ROZDZIAŁ PIĄTY

Ciemności wokół były tak straszne jak beznadziejność, w której Megan się pogrążyła. Leżała na łóżku, czując na sobie ciężar granitowych bloków nocy. Nie mogła zasnąć. Wiedziała, że podjęła ryzyko i przegrała. Nie miała już żadnych asów w rękawie.

Co więcej, musiała coś zrobić z nowym odkryciem. Zawsze wydawało jej się, że jest mało wrażliwa seksualnie. Uczucie do Briana zgasło szybko i było tym wyjątkiem, który potwierdza regułę. Nie sądziła, że kontakt z Danielem tak na nią podziała. Odkrycie własnego temperamentu przekraczało jej zdolności percepcji. To było tak, jakby nagle, w dosyć późnym wieku, dowiedziała się, że przez wiele lat hodowała w sobie zarazki niebezpiecznej choroby.

Megan próbowała odpędzać od siebie obraz Daniela, przywołując z pamięci wizerunek Tommy'ego. „Mężczyzna jej życia”, jak czasami w żartach określała syna, wciąż był przy niej. Myślała o nim z miłością i ciepłem. Pomagał jej przecież przetrwać więzienie. Dzięki niemu mogła zapomnieć o szarej rzeczywistości. Jednak teraz bardziej niż kiedykolwiek brakowało jej fizycznej obecności synka. Kiedy siedziała w więzieniu, mogła sobie tłumaczyć, że ich kontakty nie byłyby wskazane, ale po wyjściu na wolność ten argument okazał się mało przekonujący.

Zapadła w rodzaj półsnu, który jednak nie przyniósł jej ulgi. Wręcz przeciwnie – czuła się coraz gorzej. W pewnym momencie usiadła na łóżku i otworzyła oczy. Wydawało jej się, że ktoś ją woła. Po chwili wołanie stało się wyraźniejsze.

– Mamo, mamo, gdzie jesteś?! – usłyszała głos Tommy'ego.

Pewnie znowu miał jakiś koszmarny sen. Musi natychmiast pobiec, aby go uspokoić. Inaczej nie będzie mógł zasnąć przez resztę nocy.

– Już idę, synku! – odkrzyknęła. – Nie bój się!

Odrzuciła kołdrę i postawiła stopy na chłodnej podłodze. Nie mogła znaleźć swoich ciepłych kapci, więc włożyła te, które stały przy łóżku. Wychodząc, potknęła się o próg. Dałaby głowę, że nie był tak wysoki.

Zaczęła błądzić, szukając pokoju syna. Wszystkie pomieszczenia wydawały się obce, w żadnym z nich nie mógł mieszkać mały chłopiec. W końcu udało jej się trafić do sypialni, gdzie na ścianach pełno było plakatów z wizerunkami piłkarzy. Na szafce tuż przy łóżku siedział śmieszny, zielony niedźwiadek. Megan otworzyła ramiona, szczęśliwa, że po tak długiej rozłące zdołała odnaleźć syna.

– Już jestem, Tommy – szepnęła. – Nie bój się. Już nigdy cię nie opuszczę.

Daniel nie wiedział, co go obudziło. Poczuł jednak, że coś jest nie w porządku. Wygramolił się niechętnie z ciepłego łóżka i natychmiast włożył szlafrok. Sypiał nago, a noce były jeszcze dosyć chłodne.

Wyszedł na korytarz. Jakieś dźwięki dobiegały z sypialni jego syna. Początkowo chciał cofnąć się po pistolet, ale stwierdził, że nie ma takiej potrzeby. Jeśli to złodzieje, postara się wycofać i wtedy zdecyduje, co robić. Zdjął kapcie i zaczął skradać się boso w stronę drzwi dziecięcego pokoju.

Po chwili usłyszał głos Megan. Odetchnął z ulgą, ale nie włożył kapci. Ostrożnie zajrzał do środka. Dziewczyna siedziała na pościeli i rozmawiała z kimś, kogo tylko ona mogła widzieć. To, co usłyszał, sprawiło, że niemal pękło mu serce.

