ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Wychodzi ze mnie gwałtownie, a ja się krzywię. Siada na łóżku i wrzuca zużytą prezerwatywę do kosza.

– Chodź, musimy się ubrać. To znaczy jeśli chcesz poznać moją matkę. – Uśmiecha się szeroko, zeskakuje na podłogę i wciąga dżinsy. Bez bielizny! Próbuję wstać, ale nadal jestem związana.

– Christian, nie mogę się ruszyć.

Uśmiecha się jeszcze szerzej i pochyla się, by rozwiązać krawat. Faktura tkaniny odcisnęła się na moich nadgarstkach. To jest… seksowne. Wpatruje się we mnie rozbawiony, a w jego oczach tańczy radość. Szybko całuje mnie w czoło i uśmiecha się do mnie promiennie.

– Kolejny pierwszy raz – stwierdza, ale ja nie mam pojęcia, o czym mówi.

– Nie mam tu żadnych czystych ubrań. – Ogarnia mnie nagła panika i zdając sobie sprawę, czego właśnie doświadczyłam, czuję, że ta świadomość mnie przytłacza. Jego matka! Jasny gwint! Nie mam żadnych czystych ubrań, a ona praktycznie przyłapała nas na gorącym uczynku. – Może powinnam zostać tutaj?

– O nie. Możesz włożyć coś mojego. – Sam wrzucił na grzbiet białą koszulkę i przeczesał palcami fryzurę „po seksie”. Pomimo przerażenia gubię wątek. Czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do widoku tego pięknego mężczyzny? Jego uroda zwala z nóg.

– Anastasio, mogłabyś włożyć na siebie worek, a i tak wyglądałabyś przepięknie. Nie przejmuj się, proszę. Chciałbym, żebyś poznała moją matkę. Ubierz się. Ja pójdę na dół ją uspokoić. – Zaciska usta. – Oczekuję cię w pokoju za pięć minut, inaczej przyjdę i sam cię stąd wyciągnę, bez względu na to, jak będziesz ubrana. T- shirty są w komodzie, a koszule w szafie. Bierz, co chcesz! – Przez chwilę uważnie mi się przygląda, po czym wychodzi z pokoju.

A niech to. Matka Christiana. Tego nie było w negocjacjach. Może to spotkanie ułatwi nam dopięcie tej układanki. Może pozwoli mi zrozumieć, dlaczego Christian jest taki, jaki jest… Nagle czuję, że chcę ją poznać. Podnoszę z podłogi swoją koszulę i z radością stwierdzam, że przetrwała wczorajszą noc prawie bez zagnieceń. Znajduję pod łóżkiem niebieski stanik i szybko się ubieram. Jest jednak coś, czego nienawidzę: niemożność założenia czystych majtek. Szperam w komodzie Christiana i znajduję obcisłe bokserki. Zakładam obcisłą szarą bieliznę Calvina Kleina, wciągam swoje dżinsy i conversy.

Łapiąc w locie żakiet, wpadam do łazienki i patrzę na moje rozświetlone oczy, zaróżowioną twarz i włosy! Jasny gwint… Kucyki w stylu „po seksie” też mi nie pasują. Szukam w szafce szczotki i znajduję grzebień. Musi wystarczyć. Jedynym wyjściem jest kucyk. Rozpaczam nad swoim strojem. Może powinnam skorzystać z ubraniowej oferty Christiana. Moja podświadomość kpiąco wydyma wargi. Ignoruję ją. Szamocząc się z żakietem, cieszę się, że rękawy zakrywają znamienne ślady po krawacie. Rzucam ostatnie spojrzenie w lustro. To będzie musiało wystarczyć. Udaję się do salonu.

– A oto i ona. – Christian wstaje z sofy, na której zdążył się rozsiąść.

Na jego twarzy malują się ciepło i uznanie. Siedząca obok kobieta o piaskowych włosach odwraca się i posyła mi szeroki, promienny uśmiech. Ona również wstaje. Jest nienagannie ubrana w delikatną dzianinową sukienkę w wielbłądzim kolorze i dobrane kolorystycznie buty. Wygląda zadbanie, elegancko i pięknie, a ja w środku lekko zamieram, przypominając sobie, że sama wyglądam jak nieboskie stworzenie.

– Mamo, to Anastasia Steele. Anastasio, to Grace Trevelyan-Grey.

Dr Trevelyan-Grey wyciąga do mnie rękę. T… jak Trevelyan?

– Miło panią poznać – mówi cicho. Jeśli się nie mylę, w jej głosie słychać cień zdumienia i ulgi, a w piwnych oczach dostrzegam ciepły blask. Ujmuję jej dłoń i po prostu muszę się uśmiechnąć, odwzajemniając życzliwość.

– Doktor Trevelyan-Grey – bąkam.

– Mów mi Grace. – Uśmiecha się, a Christian marszczy brwi.

– Zwykle jestem doktor Trevelyan, a pani Grey to moja teściowa. – Puszcza do mnie oko. – Więc jak się poznaliście? – Spogląda pytająco na Christiana, nie kryjąc ciekawości.

– Anastasia przeprowadzała ze mną wywiad dla gazety studenckiej WSU, ponieważ w tym tygodniu będę tam wręczał dyplomy.

Kuźwa do kwadratu. Zupełnie o tym zapomniałam.

– A więc kończy pani studia? – pyta Grace.

– Tak.

Dzwoni moja komórka. Założę się, że to Kate.

– Przepraszam. – Telefon jest w kuchni. Odchodzę i pochylam się nad barem śniadaniowym, nie sprawdzając numeru.

– Kate.

Dios mio! Ana! – Jasny gwint, to Jose. W jego głosie słychać desperację. – Gdzie jesteś? Próbowałem się z tobą skontaktować. Muszę się z tobą zobaczyć i przeprosić za swoje piątkowe zachowanie. Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?

