19

DeBlass nie chciał mówić. Jego adwokaci nałożyli mu kaganiec, i to ciasny. Proces przesłuchań był powolny i nudny. Czasami Ewie wydawało się, że senator wybuchnie; krew nabiegała mu do twarzy, gdy udało jej się go sprowokować.

Przestała zaprzeczać, że ma osobisty stosunek do tej sprawy. Nie chciała zawiłego procesu, który toczyłby się wśród ostrych ataków prasy. Chciała przyznania się do winy.

– Wplątał się pan w kazirodczy romans ze swoją wnuczką Sharon DeBlass.

– Mój klient nie potwierdza tego zarzutu.

Nie zwracając uwagi na adwokata, Ewa obserwowała twarz DeBlassa.

– Mam odpis fragmentu pamiętnika Sharon DeBlass, dotyczący nocy, której została zamordowana.

Podała dokument przez stół. Prawnik DeBlassa, zadbany schludny człowieczek, ze starannie przystrzyżoną rudawą bródką i wodnistymi niebieskimi oczami, wziął go do ręki i dokładnie przestudiował. Jeżeli zrobiło to na nim jakieś wrażenie, starannie ukrył swoje uczucia pod maską obojętności.

– Jak sama pani wie, pani porucznik, to jeszcze niczego nie dowodzi. Mamy tu jedynie chore fantazje nieżyjącej kobiety o wątpliwej reputacji. Kobiety, która od dłuższego czasu nie utrzymywała kontaktów z rodziną.

– Tu jest pewien interesujący fragment, senatorze DeBlass. – Ewa uparcie zwracała się do oskarżonego, ignorując jego prawnika. – Wykorzystywał pan seksualnie swoją córkę, Catherine.

Bzdura! – wybuchnął DeBlass, zanim jego adwokat nakazał mu ręką milczenie.

– Mam oświadczenie podpisane i potwierdzone w obecności świadków przez panią senator Catherine DeBlass. – Ewa podała papier adwokatowi, który wyrwał go jej z rąk, zanim senator zdążył się poruszyć.

Prawnik przebiegł dokument wzrokiem, po czym złożył go dokładnie wypielęgnowanymi dłońmi.

– Może nie zdaje pani sobie sprawy, pani porucznik, z faktu, że mamy tu do czynienia z nieszczęśliwym przypadkiem choroby psychicznej. Żona pana senatora DeBlassa nawet teraz znajduje się pod obserwacją z powodu depresji.

– Zdaję sobie z tego sprawę. – Rzuciła prawnikowi twarde spojrzenie. – 1 dokładnie zbadamy jej stan oraz powód choroby.

– Pani senator DeBlass była poddana leczeniu ze względu na objawy depresji, paranoi i nerwicy – ciągnął prawnik tym samym bezbarwnym głosem.

– Jeśli to prawda, senatorze DeBlass, dowiemy się, czy przyczyn tego nie należy szukać w ciągłym i systematycznym wykorzystywaniu jej w dzieciństwie. Był pan w Nowym Jorku w noc morderstwa Sharon DeBlass – niepostrzeżenie skierowała rozmowę na właściwe tory. – A nie, jak pan poprzednio twierdził, we Wschodnim Waszyngtonie.

Zanim adwokat zdążył ją powstrzymać, pochyliła się do przodu, świdrując wzrokiem DeBlassa.

– Opowiem panu, jak pan to zrobił. Wziął pan swój prywatny samolot, płacąc pilotowi i naziemnemu pracownikowi lotniska. Poszedł pan do mieszkania Sharon, kochał się z nią i nagrał to dla własnych celów. Zabrał pan ze sobą broń, Smith amp; Wesson, kaliber 38. Ponieważ wymyślała panu, ponieważ groziła, ponieważ nie mógł pan dłużej pozwalać sobie na ryzyko ewentualnego zdemaskowania, strzelił pan do niej, strzelił pan trzy razy, w głowę, w serce, w łono.

Mówiła szybko, z twarzą przy jego twarzy. Z przyjemnością patrzyła, jak poci się ze strachu.