– Cicho, kochanie. Nie płacz. Przecież mówiłam, że nigdy cię nie opuszczę – szeptała Megan uspokajającym tonem. – Wszystko będzie dobrze. Tak bardzo mi ciebie brakowało, ale wiedziałam, że wkrótce się spotkamy.

Zwariowała, pomyślał Daniel. Postradała zmysły. Nie, udaje. Znowu chce mnie nabrać – to była druga myśl.

Zaczął się uważnie przyglądać dziewczynie. Miała otwarte oczy, ale nie udawała. Keller wiedział o tym aż nazbyt dobrze. Jedna z pierwszych spraw, którymi się zajmował w policji, dotyczyła lunatyków. Uzyskane wówczas od profesora psychiatrii informacje, jak również filmy, które obejrzał, wryły mu się głęboko w pamięć.

Uważnie przysłuchiwał się Megan. Jej słowa zdradziły, ile przecierpiała w ciągu ostatnich trzech lat i jak bardzo była przy tym samotna. Miał wyrzuty sumienia, że niechcący poznaje tak intymne sprawy. Co więcej, serce mu się krajało na myśl o rym, że będzie musiał zbudzić Megan z hipnotycznego snu. Czy nie załamie się, kiedy stwierdzi, iż nie znalazła jednak ukochanego syna?

Włożył kapcie i podszedł do dziewczyny. Przypomniał sobie, jak należy postępować z lunatykami.

– Megan, daj mu spokój – powiedział. – Pozwól chłopcu spać.

Odwróciła twarz w jego kierunku. Wcale nie zdziwiło jej to nagłe pojawienie się trzeciej osoby.

– Ale Tommy nie może zasnąć – westchnęła. – Usłyszałam, jak płakał, i dlatego przyszłam. Wcześniej też słyszałam płacz, ale w pokoju nikogo nie było, a teraz… – zawiesiła głos i wskazała pustą poduszkę.

Daniel z trudem przełknął ślinę. Musi zabrać Megan do sypialni, zanim się obudzi. Rzeczywistość może okazać się dla niej zbyt okrutna.

– Przecież już się uspokoił. Teraz potrzebuje snu. Pozwól mu spać – przekonywał ją.

Megan pokręciła głową.

– Nie. Potrzebuje przede wszystkim matki. Tak dawno mnie nie widział. – Nagle jej twarz się zachmurzyła. – Ciekawe, co mu o mnie powiedzieli?

– Czy to ma znaczenie? – spytał.

– Nie. Najważniejsze, że znów jesteśmy razem – powiedziała. – Prawda, kochanie?

Odwróciła się w stronę poduszki i pogłaskała wyimaginowaną główkę. Daniel poczuł, że coś ściska go za gardło. Siedział bezradnie koło Megan i nie wiedział, co robić.

Nagle stało się to, czego obawiał się najbardziej. Ulicą przejechał z hukiem jakiś motocykl i narobił tyle hałasu, co kolumna samochodów. Należy się facetowi mandat za uszkodzony tłumik, pomyślał Daniel. W tym momencie Megan zamknęła oczy, a następnie otworzyła je szeroko.

– Gdzie jestem? – szepnęła ze zgrozą. – Co się dzieje? Nie znam tego miejsca.

– To pokój mego syna – wyjaśnił. – Coś ci się przyśniło i przyszłaś tutaj. Chodź, zaprowadzę cię do łóżka.

Położył dłoń na jej ramieniu. Jednak Megan wyrwała mu się.

– Tommy! Tu był Tommy! Gdzie go ukryłeś?!

– Megan, to był tylko sen. Wszystko ci się przyśniło – przekonywał cierpliwie.

– Nieprawda! Poznaję ten pokój. Tu był Tommy!

Daniel milczał. Wiedział, że dziewczyna powinna usłyszeć prawdę, ale chciał, żeby nastąpiło to później. Rozejrzała się po sypialni. Raz jeszcze powiedziała do siebie:

– Poznaję to miejsce. – Spojrzała na nie ruszaną pościel. – Więc nie było go tutaj?

