14

Ogromnie zdenerwowana weszła do gabinetu doktor Miry. Na zaproszenie lekarki usiadła i splotła ręce, by zapobiec jakimkolwiek niespokojnym gestom, które zdradzałyby stan jej ducha.

– Zdążyła pani przygotować jego portret psychologiczny?

– Prosiłaś o traktowanie tej sprawy jako pilnej. – Rzeczywiście, Mira przez większą część nocy była na nogach, czytała raporty i szkicowała sylwetkę przestępcy kierując się swoim doświadczeniem oraz diagnozą psychologiczną. – Chciałabym mieć na to więcej czasu, ale mogę ci go opisać w ogólnym zarysie.

– W porządku. – Ewa pochyliła się do przodu.

– Niemal na pewno zachowuje się poprawnie. Zazwyczaj zbrodni tego rodzaju nie popełnia się w obrębie tej samej płci. Jest mężczyzną, o ponadprzeciętnej inteligencji, który przejawia skłonności psychopatyczne i doznaje zaspokojenia płciowego poprzez oglądanie scen erotycznych. Odznacza się odwagą, ale nie jest ryzykantem, choć pewnie za takiego się uważa. – Z wrodzonym sobie wdziękiem splotła palce i skrzyżowała nogi. – Jego zbrodnie są dokładnie przemyślane. To, że uprawia seks ze swoimi ofiarami, ma dla niego drugorzędne znaczenie. Przyjemność i satysfakcję czerpie z dokonywania wyboru ofiary, z przygotowania i popełnienia zabójstwa.

– Dlaczego morduje prostytutki?

– Chce mieć władzę. Seks daje władzę. Śmierć daje władzę. A on musi kontrolować ludzi, sytuacje. Pierwsze morderstwo pewnie popełnił pod wpływem impulsu.

– Dlaczego?

W chwili słabości ze zdziwieniem stwierdził, że zachowuje się gwałtownie, że potrafi zachowywać się gwałtownie. Nastąpiła reakcja organizmu, gwałtowny ruch, głęboki wdech, drżący wydech. Ochłonął, zatarł ślady. Nie chce, aby go złapano, lecz chce – potrzebuje, by go podziwiano, bano się go. Dlatego wszystko nagrywa.

– Używa starej broni – kontynuowała tym samym spokojnym głosem – na kolekcjonowanie której mogą sobie pozwolić tylko ludzie bogaci. Znowu władza i siła. Zostawia broń na miejscu zbrodni, by pokazać, że jest jedyny w swoim rodzaju. Docenia siłę pistoletu i jego bezosobowość. To, że może zabijać z dogodnej odległości, nie brudząc sobie przy tym rąk. Zapowiedział, ile osób zabije, by pokazać, że jest dobrze zorganizowany, dokładny. Ambitny.

– Czy od początku miał na myśli sześć kobiet? Sześć celów?

– Jedynym stwierdzonym związkiem miedzy trzema ofiarami był ich zawód – zaczęła Mira, zauważając, że Ewa doszła do tego samego wniosku, lecz chce go potwierdzić. – Miał na myśli konkretny zawód. W moim przekonaniu kobiety zostały wybrane w sposób przypadkowy. Prawdopodobnie zajmuje wysokie stanowisko, z pewnością jest to odpowiedzialna funkcja. Jeśli ma żonę lub partnerkę seksualną, to jest mu ona całkowicie podporządkowana. Ma złe zdanie o kobietach. Poniża i upokarza je po śmierci, by pokazać swoją wyższość oraz wyrazić wstręt, jaki do nich czuje. Tego, co robi, nie uważa za zbrodnię, ale za chwilowy przejaw swej władzy, za sposób wypowiedzenia swych myśli.

– Prostytucja, męska czy kobieca, w umysłach wielu ludzi pozostaje zawodem, który nie cieszy się szacunkiem. Kobiety nie mogą się z nim równać; dla niego prostytutka jest niewarta splunięcia, nawet jeśli sam korzysta z jej usług, by zaspokoić swoje potrzeby seksualne. On lubi swoją pracę, pani porucznik. Bardzo ją lubi.

– Czy to praca, pani doktor, czy misja?

– On nie ma żadnej misji. Tylko ambicje. Tu nie chodzi o żadne względy religijne, moralne czy społeczne.

– Nie, chodzi o względy osobiste, o pokazanie swojej siły.

