ROZDZIAŁ SZESNASTY

Powoli świat zewnętrzny przypuszcza atak na moje zmysły i… o rety… cóż to za atak. Płynę, kończyny mam lekkie i ospałe, jestem zupełnie wykończona. Leżę na Christianie, z głową na jego piersi, a on pachnie po prostu bosko: świeżym praniem, jakimś drogim żelem pod prysznic i co najlepsze – najbardziej uwodzicielskim zapachem na tej planecie… zapachem Christiana. Nie mam ochoty się stąd ruszać, pragnę bez końca wdychać tę upojną woń. Trącam go nosem, żałując, że musi istnieć ta bariera w postaci materiału T-shirta. A gdy reszta mego ciała schodzi na ziemię, wyciągam rękę i kładę na klatce piersiowej. Pierwszy raz go tam dotknęłam. Jest twardy… silny. Sięga szybko i chwyta moją dłoń, ale zaraz łagodzi ten gest, podnosząc ją do ust i słodko całując. Przekręca się, tak że patrzy teraz na mnie z góry.

– Nie rób tego – mruczy, po czym całuje mnie lekko.

– Czemu nie lubisz, jak ktoś cię dotyka? – pytam szeptem, wpatrując się w jego szare oczy.

– Bo skrywa się we mnie pięćdziesiąt odcieni szarości, Anastasio. I jestem ostro porąbany.

Och… ta szczerość jest rozbrajająca. Mrugam powiekami.

– Pierwsze lata życia miałem bardzo trudne. Nie chcę cię obarczać szczegółami. Po prostu tego nie rób, dobrze? – Pociera nosem o mój nos, a potem odsuwa się i siada. – No więc podstawy mamy już chyba przerobione. Co ty na to?

Wygląda na bardzo z siebie zadowolonego, a ton głosu ma rzeczowy, jakby właśnie odhaczył kolejny punkt na liście rzeczy do zrobienia. Z kolei ja cała jestem w rozsypce po tej uwadze o pierwszych latach życia. To takie frustrujące – tak bardzo bym chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Ale Christian nie chce się tym ze mną dzielić. Przechylam głowę, tak jak on ma w zwyczaju, i z ogromnym wysiłkiem uśmiecham się do niego.

– Jeśli sobie wyobrażasz, że uznałam, iż pozwoliłeś mi przejąć kontrolę, to cóż, nie wziąłeś pod uwagę mojej średniej ocen.

– Uśmiecham się nieśmiało. – Ale dziękuję za te złudzenia.

– Panno Steele, nie jesteś tylko ładną buzią. Do tej pory miałaś sześć orgazmów i wszystkie to moja zasługa – oświadcza chełpliwie, znowu wpadając w żartobliwy nastrój.

Jednocześnie rumienię się i mrugam powiekami, a on patrzy na mnie uważnie. On je liczy! Marszczy brwi.

– Masz mi coś do powiedzenia? – pyta surowo.

Cholera.

– Rano miałam sen.

– Och?

Cholera do kwadratu. Mam kłopoty?

– Szczytowałam przez sen. – Zakrywam ręką oczy. On nic nie mówi. Zerkam na niego znad ręki i widzę, że na jego twarzy maluje się rozbawienie.

– Przez sen?

– To mnie obudziło.

– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. A co ci się śniło? Cholera.

– Ty.

– Co robiłem?

Ponownie zasłaniam oczy. I jak małe dziecko przez chwilę myślę, że skoro ja go nie widzę, to i on nie widzi mnie.

– Anastasio, co robiłem? Nie zadam ci tego pytania po raz kolejny.

– Miałeś szpicrutę.

Odsuwa mi rękę.

– Naprawdę?

– Tak. – Policzki mam purpurowe.

– No to jest dla ciebie nadzieja – mruczy. – Mam wiele szpicrut.

– Z brązowej plecionej skóry?

Śmieje się.

– Nie, ale na pewno da się taką załatwić.

Nachyla się, całuje lekko, a potem wstaje i podnosi bokserki.

O nie… Zbiera się do wyjścia. Sprawdzam szybko godzinę – dopiero za dwadzieścia dziesiąta. Ja też wyskakuję z łóżka. Chwytam spodnie od dresu i krótką bluzeczkę, następnie siadam po turecku i go obserwuję. Nie chcę, żeby wychodził. Co mogę zrobić?

– Kiedy masz miesiączkę? – Przerywa moje myśli.

Że co?

– Nie znoszę zakładać tego paskudztwa – burczy. Podnosi prezerwatywę, po czym kładzie ją na podłodze i wciąga dżinsy. – No więc? – pyta, kiedy nie odpowiadam, i patrzy na mnie wyczekująco, jakby czekał na moją opinię dotyczącą pogody. Kuźwa, to przecież sprawy intymne.

– W przyszłym tygodniu. – Wbijam wzrok w dłonie.

– Musisz pomyśleć o antykoncepcji.

Jest taki apodyktyczny. Siada na łóżku, by założyć skarpetki i buty.

– Masz swojego lekarza?

Kręcę głową. Wróciliśmy do fuzji i przejęć – kolejna zmiana nastroju o sto osiemdziesiąt stopni.

Marszczy brwi.

– Mogę poprosić mojego, aby przyszedł cię zbadać do twojego mieszkania, w niedzielę rano, zanim zjawisz się u mnie. Albo możesz się z nim spotkać u mnie. Jak wolisz?

