Clear Springs, Wyoming, czerwiec
Przenikliwy dźwięk dzwonka obwieścił koniec lekcji w szkole podstawowej w Clear Springs. Po chwili gromada roześmianych, rozgadanych dzieci wybiegła z długiego budynku z czerwonej cegły, wymachując torbami na książki i pojemnikami na drugie śniadanie. Dwie flagi, Stanów Zjednoczonych oraz stanu Wyoming, łopotały na maszcie przy głównym wejściu, na parkingu przy bocznej bramie czekały żółte szkolne autobusy.
Z furgonetki stojącej po drugiej stronie ulicy uważnie przyglądał się wychodzącym jakiś obcy człowiek, zupełnie nie pasujący do tego miasteczka. Wypatrywał kogoś między zaparkowanymi przed szkołą samochodami rodziców, czekających na swoje pociechy.
– No, pokaż się – wymamrotał.
Na pewno uda mu się dostrzec w tłumie dzieci dziewięcioletnią dziewczynkę, z którą jego wspólniczka wiązała tak wielkie nadzieje. A jeśli zmieniła szkołę? Może wraz z matką wyprowadziła się stąd? Jego dłonie kurczowo zacisnęły się na kierownicy. Upał bardzo mu dokuczał, chociaż samochód stał w cieniu samotnego dębu o rozłożystych konarach, sięgających aż za ogrodzenie pobliskiego domu.
Lekko uchylił okno i do wnętrza samochodu wpadło gorące powietrze. Szczekanie psa gdzieś w głębi ulicy powiększyło jeszcze jego irytację, ale mimo to czekał dalej. Obiecał, że zobaczy małą na własne oczy i upewni się, czy dziecko jest całe i zdrowe.
Nagle z budynku wybiegła długonoga, jasnowłosa, roześmiana dziewczynka. Widać było, że w miarę dorastania będzie coraz ładniejsza, aż w końcu zmieni się w piękną kobietę. Caitlyn Bethany Rawlings, jedyna córka niezamężnej Samanthy Rawlings.
Nieznajomy z ulgą patrzył, jak Caitlyn i inni czwartoklasiści z klasy pani Evelyn Johnson wysypują się na ulicę, wsiadają do żółtych autobusów i samochodów rodziców.
Caitlyn rozmawiała z jakąś ciemnowłosą, niższą od niej dziewczynką. Miała na sobie dżinsy i prostą, bawełnianą koszulkę. Zmierzwione włosy, tak samo jasne jak jej matki, okalały opaloną twarz. Nosek zdobiło kilka piegów, a duże niebieskie oczy patrzyły bystro.
Nagle dziewczynka zauważyła poobijanego pikapa matki, pomachała koleżankom, przemknęła między zaparkowanymi autami i usadowiła się na fotelu pasażera. Opowiadała coś z wielkim przejęciem. W końcu był to ostatni dzień szkoły. Miała tyle do powiedzenia, na pewno snuła plany na lato. Ani matka, ani córka nie podejrzewały nawet, że te plany będą musiały się zmienić.
Słuchając paplaniny córki, Samantha włączyła kierunkowskaz i dołączyła do kawalkady samochodów, po raz ostatni w tym roku szkolnym sunącej przez miasteczko.
Kiedy matka i córka go mijały, nieznajomy odwrócił głowę, żeby nie zobaczyły jego twarzy. Pojawienie się pod szkołą w samym środku dnia było wielkim ryzykiem. Zawsze istniało niebezpieczeństwo, że w tym małym miasteczku u podnóża gór Teton ktoś zwróci uwagę na obcego. Jednak tego ryzyka nie można było uniknąć, jeśli pierwsza część planu miała się powieść.
A plan musiał się powieść za wszelką cenę. Zależy od tego życie wielu ludzi. Ważnych ludzi z rodziny Fortune.