2

Nie było spermy. Ewa zaklęła czytając raport z sekcji zwłok. Jeśli ofiara kochała się z zabójcą, to stosowane przez nią środki antykoncepcyjne zabiły malutkich żołnierzyków, gdy tylko się z nimi zetknęły, niszcząc wszelki ślad po nich w ciągu trzydziestu minut od chwili wytrysku.

Testy sprawdzające aktywność seksualną niczego nie wykazały, gdyż ciało Sharon zostało zbyt poważnie uszkodzone. Morderca przestrzelił jej kobiecość albo ze względów symbolicznych, albo dla własnego bezpieczeństwa.

Nie ma spermy, nie ma krwi, z wyjątkiem krwi ofiary. Nie można ustalić DNA.

Po dokładnym zbadaniu miejsca zbrodni nie znaleziono odcisków palców – żadnych: ani ofiary, ani sprzątaczki, która przychodziła co tydzień, ani mordercy, oczywiście.

Wszystko zostało dokładnie wytarte, włącznie z bronią mordercy.

Zdaniem Ewy, najbardziej znaczący był obraz zarejestrowany przez ochronę budynku.

Jeszcze raz puściła na swoim biurkowym monitorze dyskietki z podglądem windy.

Dyskietki były oznakowane.

Zespół Gorham. Winda A. 2 – 12 – 2058. 06:00.

Ewa przyspieszyła obraz, patrząc na mijające godziny. Drzwi windy po raz pierwszy otworzyły się w południe. Zwolniła prędkość, uderzając w monitor krawędzią dłoni, po czym przyjrzała się niespokojnemu niskiemu mężczyźnie, który wszedł i poprosił o piąte piętro.

Nerwowy klient, pomyślała z rozbawieniem, kiedy mężczyzna szarpnął za kołnierzyk i wsunął do ust pastylkę odświeżającą oddech. Pewnie ma żonę, dwoje dzieci i stałą posadę w jakimś biurze, dzięki której raz w tygodniu może wymykać się na małe bara – bara w południe.

Wysiadł na piątym piętrze.

Przez parę następnych godzin niewiele się wydarzyło, jakaś prostytutka zjechała do hallu, kilka wróciło z zakupami i znudzonymi minami. Paru klientów przyszło i wyszło. Ruch ożywił się koło ósmej. Niektórzy mieszkańcy wychodzili w szykownych strojach na kolację, inni wracali do domów, by zdążyć na umówione spotkania.

O dziesiątej do windy wsiadła elegancka para. Kobieta pozwoliła mężczyźnie rozchylić poły futra, pod którym nie miała nic oprócz szpilek na wysokim obcasie i wytatuowanego kwiatu róży z łodyżką zaczynającą się w kroczu i pączkiem artystycznie drażniącym jej lewą pierś. Mężczyzna zaczął ją pieścić, choć prawo zabraniało robienia tego na terenie strzeżonym. Gdy winda zatrzymała się na osiemnastym piętrze, kobieta owinęła się futrem i oboje wyszli, rozmawiając o sztuce, którą właśnie obejrzeli.

Ewa zapisała sobie, żeby następnego dnia przesłuchać tego mężczyznę. Był sąsiadem i znajomym ofiary.

Przerwa w odbiorze nastąpiła dokładnie o 12:05. Obraz zanikł niemal całkowicie, na ekranie pozostał tylko niewielki punkcik. Ponowna inwigilacja windy rozpoczęła się o 02:46.

Dwie godziny i czterdzieści jeden minut straty.

To samo stało się z zapisem obrazu zarejestrowanego w korytarzu na osiemnastym piętrze. Wymazano prawie trzy godziny. Ewa zastanawiała się nad tym, popijając wystygłą kawę. Mężczyzna orientował się w systemie zabezpieczeń, pomyślała, i wystarczająco dobrze znał budynek, by wiedzieć, gdzie i jak spreparować dyski. I nie śpieszył się. Sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił o drugiej nad ranem.

Spędził z nią prawie dwie godziny, zanim ją zabił, i prawie dwie godziny po jej śmierci. A mimo to nie zostawił żadnego śladu.

Mądry chłopak.

Jeśli Sharon DeBlass zanotowała, że ma się z kimś spotkać ha gruncie prywatnym czy też zawodowym, to ta wzmianka również została wymazana.

Więc był z nią na tyle blisko, by wiedzieć, gdzie trzyma swoje pliki i jak się do nich dostać.

Nabrawszy pewnych podejrzeń, znowu pochyliła się do przodu.

– Komplex Gorhama, Broadway, New Jork. Właściciel. Jej oczy zwęziły się, gdy dane wyświetliły się na ekranie.

Gorham Complex, własność Roarke Industries, siedziba zarządu 500 Fifth Avenue. Roarke, prezes i dyrektor generalny. Miejsce zamieszkania: Nowy Jork, 222 Central Park West. – Roarke – mruknęła Ewa. – Ciągle się pojawiasz, prawda? Roarke – powtórzyła. – Wszystkie dane, projekcja i wydruk, i Nie zważając na wezwanie na sąsiednim łączu, czytała dalej, popijając kawę.