– Zgadzam się – powiedziała Mira, zadowolona, że umysł Ewy tak dobrze pracuje. – Dla niego jest to interesujące doświadczenie, nowa i na swój sposób fascynująca praca, w wykonywaniu której jest bardzo sprawny. Jest niebezpieczny, pani porucznik, nie dlatego, że nie ma sumienia, ale dlatego, że jest dobry w tym, co robi. A sukces go uskrzydla.

– Skończy na sześciu morderstwach – mruknęła Ewa. – Tą metodą. Ale znajdzie inny twórczy sposób zabijania. Jest zbyt próżny, by nie dotrzymać słowa danego władzom, lecz za bardzo lubi swoje hobby, żeby z niego zrezygnować.

Mira przechyliła głowę.

– Można by pomyśleć, że czytałaś mój raport, pani porucznik. Uważam, że zaczynasz świetnie rozumieć mordercę.

Ewa skinęła głową.

– Tak, idzie mi coraz lepiej. – Musiała jeszcze zadać pewne pytanie, które męczyło ją przez całą bezsenną noc. – By siebie chronić, by utrudnić grę, mógłby wynająć kogoś, zapłacić komuś, aby zabił wybraną przez niego osobę, a on tymczasem miałby niezbite alibi?

– Nie. – Spojrzenie Miry stało się łagodniejsze i pełne współczucia, gdy zobaczyła, że Ewa zamknęła z ulgą oczy. – W moim przekonaniu on musi być na miejscu zbrodni. By wszystko zobaczyć, nagrać, a przede wszystkim przeżyć. Morderstwo dokonane przez kogoś innego nie sprawi mu satysfakcji. Poza tym, on nie wierzy, że go przechytrzysz. Lubi patrzeć, jak się pocisz nad tą sprawą, pani porucznik. Chętnie obserwuje ludzi i wydaje mi się, że skupił na tobie całą uwagę, kiedy dowiedział się, że prowadzisz śledztwo. Pilnie ci się przypatruje i wie, że obchodzi cię ta sprawa. Uważa to za słabość, którą można wykorzystać, i robi to, przesyłając ci zapisy morderstw – nie do miejsca, w którym pracujesz, lecz tam, gdzie mieszkasz.

– Dostałam kolejną dyskietkę. Przez otwór na listy razem z moją poranną pocztą; została wrzucona do skrzynki w centrum miasta w jakąś godzinę po popełnieniu morderstwa. Mój budynek jest pod obserwacją. Zorientował się i znalazł sposób, by wykiwać policję.

Zawsze wie, który guzik przycisnąć. – Mira podała Ewie dyskietkę oraz wydruk portretu psychologicznego zabójcy. – Jest inteligentnym i dojrzałym mężczyzną, dostatecznie dojrzałym, by nie ulegać impulsom. Nie brakuje mu pieniędzy ani wyobraźni. Rzadko okazuje emocje, rzadko też ich doznaje. Jest inteligentny i – jak powiedziałaś – próżny.

– Dziękuję, że tak szybko pani to dla mnie przygotowała.

– Ewo – powiedziała Mira, zanim Ewa zdążyła wstać. - Jeszcze drobne uzupełnienie. Chodzi o broń, którą pozostawiono na miejscu ostatniego morderstwa. Człowiek, który popełnił te zbrodnie, nie zrobiłby tak głupiego błędu. Nie zostawiłby broni, wiedząc, że bez trudu będzie można ustalić tożsamość jej właściciela. Diagnoza psychologiczna odrzuciła to z prawdopodobieństwem dziewięćdziesiąt trzy przecinek cztery procent.

– Była tam – matowym głosem odparła Ewa. – Sama włożyłam ją do torebki.

– Jestem pewna, że chciał, abyś to zrobiła. Możliwe, iż znajduje przyjemność we wciąganiu jeszcze kogoś w to bagno, w utrudnianiu śledztwa. I możliwe, że wybrał właśnie tę osobę, by cię zdenerwować, rozproszyć twoją uwagę, a nawet cię zranić. Zawarłam te uwagi w opisie jego sylwetki. Ze swej strony chciałabym ci powiedzieć, że martwię się tym, iż tak bardzo się tobą interesuje.

– Wkrótce on będzie się piekielnie martwił tym, że ja się nim interesuję. Dziękuję, pani doktor.