– Słuchaj, Jose, to nie jest odpowiedni moment. – Zerkam z obawą na Christiana, który intensywnie się we mnie wpatruje, ze spokojem na twarzy szepcząc coś do swojej matki. Odwracam się do niego plecami.

– Gdzie jesteś? Kate odpowiada tak wymijająco – skomle.

– W Seattle.

– Co robisz w Seattle? Jesteś z nim?

– Jose, zadzwonię później. Nie mogę teraz z tobą rozmawiać.

– Rozłączam się.

Wracam nonszalancko do Christiana i jego rozgadanej matki.

– …i Elliot zadzwonił powiedzieć, że jesteś. Nie widziałam cię przez dwa tygodnie, kochany.

– Dzwonił, tak? – szemrze Christian, wpatrując się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Pomyślałam, że moglibyśmy zjeść razem lunch, ale widzę, że masz inne plany, a ja nie chcę burzyć ci dnia. – Podnosi długi kremowy płaszcz i odwraca się do Christiana, nadstawiając policzek. On całuje ją szybko, czule. Ona go nie dotyka.

– Muszę zawieźć Anastasię z powrotem do Portland.

– Oczywiście, kochanie. Anastasio, miło mi było cię poznać. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. – Z błyskiem w oku wyciąga do mnie dłoń i żegnamy się.

Taylor pojawia się… skąd?

– Pani Grey? – pyta.

– Dziękuję, Taylor. – Wyprowadza ją przez dwuskrzydłowe drzwi do holu. Taylor był tu przez cały czas? Od jak dawna tu jest? Gdzie był do tej pory?

Christian rzuca mi gniewne spojrzenie.

– A więc fotograf dzwonił.

Cholera.

– Tak.

– Czego chciał?

– Tylko przeprosić, no wiesz, za piątek.

Christian mruży oczy.

– Rozumiem – mówi tylko.

Ponownie pojawia się Taylor.

– Panie Grey, jest problem z transportem do Darfuru.

– Charlie Tango z powrotem na Boeing Field?

– Tak, proszę pana.

Taylor kiwa głową w moją stronę.

– Panno Steele.

Uśmiecham się do niego nieśmiało, a on odwraca się i wychodzi.

– Czy on tu mieszka? Taylor?

– Tak – odpowiada Christian zdawkowo. O co mu chodzi?

Idzie do kuchni, sięga po BlackBerry i przegląda jakieś mejle, w każdym razie coś, co wygląda na mejle. Z zaciśniętymi ustami wykonuje telefon.

– Ros, co to za problem? – rzuca. Słucha, patrząc na mnie badawczo szarymi oczami, kiedy tak stoję pośrodku wielkiego pokoju, zastanawiając się, co ze sobą zrobić, czując się niezwykle niezręcznie i nie na miejscu. – Nie będę narażał żadnej z załóg. Nie, odwołaj… Zamiast tego zrzucimy z powietrza… Dobrze. – rozłącza się. Ciepło w jego oczach zniknęło. Wygląda złowrogo i po jednym zerknięciu na mnie udaje się do gabinetu i wraca chwilę później. – To jest kontrakt. Przeczytaj go i omówimy go w przyszły weekend. Sugeruję, żebyś poszperała trochę, żeby wiedzieć, z czym to się wiąże. – Tu robi pauzę. – To znaczy jeśli się zgodzisz, a ja mam wielką nadzieję, że tak. – Kiwa głową, a jego ton staje się łagodniejszy, zatroskany.

– Poszperać?

– Zdziwisz się, co można znaleźć w Internecie – wyjaśnia.

Internet! Nie mam dostępu do komputera, jedynie do laptopa Kate, a nie mogę użyć komputera u Claytona, na pewno nie do takiego „szperania”.

– O co chodzi? – pyta, przechylając głowę.

– Nie mam komputera. Może Kate mi użyczy laptopa.

Podaje mi szarą kopertę.

– Na pewno mogę ci jakiś… eee… pożyczyć. Weź rzeczy, to zawiozę cię do Portland, a po drodze zjemy jakiś lunch. Muszę się przebrać.

– Tylko zadzwonię – mówię cicho. Chcę usłyszeć głos Kate. On marszczy brwi.

– Fotograf? – Ma zaciśnięte usta, a oczy mu płoną. – Nie lubię się dzielić, panno Steele. Pamiętaj o tym. – Jego cichy, chłodny ton brzmi ostrzegawczo i posyłając mi długie, chłodne spojrzenie, Christian wychodzi z pokoju.

Rany boskie. Chciałam tylko zadzwonić do Kate. Chcę za nim krzyknąć, ale jego nagła rezerwa mnie sparaliżowała. Co się stało z tym szczodrym, zrelaksowanym, uśmiechniętym człowiekiem, który kochał się ze mną niespełna pół godziny temu?

– Gotowa? – pyta Christian i stajemy przed drzwiami do holu.

Kiwam niepewnie głową. Ponownie przyjął swoją chłodną, uprzejmą, spiętą postawę, jego maska powróciła i jest wyraźnie widoczna. Ma ze sobą skórzaną torbę na ramię. Po co mu ona? Może zostaje w Portland? I wtedy przypominam sobie o uroczystości zakończenia studiów. No tak… Będzie tam w czwartek. Włożył czarną skórzaną kurtkę. W tym stroju z pewnością nie wygląda na multimilionera, miliardera czy innego „era”. Wygląda jak chłopak z szemranej dzielnicy, może niegrzeczny rockman albo model z wybiegu. Wzdycham, żałując, że nie mam choćby jednej dziesiątej jego pewności siebie. Jest taki spokojny i opanowany. Marszczę czoło na wspomnienie jego wybuchu w odniesieniu do Jose… No cóż, przynajmniej wygląda na spokojnego i opanowanego.

– A więc do jutra – rzuca Christian do Taylora, który w odpowiedzi kiwa głową.

– Tak, proszę pana. Który samochód pan bierze?

