Megan słyszała jeszcze kroki na schodach, a potem wszystko ucichło. Wiedziała, że powinna pobiec za Danielem, żeby go przeprosić, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Ukryła tylko twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Jak mogła tak bezmyślnie powtórzyć złośliwe oskarżenia Briana? Zapomniała, że Daniel sam stracił syna i wiedział, czym było dla niej to rozstanie.
W końcu przetarła oczy i spojrzała na podłogę. Leżał na niej portfel Daniela. Musiał mu wypaść z kieszeni w czasie kłótni. Oboje byli tak wzburzeni, że niczego nie zauważyli.
Megan poczuła, że znowu może działać. Chwyciła zgubę i wybiegła na ulicę. Niestety, zobaczyła tylko tylne światła oddalającego się samochodu. Na szczęście, niemal jak na zawołanie, przed domem pojawiła się taksówka Berta. Kierowca wysiadł z niej i ziewnął szeroko.
– Na dzisiaj koniec – oznajmił. – Mam już dość. Dziewczyna spojrzała na niego błagalnie.
– Bert! Potrzebuję twojej pomocy.
– O co chodzi? – spytał starszy mężczyzna. – Mam wsiadać do samochodu?
– Mój przyjaciel zgubił portfel – powiedziała. Bert bez słowa zajął miejsce za kierownicą.
– Jeszcze go widać – ciągnęła Megan. – O, teraz skręcił. Jedziemy za nim.
Udało im się podjechać trochę bliżej, tak że widzieli już wyraźnie tył samochodu Daniela. Wkrótce jednak ruch się nasilił i utknęli w korku.
– Cholerny mecz – westchnął Bert. – Dobrze przynajmniej, że nie tracimy twego przyjaciela z oczu.
Po chodniku obok przejechał samochód z kibicami. Trójka młodych ludzi wymachiwała barwnymi szalikami, a chłopak na przednim siedzeniu zagrał fałszywie na trąbce.
– Chuliganeria – rzucił Bert.
– Czy nie moglibyśmy…? – Megan nie dokończyła, ponieważ po chwili za kabrioletem pojawił się wóz policyjny. – Zaraz. Przecież mam jego adres. Możemy się nie spieszyć.
Podała Bertowi adres Daniela, ale starszy mężczyzna pokręcił tylko głową. Właśnie zmieniły się światła i samochody znowu ruszyły.
– Jesteś pewna, że nie wybrał się gdzie indziej? – spytał Bert. – Skręcił w lewo, a powinien jechać prosto.
– Nic podobnego – odparła dziewczyna. – Gdzie mógłby się wybierać o tej porze?
Bert chrząknął, jakby się czymś zadławił.
– Może, hm… ma kogoś.
– Wykluczone – stwierdziła z mocą. – Jedziemy za nim.
Po przejechaniu kolejnego kilometra zrozumiała, że Daniel rzeczywiście nie jedzie do domu. Wspominał kiedyś o rodzinie, ale ona również mieszkała w innej części Londynu. Poczuła mrowienie na plecach. Nie była pewna, czy ma prawo wtrącać się do spraw Daniela.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, że Keller ma własne życie. Do tej pory sądziła, że jej sprawa wypełniała mu cały czas.
– Dodaj gazu – prosiła Berta. – Zaraz nam ucieknie.
Samochody kibiców rozproszyły się już. Droga przed nimi była prawie pusta.
– Nie ucieknie, zaufaj mi – uspokoił ją Bert. – Nie chcę podjeżdżać zbyt blisko, żeby nie zauważył, że go śledzimy.
Siedzimy? A więc do tego doszło? Megan nie czuła się z tym zbyt dobrze, ale chciała wiedzieć, dokąd jedzie Daniel. Przez następne chwile walczyły w niej dwa sprzeczne uczucia. Kto wie, jak by się to skończyło, ale po paru minutach znowu się zatrzymali. Tym razem nie na światłach, a przed podjazdem do wysokiego budynku.
– Poczekać na ciebie, czy sama sobie poradzisz? – spytał Bert.
Dopiero teraz zauważyła samochód Daniela zaparkowany przy schodach. Wewnątrz nie było nikogo.
– Poradzę sobie. – Zaczęła grzebać w torebce. – Ile ci jestem winna?
– Daj spokój. – Bert podjechał do głównego wejścia budynku. – Wyskakuj. Nie mogę tu długo stać.
Podziękowała staremu taksówkarzowi i wysiadła. Bez namysłu weszła do środka gmachu. Dopiero po chwili zrozumiała, że jest to jakaś instytucja, a nie dom prywatny. Wciągnęła w nozdrza charakterystyczny zapach.
– Przepraszam, gdzie jestem? – spytała kobietę siedzącą za długim, białym biurkiem.
To pytanie musiało zabrzmieć idiotycznie, ale kobieta nie wykazała zdziwienia.
– W szpitalu Netherham. Czym mogę pani służyć?
– W szpitalu? – powtórzyła.