A więc znowu będzie za coś płacił… ale to akurat ma na celu jego korzyść.

– U ciebie. – To oznacza, że na pewno spotkam się z nim w niedzielę.

– Okej. Dam ci znać, o której godzinie.

– Wychodzisz?

Nie idź… Zostań ze mną, proszę.

– Tak.

Dlaczego?

– Jak wrócisz do hotelu? – pytam cicho.

– Taylor po mnie przyjedzie.

– Ja mogę cię odwieźć. Mam śliczny nowy samochód.

Patrzy na mnie ciepło.

– To już bardziej mi się podoba. Ale myślę, że trochę za dużo wypiłaś.

– Celowo poiłeś mnie alkoholem?

– Tak.

– Czemu?

– Bo generalnie za dużo myślisz i jesteś równie powściągliwa jak twój ojczym. Wystarczy trochę wina i zaczynasz mówić, a chcę, żebyś szczerze się ze mną komunikowała. W przeciwnym razie zamykasz się w sobie i nie mam pojęcia, o czym myślisz. In vino veritas, Anastasio.

– A ty uważasz, że zawsze jesteś ze mną szczery?

– Staram się. – Patrzy na mnie z rezerwą. – Uda nam się tylko pod takim warunkiem, że będziemy ze sobą szczerzy. Oboje.

– Chciałabym, żebyś został i wykorzystał to. – Biorę do ręki drugą prezerwatywę.

Uśmiecha się wesoło.

– Anastasio, dzisiejszego wieczoru przekroczyłem tak wiele granic. Muszę iść. Do zobaczenia w niedzielę. Przygotuję dla ciebie poprawioną wersję umowy, a potem naprawdę możemy zacząć się bawić.

– Bawić? – O kuźwa. Serce podchodzi mi do gardła.

– Chciałbym odegrać z tobą jakąś scenkę. Ale to dopiero po podpisaniu umowy, żebym miał pewność, że jesteś gotowa.

– Och. Więc mogłabym to przeciągać, nie podpisując jej?

Christian przygląda mi się badawczo, a potem na jego twarzy pojawia się uśmiech.

– Cóż, pewnie tak, ale niewykluczone, że nie zniósłbym tej presji.

– I co wtedy? – Moja wewnętrzna bogini obudziła się i teraz uważnie słucha.

Powoli kiwa głową, a potem uśmiecha się szeroko.

– Mogłoby się zrobić naprawdę nieprzyjemnie.

Jego uśmiech jest zaraźliwy.

– Nieprzyjemnie? To znaczy?

– Och, no wiesz, eksplozje, pościgi samochodowe, porwanie, uwięzienie.

– Porwałbyś mnie?

– O tak. – Szczerzy zęby.

– Przetrzymywał wbrew mojej woli? – Jezu, podnieca mnie to.

– O tak. – Kiwa głową. – A potem kontrola całą dobę na okrągło.

– Nie rozumiem. – Mocno wali mi serce. Czy on mówi poważnie?

– Byłabyś uległą dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Oczy mu błyszczą i wyraźnie czuć, że jest podniecony tą myślą.

O kuźwa.

– Tak więc nie masz wyboru – podsumowuje sardonicznie.

– Na to wygląda. – Wznoszę oczy do nieba.

– Och, Anastasio Steele, czy ty przewróciłaś właśnie oczami? Cholera.

– Nie – piszczę.

– A mnie się wydaje, że tak. Co mówiłem, że zrobię, jeśli znowu przewrócisz oczami?

Jasny gwint. Siada na skraju łóżka.

– Chodź tutaj – mówi cicho.

Blednę. Jezu… on mówi poważnie. Siedzę, wpatrując się w niego, w zupełnym bezruchu.

– Nie podpisałam jeszcze – szepczę.

– Powiedziałem ci, co wtedy zrobię. A ja dotrzymuję słowa. Dostaniesz klapsy, a potem szybko i ostro cię zerżnę. Wygląda na to, że jednak przyda się ta gumka.

Głos ma cichy, groźny i jest to cholernie podniecające. W podbrzuszu czuję narastające, pulsujące pożądanie. Christian przygląda mi się, czekając. Oczy mu płoną. Niepewnie opuszczam nogi. Powinnam uciec? Mam mu pozwolić to zrobić czy odmówić, a potem co? Koniec? Jestem tego pewna. „Zrób to!” – błaga moja wewnętrzna bogini. Podświadomość jest równie sparaliżowana jak ja.

– Czekam – mówi. – Nie należę do ludzi cierpliwych.

Och, na litość boską. Głośno oddycham, przestraszona, ale i podniecona. Krew szybciej krąży mi w żyłach, nogi mam jak z waty. Powoli przesuwam się w jego stronę.

– Grzeczna dziewczynka – mruczy. – A teraz wstań.

Kurde… czy on nie może tego przyspieszyć? Nie jestem pewna, czy dam radę stać. Podnoszę się z wahaniem. Wyciąga rękę, a ja podaję mu prezerwatywę. Nagle mnie chwyta i przekłada przez kolano. Jednym płynnym ruchem przesuwa mnie tak, że klatką piersiową opieram się o łóżko obok niego. Prawą nogę zarzuca na moje nogi, a lewe ramię kładzie na karku, tak że nie jestem w stanie się ruszyć. O kurwa.

