ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Pośpiesz się, do licha! Kate dyskretnie przynagliła męża, ale w myślach obdarzyła go stekiem przekleństw. Po raz kolejny Scott opóźniał rozpoczęcie kolacji i, zamiast zaprosić gości do stołu, zabawiał ich dowcipami i przesłodzonymi komplementami. Podana wcześniej zupa zaczęła stygnąć, a tymczasem on usiłował grać rolę wspaniałego gospodarza i zaprezentować się z jak najlepszej strony. A wszystko dlatego, że wśród gości był Alex Dalton.

Podejrzliwie zmierzyła wzrokiem postawnego mężczyznę, który zajął miejsce tuż przy niej. Dostrzegła cyniczny błysk w jego spojrzeniu, kiedy Scott serwował drinki przed posiłkiem. Uznała, że ta kolacja to jedynie strata czasu, wysiłku i… pieniędzy. To skromne przyjęcie nie jest w stanie oczarować takiego bogacza jak Alex Dalton. Mimo pozornej uprzejmości jego oczy zdradzały dystans i zdawały się mówić, że za nic nie da się tego wieczora namówić na wspólny interes.

Wreszcie goście zasiedli do stołu. Kate ubiegła grzeczność Daltona, który chciał odsunąć jej krzesło, i wśliznęła się na swoje miejsce przy końcu stołu.

– Proszę się częstować – bąknęła niepewnie, spoglądając na barszcz, który po wielogodzinnym ślęczeniu w kuchni ugotowała specjalnie na życzenie męża.

– Ależ, Kate, ta zupa jest zupełnie zimna – zauważył z naganą Scott.

Kate udała zdziwienie i skosztowała letniego już barszczu.

– Tak mi przykro, kochanie – szepnęła z wdziękiem, pod którym kryła się przemożna chęć wylania Scottowi zupy za kołnierz. Wyobraziła sobie przerażenie na jego twarzy, gdyby czerwony wywar z buraków wsiąknął w jego markową koszulę od Diora, jedwabny krawat od Cardina i elegancko skrojony garnitur. Na samą myśl o upokorzeniu, jakiego doznałby mąż, w kąciku ust zaigrał jej nieuchwytny uśmiech.

– Lubię chłodny barszcz. Dopiero wtedy można w pełni rozkoszować się jego smakiem. Mmm, jest pyszny. Najlepszy, jaki dotąd piłem – stwierdził Dalton.

– Jest pan bardzo uprzejmy – pokornie odparła Kate, choć wcale nie czuła wobec niego wdzięczności za to, że w prawdziwie dyplomatyczny sposób uratował jej honor. Tak naprawdę żywiła do tęgo człowieka głęboką niechęć.

Dalton instynktownie wyczuł antypatię gospodyni. W jego błękitnych oczach rozbłysła iskra rozbawienia.

– Mam na imię Alex. I tak naprawdę niewiele osób twierdzi, że jestem uprzejmy.

W dowód uznania dla żartu Scott ostentacyjnie się roześmiał.

– Wcale mnie to nie dziwi. Ciężko z tobą ubić interes.

– Bo nie znoszę głupców – Dalton trafił w Scotta rykoszetem.

Nazbyt pewny siebie Scott zmarszczył brew.

– O, z pewnością, ale sam przyznaj, że jeśli znajdzie się ktoś sprytny, kto wie, jakiego potrzeba ci towaru, to warto się nim zainteresować.

– Musiałby to być ktoś wyjątkowy. – Dalton zmierzył chłodnym wzrokiem Kate. – Zależy jeszcze, jak dobry jest to towar.

– O tym musi pan już sam zadecydować – rzuciła pewnie Kate, choć nie miała ochoty wdawać się w dyskusję o interesach. Ta działka należała do Scotta.

– To zajmie trochę czasu – odparł Dalton z szyderczym uśmiechem.