Daniel skinął tylko głową, ponieważ nie mógł mówić. Jakaś olbrzymia, włochata kula zatykała mu gardło.

– A więc nie odzyskałam go – powiedziała pół pytająco i pół twierdząco.

Ponownie skinął głową. Megan skuliła się na łóżku i zaczęła się kołysać. W tył i w przód. W tył i w przód.

– Chodźmy już – powiedział Daniel. – Musisz odpocząć.

Megan bez protestów pozwoliła się zaprowadzić do sypialni. Zachowywała się jak ogłuszona. Daniel położył ją do łóżka, a nawet okrył kołdrą, a ona nie zrobiła nic, żeby mu pomóc.

– Nie wiedziałam nawet, że zasnęłam – powiedziała.

– Wydawało mi się, że to właśnie głos Tommy'ego mnie obudził. To chyba nie były halucynacje? – spytała, patrząc z niepokojem na Daniela.

Spuścił głowę, żeby nie mogła zajrzeć mu w oczy.

– Nie. Oczywiście, że nie. To był po prostu wyjątkowo sugestywny sen – powiedział. – Coś takiego może się przytrafić, kiedy bardzo czegoś pragniemy.

– Bardzo czegoś pragniemy – powtórzyła, jakby poruszył ją sens tych słów. – Mój Boże, tak dawno nie widziałam Tommy'ego. Początkowo wydawało mi się, że zobaczę go od razu po wyjściu z więzienia. Byłam taka naiwna.

Samotna łza zaczęła płynąć po jej policzku. Megan szybko ją wytarła, ale Daniel zdołał to zauważyć. Dla niego znaczyła więcej niż wybuch płaczu czy też nagły atak histerii.

– Czy… czy chodziło ci o to, żeby go zobaczyć? – spytał, siadając na łóżku.

Początkowo nie wiedziała, o co ją pyta, ale potem przypomniała sobie nieoczekiwane i gwałtowne zakończenie „przesłuchania”.

– Tak. – Skinęła lekko głową. – Jest mi naprawdę bardzo przykro, ale…

– Nie musimy o tym mówić – przerwał jej.

– Chciałam, żebyś uwolnił mnie od podejrzeń – powiedziała po prostu. – Tylko w ten sposób mogę odzyskać syna. Wiem, że zachowałam się źle. Wydawało mi się jednak, że nie mam innego wyjścia.

Zajrzał jej w oczy.

– Byłaś gotowa oddać się mężczyźnie, którego nienawidzisz? – spytał..

– Choćby samemu diabłu, byle tylko odzyskać syna! – zawołała pod wpływem nagłego impulsu, a potem zasłoniła usta. – Wiem, że jestem okropna. Dobrze, że zdecydowałeś się mnie wyrzucić.

– Możesz zostać – powiedział, starając się na nią nie patrzeć.

Zaprotestowała gwałtownie.

– Nie! Wyprowadzę się! Nie mogę tu mieszkać.

– Gdzie się podziejesz? – zapytał.

Megan westchnęła, a następnie zmarszczyła czoło.

– Znajdę coś.

– Dobrze – zgodził się. – Ale pamiętaj, że nie musisz się spieszyć. Najpierw znajdź odpowiednie lokum.

Sam nie wiedział, skąd w nim tyle taktu. Nie należał do ludzi dobrze wychowanych. Jednak teraz udało mu się nie obrazić dziewczyny, zachowując jednocześnie pozory obojętności.

– Zaśnij już, Megan – powiedział. – Potrzebujesz sił do dalszej walki.

Nic nie odpowiedziała, ale posłusznie zamknęła oczy. Cicho opuścił jej sypialnię i wyszedł na korytarz. Podniósł z podłogi zielonego misia, którego Megan najpierw wzięła z szafki, a następnie upuściła po drodze. Wszedł do pokoju syna i usadził niedźwiadka na szafce. Przesunął go jeszcze trzy razy, zanim uznał efekt za zadowalający. Potem wygładził kołdrę i poduszkę. Nikt tutaj nie zaglądał. Zabronił tego nawet sprzątaczce, która dwa razy w tygodniu sprzątała cały dom.