– Połóż ręce obok głowy – nakazuje.

Natychmiast wykonuję to polecenie.

– Dlaczego to robię, Anastasio? – pyta.

– Bo przewróciłam oczami – szepczę.

– Uważasz, że to uprzejme?

– Nie.

– Zrobisz to jeszcze raz?

– Nie.

– Dostaniesz klapsy za każdym razem, gdy to zrobisz, zrozumiano?

Bardzo powoli opuszcza mi spodnie. Ależ to poniżające. Poniżające, przerażające i podniecające. Serce mam w gardle. Ledwie jestem w stanie oddychać. Cholera, czy to będzie bolało?

Kładzie rękę na moich nagich pośladkach. Głaszcze je, przesuwając po nich dłoń. Aż nagle jego dłoń znika… i uderza mnie

– mocno. Aua! W reakcji na ból otwieram szeroko oczy i próbuję wstać, ale jego druga dłoń wędruje między moje łopatki, udaremniając uwolnienie. Znowu mnie głaszcze tam, gdzie uderzył. Zmienił mu się oddech – jest głośniejszy, bardziej urywany. Uderza mnie znowu i znowu, raz za razem. Ależ to, kurwa, boli. Nie wydaję z siebie żadnego dźwięku, krzywiąc się z bólu. Próbuję uciec przed ciosami – w moim ciele szaleje adrenalina.

– Nie ruszaj się – warczy. – Inaczej wlepię ci jeszcze więcej klapsów.

Głaszcze mnie teraz, a za chwilę znowu klaps. I tak to idzie: pieszczota, mocne uderzenie. Muszę się koncentrować, aby znieść ból. Myśli zamierają, gdy tak próbuję złagodzić to wyczerpujące doświadczenie. Christian nie uderza dwa razy w to samo miejsce – co potęguje jeszcze ból.

– Aaa! – krzyczę przy dziesiątym uderzeniu. Nawet się nie zorientowałam, że w myślach liczę klapsy.

– Dopiero się rozgrzewam.

Znowu mnie uderza, a potem delikatnie głaszcze. Połączenie mocnego klapsa i czułej pieszczoty jest otępiające. Znowu uderzenie… To się robi coraz trudniejsze do zniesienia. Boli mnie twarz, tak bardzo ją wykrzywiam. Głaszcze mnie, a potem znowu następuje uderzenie. Wydaję okrzyk bólu.

– Nikt cię nie słyszy, maleńka, tylko ja.

I uderza mnie jeszcze raz, i jeszcze. Mam ochotę błagać go, aby przestał. Nie robię tego jednak. Nie chcę dać mu satysfakcji. Christian kontynuuje swój niesłabnący cykl przemienny. Krzyczę jeszcze sześć razy. Razem osiemnaście klapsów. Moje ciało krzyczy oburzone tą bezlitosną napaścią.

– Wystarczy – dyszy chrapliwie. – Dobra robota, Anastasio. A teraz cię zerżnę.

Gładzi delikatnie moje pośladki. Strasznie mnie pieką. Nagle wsuwa we mnie dwa palce, kompletnie mnie tym zaskakując. Wciągam gwałtownie powietrze i to nowe doznanie zaczyna się przedzierać przez odrętwienie moich myśli.

– Poczuj to. Przekonaj się, jak bardzo twoje ciało to lubi, Anastasio. Jesteś dla mnie wilgotna. – W jego głosie słyszę podziw. Szybko wsuwa palce i wysuwa.

Jęczę. Nie ma mowy. Nagle jego palce znikają… a ja czekam.

– Następnym razem każę ci liczyć. No dobrze, gdzie ta gumka?

Sięga po prezerwatywę, a potem unosi mnie delikatnie, tak że leżę teraz na brzuchu. Słyszę, jak rozpina rozporek i rozrywa foliową paczuszkę. Ściąga zupełnie moje spodnie, a potem popycha mi nogi tak, że klęczę, wsparta na łokciach. Delikatnie pieści mój obolały tyłek.

– Teraz cię przelecę. Możesz szczytować – mruczy.

Słucham?! A mam w ogóle jakiś wybór?

Sekundę później jest już we mnie, wypełniając szybko sobą. Wydaję głośny jęk. Christian porusza się, w szybkim tempie nacierając na moje biedne pośladki. To, co czuję, jest nieopisanie cudowne, dzikie, poniżające i zapierające dech w piersiach. Sieje spustoszenie w moich zmysłach. A potem czuję to znajome zaciskanie w podbrzuszu, coraz szybsze. NIE… i moje zdradzieckie ciało eksploduje w szaleńczym, wstrząsającym orgazmie.

– Och, Ana! – woła głośno Christian, także dochodząc, trzymając mocno moje biodra, gdy wlewa się we mnie. Ciężko dysząc, pada obok mnie, pociąga mnie do góry i skrywa twarz w moich włosach, mocno tuląc.

– Och, maleńka – dyszy. – Witaj w moim świecie.

Leżymy, czekając, aż nasze oddechy się uspokoją.

Czule gładzi moje włosy. Znowu leżę na jego klatce piersiowej. Ale tym razem nie mam siły, aby unieść rękę i poczuć go.

O rany… przeżyłam. To wcale nie było takie złe. Moja wewnętrzna bogini jest wykończona… Cóż, przynajmniej nic nie mówi. Christian zatapia nos w moich włosach i wciąga głęboko powietrze.