Kate skupiła uwagę na zupie, ucinając tym samym konwersację z sąsiadem. I tak już od pięciu lat, odkąd wyszła za mąż, nieustannie zmuszała się do podobnych pogawędek i schlebiania ludziom z pieniędzmi lub władzą, o ile potrzebował ich Scott. Ich pożycie małżeńskie sprowadzało się do pasma kłopotów finansowych. Ciągle balansowali na granicy bankructwa. Pieniądze pochodzące z najmu i sprzedaży wierzytelności stanowiły miraż dostatku i bogactwa: Ale w rzeczywistości wszystkie dochody przepływały między palcami po to, żeby pokazać się w towarzystwie i zrobić wrażenie na ludziach biznesu. Kate nie znosiła tej zakłamanej gry.

Czasami też nie mogła znieść męża. Nie tolerowała jego spaczonego systemu wartości i niechęci do ojcostwa. Żałowała, że wyszła za niego za mąż. Z drugiej strony jednak, lata wspólnego życia zaowocowały swoistym przywiązaniem. Kate nie miała w sobie tyle niezłomności, żeby uwolnić się z krępujących więzów. Wciąż łudziła się nadzieją, że kiedyś Scott ocknie się i dostrzeże własne błędy. Z każdym dniem jednak, jej optymizm malał i stawał się coraz bardziej kruchy.

Teraz zaś patrzyła, jak jej mąż z wyuczonym czarem przewodzi dyskusji i popija zupę. Trzeba było przyznać, że Scott był naprawdę przystojnym mężczyzną. Gładko ogolona twarz nie zdradzała nawet śladu słabości. Ciemne, falujące włosy ułożone były według obowiązującego stylu. W zasadzie wszystko w nim było modne. Nawet sylwetka odpowiadała preferowanemu w obecnych czasach typowi wysokiego, sprężystego, atlety.

Poza tym Scott schlebiał jeszcze jednej modzie obecnych czasów – niewierności. Kate zauważyła, że Fiona Chardway zaczepia jej męża, a jego orzechowe oczy odpowiadają na flirt zachęcająco. Zaczęła się zastanawiać, czy ci dwoje już ze sobą sypiają. Nagle przeszył ją dreszcz zgrozy. Uświadomiła sobie, że mężowska zdrada nie jest już w stanie jej zranić.

– Czy Kate to zdrobnienie od Catherine?

Zaskoczona pytaniem zwróciła twarz ku Alexowi Daltonowi. Wiedziała, że przerwa w rozmowie wydłużała się nieznośnie.

– Nie. To zdrobnienie od Kathleen – odparła z wymuszonym uśmiechem. – Tak naprawdę mam na imię Mary Kathleen. Jestem z krwi i kości Irlandką, panie Dalton. Moje panieńskie nazwisko brzmi O'Malley.

Dalton skinął głową na znak zrozumienia, po czym przesunął wzrokiem po jej rudych włosach i błękitnych oczach, o jeszcze bardziej intensywnym odcieniu niż jego własne.

– Rudy i niebieski tworzą ciekawą harmonię kolorów – rzekł z leniwym uśmiechem. – Ale jeśli tym ognistym włosom towarzyszy równie ognisty temperament, to przyznaję, że doskonale go pani okiełznała. Czy byłoby to bardzo wielką nieprzyzwoitością, gdybym poprosił o dolewkę barszczu?

– Obawiam się, że resztka zupy jest już zupełnie zimna.

– Nie szkodzi. Nie przeszkadza mi to.

– Skoro pan nalega… Kate wymieniła talerze sobie i Daltonowi, a brudne naczynia odniosła do kuchni. Nalała Alexowi barszczu i przy okazji zabrała od gości resztę pustych talerzy. Można było już zacząć gotować przygotowane wcześniej warzywa. Pieczeń wołowa właśnie piekła się w piecu. Kate zaklinała niebiosa, żeby tym razem nie zwarzył się jej sos bearnaise. I tak już skompromitowała się przechłodzonym barszczem. Mimo pochlebnej uwagi Alexa Daltona o jej samokontroli, Kate czuła, że jej opanowanie jest tak kruche jak jednodniowa pokrywa lodowa na jeziorze.