Ewa poszła prosto do gabinetu Whitneya, by dostarczyć mu portret psychologiczny zabójcy. Jeśli będzie miała szczęście, Feeney potwierdzi jej podejrzenia co do sposobu kupna i dostarczenia broni.

Jeśli miała rację, a musiała wierzyć, że ją ma, to siła argumentów Miry oczyści Roarke'a z zarzutów.

Ze sposobu, w jaki Roarke patrzył na nią – przez nią – podczas ich ostatniego połączenia, wiedziała, że jej sprawy służbowe zniszczyły więź, jaka zaczynała się między nimi tworzyć.

Nabrała co do tego jeszcze większej pewności, gdy w gabinecie szefa zastała Roarke'a.

Musiał skorzystać z prywatnego środka transportu. W przeciwnym razie nie wróciłby tak szybko. Skinął jej tylko głową i nie odezwał się ani słowem, gdy przeszła przez pokój, by oddać Whitneyowi dyskietkę oraz raport.

– Portret psychologiczny zabójcy opracowany przez doktor Mirę.

– Dziękuję, pani porucznik. – Podniósł oczy na Roarke'a. – Porucznik Dallas zaprowadzi pana do pokoju przesłuchań. Doceniamy pańską współpracę.

Nadal się nie odzywając, wstał i poczekał, aż Ewa podejdzie do drzwi.

– Twój adwokat może być przy tym obecny – zaczęła, gdy wezwał windę.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Czy jestem oskarżony o popełnienie jakiejś zbrodni, pani porucznik?

– Nie. – Przeklinając go w duchu, weszła do kabiny i poprosiła o Strefę B. – To standardowa procedura. – Jego milczenie trwało tak długo, że miała ochotę krzyczeć. – Cholera jasna, nie mam wyboru.

– Naprawdę? – mruknął i wyszedł pierwszy z windy, gdy drzwi się otworzyły.

– Taką mam pracę. – Drzwi do pokoju przesłuchań otwarły się ze świstem, po czym zamknęły z trzaskiem. Ukryte we wszystkich ścianach kamery inwigilujące, które znał każdy drobny złodziejaszek, uruchomiły się automatycznie. Ewa zajęła miejsce przy małym stoliku i poczekała, aż Roarke usiądzie naprzeciw niej.

– To przesłuchanie jest nagrywane. Rozumiesz? – Tak.

– Porucznik Dallas, NI 5347BQ, prowadząca przesłuchanie. Osoba przesłuchiwana: Roarke. Zaznaczyć inicjałami datę i czas. Przesłuchiwany zrezygnował z obecności adwokata. Zgadza się?

– Tak, przesłuchiwany zrezygnował z obecności adwokata.

– Znasz licencjonowaną prostytutkę Georgie Castle?

– Nie.

Byłeś na Zachodniej Osiemdziesiątej Dziewiątej pod numerem sto pięćdziesiątym szóstym?

– Wydaje mi się, że nie.

– Czy posiadasz Rugera P – dziewięćdziesiąt, automatyczną bojową broń z około dwutysięcznego piątego roku?

– Możliwe, że mam broń tego typu. Musiałbym sprawdzić dla pewności. Ale załóżmy, że jestem w jej posiadaniu.

– Kiedy kupiłeś wyżej wymienioną broń?

– To także musiałbym sprawdzić. – Ani razu nie zamrugał oczami, ani na chwilę nie spuścił z niej wzroku. – Mam dużą kolekcję i nie przechowuję wszystkich informacji na jej temat w głowie czy też kieszonkowym dzienniku.

– Czy kupiłeś wyżej wymienioną broń u Sotheby'ego?

– Możliwe. Często wzbogacam moją kolekcję poprzez aukcje.

– Ciche aukcje.

– Zdarza się.

Żołądek, który i tak był już ściśnięty, zaczaj podchodzić jej do gardła.

– Czy wzbogaciłeś swoją kolekcję o wspomnianą już broń podczas cichej aukcji u Sotheby'ego, która odbyła się drugiego października ubiegłego roku?

Roarke wyciągnął z kieszeni swój dziennik i przebiegł wzrokiem informacje zapisane pod tą datą.

– Nie, nie mam żadnej notatki na ten temat. Chyba w tym dniu przebywałem w Tokio i uczestniczyłem w licznych spotkaniach. Można to z łatwością sprawdzić.