Roarke – imię chrzestne nieznane – urodzony 10 – 06 – 2023, Dublin, Irlandia. Numer identyfikacyjny 33492 – ABR – 50. Rodzice nie znani., Steń cywilny – kawaler. Prezes i dyrektor generalny przedsiębiorstwa. Roarke Industries, założonego w 2042. Główne oddziały Nowy Jork,:Chicago, New Los Angeles, Dublin, Londyn, Bonn, Paryż, Frankfurt, Tokio, Mediolan, Sydnay. Filie pozaziemskie, Stacja 45, Bridgestone, Colony, Yegas II, Free – Star Jeden. Sfery zainteresowań: nieruchomości, import – eksport, flota morska, rozrywka, produkcja przemysłowa, farmaceutyki, transport. Szacunkowa wartość całego przedsiębiorstwa trzy biliony osiemset milionów.

Zajęty facet, pomyślała, unosząc brew, gdy lista jego filii wyświetliła się na ekranie.

– Wykształcenie? – spytała.

Nie znane.

Notowany?

Brak danych.

Wywołaj Roarke, Dublin.

Brak dodatkowych danych

Cholera. Pan Tajemniczy. Opis i zdjęcie.

Roarke. Czarne włosy, niebieskie oczy, sześć stóp, dwa cale, 173 funty.

Ewa chrząknęła, gdy komputer podał jego opis. Musiała przyznać, że w przypadku Roarke'a, zdjęcie było warte kilkuset słów komentarza. Jego podobizna patrzyła na nią z ekranu. Był niemal absurdalnie przystojny; wąska, ascetyczna twarz; ostro zarysowane kości policzkowe i usta tak kształtne, jakby zostały wyrzeźbione. Tak, miał czarne włosy, ale komputer nie powiedział, że są grube, gęste, i zaczesane do tyłu, dzięki czemu odsłaniają wysokie czoło i spływają prawie do samych ramion. Jego oczy były niebieskie, ale to jedno słowo nie mogło oddać intensywności ich koloru ani siły ich spojrzenia.

Nawet z tego zdjęcia widać było, że jest to człowiek, który po trupach dąży do celu.

Tak, pomyślała, ten człowiek może zabić, jeśli – i kiedy – ma na to ochotę. Zrobiłby to obojętnie, metodycznie i ani jedna kropla potu nie wystąpiłaby mu na czole.

Zgarniając wydruki z danymi, postanowiła, że porozmawia z Roarke'em. I to wkrótce.

Gdy Ewa opuściła posterunek, z ciemnego nieba padał już drobny, ostry śnieg. Pogrzebała bez większej nadziei w kieszeniach i przekonała się, że rękawiczki rzeczywiście zostawiła w domu. Bez czapki, bez rękawiczek, w skórzanej kurtce, będącej jej jedyną ochroną przed mroźnym wiatrem, jechała przez całe miasto do domu.

Naprawdę zamierzała oddać auto do naprawy, tylko nie miała czasu. Ale gdy teraz stała w korku i drżała z zimna z powodu popsutego ogrzewania, miała mnóstwo czasu, by tego żałować.

Przysięgła sobie, że jeśli dojedzie do domu, nie zamieniwszy się przedtem w bryłę lodu, umówi się z mechanikiem.

Ale gdy dotarła na miejsce, myślała już tylko o jedzeniu. Otwierając drzwi, marzyła o talerzu gorącej zupy, furze frytek, jeśli jeszcze jakieś jej zostały, i kawie, która nie smakowałaby tak, jakby ktoś spuścił ścieki do wodociągów.

Od razu zauważyła paczkę, małe kwadratowe pudełko leżące tuż za drzwiami. Broń natychmiast znalazła się w jej ręce. Przeczesując mieszkanie wzrokiem i wymachując bronią, zatrzasnęła kopnięciem drzwi. Pozostawiła paczkę na miejscu i sprawdziła pokój po pokoju, dopóki nie upewniła się, że jest sama.

Schowawszy broń do futerału, ściągnęła kurtkę i odrzuciła ją na bok. Schyliła się i podniosła ostrożnie owiniętą folią dyskietkę. Nie było na niej żadnej nalepki, żadnej wiadomości.

Ewa zaniosła ją do kuchni, wyjmując delikatnie z opakowania, i włożyła do swego komputera.

Kompletnie zapomniała o jedzeniu.

Obraz był najwyższej jakości, podobnie jak i dźwięk. Usiadła wolno, wpatrując się w monitor.

Naga Sharon DeBlass leżała w nonszalanckiej pozie na ogromnym falującym łożu, szeleszcząc atłasowymi prześcieradłami. Uniosła rękę i wsunęła ją we wspaniałą, zmierzwioną grzywę rudych włosów.

