ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Udowodnimy, że jesteś niewinna i odzyskamy Tommy'ego – powtórzył po kolacji, która nie była nawet w połowie tak dobra jak śniadanie. – Megan, słyszysz mnie?

Dziewczyna nic nie odrzekła, jednak wyraz rozpaczy, który dostrzegł w jej oczach, był najlepszą odpowiedzią. Daniel nie mógł tego już dłużej znieść. Wstał z miejsca i podszedł do niej. Już po chwili tulił ją do siebie i scałowywał łzy z jej policzków. Takie zachowanie nie miało żadnego erotycznego podtekstu. Chodziło mu tylko o to, żeby ją pocieszyć.

– Wszystko będzie dobrze – szepnął, chcąc jej dodać otuchy. – Zajmę się tym. Obiecuję.

W końcu udało mu się ją jakoś uspokoić. Poczuł, że rozluźniła się i przytuliła do niego. Dawał jej obietnice, których nie umiał spełnić, a ona słuchała go z wdzięcznością.

Nagle podniosła głowę. Ich usta znalazły się obok siebie. Daniel nie mógł się oprzeć i pocałował ją. Chciał, żeby był to pocałunek pocieszenia, ale wyszło zupełnie inaczej.

– Danielu – szepnęła, dotykając warg.

Poczuł, że dzieje się z nim coś dziwnego. Zrozumiał, że pragnie Megan i to z wzajemnością. Ich ciała zesztywniały w oczekiwaniu. Poprzednio zawrócili z tej drogi. Jednak teraz Daniel czuł, że nie ma odwrotu. Tak samo myślała Megan, jeśli można to nazwać myśleniem.

Była oszołomiona. Nie potrafiłaby powiedzieć, co pociągają w Danielu. Wciąż uważała go za wroga. A jednak działał na nią tak jak żaden inny mężczyzna. Wiedziała tylko, że go pragnie i że musi zaspokoić to pragnienie. Zaczęli całować się jak szaleńcy. Ich dłonie wykonywały własny taniec po ciele partnera. Działali jak w transie albo hipnotycznym śnie, czując, że rzeczywistość ze wszystkimi jej troskami została gdzieś daleko za nimi.

– Danielu – powiedziała głębokim głosem, który nagle przeszedł w jęk. – Och, jak dobrze… To niezbyt mądre, co robimy.

Daniel zaczął gładzić jej piersi przykryte cienkim materiałem bluzki.

– Wobec tego powiedz, żebym przestał.

Spojrzała na niego bezradnie, a następnie westchnęła, czując, że Daniel po kolei rozpina jej guziki. Po chwili dotknął nagiego ciała.

– Powiedz, żebym przestał – powtórzył na pół prosząco, a na pół rozkazująco.

Megan zaczęła gładzić jego włosy.

– Wiesz, że nie mogę.

Wiedział. Rozpiął już niemal wszystkie guziki bluzki, ale teraz zatrzymał się, chcąc przedłużyć grę. Megan wygięła ciało w łuk. Nie wiedziała, jakim kochankiem będzie Daniel, ale chciała się tego jak najszybciej dowiedzieć.

Dotknął ustami miejsca, gdzie za osłoną biustonosza kryła się stercząca sutka.

– Szybciej! – krzyknęła.

– Zaraz – szepnął.

Nie mogła wytrzymać wewnętrznego napięcia. Nerwowymi ruchami zaczęła rozpinać koszulę Daniela. Pod palcami poczuła runo skręconych, miękkich włosków, a następnie mocny, umięśniony tors, obiecujący niebiańskie rozkosze. Pragnęła przylgnąć do niego swoim nagim ciałem.

Daniel znowu pocałował ją w usta.

– Chwileczkę – szepnął.

Myślała, że zabierze ją na górę, żeby mogli się kochać w łóżku. Ludzie w małżeństwie często tracili fantazję i wydawało się im, że można to robić tylko w ten sposób. Ale on rzucił na podłogę bawialni kilka poduszek, a następnie wrócił do niej.