Ostatni strzał był sprytnym posunięciem. Uniemożliwił nam stwierdzenie aktywności seksualnej. Rozerwał jej pan krocze. Może to było symboliczne, może próbował się pan w ten sposób chronić. Dlaczego zabrał pan ze sobą broń? Zaplanował pan to wcześniej? Czy w ten sposób chciał pan skończyć to raz na zawsze?

DeBlass miał rozbiegany wzrok. Jego oddech stał się ciężki i szybki.

– Mój klient nie przyznaje się do posiadania wspomnianej broni.

– Pański klient to łajdak. Adwokat prychnął z oburzeniem.

– Pani porucznik Dallas, mówi pani o senatorze Stanów Zjednoczonych.

– W takim razie jest utytułowanym łajdakiem. To pana zaskoczyło, prawda, senatorze? Cała ta krew, ten hałas, sposób, w jaki broń odskoczyła w ręce. Może nawet sam pan nie wierzył, że jest do tego zdolny. Nie wtedy, kiedy poczuł pan wewnętrzną potrzebę pociągnięcia za spust. Ale skoro to już się stało, nie było odwrotu. Musiał pan to zatuszować. Ona by pana zrujnowała, nigdy nie dałaby panu spokoju. Nie była taka jak Catherine. Nie usunęłaby się w cień, żeby cierpieć, żeby przeżywać swoją hańbę i strach w milczeniu. Wykorzystała to przeciwko panu, więc musiał ją pan zabić. Potem trzeba było zatrzeć ślady.

– Pani porucznik Dallas…

Nie spuszczała oczu z DeBlassa i nie przestawała go atakować, ignorując ostrzeżenia prawnika.

– To było podniecające, prawda? Mogło to ujść panu na sucho. Jest pan senatorem Stanów Zjednoczonych, dziadkiem ofiary. Kto mogły pana podejrzewać? Więc ułożył ją pan na łóżku, zaspokajając własne żądze, własne ego. Mógł pan zrobić to jeszcze raz, więc dlaczego nie? Zabijanie poruszyło coś w panu. Czy istnieje lepszy sposób zatarcia śladów niż stworzyć wrażenie, że dokonał tego prawdziwy psychopata?

Zaczekała, aż DeBlass wypił łapczywie łyk wody ze szklanki.

– I to był prawdziwy psychopata. Napisał pan kartkę i wsunął ją pod ciało ofiary. Był pan już ubrany, spokojniejszy, choć ciągle podekscytowany. Zaprogramował pan łącze, aby poinformować gliny o drugiej pięćdziesiąt pięć. Potrzebował pan trochę czasu, aby zejść na dół i spreparować dyskietki ochrony. Potem wrócił pan do swojego wahadłowca, poleciał z powrotem do Wschodniego Waszyngtonu, aby odegrać tam rolę rozwścieczonego dziadka.

Przez cały ten czas DeBlass nie odezwał się ani słowem, ale drgał mu mięsień w policzku, a wzrok nie mógł znaleźć punktu zaczepienia.

– To fascynująca historyjka, pani porucznik – powiedział prawnik. -,Ale ciągle tylko historyjka. Przypuszczenie. Desperacka próba departamentu policji uspokojenia mediów i mieszkańców Nowego Jorku. To zupełnie oczywiste, dlaczego ten śmieszny i potworny zarzut stawia się senatorowi właśnie w chwili, gdy jego projekt Ustawy o Moralności ma zostać poddany debacie.

– Jak pan wybrał pozostałe dwie? W jaki sposób wytypował pan Lolę Starr i Georgie Castle? Czy wybrał pan już czwartą, piątą, szóstą? Czy poprzestałby pan na tym? Czy zrezygnowałby pan z tego, skoro dzięki temu czuł się pan tak potężny, tak niepokonany, tak prawy?

Twarz DeBlassa nie była już czerwona, była szara, a jego oddech stał się chrapliwy i urywany. Kiedy ponownie sięgnął po wodę, ręka mu zadrżała i szklanka potoczyła się po podłodze.