Nie był jednak zły na Megan. Wręcz przeciwnie; to co się wydarzyło, spowodowało, że stała mu się bliższa. Otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej fotografię uśmiechniętego chłopca. Mógł mieć około siedmiu lat. Wyglądał zabawnie, ponieważ brakowało mu przedniego górnego zęba. Daniel dotknął szkła, pod którym znajdowała się fotografia. Było zimne jak lód. Postanowił, że w czasie pobytu Megan w jego domu będzie włączał na noc ogrzewanie.

Pomyślał o zarzutach, które stawiała mu dziewczyna. Mógłby wszystko łatwo wyjaśnić, gdyby tylko udało mu się znaleźć odpowiednie słowa. Nie lubił mówić o uczuciach. Z Sally nie było to konieczne. Żona kochała go i rozumiała bez słów. Kiedyś to wystarczało, ale teraz już nie. Musi jakoś zacząć się komunikować ze światem.

Raz jeszcze dotknął szkła dzielącego go od podobizny chłopca. Czuł, że między nim a Megan również powstała taka szklana przegroda. Nie wiedział, co robić. Chciał znowu poczuć syna w swoich ramionach. Pragnął mieć go przy sobie. Jednym ruchem rozbił szklaną szybkę. Zaczął wyjmować odłamki z ramki, nie zważając na to, że kaleczą mu palce. W końcu wydobył zdjęcie i poczuł pod wargami szorstki papier.

Megan na szczęście nic nie słyszała. Od paru minut spała w swoim pokoju.

Kiedy wstała następnego ranka, Daniela nie było już w domu. Zaczęła od przygotowania śniadania. Kończyła właśnie parzenie herbaty, kiedy usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Założyła jednak, że to Daniel i nawet się nie odwróciła.

– Ojej! – usłyszała za sobą piskliwy okrzyk.

Omal nie wypuściła kubka z dłoni. Opanowała się jednak i odwróciła w kierunku drzwi. Na progu stała starsza, pulchna kobieta i załamywała ręce w teatralnym geście.

– Ależ mnie pani wystraszyła – powiedziała cienkim, zupełnie do niej nie pasującym głosem. – Myślałam, że zobaczyłam ducha.

– Pan Keller zaprosił mnie na parę dni – wyjaśniła. – Nazywam się Megan Anderson.

Kobieta przyjęła tę informację zupełnie obojętnie. Prawdopodobnie kontakty z Danielem sprawiły, że niczemu się już nie dziwiła.

– Jestem Gladys – powiedziała i zerknęła w stronę imbryczka. – Chętnie bym się czegoś napiła.

Megan nalała jej herbaty i postawiła na stole. Jednak zażywna kobieta popatrzyła na nią tak, jakby podano jej cykutę.

– Używam cukru. Trzy łyżeczki, proszę. Muszę mieć dużo energii, żeby posprzątać cały ten dom.

– Więc pani tutaj sprząta? – zaciekawiła się Megan, siadając obok starszej kobiety przy stole.

– Pan Keller nic pani nie mówił? Dwa razy w tygodniu. Nie było mnie ostatnio, bo musiałam wyjechać do siostry. Biedaczka złamała rękę. Wróciłam trochę wcześniej, bo już nauczyła się posługiwać lewą, a ten idiota, jej mąż, powiedział, że nie smakuje mu moja zupa. No wie pani, moja zupa!

– A dlaczego myślała pani, że jestem duchem? – spytała Megan, chcąc odwrócić uwagę Gladys od tematów rodzinnych.

– To ten sweter. – Sprzątaczka skubnęła żółtą tkaninę. – Sally taki nosiła. To znaczy, pani Keller. Bardzo lubiła żółty kolor.

– Dlaczego?

– Bo uważała, że rozwesela. Zawsze się śmiała, kiedy patrzyła na coś żółtego.

– Co się z nią stało?

Sprzątaczka zapomniała o herbacie i ponownie załamała swoje pulchne ręce.