Zaczął ją wolno rozbierać, pieszcząc szyję, brzuch, uda. Megan poddawała się temu, chociaż chętnie wyskoczyłaby natychmiast z ubrania.

Spojrzał na jej nagie, jakby toczone w kości słoniowej ciało.

– Teraz nie możesz mi już powiedzieć, żebym przestał – oznajmił desperackim tonem.

– Nie chcę. Szybciej… – jęknęła, wiedząc, że traci panowanie nad sobą.

Daniel był już przy niej. Czuła jego nagi tors przy swoim ciele. Ich brzuchy zetknęły się i zaczęły o siebie ocierać. Co dalej? Megan sięgnęła dłonią niżej i wyczuła kanciastą metalową klamrę paska. Z dzikim okrzykiem popchnęła Daniela na poduszki. Szybko rozpięła pasek, a potem zamek błyskawiczny. Działała jak w transie. Po chwili oboje byli nadzy. To, co trzymała w dłoni, nie było ani kanciaste, ani metalowe.

Teraz krzyknął Daniel. Czuł, że jego ciało eksplodowało, rozpryskując się na tysiące małych kawałeczków, a każdy z nich miał w sobie tyle rozkoszy, ile wystarczyłoby dla paru tuzinów zdrowych i czynnych seksualnie mężczyzn.

Megan zaczęło brakować tchu, ale nie mogła przerwać tej gry. Teraz była Tygrysicą. Ten przydomek pasował do niej w tej chwili bardziej niż kiedykolwiek. Kiedyś śmiała się, czytając dokładne analizy swego charakteru. Jednak obecnie, gdyby była w stanie świadomie wszystko rozważyć, być może przyznałaby rację dziennikarzom. Niektórzy z nich potrafili przeniknąć ją do głębi. Zawsze uważała się za kobietę oziębłą, a jej małżeńskie, stosunki, poza tymi pierwszymi, dość niezgrabnymi, miały dość wyrachowany charakter. Jednak to, co działo się w tej chwili, nie miało nic wspólnego z wyrachowaniem.

Daniel powoli odzyskiwał świadomość, chociaż jego wzrok wciąż pozostawał nieobecny. Język Megan krążył po jego ciele, a on czuł, że dawno nie było mu tak dobrze. Jednak po chwili obudził się w nim duch przywódcy. Zaczaj pieścić dziewczynę, a następnie pchnął ją na poduszki.

Nie poczuła tego, że opadła na miękki puch. Wydawało jej się, że wciąż leci w dół. Być może dlatego trzymała się tak kurczowo Daniela. Oplotła go ramionami, a następnie rozwarła uda, żeby nogami objąć jego talię. Nie mógł już się jej wymknąć. Zresztą wcale nie miał takiego zamiaru. Wszedł w nią jak prawdziwy zdobywca i wszystko wskazywało na to, że w ogóle nie ma ochoty zakończyć swojej cudownej penetracji. Megan wiła się i unosiła do góry biodra, wciąż lecąc w przepaść, która się pod nimi otworzyła.

W końcu opadli oboje na poduszki. Dyszeli ciężko i trzymali się za ręce, nie chcąc tracić ze sobą fizycznego kontaktu. Megan poczuła, że ma twarz mokrą od łez. Tym razem były to jednak łzy szczęścia.

Daniel leżał obok niej, całkowicie zaspokojony. Przez wiele lat był szczęśliwym małżonkiem, ale nigdy nie doświadczył czegoś takiego. To, co zdarzyło się przed chwilą, przypominało tajfun w porównaniu z lekkim wiatrem w czasie jego małżeństwa.

– Jak ci było? – spytał. – Dobrze?

Od razu pożałował tych słów. Były niezręczne, może nawet obraźliwe i przypomniały Megan ich rzeczywistą sytuację. Może nie uważała go już za wroga, ale z pewnością nie za przyjaciela. Jej uczucia względem niego miały dwuznaczny charakter, ale właśnie przed chwilą mogli o tym zapomnieć. Teraz jednak przypomniał jej o tym.