– Oczywiście. Przed drzwiami jest tabliczka. O co pani chodzi?
Cały ten dialog musiał brzmieć dość dziwnie. Nikt przecież nie trafia przypadkiem do szpitala.
– Jechałam za panem Kellerem – wyjaśniła Megan. – Zgubił portfel i chciałam mu go oddać.
Kobieta zza biurka kiwnęła ze zrozumieniem głową.
– Poszedł do syna – powiedziała. – Jest w sali na końcu korytarza.
Z kolei Megan poczuła, że nic nie rozumie. Na moment zupełnie ją zamurowało.
– M… myślałam, że… że Neil nie żyje. Recepcjonistka westchnęła.
– Co za różnica? Od trzech lat jest w stanie śpiączki i nie udało się go obudzić. To żywa roślina.
– Od trzech lat? – powtórzyła Megan.
– Tak, chociaż teraz pewnie pan Keller zabierze stąd syna – powiedziała recepcjonistka, a następnie zakryła dłonią usta.
– Dlaczego? – spytała Megan. Kobieta pokręciła głową.
– To ten mój niewyparzony język – westchnęła ponownie. – Nie powinnam tyle mówić. Jeszcze wyrzucą mnie z pracy.
– Ale tak między nami – drążyła Megan. – Nikt się o tym nie dowie.
Recepcjonistka rozejrzała się na boki.
– To prywatny szpital – powiedziała. – Wie pani, ile wynoszą tutaj opłaty? – Wzniosła oczy do sufitu, jakby śledząc niewidzialną górę pieniędzy potrzebną na leczenie. – Pan Keller już wcześniej zalegał z płatnościami, a teraz, kiedy mają go wyrzucić z policji… – kobieta zawiesiła głos. – To straszne nieszczęście. Pan Keller siedzi czasem całą noc przy łóżku chłopca.
Megan odsunęła się trochę od biurka, bojąc się, że zostanie rozpoznana.
– Gdzie jest ten pokój? – spytała.
– Na końcu korytarza – powtórzyła recepcjonistka. – Numer piętnaście. Nie jestem jednak pewna, czy powinnam tam panią wpuścić.
– Nic się nie stanie – zapewniła ją Megan. – Jestem przyjaciółką pana Kellera.
Skierowała się szybko w stronę wskazanego miejsca, w obawie, że recepcjonistka rozmyśli się albo nabierze podejrzeń. Uchyliła drzwi. Początkowo nikogo nie dojrzała, ponieważ w pokoju paliła się tylko jedna lampka. Wkrótce jednak dostrzegła łóżko, w którym leżała niewielka postać. Daniel siedział pochylony tuż obok syna.
Łzy same napłynęły jej do oczu. Chciała się wycofać, ale nie mogła opuścić Daniela. Był przecież tak samotny i wyglądał na kompletnie załamanego. Otworzyła szerzej drzwi i właśnie w tym momencie Daniel się odwrócił.
Przestraszyła się, że wezwie personel i każe ją wyrzucić. Patrzył na nią, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Megan uznała, że nie ma wyjścia, i ruszyła w jego kierunku.
– Zostawiłeś portfel – zaczęła, chcąc uprzedzić wszelkie pytania. – Oto i on.
Wyciągnęła przed siebie niewielki skórzany przedmiot, a Daniel przyjął go bez słowa.
– Dziękuję.
– Naprawdę nie przypuszczałam, że tu trafię – ciągnęła. – Pewnie nie chciałeś, żebym wiedziała…
Skrzywił się lekko, jakby chcąc dać do zrozumienia, że jest mu to obojętne.
– Dlaczego miałbym nie chcieć?
– Nigdy nie mówiłeś, że Neil żyje. Myślałam, że zginął w wypadku razem z matką. Poza tym boję się, że po tym wszystkim, co ci dzisiaj nagadałam, na pewno mnie znienawidzisz.
Daniel pokręcił głową, ale zrobił to bez wyraźnego przekonania.
– Oczywiście, że nie. Po prostu byliśmy zmęczeni. – Westchnął. – A co do Neila… zawsze trudno mi o tym mówić.
Traktował ją przyjaźnie, ale Megan czuła, że chce zachować dystans. Pragnęła, żeby to się zmieniło. Właśnie teraz, po tym, co odkryła. Zebrała całą odwagę i spojrzała na chłopca, który spoczywał na łóżku. Wyglądał może nieco blado, ale poza tym zupełnie normalnie.
– Wygląda, jakby przed chwilą zasnął – szepnęła.
– To jest najgorsze. Zawsze wydaje mi się, że lada chwila się obudzi. Pacjenci w stanie śpiączki wyglądają zupełnie inaczej.
– Powinieneś był mi powiedzieć. Mogłabym cię wtedy lepiej zrozumieć.
Mężczyzna zwiesił tylko głowę. Zbytnia wylewność nie leżała nigdy w jego naturze.