– To przesłuchanie jest skończone. – Adwokat wstał i pomógł DeBlassowi się podnieść. – Zdrowie mojego klienta jest cenne. Pan senator wymaga natychmiastowej pomocy medycznej.

– Pański klient jest mordercą. Będzie miał ciągłą opiekę medyczną w więzieniu i to do końca swoich dni. – Przycisnęła guzik. Kiedy otworzyły się drzwi pokoju przesłuchań, wkroczył umundurowany funkcjonariusz.

Proszę wezwać lekarza – rozkazała. – Senator trochę się denerwuje. Będzie jeszcze gorzej – ostrzegła zwracając się do DeBlassa. – Nawet jeszcze nie zaczęłam.

Dwie godziny później, po złożeniu raportu i spotkaniu z prokuratorem, Ewie udało się przedostać przez korek uliczny. Miała już za sobą lekturę większej części pamiętników Sharon DeBlass. Teraz musiała odsunąć od siebie obraz skrzywionego psychicznie mężczyzny i dziewczynki, z której uczynił kobietę tak samo niezrównoważoną, jak on sam.

Wiedziała, że to mogła być równie dobrze opowieść o niej. Trzeba było dokonać wyboru, pomyślała. Wybór Sharon kosztował ją życie.

Chciała się trochę rozładować, porozmawiać z kimś, kto by jej wysłuchał, docenił ją, w kim mogłaby znaleźć oparcie. Z kimś, kto przez krótką chwilę pozwoliłby jej nie myśleć o tym, co zdarzyło się jej w przeszłości. I o tym, co mogło się zdarzyć.

Jechała do Roarke'a. Kiedy uruchomiło się łącze w jej samochodzie, marzyła, żeby nie było to wezwanie do pracy.

– Dallas.

– Cześć, dziecinko. – Na ekranie zobaczyła zmęczoną twarz Feeneya. – Właśnie przejrzałem dyskietkę z przesłuchania. Dobra robota.

– Przez tego cholernego adwokata nie wszystko udało mi się z niego wyciągnąć. Ale dobiorę się do niego, Feeney. Przysięgam.

– Tak, stawiam na ciebie. Wiesz, właśnie muszę ci powiedzieć coś, co ci się nie spodoba. DeBlass miał lekki atak serca.

– O Jezu! Chyba nam nie wykituje?

– Nie. Lekarz się nim zajął. Mówią, że wróci do formy w ciągu tygodnia.

– To dobrze. – Wypuściła wolno powietrze.

– Chcę, żeby żył długo za kratkami. Są na to duże szansę. Prokurator jest gotów uznać cię za świętą, ale na razie jest zdezorientowany.

Wcisnęła mocno hamulec. Popychana potokiem gwałtownych odgłosów wjechała w Dziesiątą ulicę i stanęła blokując zakręt.

– Co to do cholery znaczy, że jest zdezorientowany? Feeney skrzywił się, rozumiejąc jej złość.

– DeBlassa zwolniono za kaucją. Senator USA, przez całe życie oddany ojczyźnie, sól ziemi, chory na serce – i ma sędziego w kieszeni.

– Pieprzyć to. – Szarpnęła pasmo włosów, aż ból kazał jej zapomnieć o złości. – Jest oskarżony o morderstwo z trzech paragrafów. – Prokurator mówił, że nie zgodzi się na kaucję.

– Dał się nabrać. Adwokat DeBlassa wygłosił przemówienie, które wycisnęłoby łzy nawet z kamienia i wyciągnęłoby z grobu umarłego. DeBlass jest znowu we Wschodnim Waszyngtonie i odpoczywa zgodnie z zaleceniami lekarza. Zarządzono trzydziestosześciogodzinną przerwę w przesłuchaniach.

– Cholera. – Uderzyła kantem dłoni w kierownicę. – To dla nas bez różnicy – powiedziała ponuro. – Może udawać starego schorowanego męża stanu albo stepować na pieprzonym Lincoln Memoriał, i tak go dostanę.