Upewniła się, czy wszystko gotuje się jak należy i wróciła do jadalni. Scott właśnie napełniał kieliszki i wychwalał zalety serwowanego przezeń czerwonego wina. Grange, rocznik 1971, w cenie pięćdziesięciu dolarów za butelkę, nie było wprawdzie żadnym rarytasem, ale wszyscy wyglądali na zadowolonych i zajętych towarzyskimi rozmowami. Kate także poczuła się swobodniej.

– Pani pracuje, Mary Kathleen?

– Owszem. Na pół etatu, jako sekretarka. Nawet mi się to podoba. A poza tym dzięki pracy mam okazję wyrwać się z domu.

– Ale nie jest pani typem kobiety sukcesu, prawda?

– Nie. Nie mogę powiedzieć, że moją pasją jest pisanie na maszynie.

– Więc co jest pani pasją? – Dalton zapytał prowokacyjnie ściszonym głosem.

Westchnęła. Flirt z tym mężczyzną był ostatnią rzeczą pod słońcem, jakiej by sobie życzyła.

– Pewnie gotowanie – rzuciła bez namysłu.

– Dlaczego nie macie dzieci? Dlaczego? Kate zacisnęła zęby. Miała ochotę odszczeknąć, że Scott nie życzy sobie potomstwa ze względu na karierę podobną do tej, jaką zrobił Dalton.

– A pan ma dzieci, panie Dalton?

– Nie. Nigdy nie byłem żonaty. Trochę to dziwne, że mężczyzna z taką pozycją nigdy nie miał żony, pomyślała Kate. Ciekawość sprowokowała ją do spojrzenia mu prosto w oczy. Dalton był potężnym, solidnie zbudowanym mężczyzną o sporej wadze. Mimo iż był zamożny, najwyraźniej lekceważył ekstrawagancki powiew mody. Jego ciemnoszary garnitur miał tradycyjny krój i nadawał się raczej do biura niż na przyjęcie. Zwykła biała koszula również niczym się nie wyróżniała. Nawet krawat – chociaż gustownie dobrany – był konwencjonalny i dodawał mu powagi.

Kate pomyślała, że ubiór dla Alexa Daltona jest o tyle ważny, o ile umożliwia mu kontakt z ludźmi. Zresztą nie musiał wyróżniać się strojem. Wystarczyła jego osobowość, która stanowiła swoisty magnes, przyciągający każdego rozmówcę. Właśnie ta silna, wyrazista osobowość najbardziej ją denerwowała.

Z drugiej strony, nie miała prawa winić Daltona za niepowodzenia męża. Jedyne, co można było mu zarzucić, to chyba to, że stanowił wzór dla ślepo go naśladującego Scotta. Dalton natomiast nie musiał nikogo udawać. Ostre rysy twarzy zdradzały jego surowość i bezkompromisowość. Proste, schludnie przystrzyżone czarne włosy przyprószone były z lekka siwizną. Drobna nieregularność brwi dodawała jego spojrzeniu iście diabelskiego, drwiącego charakteru i rozwagi zarazem. Teraz Alex spoglądał rozbawionym wzrokiem na wpatrzoną weń Kate.

– Nie spieszyła się pani.

– Słucham?

– Nie spieszyła się pani, żeby wyróżnić mnie choć jednym spojrzeniem. Pani powściągliwość zaczęła mnie zastanawiać. Na zewnątrz jest pani bardzo zrównoważona, Mary Kathleen, ale założę się, że nie jest pani zimnokrwista.

– Proszę wybaczyć, jeśli byłam nietowarzyska, panie Dalton.

– Alex.

– Mam nadzieję, że nie uraziłam pana.

– Ależ skąd. Rozbawiła mnie pani.

– Rozbawiłam?

– Och, tak. Mnóstwo rzeczy potrafi dostarczyć mi radości. Czy pani lubi hazard, Mary Kathleen?