– Dobra robota, mała – szepcze z radością. Jego słowa otulają mnie niczym miękki, puszysty ręcznik z hotelu Heathman i taka jestem zadowolona, że on się cieszy. Pociąga za ramiączko mojej bluzeczki. – W tym właśnie sypiasz? – pyta miękko.

– Tak – odpowiadam sennie.

– Powinnaś spać otulona jedwabiem i satyną, śliczna dziewczyno. Zabiorę cię na zakupy.

– Lubię swoje dresy – burczę, udając irytację.

Całuje mnie delikatnie.

– Zobaczymy – mówi.

Leżymy tak przez kilka minut, godzin, kto wie, i chyba się w tym czasie zdrzemnęłam.

– Muszę iść. – Pochyla się nade mną i całuje lekko w czoło. – Wszystko w porządku? – pyta łagodnie.

Zastanawiam się nad odpowiedzią. Boli mnie pupa. Ale poza tym, choć jestem wykończona, cała promienieję. Nic z tego nie rozumiem.

– W porządku – odpowiadam szeptem. Nie chcę mówić niczego więcej.

Wstaje.

– Gdzie macie łazienkę?

– Na końcu korytarza po lewej stronie.

Podnosi drugą prezerwatywę i wychodzi z sypialni. Siadam sztywno i wkładam spodnie. Nieprzyjemnie się ocierają o mój piekący tyłek. Strasznie jestem skonsternowana własną reakcją. Pamiętam, jak powiedział – nie mam pewności kiedy – że o wiele lepiej bym się poczuła po porządnym laniu. Jak to możliwe? Naprawdę tego nie pojmuję. Ale z drugiej strony owszem. Nie mogę powiedzieć, że mi się to podobało. Nadal zrobiłabym wiele, aby czegoś takiego uniknąć, ale teraz… teraz czuję tę bezpieczną, dziwną, postorgazmiczną satysfakcję. Skrywam twarz w dłoniach. Nie rozumiem i już.

Wraca Christian. Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy. Wpatruję się zamiast tego we własne dłonie.

– Znalazłem oliwkę dla dzieci. Pozwól, że wetrę ci ją w pośladki.

Słucham?

– Nie. Nic mi nie będzie.

– Anastasio – rzuca ostrzegawczo i mam ochotę przewrócić oczami, ale szybko się powstrzymuję.

Staję przodem do łóżka. Christian siada i delikatnie znowu opuszcza mi spodnie. „W górę i w dół, jak majtasy ladacznicy” – stwierdza z rozgoryczeniem moja podświadomość. W myślach mówię jej, gdzie ma sobie pójść. Christian wylewa oliwkę na dłoń, a potem z ostrożną czułością wsmarowuje ją w moją pupę. Do zmywania makijażu i do łagodzenia zbitego tyłka – kto by pomyślał, że ten produkt może mieć tyle zastosowań.

– Lubię cię dotykać – mruczy i muszę mu przyznać rację; ja też lubię, jak to robi. – Proszę bardzo – mówi, kończąc. Ponownie naciąga mi spodnie.

Zerkam na budzik. Dziesiąta trzydzieści.

– Wychodzę.

– Odprowadzę cię. – Nadal nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy.

Bierze mnie za rękę i idziemy razem do drzwi. Na szczęście Kate jeszcze nie wróciła. Pewnie jest na kolacji z rodzicami i Ethanem. Naprawdę się cieszę, że jej tu nie było i nie słyszała moich krzyków.

– Nie musisz zadzwonić po Taylora? – pytam, unikając kontaktu wzrokowego.

– Taylor czeka tu od dziewiątej. Popatrz na mnie.

Nie jest to łatwe, ale w końcu mi się udaje. I widzę, że Christian patrzy na mnie zdziwiony i jednocześnie zachwycony.

– Nie rozpłakałaś się – mówi cicho, a potem bierze mnie nagle w objęcia i gorąco całuje. – Do niedzieli – szepcze do mych ust i te słowa są zarówno obietnicą, jak i groźbą.

Patrzę, jak się oddala, a potem wsiada do wielkiego czarnego audi. Nie ogląda się. Zamykam drzwi i stoję bezradnie w salonie naszego mieszkania, w którym spędzę już tylko dwie noce. Było mi tu dobrze przez prawie cztery lata… A jednak dzisiaj, po raz pierwszy, czuję się w swoim towarzystwie samotna i nieszczęśliwa. Czy tak bardzo oddaliłam się od osoby, którą jestem? Wiem, że pod powiekami czeka cała studnia łez. Co ja wyprawiam? Nawet nie mogę usiąść i się porządnie wypłakać. Będę musiała stać. Wiem, że jest późno, ale postanawiam zadzwonić do mamy.

– Skarbie, co słychać? Jak uroczystość? – pyta entuzjastycznie. Jej głos to balsam na moją duszę.

– Przepraszam, że tak późno dzwonię – szepczę. Oho.

– Ana? Co się stało? – Głos ma teraz poważny.

– Nic, mamo, chciałam jedynie usłyszeć twój głos.

Przez chwilę milczy.

– Ana, co się dzieje? Proszę, powiedz mi. – Głos ma miękki i pocieszający i wiem, że się o mnie troszczy. Po moich policzkach zaczynają płynąć nieproszone łzy. Tak często płaczę ostatnimi dniami. – Proszę, Ana – mówi i słyszę w jej głosie ból.