– Komendant martwi się, że ta przerwa pozwoli DeBlassowi zebrać posiłki. Chce, żebyś jutro o ósmej rano zaczęła pracę z prokuratorem i przejrzała wszystko, co mamy.

– Będę tam. Feeney, on się z tego nie wymiga.

– Upewnij się, że stryczek jest gotowy, dziecinko. Do zobaczenia o ósmej.

– Tak. – Zdenerwowana włączyła się znowu w sznur samochodów. Zastanawiała się, czy nie lepiej wrócić do domu i zająć się zestawieniem dowodów. Ale miała pięć minut do domu Roarke'a. Mogła z nim przećwiczyć czekające ją przesłuchanie.

Wiedziała, że doskonale odegrałby rolę adwokata diabła, gdyby chciała odkryć swoje słabe punkty, a poza tym musiała przyznać, że umiał ją uspokoić, co pozwalało jej myśleć chłodno, nie ulegając chwilowym emocjom. Nie mogła pozwolić, by zawładnęły nią uczucia, nie mogła pozwolić, aby obraz Catherine przesłaniał jej myśli, jak to ciągle się zdarzało. Wstyd i strach, i wina. Tak strasznie trudno było to oddzielić. Wiedziała, że chce, aby DeBlass zapłacił za to, co zrobił Catherine, i za śmierć trzech kobiet.

Została wpuszczona przez bramę domu Roarke'a. Szybko wjechała na podjazd. Krew pulsowała jej w żyłach, gdy wbiegała po schodach. Idiotka, pomyślała. Jak nastolatka opętana przez hormony. Ale uśmiechała się, kiedy Summerset otworzył drzwi.

– Muszę zobaczyć się z Roarke'em – powiedziała mijając go.

– Przykro mi, pani porucznik. – Nie ma go w domu.

– Och! – Rozczarowanie, jakiego doznała, sprawiło, że poczuła się idiotycznie. – Gdzie on jest?

Twarz Summerseta była nieprzenikniona.

– Sądzę, że jest na jakimś zebraniu. Był zmuszony odwołać ważną podróż do Europy i dlatego będzie pracował do późna.

– W porządku. – Kot dumnie zszedł ze schodów i natychmiast zaczaj się ocierać o nogi Ewy. Wzięła go na ręce i podrapała po brzuszku. – Kiedy można się go spodziewać?

– Roarke sam rozporządza swoim czasem, pani porucznik. Nie wiem, kiedy można się go spodziewać.

– Posłuchaj, przyjacielu, nie zmuszałam Roarke'a, żeby spędzał ze mną swój cenny czas. Więc dlaczego nie wyrzucisz z siebie tego wreszcie i nie powiesz mi, czemu zachowujesz się, jakbym była jakimś niewygodnym intruzem za każdym razem, kiedy tu przychodzę.

Zaszokowany Summerst pobladł gwałtownie.

– Jestem przyzwyczajony do dobrych manier, pani porucznik Dallas. Pani najwyraźniej nie.

– Pasują do mnie jak pięść do nosa.

– W istocie. – Summerset wyprostował się dumnie. – Roarke to wpływowy człowiek. Ma styl i klasę. Liczą się z nim prezydenci i królowie. Dotrzymywał towarzystwa kobietom wysoko urodzonym i o świetnym drzewie genealogicznym.

– A ja jestem nisko urodzona i nie mam żadnego drzewa genealogicznego. – Roześmiałaby się, gdyby jego słowa nie były tak bliskie prawdy. – Nawet takiemu człowiekowi jak Roarke może spodobać się zwykły kundel. Powiedz mu, że zabrałam kota – rzuciła na odchodnym.

Poczuła się lepiej, kiedy wytłumaczyła sobie, że Summerset jest nieznośnym snobem. W drodze do domu, wciąż jeszcze zdenerwowana, uznała ciche towarzystwo kota za nadspodziewanie uspokajające. Nie potrzebowała aprobaty jakiegoś lokaja i to na dodatek dupka. Jakby na potwierdzenie tych słów kot wlazł jej na kolana i zaczął się o nią ocierać.