– Nie jestem wytrawnym graczem. To specjalność Scotta.

– W łóżku, czy gdzie indziej? – Dalton przeszył ją bacznym spojrzeniem, od którego aż zadrżała.

– Gra pan w golfa, panie Dalton? – zapytała, zręcznie ukrywając panikę.

– Nie. Wolę gry natury psychologicznej, a pani dostarcza mi ku temu niezwykle cennego materiału. Czy moglibyśmy posługiwać się mniej skomplikowanym scenariuszem?

Kate ściągnęła brwi, niepewna, jak interpretować te słowa.

– Czy istnieje jakikolwiek optymalny scenariusz? – zapytała przezornie.

– Moja droga, zawsze się jakiś znajdzie, jeśli w grę wchodzą pieniądze – odparł drwiąco. – Obydwoje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Kwestia polega tylko na tym, żeby ustalić reguły gry.

Kate nie była w stanie stłumić burzącego się w niej sprzeciwu.

– Myślę, że pogoń za pieniądzem przynosi więcej nieszczęść niż szczęścia. Przepraszam pana na chwilę. Muszę zobaczyć, czy nie przypaliło się mięso.

Niestety, sos bearnaise zwarzył się. Przeklinając swoje roztargnienie, Kate popędziła do lodówki po schłodzoną wodę. Szybko rozcieńczyła zawiesinę kilkoma kroplami wody. Mimo to grudki pozostały. Poczuła wszechogarniającą bezradność. Po policzku zaczęły jej płynąć łzy złości i upokorzenia. W końcu, zdesperowana, przekroiła cytrynę, wkropiła sok do sosu i z tłukącym sercem czekała na efekt. Sos był uratowany. Kate poczuła bezgraniczną ulgę. Przelała ciecz do sosjerki i odstawiła naczynie na bok.

W prawnym ruchem wyciągnęła mięso z pieca, ułożyła je na ozdobnej tacy i przystroiła warzywami. Dla uspokojenia wciągnęła kilka głębokich oddechów i pomaszerowała do jadalni. Tacę postawiła przed Scottem, który jął dziarsko wymachiwać nożem do krojenia mięsa. Tymczasem Kate rozdała gościom podgrzane wcześniej talerze. Wszystko wyglądało tak apetycznie i dymiło zachęcająco, że wróciła do równowagi.

– Mięso jest odrobinę za bardzo wypieczone, Kate – zauważył krytycznie Scott.

– Łykowate – bąknęła pod nosem.

– Mam nadzieję, że nie. Kate posłała niepewne spojrzenie Alexowi Daltonowi. On zaś odwzajemnił się jej uśmiechem.

– Wygląda wspaniale. Jest różowe i kruche. A ten aromat sosu… Aż ślinka cieknie.

– Zwarzył się – odparła tępo, nie obłaskawiona pochwałą.

– Dodała pani do niego czegoś kwaśnego?

Kate nie mogła ukryć rozbawienia. Cichy chichot po chwili przerodził się w krztuszący śmiech. Upiła łyk wina i spojrzała surowo na Alexa Daltona.

– Soku z cytryny.

– No więc chwała cytrynom. – Dalton sięgnął po talerz Kate i swój, nałożył warzywa i wylał potężny kleks sosu.

– Jedzenie najwyraźniej sprawia panu przyjemność. Alex uniósł znacząco brew i poprawił:

– Między innymi jedzenie.

– Dlaczego dotąd pan się nie ożenił?

– Poleca mi pani małżeństwo? Natychmiast spoważniała i odstąpiła od ataku.

– Ależ tak. Miałem ochotę się ożenić. – W głosie Daltona brzmiała odarta ze złudzeń kpina. Szybko jednak wynurzył się z chmury posępności i dodał ze swadą: – Może byłem zbyt zajęty zarabianiem tych przeklętych pieniędzy, które przynoszą materialne korzyści, ale nie szczęście? A może nie znalazłem odpowiedniej partnerki, z którą chciałbym dzielić resztę życia? Albo po prostu trudno mi dogodzić? Co pani na to?