– Och, mamo, chodzi o mężczyznę.

– Co on ci zrobił? – pyta niespokojnie.

– To nie tak. – A może jednak? Cholera. Nie chcę jej martwić. Pragnęłam jedynie porozmawiać z kimś silnym.

– Ana, proszę, martwisz mnie.

Biorę głęboki oddech.

– Zadurzyłam się w jednym facecie, a on jest zupełnie inny niż ja i nie wiem, czy powinniśmy być razem.

– Och, kochanie, szkoda, że nie mogę być teraz przy tobie. Tak mi przykro, że nie mogłam przyjechać na uroczystość rozdania dyplomów. A więc w końcu się zakochałaś. Och, skarbie, z mężczyznami nie jest łatwo. To zupełnie inny gatunek. Jak długo się znacie?

Christian to zdecydowanie inny gatunek… inna planeta.

– Prawie trzy tygodnie.

– Ana, skarbie, to strasznie krótko. Nie da się kogoś poznać w tak krótkim czasie. Nigdzie się nie spiesz i trzymaj go nieco na dystans, dopóki nie zdecydujesz, czy jest ciebie wart.

Cóż, trochę już na to za późno. Czy on jest mnie wart? To ciekawe. Zawsze się zastanawiam, czy to ja jestem warta jego.

– Skarbie, wydajesz się taka nieszczęśliwa. Przyjedź do nas. Tęsknię za tobą, kochanie. Bob także chętnie by się z tobą zobaczył. Spojrzysz na wszystko z innej strony. Przydadzą ci się krótkie wakacje. Tak ciężko pracujesz.

Kusząca perspektywa. Uciec do Georgii. Nacieszyć się słońcem, koktajlami. Dobrym humorem mamy, jej kochającymi ramionami.

– W poniedziałek mam w Seattle dwie rozmowy w sprawie pracy.

Otwierają się drzwi i wchodzi uśmiechnięta Kate. Rzednie jej mina, kiedy dostrzega, że płakałam.

– Mamo, muszę kończyć. Zastanowię się nad przyjazdem. Dziękuję.

– Skarbie, proszę, nie pozwól, by ten mężczyzna zawrócił ci w głowie. Jesteś stanowczo za młoda. Po prostu dobrze się baw.

– Tak, mamo, kocham cię.

– Och, Ana, ja też cię kocham, tak bardzo. Trzymaj się ciepło, skarbie.

Rozłączam się i staję twarzą w twarz z rozgniewaną Kate.

– Czy ten nieprzyzwoicie bogaty popierdoleniec znowu doprowadził cię do łez?

– Nie… trochę… eee… tak.

– Powiedz mu, żeby spadał na drzewo, Ana. Masz straszne wahania nastroju, odkąd go poznałaś. Nigdy cię nie widziałam w takim stanie.

Świat Katherine Kavanagh jest bardzo prosty, czarno-biały. Nie ma w nim nieuchwytnych, tajemniczych, niejednoznacznych odcieni szarości, które zapełniają mój świat. Witaj w moim świecie.

– Siadaj, pogadamy. Napijmy się wina. Och, piliście szampana. – Zerka na butelkę. – I to całkiem niezłego.

Uśmiecham się nieudolnie, patrząc z obawą na kanapę. Podchodzę do niej ostrożnie. Hmm… siedzenie.

– Wszystko w porządku?

– Przewróciłam się i stłukłam sobie tyłek.

Nie przychodzi jej do głowy, aby to zakwestionować, ponieważ jestem jedną z najbardziej niezgrabnych osób w stanie Waszyngton. Nigdy nie sądziłam, że uznam to za błogosławieństwo. Siadam ostrożnie, mile zaskoczona, że aż tak nie boli. Myślami wracam do tamtego poranka w Heathmanie: Cóż, gdybyś była moja, przez tydzień nie mogłabyś siedzieć po takim numerze, jaki wczoraj wykręciłaś. Tak powiedział i wtedy byłam w stanie się skupić wyłącznie na należeniu do niego. Sporo się pojawiło sygnałów ostrzegawczych, ale byłam zbyt naiwna czy zauroczona, by je dostrzec.

Wraca Kate z butelką czerwonego wina i czystymi filiżankami.

– Proszę bardzo. – Podaje mi jedną i nalewa wina. Nie będzie smakować tak dobrze jak Bolly.

– Ana, jeśli ten palant ma problem z zaangażowaniem się, rzuć go. Choć prawda jest taka, że tego nie rozumiem. W tamtym namiocie nie mógł oderwać od ciebie wzroku, obserwował cię jak jastrząb. Obstawiałabym, że jest zadurzony na amen, ale może ma jakiś dziwny sposób okazywania uczuć.

Zadurzony? Christian? Dziwny sposób okazywania uczuć? Dobre sobie.

– Kate, to skomplikowane. Jak ci minął wieczór? – pytam.

Nie mogę z nią o tym porozmawiać, zbyt wiele przy tym nie ujawniając. Ale wystarcza jedno pytanie dotyczące jej dnia i Kate odpuszcza. Przyjemnie siedzieć i słuchać jej trajkotania. Słyszę nowinę, że po wakacjach Ethan może zamieszka z nami. Fajnie by było, brat Kate jest naprawdę sympatyczny. Marszczę brwi. Nie sądzę, by Christianowi się to spodobało. Cóż… trudno. Będzie to musiał jakoś przełknąć. Po dwóch filiżankach wina postanawiam iść do łóżka. To był bardzo długi dzień. Kate ściska mnie na dobranoc, po czym sięga po telefon, aby zadzwonić do Elliota.

