Rozdział 30

Odkąd US Classic rozegrano po raz pierwszy w 1935 roku, prestiż turnieju rósł coraz bardziej, aż w końcu zaczęto go zaliczać do wielkiej piątki turniejów golfowych, oprócz Masters, US Open PGA i British Open. Pole golfowe, na którym był rozgrywany, otaczały legendy. Zawodowcy ochrzcili je mianem Starego Testamentu. Było to jedno z najpiękniejszych pól na południu, porośnięte sosnami i krzewami magnolii. Z wiekowych dębów zwisała oplątwa, piasek mienił się perłowo, idealnie przystrzyżone trawniki kusiły szmaragdową miękkością, ale piękno tego pola było podstępne i zwodnicze. Bo Stary Testament nie wybaczał grzechów. Jeden błąd i świetna piłka lądowała zupełnie gdzie indziej, niż powinna.

Golfiści przeklinali je i przysięgali, że więcej tu nie zagrają, a jednak najlepsi zawsze wracali, bo właśnie te osiemnaście dołków obiecywało coś, czego nie sposób znaleźć w prawdziwym życiu – sprawiedliwość. Dobry strzał spotykał się z nagrodą, zły – z karą. Tu nikt nie dostawał drugiej szansy, nie było czasu na przepychanki z przysięgłymi i ugody z prokuraturą. Stary Testament niszczył słabych, a silnym błogosławił sławą i chwałą.

Dallie nienawidził tego turnieju. Dawniej, póki nie przestał pić, zdarzało się, że nawet się kwalifikował do finału, a od kilku lat zawsze był w ostatecznej rozgrywce. Zazwyczaj żałował, że nie został w domu. Stary Testament to pole dla perfekcjonistów, a on był zbyt kiepski, by się mierzyć z takim wyzwaniem. Powtarzał sobie, że US Classic to po prostu kolejny turniej, lecz myśl o klęsce tutaj wydawała mu się najgorszym upokorzeniem.

Był wściekły, że Francesca wybrała akurat ten turniej. Nie wziął sobie jej słów do serca. Jej zachowanie sprawiło, że wszystko między nimi skończone.

A jednak w kabinie komentatora siedział ktoś inny, gdy Dallie brał zamach, by uderzyć pierwszą piłkę. Skontaktował się z przedstawicielami sieci i powiedział, że musząjeszcze trochę poczekać. Oddał im niepodpisany kontrakt. Nie mógł tu nie zagrać. Nie w tym roku. Nie po tym, co usłyszał od Franceski.


Francesca minęła sekretarkę, zadzwoniła do znajomego w dziale sportowym, już po raz czwarty tego dnia.

– Jak mu idzie? – zapytała.

– Przykro mi, znowu schrzanił siedemnasty dołek. To dopiero pierwsza runda, więc… jeśli przetrwa, ma jeszcze trzy szanse, ale to nie najlepszy początek. Poza tym US Classic to nie jego teren, wiesz o tym. Zbyt wysoka stawka, napięcie… Jack Nicklaus ten to umie tu grać…

Nie słuchała dłużej. Przypomniała sobie słowa Dalliego: Nicklaus to jedyny golfista w historii, który regularnie ciska Stary Testament na kolana. Rok w rok, w latach siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych, zmiatał rywali z powierzchni ziemi i…

Dalliemu szło coraz gorzej. Francesca umierała ze strachu. Co ona mu zrobiła? Dlaczego wymyśliła akurat ten turniej? W domu, w nocy, usiłowała czytać, ale litery tańczyły jej przed oczami. Zabrała się do sprzątania szafy, ale nie mogła się skupić. O dziesiątej zadzwoniła na lotnisko. A później obudziła Teddy'ego i powiedziała, że jadą na wycieczkę.

Następnego ranka Holly Grace waliła do drzwi jej pokoju w motelu. Teddy już wstał. Francesca od świtu przechadzała się nerwowo po obskurnym pokoiku. W mieście pełnym golfistów i fanów nie było nic lepszego. Prawie rzuciła się Holly Grace na szyję.

– Jesteś wreszcie! Obawiałam się, że coś cię zatrzymało.

Holly Grace odstawiła walizkę i opadła na krzesło.

– Nie wiem, czemu się na to zgodziłam. Kręciliśmy wczoraj do północy, a samolot miałam o szóstej rano. Prawie nie zmrużyłam oka.

– Przepraszam, wiem, że to okropne z mojej strony. Ale nie prosiłabym cię o to, gdybym nie uważała, że to bardzo ważne. – Postawiła walizkę Holly Grace na łóżku. – Idź pod prysznic, zamówię coś do jedzenia i wyjmę ci czyste ciuchy. Nie chciałabym cię poganiać, ale Dallie gra za godzinę. Pamiętaj, musi was od razu zobaczyć.