Skrzywiła się lekko, kiedy wbił pazury w jej spodnie, ale nie odsunęła go od siebie.

– Musimy dać ci jakieś imię. Nigdy przedtem nie miałam kota – mruknęła. – Nie mam pojęcia, jak nazywała cię Georgie, ale wymyślimy coś nowego. Nie martw się, wymyślimy coś lepszego niż Mruczek.

Wjechała do garażu, zaparkowała i zobaczyła żółte światełko migające na ścianie przy jej miejscu postojowym. Ostrzeżenie, że nie zapłaciła za parking. Jeśli zmieni się na czerwone, wjazd zostanie zablokowany i nie będzie mogła wyjechać. Zaklęła pod nosem, bardziej z przyzwyczajenia niż ze złości. Nie miała czasu płacić rachunków, cholera jasna, i teraz zdała sobie sprawę, że będzie musiała poświęcić wieczór na uregulowanie wszystkich należności. Z kotem pod pachą poszła w kierunku windy. Może Fred? Pochyliła głowę, wpatrując się w jego nieprzeniknione dwu – kolorowe oczy.

– Nie, nie wyglądasz mi na Freda. Jezu, musisz ważyć ze dwadzieścia funtów. – Podnosząc torbę, weszła do windy. – Jeszcze pomyślimy nad imieniem dla ciebie. Tubbo.

Kiedy tylko postawiła go na podłodze w mieszkaniu, popędził do kuchni. Poważnie podchodząc do swych obowiązków właścicielki kota i chcąc uniknąć szkód, poszła za nim i wystawiła mu spodek mleka oraz niezbyt świeże resztki chińszczyzny.

Kot najwidoczniej nie był wybredny i zabrał się do jedzenia z apetytem.

Obserwowała go przez chwilę, myśląc o czym innym. Pragnęła Roarke'a. Potrzebowała go. Jeszcze jedna sprawa wymagała przemyślenia.

Nie wiedziała, jak traktować jego zapewnienie o miłości. Miłość oznacza różne rzeczy dla różnych ludzi. Do tej pory nie było jej w życiu Ewy.

Nalała sobie pół kieliszka wina, ale ledwo na nie spojrzała. Na pewno czuła coś do Roarke'a. To uczucie było nowe i niebezpiecznie silne. Najlepiej zostawić sprawy ich własnemu biegowi. Podejmowanych szybko decyzji najczęściej się żałuje.

Dlaczego, do diabła, nie było go w domu?

Odstawiła nie tknięte wino na bok, przeciągnęła ręką po włosach. To jest najgorsze, kiedy zaczynasz się do kogoś przyzwyczajać, pomyślała. Czujesz się samotna, gdy nie ma go przy tobie.

Przypomniała sobie, że czeka na nią praca. Sprawa, którą musiała zamknąć, i mała rosyjska ruletka z jej kartami kredytowymi. Może weźmie długą gorącą kąpiel i pozwoli sobie na moment odprężenia przed porannym spotkaniem z prokuratorem. Zostawiła kota nad miską z mięsem i poszła do łazienki. Instynkt przytępiony po długim dniu pracy i osobistych rozterek ostrzegł ją o sekundę za późno.

Mechanicznie sięgnęła po broń, zanim jeszcze dostrzegła jakiś ruch, ale opuściła ją, kiedy zobaczyła długą lufę rewolweru.

Colt, pomyślała, czterdziestka piątka. Broń, którą zdobywano Dziki Zachód, sześciostrzałowa.

– To nie pomoże twojemu szefowi, Rockman.

– Nie masz racji. – Wyszedł zza drzwi, trzymając rewolwer wycelowany w jej serce. – Wyjmij powoli broń, pani porucznik, i rzuć ją.

Patrzyła mu w oczy. Laser był szybki, ale nie szybszy od odbezpieczonej czterdziestki piątki. Gdyby do niej strzelił z tej odległości, rana byłaby paskudna. Rzuciła broń.

