Megan biegła, aż zabrakło jej tchu. Oparła się o coś, żeby się nie przewrócić. Dopiero po chwili doszła nieco do siebie i stwierdziła, że znajduje się w wielkim, pustym parku. Drzewo, o które się oparła, wyglądało jak kasztan.
Nie znała tej części Londynu. Biegła na oślep i teraz nie wiedziała, jak wrócić do domu. Zresztą nie miała na to ochoty. Wynajęte mieszkanie okazało się złą kryjówką. Najpierw znalazł ją Keller, a potem dziennikarze. Megan ogarnął pusty śmiech. Wydawało jej się, że po wyjściu z więzienia wszystko się jakoś ułoży. Okazało się, że nie tylko jest uwięziona, ale sama musi sobie wyszukiwać kolejne cele.
Teraz znalazła się w wielkiej celi parku. Powinna jednak poszukać sobie czegoś przytulniejszego.
O dziwo, poczuła w środku przyjemne ciepło, chociaż lodowate krople wody wciąż spływały po jej ciele. Odgarnęła włosy, które zasłaniały jej oczy, ale i tak niewiele mogła zobaczyć przez zasłonę deszczu. Lało jak z cebra. Wydawało jej się, że słyszy jakieś głosy, więc ruszyła w przeciwnym kierunku. Szła jak pijana, nie bardzo wiedząc, jak znaleźć wyjście.
W końcu doszła do wielkiego drzewa, które wyglądało dziwnie znajomo. Podniosła głowę. To był kasztan. Ciekawe, jak długo krążyła, żeby trafić w to samo miejsce. Zupełnie straciła poczucie czasu.
– Megan! – usłyszała wołanie.
Jakaś postać wyłoniła się zza drzew. Skrzywiła się, widząc, że to Keller.
– Niech pan sobie idzie. Nic mi nie jest.
– O, Boże! Dobrze, że panią znalazłem.
Nie słuchał, co do niego mówi. Dotknął tylko jej czoła i zaklął. Nie zważając na, słabe zresztą, protesty, chwycił ją i wziął na ręce. Następnie zaczął biec w stronę samochodu, który zostawił na skraju parku.
W końcu ułożył ją na tylnym siedzeniu i przykrył skórzaną kurtką. W czasie jazdy sięgnął po telefon.
– Angela? Możesz być u mnie za kilkanaście minut? Mam dla ciebie pacjentkę. – Chwila ciszy. – Pytasz, co się stało? Grypa, zapalenie płuc? Wszystko, co najgorsze. Biegała boso po ulicy przy tej pogodzie.
Musiało to zrobić na lekarce spore wrażenie, ponieważ nie spytała o nic więcej. Powiedziała tylko, że już jedzie. Kiedy dotarli do domu, jej wysłużone auto stało przed wejściem.
– Co się stało? – powtórzyła, witając ich na ganku.
Widocznie jednak nie spodziewała się odpowiedzi, ponieważ natychmiast ruszyła do wnętrza. Daniel wniósł chorą do sypialni. Za nimi, posapując, toczyła się doktor Lang.
Zanim położył Megan na łóżku, ściągnął z niej przemoczoną piżamę i wytarł dziewczynę do sucha. Angela w tym czasie zbadała puls pacjentki i sprawdziła, czy ma gorączkę.
– Dobry Boże! Czy to nie…?! – spytała, przyglądając się rysom chorej.
– Tak, tak, to ona. Nie zwracaj na to uwagi. Poradź, co by tu zrobić, żeby rozgrzać jej stopy – zaczął się głośno zastanawiać. – Popatrz, są pokrwawione.
– Najlepiej zrobię, jeśli umieszczę ją w szpitalu – stwierdziła doktor Lang.
Daniel zaprotestował gwałtownie.
– Nic z tego. – Spojrzał na Megan. – Ma już dosyć wszelkich instytucji i ludzkiego wścibstwa.
– Danielu! Zwariowałeś! Wiesz chyba, co się stanie, jeśli odkryją ją u ciebie? W dodatku nagą.