– Jakie są szanse, że z tego wyjdzie? – spytała. Daniel spochmurniał jeszcze bardziej, jeśli było to w ogóle możliwe. Megan przypomniała sobie słowa recepcjonistki o zaległych opłatach i zrozumiała, że znowu popełniła błąd.
– Niewielkie – szepnął zbielałymi wargami.
Megan zerknęła szybko najpierw na chłopca, a potem na jego ojca. Nie wiedziała, czy może podjąć ryzyko.
– Opowiedz mi o Neilu – poprosiła. – Jeździliście razem na ryby?
– O, tak. Niemal w każdy weekend. Poza tym graliśmy razem w siatkówkę dmuchaną piłką. Neil był…
– Jest – poprawiła go.
– Jest bardzo wysportowany. Poza tym zna się świetnie na komputerach. To naprawdę niezwykły szkrab.
– Mam nadzieję, Neil – Megan zwróciła się bezpośrednio do dziecka – że nam to wszystko pokażesz. Nie możesz przecież tak wiecznie leżeć.
Daniel zrozumiał, na czym polegała jej gra, i podjął ją. Jednocześnie patrzył z nadzieją na dziecko.
– Właśnie, Neil. Powinieneś wstać i pokazać tej pani, co potrafisz. – Umilkł i odwrócił twarz w inną stronę. – To beznadziejne. Nie słyszy nas. Początkowo lekarze prosili mnie, żebym próbował z nim „rozmawiać”, ale potem dali za wygraną:
Megan położyła dłoń na jego ramieniu.
– Nie poddawaj się – powiedziała. – Kiedy byłam w więzieniu, zawsze mówiłam sobie, że jest nadzieja. Że nie mogę spędzić tam całego życia.
– To co innego – westchnął, a następnie zorientował się, że strzelił gafę. – Przepraszam.
– Głupstwo. Nie poddawaj się, Danielu – powtórzyła, – Zaczekam na ciebie na zewnątrz.
– Chwileczkę.
Wziął jej rękę, a następnie położył na niej bezwładną dłoń chłopca. Sam z kolei podał swój nadgarstek Megan i ujął rękę Neila. Powstało coś w rodzaju trójkąta.
– W ten sposób mówiliśmy, że jesteśmy sobie bliscy – wyjaśnił. – Szkoda, że Sally… – urwał nagle i odwrócił twarz. – Neil ocalał dzięki niej. Osłoniła go własnym ciałem.
Megan poczuła, że coś ją ściska za gardło. Pogładziła Daniela po ramieniu, a następnie wyszła z sali. Zastanawiała się, co zrobić, żeby uniknąć gadatliwej recepcjonistki.
Daniel został sam z synem.
– Jest fajna, prawda? – powiedział do chłopca. – Na pewno ją polubisz. Powinieneś się tylko obudzić i to jak najszybciej.
Na próżno czekał na reakcję. Minutę. Pięć minut. Piętnaście. W końcu pochylił się, żeby pocałować syna, i wyszedł.
Megan czekała na niego przy samochodzie. Było dosyć zimno, więc chodziła tam i z powrotem, rozcierając ręce. Nie pomyślała o tym, żeby wziąć sweter, kiedy wyruszała z domu.
– Trzeba było poczekać w środku – powiedział, otwierając drzwiczki.
– Wolałam tutaj – stwierdziła. – Zabierz mnie do siebie.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytał. Skinęła głową w odpowiedzi.
Tej nocy kochali się spokojnie i czule. Tygrysica schowała pazury, chociaż w jej oczach wciąż pojawiały się żółte błyski. Chciała jednak być nie tylko kochanką, ale i pocieszycielką.
Kiedy się w końcu sobą nasycili, Daniel wyciągnął ramię, na którym oparła głowę. Leżeli tak przytuleni do siebie i wsłuchiwali się w nocną ciszę.
– Czy… – zaczął nieśmiało Daniel – czy nie mylę się, sądząc, że to, co się między nami dzieje… – urwał, szukając słów.
Megan spojrzała mu głęboko w oczy.
– Tak. Sama nie wiem, jak to się stało, że cię pokochałam – powiedziała po prostu.
– Och, Megan!
Wziął ją w ramiona i znowu zaczął całować. Poddała mu się, wyginając ciało w łuk. Wydawało im się, że są już zupełnie pozbawieni siły, ale najbliższe minuty dowiodły, że byli w błędzie. To, co się stało, znowu było inne i niezwykłe. Połączyli się jak dwie istoty, które w końcu, po długiej wędrówce, odnalazły cel. Kochali się spokojnie, a jednak wspaniale. To mogło trwać i trwać choćby całą wieczność.
W końcu jednak oderwali się od siebie. Daniel zasnął niemal natychmiast. Megan potrzebowała paru chwil, żeby zapaść w drzemkę. Pochyliła się więc nad kochankiem i pocałowała go lekko.