Nie pojmuję, czemu sama nie zabierzesz Teddy'ego na pole golfowe -jęknęła Holly Grace. – Ściągasz mnie na drugi koniec kraju tylko po to, żebym poszła z twoim synem na turniej! Francesca popchnęła ją do łazienki.

– Musisz mi ślepo zaufać, musisz!

Trzy kwadranse później Francesca patrzyła, jak Holly Grace i Teddy wychodzą. Nie chciała, by ktokolwiek ją zobaczył. Wieści rozchodzą się szybko, a jeszcze za wcześnie, by Dallie wiedział, że przyjechała. Ledwie Holly Grace i Teddy zniknęli jej z oczu, wróciła do pokoju i włączyła telewizor.


Steve Ballesteros wysunął się na prowadzenie po pierwszej rundzie, Dallie nie był więc w najlepszym humorze. Dawniej go lubił, ale odkąd Francesca zażartowała, że chciałaby się z nim umówić, sam widok Hiszpana budził w nim agresję. Zerknął na tablicę wyników. Bardzo dobrze. Jack Nicklaus spisał się wczoraj jeszcze gorzej niż on. Nawet Niedźwiedź się starzeje.

Skeet podszedł do niego ukradkiem.

– Niespodzianka! Na prawo! – Dallie spojrzał i uśmiechnął się na widok Holly Grace. Już miał do niej podjeść, gdy zastygł w pół kroku - bo koło niej stał Teddy.

Co za mściwa baba, pomyślał gniewnie. Domyślał się, że przysłała go tu Francesca, i domyślał się, dlaczego. Chciała, żeby mały go drażnił, żeby jego widok przypominał mu wszystko, co powiedziała. W innej sytuacji cieszyłby się, że Teddy patrzy jak gra, ale nie tu, nie na Starym Testamencie, gdzie nigdy nie szło mu dobrze.

– Teddy zobaczy cię w akcji po raz pierwszy, co? – mruknął Skeet. – Musisz dać z siebie wszystko.

Dalie posłał mu groźne spojrzenie, zamachnął się… zazwyczaj często żartował z publicznością, ale nie dziś. Spojrzał na Teddy'ego i zobaczył, że mały marszczy czoło w skupieniu. On też musi się skupić na tym, co robi. Co jest w stanie zrobić. Ugiął kolana, wziął zamach i… uderzył. Celnie.

Tłum bił brawo. Wśród radosnych głosów rozległo się też głośne teksa skie: hura! Odwrócił się i pomachał Holly Grace. Skeet podniósł kciuk w geście zwycięstwa, nawet Teddy się uśmiechnął.

Tego wieczoru Dallie szedł spać ze świadomością, że i on rzucił Stary Testament na kolana. Silny wiatr pokrzyżował szyki faworytom, a on, nie wiadomo jakim cudem, nadrobił punkty stracone pierwszego dnia. Jego nazwisko wędrowało coraz wyżej na tablicy wyników.

I proszę, niech jego syn zobaczy, jak się gra w golfa. Steve nadal grał, podobnie jak Fuzzy Zoeller i Greg Norman. Watson i Crenshaw odpadli. Nicklaus ciągle nie pokazał klasy, ale złoty Niedźwiedź się nie poddaje i jeszcze nie odpadł z rozgrywek.

Tuż przed zaśnięciem Dallie powtarzał sobie, że może myśleć o wszystkich golfistach, ale nie powinien zawracać sobie głowy Nicklausem, lecz Niedźwiedź szeptał mu do ucha: Nie skreślaj mnie, Beaudine. Nie jestem taki jak ty. Nigdy się nie poddaję.

Trzeciego dnia nie był w stanie się skoncentrować. Nawet Holly Grace i Teddy nie pomogli. Grał kiepsko i tylko cudem został w rozgrywkach.


– Zostaw mnie – złościła się Holly Grace następnego dnia, gdy Francesca biegła za nią i za Teddym przez rozległe pole golfowe.

– Wiem, co robię – zapewniła Francesca. – Tak mi się przynajmniej wydaje.

Holly Grace energicznie odwróciła się na pięcie.

– Kiedy Dallie cię zobaczy, przestanie się koncentrować. Naprawdę chcesz mu to zepsuć?

– Sam to zepsuje, jeśli mnie nie będzie – odparła. – Słuchaj, rozpuszczałaś go przez wiele lat i nic z tego nie wyszło. Tym razem zrobimy to po mojemu.

