ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Mama ściska mnie mocno.

– Podążaj za głosem serca, skarbie, i proszę, postaraj się za dużo wszystkiego nie analizować. Odpręż się i baw się dobrze. Jesteś taka młoda. Możesz tak wiele w życiu doświadczyć, musisz jedynie być otwarta. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze – szepcze mi do ucha, a potem całuje włosy.

– Och, mamo. – Gdy tulę się do niej, w moich oczach wzbierają gorące, niechciane łzy.

– Skarbie, znasz to powiedzenie. Trzeba pocałować wiele żab, nim trafi się na księcia.

Posyłam jej krzywy, słodko-gorzki uśmiech.

– Chyba pocałowałam księcia, mamo. Mam nadzieję, że nie przemieni się w żabę.

Uśmiecha się do mnie z pełnią matczynej, bezwarunkowej miłości i gdy jeszcze raz się do niej przytulam, zdumiewa mnie siła uczucia, jakie względem niej żywię.

– Ana, wywołują twój lot. – W głosie Boba słychać niepokój.

– Odwiedzisz mnie, mamo?

– Oczywiście, kotku, niedługo. Kocham cię.

– Ja ciebie też.

Gdy mnie puszcza, oczy ma czerwone od powstrzymywanych łez. Nie chcę jej zostawiać. Ściskam na pożegnanie Boba i odwracam się, kierując do wyjścia – dzisiaj nie mam czasu na salonik dla pierwszej klasy. Nie oglądam się za siebie, ale kosztuje mnie to mnóstwo wysiłku. W końcu się poddaję… i widzę, że Bob tuli mamę, która rzewnie płacze. Nie potrafię już dłużej się powstrzymywać. Opuszczam głowę i idę dalej, ze wzrokiem utkwionym w błyszczącej białej posadzce, niewiele widząc przez cały wodospad łez.

Na pokładzie, w luksusie pierwszej klasy, siadam na swoim miejscu i próbuję wziąć się w garść. Zawsze czuję ból, żegnając się z mamą… Jest roztrzepana, niezorganizowana, ale od niedawna wnikliwa, no i mnie kocha. Bezwarunkowa miłość – właśnie na to zasługuje każde dziecko. Marszczę brwi, wyjmuję BlackBerry i patrzę na niego z przygnębieniem.

Co Christian wie o miłości? Wygląda na to, że we wczesnym dzieciństwie nie otrzymał tego bezwarunkowego uczucia, do którego miał prawo. Ściska mi się serce i przez głowę przelatują słowa mojej matki: „Tak, Ana. Do diaska, czego potrzebujesz? Neonu na jego czole?”. Ona uważa, że Christian mnie kocha, no ale to przecież moja matka, oczywiście, że tak myśli. Uważa też, że zasługuję na wszystko, co najlepsze. Marszczę brwi. To prawda i w chwili zaskakującej jasności umysłu widzę to. Bardzo proste: pragnę jego miłości. Potrzebuję tego, aby Christian Grey mnie kochał. Dlatego właśnie jestem tak bardzo powściągliwa w kwestii naszego związku

– ponieważ na jakimś podstawowym poziomie odnajduję w sobie potrzebę bycia kochaną.

A z powodu jego pięćdziesięciu odcieni ja się powstrzymuję. BDSM to oderwanie od prawdziwego problemu. Seks jest niesamowity, Christian jest zamożny, jest piękny, ale to wszystko bez miłości zupełnie się nie liczy, a najgorsze, że nie wiem, czy on w ogóle jest zdolny do miłości. Nie kocha nawet samego siebie. Przypomina mi się, jak mówił, że JEJ miłość to jedyna forma tego uczucia, jaką uznał za dopuszczalną. Karany – chłostany, bity i co tam jeszcze mu robiła – czuje, że nie zasługuje na miłość. Jak on tak może? Dlaczego? Prześladują mnie jego słowa: „Niełatwo dorastać w idealnej rodzinie, kiedy sam jesteś daleki od ideału”.