– To wszystko trwa zbyt długo – powiedziała. – Chcę już mieć moje dziecko i – spojrzała na śpiącego mężczyznę – męża. Nadeszła pora, aby zakończyć całą sprawę.
Jackson Grainger spojrzał na nią i zaczął mrugać oczami. W holu było znacznie ciemniej niż na zewnątrz.
– Kim pani jest? – zapytał.
– Nie chcesz chyba powiedzieć, że zapomniałeś o mnie?
– powiedziała stojąca w drzwiach kobieta. – Trzy lata to wcale nie tak długo. Pamiętasz? Mieszkałam tutaj.
Grainger cofnął się z przerażeniem, co pozwoliło Megan wsunąć się do środka.
– O, Boże! Słyszałem, że panią wypuścili, ale nie sądziłem, że będzie pani miała czelność się tutaj pokazać. Hola, nie zapraszałem pani.
– Ale już jestem w środku. – Megan zachichotała.
Minęła Jacksona i skierowała się do bawialni, którą znała aż nazbyt dobrze. Niewiele się tu zmieniło. Młody Grainger najwyraźniej nie zainwestował ani grosza w remont.
– Chciałam porozmawiać – ciągnęła. – Ciekawe, jak ci się będzie rozmawiać z morderczynią stryja?
Jackson rozluźnił się. Wciąż jej nie ufał, ale niczego się nie bał.
– To straszne, co pani zrobiła – powiedział.
Megan usadowiła się na sofie tak, żeby mógł widzieć jej długie, niezwykle zgrabne nogi. Nie pomyliła się. Jackson przełknął ślinę. W tej rodzinie słabość do pięknych kobiet była chyba dziedziczna.
– Wcale nie takie straszne. Zwłaszcza dla ciebie, co, Jackson? Mogłeś to potraktować jako przysługę.
Jackson przybrał minę skrzywdzonej niewinności, która jednak wcale do niego nie pasowała.
– To bardzo niestosowna uwaga. Megan uniosła brwi do góry.
– Ale za to trafna.
– Proszę wyjść.
– Jasne, że chciałbyś, żebym wyszła – powiedziała ze złośliwym uśmiechem. – I najlepiej poszła od razu do więzienia. Nic z tego, Jackson. Jestem wolna i teraz policja zacznie szukać nowych podejrzanych. Wiesz, kto jest następny na liście?
Grainger wciąż stał, nie bardzo wiedząc, jak ją potraktować.
– Niech mi pani nie grozi – zaczął.
– Pani, pani – obruszyła się Megan. – Zawsze mówiłeś mi po imieniu, mimo że prawie się nie znaliśmy. Czy dostanę wreszcie tego drinka, na którego mnie zawsze zapraszałeś?
Jackson Grainger uspokoił się trochę i podszedł do barku. Pierwszy szok już minął. Zrozumiał też, że nie pozbędzie się Megan tak łatwo.
– Co dla ciebie? – spytał.
– Chcę wódki.
Podał jej kieliszek, a sobie nalał szklaneczkę whisky.
– Mam alibi na tamtą noc.
– Mary Aymler nie jest najlepszym świadkiem – stwierdziła.
– Jest znakomitym świadkiem – odparł Grainger. – A poza tym jest jeszcze jej brat.
– Właśnie, on też uważa, że za mało im płacisz. I to tylko raz na trzy miesiące – powiedziała. – Zresztą przeceniają własną wartość. Gdyby ich przycisnąć, pogrążyliby i ciebie, i siebie.
Jackson Grainger zachłysnął się whisky. Przez dłuższą chwilę nie mógł dojść do siebie. Jednak Megan nie wstała, żeby mu pomóc.
– Ty dziwko! – rzucił w końcu. – Czego chcesz? Zaczął się rozglądać po pokoju. Jego wzrok padł na ciężki pogrzebacz stojący przy kominku.
– Więc tym razem pogrzebacz? – spytała. – Nie trudź się. W razie gdybym zniknęła, policja dostanie odpowiedni list.
Jackson stał przed nią blady. Ręce mu się trzęsły. Wciąż rozglądał się dokoła. Nie mógł skupić na niczym wzroku. A już na pewno nie na Megan.
– Jak to było, Jackson? Wrobiłeś mnie w to specjalnie czy przez przypadek?
Ku jej radości Grainger natychmiast połknął haczyk.
– To był przypadek – powiedział szybko. – Nie mogłem przewidzieć, że pójdziesz do więzienia.
– Właśnie. Zawsze wiedziałam, że dobry z ciebie chłopak. Dlatego zdecydowałam, że najpierw pogadam z tobą, a potem może nawet zrezygnuję z rozmowy z policją.
– Czego chcesz? – powtórzył. Dziewczyna roześmiała się głośno.
– Twojej przyjaźni i wdzięczności – odparła szyderczo.
– Nie bądź głupi, Grainger. Chcę forsy. I to znacznie więcej niż pięćset funtów.