Zerka na mnie.

– R8.

– Bezpiecznej podróży, panie Grey. Panno Steele. – Taylor patrzy na mnie uprzejmie, ale w jego oczach dostrzegam cień współczucia.

Niewątpliwie myśli, że uległam podejrzanym seksualnym zwyczajom pana Greya. Jeszcze nie, dopiero jego wyjątkowym zwyczajom, no chyba że dla wszystkich seks tak wygląda. Na myśl o tym marszczę czoło. Nie mam porównania, a nie mogę zapytać Kate. Tę kwestię będę musiała poruszyć z Christianem. To naturalne, że powinnam z kimś porozmawiać – a nie mogę porozmawiać z nim, skoro raz jest taki otwarty, a za chwilę zupełnie nieprzystępny.

Taylor otwiera nam drzwi i prowadzi na zewnątrz. Christian przywołuje windę.

– O co chodzi, Anastasio? – Skąd wie, że przetrawiam coś w myślach? Unosi moją brodę. – Przestań przygryzać wargę, inaczej przelecę cię w windzie bez względu na to, kto z nami wsiądzie.

Czerwienię się, ale dostrzegam uśmiech w kąciku jego ust, nareszcie jego humor wydaje się zmieniać.

– Christian, mam problem.

– Tak? – Poświęca mi uwagę bez reszty.

Przyjeżdża winda. Wsiadamy i Christian naciska przycisk oznaczony literką P.

– Więc tak. – Czerwienię się. Jak to powiedzieć? – Muszę porozmawiać z Kate. Mam tyle pytań na temat seksu, a ty jesteś taki zajęty. Jeśli chcesz, żebym robiła wszystkie te rzeczy, skąd mam wiedzieć… – Urywam, szukając odpowiednich słów. – Po prostu nie mam żadnego punktu odniesienia.

Przewraca oczami.

– Porozmawiaj z nią, jeśli musisz. – Chyba się zirytował. – Ale upewnij się, że nie wspomni o niczym Elliotowi.

Oburzam się, słysząc taką insynuację. Kate nie jest taka.

– Nie zrobiłaby tego, a ja nie powtórzyłabym tobie nic, co ona mówi o Elliocie. Gdyby mi, oczywiście, cokolwiek powiedziała – dodaję szybko.

– Cóż, różnica polega na tym, że ja o jego życiu seksualnym nie chcę nic wiedzieć. Elliot to ciekawski drań. Ale tylko o tym, co robiliśmy do tej pory – ostrzega. – Prawdopodobnie wyrwałaby mi jaja, gdyby wiedziała, co chcę z tobą zrobić – dodaje tak łagodnie, że nie jestem pewna, czy powinnam to słyszeć.

– W porządku. – Zgadzam się od razu, uśmiechając się do niego z ulgą. Wizja Kate z jajami Christiana nie wydaje mi się kusząca.

Lekko wykrzywia usta i potrząsa głową.

– Im szybciej będę miał twoje posłuszeństwo, tym lepiej, i skończymy wtedy z tym wszystkim – mruczy.

– Skończymy z czym?

– Z twoim sprzeciwianiem się mnie. – Chwyta mnie za brodę i składa na moich ustach delikatny, słodki pocałunek dokładnie w momencie, gdy drzwi windy się rozsuwają. Za rękę prowadzi mnie do podziemnego garażu.

Ja mu się sprzeciwiam… jak?

Obok windy widzę czarne audi z napędem na cztery koła, ale to stylowy, sportowy wóz wydaje dźwięk i mruga światłami, gdy Christian kieruje w jego stronę pilota. To jeden z tych samochodów, na których masce powinna leżeć długonoga blondynka przepasana jedynie szarfą.

– Ładny samochód – rzucam oschle.

Zerka na mnie i uśmiecha się szeroko.

– Wiem – odpowiada i na ułamek sekundy powraca słodki, młody, beztroski Christian. Robi mi się cieplej na sercu. Jest tak podekscytowany. Ach, chłopcy i ich zabawki. Przewracam oczami, ale nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Otwiera przede mną drzwi, a ja wsiadam do środka. Uuu… jak nisko. Obchodzi samochód ze swobodnym wdziękiem i elegancko sadza swe długie ciało obok mnie. Jak on to robi?

– Jaki to samochód?

– Audi R8 Spyder. Jest piękny dzień, więc możemy opuścić dach. Tam jest bejsbolówka, a właściwie powinny być dwie. – Wskazuje na schowek. – I okulary przeciwsłoneczne, jeśli chcesz.

Przekręca kluczyk i słyszę warkot silnika. Christian kładzie torbę za naszymi siedzeniami, naciska przycisk i dach powoli się składa. Po jednym kliknięciu otacza nas głos Bruce’a Springsteena.

– Nie można nie kochać Bruce’a – szczerzy się do mnie, po czym wyjeżdża z miejsca parkingowego i w górę po rampie, gdzie zatrzymuje się przed szlabanem.

Wyjeżdżamy na ulice Seattle w jasny, majowy poranek. Sięgam do schowka i wyjmuję czapki. Mariners. Lubi baseball? Podaję mu czapkę, a on ją zakłada. Przekładam swój kucyk przez otwór z tyłu i opuszczam nisko daszek.

Ludzie gapią się na nas, gdy przejeżdżamy ulicami. Przez chwilę myślę, że na niego… A potem paranoiczna część mnie myśli, że na mnie, ponieważ wiedzą, co robiłam przez ostatnie dwanaście godzin, ale w końcu zdaję sobie sprawę, że patrzą na samochód. Christian chyba tego nie zauważa, pogrążony w myślach.

Ruch jest niewielki i wkrótce docieramy do autostrady I-5, prowadzącej na południe, a wiatr omiata nam głowy. Bruce śpiewa o rozpaleniu i podnieceniu. Jak trafnie! Czerwienię się, słuchając słów piosenki. Christian zerka na mnie. Ma na nosie ray-bany, więc nie mogę nic wyczytać z jego oczu. Jego usta drgają minimalnie. Kładzie rękę na moim kolanie, lekko je ściskając.