– A może odpowiada panu życie wolnego ptaka? – Kate rzuciła niedbale, po czym odwróciła uwagę od Daltona i zajęła się jedzeniem. To zbyt osobiste pytanie wprowadziło ją w zakłopotanie. Nie była w stanie znaleźć odpowiedniej riposty. A poza tym nie miała najmniejszego zamiaru przyznać się temu mężczyźnie, jak bardzo ją rozczarowało własne małżeństwo.

– A może małżeństwo stwarza okazję do wyrwania się raz na jakiś czas z domowych pieleszy? Ale chyba mąż nie pilnuje pani zbyt nachalnie, prawda?

Prowokacyjny ton i niedwuznaczna sugestia oburzyły Kate.

– Powinien pan być bardziej ostrożny w wydawaniu podobnych sądów, panie Dalton – ucięła krótko.

Na twarzy Alexa pojawił się błysk irytacji.

– Dyplomatyczna szermierka łatwo może popsuć zabawę.

Mam na imię Alex. Spotykamy się jako partnerzy na gruncie towarzyskim i możemy zwracać się do siebie po imieniu.

– Czy ta kwestia była zapisana w pańskim scenariuszu, panie Dalton? Wcześniej dał mi pan do zrozumienia, że odgrywam rolę proszącego o łaskę.

Chytrze zmrużył oczy. Kate wiedziała, że słowa zaczynają wymykać się jej spod kontroli, ale przestała się już przejmować tym, co Dalton może sobie o niej pomyśleć. Sięgnęła po kieliszek z winem. Był pusty, a Scott jak zwykle był zbyt zajęty, żeby zadbać o żonę.

– Scott, mógłbyś podać karafkę? Twoja żona nie ma wina. Scott uniósł brwi w zażenowaniu.

– Kochanie! Ależ nieładnie z mojej strony, że tego nie zauważyłem.

Natychmiast podniósł się i demonstracyjnie podszedł do Kate z karafką. Chciał pokazać, jak bardzo się o nią troszczy. Dolał wina Daltonowi, podziękował mu za uwagę, a następnie napełnił kieliszki pozostałym gościom, ze śmiechem ignorując sprzeciwy. Scott zachłystywał się swoją wyszukaną gościnnością. Zapomniał jednak, że znaczną część przyjęcia finansowała ze swojej kieszeni Kate. Sączyła wino i marzyła już tylko o tym, żeby ta kolacja wreszcie dobiegła końca.

– No więc widzę, że chce pani postawić na swoim – kontynuował Dalton.

– Tak jak wszyscy – odparła beznamiętnie.

– To zależy, czy działa się z pozycji tego, kto ma siłę. – Dalton uśmiechnął się złośliwie. – Ile ma pani lat?

– Czy zawsze zadaje pan tak niedyskretne pytania? Czyżby nie wiedział pan, że kobiet nie pyta się o wiek?

– Pani nie powinna się jeszcze przejmować wiekiem. Niech zgadnę… Ma pani dwadzieścia pięć lat.

– Dwadzieścia siedem, a właściwie prawie osiem – poprawiła z nutą przygnębienia w głosie. – Czas tak szybko płynie.

– Od jak dawna jest pani mężatką?

– Od pięciu lat – odpowiedziała, a w myślach dodała: od pięciu długich, jałowych lat.

– Nie chce pani mieć dzieci? W jednej chwili wszystkie atomy frustracji wezbrały w Kate jak wzburzone morze. Przybrała teatralną maskę obojętności.

– Gdybym była bezpłodna, bardzo obraziłby mnie pan tym pytaniem. Proszę jednak przyjąć do wiadomości, że niektórzy nie chcą sobie komplikować życia dziećmi. I pan zapewne też należy do takich osób. W przeciwnym razie ożeniłby się pan.

– Ale pani ma męża – Dalton sparował cios Kate.