To, że zna dokładną sumę, którą przesyłał Bakerowi, znowu zrobiło na nim wrażenie. Megan postanowiła powoli dawkować mu tego rodzaju wiadomości. Nie miała ich przecież za wiele.
– Ile?
– Dwadzieścia kawałków.
– Nie mam tyle – bronił się. Megan spojrzała na niego koso.
– Czyżbyś już roztrwonił wszystkie pieniądze stryja?
– spytała z niedowierzaniem. – Pamiętaj, że stary często chwalił się majątkiem. Gdybym się pospieszyła, nie dostałbyś ani grosza. Tak przynajmniej twierdził, kiedy mówił, że chce się ze mną ożenić.
To było ryzykowne zagranie. Megan strzelała w ciemno. Oczywiście Jackson wiedział o zamiarach stryja, ale ten prawdopodobnie nie mógł go wydziedziczyć.
Okazało się jednak, że trafiła.
– Cholerny typ! – warknął. – Wiedział, że potrzebuję pieniędzy, ale dawał mi marne resztki. Wtedy powiedział, że znalazł sposób, żeby pozbawić mnie całego majątku.
– Praktycznie sam prosił, żeby poderżnąć mu gardło – podsunęła.
Jackson wybuchnął nieprzyjemnym śmiechem.
– Powiedziałem mu, że już skończyły się szantaże. Szkoda, że nie widziałaś jego twarzy, kiedy podniosłem popielniczkę. Po raz pierwszy miałem nad nim przewagę. Był przerażony.
– Tak, to musiało być przyjemne.
Jackson zadumał się na chwilę.
– Dla tych paru chwili warto by było nawet pójść do więzienia – stwierdził.
– Jednak wcale nie musiałeś tam iść – podpowiedziała mu. – Starannie wszystko przygotowałeś.
Jackson milczał. Przez chwilę obawiała się, że przeciągnęła strunę. Być może powinna zadowolić się tym, co już miała.
– Bardzo starannie – potwierdził w końcu. – Nikt mnie nie widział. Przyszedłem wcześniej i otworzyłem drzwi wytrychem.
– Jak sprytnie – zachwyciła się.
Jackson zerknął na jej długie nogi, a potem znowu przełknął nerwowo ślinę. Na parę chwil zapomniał zupełnie o jej istnieniu. Tym przyjemniej było spojrzeć na nią teraz.
– Wobec tego, zgoda – powiedział. – Znajdę tych dwadzieścia kawałków. Może przypieczętujemy jakoś naszą umowę.
Spojrzał na jej pełne, podkreślone karminową szminką usta i oblizał się jak wygłodzony kocur. Megan wsunęła nieco nogi pod kanapkę, ale spódniczka mini i tak odsłaniała je w dostatecznym stopniu.
– O co ci chodzi? – spytała.
– Zacznijmy od małego pocałunku – zaproponował.
– Nigdy nie łączę przyjemności z interesami – zaoponowała.
– A ja tak – powiedział Grainger. – Przecież i tak będziemy związani w przyszłości. No chodź, przestań udawać cnotkę.
Wstała szybko, chcąc stawić mu czoło, ale nie miała żadnych szans. Grainger chwycił ją mocno i zaczął całować. Jego wielkie łapsko przesunęło się w kierunku piersi Megan.
– Niezła jesteś – szepnął zmysłowo i nagle jego dłoń natrafiła na twardy kształt. Sięgnął za biustonosz i wyjął nadajnik. – Co to?
– To podłączenie z wozem policyjnym – powiedziała. – Uważaj lepiej.
Jego twarz wykrzywiła się, a wielkie łapska zacisnęły się na szyi Megan. Dziewczyna zebrała wszystkie siły, a następnie kopnęła napastnika w krocze. Jackson jęknął i puścił ją na chwilę. To jej wystarczyło. Uciekała jednak na oślep i wkrótce znalazła się w kącie pokoju.
– Ty suko! – wrzasnął Grainger i rzucił się za nią. Zanim straciła przytomność, usłyszała jeszcze łomot wywarzanych drzwi wejściowych. Kiedy się ocknęła, Daniel był przy niej, a Grainger stał zakuty w kajdanki. Poza tym trzymało go jeszcze dwóch policjantów.
– Słyszeliście? – spytała.
– Każde słowo – odparł Daniel – To było jednak bardzo niebezpieczne. Nie powinienem na to pozwolić.
– Ty suko! – jęknął jeszcze raz Grainger.
– Zabierz go, Canvey – powiedział Daniel do starszego, łysawego mężczyzny. – I uważaj, to bardzo cenny nabytek.
– Rzeczywiście cenny – zarechotał Canvey. – Na tyle, że będziemy musieli go trzymać pod kluczem. I to przez wiele lat.
Starszy policjant wyrecytował stosowną formułkę, zwracając się do Graingera:
– Jacksonie Graingerze, aresztuję cię za zabicie stryja. Masz prawo milczeć. Możesz wynająć własnego adwokata albo ubiegać się…
Jackson nie chciał tego słuchać.