Megan czuła, że zrobiła źle. Przed chwilą była bezsilna w ramionach Daniela. Pokazała mu, że potrafi się całkowicie zatracić. To nie był rozsądny krok. Jednak więzienie nauczyło ją panowania nad uczuciami.

– Jasne, że było dobrze – odparła. – Nie miałam mężczyzny od pięciu lat. W takiej sytuacji wystarczył byle kto, żebym straciła panowanie nad sobą.

Na szczęście nie widziała twarzy Daniela, który wyglądał tak, jakby ktoś go nagle spoliczkował.

– Pięć lat? Przecież tylko trzy spędziłaś w więzieniu.

– Plus dwa lata separacji – powiedziała. – Nie sądzisz chyba, że chciałam znaleźć sobie mężczyznę za wszelką cenę.

– A jeszcze przedtem?

Mogła nie odpowiadać. To nie była jego sprawa.

– Rzadko sypiałam z mężem – odparła. – Mieszkaliśmy razem, ale to wszystko.

Daniel nie wiedział, dlaczego poczuł coś w rodzaju ulgi. Przecież było to irracjonalne. Co za różnica, czy Megan sypiała z legalnie poślubionym mężem, czy też nie? Nawet jeśli ten okazał się łajdakiem.

– Zresztą nie potrzebowałam tego – dodała po chwili. – Zawsze uważałam, że jestem raczej zimna i nieczuła.

Wiedziała, że powinna dodać: „Teraz jednak zmieniłam zdanie”, ale te słowa jakoś nie chciały jej przejść przez gardło.

W głowie Daniela pojawiła się straszna myśl. A może ona udawała? Może odegrała przed nim prawdziwą namiętność? Jej ostatnie słowa wydawały się właśnie na to wskazywać. Wstał i przykrył się pledem. Czuł się głupio, stojąc nagi w jej obecności. Zaklął pod nosem. Poczuł się jak gwałciciel, który wykorzystał słabość swojej ofiary.

Następnego ranka pojawił się nowy list od pana Newtona. Prawnik informował Megan, że negocjacje w sprawie odszkodowania wyglądają bardzo obiecująco i w związku z tym może jej zaoferować nieco większe wsparcie. Do listu dołączony był czek na tysiąc funtów.

– Oczywiście będziesz sobie teraz mogła pozwolić na wynajęcie jakiegoś lokum – powiedział Daniel głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.

– Jasne, że tak – Megan wpadła mu w słowo. – Przykro mi, że narzucałam ci się tak długo. Teraz doskonale sobie poradzę…

Twarz Kellera przybrała wyraz wściekłości.

– Doskonale wiesz, że sobie nie poradzisz – przerwał jej. – Jest jeszcze sprawa Graingera.

Megan spojrzała na niego ze zdziwieniem.

– No dobrze, to dlaczego chcesz mnie wyrzucić? Daniel postukał się wymownie w czoło.

– Wyrzucić cię?! – powtórzył. – Przecież od początku mówiłaś, że chcesz się stąd wyprowadzić. Zresztą – dodał, widząc jej zdezorientowaną minę – tak będzie lepiej. Przepraszam, trochę mnie poniosło. Ale widzisz, nikt nie powinien nas widzieć razem… Poza tym, jeśli się przeniesiesz, nie zdarzy się nic takiego… nic takiego jak wczoraj.

Dziewczyna z trudem przełknęła ślinę.

– Rozumiem – bąknęła.

Chciał krzyknąć, że nic nie rozumie, ale wiedział, że mądrzej będzie zbyć to milczeniem. Nie spał pół nocy, ponieważ znowu obudziło się w nim pragnienie, by chociaż dotknąć Megan. Czuł, że trudno mu będzie się z nią rozstać. Dlatego chciał, żeby wyprowadziła się, zanim całkiem oszaleje. Jeszcze chwila, a nie będzie mógł bez niej żyć.