Myję zęby, a potem sprawdzam to podłe urządzenie. Jest mejl od Christiana.


Nadawca: Christian Grey

Temat: Ty

Data: 26 maja 2011, 23:14

Adresat: Anastasia Steele

Droga Panno Steele, Jesteś po prostu niesamowita.

Najpiękniejsza, najbardziej inteligentna, dowcipna i odważna kobieta, jaką dane mi było poznać. Weź paracetamol – i to nie jest prośba. I nie masz już jeździć tym swoim garbusem. Dowiem się, jeśli nie posłuchasz. Christian GreyPrezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.

Och, nie jeździć więcej moim samochodem! Wystukuję odpowiedź.


Nadawca: Anastasia Steele

Temat: Ty

Data: 26 maj a 2011, 23:20

Adresat: Christian Grey

Szanowny Panie Grey, Pochlebstwa donikąd Pana nie zaprowadzą, ale skoro był Pan już wszędzie, to kwestia dyskusyjna. Będę musiała pojechać garbusem do autokomisu, żeby go sprzedać – proszę więc nie wygadywać bredni.Czerwone wino zawsze jest lepsze niż paracetamol.Ana

PS. Bicie laską to dla mnie granica BEZWZGLĘDNA.

Klikam „wyślij”.


Nadawca: Christian Grey

Temat: Frustrujące kobiety, które nie potrafią przyjmować komplementów

Data: 26 maj a 2011, 23:26

Adresat: Anastasia Steele

Droga Panno Steele, Wcale Ci nie schlebiam. Powinnaś już iść do łóżka.W granicach bezwzględnych wprowadzę dodatkową pozycję.Nie pij za dużo.Taylor zajmie się twoim samochodem i postara się przy tym o dobrą cenę.Christian Grey Prezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.


Nadawca: Anastasia Steele

Temat: Taylor – czy to odpowiedni człowiek do tej roboty?

Data: 26 maj a 2011, 23:40

Adresat: Christian Grey

Proszę Pana, Zaintrygowało mnie to, że ochoczo pozwala Pan ryzykować swojej prawej ręce i siadać za kierownicą mojego samochodu, ale kobiecie, z którą się Pan czasem pieprzy, już nie. Skąd mogę mieć pewność, że Taylor dostanie za rzeczony samochód najlepszą możliwą cenę? W przeszłości, prawdopodobnie zanim Pana poznałam, słynęłam z tego, że potrafię się nieźle targować. Ana


Nadawca: Christian Grey

Temat: Uważaj!

Data: 26 maj a 2011, 23:44

Adresat: Anastasia Steele

Droga Panno Steele, Zakładam, że przemawia przez Ciebie CZERWONE WINO, a także długi i ciężki dzień. Kusi mnie jednak, aby wrócić i dopilnować, abyś nie mogła siedzieć przez tydzień, a nie przez jeden wieczór. Taylor to były wojskowy, który potrafi jeździć wszystkim, od motocykla po czołg Sherman. Twój samochód nie stanowi dla niego zagrożenia. I bardzo proszę, abyś nie nazywała siebie kobietą, z którą się czasem pieprzę, ponieważ jeśli mam być szczery, strasznie mnie to WKURZA, a zapewniam Cię, że nie spodobałbym Ci się w takim stanie. Christian Grey Prezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.


Nadawca: Anastasia Steele

Temat: To ty uważaj

Data: 26 maja 2011, 23:57

Adresat: Christian Grey

Szanowny Panie Grey, Nie jestem pewna, czy w ogóle mi się Pan podoba, zwłaszcza w tym momencie. Panna Steele


Nadawca: Christian Grey

Temat: To ty uważaj

Data: 27 maja 2011, 00:03

Adresat: Anastasia Steele

Dlaczego Ci się nie podobam?Christian GreyPrezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.


Nadawca: Anastasia Steele

Temat: To ty uważaj

Data: 27 maja 2011, 00:09

Adresat: Christian Grey

Bo nigdy nie zostajesz na noc.


Proszę bardzo, to mu da do myślenia. Zamykam komputer, wyłączam lampkę, kładę się do łóżka i leżę, wpatrując się w sufit. To był długi dzień, emocjonalnie wyczerpujący. Cudownie było spędzić trochę czasu z Rayem. Dobrze wyglądał i o dziwo zaaprobował Christiana. Jezu, Kate i ten jej długi język. Boże, i jeszcze ten samochód. Nawet nie powiedziałam o nim Kate. Co Christian sobie myślał?

A potem, wieczorem, on mnie naprawdę uderzył. Nigdy w życiu nikt mnie nie zbił. W co ja się wplątałam? Łzy bardzo powoli zaczynają spływać po moich policzkach i wpadać do uszu. Zakochałam się w kimś, kto jest emocjonalnie nieosiągalny, kto – według jego własnych słów – jest kompletnie porąbany. Ale dlaczego? Musiał doświadczyć w życiu czegoś naprawdę strasznego. Na myśl o małym, okrutnie potraktowanym chłopcu łzy płyną jeszcze większym strumieniem. „Gdyby był normalniejszy, może wcale by cię nie chciał”. Podświadomość dolewa oliwy do ognia, a ja wiem w głębi duszy, że ma rację. Odwracam się na bok i wtedy otwierają się śluzy… Po raz pierwszy od lat szlocham bez opamiętania w poduszkę.