Kopnij to do mnie. A! – uśmiechnął się z zadowoleniem, kiedy zobaczył, jak sięga ręką do kieszeni. – I komunikator. Wolę, żeby to zostało między nami. Dobrze – powiedział, kiedy rzuciła urządzenie na podłogę.

– Niektórzy mogą uważać, że twoja lojalność w stosunku do senatora jest godna podziwu, Rockman. Ja uważam, że to głupota. Kłamać, aby zapewnić mu alibi, to jedno, ale terroryzowanie funkcjonariusza policji to już zupełnie co innego.

– Jesteś wyjątkowo inteligentną kobietą, pani porucznik. Mimo to popełniasz wyjątkowo głupie błędy. Lojalność nie ma tu nić do rzeczy. Wolałbym, żebyś zdjęła kurtkę.

Poruszała się wolno, nie spuszczając go z oczu. Zsunęła kurtkę z jednego ramienia i włączyła magnetofon w jednej z kieszeni.

– Rockman, jeżeli trzymanie mnie na muszce nie jest wynikiem lojalności wobec senatora DeBlassa, to dlaczego to robisz?

– Dla własnego bezpieczeństwa i czystej przyjemności. Czekałem na możliwość zabicia cię, pani porucznik, ale nie do końca wiedziałem, jak to zrobić.

– I jak zamierzasz to zrobić?

– A może byś usiadła? Na brzegu łóżka. Zdejmij buty i pogadamy sobie.

– Mam zdjąć buty?

– Gdybyś mogła. To daje mi pierwszą i, jak sądzę, ostatnią szansę przedyskutowania z tobą tego, czego udało mi się dokonać. Co z tymi butami?

Usiadła tak, by być jak najbliżej łącza.

– Współpracowałeś z DeBlassem cały czas, prawda?

– Chcesz go zrujnować. Mógł zostać prezydentem, a nawet przewodniczącym Światowej Federacji Narodów. Był na fali i mógł zasiąść nawet w Gabinecie Owalnym.

– Z tobą u boku.

– Oczywiście. I razem poprowadzilibyśmy kraj, a potem cały świat w nowym kierunku. We właściwym kierunku. Ku silnym zasadom moralnym i bezpieczeństwu.

Nie spieszyła się; zaczekała, aż but spadnie na podłogę, nim rozsznurowała drugi.

– Bezpieczeństwo… i pomogliby je zapewnić twoi starzy kumple z Siatki Bezpieczeństwa?

Uśmiechnął się surowo; oczy mu błyszczały.

– Tym krajem już za długo rządzili dyplomaci. Nasi generałowie dyskutują i negocjują, zamiast rozkazywać. Z moją pomocą DeBlass by to zmienił, ale ty uparłaś się, żeby go zniszczyć, a mnie razem z nim. Teraz nie mamy szans na prezydenturę.

– Jest mordercą, pedofilem…

– Mężem stanu – przerwał jej Rockman. – Nigdy nie wytoczysz mu procesu.

. – Będzie miał proces i zostanie skazany. Zabicie mnie nie zmieni tego.

– Nie, ale sprawa przeciwko niemu upadnie. Razem ze śmiercią obu stron. Widzisz, kiedy opuściłem go nie dalej niż dwie godziny temu, senator DeBlass był w swoim biurze we Wschodnim Waszyngtonie. Stałem przy nim, kiedy wybierał czterolufowe Magnum, kaliber pięćdziesiąt siedem, bardzo skuteczną broń. I widziałem, jak wkładał lufę do ust i umierał jak patriota.

– Jezu Chryste! – Ten obraz nią wstrząsnął. – Samobójstwo!

– Wojownik przebijający się własnym mieczem. – W głosie Rockmana zabrzmiał podziw. – Powiedziałem mu, że to jedyne rozwiązanie, i przyznał mi rację. Nigdy nie zniósłby upokorzenia. Kiedy znajdą jego ciało, a potem twoje, jego reputacja jeszcze raz zostanie uratowana. Zostanie dowiedzione, że umarł na wiele godzin przed tobą. Nie mógł cię zabić, a ponieważ sposób morderstwa będzie dokładnie taki sam, jak w innych przypadkach, i będą dwie następne ofiary, jak zapowiedziano, dowody przeciwko senatorowi nie będą miały żadnej wartości. Będę zrozpaczony. Będę grzmiał i potępiał – i zajmę jego miejsce.