– Kochanie, chcesz, żebym zrobiła coś specjalnego? – Zachichotała; podniosła się na kolana, ujmując piersi w dłonie. – Dlaczego tu nie przyjdziesz… – Zwilżyła językiem usta. – Zrobimy to wszystko jeszcze raz. – Popatrzyła w dół i oblizała się jak kotka. – Wygląda na to, że jest całkowicie gotowy. – Znowu się zaśmiała i odrzuciła do tyłu włosy. – Och, chcemy się zabawić. – Wciąż się uśmiechając, Sharon podniosła ręce. – Nie skrzywdź mnie – poprosiła płaczliwym głosem, drżąc na całym ciele, mimo że jej oczy błyszczały z podniecenia. – Zrobię wszystko, co chcesz. Wszystko. Chodź tu i zmuś mnie. Chcę cię. – Opuściła ręce i powoli wyciągnęła się na łóżku. – Celuj do mnie z tego dużego ciężkiego rewolweru i gwałć mnie. Chcę, żebyś to zrobił. Chcę, żebyś…

Wybuch wstrząsnął Ewą. Żołądek podszedł jej do gardła, – gdy zobaczyła, że kobieta opadła do tyłu niczym popsuta lalka, krew trysnęła z jej czoła. Drugi strzał nie był już takim szokiem, lecz Ewa musiała się przezwyciężyć, by nadal patrzeć na ekran. Po ostatnim wystrzale ciszę mąciła tylko przyciszona muzyka i urywany oddech. Oddech zabójcy.

Kamera zbliżyła się do ciała, pokazując je ze wszystkimi makabrycznymi szczegółami. Wtem, za sprawą filmowego tricku, DeBlass leżała znowu w tej samej pozycji, w której Ewa zobaczyła ją po raz pierwszy – rozpostarte na krwawych prześcieradłach ciało tworzyło idealną literę X. Scena kończyła się napisem:

PIERWSZA Z SZEŚCIU

Po raz drugi łatwiej było na to patrzeć. Albo Ewa wmówiła to sobie. Tym razem zauważyła lekkie zachwianie kamery po pierwszym wystrzale, usłyszała szybkie ciche sapnięcie. Puściła to jeszcze raz, wsłuchując się w każde słowo, przyglądając się uważnie każdemu ruchowi, mając nadzieję, że wpadnie na jakiś ślad. Ale on był na to za sprytny. I oboje o tym wiedzieli.

Chciał, żeby zobaczyła, jaki jest dobry. Jaki zimny.

I chciał jej powiedzieć, że wie, gdzie ją znaleźć, gdyby tylko zechciał.

Wściekła, że nie może opanować drżenia rąk, podniosła się z miejsca. Zamiast napić się kawy, tak jak zamierzała, wyjęła z małej zimnej komórki butelkę wina i nalała sobie pól kieliszka.

Opróżniła go jednym haustem, obiecując sobie dolewkę, po czym włożyła do komputera perforowaną kartę z kodem swego dowódcy.

Odpowiedziała żona szefa; widząc, że ma w uszach błyszczące kolczyki, a także świeżo ułożone włosy, Ewa doszła do wniosku, że przerwała jedno z jej słynnych przyjęć.

– Porucznik Dallas, pani Whitney. Przepraszam, że przeszkadzam w kolacji, ale muszę porozmawiać z dowódcą.

– Mamy gości, poruczniku.

– Tak, madame. Proszę mi wybaczyć. – Pieprzona polityka, pomyślała Ewa, zmuszając się do uśmiechu. – To pilne.

– Jak zawsze.

Zatrzymana maszyna szumiała jednostajnie – szczęściem koszmarna muzyka ani rozmowy o ostatnich wydarzeniach nie dochodziły z głębi domu – przez całe trzy minuty, zanim dowódca pokazał się na ekranie.

– Dallas.

– Panie dowódco, muszę panu coś przesłać zakodowaną Unią.

– Mam nadzieję, że to pilne, Dallas. Moja żona każe mi za to drogo zapłacić.

– Tak jest, sir. – Gliny, pomyślała przygotowując przesłanie informacji wizyjnej do jego komputera, powinny prowadzić samotne życie.

Splotła nerwowo ręce i położywszy je na stole, czekała. Gdy obrazy zaczęły przesuwać się po ekranie, obejrzała je ponownie, nie zwracając uwagi na ściskanie w dołku. Po skończeniu nagrania, na monitorze znowu pojawiła się twarz Whitneya.

– Skąd to masz?

– Sam mi przesłał. Dyskietka była w moim mieszkaniu, kiedy wróciłam z pracy. – Mówiła spokojnym bezbarwnym głosem. – Wie, kim jestem, gdzie jestem i co robię.

Whitney milczał przez chwilę.

– Numer mojego biura zero siedemset. Jutro rano proszę przynieść dyskietkę, poruczniku.

– Tak jest, sir.

