– Naprawdę miała pani dużo szczęścia – stwierdziła pilnująca ją policjantka.
Megan spojrzała na nią z pogardą.
– Szczęścia? Zamknięto mnie za zbrodnię, której nie popełniłam, a po trzech latach sąd uznał, że to była pomyłka! I pani uważa, że mam szczęście?!
Na policjantce nie zrobiło to większego wrażenia.
– Powinna pani wysłuchać uważnie werdyktu sądu apelacyjnego. Nikt nie uznał poprzedniego wyroku za pomyłkę. Zwolniono panią z powodów proceduralnych.
– Tak, proceduralnych – syknęła Megan. – Rzeczywiście to drobiazg, że skorumpowany policjant ukrył istnienie świadka, który mógł potwierdzić moje alibi. Może po prostu tak się robi w policji, co?
Kobieta w mundurze pobladła. Przełknęła ślinę, chcąc huknąć na więźniarkę, ale na szczęście do pokoju weszła Janice Baines, prawniczka skazanej. Sąd apelacyjny ogłosił właśnie werdykt, na mocy którego Megan mogła opuścić więzienie. Janice musiała załatwić jednak wszystkie formalności.
– Przed sądem zebrało się sporo ludzi – oznajmiła Janiec – Jest też dużo dziennikarzy.
– Żadnych dziennikarzy – powiedziała z westchnieniem Megan. – Niech mi dadzą święty spokój.
– A to dlaczego? Jeśli dobrze pani pogra, zarobi pani niezły grosz na tej historii – stwierdziła cynicznie policjantka.
Megan nawet na nią nie spojrzała. – Zabierz mnie stąd, Janice. W sądzie musi być jakieś tylne wyjście.
Również na tyłach sądu kręciło się wielu dziennikarzy. Jednak zanim zdążyli podbiec, Megan i Janice znalazły się w samochodzie prawniczki. Reporterzy rzucili się do okien. Niektórzy walili w karoserię, a inni wykrzykiwali pytania. Na szczęście Janice znakomicie prowadziła i tak zręcznie wymanewrowała pojazd z dziedzińca sądu, że obeszło się bez ofiar.
– O Boże! Powody proceduralne! – Megan zmełła w ustach przekleństwo.
– Posłuchaj, to jest twój wielki dzień. Nie chciałabym go psuć, ale musisz znać fakty. Oczywiście, byłabym znacznie szczęśliwsza, gdyby cię uniewinniono.
Megan znowu zakipiała z gniewu.
– Przecież znalazł się świadek, który potwierdził moje alibi.
Janice pokręciła głową. Zerknęła przy tym ze współczuciem na swoją klientkę.
– Ten człowiek powiedział tylko, że widział kobietę wyglądającą podobnie jak ty daleko od miejsca, gdzie zamordowano Henry'ego Graingera. Było jednak zbyt ciemno i nie zauważył szczegółów. Sąd apelacyjny zwolnił cię tylko dlatego, że inspektor Keller ukrył ten fakt przed obroną. – Prawniczka zaczerpnęła powietrza. – Nie chciałabym być brutalna, Megan, ale przysięgli mogli uznać cię za winną, niezależnie od zeznań tego świadka. To była kwestia proceduralna, co, jak wiesz, odbije się na twoim dalszym życiu.
Kobiety zamilkły na chwilę. W klimatyzowanym wnętrzu słychać było tylko pracę silnika.
– Widziałam adwokata Briana w sądzie – powiedziała cicho Megan.
– Tak, rozmawiałam z nim w czasie przerwy. Twierdzi, że nic się nie zmieniło. Brian wciąż uważa, że jesteś winna i nie odda ci Tommy'ego. Nie chce się nawet zgodzić na wasze spotkanie.
– O Boże! – jęknęła Megan i ukryła twarz w dłoniach. Nagły spazm wstrząsnął jej ciałem.
Janice pogładziła ją prawą ręką po ramieniu, a następnie znowu położyła ją na kierownicy.
– Będziemy walczyć – powiedziała. – Nie wpadaj w panikę.
Megan wyprostowała się w fotelu. Znów była spokojna. Gdyby nie ślady łez na policzkach, można by przypuszczać, że nic się w zasadzie nie stało.
– Dobrze. Skoro wytrwałam trzy lata w więzieniu, wytrwam i teraz. Nie poddam się.
– Tak trzymać! – krzyknęła z zapałem Janice i dodała gazu.