– Tu nie chodzi o politykę! Niech cię szlag trafi! – Wstała z zaciśniętymi pięściami, by zadać mu cios. Całe szczęście, że nie użył broni, tylko powstrzymał Ewę ręką. Uderzona przekręciła się i upadła ciężko na nocny stolik. Stojąca na nim szklanka spadła i roztrzaskała się o podłogę.

– Wstawaj!

Jęknęła cicho. Czuła piekący ból w policzku, widziała jak przez mgłę. Dźwignęła się i odwróciła, uważając, by stać przodem do łącza, które uruchomiła ręcznie.

– Co ci to da, że mnie zabijesz, Rockman?

– Bardzo dużo. To ty prowadziłaś śledztwo. To ty spałaś z mężczyzną, który był pierwszym podejrzanym. Twoja reputacja i twoje motywy zostaną dokładnie zbadane po twojej śmierci. Dawanie kobiecie władzy jest zawsze błędem.

Otarła krew ż wargi.

– Nie lubisz kobiet, Rockman?

– Czasami się przydają, ale właściwie wszystkie są dziwkami. Może nie sprzedałaś swego ciała Roarke'owi, ale on cię kupił. Zamordowanie ciebie w gruncie rzeczy nie złamie wzorca, jaki ustaliłem.

– Ty ustaliłeś?

– Naprawdę myślałaś, że DeBlass potrafi tak dokładnie zaplanować i wykonać serię morderstw? – Poczekał, dopóki nie zobaczył, że zrozumiała. – Tak, zabił Sharon. W afekcie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że rozważa taki pomysł. Potem wpadł w panikę.

– Byłeś tam. Byłeś z nim tej nocy, kiedy zabił Sharon.

– Czekałem na niego w samochodzie. Zawsze mu towarzyszyłem podczas jego schadzek z tą dziewczyną. Woziłem go, żebym tylko ja, człowiek, któremu ufał, był w to wciągnięty.

– Jego własna wnuczka. – Ewa nie śmiała się odwrócić, by nie zakłócić nagrania. – Czy to nie napawało cię wstrętem?

– Ona napawała mnie wstrętem, pani porucznik. Wykorzystywała jego słabość. Każdy człowiek może mieć jakąś słabostkę, ale ona wykorzystała ją, wyzyskała, potem zaczęła go straszyć. Kiedy zginęła, zrozumiałem, że stało się najlepiej, jak mogło. Poczekałaby, aż zostanie prezydentem, a potem wbiłaby mu nóż w plecy.

Więc pomogłeś mu zatrzeć ślady.

– Oczywiście. – Rockman uniósł ramiona. – Cieszę się, że nadarzyła się nam okazja do rozmowy. To było dla mnie bardzo przykre, że nie mogłem się tym pochwalić. Jestem zachwycony, że mogę ci o tym opowiedzieć.

Ego, przypomniała sobie. Nie tylko inteligencja, lecz ego i próżność.

– Musiałeś szybko myśleć – zauważyła. – I myślałeś. Szybko i bezbłędnie.

– Tak. – Uśmiechnął się szeroko. – Zadzwonił przez samochodowe łącze i powiedział, żebym szybko przyszedł na górę. Był oszalały ze strachu. Gdybym go nie uspokoił, może by jej się udało go zniszczyć.

– Jeszcze ją obwiniasz?

– Była dziwką. Martwą dziwką. – Wzruszył ramionami, ale rewolwer ani drgnął w jego dłoniach. – Dałem senatorowi środek uspokajający i posprzątałem bałagan. Wytłumaczyłem mu, że trzeba uczynić z Sharon tylko część całości. Wykorzystać jej słabostki, jej patetyczny wybór zawodu. Spreparowanie dyskietek ochrony było niezwykle proste. Skłonności senatora do nagrywania własnych wyczynów seksualnych poddały mi pomysł wykorzystania tego jako części wzorca.