– Owszem. – Spojrzała na Scotta, który zabawiał Fionę Chardway zmysłową opowiastką. Kate już ją kiedyś słyszała. Scott umiał opowiadać podobne historyjki. Zawsze zawieszał głos tuż przed finałem. Fiona wybuchnęła śmiechem i w dowód uznania dla jego błyskotliwości poklepała go po ramieniu. Oto cały mój mąż, pomyślała gorzko Kate.

Potem przeniosła wzrok na Boba Chardwaya, partnera jej męża w interesach. Chciała sprawdzić, czy dostrzegł swobodne zachowanie swojej żony. Nie. Bob wdał się w ożywioną dyskusję z Jan Lister i Terrym Jessellem. Kate zapragnęła, żeby ktoś odwrócił od niej uwagę Alexa Daltona. Nie miała nastroju na kąśliwe rozmowy.

Scott podniósł wzrok i pochwycił spojrzenie żony. Odwrócił głowę w kierunku kuchni. Nadszedł czas, żeby sprzątnąć ze stołu. Kate zrozumiała niemą sugestię męża. Przeprosiła towarzystwo i zabrała się do pracy. Nie miała nic przeciwko temu, żeby to zrobić. Wreszcie będzie mogła zostać sama w kuchni.

Bez pośpiechu sprawdziła temperaturę w piecu przed włożeniem doń sufletu z pomarańcz. Potem przybrała tacę z serami najokazalszymi truskawkami i przesunęła na bok stos brudnych talerzy. Powróciła myślami do rozmowy z Daltonem.

Nawet gdyby Scott zgodził się na dziecko, Kate nie była pewna, czy chciałaby nosić w łonie jego potomka. Zaczęła się zastanawiać, kiedy tak naprawdę wygasła jej miłość do męża. Ale nie mogła sobie przypomnieć ani dnia, ani godziny. To uczucie zamierało w niej powoli, po wszystkich kłamstwach, dowodach niewierności, aroganckich odzywkach i lekceważeniu jej potrzeb. Tępa pasywność, w którą popadła Kate, była jak śmierć. Wiedziała jednak, że któregoś dnia będzie się musiała otrząsnąć z marazmu i zacząć życie od nowa. Zanim nie będzie za późno. Zanim nie stanie się robotem.

Wróciła do jadalni z tacą serów. Towarzystwo upajało się dyskusją o jachcie zakotwiczonym przy Sydney Harbour. Kate postanowiła milczeć i jedynie słuchać rzucanych od niechcenia uwag. Zauważyła, że wszyscy w wyjątkowy sposób liczą się ze zdaniem Alexa Daltona. Z tego, co słyszała od Scotta, ten człowiek mógłby sobie pozwolić na kupno niejednego luksusowego jachtu.

– Naturalnie, przyjdzie pani? – zapytał Dalton.

– Moja skóra nie toleruje ostrego słońca – na poczekaniu wymyśliła usprawiedliwienie.

– Część tarasu jest zadaszona. Proszę się nie martwić. Zadbam o panią – zapewnił.

Scott wtrącił się do rozmowy i odpowiedział za nią:

– Żona kocha wodę. Na pewno przyjdzie, Alex. Kate zamarła. Jej oczy przypominały teraz dwa sople lodu, gotowe przeszyć Scotta na wylot.

– No więc umowa stoi – Dalton rzekł z cieniem satysfakcji. Nie wszczęła sporu. Nie nadszedł jeszcze odpowiedni czas.

– Pewnie jako dziecko musiała pani cierpieć z powodu kłopotów ze skórą – niespodziewanie zagadnął Alex.

– Tak. Zawsze musiałam ją ochraniać. Któregoś razu nie dopilnowałam i w rezultacie miałam poparzenie drugiego stopnia. To była dla mnie nauczka do końca życia.

Dalton zerknął na nagie ramiona Kate. Biała suknia na ramiączkach kusząco odsłaniała ciało.

– Nie widzę blizn.