Niech cię diabli wezmą, niech cię diabli wezmą, pomyślała. Wiesz, że to żadna odpowiedź.

– Podczas aukcji często korzysta się z usług swoich przedstawicieli.

– Owszem. – Patrząc na nią beznamiętnym wzrokiem, wsunął notes do kieszeni. – Można sprawdzić u Sotheby'ego, że nigdy nie kupuję przez pośredników. Kiedy postanawiam coś kupić, to dlatego, że to widziałem na własne oczy. Oceniłem wartość przedmiotu. Gdy decyduję się na wzięcie udziału w licytacji, robię to osobiście.

W przypadku cichej aukcji albo bym na nią przybył, albo uczestniczył w niej przez telełącze.

– Czy do tradycji nie należy posługiwanie się tajnym elektronicznym licytatorem albo osobą podstawioną, która ma prawo podbijać cenę do określonego pułapu?

– Tradycje niewiele mnie obchodzą. Chodzi o to, że mogę zmienić zdanie i już czegoś nie chcieć. Z tego czy innego powodu może to dla mnie stracić na atrakcyjności.

Zrozumiała podtekst jego wypowiedzi i próbowała pogodzić się z faktem, że z nią skończył.

– Ze wspomnianej broni, zarejestrowanej na twoje nazwisko i kupionej podczas cichej aukcji u Sotheby'ego w październiku ubiegłego roku, została zamordowana Georgie Castle wczoraj o siódmej trzydzieści wieczorem.

– Oboje wiemy, że wczoraj wieczorem o siódmej trzydzieści nie było mnie w Nowym Jorku. – Przesunął wzrokiem po jej twarzy. – Śledziłaś przebieg połączenia, prawda?

Nie odpowiedziała. Nie mogła.

– Twoja broń została znaleziona na miejscu zbrodni.

– Czy na pewno należy do mnie?

– Kto ma dostęp do twojej kolekcji?

– Ja. Tylko ja.

– A służba?

– Nie. O ile sobie przypominasz, pani porucznik, moje gabloty są pozamykane. Tylko ja znam kod umożliwiający ich otwarcie.

– Kod można złamać.

– Nieprawdopodobne, ale możliwe – zgodził się. – Tylko że kluczem, który je otwiera, jest rysunek mojej dłoni i otwarcie gabloty w jakikolwiek inny sposób uruchamia alarm.

Cholera jasna, daj mi szansę. Czy on nie widzi, że go bronię, że próbuję go uratować?

– System zabezpieczeń można ominąć.

– To prawda. Kiedy jakakolwiek gablota zostanie otwarta bez mojego upoważnienia, wejście do pokoju automatycznie się zamyka.

Nie można się stamtąd wydostać, a jednocześnie strażnicy są o tym powiadamiani. Mogę panią zapewnić, pani porucznik, że to niezawodny system. Uważani, że muszę chronić swoją własność.

Podniosła wzrok, gdy Feeney wszedł do pokoju. Dał jej znak głową; wstała.

– Przepraszam.

Gdy drzwi zamknęły się za nimi, wcisnął ręce do kieszeni.

– Strzał w dziesiątkę, Dallas. Elektroniczny licytator, pieniądze przekazane gotówką, przesyłka dostarczona pocztą elektroniczną. Główny specjalista od Sotheby'ego twierdzi, że ta sprawa została załatwiona w nietypowy dla Roarke'a sposób. On zawsze uczestniczy w aukcji albo osobiście, albo przez bezpośrednie telełącze. Nigdy przedtem nie dokonywał transakcji w ten sposób, a korzysta z ich usług od mniej więcej piętnastu lat.

Odetchnęła z zadowoleniem.

– To potwierdza zeznania Roarke'a. Coś jeszcze?

– Przejrzałem rejestr broni. Ruger został wpisany na nazwisko Roarke'a zaledwie tydzień temu. Piekielnie trudno byłoby postawić go w stan oskarżenia. Szef mówi, żeby go zwolnić.

Nie mogła sobie pozwolić na odprężenie się, jeszcze nie mogła, więc tylko kiwnęła głową.

– Dzięki, Feeney. Wróciła do pokoju.

– Jesteś wolny. – Wycofała się przez otwarte drzwi na korytarz. – Wstał.

– Tak po prostu?

– Chwilowo nie mamy powodu, by cię zatrzymywać czy też narażać na dalsze niedogodności.