Holly Grace zerwała okulary przeciwsłoneczne z nosa.

– Wcale go nie rozpieszczałam!

– Ależ owszem. Cały czas. – Francesca złapała ją za ramię i pchnęła w stronę pierwszego dołka. – Zrób to, o co cię prosiłam. Ostatnio dużo się nauczyłam o golfie, ale i tak musisz mi tłumaczyć, co się dzieje.

– Oszalałaś, wiesz o tym…

Teddy z przekrzywioną głową obserwował awanturę między mamą a Holly Grace. Rzadko był świadkiem kłótni dorosłych, a uważał, że to ciekawe wydarzenie. Opalił sobie nos i bolały go nogi od ciągłego chodzenia po polu, poza tym czasami się nudził, czekając, aż następny zawodnik uderzy, ale i tak się cieszył na finał. Czasami Dallie do nich podchodził i tłumaczył mu, co robi, a wtedy wszyscy uśmiechali się do niego, bo się domyślali, że jest wyjątkowym dzieciakiem, skoro Dallie poświęca mu tyle uwagi. Nawet gdy mu nie wyszło podanie, tłumaczył Teddy'emu, co źle zrobił.

Był to piękny słoneczny dzień, za ciepły jak na bluzę z napisem: Urodzony Rozrabiaka, ale i tak ją założył.

– Zapłacisz mi za to. – Holly Grace potrząsnęła głową. – I dlaczego nie mogłaś włożyć spodni i koszulki, jak każdy normalny człowiek na turnieju golfowym? Bardzo zwracasz na siebie uwagę.

Francesca nie tłumaczyła Holly Grace, że właśnie dlatego wybrała obcisłą czerwoną kreację, która oblepiała jej ciało jak druga skóra. Do tego nieforemne srebrne kolczyki od egzorcyzmów i Dallie Beaudine oszaleje.

W ciągu minionych lat na polu golfowym Dallie rzadko grywał z Jackiem Nicklausem. A jeśli już, zawsze przegrywał. Grywał przed nim i za nim, jadał z nim kolacje, stawał na podium, wymieniał anegdoty, ale rzadko z nim grał, i teraz ręce drżały mu ze zdenerwowania. Zdawał sobie sprawę, że Jack Nicklaus na polu golfowym to nie jest okrutny Niedźwiedź z jego myśli. Na darmo. Mieli tę samą twarz.

– Jak leci, Dallie? – Nicklaus uśmiechnął się przyjaźnie. Jego syn Steve niósł za nim kije golfowe.

Pożrę cię żywcem, szeptał Niedźwiedź w myślach Dalliego.

Ma czterdzieści siedem lat, powtarzał sobie Dallie i podał mu rękę. Nie ma szans w starciu z kimś o dziesięć lat młodszym, w szczytowej formie.

Nie zawracam sobie głowy twoim trupem, syczał Niedźwiedź.

Steve Ballesteros gawędził z kimś z publiczności, miał opaloną twarz i olśniewająco białe zęby. Właściwie Dallie powinien się bardziej obawiać jego niż Nicklausa. Był świetnym golfistą, ostatnio ciągle wygrywał. Dallie z trudem przestał myśleć o Nicklausie i podszedł do Ballesterosa, żeby się z nim przywitać… i wtedy zobaczył, z kim ten rozmawia.

Nie wierzył własnym oczom. Nawet ona nie zrobiłaby czegoś takiego. A jednak! Stała tam w czerwonej sukience, która przypominała raczej bieliznę niż zwykły strój, uśmiechała się do Steve'a, jakby był jakimś latynoskim bogiem. Holly Grace kuliła się niedaleko z bardzo nieszczęśliwą miną, Teddy stał obok matki. Cholerna Francesca spojrzała wreszcie na niego i uśmiechnęła się, chłodno i obojętnie. Lekko skłoniła głowę, aż słońce błysnęło w srebrnych kolczykach. Odgarnęła ciemny kosmyk za ucho. Nie do wiary!

Miał ochotę udusić ją gołymi rękami, ale Steve uścisnął mu dłoń. Dallie posłał mu fałszywy uśmiech i odwzajemnił uścisk.

Tego dnia grał jak szalony. Co jakiś czas zerkał na Francescę, wyzywającą i wyniosłą w czerwonej sukience, aż wściekłość odbierała mu rozum. Nie wiedział, jak mu idzie, póki nie usłyszał tryumfalnego wrzasku Holly Grace. Spojrzał na tablicę wyników.

Walczył o pierwsze miejsce.

Z Jackiem Nicklausem.