– Głodna?

No, na jedzenie akurat nie mam ochoty.

– Niespecjalnie.

Zaciska usta w cienką linię.

– Musisz jeść, Anastasio – beszta mnie. – Znam świetne miejsce niedaleko Olimpii. Tam się zatrzymamy. – Znów ściska moje kolano, a potem kładzie rękę z powrotem na kierownicy i dociska gaz. Wdusza mnie w fotel. Rany, ależ ten samochód sunie.

Restauracja jest mała i kameralna, właściwie to drewniana chata w środku lasu. Wystrój jest rustykalny: krzesła każde z innej parafii i stoły pokryte kraciastymi obrusami z polnymi kwiatami w wazonach. Cuisine Sauvage [5] – głosi napis nad wejściem.

– Dawno tu nie byłem. Nie ma tu wielkiego wyboru, przyrządzają to, co złapali albo zebrali. – Unosi brwi, udając przerażenie, a ja muszę się zaśmiać. Kelnerka przyjmuje zamówienie na napoje. Czerwieni się, widząc Christiana. Unika kontaktu wzrokowego z nim, chowając się pod długą, jasną grzywką. Podoba jej się! Więc nie tylko mnie!

– Dwa kieliszki Pinot Grigio – mówi Christian tonem znawcy.

Wydymam wargi zirytowana.

– Co? – rzuca.

– Poproszę dietetyczną colę – szepczę.

Mruży szare oczy i potrząsa głową.

– Pinot Grigio, które tu podają, to dobre wino i będzie pasowało do posiłku, cokolwiek dostaniemy – tłumaczy cierpliwie.

– Cokolwiek dostaniemy?

– Tak. – Uśmiecha się, przechylając głowę, a mój żołądek wykonuje salto. Nie mogę nie odwzajemnić tak wspaniałego uśmiechu. – Spodobałaś się mojej matce – dorzuca chłodno.

– Naprawdę? – Czerwienię się pod wpływem jego słów.

– O tak. Zawsze myślała, że jestem gejem.

Otwieram usta ze zdziwienia i przypominam sobie to pytanie z wywiadu. Och, nie.

– Dlaczego myślała, że jesteś gejem? – pytam cicho.

– Ponieważ nigdy nie widziała mnie z dziewczyną.

– Och… z żadną z tych piętnastu?

Uśmiecha się.

– Zapamiętałaś. Nie, z żadną z piętnastu.

– Och.

– Wiesz, Anastasio, dla mnie to też był weekend pierwszych razów.

– Tak?

– Nigdy z nikim nie spałem, nigdy nie uprawiałem seksu w swoim łóżku, nigdy nie zabrałem dziewczyny do Charliego Tango, nigdy nie przedstawiłem kobiety mojej matce. Co ty ze mną robisz?

– Jego oczy płoną, zaś intensywność ich spojrzenia zapiera mi dech w piersiach.

Kelnerka wraca z kieliszkami wina, a ja od razu upijam łyk. Czy on się otwiera, czy jedynie dzieli się zwykłym spostrzeżeniem?

– Naprawdę dobrze się bawiłam w ten weekend – mówię cicho.

– Przestań przygryzać tę wargę – warczy. – Ja też – dodaje.

– Co to jest waniliowy seks? – pytam, żeby tylko nie skupiać się na tym intensywnym, palącym, seksownym spojrzeniu, którym mnie obdarza. Śmieje się.

– Czysty seks, Anastasio. Żadnych zabawek ani dodatków. – Wzrusza ramionami. – No wiesz… a właściwie nie wiesz, ale to jest właśnie to.

– Och. – Myślałam, że nasz seks był czekoladowy z sosem karmelowym i wisienką na wierzchu. Ale co ja tam mogę wiedzieć.

Kelnerka przynosi nam zupę i oboje wpatrujemy się w nią podejrzliwie.

– Zupa z pokrzyw – informuje nas, po czym odwraca się gwałtownie i wraca do kuchni. Chyba nie podoba jej się, że Christian ją ignoruje. Niepewnie próbuję zupy. Jest pyszna. Dokładnie w tym samym momencie oboje z Christianem spoglądamy na siebie z ulgą. Chichoczę, a on przekrzywia głowę.

– To piękny dźwięk – mruczy.

– Dlaczego wcześniej nie uprawiałeś waniliowego seksu? Czy zawsze robiłeś… eee, to co robisz? – pytam zaintrygowana.

Wolno kiwa głową.

– Tak jakby – mówi ostrożnie. Przez chwilę marszczy brwi i zdaje się prowadzić jakąś wewnętrzną walkę. Wreszcie patrzy na mnie, podjąwszy decyzję. – Jedna z koleżanek mojej matki uwiodła mnie, gdy miałem piętnaście lat.

– Och. – Cholera, wcześnie!

– Miała bardzo szczególne upodobania. Byłem jej uległym przez sześć lat. – Wzrusza ramionami.

– Och. – To wyznanie mnie sparaliżowało.

– Tak więc wiem, z czym się to wiąże, Anastasio. – W jego oczach maluje się zrozumienie.

Patrzę na niego, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Nawet moja podświadomość milczy.

– Moje pierwsze spotkanie z seksem trudno uznać za przeciętne.

Zwycięża ciekawość.

– Nie spotykałeś się z nikim w college’u?

– Nie. – Kręci głową, podkreślając to jedno słowo.

Na chwilę naszą rozmowę przerywa kelnerka, która przyszła po talerze.

– Dlaczego? – pytam, kiedy zostajemy sami.

Christian uśmiecha się sardonicznie.

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

– Tak.