I wtedy do moich uszu docierają krzyki Kate.

„Co ty tu, kurwa, robisz?”

„Nie możesz!”

„Co jej znowu zrobiłeś?”

„Odkąd cię poznała, bez przerwy płacze”.

„Nie możesz tu wejść!”

Christian wpada do mojej sypialni i bezceremonialnie włącza światło. Mrużę oczy.

– Jezus, Ana. – Wyłącza światło i chwilę później jest już przy mnie.

– Co ty tu robisz? – pytam, szlochając. Cholera jasna. Nie mogę przestać płakać.

Włącza lampkę, przez co znowu mrużę oczy. Kate staje w drzwiach.

– Chcesz, żebym wyrzuciła tego dupka za drzwi? – pyta, emanuj ąc termoj ądrową wrogością.

Christian unosi brwi, bez wątpienia zaskoczony jej epitetem i nastawieniem względem niego. Kręcę głową, a ona przewraca oczami. Och… Nie robiłabym tego w obecności pana G.

– Krzycz, jeśli będziesz mnie potrzebować – mówi nieco łagodniej. – Grey, jesteś u mnie na czarnej liście. Nie spuszczam z ciebie oka – syczy do niego.

Christian mruga powiekami, a ona odwraca się i pociąga za sobą drzwi, ale zostawia je uchylone.

On opuszcza wzrok na mnie. Minę ma poważną, twarz pobladłą. Z wewnętrznej kieszeni marynarki w prążki wyjmuje chusteczkę i podaje mi ją. Chyba nie zwróciłam mu jeszcze poprzedniej.

– Co się dzieje? – pyta cicho.

– Czemu przyjechałeś? – pytam, ignorując jego pytanie. Łzy jakimś cudem przestały płynąć, ale targa mną suchy szloch.

– Moim obowiązkiem jest zaspokajanie twoich potrzeb. Napisałaś, że chciałabyś, abym spędził z tobą noc, więc jestem. I zastaję cię w takim stanie. – Mruga powiekami, autentycznie oszołomiony. – Mam pewność, że to ja jestem za to odpowiedzialny, ale nie mam pojęcia dlaczego. Dlatego, że cię uderzyłem?

Podciągam się do góry, skrzywieniem kwitując ból pupy. Siadam i patrzę mu w oczy.

– Wzięłaś paracetamol?

Kręcę głową. Mruży oczy i wychodzi z pokoju. Rozmawia z Kate, ale nie słyszę o czym. Chwilę później wraca z tabletkami i filiżanką wody.

– Weź to – mówi, siadając na łóżku.

Wykonuję polecenie.

– Porozmawiaj ze mną – szepcze. – Mówiłaś, że nic ci nie jest. Nigdy bym cię nie zostawił, gdybym sądził, że jesteś w takim stanie.

Wpatruję się w dłonie. Cóż mogę powiedzieć, czego jeszcze nie usłyszał? Chcę więcej. Chcę, aby tu został, ponieważ sam ma na to ochotę, a nie dlatego, że jestem płaczącą kupką nieszczęścia. I nie chcę, żeby mnie bił, czy to naprawdę tak trudno pojąć?

– Rozumiem, że kiedy mówiłaś, że wszystko w porządku, wcale tak nie było.

Rumienię się.

– Sądziłam, że tak jest.

– Anastasio, nie możesz mi mówić tego, co ci się wydaje, że chcę usłyszeć. To nie jest uczciwe – gani mnie. – Jak mogę wierzyć w to, co mi mówisz?

Podnoszę wzrok i widzę, że marszczy brwi. Minę ma posępną. Palcami obu dłoni przeczesuje włosy.

– Co czułaś, kiedy cię biłem i kiedy już było po wszystkim?

– Nie podobało mi się to. Wolałabym, żebyś więcej tego nie robił.

– Wcale nie miało ci się podobać.

– A tobie czemu się podoba? – Patrzę na niego gniewnie. Zaskakuję go tym pytaniem.

– Naprawdę chcesz wiedzieć?

– Och, uwierz mi, strasznie mnie to fascynuje. – I nic nie mogę poradzić na to, że w moim głosie obecny jest sarkazm.

Ponownie mruży oczy.

– Uważaj – ostrzega.

Blednę.

– Znowu mnie uderzysz?

– Nie, dzisiaj nie.

Uff… zarówno ja, jak i moja podświadomość oddychamy z ulgą.

– No? – ponaglam.

– Lubię kontrolę, jaką mi to daje, Anastasio. Chcę, żebyś się zachowywała w konkretny sposób, a jeśli tego nie zrobisz, będę cię karał, aż się nauczysz zachowywać tak, jak sobie życzę. Karanie cię sprawia mi przyjemność. Miałem ochotę dać ci klapsa, odkąd mnie zapytałaś, czy jestem gejem.

Oblewam się rumieńcem na to wspomnienie. Jezu, po tamtym pytaniu sama miałam ochotę dać sobie klapsa. A więc to Katherine Kavanagh jest za to wszystko odpowiedzialna i gdyby to ona pojechała przeprowadzić z nim wywiad, sama siedziałaby tu teraz z obolałym dupskiem. Nie podoba mi się ta myśl.