– Ty dziwko! – Raz jeszcze spojrzał z nienawiścią na Megan. – Poczekaj!
– Będzie musiała długo czekać – mruknął Canvey i skinął ręką. Policjanci wyprowadzili aresztowanego. – Ja też pójdę. Przekażę Mastersowi pozdrowienia od ciebie i powiem, że niedługo do niego wpadniesz.
– Powiedz, co chcesz. – mruknął Daniel, a następnie spojrzał na Megan. – Dobrze się czujesz? Nawet nie masz pojęcia, jak się o ciebie bałem.
– Chodźmy już stąd – powiedziała dziewczyna. – Nienawidzę tego miejsca.
Kiedy wyszli, zauważyli oddalający się na sygnale samochód policyjny. Nagle, nie wiedzieć czemu, Wybuchnęli głośnym śmiechem. Poczuli ulgę, że wszystko się już skończyło. Daniel nawet nie spytał, czy Megan chce do niego jechać. Wiedzieli, że muszą razem uczcić zwycięstwo. Jednak po powrocie do domu postanowili zacząć od herbaty. Megan weszła do kuchni, żeby zagotować wodę, a Daniel pobiegł do łazienki. Gdy wyszedł z niej, zderzył się z Megan w przedpokoju.
– Co z tą wodą? – spytał. – Chce mi się pić. Podała mu kartkę.
– To od Gladys – powiedziała. – Chyba pilne. Daniel zaczął wpatrywać się w koślawe litery. Zawsze z dużym trudem przychodziło mu odczytywanie informacji od sprzątaczki.
– „Jak pana nie było w domu, to był telefon – sylabizował – żeby pan za…” Zajrzał? Zadzwonił? Chyba zadzwonił. Ach, ta Gladys. W ogóle nie można jej odczytać a… „żeby pan zadzwonił do szpitala, bo to może być coś ważnego.”
Daniel z trudem zdołał wymówić ostatnie słowa. Twarz mu poszarzała. Przeraził się. W tej chwili bał się bardziej niż kiedykolwiek.
– O, Boże! Neil. – Usiadł ciężko przy stole.
– Zaraz zadzwonię – powiedziała Megan, sięgając po słuchawkę. – Podaj mi numer.
Daniel pokręcił głową.
– Nie, jeszcze nie.
– Ależ tu chodzi o twego syna! Może się obudził! Keller zwrócił ku niej swą kamienną twarz.
– Może.
Spojrzała na niego i nareszcie zrozumiała jego obawy.
– Daj spokój, to na pewno dobra wiadomość – powiedziała. – Nie możesz się tak dręczyć.
Daniel tylko patrzył w przestrzeń. Przypominał sobie chwile spędzone z synem. Rozpamiętywał to, co minęło, wydawać by się mogło, bezpowrotnie.
– Danielu, daj spokój.
Wzięła go w ramiona. Zaczęła całować. Tylko w ten sposób mogła mu pomóc.
– Nie dzwoń jeszcze – poprosił. – Na razie nie chcę nic wiedzieć. Sam nie wiem, jak to wytrzymam.
– Ależ, Danielu! Nie poddawaj się tak od razu.
– Nie wierzę w cuda.
– A ja tak – powiedziała z mocą. – Czyż to, że jesteśmy razem, nie graniczy z cudem?
Uśmiechnął się blado.
– Proszę, nie dzwoń, z powrotem na widełkach. Kiedyś była jeszcze słabsza niż Daniel, ale właśnie dzięki niemu odzyskała siły. Teraz musi zrobić wszystko, żeby on poczuł się mocny. Na tyle mocny, żeby stawić czoło nawet najgorszym wieściom.
Zrobiła herbatę, ale oboje nie mieli na nią ochoty. Siedzieli smętnie przy stole i patrzyli na kubki, z których unosiła się para.
– Może wolisz, żebym ja z nimi porozmawiała? – spytała cicho.
Pokręcił głową. Dziewczyna wstała z miejsca.
– Dobrze. Wobec tego pojedziemy tam.
Bała się, że Daniel odmówi, ale był potulny jak baranek. Zaprowadziła go do samochodu, a on chciał usiąść za kierownicą.
– Nie. Teraz ja – powiedziała, zabierając mu kluczyki. Nie protestował. W drodze do szpitala nie zamienili ani jednego słowa. Megan musiała skoncentrować się na jeździe, ponieważ dawno nie prowadziła, a Daniel patrzył bezmyślnym wzrokiem przed siebie. Tylko jego ściągnięte lekko rysy twarzy świadczyły o tym, że cierpi.
Kiedy stanęli przed szpitalem, Megan zaproponowała, że sama wejdzie do środka. Daniel jednak nie zgodził się na to.
– Poradzę sobie – powiedział. – To przecież mój syn. Ociągał się jednak przy wchodzeniu i Megan miała wrażenie, że najchętniej by zawrócił.