– Nie miałem ochoty. Ona była wszystkim, czego pragnąłem, czego potrzebowałem. Poza tym sprałaby mnie za coś takiego na kwaśne jabłko. – Uśmiecha się ciepło na to wspomnienie.

Ooch, to zdecydowanie zbyt dużo informacji – ale chcę więcej.

– Skoro to była koleżanka twojej matki, ile miała wtedy lat?

Uśmiecha się znacząco.

– Wystarczająco dużo, aby mieć więcej rozumu.

– Nadal się z nią spotykasz?

– Tak.

– Czy wy nadal… eee… – Oblewam się rumieńcem.

– Nie. – Kręci głową i obdarza mnie pobłażliwym uśmiechem. – Przyjaźnimy się.

– Och. Twoja matka wie?

Jego spojrzenie mówi: zwariowałaś?

– Oczywiście, że nie.

Kelnerka wraca z sarniną, ale ja nie mam już apetytu. Cóż za rewelacja. Christian uległym… W mordę jeża. Pociągam spory łyk Pinot Grigio – oczywiście ma rację, wino jest przepyszne. Jezu, teraz to dopiero mam o czym myśleć. Potrzebuję czasu, aby to wszystko przetrawić, czasu na osobności, a nie kiedy rozprasza mnie jego obecność. To samiec alfa, niezwykle dominujący, a teraz do naszego równania dorzucił jeszcze to. Wie, co to znaczy uległość.

– Ale to nie był stały układ? – W głowie mam mętlik.

– Był, chociaż nie spotykaliśmy się codziennie. Było… trudno. W końcu chodziłem jeszcze do szkoły, a potem do college’u. Jedz, Anastasio.

– Naprawdę nie jestem głodna, Christianie. – Niedobrze mi od twoich rewelacji.

Zaciska usta.

– Jedz – rzuca cicho, zbyt cicho.

Patrzę na niego. W głosie tego mężczyzny, wykorzystywanego seksualnie w wieku młodzieńczym, słychać teraz groźbę.

– Za chwilkę – mamroczę.

On mruga kilka razy.

– W porządku – odpowiada i zabiera się za swoje danie.

Tak właśnie będzie, jeśli podpiszę umowę: nieustanne wydawanie poleceń. Marszczę brwi. Rzeczywiście tego chcę? Sięgam po sztućce i z wahaniem kroję kawałek mięsa. Jest bardzo smaczne.

– Czy tak będzie wyglądać nasz… eee… związek? – pytam szeptem. – Ciągłe rozkazy? – Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy.

– Tak – odpowiada cicho.

– Rozumiem.

– Co więcej, będziesz tego chciała – dodaje.

Szczerze wątpię. Odkrawam kolejny kawałek sarniny i podnoszę widelec do ust.

– To ważny krok – mówię, a potem jem.

– Zgadza się. – Na chwilę zamyka oczy. Kiedy je otwiera, maluje się w nich powaga. – Anastasio, musisz postąpić tak, jak ci każe instynkt. Poszperaj w Internecie, przeczytaj umowę; chętnie omówię z tobą każdy jej aspekt. Gdybyś chciała porozmawiać przed piątkiem, będę w Portland. Zadzwoń do mnie, może uda nam się zjeść razem kolację, powiedzmy… w środę? Naprawdę chcę, aby to wypaliło. Prawda jest taka, że nigdy niczego nie pragnąłem aż tak bardzo.

W jego oczach widać szczerość i pragnienie. I tego właśnie nie potrafię zrozumieć. Dlaczego ja? Czemu nie jedna z tej piętnastki? O nie… Ja też stanę się numerem? Szesnastym z wielu?

– Co się stało z tamtymi piętnastoma? – wyrzucam z siebie.

Unosi ze zdziwieniem brwi, po czym zrezygnowany kręci głową.

– Różne rzeczy, ale sprowadza się to do… – urywa, jakby szukał w myślach odpowiedniego słowa. -…niedopasowania. – Wzrusza ramionami.

– I uważasz, że ja będę do ciebie pasować?

– Tak.

– Więc nie spotykasz się już z żadną z nich?

– Nie, Anastasio. Jestem monogamistą.

Och… a to nowina.

– Rozumiem.

– Poszperaj w necie, Anastasio.

Odkładam sztućce. Więcej nie dam rady zjeść.

– To wszystko? Tyle tylko zamierzasz zjeść?

Kiwam głową. Christian robi gniewną minę, ale nic nie mówi. Oddycham z ulgą. Żołądek skręca mi się od tych wszystkich nowin, a od wina trochę kręci mi się w głowie. Patrzę, jak zjada swoją porcję. Ależ on ma apetyt. Sporo musi ćwiczyć, aby mieć taką fantastyczną sylwetkę. Oczami wyobraźni widzę, jak spodnie od piżamy zwisają mu z bioder. Strasznie mnie ta wizja rozprasza. Poprawiam się na krześle. Christian podnosi na mnie wzrok, a ja oblewam się rumieńcem.

– Oddałbym wszystko, aby się dowiedzieć, o czym teraz myślisz – mruczy.

Moje policzki robią się jeszcze bardziej czerwone, a on uśmiecha się szelmowsko.

– Cieszę się, że nie potrafisz czytać mi w myślach.

– W myślach nie, Anastasio, ale ciało… Cóż, udało mi się je poznać całkiem dobrze – mówi znacząco. Jak on to robi, że tak szybko przeskakuje z jednego nastroju w drugi? Jest taki zmienny… Trudno dotrzymać mu kroku.

Gestem przywołuje kelnerkę i prosi o rachunek. Uregulowawszy go, wstaje i wyciąga rękę.

– Chodź.

Prowadzi mnie do samochodu. Ten kontakt, ciało przy ciele, jest taki nieoczekiwany, taki normalny, pełen zażyłości. Jakoś trudno mi pogodzić zwyczajny, czuły gest z tym, co Christian chce robić w tamtym pokoju… Czerwonym Pokoju Bólu.