– Masz rację. Zaraz coś dla niej znajdę – powiedział wychodząc.
Doktor Lang spojrzała na Megan, która cały czas majaczyła. Dotknęła jej czoła. Było gorące.
Zaczęła od rzeczy najłatwiejszych. Zdezynfekowała i opatrzyła stopy chorej, a następnie zrobiła jej zastrzyk.
W tym momencie do pokoju wszedł Daniel.
– Cholera jasna – zaklął. – Miotam się jak idiota po całym domu, a przecież piżamy są tu.
Wyjął najmniejszą ze swoich piżam i położył na łóżku. Kupił ją kiedyś sam i oczywiście okazało się, że pomylił rozmiar.
– Mam nadzieję, że nie skończy się to zapaleniem płuc.
– Ja również, chociaż nigdy nic nie wiadomo. – Doktor Lang pokręciła głową. – Ma bardzo słaby organizm. Dałam jej zastrzyk na wzmocnienie, ale powinna jeszcze wziąć coś na obniżenie gorączki. Chociaż nie sądzę, żeby lekarstwo szybko podziałało. Nie w tym przypadku. Przede wszystkim będzie wymagała starannej opieki.
Daniel wzruszył ramionami.
– Zajmę się nią. Nie mam nic innego do roboty – stwierdził.
Ogień trawił ciało Megan od wewnątrz, a jednocześnie było jej zimno. Niespokojnie wierciła się w łóżku.
Zrzucała z siebie kołdrę, którą jakaś cierpliwa ręka ją okrywała.
Zapadła w drzemkę, ta jednak wcale jej nie wzmocniła. Kiedy otworzyła oczy, ktoś pomógł jej usiąść i podał wielki kubek.
– Proszę wypić – usłyszała znajomy głos. – To mleko z miodem i whisky. Powinno pani pomóc.
Posłuchała i wypiła duszkiem pół kubka ciepłego napoju. Następnie opadła bez siły na poduszkę. Przypomniała sobie jednak, że musi coś niezwłocznie załatwić. Nie pamiętała tylko, co. Odrzuciła kołdrę, żeby wstać, ale tajemniczy ktoś znowu ją przykrył.
– Muszę… muszę iść… – mamrotała pod nosem.
– Proszę się niczym nie przejmować. Wszystko będzie dobrze.
Megan kiwnęła głową, jakby zrozumiała. Po chwili zasnęła, trzymając w dłoni rękę tajemniczego opiekuna.
Daniel siedział przy łóżku jeszcze kwadrans, żeby upewnić się, że Megan zasnęła na dobre. Następnie włożył jej dłoń pod kołdrę i wstał. Przed wyjściem spojrzał na wymizerowaną, trawioną gorączką twarz. Poczuł gwałtowne ukłucie w sercu.
– Co ja zrobiłem?! Co ja najlepszego zrobiłem?!
Kiedy Megan obudziła się ponownie, poczuła się tak, jakby została przeniesiona w czasy dzieciństwa. Znowu nie musiała się niczym martwić, ponieważ ktoś silniejszy i mądrzejszy od niej obiecał, że się o wszystko zatroszczy. Nie czuła się tak od szesnastego roku życia. Właśnie wtedy zginęli jej rodzice i musiała sama sobie radzić. Dzięki urodzie zaangażowano ją do jakiegoś pokazu, a później, po latach pracy i wyrzeczeń, została jedną z najlepszych modelek.
Właśnie wtedy, gdy była u szczytu sławy, poznała Briana Andersona. Od razu ją oczarował. Jednak to zauroczenie nie trwało długo. Wkrótce zrozumiała, że dla niego najważniejszy w życiu jest sukces. Pracował jako księgowy w znanej firmie, ale wciąż piął się w górę. Zaimponowała mu sława Megan. Uważał, że towarzystwo znanej modelki dodaje mu prestiżu. Ona sama jako człowiek znacznie mniej go interesowała.