– Zawsze wiedziałem, że to musi się stać – mruknął, kiedy znaleźli się w środku. – Obiecaj tylko, że będziesz ze mną przez cały czas.
Ścisnęła go mocno za rękę na znak, że go nie opuści.
Recepcjonistka na ich widok wstała z miejsca. Nie była to jednak ta sama kobieta, z którą Megan rozmawiała wcześniej.
– Och, panie Keller! – wykrzyknęła. – Wszyscy jesteśmy tacy szczęśliwi. Zawsze pan wierzył, że się uda, prawda?
Daniel był na tyle zaszokowany, że po prostu nie przyjął tej informacji do wiadomości. Otworzył usta i patrzył tępo na recepcjonistkę. Megan natychmiast zrozumiała, co się stało, i zaczęła płakać z radości.
– Danielu! Słyszysz?! Neil się obudził!
– Obudził się? – powtórzył, próbując dopatrzyć się w tych słowach jakiegoś sensu. – Obudził?
– On żyje!
Poczuł, że robi mu się słabo. Na szczęście Megan czuwała. Nie było jej jednak łatwo podtrzymać wielkie, bezwładne ciało.
– Czy nie ma pani czegoś na uspokojenie? – spytała recepcjonistkę.
Kobieta pisnęła i pobiegła w głąb szpitala. W tym czasie Daniel opanował się już na tyle, że mógł stać o własnych siłach. Po jego twarzy spływały łzy.
Wkrótce na korytarzu pojawił się cały pochód, na czele którego szedł szpakowaty lekarz w białym kitlu i z bródką. Jedna z pielęgniarek przyniosła silny środek uspokajający.
– To wspaniały dzień – powiedział lekarz. – Nawet pan nie wie, jak się cieszę. Neil obudził się dziś przed południem. Czy ma pan tyle siły, żeby go zobaczyć?
Pielęgniarka chciała podać Danielowi środek uspakajający, ale on pokręcił głową. Wytarł łzy i spojrzał na lekarza.
– Chodźmy – powiedział tylko.
Pochód ruszył z powrotem, tyle że tym razem na jego czele kroczyli Daniel i Megan. Po chwili stanęli przed drzwiami oznaczonymi numerem piętnaście. Daniel drżącą dłonią nacisnął klamkę.
Weszli do środka. Chłopiec na łóżku miał zamknięte oczy.
– Zasnął. Jest trochę wyczerpany wrażeniami – wyjaśniła siostra czuwająca przy jego łóżku.
Daniel spojrzał na bladą twarzyczkę syna. Miał wrażenie, że nic się nie zmieniło od poprzedniego razu. Znowu zaczął się bać. Neil mógł przecież obudzić się tylko na chwilę, a później znowu popaść w śpiączkę. Nigdy by sobie nie darował tego, że nie znalazł się przy nim wtedy, gdy syn się ocknął.
Zdaje się, że lekarz również zaczął żywić te same obawy. Jego twarz z bródką wydłużyła się trochę.
– Proszę nas zawołać, gdyby potrzebował pan pomocy – powiedział i zaczął dawać znaki personelowi, żeby opuścił pokój.
– Nie trać nadziei – szepnęła dziewczyna, ale Daniel nie słuchał jej. Podszedł do syna i dotknął delikatnie jego twarzy.
– Neil, Neil! Nie rób mi tego! Obudziłeś się, a mnie nie było przy tobie.
Chłopiec nie dawał znaku życia. Leżał tak jak dawniej z zamkniętymi powiekami.
– Neil!
Zrozpaczony Daniel spojrzał na Megan, szukając pomocy. Jednak ona nie wiedziała, co robić. Dopiero po chwili wpadł jej do głowy szczęśliwy pomysł. Wzięła rękę Daniela i położyła ją na dłoni syna. Po chwili powstał „trójkąt miłości”, jak go nazwała w myśli.
– Danielu, patrz!
Chłopiec na łóżku rozchylił usta. Po chwili jego powieki powędrowały do góry.
– Cześć, tato – szepnął słabym głosem.
Megan, jak mogła najszybciej, uwolniła rękę i wyszła z pokoju. Przeszła do holu, gdzie trzy kwadranse czekała na Daniela. Kiedy znów się pojawił, wyglądał jak nowo narodzony.
– Rozmawiałem z Neilem – oznajmił rozradowany. – Był zupełnie przytomny. Niepotrzebnie wyszłaś.
– Dla ciebie od śmierci Sally minęły trzy lata, ale on musi się z tym jeszcze oswoić – wyjaśniła.
Daniel pokręcił głową.
– On wie. To była pierwsza rzecz, o jakiej mi powiedział. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale mam wrażenie, że przeżył te trzy lata na swój sposób, a Sally była z nim. Starała się nim opiekować, a teraz mi go zwróciła.
Daniel zamyślił się głęboko. Wszystko, co wiązało się z synem, wydawało mu się dziwne i tajemnicze.
– Zdaje się, że już niedługo będę mógł przedstawić mu jego przyszłą matkę – dodał po chwili.