Milczymy w drodze z Olympii do Vancouver, każde zatopione w swoich myślach. Kiedy zatrzymujemy się pod moim mieszkaniem, jest już piąta. W oknach pali się światło, a więc Kate jest w domu. Na pewno się pakuje, chyba że towarzyszy jej jeszcze Elliot. Christian gasi silnik i dociera do mnie, że będę się musiała z nim rozstać.

– Masz ochotę wejść? – pytam. Nie chcę, aby odjeżdżał. Nie chcę się jeszcze rozstawać.

– Nie. Mam sporo pracy. – Patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

A ja wbijam wzrok w splecione palce. Nagle robi mi się smutno. Christian mnie opuszcza. Ujmuje teraz moją dłoń i powoli unosi do ust, po czym czule całuje. To taki staromodny, słodki gest. Serce podchodzi mi do gardła.

– Dziękuję ci za ten weekend, Anastasio. Było… fantastycznie. Środa? Przyjadę po ciebie do pracy czy gdzie tylko chcesz, dobrze? – pyta miękko.

– Środa – odpowiadam szeptem.

Jeszcze jeden pocałunek w dłoń, którą następnie odkłada na moje kolana. Wysiada z samochodu, by otworzyć mi drzwi. Dlaczego nagle czuję się taka osamotniona? W gardle tworzy mi się gula. Nie mogę pozwolić, aby widział mnie w takim stanie. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem wysiadam z auta i ruszam w stronę schodków, wiedząc, że muszę stanąć twarzą w twarz z Kate. Boję się tego. W połowie drogi odwracam się. Głowa do góry, Steele.

– Och… a tak przy okazji, mam na sobie twoją bieliznę. – Uśmiecham się i na potwierdzenie swoich słów pociągam za gumkę bokserek. Christianowi opada szczęka. Cóż za reakcja! Od razu poprawia mi się humor. Wolnym krokiem podchodzę do drzwi, choć w głębi duszy mam ochotę skakać i wyrzucać w górę zaciśniętą dłoń. TAK! Moja wewnętrzna bogini się raduje.

Kate w salonie pakuje właśnie książki do skrzynek.

– Wróciłaś. Gdzie Christian? Jak się czujesz?

Nie mam szans się nawet przywitać, a już niespokojnie podchodzi do mnie, chwyta za ramiona i lustruje moją twarz. Cholera… Muszę się teraz zmierzyć z nieustępliwością Kate, a przecież podpisałam dokument zakazujący mi rozmów. Czarno to widzę.

– No i jak było? Nie mogłam przestać o tobie myśleć, oczywiście jak Elliot już sobie poszedł. – Uśmiecha się figlarnie.

Ja też się uśmiecham, ale nagle czuję się onieśmielona. Policzki mi czerwienieją. To sprawy prywatne. Świadomość tego, co Christian ma do ukrycia. Ale muszę jej coś powiedzieć, cokolwiek, w przeciwnym razie nie da mi spokoju.

– Było dobrze, Kate. Chyba nawet bardzo – mówię cicho, starając się powstrzymać zdradliwy uśmiech.

– Chyba?

– Nie mam przecież porównania, prawda? – Wzruszam ramionami ze skruchą.

– Miałaś orgazm?

Ożeż ty. Jest taka bezpośrednia. Oblewam się krwistym rumieńcem.

– Tak – bąkam.

Kate pociąga mnie w stronę sofy i siadamy. Ujmuje moje dłonie.

– To fantastycznie. – Patrzy na mnie z niedowierzaniem. – To był twój pierwszy raz. Ten Christian naprawdę musi być dobry w te klocki.

Och, Kate, gdybyś tylko wiedziała.

– Mój pierwszy raz był okropny – kontynuuje, robiąc tragikomiczną minę.

– Och? – O tym akurat nigdy mi nie opowiadała.

– Tak, Steve Paton. Liceum, sportowiec idiota. – Wzdryga się. – Strasznie niedelikatny. A ja nie byłam gotowa. Oboje mieliśmy nieźle w czubie. No wiesz, typowa katastrofa nastolatków po szkolnym balu. Dopiero po kilku miesiącach zdecydowałam się spróbować jeszcze raz. Naturalnie nie z tym palantem. Byłam za młoda. Dobrze zrobiłaś, że zaczekałaś.

– Kate, to okropne.

– Aha, minął prawie rok, nim przeżyłam pierwszy orgazm podczas penetracji, a ty? Proszę bardzo… pierwszy raz?

Nieśmiało kiwam głową. Moja wewnętrzna bogini siedzi w pozycji kwiatu lotosu i uśmiecha się przebiegle, mocno z siebie zadowolona.

– Cieszę się, że straciłaś dziewictwo z kimś, kto odróżnia kciuk od łokcia. – Mruga do mnie. – No to kiedy znowu się spotykacie?

– W środę. Idziemy na kolację.

– Więc nadal ci się podoba?

– Tak. Ale nie wiem, co będzie z… przyszłością.

– Jak to?

– To skomplikowane, Kate. No wiesz, zamieszkujemy zupełnie różne światy. – Doskonała wymówka. Wiarygodna. Znacznie lepsza niż: „On ma Czerwony Pokój Bólu i chce ze mnie zrobić seksualną niewolnicę”.

– Och, błagam, nie patrz na pieniądze, Ana. Elliot mówił, że jego brat nie ma w zwyczaju się z nikim spotykać.

– Naprawdę? – Głos mam wyższy o oktawę.

„To zbyt oczywiste, Steele!” – podświadomość piorunuje mnie wzrokiem i grozi chudym palcem, a następnie przekształca się w wagę sprawiedliwości, żeby mi przypomnieć, że Christian może mnie podać do sądu, jeśli zbyt wiele wyjawię. Ha… i co zrobi, zabierze mi wszystkie pieniądze? Muszę pamiętać, aby wpisać w Google „kary za niedotrzymanie warunków umowy o zachowaniu poufności”, kiedy już będę szperać w necie w poszukiwaniu innych informacji. Zupełnie jakbym dostała pracę domową. Może będą i oceny. Rumienię się, przypominając sobie szóstkę za poranny eksperyment w wannie.