– Niedogodności? – Szedł w jej kierunku, dopóki drzwi nie zatrzasnęły się za jego plecami. – Tak to nazywasz? Niedogodności?

Pomyślała, że ma prawo do gniewu i rozgoryczenia. Ale ona musiała zrobić to, co do niej należało.

– Trzy kobiety nie żyją. Trzeba sprawdzić każdą możliwość.

– A ja jestem tylko jedną z twoich możliwości? – Wyciągnął gwałtownie ręce i ku jej zaskoczeniu otoczył ją ramionami. – To wszystko, co nas łączy?

– Jestem gliną. Nie mogę sobie pozwolić na przeoczenie czegokolwiek, na udawanie czegokolwiek.

– Na okazanie zaufania – przerwał jej. – Komukolwiek. Gdyby sprawa przybrała trochę inny obrót, to zamknęłabyś mnie? Wsadziłabyś mnie do więzienia?

– Proszę się cofnąć! – Feeney podszedł do nich. Jego wzrok miotał błyskawice. – Proszę się cofnąć, do cholery!

– Zostaw nas samych, Feeney.

– Zaraz to zrobię, do diabła. – Nie zwracając uwagi na Ewę, popchnął Roarke'a. – Przestań ją atakować, ty ważniaku. Cały czas walczy o ciebie. A sprawy tak stoją, że mogła przez to stracić pracę. Simpson już się szykuje, żeby z niej zrobić kozła ofiarnego, bo była taka głupia, że przespała się z tobą.

– Zamknij się, Feeney.

– Do cholery, Dallas.

– Powiedziałam, żebyś się zamknął. – Odzyskała spokój i popatrzyła na Roarke'a obojętnym wzrokiem. – Nasz wydział docenia twoją chęć do współpracy – powiedziała zdjąwszy jego rękę ze swego ramienia. Odwróciła się i odeszła szybkim krokiem.

– Co pan, u diabła, chciał przez to powiedzieć? – spytał Roarke. Feeney tylko prychnął.

– Mam lepsze rzeczy do roboty niż tracenie czasu na rozmowy z tobą.

Roarke przycisnął go do ściany.

– Za chwilę będziesz mógł mnie oskarżyć o obrazę oficera, Feeney. Ale teraz gadaj, co miała znaczyć ta wzmianka o Simpsonie.

– Chcesz wiedzieć, ważniaku? – Feeney rozejrzał się po korytarzu w poszukiwaniu względnie ustronnego miejsca i ruchem głowy wskazał męską toaletę. – Chodź do mojego biura, to ci powiem.

Miała kota za towarzystwo. Już zaczynała żałować, że będzie musiała oddać tego nikomu niepotrzebnego, tłustego kocura rodzinie Georgie. Już dawno powinna była to zrobić, ale nawet obecność tego biednego zwierzaka przynosiła jej pociechę.

Brzęczenie interkomu tylko ją zdenerwowało. Nie miała ochoty na niczyje towarzystwo. Szczególnie Roarke'a, którego zobaczyła przez wideofon.

Była wystarczająco nieokrzesana, by zachować się jak tchórz. Pozostawiwszy brzęczyk bez odpowiedzi, wróciła na kanapę i zwinęła się w kłębek razem z kotem. Gdyby miała pod ręką koc, naciągnęłaby go sobie na głowę.

Parę sekund później poderwał ją na nogi dźwięk otwieranych zamków w drzwiach.

– Ty skurwysynu – powiedziała, kiedy Roarke wszedł do pokoju. – Przekroczyłeś wszelkie granice.

Wsunął klucz elektroniczny z powrotem do kieszeni.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Nie chcę cię widzieć. – Z przykrością stwierdziła, że w jej głosie słychać raczej rozpacz niż gniew. – Mam nadzieję, że to zrozumiesz i wyniesiesz się.

– Nie chcę, żeby ktoś mnie wykorzystywał po to, by cię zranić.

– Sam nieźle to robisz.

– Sądziłaś, że nie zareaguję, kiedy oskarżyłaś mnie o popełnienie morderstwa? Kiedy w to uwierzyłaś?

– Nigdy w to nie uwierzyłam. – Zabrzmiało to jak syk, jak namiętny szept. – Nigdy w to nie uwierzyłam – powtórzyła. – Ale odłożyłam moje osobiste odczucia na bok i wykonałam swoją robotę. A teraz się wynoś.