Chciała z nim zerwać, kiedy odkryła, że jest w ciąży, ale właśnie wówczas Brian zaproponował małżeństwo. Zgodziła się w nadziei, że dziecko wpłynie na jakość ich związku. Pomyliła się tylko w jednym: ciąża i macierzyństwo rzeczywiście zmieniły ich stosunki, tyle że na gorsze. Brian zrobił jej dziką awanturę, kiedy oznajmiła, że chce odejść z zawodu. Jako zwykła żona i matka nie była dla niego atrakcyjna. Ich stosunki tak bardzo się pogorszyły, że zaczęła poważnie myśleć o rozwodzie. Postanowiła mimo to wytrwać jak najdłużej w małżeństwie dla dobra Tommy'ego. Dziecko przecież powinno mieć ojca!
Jednak pewnego dnia mąż przebrał wszelką miarę. Poprosił bowiem, żeby była miła dla jednego z jego klientów, zresztą wyjątkowo gburowatego i nieprzyjemnego.
– Czego ode mnie oczekujesz? – spytała. Mąż puścił do niej oko.
– Wiesz, jest samotny i lubi się zabawić. Sama coś wymyśl.
Ta kropla przepełniła czarę. Kiedy Brian wrócił wieczorem do domu, jej już tam nie było. Początkowo chciał załagodzić całą sytuację. Potem zagroził, że nie da jej ani grosza, a ona zgodziła się na to bez mrugnięcia okiem.
Oszczędności wystarczyło na pół roku. Później musiała wrócić do zawodu, zarabiając mniej niż poprzednio. Pracowała też jako hostessa. Oboje z synem byli jednak bardzo szczęśliwi, aż do momentu gdy nagle wszystko runęło w gruzy.
Przez te najtrudniejsze lata radziła sobie sama. Nikt jej nie pomagał. Od nikogo nie słyszała słów pociechy. Teraz czuła się tak, jakby ktoś zdjął z jej ramion olbrzymi ciężar.
Rozejrzała się dokoła. Znajdowała się w staroświeckim pokoju, przypominającym wnętrza ze starych fotografii. Niczego nie pamiętała, ale nie dziwiło jej to. Ostatnio często zmieniała miejsca pobytu i przestała zwracać na to uwagę. Czuła, że bolą ją kości i mięśnie. Miała wrażenie, że głowę ma wypchaną watą.
Drzwi wolno się otwarły i stanął w nich jej wróg. Megan chciała poderwać się z miejsca, lecz ołowiany ciężar ściągnął ją w dół.
– To pan?! Co pan tu robi?! – spytała, dysząc ciężko. Na jej czole pojawiły się krople potu.
– Jesteśmy w moim domu – wyjaśnił. – Przywiozłem panią tutaj z parku.
– Jak pan śmiał! – Próbowała włożyć w te słowa jak najwięcej złości, ale z trudem mogła mówić.
Podszedł do łóżka, żeby sprawdzić, czy ma gorączkę. W tej chwili najchętniej ugryzłaby go w rękę.
– Nie miałem wyjścia – powiedział. – W pani mieszkaniu roiło się od dziennikarzy. Pewnie jeszcze tam są. U mnie jest pani przynajmniej bezpieczna. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by tu pani szukać. Chociaż, prawdę mówiąc, doktor Lang chciała wysłać panią do szpitala.
Dziewczyna zadrżała na dźwięk tego słowa.
– To szantaż – stwierdziła.
Keller odetchnął głęboko, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu machnął ręką.
– Zaraz przyniosę śniadanie – powiedział. – Łazienka jest za drzwiami. Proszę to włożyć, jeśli będzie pani z niej korzystać.
Wskazał włochaty szlafrok, przewieszony przez oparcie fotela, i wyszedł. Megan leżała jeszcze chwilę, chcąc zebrać siły, a następnie wstała. Zakręciło jej się w głowie, więc schwyciła za poręcz fotela. Posłusznie włożyła szlafrok i wolno ruszyła w stronę łazienki.
Uśmiechnęła się nieznacznie na widok dużej miedzianej wanny. Wielkie lustro pokazywało jakąś obcą twarz z podkrążonymi oczami. Nie przejęła się tym wcale. Już dawno przestała dbać o to, jak wygląda.