Znaleźli dla Megan niewielkie mieszkanko w kamienicy oddalonej o parę kilometrów od domu Daniela. Jej właścicielka, pani Cooper, albo nie poznała dziewczyny, albo też uznała, że nie powinna się wtrącać w nie swoje sprawy. W domu była jeszcze trójka lokatorów: jakieś małżeństwo oraz stary taksówkarz, Bert, który pojawiał się o różnych porach. Miał on trzy córki, z których każda chciała go wziąć do siebie. Bert miał jednak naturę samotnika i wolał swoje mieszkanie oraz pracę, którą zaczynał i kończył o dowolnej porze. Być może z racji podobnych usposobień od razu polubili się z Megan.

Dziewczyna po raz pierwszy od wyjścia z więzienia czuła, że udało jej się „zagubić w tłumie”. Spokój, który panował w domu, udzielał się również jej. Jedyny problem, z którym nie mogła sobie poradzić, pomijając sprawę Tommy'ego, która wisiała nad nią niczym miecz Damoklesa, to Daniel.

Czasami widziała jego twarz we śnie, a czasami na jawie. Pojawiała się zawsze wtedy, gdy myślała o przyszłości. Megan nie wiedziała, co to znaczy. Nie wiedziała wielu rzeczy. Na przykład tego, czy pozostaną wrogami. Daniel obudził w niej pożądanie. Czy to wystarczy, żeby jakoś się ze sobą pogodzić?

Po paru dniach pobytu u pani Cooper uznała, że powinna do niego zadzwonić. Po krótkiej walce wewnętrznej sięgnęła po słuchawkę, ale po wybraniu numeru usłyszała głos automatycznej sekretarki. Dopiero za trzecim razem zdecydowała się nagrać wiadomość dla Daniela.

Z niecierpliwością czekała na odpowiedź, ale nic takiego nie nastąpiło. Poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją pałką w głowę. Daniel nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Pewnie wyjechał, żeby nie musieć się z nią kontaktować.

Znowu odżyła sprawa Tommy'ego. Daniel obiecał, że się tym zajmie, ale w tej sytuacji powinna chyba zacząć działać sama. Nie wiedziała jednak, co zrobić. Musiała czekać na sygnał od Daniela.

– Daj spokój, dziewczyno – powiedział Bert, sięgając po masło. – Na pewno zadzwoni.

Jedli właśnie z Bertem śniadanie i oczywiście zagapiła się i zapomniała o maśle.

– Słucham?

Sięgnęła po dżem do tostów.

– Jestem już stary piernik – powiedział Bert. – Wydałem trzy córki za mąż i każda wyglądała tak samo, kiedy czekała na telefon od narzeczonego. Zwykle dzwonili. Jak nie ci, to inni.

– Źle to zrozumiałeś, Bert – powiedziała, czerwieniąc się. – To zupełnie inna sprawa.

– Jasne. Moje córki też mówiły, że chodzi o coś zupełnie innego.

Bert zaśmiał się rubasznie. Jednak Megan tylko pokręciła głową.

– To naprawdę coś zupełnie innego. Ten mężczyzna jest kimś w rodzaju doradcy – wyjaśniła.

Stary taksówkarz wzruszył ramionami.

– Niech będzie, skoro tak twierdzisz – powiedział. Nie wyglądał jednak na przekonanego.

Słowa Berta stanowiły dla niej szok. Nigdy wcześniej nie musiała czekać na telefon od mężczyzny. Wręcz przeciwnie, często chciała żeby kolejny amant przestał już wydzwaniać. Nawet Brian kontaktował się z nią regularnie. Czy to możliwe, żeby zachowywała się jak zakochana nastolatka?