Kiedy transmisja została zakończona, Ewa zrobiła dwie rzeczy. Skopiowała dyskietkę i nalała sobie kieliszek wina.

Obudziła się o trzeciej nad ranem, drżąca, spocona, próbująca złapać oddech, by móc krzyczeć. Skowyt wydarł się z jej gardła, gdy chrypiącym głosem rozkazała, by zapalono światła. Sny zawsze wydawały się bardziej przerażające w ciemnościach.

Dygocząc zwinęła się na łóżku. Ten sen był gorszy, o wiele gorszy od wszystkich koszmarów, które do tej pory majaczyły jej po nocach.

Zabiła człowieka. Jaki miała wybór? Był za bardzo nafaszerowany prochami, żeby mogła przemówić mu do rozsądku. Chryste, próbowała, ale on tylko szedł, i szedł, i szedł z dzikim spojrzeniem w oczach i zakrwawionym nożem w ręce.

Mała dziewczynka już nie żyła. Ewa nie mogła nic zrobić, by temu zapobiec. Proszę cię, Boże, nie pozwól, by się okazało, że można było coś zrobić.

Małe ciałko pocięte na kawałki, szaleniec z nożem ociekającym krwią. Potem spojrzenie jego oczu, kiedy wystrzeliła prosto w niego, i malująca się w nich śmierć.

Ale to nie było wszystko. Nie tym razem. Tym razem mężczyzna szedł dalej. A ona, kompletnie naga, klęczała na atłasowych prześcieradłach. Nóż zamienił się w rewolwer trzymany przez mężczyznę, którego twarzy przyglądała się parę godzin wcześniej. Mężczyzna nazywał się Roarke.

Uśmiechnął się, a ona zapragnęła go. Jej ciało drżało z przerażenia i pożądania, nawet kiedy do niej strzelił. W głowę, serce i między uda.

I gdzieś w tle mała biedna dziewczynka krzyczała o pomoc.

Zbyt zmęczona, by walczyć z tym koszmarem, Ewa przekręciła się po prostu na brzuch, wtuliła twarz w poduszkę i załkała.

Poruczniku. – Punktualnie o siódmej rano komendant Whitney wskazał Ewie krzesło w swoim biurze. Mimo tego, a może dzięki temu, że siedział za biurkiem od dwunastu lat, miał przenikliwe spojrzenie.

Zauważył, że źle spała i starała się ukryć pod makijażem ślady ciężkiej nocy. Bez słowa wyciągnął rękę.

Włożyła dyskietkę i opakowanie do torby z dowodami. Whitney zerknął na dyskietkę, po czym położył ją na środku biurka.

– Zgodnie z przepisami muszę zapytać, czy chcesz, abym cię zwolnił z prowadzenia tej sprawy. – Odczekał chwilę. – A więc będziemy udawali, że dopełniłem regulaminu.

– Tak jest, sir.

– Czy twoje mieszkanie jest bezpieczne?

– Tak mi się wydawało. – Wyjęła z teczki wydruk. – Po skontaktowaniu się z panem jeszcze raz przejrzałam dyski ochrony. Jest w nich dziesięciominutowy poślizg. Jak pan się przekona z mojego raportu, ten człowiek jest w stanie przechytrzyć ochronę, zna się na kasetach video, redagowaniu tekstów i na starej broni, oczywiście.

Whitney wziął jej raport i odłożył na bok.

– To nie bardzo zawęża pole działania.

– Nie, sir. Mam jeszcze kilka osób, które muszę przesłuchać. W przypadku tego przestępcy, elektroniczne metody śledcze nie są najważniejsze, chociaż pomoc kapitana Feeneya jest nieoceniona. Ten facet zaciera za sobą ślady. Nie mamy żadnego punktu zaczepienia poza rewolwerem, który postanowił zostawić na miejscu zbrodni. Feeney niczego się o nim nie dowiedział normalnymi kanałami. Musimy założyć, że został kupiony na czarnym rynku. Zaczęłam przeglądać notesy, w których zaznaczała spotkania z klientami oraz z osobami prywatnymi. Lubiła się umawiać, więc zajmie mi to trochę czasu.

– Czas nie jest tu bez znaczenia. Pierwsza z sześciu, poruczniku. Co to oznacza?

– Że zamierza zamordować jeszcze pięć i chce, byśmy o tym wiedzieli. Lubi to robić i pragnie być w centrum naszej uwagi. – Zaczerpnęła ostrożnie oddechu. – To za mało, by określić jego psychikę. Nie potrafimy stwierdzić, jak długo będzie rozkoszował się tym morderstwem, kiedy poczuje potrzebę popełnienia następnej zbrodni. To może nastąpić dzisiaj. To może nastąpić za rok. Nie możemy liczyć na to, że będzie nieostrożny.

Whitney kiwnął tylko głową.

– Gryzie cię poczucie winy?

Nóż zalany krwią. Małe okaleczone ciałko u jej stóp.

– Poradzę sobie.