W drodze powrotnej musiała się trzymać ściany. Keller zastał ją jeszcze w przedpokoju. Postawił tacę na małym stoliku, na którym znajdował się jedynie telefon, i ujął ją za ramię.
– Pomogę pani – zaproponował.
Megan szarpnęła się, ale nie wypadło to przekonująco.
– Ręce przy sobie! – Krzyk załamał się w połowie i przeszedł w coś w rodzaju pisku. Jednak Keller puścił ją posłusznie i odsunął się od ściany.
Omal nie upadła. Zebrała jednak siły i dowlokła się do łóżka. Keller szedł za nią, a następnie postawił tacę na nocnym stoliku.
– Najpierw jedzenie – powiedział, wskazując mleczną zupę, pieczywo i miód. – A potem weźmie pani lekarstwa. To bardzo ważne.
Megan nie miała już siły do walki. Zjadła trochę zupy i kanapkę z miodem, a następnie przyjęła lekarstwa. Potem zapadła w głęboki sen. Daniel z przyjemnością obserwował jej twarz. Miał wrażenie, że mimo wyraźnych śladów wycieńczenia, Megan wygląda teraz lepiej. Jak dziecko, pomyślał. Zupełnie jak dziecko.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła jedenasta. Masters musiał być teraz na odprawie u komisarza. To była najlepsza pora, żeby zadzwonić do Canveya.
Kumpel ucieszył się, kiedy usłyszał jego głos. Daniel wyjaśnił mu, o co chodzi, a wtedy nastrój starego policjanta zmienił się radykalnie.
– Chyba zwariowałeś! – powiedział dramatycznym szeptem. – Chcesz, żeby mnie również wylali z policji?!
– Wiem, że to niebezpieczne. – Daniel również zniżył głos do szeptu, chociaż jego akurat nikt nie mógł słyszeć. – Chcę je mieć tylko na jedną noc: Zwrócę wszystko jutro rano. Masters na pewno się nie połapie.
– Jeśli się połapie, to urwie mi głowę!
– Proszę. Naprawdę mi na tym zależy.
W końcu Canvey się zgodził. Zawdzięczał mu przecież życie. Daniel czekał niecierpliwie na jego przyjazd. W końcu, gdzieś koło szóstej wieczorem, gruba szara paczka trafiła w jego ręce.
– Bądź gotowy, kiedy zadzwonię jutro rano – powiedział Canvey. – Inaczej obaj popadniemy w kłopoty.
Daniel skinął głową i uścisnął mocno dłoń kolegi. Następnie przeszedł do pokoju, w którym znajdował się sprzęt audiowizualny. Było to jedyne pomieszczenie urządzone nowocześnie. Dopiero tutaj otworzył paczkę. Wyjął z niej kasety magnetofonowe i wideo z kolejnych przesłuchań w sprawie śmierci Graingera, a także notatki ze śledztwa.
Skopiowanie wszystkiego zajęło mu całą noc. Canvey zadzwonił przed siódmą. Daniel miał tylko dziesięć minut na spakowanie materiałów, ale na szczęście zdążył na czas.
Podziękował Canveyowi, który pewnie też nie zmrużył oka, a następnie przeszedł do kuchni, gdzie przygotował śniadanie dla Megan. Dziewczyna nie spała już, ale też nie była zbyt świadoma tego, co się z nią dzieje. Kaszlała sucho i rozglądała się wokół z niepokojem. Daniel podał jej lekarstwa i dopilnował, żeby popiła je mlekiem.
Zmienił jej jeszcze pościel i upewnił się, że śpi, zanim zszedł na dół. Nie czuł zmęczenia. Chciał jak najszybciej przystąpić do sprawdzania materiałów. Martwiło go, że niewiele pamięta z tej sprawy. Próbował wrócić myślami do wydarzeń sprzed trzech lat, ale natychmiast przed jego oczami pojawił się obraz szczupłej kobiety, usiłującej zasłonić własnym ciałem jasnowłosego chłopca. Wielki samochód, który się do nich zbliżał, należał do Cartera Denroya, faceta tak zamroczonego alkoholem, że nie mógł sobie potem niczego przypomnieć.