– Nie słyszała pani? Zginęła w wypadku. Trzy lata temu. Samochód potrącił ją i jej synka. Myślałam, że pan Keller zwariuje. Akurat zbliżały się święta. Wszystko przygotowane, a tu nagle takie nieszczęście! – Kobieta wytarła oczy rogiem fartucha. – Pan Keller w ciągu paru godzin sprzątnął wszystko. Wyrzucił choinkę i prezenty. Nawet nie sprawdził, co Sally mu przygotowała.

Megan przypomniała sobie ostatnie Boże Narodzenie na wolności. Była już po rozwodzie. Wybrali się z Tommym do kuzynów, którzy sami mieli pięcioro dzieci, i spędzili święta bardzo szczęśliwie. Dopiero później zaczął się koszmar. Jednak teraz nie czuła żadnych pretensji do człowieka, który go spowodował. Daniel Keller przeżywał wtedy swoją tragedię.

– To rzeczywiście straszne – stwierdziła Megan. – Musiał spędzić święta w pustym domu.

Kobieta pokręciła głową, a następnie siorbnęła herbatę. Najwyraźniej miała ochotę poplotkować.

– Nie, pan Keller nie siedział tutaj – powiedziała. – Pracował przez cały czas. Wiedział, że to dla niego jedyny ratunek. Ale później nawet się nie uśmiechnął. Jeszcze teraz chodzi…

Kobieta urwała gwałtownie na odgłos otwieranych drzwi. Szybko dopiła herbatę i zerwała się z miejsca. Po chwili Daniel zajrzał do kuchni.

– No, dosyć tego – powiedziała Gladys. – Dziękuję za herbatę. Wezmę się do sprzątania.

Jednak Daniel zażądał wyjaśnień i Gladys jeszcze raz musiała opowiedzieć o siostrze i jej mężu.

– Cieszę się, że chora już czuje się lepiej – powiedział w końcu Daniel. – Nie musiałaś się jednak spieszyć. Jakoś bym sobie poradził.

Był rozdrażniony i Gladys wyczuła to. Dlatego, chcąc zniknąć mu z oczu, zaczęła od sprzątania na piętrze.

– To urodzona plotkarka – stwierdził, kiedy usłyszeli szczęk wiadra na górze. – Nie powinna pani na nią zwracać uwagi.

Forma „pani” po tym, co stało się w nocy, wydawała się teraz sztuczna i niepotrzebna. Megan wahała się przez chwilę.

– Nie powinnaś – podpowiedziała w końcu. Daniel chrząknął.

– Hm, tak, nie powinnaś.

– Gladys opowiedziała mi o twojej żonie i dziecku. Szkoda, że nie wiedziałam tego wcześniej. Byłoby mi łatwiej cię zrozumieć. Ten pokój, wiesz, z misiem, należał do twojego syna?

Daniel skinął głową.

– Tak jak i miś.

– Wyprowadzę się dzisiaj. Nie powinnam dłużej tu mieszkać.

Położył dłoń na jej ramieniu.

– Pamiętaj, co mówiłem. Nie musisz się spieszyć. – Zawahał się. – Zresztą, obawiam się, że bez mojej pomocy niewiele osiągniesz.

Megan poczuła, że serce zabiło jej gwałtownie. Spojrzała na Kellera. Czy to możliwe, żeby chciał jej pomóc?

– Nie chcesz chyba powiedzieć…? – zaczęła.

– Właśnie, że chcę. Postaram się ci pomóc.

– Więc jednak wierzysz w moją niewinność?!

Nie odpowiedział od razu. Usiadł ciężko i poprosił o herbatę. Dopiero po paru łykach zaczął mówić.

– Nie chciałem w to wierzyć – powiedział zmęczonym głosem. – To by znaczyło, że popełniłem poważny błąd. Jednak jestem pewien, że nie zrobiłabyś niczego, co spowodowałoby rozłąkę z Tommym. Wczoraj to zrozumiałem.

Spojrzała mu przenikliwie w oczy.

– Masz rację. Choćby z tego powodu nigdy bym nikogo nie zabiła.

Загрузка...