Zamykam oczy, wyobrażając sobie jego ból, i zupełnie nie jestem w stanie go pojąć. Cierpnie mi skóra na myśl, że być może ujawniłam zbyt wiele. Co takiego wyznałam Christianowi przez sen? Jakie sekrety ujawniłam?

Przyglądam się BlackBerry i mam cichutką nadzieję, że może on udzieli mi odpowiedzi. W sumie nie dziwi mnie fakt, że okazuje się mało rozmowny. Ponieważ jeszcze nie wystartowaliśmy, postanawiam napisać do mojego Szarego.


Nadawca: Anastasia Steele

Temat: W drodze do domu

Data: 3 czerwca 2011, 12:53 EST

Adresat: Christian Grey

Szanowny Panie Grey, Po raz kolejny zajmuję miejsce w pierwszej klasie, za co dziękuję. Odliczam minuty do naszego wieczornego spotkania, kiedy być może uda mi się wydobyć z Ciebie prawdę na temat moich sennych wyznań. Twoja Ana x


Nadawca: Christian Grey

Temat: W drodze do domu

Data: 3 czerwca 2011, 09:58

Adresat: Anastasia Steele

Anastasio, czekam niecierpliwie na nasze spotkanie. Christian Grey Prezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.


Marszczę brwi. Napisał zwięźle i formalnie, nie dowcipnie, jak ma w zwyczaju.


Nadawca: Anastasia Steele

Temat: W drodze do domu

Data: 3 czerwca 2011, 13:01 EST

Adresat: Christian Grey

Najdroższy Panie Grey, Mam nadzieję, że wszystko w porządku odnośnie do „sytuacji”. Ton Twojego mejla mnie martwi. Ana x


Nadawca: Christian Grey

Temat: W drodze do domu

Data: 3 czerwca 2011, 10:04

Adresat: Anastasia Steele

Anastasio, „Problem” mógłby być mniejszy. Już wystartowałaś? Jeśli tak, to nie powinnaś pisać mejli. Narażasz się na ryzyko, co stanowi naruszenie zasady odnoszącej się do Twojego bezpieczeństwa. Mówiłem poważnie o karach. Christian Grey Grey Enterprises Holdings, Inc.

Cholera. Okej. Jezu. Co go ugryzło? Może „problem”? Może Taylor oddalił się bez zezwolenia, może stracił kilka milionów na giełdzie.


Nadawca: Anastasia Steele

Temat: Zbyt silna reakcja

Data: 3 czerwca 2011, 13:06 EST

Adresat: Christian Grey

Szanowny Panie Zrzędo, Drzwi samolotu są jeszcze otwarte. Mamy opóźnienie, ale tylko dziesięciominutowe. Ja i moi współpasażerowie mamy zagwarantowane bezpieczeństwo. Możesz więc schować swoją świerzbiącą rękę. Panna Steele


Nadawca: Christian Grey

Temat: Przepraszam – świerzbiąca ręka schowana

Data: 3 czerwca 2011, 10:08

Adresat: Anastasia Steele

Tęsknię za Tobą i Twoją niewyparzoną buzią, Panno Steele. Wracaj bezpiecznie do domu. Christian Grey Prezes, Grey Enterprises Holdings, Inc.


Nadawca: Anastasia Steele

Temat: Przeprosiny przyjęte

Data: 3 czerwca 2011, 13:10 EST

Adresat: Christian Grey

Drzwi właśnie się zamykają. Nie usłyszysz kolejnego piknięcia ode mnie, zwłaszcza że cierpisz na głuchotę. Na razie. Ana x