– Na pewno, Dallas? Przy tak delikatnej sprawie niepotrzebny mi oficer, który będzie się martwił czy miał prawo użyć broni.

– Z pewnością.

Była jego najlepszym pracownikiem i nie mógł sobie pozwolić na to, żeby jej nie dowierzać.

– Jesteś gotowa pobawić się trochę w politykę? – Lekki uśmiech wykrzywił mu wargi. – Senator DeBlass już tu jedzie. Przyleciał do Nowego Jorku wczoraj w nocy.

– Dyplomacja nie jest moją mocną stroną.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Ale będziesz musiała stanąć na wysokości zadania. Senator chce rozmawiać z oficerem śledczym i zwrócił się z tą sprawą do mojego szefa. Rozkazy przyszły z góry. Masz okazać senatorowi jak najdalej idącą pomoc.

– To śledztwo objęte jest Kodem Piątym – stanowczym tonem stwierdziła Ewa. – Nie obchodzi mnie, czy rozkazy przyszły od samego Pana Boga, nie zamierzam przekazywać tajnych danych osobie cywilnej.

Whitney uśmiechnął się szerzej. Miał dobroduszną pospolitą twarz, pewnie już z taką się urodził. Ale kiedy się uśmiechał i naprawdę było mu wesoło na duszy, błysk białych zębów na tle śniadej skóry zmieniał jego pospolite rysy w zupełnie wyjątkowe.

– Nie słyszałem tego. A ty nie słyszałaś, jak ci powiedziałem, żebyś zapoznała go wyłącznie z oczywistymi faktami. Słyszysz natomiast to, poruczniku Dallas, że ten gentleman z Wirginii jest nadętym aroganckim dupkiem. Na nieszczęście ten dupek ma władzę. Więc uważaj.

– Tak jest, sir.

Zerknął na zegarek, po czym wsunął raport i dyskietkę do szuflady, którą zamknął na klucz.

– Jeszcze zdążysz wypić kawę… i, poruczniku – dodał wstając. – Jeśli nie możesz spać, niech lekarz przepisze ci środki uspokajające. Chcę, żeby moi oficerowie zachowywali bystrość umysłu.

– Proszę się nie obawiać.

Senator Gerald DeBlass był niewątpliwie nadęty. Był bezsprzecznie arogancki. I po spędzeniu minuty w jego towarzystwie Ewa musiała przyznać, iż jest dupkiem.

Senator był zwalistym mężczyzną, mającym z sześć stóp wzrostu i ważącym około dwustu dwudziestu funtów. Jego jasna czupryna była przystrzyżona na jeża, przez co głowa wydawała się duża i okrągła. Miał ciemne oczy, które były niemal tak czarne jak krzaczaste brwi, duży nos i grube usta.

Miał ogromne dłonie i kiedy podał Ewie rękę na powitanie, zauważyła, że jest gładka i miękka jak u dziecka.

Przyprowadził ze sobą swego asystenta. Derrick Rockman był energicznym mężczyzną po czterdziestce. Choć miał prawie sześć stóp pięć cali wzrostu, Ewa uważała, że jest szczuplejszy od DeBlassa o jakieś dwadzieścia funtów. Schludny, zadbany; na jego prążkowanym garniturze i szaroniebieskim krawacie nie było ani jednej zmarszczki. Miał poważną twarz o atrakcyjnych harmonijnych rysach, a gdy pomagał swemu napuszonemu senatorowi zdjąć kaszmirowy płaszcz, jego ruchy były powściągliwe i opanowane.

– Co, do diabła, zrobiliście, żeby znaleźć tego potwora, który zabił moją wnuczkę? – zapytał DeBlass.

– Wszystko, co w naszej mocy, senatorze – Komendant Whitney wciąż stał. Choć poprosił DeBlassa o zajęcie miejsca, mężczyzna przechadzał się po pokoju, tak jakby przechadzał się po swojej ulubionej Senackiej Galerii w East Washington.

– Mieliście na to dwadzieścia cztery godziny, a nawet więcej – tubalnym głosem odparł DeBlass. – Dowiedziałem się, że wyznaczył pan tylko dwóch oficerów do prowadzenia śledztwa.

– Owszem, ze względów bezpieczeństwa. Dwóch moich najlepszych oficerów – dodał dowódca. – Porucznik Dallas nadzoruje dochodzenie i składa meldunki jedynie mnie.

DeBlass skierował swe czarne surowe oczy na Ewę.

– Jakie postępy pani poczyniła?

– Zidentyfikowaliśmy broń, ustaliliśmy godzinę śmierci. Zbieramy dowody i przesłuchujemy lokatorów domu, w którym mieszkała panna DeBlass, a także sprawdzamy nazwiska znalezione w jej notesach. Poza tym, pracuję nad zrekonstruowaniem ostatnich dwudziestu czterech godzin jej życia.