– Zniknęły. Jasna karnacja zawsze była dla mnie przekleństwem. Nie mogłam chodzić na plażę, ani nawet wykonywać pewnych prac poza domem.

– Ośmielam się zauważyć, że posłużyło to pani, bowiem rozwinęła pani inne sprawności domowe – stwierdził ironicznie. – Nie nazwałbym tego przekleństwem. Pani skóra błyszczy jak najprzedniejsza porcelana… A może nawet lepiej. Cały wieczór tłumię w sobie chęć dotknięcia pani ramion.

– Cieszę się, że się pan przed tym powstrzymał – roześmiała się. – Nie jestem figurką z porcelany, panie Dalton, ale też nie lubię się bawić w obmacywanie.

Dalton na chwilę zawiesił na Kate przenikliwe spojrzenie, po czym rzekł szeptem:

– To ciekawe, co pani powiedziała. Proszę mnie oświecić i powiedzieć, jakie zabawy pani lubi. Zaintrygowała mnie pani.

– Lubię gry w otwarte karty. Polecam je panu – warknęła, zniecierpliwiona insynuacjami.

– Och, naturalnie. Wypróbuję je na pewno, kiedy przyjdzie na to czas – odparł sarkastycznie.

Kate zorientowała się, że powinna zajrzeć, jak się piecze suflet. Zadowolona, że znalazła wykręt, popędziła do kuchni.

Suflet wyrósł znakomicie. Dumna z – siebie, wniosła go uroczyście do jadalni. Wszyscy goście pochwalili jego smak i sposób podania. Nawet Scott zdobył się na komplement.

– Kobieta, która tak dobrze gotuje, jest na wagę złota – zauważył Alex Dalton.

– Zaraz po ślubie Kate zrobiła kurs Cordon Bleu – odparł Scott. – Uwielbia gotować, prawda, kochanie?

– Tak.

– Obawiam się, że mój talent niestety nie rozwinął się w tym kierunku – westchnęła Fiona.

Kate ściągnęła usta. Założę się, że nie, pomyślała i zabrała się za pałaszowanie sufletu. Rzeczywiście, deser okazał się wyborny – ostry aromat pomarańcz rozpływał się na języku.

Pozostało tylko podanie kawy. Kate miała nadzieję, że goście nie zasiedzą się i nie przedłużą kolacji do późnej nocy. Rozmowa zeszła na temat różnych restauracji i ich specjałów. Kiedy Alex Dalton popisywał się zdolnością krasomówczą i bogatą kulinarną wiedzą, Kate przypomniała sobie, co opowiadał o nim Scott.

Dalton zaczął budować imperium finansowe od interesu na sokach owocowych. Zrobiwszy na nich spore pieniądze, wykupił udziały w sieci restauracji szybkiej obsługi w Australii, co otworzyło nowy rynek dla jego towarów. Scott miał nadzieję zainteresować Daltona urządzeniami mikrofalowymi, odświeżającymi i przywracającymi kruchość pieczywu. Był to jeden z tych niedorzecznych pomysłów, który rzekomo miał zaprowadzić Scotta do wrót fortuny. Sam fakt, że Alex Dalton przyjął zaproszenie na kolację, Kate uznała wręcz za nieporozumienie.

– Zamyśliła się pani? O czym to pani myśli? – Dalton zapytał szeptem.

Zaskoczona łagodnością jego głosu, Kate odparła tępo:

– Zastanawiałam się, dlaczego pan tutaj przyszedł? Na twarzy Alexa zagościło zdziwienie, które po chwili przerodziło się w znużony, cyniczny uśmiech.

– Pani przecież zna powód mojego przyjścia. Po prostu przyjąłem zaproszenie pani męża.

– Równie dobrze mógłby pan tego nie zrobić. – Kate wzruszyła ramionami.

– A jednak. Powiedzmy, że miałem taki kaprys.

– Czy przyjęcie na jachcie również jest pana kaprysem? Dalton na moment zamilkł. Powędrował wzrokiem w kierunku Scotta, i w jego oczach pojawiła się bezwzględność pomieszana z napięciem.