Wyłączam BlackBerry, nie potrafiąc pozbyć się niepokoju. Coś się dzieje z Christianem. Być może „problem” wymknął się spod kontroli. Opieram się i zerkam na luk bagażowy pod sufitem, gdzie znajduje się mój plecak. Rano udało mi się, z pomocą mamy, kupić Christianowi mały prezent w podziękowaniu za pierwszą klasę i szybowanie. Uśmiecham się na wspomnienie szybowca – to dopiero była frajda. Nie wiem jeszcze, czy dam mu swój niemądry prezent. Może go uznać za dziecinny – a jeśli będzie w dziwnym nastroju, to może nie. Czekam niecierpliwie na powrót, ale jednocześnie boję się tego, co mnie czeka na końcu podróży. Gdy w myślach rozważam wszystkie scenariusze dotyczące istoty „problemu”, dociera do mnie, że po raz kolejny fotel obok mnie pozostał pusty. Kręcę głową, gdy pojawia się w niej myśl, że Christian mógł wykupić miejsce sąsiadujące z moim, żebym nie mogła z nikim rozmawiać. Uznaję ten pomysł za absurdalny – nikt chyba nie byłby aż tak kontrolujący, aż tak zazdrosny. Zamykam oczy, gdy samolot jedzie w stronę pasa startowego.

Osiem godzin później pojawiam się w hali przylotów lotniska Sea-Tac. I widzę Taylora, który czeka z kartką z napisem PANNA A. STEELE. No wiecie co! Ale miło go widzieć.

– Witaj, Taylorze.

– Panno Steele. – Pomimo oficjalnego tonu w jego brązowych oczach dostrzegam cień uśmiechu. Wygląda jak zawsze nienagannie: elegancki grafitowy garnitur, biała koszula i grafitowy krawat.

– Wiem, jak wyglądasz, Taylorze, nie musisz mieć kartki, i nalegam, abyś mówił do mnie Ana.

– Ana. Mogę wziąć pani bagaż?

– Nie, dam sobie radę. Dziękuję.

Zaciska usta.

– A-ale, jeśli lepiej się poczujesz, gdy ode mnie weźmiesz… – dukam.

– Dziękuję. – Bierze ode mnie plecak i nową walizkę na kółkach z ubraniami, które kupiła mi mama. – Tędy, proszę pani.

Wzdycham. Jest taki grzeczny. Pamiętam, choć to akurat wolałabym wymazać z pamięci, że ten mężczyzna kupił mi bieliznę. Właściwie – i ta myśl napawa mnie niepokojem – to jedyny mężczyzna, który kupił mi bieliznę. Nawet Ray nigdy nie musiał tego doświadczać. Idziemy w milczeniu do czarnego audi stojącego na lotniskowym parkingu. Otwiera przede mną drzwi. Wsiadam, zastanawiając się, czy włożenie takiej krótkiej spódnicy to był dobry pomysł. W Georgii było to mile widziane i cool. Tutaj czuję się obnażona. Taylor wkłada moje rzeczy do bagażnika i ruszamy w stronę Escali.

Jedziemy wolno z powodu popołudniowych korków. Taylor skupia się na drodze. Powiedzieć o nim, że jest małomówny, to niedopowiedzenie roku.

Nie mogę dłużej znieść ciszy.

– Co u Christiana, Taylorze?

– Pan Grey jest zatroskany, panno Steele.

Och, to pewnie przez ten „problem”.

– Zatroskany?

– Tak, proszę pani.

Marszczę brwi, a Taylor zerka w lusterko wsteczne i nasze spojrzenia się krzyżują. Nic więcej nie mówi. Jezu, potrafi być równie lakoniczny jak sam Pan Kontroler.

– Dobrze się czuje?

– Myślę, że tak, proszę pani.

– Wolisz nazywać mnie panną Steele?

– Tak, proszę pani.

– Och, w porządku.

Cóż, dalej podróżujemy w milczeniu. Zaczynam uważać, że niedawna uwaga Taylora na temat tego, że Christian był nie do zniesienia, to anomalia. Być może teraz jest tym zażenowany, martwi się, że zachował się nielojalnie. Ta cisza jest paraliżująca.

– Mógłbyś włączyć jakąś muzykę?

– Oczywiście, proszę pani. Na co ma pani ochotę?

– Coś uspokajającego.

Widzę, jak uśmiech przemyka po jego twarzy, gdy nasze spojrzenia ponownie spotykają się na chwilę w lusterku.