To powinno być oczywiste, nawet dla najbardziej powolnego umysłu, że została zamordowana przez jednego ze swoich klientów – zasyczał.

– W jej terminarzu nie ma wzmianki o żadnym spotkaniu. Z ostatnim klientem, który udowodnił swoje alibi, spotkała się parę godzin przed śmiercią.

– Proszę przestać! – zażądał DeBlass. – Mężczyzna, który płaci za usługi seksualne, nie będzie miał wyrzutów sumienia z powodu popełnienia morderstwa.

Choć Ewa nie mogła dostrzec współzależności między tymi dwoma faktami, przypomniała sobie, na czym polega jej zadanie i kiwnęła głową.

– Pracuję nad tym, senatorze.

– Chcę dostać kopie jej terminarzy spotkań.

– To niemożliwe, senatorze – łagodnym tonem rzekł Whitney.

– W sprawie o zabójstwo wszystkie dowody są tajne. DeBlass tylko prychnął i pokazał ręką na Rockmana.

– Panie dowódco. – Rockman sięgnął do lewej kieszeni i wyjął złożoną kartkę papieru, opatrzoną holograficzną pieczęcią. – Ten dokument wystawiony przez szefa policji umożliwia panu senatorowi dostęp do wszystkich dowodów i informacji, jakie zgromadzono w śledztwie.

Whitney zerknął na oficjalne pismo, zanim odłożył je na bok. Zawsze uważał politykę za grę tchórzy i był zły, że musi brać w niej udział.

– Osobiście porozmawiam z szefem. Jeśli podtrzyma swoje stanowisko, kopie będą gotowe jeszcze dziś po południu. – Zbywszy Rockmana, powrócił wzrokiem do DeBlassa. – Utrzymanie poufnego charakteru dowodów ma pierwszorzędne znaczenie w procesie śledczym. Jeśli pan nalega na ich odtajnienie, ryzykuje pan dobro sprawy.

– Ta sprawa, jak pan to ujął, to krew z mojej krwi i kość z mojej kości.

– I dlatego mam nadzieję, że przede wszystkim będzie pan chciał nam pomóc w ujęciu mordercy.

– . Służę sprawiedliwości od ponad pięćdziesięciu lat. Chcę dostać te informacje do południa. – Wziął płaszcz i przerzucił go przez swe muskularne ramię. – Jeśli dojdę do wniosku, że nie robicie wszystkiego, co w waszej mocy, by złapać tego szaleńca, dopilnuję, żeby usunięto pana z tego gabinetu. – Odwrócił się w stronę Ewy. – I żeby pani, poruczniku, następnym razem prowadziła śledztwo w sprawie małolatów, którzy kradną w supermarketach.

Gdy przestał wrzeszczeć, Rockman popatrzył na nich przepraszająco swoim spokojnym, poważnym wzrokiem.

– Proszę wybaczyć senatorowi. Jest podenerwowany. Choć był w nie najlepszych stosunkach z wnuczką, to należała przecież do rodziny. A senator przedkłada rodzinę ponad wszystko na świecie. Jej śmierć, taka gwałtowna i bezsensowna, doprowadza go do szaleństwa.

– To widać – mruknęła Ewa. – Złość się w nim gotuje. Rockman uśmiechnął się; potrafił sprawiać wrażenie jednocześnie rozbawionego i zasmuconego.

– Dumni mężczyźni często ukrywają swój ból pod maską agresywności. Mamy pełne zaufanie do państwa umiejętności i wytrwałości w dążeniu do celu. Pani porucznik, panie komendancie – skinął głową. – Oczekujemy wszystkich danych dziś po południu. Dziękuję, że poświęcili nam państwo tyle czasu.

– Jaki uprzejmy – mruknęła Ewa, gdy Rockman zamknął za nimi cicho drzwi. – Chyba nie ulegnie pan naciskowi, panie komendancie.

– Zrobię, co będę musiał. – W jego głosie kryła się tłumiona furia. – A teraz bierz się do roboty.

Praca w policji zbyt często bywa nużąca. Po pięciu godzinach wpatrywania się w monitor i sprawdzania nazwisk umieszczonych w notesach zamordowanej, Ewa była bardziej zmęczona niż gdyby wzięła udział w biegu maratońskim.

Nawet z fachową pomocą Feeneya, który dysponując lepszym sprzętem wziął na siebie część nazwisk, wciąż było ich zbyt wiele jak na jednego oficera śledczego.:

Sharon była bardzo popularna.

Czując, że jeśli zagwarantuje swoim rozmówcom dyskrecję, zyska więcej niż gdyby ich straszyła, Ewa kontaktowała się za pomocą łącza z poszczególnymi klientami i przedstawiała im sprawę. Tych, którzy nie chcieli się zgodzić na rozmowę, zapraszała wesoło do odwiedzenia głównego gmachu policji, uprzedzając, że zostaną oskarżeni o utrudnianie śledztwa.