Daniel z trudem przełknął ślinę i ponownie próbował skoncentrować się na sprawie Graingera. Jednak i tym razem mu się nie udało. Zobaczył, jak Denroy opuszcza gmach sądu. Towarzyszyła mu kobieta, piękna i wysoka, z zimnymi błyskami w oczach. Daniel pamiętał ją z sali, gdzie wyglądała na znudzoną. Znał takie eleganckie damy.
– Widzisz, mówiłam ci, że wszystko pójdzie dobrze – usłyszał słowa skierowane do Denroya. – Musisz tylko zapłacić grzywnę.
Daniel zastąpił im drogę.
Kobieta zmierzyła go niechętnym wzrokiem, ale Denroy wyraźnie się zaniepokoił. Wyraz zadowolenia zniknął z jego twarzy. Może się zaczął bać? Może dlatego powiedział coś tak potwornie głupiego:
– Nic się nie stało, prawda? To był tylko wypadek. Daniel nie ruszył się z miejsca. Denroy spojrzał ukradkiem na kobietę, a ona tylko wydęła z pogardą usta. To wystarczyło.
– Niech pan nas przepuści. – Denroy wypiął pierś do przodu. – Chcemy przejść.
Daniel patrzył za oddalającą się parą. Teraz już wiedział wszystko. To właśnie z powodu tej kobiety Denroy zdecydował się na jazdę po pijanemu. Pewnie przechwalał się, że dla niego to fraszka.
Dlaczego jednak wciąż pamiętał Denroya, a obraz tamtej kobiety zamazał się w jego pamięci? No, tak. Ostatecznie to on spowodował wypadek. Mógł jej nie odwozić i nie robić z siebie idioty.
Inne wspomnienie. Canvey, który wypycha go do wyjścia, a potem ciągnie do najbliższego baru. Namawia Daniela, żeby wziął urlop.
– Odpocznij trochę – mówi. – Najlepiej wyjedź gdzieś, żeby zapomnieć.
Daniel kręci głową.
– Poradzę sobie.
– Zastanów się. To bardzo nudna i skomplikowana sprawa – przekonuje go przyjaciel.
– Poradzę sobie – powtarza Daniel.
Zawsze uważał siebie za twardziela. Ostatecznie sam wybrał pracę w policji i poświęcił jej naprawdę wiele. Pracował po godzinach, w trudnych warunkach. Jeżeli musiał strzelać, to nie wahał się ani sekundy. Zawsze pamiętał najdrobniejsze szczegóły. Teraz też musi sobie przypomnieć.
– Henry Grainger – wymówił imię i nazwisko zamordowanego. – Co wiem o Henrym Graingerze?
Okazało się, że niewiele. Jedynie to, że był właścicielem sporej kamienicy i że ktoś uderzył go w głowę tępym narzędziem. Raz? Nie, kilka razy. Daniel przypomniał sobie zakrwawione ciało. Ten facet nie był przecież ułomkiem.
Wszystkie ślady prowadziły do jego lokatorki, Megan Anderson. Ktoś słyszał, że kłóciła się z gospodarzem tego wieczora, kiedy zginął. Znaleziono go dopiero następnego dnia. W tym czasie pani Anderson pracowała jako hostessa. Daniel czekał na nią w jej mieszkaniu. Kiedy weszła, w drogim ubraniu, z mocnym makijażem, odniósł wrażenie, że już gdzieś ją widział. Nawet teraz w jego wspomnieniach miała twarz towarzyszki Denroya. Próbował się skoncentrować, ale czuł się coraz bardziej zmęczony. W końcu włożył kasetę do odtwarzacza.
Przez moment miał wrażenie, że pewna siebie, arogancka kobieta na ekranie i przerażone dziecko, które śpi na górze, to dwie zupełnie różne osoby. Megan była wyraźnie zirytowana, jakby ktoś domagał się od niej czegoś zupełnie bezsensownego.