– Dobrze, proszę pani.

Wciska kilka guzików na kierownicy i przestrzeń między nami wypełniają dźwięki Kanonu Pachelbela. O tak… tego mi właśnie trzeba.

– Dziękuję. – Opieram się wygodnie, gdy jedziemy powoli autostradą numer 5.

Dwadzieścia pięć minut później zatrzymuje się przed imponującym wejściem do Escali.

– Proszę wejść, panno Steele – mówi, przytrzymując mi drzwi. – Ja wniosę bagaże. – Wyraz twarzy ma łagodny, ciepły, wręcz dobroduszny.

Jezu… Wujek Taylor, co za myśl.

– Dziękuję, że po mnie wyjechałeś.

– Cała przyjemność po mojej stronie, panno Steele – mówi z uśmiechem.

Wchodzę do budynku. Portier kiwa głową i macha ręką.

Gdy wjeżdżam na trzydzieste piętro, w moim żołądku harcuje tysiąc motyli. Czemu się tak denerwuję? Wiem – bo nie mam pojęcia, w jakim nastroju będzie Christian. Moja wewnętrzna bogini ma nadzieję na jeden konkretny nastrój; podświadomość, tak jak i mnie, zżerają nerwy.

Drzwi windy rozsuwają się i wychodzę do holu. Dziwne, nie ma Taylora. Ach tak, parkuje samochód. Christian znajduje się w wielkim salonie. Rozmawia cicho przez BlackBerry, spoglądając przez szklane drzwi na wieczorną panoramę Seattle. Ma na sobie szary garnitur z rozpiętą marynarką i przeczesuje palcami włosy. Widać, że jest spięty. O nie, co się stało? Spięty czy nie, i tak przyjemnie się na niego patrzy. Jak on może wyglądać tak… frapująco?

– Ani śladu… Okej… Tak. – Odwraca się i na mój widok zupełnie się zmienia. Spięcie zamienia się w ulgę, a ona w coś jeszcze: coś, co dociera bezpośrednio do mojej wewnętrznej bogini, pełnia zmysłowości.

Zasycha mi w ustach i w moim ciele zaczyna kiełkować pożądanie…

– Informuj mnie na bieżąco – warczy i rozłącza się, a potem rusza w moją stronę.

Stoję jak sparaliżowana, gdy pokonuje dzielącą nas odległość, pożerając mnie wzrokiem… Do diaska… coś jest nie w porządku – napięcie widoczne na linii żuchwy, niepokój w oczach. Pozbywa się marynarki, rozwiązuje ciemny krawat i rzuca je na sofę. A potem bierze mnie w ramiona, przytula mocno, szybko chwyta mój kucyk, żeby odchylić mi głowę i całuje mnie tak, jakby od tego zależało jego życie. O co, do licha, chodzi? Ściąga mi z włosów gumkę – boli trochę, ale mam to gdzieś. W jego pocałunku jest coś desperackiego i pierwotnego. On mnie potrzebuje, bez względu na powód, właśnie teraz, a ja jeszcze nigdy nie czułam się tak upragniona i pożądana. Oddaję mu pocałunek z równym ferworem, wplatając palce w jego włosy. Nasze języki owijają się wokół siebie i wybucha między nami ogień. Christian smakuje bosko, a jego zapach – żel pod prysznic i on sam – jest niezwykle podniecający. Odrywa usta od mych warg i wpatruje się we mnie, ogarnięty jakimś nienazwanym uczuciem.

– Co się stało? – pytam bez tchu.

– Tak się cieszę, że wróciłaś. Chodź ze mną pod prysznic, od razu.

Nie potrafię zdecydować, czy to prośba, czy polecenie.

– Dobrze – odpowiadam szeptem, a on bierze mnie za rękę i prowadzi do sypialni, stamtąd zaś do łazienki.

Tam wreszcie mnie puszcza i odkręca wodę w zdecydowanie za dużej kabinie prysznicowej. Odwraca się powoli i mierzy mnie uważnym spojrzeniem.