– Tak – powiedziała przez zdrętwiałe wargi. – To było mądre.

– Posprzątałem mieszkanie, wytarłem dokładnie broń. Ponieważ był na tyle rozsądny, by wziąć tę, która nie była zarejestrowana, pozostawiłem ją na miejscu zbrodni. Znowu ustalając wzorzec.

– Więc wykorzystałeś to – powiedziała cicho Ewa. – Wykorzystałeś jego, wykorzystałeś Sharon.

– Tylko głupcy marnują okazje. Był bardziej sobą, gdy to w końcu zostało załatwione – zadumał się Rockman. – Byłem w stanie wykonać resztę swego planu wykorzystując Simpsona do wywierania nacisku, przekazywania tajnych informacji. Źle się stało, że senator zapomniał o pamiętnikach Sharon i dopiero później mi o nich powiedział. Musiałem ryzykować powrót do jej mieszkania. Ale, jak oboje już wiemy, była wystarczająco mądra, by dobrze je ukryć.

– Zabiłeś Lolę Starr i Georgie Castle. Zabiłeś je, by zakamuflować pierwsze morderstwo.

– Tak. Lecz w przeciwieństwie do senatora, dobrze się bawiłem. Od początku do końca. Nie miałem trudności z wyborem ofiar, ustaleniem ich nazwisk, miejsca zamieszkania.

W tej chwili trochę trudno jej było cieszyć się z faktu, że ona miała rację, a komputer się mylił. W końcu było dwóch morderców.

– Nie znałeś ich? Nawet ich nie znałeś?

– Myślałaś, że powinienem je znać? – Zaśmiał się z tego. – Ich nazwiska nie miały znaczenia. Liczył się tylko ich zawód. Kurwy obrażają mnie. Kobiety, które rozkładają nogi po to, by osłabić mężczyznę, obrażają mnie. Pani mnie obraża, pani porucznik.

– Po co te dyskietki? – Gdzie, do diabła, jest Feeney? Dlaczego oddział specjalny nie wyłamał jeszcze drzwi? – Po co przysyłałeś mi dyskietki?

– Lubiłem patrzeć, jak się rzucasz, niczym mysz szukająca sera

– kobieta, która wierzyła, że potrafi myśleć jak mężczyzna. Podsunąłem ci Roarke'a, ale pozwoliłaś, by wszedł ci na głowę. To takie typowe. Rozczarowałaś mnie, Kierowałaś się emocjami, pani porucznik: i w przypadku zabójstw, i w przypadku tej małej dziewczynki, której nie zdołałaś uratować. Lecz miałaś szczęście, które wkrótce przestanie ci dopisywać.

Przesunął się w bok, obok komody, gdzie czekała kamera. Włączył ją.

– Rozbierz się.

– Możesz mnie zabić – powiedziała czując, że żołądek podchodzi jej do gardła. – Ale mnie nie zgwałcisz.

– Zrobisz dokładnie to, co chcę, żebyś zrobiła. One zawsze to robią. – Opuścił rewolwer i wycelował go w środek jej ciała.

– Tamtym najpierw strzelałem w głowę. Natychmiastowa śmierć, prawdopodobnie bezbolesna. Masz pojęcie, jakie katusze byś cierpiała z ołowianą kulą w brzuchu? Błagałabyś mnie, żebym cię zabił.

Oczy mu rozbłysły.

– Rozbieraj się.

Ewa opuściła ręce. Mogła znieść ból, ale nie mogła dopuścić, by spełnił się jej koszmarny sen. Żadne z nich nie zauważyło kota, który wszedł do pokoju.

– Twój wybór, pani porucznik – rzekł Rockman.

Nagle drgnął, gdy kot prześlizgnął się między jego nogami. Ewa skoczyła do przodu i całym ciałem popchnęła go na ścianę.

Загрузка...