– Ana, o co chodzi?

– Przypomniało mi się po prostu coś, co powiedział Christian.

– Wyglądasz inaczej – mówi z czułością Kate.

– Czuję się inaczej. Jestem obolała – wyznaję.

– Obolała?

– Trochę? – Kolejny rumieniec.

– Ja też. Faceci – prycha z udawaną odrazą. – To zwierzęta.

Obie wybuchamy śmiechem.

– Boli cię? – wykrzykuję.

– Tak… zbyt częste użytkowanie.

Chichoczę.

– Opowiedz mi o zbyt często cię użytkującym Elliocie – mówię, kiedy przestaję się śmiać. Och, czuję się zrelaksowana po raz pierwszy, odkąd stałam w tamtej kolejce w barze… odkąd wykonałam telefon, który wszystko zmienił, odkąd przestałam podziwiać pana Greya z daleka. Szczęśliwe, nieskomplikowane czasy.

Kate się rumieni. A niech mnie. Katherine Agnes Kavanagh zamienia się w Anastasię Rose Steele. Patrzy na mnie rozanielonym wzrokiem. Nigdy dotąd nie widziałam u niej takiej reakcji na mężczyznę. Opada mi szczęka. Kim jesteś i co zrobiłeś z moją Kate?

– Och, Ana – zachłystuje się. – On jest taki… No w ogóle… A kiedy my… och… no naprawdę… – Fatalnie, nie potrafi sklecić jednego porządnego zdania.

– Chyba próbujesz mi powiedzieć, że go lubisz.

Kiwa głową, szczerząc się jak wariatka.

– I spotykam się z nim w sobotę. Pomoże nam w przeprowadzce. – Klaszcze w dłonie, zrywa się z sofy i tanecznym krokiem podchodzi do okna.

Przeprowadzka. Jasny gwint, zupełnie o niej zapomniałam.

– To miłe z jego strony – przyznaję. Będę go miała okazję lepiej poznać. Może dzięki niemu choć trochę zrozumiem jego dziwnego, niepokoj ącego brata.

– No więc co robiliście wczoraj wieczorem? – pytam.

Przechyla głowę i unosi brwi, posyłając mi spojrzenie w stylu „a jak myślisz, głupia?”.

– Mniej więcej to, co wy, tyle że najpierw zjedliśmy kolację.

– Uśmiecha się szeroko. – Naprawdę wszystko w porządku? Sprawiasz wrażenie przytłoczonej.

– Bo tak się czuję. Christian jest bardzo absorbujący.

– Taa, zdążyłam zauważyć. Ale był dla ciebie dobry?

– Tak – uspokajam ją. – Jestem głodna jak wilk, mam coś ugotować?

Kate kiwa głową i podnosi dwie kolejne książki do spakowania.

– Co chcesz zrobić z tymi książkami za czternaście patyków?

– pyta.

– Zwrócić mu.

– Poważnie?

– Przesadził z tym prezentem. Nie mogę ich przyjąć, zwłaszcza teraz. – Uśmiecham się do Kate, a ona kiwa głową.

– Rozumiem. Przyszło do ciebie parę listów, no i wydzwania Jose. Chyba jest zdesperowany.

– Zadzwonię do niego – rzucam wymijająco. Jeśli powiem Kate o Jose, zrobi z niego kotlet mielony. Biorę ze stołu listy i otwieram je. – Hej, mam rozmowy w sprawie stażu! Za tydzień w Seattle!

– W którym wydawnictwie?

– W obu!

– Mówiłam ci, że z twoją średnią wszystkie drzwi będą stały otworem, Ana.

Kate, naturalnie, załatwiła już sobie staż w „Seattle Times”. Jej ojciec ma znajomego, który też ma znajomego.

– Co sądzi Elliot o twoim wyjeździe? – pytam.

Kate wchodzi do kuchni i po raz pierwszy tego wieczoru wygląda na niepocieszoną.

– Rozumie to. Trochę nie mam ochoty jechać, ale perspektywa dwutygodniowego wygrzewania się w słońcu jest bardzo kusząca. Poza tym mama uważa, że to będą nasze ostatnie prawdziwe rodzinne wakacje, zanim Ethan i ja odpłyniemy do świata stałych posad i pensji.

Nigdy nie byłam za granicą. Kate całe dwa tygodnie spędzi razem z rodzicami i bratem na Barbadosie. W naszym nowym mieszkaniu zamieszkam na razie sama. Dziwnie będzie. Ethan przed rokiem ukończył studia i od tamtej pory podróżuje po świecie. Ciekawe, czy się z nim spotkam przed ich wyjazdem na wakacje. Jest przesympatyczny. Dzwoni telefon, wyrywając mnie z zadumy.

– To pewnie Jose.

Wzdycham. Wiem, że muszę z nim porozmawiać. Podnoszę słuchawkę.

– Cześć.

– Ana, wróciłaś! – woła z ulgą.

– Na to wygląda. – Mój głos przepełniony jest sarkazmem. Przewracam oczami.

Przez chwilę milczy.

– Możemy się spotkać? Przepraszam za piątkowy wieczór. Byłem pijany… a ty… no… Ana, proszę, wybacz mi.

– Oczywiście, że ci wybaczam, Jose. Po prostu więcej tego nie rób. Wiesz, że nie żywię wobec ciebie takich akurat uczuć.

Wzdycha ciężko i ze smutkiem.

– Wiem, Ana. Sądziłem, że jeśli cię pocałuję, to może twoje uczucia ulegną zmianie.

– Jose, bardzo cię kocham i jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym. Jesteś jak brat, którego nie mam. I to nie ulegnie zmianie. Wiesz o tym. – Strasznie mi przykro, że muszę go rozczarować, ale taka jest prawda.