– Podoba mi się twoja spódnica. Jest bardzo krótka – mówi niskim głosem. – Masz świetne nogi.

Zdejmuje buty, a potem skarpetki, przez cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. Głód w jego oczach sprawia, że głos więźnie mi w gardle. O rany… być tak pożądaną przez tego greckiego boga… Zdejmuję czarne buty na płaskim obcasie. Nagle podchodzi do mnie i opiera mnie o ścianę. Całuje moje usta, twarz, szyję… zanurzając palce w moich włosach. Czuję na plecach chłodne, gładkie płytki na ścianie, gdy tak napiera na mnie. Niepewnie kładę mu ręce na ramionach, a z jego gardła wydobywa się jęk.

– Pragnę cię teraz. Tutaj… szybko, ostro – dyszy, a dłonie ma już na moich udach, podciągając spódnicę. – Krwawisz jeszcze?

– Nie. – Rumienię się.

– To dobrze.

Kciuki wsuwa za gumkę białych bawełnianych majtek i pociąga je w dół, opadając na kolana. Spódnicę mam podciągniętą do góry i jestem naga od pasa w dół. Ciężko dyszę, owładnięta pragnieniem. Chwyta moje biodra, ponownie opierając mnie o ścianę, i całuje uda. Opuszcza na nie dłonie i zmusza mnie do rozchylenia nóg. Jęczę głośno, czując, jak językiem zatacza kółka wokół łechtaczki. O rany. Bezwiednie odchylam głowę i jęczę, a moje palce same odnajdują drogę do jego włosów.

Jego język jest nieustępliwy, silny i uparty. Ta intensywność doznań jest niemal bolesna. Moje ciało zaczyna się naprężać, a on mnie puszcza. Co? Nie! Oddech mam urywany i wpatruję się w niego z rozkosznym wyczekiwaniem. Bierze w obie ręce moją twarz i całuje mocno, wciskając mi język do ust, abym posmakowała własnego pożądania. Rozpina rozporek, uwalnia naprężoną męskość, chwyta za uda i unosi.

– Opleć mnie nogami w pasie, mała – nakazuje.

Tak robię, a ramiona zarzucam mu na szyję. Porusza się szybko i ostro, wypełniając mnie sobą. Ach! Wciąga głośno powietrze, a ja wydaję jęk. Trzymając moje pośladki, wbijając palce w miękkie ciało, zaczyna się poruszać, najpierw powoli, w jednostajnym tempie… ale po chwili przyspiesza… szybciej i szybciej. Aaaach! Odchylam głowę i koncentruję się na tym nieziemskim doznaniu… a on wypełnia mnie… głębiej, wyżej… a kiedy nie jestem w stanie znieść ani odrobiny więcej, eksploduję wokół niego, opadając spiralnie ku intensywnemu, nieokiełznanemu orgazmowi. Z gardła Christiana wydobywa się niski jęk i chwilę później skrywa twarz na mojej szyi, doznając spełnienia.

Oddech ma urywany, ale całuje mnie czule, nie ruszając się, nadal wewnątrz mnie, a ja mrugam i patrzę niewidzącym wzrokiem w jego oczy. Po dłuższej chwili delikatnie wysuwa się ze mnie i trzyma mocno, gdy opuszczam stopy na podłogę. Łazienka jest cała zaparowana i gorąca. Czuję, że mam na sobie zbyt dużo ubrań.

– Chyba się cieszysz na mój widok – mówię z nieśmiałym uśmiechem.

Kąciki jego ust unoszą się lekko.

– Tak, panno Steele, myślę, że moja radość jest dość oczywista. Chodź, zabiorę cię pod prysznic.

Wyciąga spinki z mankietów, rozpina trzy guziki koszuli, po czym ściąga ją przez głowę i rzuca na podłogę. Obok niej po chwili lądują spodnie i bokserki. Zaczyna rozpinać guziki przy mojej bluzce, a ja mu się przyglądam, pragnąc wyciągnąć rękę i dotknąć jego klatki piersiowej. Powstrzymuję się jednak.