Do popołudnia udało się jej porozmawiać z pierwszą dwunastką klientów i postanowiła pojechać do Gorham. v Sąsiad DeBlass, elegancki mężczyzna z windy, nazywał się Charles Monroe. Ewa zastała go z klientką.

Pociągająco przystojny, w czarnym jedwabnym szlafroku i pachnący ponętnie seksem, Charles uśmiechnął się ujmująco.

– Okropnie mi przykro, pani porucznik. Byłem umówiony o trzeciej i do końca spotkania brakuje jeszcze piętnastu minut.

– Poczekam. – Ewa bez zaproszenia weszła do środka. W przeciwieństwie do mieszkania DeBlass, w tym apartamencie nie brakowało wygodnych skórzanych foteli i grubych dywanów.

– Ach… – Najwyraźniej rozbawiony Charles zerknął przez ramię na dyskretnie zamknięte drzwi do sypialni. – Pani rozumie, intymność i dyskrecja odgrywają zasadniczą rolę w moim zawodzie. Moja klientka może się zdenerwować, jeśli zobaczy policjantkę na progu mieszkania.

– Nie ma sprawy. Jest tu kuchnia?

Z jego piersi wyrwało się ciężkie westchnienie.

– Jasne. Za tamtymi drzwiami. Proszę się rozgościć. Niedługo przyjdę.

– Niech pan się nie śpieszy. – Ewa przeszła do kuchni. W przeciwieństwie do eleganckiego salonu, urządzona była po spartańsku. Charles chyba rzadko jadał w domu. Mimo to stała tu duża lodówka, w której znalazła taki rarytas jak schłodzona pepsi. Zadowolona usiadła, by ją wypić i poczekać, aż Charles zakończy swoje spotkanie.

Wkrótce usłyszała szmer głosów mężczyzny i kobiety, a potem cichy chichot. Chwilę później Charles wszedł do środka z tym samym beztroskim uśmiechem na twarzy.

– Przykro mi, że musiała pani czekać.

– Nie ma sprawy. Czy spodziewa się pan jeszcze kogoś?

– Dopiero późnym wieczorem. – Wyjął dla siebie pepsi, zerwał pieczęć gwarantującą świeżość produktu i przelał napój do wysokiej szklanki. Zwinął tubę w kulkę i wrzucił do utylizatora. – Kolacja, opera i romantyczne rendez – vous.

Lubi pan takie rzeczy? Operę? – spytała, gdy błysnął zębami w szerokim uśmiechu.

– Nienawidzę. Może pani sobie wyobrazić coś nudniejszego od baby z wielkim biustem, która wrzeszczy po niemiecku przez pół nocy?

Ewa zastanowiła się.

– Nie.

– Ale co robić. Ludzie mają różne gusta. – Jego uśmiech przygasł, gdy usiadł obok niej w kąciku pod oknem. – Słyszałem o Sharon w porannych wiadomościach. Spodziewałem się, że ktoś przyjdzie. To straszne. Nie mogę uwierzyć, że ona nie żyje.

– Dobrze ją pan znał?

– Byliśmy sąsiadami przez ponad trzy lata… i od czasu do czasu pracowaliśmy razem. Zdarzało się, że któryś z naszych klientów miał ochotę na trio, więc wspólnie uczestniczyliśmy w zabawie.

– A kiedy nie chodziło o interesy, też się razem zabawialiście?

– Była piękną kobietą i uważała, że jestem przystojny. – Poruszył okrytymi jedwabiem ramionami, wędrując wzrokiem do okna z przyciemnionymi szybami, za którymi przeleciał tramwaj pełen turystów.

– Jeśli jedno z nas miało ochotę na krótki przerywnik w pracy, drugie.zazwyczaj sprawiało mu tę przyjemność. – Znowu się uśmiechnął.

– Rzadko się to zdarzało. Wie pani, jeśli się pracuje w sklepie ze słodyczami, szybko traci się ochotę na czekoladę. Była moją przyjaciółką, pani porucznik. I bardzo ją lubiłem.

– Chciałabym wiedzieć, co pan robił między dwunastą a trzecią nad ranem tej nocy, kiedy zginęła?

Uniósł brwi ze zdziwienia. Jeśli wcześniej przyszło mu do głowy, że może być uważany za podejrzanego, to był doskonałym aktorem. Nic dziwnego, pomyślała Ewa, ludzie pracujący w takim fachu muszą mieć talent aktorski.

– Byłem z klientką. Została u mnie na noc.

– Czy to normalna praktyka?

– Klientki wolą taki układ. Pani porucznik, podam pani jej nazwisko, jeśli będzie to absolutnie konieczne, ale wolałbym tego nie robić. Przynajmniej dopóki nie wyjaśnię jej okoliczności.

– Chodzi o morderstwo, panie Monroe, więc to konieczne. O której przyprowadził pan tu swoją klientkę?

– Około dziesiątej. Zjedliśmy kolację U Mirandy w podniebnej restauracji nad Szóstą ulicą.