– Nikogo nie zabiłam – mówiła. – To bzdura. Usłyszał własny głos dobiegający zza kamery:
– Wróćmy do kłótni z Graingerem – proponował. – O co wam poszło?
– To nie była kłótnia – odpowiedziała kobieta. – Po prostu usiłował się do mnie dobierać, więc go odepchnęłam.
– Sąsiedzi twierdzą, że coś pani krzyczała.
– Możliwe. Byłam zła na niego. Grainger zachowywał się jak szczur. Mały, obrzydliwy szczur.
– Więc uważa pani, że był szczurem?
To była pułapka. Jednak kobieta nie zwróciła na to. uwagi.
– Tak. Albo wstrętnym robakiem. Jak pan woli. Patrzył na tę scenę innymi oczami niż trzy lata temu.
Czy tak zachowuje się ktoś, kto chce ukryć zbrodnię? Kobieta najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa.
– W każdym razie czymś, co należy zniszczyć? – Trudno mu było uwierzyć, że ten szorstki, wyprany z wszelkich uczuć głos należy do niego.
– Tak, ale ja go nie zabiłam. Po prostu wyszłam z domu. Usłyszał szelest papierów.
– Podobno była pani w Wimbledon Common. Moi ludzie szukają kogoś, kto mógł panią widzieć. Do tej pory nie mamy żadnych świadków.
Daniel poczuł zimny pot na plecach. Jednak był świadek. Musiał już wtedy o tym wiedzieć, chyba że… Zaczął nerwowo przeglądać notatki. W końcu odnalazł wśród kserokopii raport policjanta, który przesłuchiwał świadka. Spojrzał na notatkę sporządzoną jego własną ręką. Zapisał, że otrzymał dokument dwudziestego trzeciego lutego. Następnie wyjął kasetę, ale okazało się, że w pośpiechu zapomniał o opisie. To nic, data powinna znajdować się na samym początku filmu. Z bijącym sercem włączył przewijanie. Potem, czując, że wszystko w nim zamarło, wcisnął guzik z napisem „play”.
Usłyszał własny, nieco chropawy głos:
– Przesłuchanie pani Megan Anderson. Dwudziesty pierwszy lutego, godzina piętnasta. Pokój numer dziesięć. Przesłuchujący – inspektor Keller.
Odetchnął z ulgą. Więc jednak nie kłamał. Dokument z informacją o świadku dotarł do niego dwa dni później. To, że musi się uciekać do tego rodzaju dowodów, żeby dowieść własnej uczciwości, wydało mu się upokarzające. Nie miał innego wyjścia. Jego pamięć przypominała sito.
Przewinął kasetę do momentu, w którym się zatrzymał.
– Jak do tej pory, nie mamy żadnych świadków. Szkoda, że pani nikogo nie pamięta.
– Nie przyglądałam się ludziom – powiedziała Megan. – Byłam zła na Graingera. Już wcześniej zalecał się do mnie, ale nigdy w ten sposób.
Uderzył go ton, jakim to mówiła. Była zmęczona i zirytowana, ale nie przestraszona. Jakby wiedziała, że wszystko się za chwilę wyjaśni i będzie mogła pójść do domu. Daniel zwykle zwracał uwagę na takie rzeczy. Co prawda, wiele osób potrafiło się maskować, ale nikt nie robił tego w sposób doskonały.
Nagle usłyszał jakiś hałas. Coś działo się za kamerą. Wkrótce zrozumiał, że po prostu odsunął krzesło, żeby podejść do podejrzanej. Po chwili zobaczył siebie. Zbliżył się do Megan, żeby zrobić na niej większe wrażenie. Jednak kobieta nie dała się zastraszyć.
– Proszę opowiedzieć to raz jeszcze, pani Anderson. Megan przesunęła dłońmi po zmęczonej twarzy.
– Jeszcze raz? – spytała z niedowierzaniem.
– Chcę sprawdzić, czy nie zapomniała pani jakichś szczegółów.