Ruszyła w stronę drzwi. Kiedy ją złapał, uderzyła go mocno i szybko. Nawet nie próbował zablokować ciosu. Bez słowa starł wierzchem dłoni krew z wargi, podczas gdy Ewa stała wyprostowana, oddychając szybko i głośno.

– No dalej – zachęcił ją. – Uderz jeszcze raz. Nie musisz się obawiać. Nie biję kobiet… ani ich nie morduję.

Po prostu zostaw mnie w spokoju. – Odwróciła się i chwyciła oparcia sofy, gdzie siedział kot, przyglądając się jej obojętnym wzrokiem. Doznawała gwałtownych emocji, bała się, że za chwilę rozsadzą jej piersi. – Nie wzbudzisz we mnie poczucia winy za to, że robię to, co muszę robić.

– Wbiłaś mi nóż w serce, Ewo. – Przyznanie się do tego, świadomość, że mogłaby go z łatwością zniszczyć, na nowo wprawiło go w złość. – Nie mogłaś mi powiedzieć, że we mnie wierzysz?

– Nie. – Zacisnęła powieki. – Na Boga, nie rozumiesz, że gdybym to zrobiła, byłoby jeszcze gorzej? Gdyby Whitney nie uwierzył, że będę obiektywna, gdyby Simpsonowi choćby przemknęło przez myśl, że będę cię łagodniej traktowała, byłoby o wiele gorzej. Tak szybko nie mogłam dostać portretu psychologicznego mordercy. Nie mogłam prosić Feeneya o natychmiastowe sprawdzenie broni, by oczyścić cię z podejrzeń.

– Nie pomyślałem o tym – powiedział cicho. – Nie pomyślałem. – Kiedy położył jej dłoń na ramieniu, strąciła ją i popatrzyła na niego rozwścieczona.

– Cholera jasna, mówiłam ci, żebyś przyszedł ze swoim adwokatem. Mówiłam ci. Gdyby Feeneyowi nie udało się rozwiać wątpliwości co do broni, mogliby cię zatrzymać. Jesteś tutaj tylko dlatego, że mu się to udało, a portret psychologiczny zabójcy nie pasował do ciebie.

Znowu jej dotknął; znowu mu się wyszarpnęła.

– Wygląda na to, że nie potrzebowałem adwokata. Potrzebowałem wyłącznie ciebie.

– To bez znaczenia. – Odzyskała panowanie nad sobą. – Ważne, że sprawa została załatwiona. To, że masz niepodważalne alibi na czas morderstwa oraz fakt, że pistolet był oczywistą pułapką, odwraca uwagę policji od twojej osoby. – Czuła się chora i nieznośnie zmęczona. – Może nie eliminuje cię to całkowicie z grona podejrzanych, ale charakterystyki doktor Miry są tu na wagę złota. Nikt nie kwestionuje jej opinii. A ona twierdzi, że nie możesz być mordercą, co ma ogromne znaczenie dla policji i prokuratora.

– Nie martwiłem się policją i prokuratorem.

– A powinieneś był.

Wygląda na to, że martwiłaś się za mnie. Bardzo mi przykro.

– Nie ma o czym mówić.

– Wiesz, zbyt często widzę sińce pod twymi oczami. – Przeciągnął po nich kciukiem. – Nie chcę być odpowiedzialny za te, które teraz widzę.

– Sama jestem za nie odpowiedzialna.

– I nie mam nic wspólnego z tym, że grozi ci utrata pracy? Przeklęty Feeney, pomyślała z wściekłością.

– Sama podejmuję decyzje. Sama ponoszę konsekwencje. Nie tym razem, pomyślał.

– Następnego dnia po naszym spotkaniu zadzwoniłem do ciebie wieczorem. Widziałem, że się czymś martwisz, ale nie chciałaś o tym rozmawiać. Feeney dokładnie mi wyjaśnił, dlaczego byłaś zdenerwowana tamtej nocy. Twój rozwścieczony przyjaciel chciał mi odpłacić za to, że cię unieszczęśliwiłem. I zrobił to.

– Feeney nie miał prawa…

– Pewnie nie. Nie musiałby tego robić, gdybyś mi zaufała. – Ujął ją za obie ręce, gdy poruszyła się gwałtownie. – Nie odwracaj się ode mnie – ostrzegł ją cicho. – Jesteś dobra w odgradzaniu się od ludzi, Ewo. Ale ze mną ci to nie wyjdzie.