Szedł do piętnastego dołka, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jak to się stało? Kiedy odpadł Ballesteros? Jakim cudem Dallas Beaudine z Wynette w Teksasie może walczyć o zwycięstwo z samym Jackiem Nicklausem? Nie mieściło mu się to w głowie. Nie może teraz o tym myśleć, bo jeśli zacznie, Niedźwiedź nie da mu spokoju.


I tak przegrasz, Beaudine. Pokażesz wszystkim, że Jaycee miał rację. I ja. Nie masz jaj. Nie pokonasz mnie.

Odwrócił się do niej. Wyprostowała się, lekko ugięła kolano, tak że ta idiotyczna sukienka podjechała jeszcze wyżej. Ściągnęła łopatki, wypchnęła piersi do przodu. Oto twoje trofeum, zdawała się mówić. Nie zapominaj, o co grasz.

Grał, dając z siebie wszystko. Aż nadszedł osiemnasty dołek. Mieli po tyle samo punktów.

Kamerzyści szli za nimi krok w krok, śląc w świat transmisję z jednego z najbardziej wyrównanych i zaciętych turniejów golfowych w historii. Widzowie obserwowali każdy ruch, wstrzymując oddech. Oni już wygrali -oglądali widowisko, które na długo zapadnie im w pamięć. Pokochali Dal-liego przed laty i od dawna czekali, aż pokaże im, jak się zwycięża. Ale z drugiej strony, przecież jego przeciwnikiem jest Jack Nicklaus! Cudownie byłoby, gdyby stary mistrz znowu pokazał klasę.

Osiemnasty dołek. Przed nimi Jezioro Hogana, nazwane tak, bo wielki Ben Hogan przegrał przez nie w 1951 roku, gdy próbował przebić piłeczkę nad nim, zamiast dokoła. Wielu innych powtórzyło ten błąd i wszyscy zapłacili za to straszliwą cenę – przegrali.

Jack nie obawiał się ryzyka, ale nie wygrywa się, marnując dobre piłki, i zdecydował się na strzał dokoła jeziorka. Uderzył. Nad polem golfowym zerwała się burza oklasków. Nicklaus zaczarował piłeczkę. Upadła osiemnaście metrów od dołka.

Dalliego ogarnęła panika. Aby dotrzymać Nicklausowi kroku, musi powtórzyć jego wyczyn. To trudne, a na oczach tysięcy widzów wręcz niemożliwe.

Przerażony spojrzał na Francescę. I zobaczył, jak spada z niej maska. Opuściła głowę, złagodniała i spojrzała mu prosto w oczy, błagając bez słów, by dał z siebie wszystko. Dla niej. Dla Teddy'ego. Dla nich.

Rozczarujesz ją, Beaudine, kpił Niedźwiedź. Zawiodłeś wszystkich, których kochałeś, i zaraz znowu to zrobisz.

Francesca szepnęła coś bezgłośnie.

– Proszę.

Dallie przypomniał sobie wszystko, co mu powiedziała, i podszedł do Skeeta.

– Strzelam przez jeziorko – oznajmił.

Myślał, że Skeet mu nawymyśla, że oszalał. On jednak się zamyślił.

– Dwieście czterdzieści metrów i ani centymetra dalej.

– Wiem.

– Jeśli pójdziesz na pewniaka, dokoła jeziorka, nadal masz szanse.

– Mam już dosyć szans – mruknął Dallie. – Ryzykuję.

Jaycee nie żyje do wielu lat. Nie musi draniowi niczego udowadniać. Francie ma rację. Nie próbując, popełniał gorszy grzech, niż przegrywając. Spojrzał na nią. Najbardziej na świecie pragnął jej szacunku. Trzymały się z Holly Grace za ręce, spięte jak nigdy, jakby od jego strzału zależały losy świata. Teddy siedział na ziemi, jak zawsze skupiony.

Hogan nie dał rady przez jeziorko, szeptał Niedźwiedź. Skąd pomysł, że tobie się to uda?

Bo mnie zależy bardziej, odparł.

Nie uda ci się, uprzedzał Niedźwiedź.

Zobaczymy.

I uderzył.

Tłum oszalał, ogłuszył Dalliego krzykiem, gdy jego piłeczka upadła… trzy metry od dołka. Tylko trzy.

Jack Nicklaus wycelował… jego piłeczka musnęła dołek, ale nie wpadła do środka.

Został tylko Dallie. Jeśli trafi, wygra. Jeśli nie, nadal musi walczyć.

Zerknął na Francescę. Znowu szepnęła:

– Proszę.

Choć zmęczony, nie miał siły sprawić jej zawodu.

Загрузка...