– O dziesiątej. – Ewa kiwnęła głową, przypomniawszy sobie odpowiedni fragment nagrania.

– Kamera inwigilująca wnętrze windy. – Znowu uśmiechnął się czarująco. – To staroświeckie przepisy. Wiem, że mogłaby pani mnie załatwić, ale chyba szkoda na to czasu.

– Każdy akt seksualny popełniany na terenie strzeżonym jest wykroczeniem, panie Monroe.

– Charles, proszę.

– Możesz narzekać, Charles, ale mają prawo zawiesić ci licencję na sześć miesięcy. Podaj mi jej nazwisko, a zapomnimy o całej sprawie.

– Chcesz mi odebrać jedną z moich najlepszych klientek – mruknął. – Darleen Howe. Podam ci jej adres. – Wstał, by wziąć swój elektroniczny notes, po czym odczytał jej stosowne dane.

– Dzięki. Czy Sharon rozmawiała z tobą o swoich klientach?

– Byliśmy przyjaciółmi – powiedział ostrożnie. – Tak, rozmawialiśmy o pracy, chociaż nie było to całkiem etyczne, Opowiadała mi zabawne historie. Ja mam bardziej konwencjonalny styl pracy. Sharon była… otwarta na nietypowe propozycje. Czasami wychodziliśmy na drinka i wtedy sporo opowiadała. Bez podawania nazwisk. Miała własne określenia na swoich klientów. Imperator, łasica, dojarka, coś w tym stylu.

– Czy kiedykolwiek wspominała o kimś, kto jej się narzucał, kto wzbudzał jej niepokój? O kimś, kto używał przemocy?

– Nie miała nic przeciwko przemocy i nie, nikogo się nie bała. Jedno trzeba wiedzieć o Sharon – zawsze miała nad wszystkim kontrolę. Chciała tego, ponieważ przez większość życia, jak mówiła, była pod kontrolą innych. Miała ogromnie dużo żalu do swojej rodziny. Kiedyś mi powiedziała, że nigdy nie zamierzała zostać prostytutką. Zdecydowała się na ten krok tylko dlatego, że chciała rozwścieczyć swoją rodzinę. Ale później spodobało jej się to, co robiła.

– Znowu wzruszył ramionami, wypił łyk pepsi. – Więc pozostała w tym zawodzie i upiekła dwie pieczenie przy jednym ogniu. To jej własne słowa. – Podniósł oczy. – Wygląda na to, że zabił ją jeden z tych skurwysynów.

– Taak. – Ewa wstała, chowając magnetofon. – Nie wyjeżdżaj z miasta, Charles. Będziemy w kontakcie.

– To wszystko?

– Na razie.

Wstał, znowu się uśmiechając.

– Miła jesteś jak na glinę… Ewo. – Przesunął na próbę opuszkiem palca po jej ramieniu. Kiedy uniosła brew, musnął palcem jej policzek. – Spieszysz się?

– Dlaczego pytasz?

– Cóż, mam parę godzin wolnych, a ty jesteś bardzo pociągająca. Duże złociste oczy – mruknął. – Mały dołeczek w bródce. – Może zostaniesz trochę dłużej?

Poczekała, aż opuścił głowę i jego usta zawisły nad jej ustami.

– Czy chcesz mnie przekupić, Charles? Bo jeśli tak, a jesteś w połowie tak dobry jak myślę…

– Lepszy. – Ugryzł ją delikatnie w dolną wargę, jego ręka ześlizgnęła się na dół, by pieścić jej pierś. – O wiele lepszy.

– W.takim razie… musiałabym oskarżyć cię o przestępstwo.

– Uśmiechnęła się, kiedy odskoczył jak oparzony. – A to zasmuciłoby nas oboje. – Rozbawiona pogłaskała go po twarzy. – Ale dzięki za propozycję.

Drapiąc się po policzku, odprowadził ją do drzwi.

– Ewo?

Zatrzymała się z ręką na gałce i zerknęła na niego przez ramię.

– Tak?

– Abstrahując od łapówki, gdybyś zmieniła zdanie, chętnie się z tobą spotkam.

– Dam ci znać. – Zamknęła drzwi i ruszyła w stronę windy. Charlesowi Monroe, pomyślała, nie byłoby trudno wymknąć się ze swojego mieszkania, pozostawiając w nim śpiącą klientkę i złożyć wizytę Sharon. Szybki seks, szybkie morderstwo…

Zadumana wsiadła do windy.

Jako mieszkaniec tego budynku nie miałby trudności z dostaniem się do systemów zabezpieczających. Mógłby spreparować dyskietki, a potem wrócić do łóżka, w którym spała jego klientka.

Szkoda, że ten scenariusz jest możliwy do przyjęcia, pomyślała wychodząc do hallu. Polubiła Charlesa Monroe, ale dopóki nie sprawdzi dokładnie jego alibi, będzie pierwszy na jej krótkiej liście podejrzanych.

Загрузка...