– Prawdę mówiąc, uważam, że miał pan szczęście – powiedział nadinspektor Masters.
Daniel Keller spojrzał na niego z jawną niechęcią.
– Szczęście?! – powtórzył. – Wyrzucają mnie z policji, a pan mówi o szczęściu?!
Masters aż podniósł z fotela swoje masywne cielsko. W jego oczach pojawiły się złe błyski.
– Nikt pana nie wyrzuca. Dostał pan płatny urlop. Tak, tak, przymusowy płatny urlop – dodał, widząc, że podwładny chce coś powiedzieć. – Nie ukrywam jednak, że gdyby to ode mnie zależało, wyleciałby pan stąd na zbity pysk.
– Wiem – mruknął Daniel. – Już dawno chciał się pan mnie pozbyć.
Nadinspektor wypuścił powietrze z ust ze świstem, którego nie powstydziłby się średniej wielkości parowóz.
– Nie lubię wolnych strzelców, Keller. Policja to przede wszystkim zespół. Poza tym nie lubię również, kiedy moi oficerowie coś ukrywają, a potem dają się złapać. To nieudolność! Z pańskiego powodu ta morderczyni wyszła na wolność.
Keller patrzył uważnie na przełożonego. Wiedział, że chodzi mu wyłącznie o awans. Wszyscy musieli skupić się na pracy, żeby on miał czym się chwalić.
– Kto powiedział, że popełniła to morderstwo? Przecież sąd apelacyjny oczyścił ją z zarzutów.
– Zwolnił ją z odbywania kary, i to tylko z powodu pańskiej nieudolności – powtórzył z furią Masters.
Miał ochotę walnąć pięścią w stół. Złościło go nie tylko to, co się stało, ale również zachowanie Kellera. Zamiast położyć uszy po sobie, inspektor zachowywał się bezczelnie. Próbował nawet kwestionować jego decyzje. Co więcej, wyglądał na rozluźnionego i wręcz zadowolonego. Nadinspektor nie mógł i nie chciał tolerować takiego zachowania.
– Niech pan spojrzy na te tytuły – burknął, popychając plik gazet na skraj biurka.
Nagłówki krzyczały: „Niespodziewane uniewinnienie – policja zataiła fakty!”, „Nowy świadek, nowe okoliczności!”, „Źle się dzieje w policji!” Daniel znał je wszystkie, udawał jednak, że czyta, żeby nie drażnić szefa jeszcze bardziej.
– Oskarżają nas o niekompetencję albo korupcje – powiedział Masters. – Nie mogę tolerować ani jednego, ani drugiego. Pańscy koledzy twierdzą, że przeżywał pan wtedy jakieś kłopoty osobiste, ale nie widzę powodów, dla których miałoby to pana usprawiedliwić.
Daniel drgnął. Kpiarski uśmiech, który błąkał się na jego wargach, zastąpił gorzki grymas.
– Moje kłopoty to moja sprawa – odparł niegrzecznie. – Nie powinny wpływać na to, jak się mnie ocenia.
– Jestem tego samego zdania – podchwycił nadinspektor. – Dlatego niech się pan stąd wynosi i nie pokazuje, dopóki pana nie poprosimy.
– Czyli nigdy – skwitował Daniel, podchodząc do drzwi. – Przynajmniej jeśli pan będzie tu rządził.
Masters znowu uniósł się w fotelu. Wypieki na jego policzkach przybrały jeszcze bardziej ceglastą barwę. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak w pokoju nie było już nikogo.
Daniel przystanął na chwilę za drzwiami. Łobuzerski uśmiech powoli wracał na jego usta. Już chciał ruszyć do biura, kiedy obok pojawił się łysawy mężczyzna w średnim wieku.
– Wyciągnął tę sprawę z twoją żoną i synem? – spytał. Daniel skinął głową.
– To wtedy powinieneś był dostać urlop. Nie teraz.
– Myślisz, że to zrobiła, Canvey? – spytał Daniel, patrząc uważnie na kolegę.
– Oczywiście, że nie – odparł mężczyzna. – Tak naprawdę miała szczęście, że dopiero teraz ujawnił się świadek. Trzy lata temu przysięgli mogli przejść nad tym do porządku dziennego.
Daniel nie wyglądał na przekonanego.
– Z przerażeniem myślę, że posłałem niewinną osobę do więzienia – powiedział. – Gdybym tylko mógł sobie więcej przypomnieć. Mam jednak lukę w pamięci, jeśli idzie o tamten okres.