Wkrótce jednak porzuciła te rozważania. W desperacji pojechała do szkoły Tommy'ego i zaczęła wystawać pod parkanem. Syn pojawił się dopiero trzeciego dnia, ale zauważył ją niemal natychmiast. Po chwili zaczęła się gra. Tommy starał się tak kopać piłkę, żeby móc się do niej zbliżyć. Nie uszło to jednak uwagi nauczyciela, który skarcił chłopca i kazał mu stanąć na bramce. Do końca meczu Tommy puścił pięć goli, wciąż wpatrując się rozpaczliwie w matkę. Megan zaczęła gryźć paznokcie. Żałowała tego, że tu przyszła. Było to straszne przeżycie zarówno dla niej, jak i dla chłopca.

Po powrocie do domu natknęła się w drzwiach na Berta, który właśnie wychodził.

– A mówiłem, że się pojawi – powiedział, mrugnąwszy do niej znacząco.

Nie chciała niczego tłumaczyć. Zresztą nie miała na to czasu. Wbiegła do swego mieszkania i rzuciła się Danielowi na szyję. Pewnie by się pocałowali, ale za drzwiami rozległ się głos gospodyni.

– Wstawiłam czajnik na gaz – powiedziała. – Możecie zrobić sobie herbaty.

Po chwili w półotwartych drzwiach pojawiła się głowa pani Cooper. Megan i Daniel odskoczyli od siebie, a nieco zmieszana gospodyni wycofała się niemal natychmiast.

– Gdzie byłaś? – spytał Daniel. – Czekam tu na ciebie już od paru godzin.

– Chciałam zobaczyć Tommy'ego – wyjaśniła.

– . Mogłem się tego domyślić. – Pokiwał głową. – I co, udało ci się? – spytał.

– Tak, ale widziałam go z daleka – odparła. – Stał na bramce. Nie chciałam siedzieć w domu. Myślałam, że mnie opuściłeś.

Daniel potarł policzek.

– Aha, rozumiem. Stąd to przyjęcie.

– Jesteś moją ostatnią szansą, Danielu – powiedziała z rozbrajającą szczerością. – Bez ciebie nie mam żadnej nadziei. Zrozum – tłumaczyła dalej – nie mogłam się do ciebie dodzwonić. To wyglądało tak, jakbyś wyjechał.

– Miałaś rację. Musiałem wyjechać – przyznał. – Tyle tylko, że w twojej sprawie.

Zacisnęła pięści. Mina Daniela wskazywała na to, że ma dla niej dobre wieści. Chciała je usłyszeć jak najprędzej.

– I co?! – wyrzuciła z siebie.

Usłyszeli pukanie do drzwi. To Daniel powiedział „proszę”, ponieważ w tej chwili żadne słowo nie przeszłoby jej przez gardło. Do pokoju weszła pani Cooper, niosąc przed sobą tacę z herbatą i cukrem. Musiała wcześniej rozmawiać z Bertem, ponieważ cała promieniała.

– Pomyślałam, że sama przygotuję herbatę – powiedziała. – Dajcie mi znać, dzieci, jakbyście jeszcze czegoś potrzebowali.

Daniel zapewnił ją, że to zrobią, pani Cooper raz jeszcze zerknęła na nich, uśmiechnęła się i wyszła. Jak każda starsza kobieta, miała w sobie coś ze swatki. Jednak Megan nie chciała o tym myśleć w tej chwili.

– I co? – powtórzyła spokojniej swoje pytanie.

Daniel przeszedł od razu do rzeczy.

– Odkryłem, że jedyną osobą, która skorzystała na śmierci Graingera, był jego bratanek, Jackson. To on odziedziczył większą część pieniędzy.

Megan skinęła głową.

– Pamiętam go. Straszny typ. Jeszcze gorszy od wuja. Wiem, że potrzebował pieniędzy, ponieważ Grainger często się na to skarżył. Mówił, że bratanek traktuje go jak skarbonkę albo kasę zapomogowo – pożyczkową. Chętnie by go wydziedziczył, ale był związany jakąś umową.

– Niestety, Jackson ma żelazne alibi – stwierdził Daniel. – Spędził tę noc z narzeczoną. Jej brat to potwierdził.

– Mogli złożyć fałszywe zeznania – powiedziała Megan.