– Więc teraz jesteś z nim? – W jego głosie słychać pogardę.

– Jose, nie jestem z nikim.

– Ale spędziłaś z nim noc.

– To nie twoja sprawa!

– Chodzi o pieniądze?

– Jose! Jak śmiesz?! – krzyczę zdumiona jego zuchwałością.

– Ana – jęczy i od razu mnie przeprasza. Nie jestem teraz w stanie radzić sobie z jego małostkową zazdrością. Wiem, że czuje się zraniony, ale mam wystarczająco dużo na głowie.

– Może pójdziemy jutro na kawę, co? Zadzwonię – mówię pojednawczo. To mój przyjaciel i bardzo go lubię. Ale w tej akurat chwili to wszystko nie jest mi potrzebne.

– No to do jutra. Zadzwonisz? – Nadzieja w jego głosie sprawia, że czuję ściskanie w sercu.

– Tak… dobranoc, Jose. – Rozłączam się, nie czekając na jego odpowiedź.

– A co to wszystko miało znaczyć? – pyta ostro Katherine, stojąc z rękami na biodrach. Wygląda jeszcze bardziej nieustępliwie niż zazwyczaj, więc uznaję, że najlepszą polityką będzie szczerość.

– W piątek się do mnie przystawiał.

– Jose? I na dodatek Christian Grey? Ana, twoje feromony szaleją. Co sobie ten głupiec myślał? – Kręci głową z niesmakiem i wraca do pakowania.

Trzy kwadranse później przerywamy pakowanie na rzecz specjalności lokalu, mojej lasagne. Kate otwiera butelkę wina, siadamy pośród kartonów i skrzynek, by jeść, pić tanie wino i oglądać badziewne programy w telewizji. Normalność. Tak mile widziana po czterdziestu ośmiu godzinach… szaleństwa. Jem spokojnie i nikt mnie do tego nie zmusza. Co on ma z tym jedzeniem? Kate sprząta po kolacji, a ja kończę w salonie pakowanie. Została nam sofa, telewizor i stół. Czego jeszcze możemy potrzebować? Tylko kuchni i naszych sypialni, a na ich spakowanie mamy resztę tygodnia.

Dzwoni telefon. To Elliot. Kate mruga do mnie i czmycha do swojego pokoju, jakby miała czternaście lat. Wiem, że powinna teraz pisać mowę pożegnalną, ale wygląda na to, że Elliot jest ważniejszy. Co ci Greyowie mają w sobie? Co sprawia, że są rozpraszający, nieokiełznani i nie można się im oprzeć? Upijam kolejny łyk wina.

Skaczę po kanałach telewizyjnych i w sumie mam świadomość, że tylko odwlekam to, co nieuchronne. Czerwoną dziurę w mojej torbie wypala ta umowa. Mam dość sił, aby ją dzisiaj przeczytać?

Chowam twarz w dłoniach. Jose i Christian, obaj czegoś ode mnie chcą. Z tym pierwszym łatwo sobie poradzę. Ale Christian… Christian to zupełnie inna sprawa. Po trochu mam ochotę uciec i się ukryć. I co mam zrobić? Oczami wyobraźni widzę te jego płonące szare oczy i mięśnie w moim ciele natychmiast się zaciskają. Wciągam gwałtownie powietrze. Nawet go tu nie ma, a ja się podniecam. To niemożliwe, aby chodziło tylko o seks, prawda? Przypomina mi się jego łagodne przekomarzanie się podczas śniadania, radość wywołana tym, że tak mi się podobał lot śmigłowcem, gra na fortepianie, ta słodka i jakże smutna muzyka.

To taka złożona postać. A teraz znam choć część powodów. Młody chłopak pozbawiony okresu dojrzewania, seksualnie wykorzystywany przez jakąś podłą Mrs Robinson… Nic dziwnego, że zachowuje się, jakby był starszy, niż jest. Serce przepełnia mi smutek na myśl o tym, przez co musiał przejść. Zbyt jestem naiwna, aby wiedzieć dokładnie przez co, ale zrobię research i trochę mnie oświeci. Tylko czy rzeczywiście chcę wiedzieć? Chcę wejść do jego świata, o którym nie wiem zupełnie nic?

Gdybym go nie poznała, pozostawałabym w błogiej nieświadomości. Moje myśli biegną ku zeszłej nocy i dzisiejszemu porankowi… i tym niezwykłym zmysłowym doświadczeniom, które dane mi było przeżyć. Czy chcę się z tym pożegnać? „Nie!” – krzyczy podświadomość… Moja wewnętrzna bogini kiwa głową, wyjątkowo się z nią zgadzając.

Kate wraca niespiesznie do salonu, uśmiechając się od ucha do ucha. A może ona się zakochała? Gapię się na nią z otwartymi ustami. Nigdy dotąd się tak nie zachowywała.

– Ana, idę do łóżka. Zmęczona jestem.

– Ja też, Kate.

Przytula mnie.

– Cieszę się, że wróciłaś w jednym kawałku. W Christianie jest coś takiego… – dodaje cicho, ze skruchą.

Obdarzam ją bladym uśmiechem, jednocześnie myśląc: skąd ona, do diaska, wie? To musi być ta intuicja, dzięki której moja przyjaciółka zostanie świetnym dziennikarzem.

Biorę torebkę i powolnym krokiem udaję się do sypialni. Jestem zmęczona naszymi wszystkimi cielesnymi igraszkami i koszmarnym dylematem, z którym muszę się zmierzyć. Siadam na łóżku i ostrożnie wyjmuję z torby szarą kopertę, a potem obracam ją w dłoniach. Czy naprawdę chcę poznać zakres deprawacji Christiana? To takie przytłaczające. Wzdycham głęboko i z sercem w gardle rozrywam kopertę.

Загрузка...