– To naturalne. – Canvey położył dłoń na jego ramieniu. – Mówiłem już, że powinieneś dostać wtedy urlop.
Przeszli do biura. Daniel pozbierał swoje rzeczy i skierował się do drzwi. Niektórzy koledzy patrzyli na niego ze współczuciem, inni nawet nie usiłowali kryć zadowolenia. Jego szorstki sposób bycia oraz niekonwencjonalne metody pracy przysporzyły mu wielu wrogów. Nie tylko wśród przestępców, chociaż jego najzagorzalsi przeciwnicy rekrutowali się właśnie z tego światka.
Przy wyjściu czekało na Kellera dwóch mężczyzn. Jeden z nich włączył kamerę.
– Nie mam nic do powiedzenia – rzucił w ich stronę inspektor.
Jednak dziennikarze nie zadowolili się tym stwierdzeniem. Szli za nim krok w krok, a jeden z nich wciąż wyciągał w jego kierunku mikrofon.
– Co pan sądzi o wypuszczeniu Megan Anderson?
– Nic.
Było w tym trochę prawdy. Zamęt uczuć sprawił, że Daniel starał się odsunąć od siebie całą tę sprawę.
– Czy to prawda, że policja nie chce zająć się na nowo tym morderstwem? – wypytywał dziennikarz.
– Niech pan zapyta policję – mruknął Daniel.
– Czy to znaczy, że dostał pan dymisję?
Teraz już wiedział, jak czuje się ścigana zwierzyna. Takie doświadczenie nie należało do przyjemnych. Na razie udawało mu się panować nad sobą, ale kiedy wsiadł do samochodu, a obaj mężczyźni zaczęli walić rękami w szybę, otworzył drzwi i wystawił głowę na zewnątrz.
– Wynoście się! I to już! – krzyknął głosem przepełnionym wściekłością.
Dziennikarze jak oparzeni odskoczyli od samochodu. Daniel zaniknął drzwi i ruszył tak gwałtownie, że obsypał ich tłuczniem, którym wysypany był parking.
Bez dalszych przeszkód dotarł do swego mieszkania. Wyglądało na to, że reporterzy oblegający od dwóch dni jego dom dali w końcu za wygraną. Kiedy jednak wysiadł z samochodu, jakiś człowiek w roboczym kombinezonie, sprawdzający stan studzienki kanalizacyjnej, wyprostował się i zagrodził mu drogę.
– Czy ma pan coś do powiedzenia, inspektorze? Daniel chwycił go wprawnie za rękę. Dziennikarz usiłował się wyrwać, ale poczuł ostry ból w nadgarstku.
– Tak, mam – syknął Daniel. – Ma pan trzy sekundy, żeby się stąd zabrać. Potem będę kopał i gryzł.
Puścił go, a dziennikarz zmył się jak niepyszny. Rozcierał przy tym bolącą rękę.
Gdy Janice spytała, dokąd ma jechać, Megan nie namyślała się długo nad odpowiedzią.
– Tam, gdzie mogłabym się ukryć – powiedziała. Wynajęły w końcu mieszkanie w domu na ponurych przedmieściach Londynu. Składał się na nie jeden pokój, maleńka kuchnia i łazienka wielkości znaczka pocztowego. Całość była niewiele większa od celi, w której Megan spędziła ostatnie trzy lata. Pomieszczenie współgrało jednak z jej nastrojem. Przecież nie odzyskała jeszcze pełnej wolności, a więc dobrego imienia, przyjaciół, a przede wszystkim syna. Przez moment miała wrażenie, że nigdy nie uda jej się wrócić do normalnego życia.
Po południu dzwoniła dwa razy do byłego męża, ale nie chciał z nią rozmawiać. Jego matka powiedziała synowej, że Brian prosił, żeby dała mu spokój. To samo powtórzyła sekretarka w pracy. Megan nie mogła pozbierać myśli. Przypominały jej się fragmenty procesu. Nie ostatniego, w którym niemal nie uczestniczyła, ale poprzedniego. Widziała złą i zaciętą twarz inspektora Kellera. Ten facet nie wyglądał na kogoś, kto miewa wątpliwości.
Wieczorem obejrzała wiadomości. Keller wyglądał lepiej niż w czasie procesu. Miał na sobie dżinsy i czarną skórzaną kurtkę.
– Co pan sądzi o wypuszczeniu Megan Anderson? – zapytał dziennikarz.
Odpowiedź była krótka:
– Nic.