– Więc nie podobam ci się taka, jaka jestem.

Wpatruje się w mnie, ponownie zaskoczony.

– Uważam, że jesteś urocza.

– Czemu więc próbujesz mnie zmienić?

– Nie chcę cię zmienić. Chcę, żebyś była grzeczna i postępowała zgodnie z otrzymaną ode mnie listą zasad. I żebyś mi się nie przeciwstawiała. Proste – oświadcza.

– Ale chcesz mnie karać?

– Tak.

– Tego właśnie nie rozumiem.

Wzdycha i po raz kolejny przeczesuje palcami włosy.

– Taki już jestem, Anastasio. Muszę mieć nad tobą kontrolę. Masz się zachowywać w konkretny sposób, a jeśli nie… Cóż, z przyjemnością patrzę, jak twoja śliczna alabastrowa skóra staje się pod moimi dłońmi różowa i gorąca. To mnie podnieca.

A niech to diabli. W końcu do czegoś dochodzimy.

– Więc nie chodzi o ból, który mi zadajesz?

Przełyka ślinę.

– Odrobinę, lubię patrzeć, ile możesz znieść, ale nie to jest głównym powodem. Raczej fakt, że jesteś moja i mogę robić z tobą, co tylko chcę, że mam nad tobą stuprocentową kontrolę. To właśnie mnie podnieca. Bardzo, Anastasio. Możliwe, że nie wyrażam się zbyt jasno… Nigdy dotąd nie musiałem się tłumaczyć i tak naprawdę zbyt wiele się nad tym wszystkim nie zastanawiałem. Zawsze mnie otaczali ludzie, którzy myślą podobnie. – Wzrusza przepraszająco ramionami. – No ale ty nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jak czułaś się po wszystkim?

– Miałam w głowie mętlik.

– Byłaś tym seksualnie pobudzona, Anastasio. – Zamyka na chwilę oczy, a kiedy je otwiera, płoną gorącym blaskiem. To spojrzenie budzi moje libido, które jest, jak się okazuje, nienasycone.

– Nie patrz tak na mnie – mruczy Christian.

Marszczę brwi. Jezu, a teraz co takiego zrobiłam?

– Nie mam już żadnej prezerwatywy, a ty jesteś zdenerwowana. Wbrew temu, co sądzi twoja współlokatorka, nie jestem potworem. A więc miałaś w głowie mętlik?

Wiercę się pod jego przenikliwym spojrzeniem.

– W komunikacji mejlowej nie masz problemu ze szczerością. Twoje mejle zawsze mi mówią, co czujesz. Dlaczego teraz tak nie potrafisz? Aż tak bardzo cię onieśmielam?

Z niebiesko-kremowej narzuty od mamy zdejmuję wyimaginowany paproszek.

– Zwodzisz mnie, Christianie. Kompletnie mnie przytłaczasz. Czuję się jak Ikar przelatujący zbyt blisko słońca – mówię cicho.

Christian wciąga głośno powietrze.

– Cóż, myślę, że opacznie to odbierasz – szepcze.

– Słucham?

– Och, Anastasio, rzuciłaś na mnie urok. Czy to nie oczywiste?

Nie, dla mnie nie. Rzuciłam urok… Moja wewnętrzna bogini stoi z rozdziawioną buzią. Nawet ona mu nie wierzy.

– Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Napisz mejl, proszę. Ale teraz naprawdę chciałbym pójść spać. Mogę zostać?

– Chcesz tu zostać? – W moim głosie pobrzmiewa nadzieja.

– Chciałaś tego.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Napiszę ci mejl – burczy z rozdrażnieniem.

Wstaje i opróżnia kieszenie dżinsów: BlackBerry, klucze, portfel, pieniądze. Rany Julek, ileż ci mężczyźni noszą w kieszeniach. Zdejmuje zegarek, buty, skarpetki i dżinsy, a przez oparcie krzesła przerzuca marynarkę. Przechodzi na drugą stronę łóżka i wsuwa się pod kołdrę.

– Kładź się – rzuca.

Powoli wykonuję polecenie, krzywiąc się i nie odrywając od niego wzroku. Jezu… on rzeczywiście zostaje. Paraliżuje mnie euforyczny szok. Christian opiera się na łokciu i patrzy na mnie.

– Jeśli zamierzasz płakać, zrób to przy mnie. Muszę to widzieć.

– Chcesz, żebym płakała?

– Niekoniecznie. Chcę jedynie wiedzieć, jak się czujesz. Nie chcę, abyś mi się wyślizgiwała. Zgaś światło. Jest późno, a jutro oboje musimy pracować.

No i proszę, nadal apodyktyczny, ale nie mogę narzekać; leży w moim łóżku. Nie do końca rozumiem dlaczego… Może częściej powinnam przy nim płakać. Gaszę lampkę.

– Połóż się na boku, tyłem do mnie – burczy w ciemnościach.

Przewracam oczami, mając świadomość, że mnie nie widzi, ale robię, co mi każe. Ostrożnie przysuwa się, obejmuje ramieniem i przyciąga do siebie.

– Śpij, mała – szepcze i czuję we włosach jego nos.

W mordę jeża. Christian Grey śpi ze mną. I w cichej przystani, jaką są dla mnie jego ramiona, odpływam w spokojny sen.

Загрузка...