– Pomyślałem o tym. Mary Aylmer mogła liczyć na to, że wyjdzie za Graingera – juniora, a jej brat mógł chcieć pieniędzy. Jednak nie było sposobu, żeby podważyć ich zeznania. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Daniel wziął szklankę z herbatą. Odsunął cukier. Kiedyś dużo słodził, ale ostatnio się od tego odzwyczajał. Wypił pierwszy łyk herbaty. Megan siedziała, patrząc na niego. Nie wiedziała, co powiedzieć.

– Kiedy się wyprowadziłaś, przejrzałem wszystkie zeznania – ciągnął. – Coś mi się przypomniało. Rok temu prowadziłem sprawę pewnego lekarza, specjalisty od chorób kręgosłupa. Właśnie wtedy ów lekarz pozwolił mi, wbrew przepisom, spojrzeć na nazwiska niektórych jego pacjentów. Leżało to w jego interesie. Musiałem to teraz dokładnie sprawdzić.

– Co to ma do rzeczy? – spytała.

– Otóż wśród jego pacjentów był niejaki John Baker – zakończył.

Megan potrząsnęła głową. W dalszym ciągu nic z tego nie rozumiała.

– Jaki to ma związek z moją sprawą?

– Brat tej dziewczyny nazywał się John Baker – oznajmił z triumfem.

– Myślałam, że Aymler – powiedziała, marszcząc czoło. – Chociaż teraz, kiedy mi o tym wspomniałeś…

Daniel nie dał jej skończyć.

– Właśnie. Noszą różne nazwiska, ponieważ Mary wyszła za mąż, a potem szybko się rozwiodła. Została jednak przy nazwisku męża, co musiało zrobić dobre wrażenie na przysięgłych. Zawsze to lepiej, jak świadkowie inaczej się nazywają – powiedział sentencjonalnie. – Nieważne. Grunt, że to ten sam człowiek i że udało mi się ich wytropić. Mieszkają na północy. Stąd moja nieobecność.

Skinęła głową.

– Rozumiem. To znaczy, że Mary Aymler nie wyszła za Jacksona Graingera.

– Właśnie – potwierdził. – To zwiększa nasze szanse. Możemy spróbować dowiedzieć się czegoś.

– Jackson musiał jej zapłacić – wtrąciła Megan. – Nie sądzę, żeby chciała mówić.

Daniel spojrzał na nią z ironią i wypił łyk herbaty. Czuł, że wykonał kawał solidnej roboty, i był z tego dumny.

– Niekoniecznie – powiedział. – Czy wiesz, co grozi za składanie fałszywych zeznań? Pani Aymler mogłaby pogrążyć siebie i brata.

Megan milczała przez chwilę. Przed nią wciąż stała nietknięta szklanka z herbatą.

– Co teraz zrobimy? – spytała.

Daniel zwlekał z odpowiedzią. Wstał i podszedł do okna. – Powiedz mi, czy widziałaś kiedyś Mary Aymler albo Johna Bakera? Pokręciła głową.

– Nie, słyszałam tylko w sądzie o ich zeznaniach, ale wydały mi się mało istotne. Przecież nie dotyczyły mnie bezpośrednio – dodała.

Daniel potarł z namysłem brodę. – Wobec tego mamy szansę. Musimy przeniknąć do ich domu. Ja nie mogę tego zrobić, ponieważ pamiętają mnie z przesłuchań.

Megan zwiesiła smutno głowę.

– Znają mnie pewnie z prasy – powiedziała. – Może nawet Jackson kiedyś mnie im pokazał. Nie pamiętam.

Wyraz namysłu, który pojawił się wcześniej na twarzy Daniela, teraz się jeszcze pogłębił.

– Jeśli pamiętają, to niedokładnie – powiedział. – Przeglądałem też twoje zdjęcia z prasy. Na każdym wyglądasz inaczej. Czy jesteś dobrą aktorką?

Megan uśmiechnęła się.

– Znakomitą. Jeśli muszę – dodała po chwili.

Загрузка...