Megan zacisnęła pięści. Oczywiście, że nic. Tacy ludzie w ogóle nie myślą. Poza tym pozbawieni są podstawowych humanitarnych uczuć. Jak mógł zataić zeznania świadka i skazać ją na więzienną gehennę?! Jak mógł?!
Z ulgą przyjęła informację o tym, że został zawieszony. Wolałaby jednak, żeby wyrzucono go z policji.
Tej nocy dręczyły ją jakieś zmory. Obudziła się z płaczem. Ktoś zastukał do jej drzwi i spytał, co się stało. Odparła, że nic takiego. Jak do tej pory nikt jej tutaj nie rozpoznał. To była jej jedyna nadzieja na spokój.
Próbowała nie spać. Usiadła na wytartym tapczanie i zaczęła wyglądać przez okno. Prawdopodobnie zasnęła, jednakże jawa zaczęła jej się mieszać ze snem, tak że nie była niczego do końca pewna.
Świt ją trochę orzeźwił, chociaż zaraz zaczęło padać i wszystko wokół pogrążyło się w szarzyźnie. Koniec zimy nigdy nie był ładny w Londynie. Zwłaszcza w miejscu tak beznadziejnym jak to, gdzie stał ten stary dom.
Czwartego dnia wieczorem, kiedy miała już zamiar pójść do łóżka, usłyszała pukanie do drzwi. Ziewnęła i podeszła do wejścia. Przez chwilę zastanawiała się, co robić.
– Kto tam? – spytała w końcu.
– Pani Anderson? – usłyszała dźwięczny męski głos.
– Jeśli jest pan dziennikarzem – zaczęła – to może pan…
– Nie jestem dziennikarzem – dobiegła do niej odpowiedź. – Nazywam się Daniel Keller. W nagłym przypływie złości otworzyła drzwi.
– Wynoś się stąd! – wrzasnęła. – Jak śmiesz mnie prześladować?! Czy nie wystarczy już to, co zrobiłeś?!
– Muszę z panią porozmawiać – powiedział, wciskając się do wnętrza.
Megan zagrodziła mu drogę. Dopiero teraz, przy bezpośredniej konfrontacji, zauważyła, że ma do czynienia z mężczyzną wyższym od niej o głowę. Jednak nie zlękła się wcale.
– Nie mam ochoty na rozmowę z panem – odparła, wypiąwszy pierś do przodu. – To nie te czasy, kiedy mógł mnie pan przesłuchiwać w każdej chwili. Teraz mogę kazać panu się stąd wynosić.
Keller zastanawiał się, co robić. Bez trudu mógłby wejść do środka, jednak nie chciał używać siły. Stał już jedną nogą w przedpokoju i Megan nie mogła zamknąć drzwi. Sytuacja wyglądała na patową.
– Proszę mnie wpuścić – powtórzył. Dziewczyna potrząsnęła hardo głową.
– Nic z tego.
Nie miał wyboru. Musiał wejść, ponieważ z sąsiednich mieszkań zaczęli wyglądać zaciekawieni lokatorzy. Poszło mu nadspodziewanie łatwo. Kiedy naparł na drzwi, dziewczyna odskoczyła, jakby bała się, że jej dotknie. Stanęli naprzeciwko siebie.
– Co się z panem dzieje? Nie rozumie pan słowa „nie”? – Pokiwała głową. – Jasne, że pan nie rozumie. Tyle razy powtarzałam, że nie zabiłam Henry'ego Graingera i że nie wiem, kto to zrobił. Nie, nie, nie. To było rzucanie grochem o ścianę. Musiał mnie pan w to wrobić.
– Wcale nie… – zaczął.
– Niech pan nie kłamie! – krzyknęła. – Już dosyć pan naoszukiwał. Z powodu pańskich kłamstw straciłam trzy lata życia. I syna – dodała ze smutkiem.
Nagle cała jej energia się wyczerpała. Megan opadła bezwładnie na tapczan. Wyglądała na wycieńczoną. Tylko w jej oczach płonął żar, który dał jej siłę do przetrwania ostatnich lat.
– Po co pan tu przyszedł? – spytała słabym głosem. Keller spojrzał na nią ze współczuciem. Wyglądała teraz jak zapomniana szmaciana lalka na sklepowej półce. Wziął krzesło i usiadł naprzeciwko. Uśmiechnął się z goryczą, myśląc o tym, że oboje przypominają dwa ludzkie wraki. Przeżyli piekło. Tyle że Megan nic nie wiedziała o jego nieszczęściu.
