanął w progu i czekał, wlepiając w nią oczy.
– Przemyśl to wszystko, Caitlin. Zadzwoń do mnie, jak będziesz szukała pracy. David jest dla ciebie stracony. Nie ma już do ciebie źdźbła zaufania. Nie będzie chciał cię widzieć. A ja zapłacę więcej niż on. Plus słodka nagroda, żebyś nie czuła się pokrzywdzona.
– Myślę, że się nie rozumiemy – powiedziała ostro. – Dobranoc panu.
Nie czekał już, żeby mu to powtórzyła.
Wyszła na zewnątrz, patrząc, jak nikną w oddali światła jego samochodu. Potem zwymiotowała na grządkę. Przepłukała usta wodą z węża ogrodowego. Trzeba było wracać do gości. To nie było łatwe. Drgał w niej każdy mięsień.
Zamknęła drzwi za sobą i oparła się o nie. Michael Crawley był tak obrzydliwy, że nadal zbierało jej się na wymioty. Potrzebowała jakiegoś antidotum na tę truciznę. Nic takiego jednak na razie nie mogła znaleźć. Crawley operował faktami i to było bardzo trudne do podważenia. I miał rację. Zaufanie, jakim darzył ją David, zostało bezpowrotnie zniszczone. Caitlin pomyślała, że nie ma już powrotu do Davida, nie ma sposobu, żeby mogła znowu być razem z nim. To już koniec.
Powiodła wzrokiem po ścianach, znowu ta walentynkowa dekoracja, sznur świateł, dwa czerwone serca. Łzy pojawiły się jej w oczach. Ależ udało jej się w tym roku to święto!
Powoli, docierały do jej uszu dźwięki płynącej z salonu muzyki. Poznała melodię, to była stara piosenka z filmu „Duch”. Tak, najwyższy czas wracać do gości. Otarła łzy i próbowała ułożyć usta w coś w rodzaju uśmiechu.
Słowa piosenki mówiły o miłości, o szczęściu. To było takie piękne, wyrażające tak niezgłębioną tęsknotę… Pomyślała, że już nigdy nie będzie w jej życiu miłości. To, co się tak cudownie zaczęło, ten ogień namiętności nigdy już nie rozpali się pełnym blaskiem. Nie będą mieli okazji, żeby się lepiej poznać. I on nigdy już się nie dowie, że byli stworzeni dla siebie… Coś fantastycznie wspaniałego zostało zniszczone przez diabła w ludzkiej skórze, przez tego obrzydliwego Michaela Crawleya.
Słyszała przez drzwi, jak głos ojca dołączył do piosenkarza.
Wolnym krokiem pokonała odległość dzielącą ją od salonu. Poprzez łzy widziała, jak rodzice tańczą razem, przytuleni do siebie. Patrzą sobie w oczy, jakby na świecie nie istniał nikt inny oprócz nich. Matka także zaczęła śpiewać.
Patrzyła na nich, wirujących na parkiecie. Tacy byli cudowni, trzydzieści lat razem i ciągle tak bardzo zakochani. I Caitlin przysięgła sobie, że zrobi, co tylko będzie możliwe, żeby David znowu jej wierzył. Musi odzyskać jego zaufanie. I jego miłość.
Potrzebowała go.
Kochała go.
A on? On przecież był samotny przez większość swego życia… Sam jej to wyznał.