– A czego się spodziewałeś? Że przyjdę do ciebie, płacząc: „Roarke, uwiodłeś mnie, a teraz mam kłopoty. Pomóż mi.” Do diabła z tym! Nie uwiodłeś mnie. Poszłam z tobą do łóżka, ponieważ tego chciałam. Chciałam tego na tyle mocno, by nie myśleć o etyce zawodowej. Dostałam za to po głowie, ale jakoś sobie radzę. Nie potrzebuję pomocy.

– Z pewnością jej nie chcesz.

– Nie potrzebuję. – Nie chciała szarpać się z nim, więc stała nieruchomo. – Komendant ucieszył się, że nie jesteś zamieszany w te morderstwa. Jesteś czysty, więc wydziałowi nie pozostaje nic innego, jak tylko uznać to oficjalnie za błąd w ocenie, a zatem ja też jestem czysta. Gdybym się pomyliła co do ciebie, inaczej by to wyglądało.

– Gdybyś się pomyliła, kosztowałoby cię to odznakę.

– Tak. Straciłabym odznakę. Zasłużyłabym na to. Ale tak się nie stało, więc sprawa skończona. Idź sobie.

Naprawdę myślisz, że odejdę?

Słysząc cichą, łagodną nutę w jego głosie, poczuła, że jej wola słabnie.

– Nie mogę sobie na ciebie pozwolić, Roarke. Nie mogę sobie pozwolić na zaangażowanie uczuciowe.

Zrobił krok do przodu, położył ręce na oparciu kanapy, pozbawiając Ewę możliwości ruchu.

– Ja też nie mogę sobie na ciebie pozwolić. To chyba nie ma znaczenia.

– Słuchaj…

– Przykro mi, że cię zraniłem – powiedział cicho. – Bardzo mi przykro, że ci nie ufałem i oskarżyłem cię o to, że mi nie ufasz.

– Nie oczekiwałam, że będziesz myślał inaczej. Że będziesz zachowywał się inaczej.

To zabolało go bardziej niż policzek.

– Nie. Za to też cię przepraszam. Wiele dla mnie ryzykowałaś. Dlaczego?

Nie było łatwych odpowiedzi.

– Wierzyłam ci. Przycisnął usta do jej czoła.

– Dziękuję.

– Rozsądek tak nakazywał – zaczęła, oddychając z drżeniem, gdy dotknął ustami jej policzka.

– Zostanę z tobą na noc. Chcę zobaczyć, że śpisz.

– Seks jako środek uspokajający?

Zmarszczył brwi, lecz przesunął delikatnie wargami po jej ustach.

– Jeśli chcesz. – Podniósł ją i obrócił w koło. – Zobaczmy, czy uda nam się znaleźć właściwą dawkę.

Później przyglądał się jej w przyciemnionym świetle. Spała na brzuchu, rozciągnięta bezładnie ze zmęczenia. Z przyjemnością przesunął ręką po jej plecach – gładkiej skórze, drobnych kościach, mocnych mięśniach. Nie poruszyła się.

Z ciekawością przeczesał palcami jej włosy. Grube niczym futro norek, o odcieniu wystałej brandy i starego złota, źle podcięte. Uśmiechnął się, gdy przesunął palcami po jej ustach. Pełnych, twardych, żarliwych.

Choć dziwił się, że zdołał jej dostarczyć jeszcze większych doznań niż poprzednim razem, świadomość, że i on bezwiednie zapamiętał się w miłości, przygniatała go.

Ciekaw był, jak daleko jeszcze się posuną.

Wiedział, że przeżył wewnętrzne rozdarcie, kiedy uwierzył, iż uznała go za winnego. Poczucie zdrady i rozczarowania było ogromne, osłabiające, było czymś, czego nie odczuwał już od wielu lat.

Przypomniała mu o jego słabości, którą, jak sądził, już dawno zwalczył. Mogła go zranić. Mogli się nawzajem zranić. Będzie musiał gruntownie to rozważyć.

Lecz w tej chwili najbardziej palącą kwestią było znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto chciał zranić ich oboje. I dlaczego.

Wciąż rozmyślając nad tą sprawą, wziął ją za rękę, splótł pałce z jej palcami i zasnął razem z nią.

Загрузка...