– Nie – uciął wyjaśnienia. – Postanowiłem odwzajemnić się Scottowi za jego niezwykłą gościnność.

– Rozumiem – burknęła. Pomyślała, że jej mąż będzie szalał z radości, gdy mu to powtórzy…

– Wątpię, Mary Kathleen – odparł łagodnie.

Kate posłała mu zmieszane spojrzenie, na które on odpowiedział pełnym sarkazmu uśmieszkiem. Przy okazji zauważyła, że Dalton ma bardzo zmysłowe usta.

– Ale jestem pewien – kontynuował niskim, ściszonym głosem – że do jutra osiągniemy porozumienie.

– Wątpię, panie Dalton. Dochodzenie do porozumienia byłoby dla nas obydwojga zwykłą stratą czasu. – Zwróciła wzrok na drugi koniec stołu. – Scott, mam tutaj podać kawę?

– Nie, kochanie, Dziękuję ci. Przeniesiemy się do salonu – odparł, po czym podniósł się i pomógł wstać Pionie.

Scott dał gościom sygnał do wyjścia z jadalni. Kate kolejny raz powędrowała do kuchni. Po krótkiej chwili wtoczyła wózek z dzbanami i czekoladkami i zajęła się serwowaniem kawy. Scott natomiast zaoferował gościom likiery, ale większość wolała napić się kawy.

Alex pierwszy poderwał się do wyjścia. Mimo nalegań gospodarza, żeby został i wypił jeszcze kawy, brandy, spróbował likieru lub czegokolwiek innego, Dalton pozostał nieugięcie przy swojej decyzji. Kate w milczeniu odprowadziła go do drzwi., Z całego serca pragnęła, żeby reszta gości też się już wyniosła. Na odchodnym Alex odwrócił się i ujął ją za rękę. Przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu zdawało się żądać od Kate chwili uwagi. Jednocześnie Dalton zupełnie zignorował Scotta.

– Dziękuję. Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy – dodał przyciszonym głosem, wypełnionym zmysłową intymnością.

Kate zatrzęsła się z oburzenia. Już chciała wyrwać dłoń z uścisku i cofnąć się na bezpieczną odległość, ale wtem Scott objął ją namiętnie wpół.

– Czy mówiłem ci już, że mam wspaniałą żonę?

Zazgrzytała zębami ze złości, że jej mąż jest takim hipokrytą. Scott był jedynie żałosnym pozerem. Niczym więcej.

– Zgadzam się. – Dalton drwiąco spojrzał na Scotta. – Masz wspaniałą żonę. Do jutra.

– Doskonale.

Zdegustowana Kate krytycznie spojrzała na podekscytowanego męża. Alex Dalton posłał jej pytające spojrzenie, po czym odwrócił się i odszedł.

Scott wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu.

– Słyszałaś? Zaprosił nas na jacht! Kate odwzajemniła jego uśmiech jedynie gorzkim grymasem.

– Chyba nawet więcej. Nie wiem, co on zamierza zrobić, ale na twoim miejscu byłabym jutro ostrożna.

Nagle entuzjazm na twarzy Scotta ustąpił miejsca cynicznemu spojrzeniu.

– Wiesz? Ty mu się podobasz – rzekł z pogardą. Podniosła dumnie głowę i rzuciła mężowi wyzywające spojrzenie.

– Jesteś głupcem. Na dzisiaj przedstawienie skończone. Idę spać.

– Nie mów do mnie takim tonem – ostrzegł. Kate zlekceważyła tę uwagę.

– Lepiej idź zabawiać Fionę – rzuciła przez ramię i weszła na schody, prowadzące do sypialni.

– Zazdrosna?

– O ciebie?! – Popatrzyła na niego znużonym wzrokiem. – Możesz sobie z nią romansować. Masz na to moje błogosławieństwo. Ale o tym pomówimy później. Najpierw pożegnaj się ze swoimi znajomymi.

Загрузка...