– Przyszedłem, bo nie mogę zostawić tak tej sprawy. Żar w jej oczach zapłonął żywszym blaskiem.
– Czy nie jest prawdą, że zawieszono pana w wykonywaniu obowiązków? – spytała, nie kryjąc pogardy. – I mimo to znowu pan chce wsadzić mnie do więzienia.
Przypomniał sobie, że w czasach, gdy była modelką, nazywano ją Tygrysicą. Miała wybuchowy temperament i potrafiła zadrzeć ze wszystkimi, co zapewne nie zjednało jej sympatii przysięgłych.
W czasie ich pierwszego spotkania zachowywała się jednak poprawnie. Zajrzał do niej wtedy, żeby porozmawiać o nagłej śmierci jej gospodarza. Już wówczas zauważył, że ma niespotykaną, egzotyczną urodę, jednak nie wywarło to na nim większego wrażenia. Jego serce umarło przed niespełna dwoma miesiącami, kiedy to pijany kierowca zabił w wypadku jego żonę. Zauważył jednak doskonały makijaż i drogie, jedwabne ubrania.
Kobieta, która siedziała przed nim teraz, miała bladą, pozbawioną makijażu twarz. Patrzyła na niego oczami zaszczutego zwierzęcia i zagryzała nerwowo pełne usta. Tylko wydatne kości policzkowe pozostały te same. Jednak nawet w bawełnianej piżamie i z bosymi stopami wyglądała pięknie. Ból dodał tajemniczości jej urodzie. Stała się bardziej dojrzała.
– Pewnie trudno będzie pani w to uwierzyć, pani Anderson, ale przysięgam, że o niczym nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia o istnieniu tego świadka.
Pochyliła się nieco w jego stronę, chcąc spojrzeć mu w oczy.
– Za kogo pan mnie ma? Nie jestem taka głupia! Najpierw gdzieś giną zeznania świadka, potem policjant, który je spisał, wyjeżdża do Australii. Wszystko się doskonale zgadza. Tyle tylko, że nie przypuszczał pan, iż ten człowiek wróci z antypodów i zacznie się dopytywać o moją sprawę. Wydawało się panu, że łatwo będzie można wszystko ukryć.
Keller pokręcił głową.
– Niech pani przestanie – powiedział. – Niczego nie ukryłem, ponieważ o niczym nie wiedziałem.
Dziewczyna wydęła wargi.
– Mógłby pan wymyślić coś bardziej przekonującego.
Sierżant Dutton zeznał, że osobiście wręczył panu to zeznanie.
– Możliwe. Nie wiem. Nic nie pamiętam – stwierdził, zwieszając głowę.
– Nie pamięta pan, że coś pan napisał na tym dokumencie? – spytała jadowitym tonem. – To był pański charakter pisma!
Pochylił się jeszcze bardziej, jakby pod wpływem nagłego ciężaru.
– Tak, ale…
– A potem zeznanie nagle się zgubiło – ciągnęła, nie zwracając na niego uwagi. – Zaplątało się w aktach innej sprawy. Tego pewnie również pan nie pamięta?
– Zupełnie – przyznał. – Kiedy się znalazło, byłem bardzo zdziwiony.
Megan uśmiechnęła się z triumfem. Nie sądził chyba, że da się nabrać na taką bajeczkę. Mógł jednak wymyślić coś innego albo w ogóle tu nie przychodzić.
– Nie wiem, po co się pan tu zjawił, ale to strata czasu – powiedziała.
– Przyszedłem, bo muszę znać prawdę.
Megan nie miała siły na dalszą rozmowę. Chciała się oprzeć, ale w porę przypomniała sobie, że nie ma o co. Tapczan składał się tylko z jednego, płaskiego materaca.
– Czyżby prawda stała się nagle dla pana taka ważna?
– spytała z ironią. – Jak do tej pory, wcale się pan nią nie przejmował. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Chce pan pewnie, żebym przyznała się do winy. Mógłby pan wtedy wrócić do pracy w pełnej chwale.
Keller pokręcił głową.
– Pani przyznanie się do winy wcale by mi nie pomogło, ponieważ znaczyłoby, że w wyniku mojej nieudolności zwolniono morderczynię – powiedział. – To, czy jest pani niewinna, czy nie, nie ma dla mnie praktycznie znaczenia. Po prostu chcę wiedzieć, jak było naprawdę.
Te argumenty wcale nie trafiły jej do przekonania. Wręcz przeciwnie, wywołały gwałtowny atak złości.