W drodze powrotnej Megan przypomniała sobie o Tommym. Oczywiście cieszyła się z powodu Neila, ale w związku z tym jej rozłąka z synem wydawała się jeszcze bardziej dotkliwa. Daniel od razu odgadł, o czym myśli.
– Nie przejmuj się – powiedział. – Teraz już łatwo odzyskamy Tommy'ego.
Skinęła głową, ale bez przekonania. Wiedziała, że czeka ją długa rozprawa z mężem.
Gdy skręcili w następną ulicę, prowadzącą do domu Daniela, zobaczyli wielki, luksusowy samochód. Tuż przy nim kręciła się jakaś wyfiokowana kobieta ubrana w strój, który, jak się oboje domyślili, był ostatnim krzykiem mody.
– No, nareszcie przyjechaliście – powiedziała na ich widok.
– Kim pani jest? – spytała Megan.
– To Selena Bracewell – wyjaśnił Daniel, przypomniawszy sobie fotografię z biurka Andersona. – Miło mi panią poznać/Gratulacje z okazji ślubu.
– Ależ Danielu! – krzyknęła Megan.
Oczy mężczyzny śmiały się, a ona nie wiedziała, dlaczego. Wyglądało to tak, jakby nagle sprzymierzył się z Seleną, żeby ją pognębić. Jednak wzrok Daniela wędrował dalej, do zamkniętego samochodu.
– Dziękuję – powiedziała kwaśno nowa żona Briana. – Mam do was pewną sprawę.
Na czole Megan pojawiły się zmarszczki.
– Tommy! Czy coś się stało Tommy'emu?!
Selena pokręciła głową. Gdyby usunąć z niej cały puder, szminkę, lakier i Bóg wie co jeszcze, może nawet byłaby ładna. Niestety, zważywszy na ilość kosmetyków, których używała, to zadanie nie należałoby do najłatwiejszych.
– Nie, jeszcze nie – wycedziła przez zęby. – Ale musicie go sobie zabrać jak najszybciej. Inaczej na pewno coś mu się stanie.
Z tymi słowami otworzyła drzwiczki samochodu, w których ukazała się najpierw głowa, a potem cała sylwetka Tommy'ego. Matka i syn rzucili się sobie w ramiona.
– A co na to Brian? – zaniepokoił się Daniel.
– Powiedział, że mogę robić, co chcę. – Selena wsiadła do samochodu. – Nienawidzę żab.
Daniel pokiwał głową.
– Rozumiem – powiedział. – Pracuję w policji i chętnie zajmę się tym młodym przestępcą – dodał, kładąc dłoń na ramieniu chłopca. – Gdyby jednak Anderson zmienił zdanie…
– Nie zmieni – ucięła krótko młoda kobieta. – Inaczej będzie miał do czynienia ze mną.
Keller pokiwał głową.
– Nie zazdroszczę mu – powiedział.
Selena nie wiedziała, czy potraktować to jako komplement, czy obelgę. Bez słowa przekręciła kluczyk w stacyjce i przycisnęła pedał gazu. Po chwili jedynie zapach spalin przypominał o jej niedawnej obecności.
Megan pokręciła ze zdumieniem głową.
– Nic z tego nie rozumiem.
– Nie szkodzi. – Daniel mrugnął do chłopca. – Grunt, że my rozumiemy. Pewnie jesteście głodni? Zaraz zrobię coś do jedzenia.
Zostawił ich samych, żeby mogli się nacieszyć swoją obecnością. Megan i Tommy prawie nie jedli. Cały czas rozmawiali, żeby nadrobić zaległości. W końcu chłopak usnął, wygłaszając jakąś zawiłą kwestię, i Megan poprosiła Daniela o pomoc. Bez trudu zaniósł Tommy'ego na górę, do sypialni. Teraz mógł się nacieszyć Megan.
– Będę jedyną kobietą w tym domu – stwierdziła, kiedy dopijali herbatę. – Ty, Tommy, Neil i ja.
– Jest na to sposób – powiedział.
– Jaki?
Daniel wyjął kubek z jej ręki i odstawił go na stół. Wyjaśnianie tej kwestii nie miało sensu. Chciał od razu przystąpić do demonstracji.
– Będziesz jednak musiała trochę poczekać na córkę – powiedział, niosąc ją do bawialni, gdzie kochali się po raz pierwszy.
– Niedługo. Jakieś dziewięć miesięcy.
Daniel zasnął. Megan przykryła go kocem i podeszła do okna. Tuż za domem rozciągał się dziki ogród. Tak, w tym domu czekało ją wiele zadań. Wiedziała jednak, że poradzi sobie, ponieważ będzie miała przy sobie tych, których kocha.
Podeszła do Daniela i pocałowała go w usta. Poczuł to i wyciągnął rękę, którą ją objął. Zanim zasnęła, pomyślała jeszcze, że kiedy są razem, nikt i nic nie zdoła ich pokonać.