– Co?! Więc to nie ma dla palia znaczenia?! Moje życie nie ma żadnego znaczenia! Teraz nie mogę nawet widywać się z moim dzieckiem! Może nigdy go już nie zobaczę!
Rzuciła się na inspektora z pięściami, młócąc nimi w dzikiej złości. Wyglądała jak osoba oszalała z rozpaczy. Daniel cofnął się, nie wiedząc, jak zareagować, a następnie chwycił ją i przyciągnął do siebie.
– Puszczaj! – wrzasnęła.
– Pod warunkiem, że się pani uspokoi – szepnął jej do ucha. – Chcę tylko porozmawiać.
Nie starał się racjonalnie wyjaśnić, że to, co powiedział, dotyczyło wyłącznie jego zawodowej kariery. W tego rodzaju przypadkach było to beznadziejne. Tłumaczenie mogło przynieść opłakane rezultaty.
– Nie mamy o czym rozmawiać! – warknęła, usiłując się wyrwać. – Jasne?
Nareszcie zrozumiał, jak jest słaba. Początkowo wściekłość dodawała jej sił, ale teraz nie miał z nią żadnych kłopotów. Silny czternastolatek mógł być bardziej niebezpieczny. Daniel czuł drżenie jej ciała. Część bólu, jaki odczuwała, dotarła również do jego świadomości.
Megan zaczęła płakać, a właściwie jęczeć jak ranne zwierzę. Tym razem także pomogło mu doświadczenie. Wiedział, jak czuje się zaszczuty zając, uciekający przed sforą psów.
– Pozwól sobie pomóc, Megan – poprosił.
Dziewczyna zaczęła drżeć jeszcze bardziej. Puścił ją i spojrzał na bawełnianą piżamę Megan i bose stopy.
– Zimno tu – powiedział. – Nie ma pani jakiegoś szlafroka i ciepłych kapci?
Pokręciła głową.
– Szykowałam się właśnie do snu. Niech pan już idzie. Zrozumiał, że wszystko na nic. Megan była już zbyt zmęczona. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby rozmawiać.
– Nie mogę pani tak zostawić – zaczął. Podniosła rękę do góry, żeby go uciszyć.
– A mógł mnie pan zostawić w więzieniu? Niech pan już idzie i nie zapomni zamknąć drzwi. Na zawsze.
Rozmawiali dosyć głośno, ale mimo to powoli zaczęło docierać do ich świadomości, że coś się dzieje na korytarzu. Daniel wyjrzał na zewnątrz, a następnie cofnął się. Chciał przekręcić klucz w zamku, ale już było za późno. Do pokoju wtargnęli dziennikarze. Wdzierali się po trzech naraz. Zaczęły błyskać flesze.
– Pani Anderson, co się z panią działo?
– Dlaczego policja nie wznowiła śledztwa?
– Jak pani myśli, dlaczego wrobiono panią w tę sprawę? Nawet gdyby chciała odpowiedzieć, to w tym jazgocie i tak nikt by jej nie usłyszał. Krzyknęła, żeby dali jej spokój, co nie zrobiło na dziennikarzach większego wrażenia. W końcu, doprowadzona do ostateczności, wybiegła na zewnątrz. Nikt nie przypuszczał, że to zrobi. Dziennikarze chcieli biec za nią, ale pierwsza czwórka utknęła w drzwiach. Zaczęli się kłócić, a w końcu silniejsi przedarli się do wyjścia.
Megan zniknęła. Daniel zastanawiał się, co robić. Chciał jej szukać, ale gdyby ktoś go rozpoznał, naraziłoby to ich dwoje na jeszcze większe nieprzyjemności.
Przez chwilę siedział na tapczanie, rozważając, co powinien zrobić w tej sytuacji. Wkrótce ucichły głosy dziennikarzy w ogrodzie i na ulicy. Daniel wiedział, że szukanie Megan w pobliżu nie ma sensu, ponieważ zrobili to już żurnaliści. Wyszedł z mieszkania, wsiadł do samochodu i zaczął systematycznie przeczesywać kolejne ulice. Na próżno.
Ponownie zjawił się przed domem Megan, żeby sprawdzić, czy nie wróciła, ale natknął się tu na dziennikarskie czujki. Zaklął więc i ponownie wsiadł do wozu. Myśl o tym, że ta biedna dziewczyna wybiegła na deszcz w cienkiej piżamie i bez butów, napełniła go niewysłowionym żalem.