– Jak podróż? – pyta grzecznie. Wydaje się teraz znacznie spokojniejszy.

– Dobrze, dziękuję – mruczę. – Jeszcze raz dzięki za pierwszą klasę. Naprawdę przyjemniej podróżuje się w taki sposób. – Uśmiecham się nieśmiało. – Mam ci coś do powiedzenia – dodaję nerwowo.

– Och? – Podnosi na mnie wzrok, gdy odpina ostatni guzik. Chwilę później bluzka ląduje na jego ubraniach.

– Dostałam pracę.

Nieruchomieje, następnie uśmiecha się do mnie. Spojrzenie ma ciepłe i łagodne.

– Moje gratulacje, panno Steele. Teraz powiesz mi w końcu gdzie? – pyta żartobliwie.

– Nie wiesz?

Kręci głową, marszcząc brwi.

– A skąd miałbym wiedzieć?

– Przy twoich zapędach prześladowczych, sądziłam, że mógłbyś… – urywam, gdy Christianowi rzednie mina.

– Anastasio, nawet by mi do głowy nie przyszło, żeby się wtrącać w twoje sprawy zawodowe, chyba że byś mnie o to, naturalnie, poprosiła. – Wygląda na urażonego.

– Więc nie wiesz, jakie to wydawnictwo?

– Nie. Wiem tyle, że w Seattle są cztery, więc zakładam, że to jedno z nich.

– SIP.

– Och, to małe, świetnie. Dobra robota. – Nachyla się i całuje mnie w czoło. – Bystra dziewczynka. Kiedy zaczynasz?

– W poniedziałek.

– Tak szybko? Wobec tego lepiej wykorzystam twoją obecność, dopóki mogę. Odwróć się.

Tak też robię. Rozpina mi stanik i zamek przy spódnicy. Pociąga materiał w dół, całując mnie przy tym w ramię. Nachyla się i zanurza nos w moich włosach i głęboko oddycha. Dłonie zaciska na moich pośladkach.

– Odurzasz mnie, panno Steele, i mnie uspokajasz. Cóż za uderzające do głowy połączenie. – Całuje moje włosy. Bierze mnie za rękę i ciągnie pod prysznic.

– Au! – piszczę. Woda mnie parzy. Christian uśmiecha się, gdy ukrop spływa po nim kaskadami.

– To tylko odrobina gorącej wody.

I prawdę mówiąc, ma rację. Bosko się czuję, zmywając z siebie lepki poranek w Georgii i lepkość po naszym seksie.

– Odwróć się – nakazuje, a ja posłusznie robię, co mi każe, odwracając się twarzą do ściany. – Chcę cię umyć – mruczy i sięga po żel. Wyciska trochę na dłoń.

– Muszę powiedzieć ci coś jeszcze – podejmuję, gdy jego dłonie zaczynają od moich ramion.

– Tak? – pyta spokojnie.

Biorę głęboki oddech.

– Mój przyjaciel Jose, ten fotograf, ma w czwartek otwarcie wystawy w Portland.

Nieruchomieje z dłońmi nad moimi piersiami. Podkreśliłam słowo „przyjaciel”.

– Tak, no i co w związku z tym? – pyta surowo.

– Powiedziałam, że przyjadę. Masz ochotę wybrać się ze mną?

Po długiej chwili, która wydaje się trwać całe wieki, zaczyna mnie znowu myć.

– Na którą?

– Na siódmą trzydzieści.

Całuje mnie w ucho.

– Dobrze.

Moja podświadomość odpręża się, a potem pada na stary, wygodny fotel.

– Bałaś się mnie zapytać?

– Tak. Skąd wiesz?

– Anastasio, twoje całe ciało właśnie się rozluźniło – stwierdza sucho.

– Cóż, bo ty jesteś, eee… zazdrosny.

– Owszem, jestem – odpowiada surowo. – A ty lepiej o tym pamiętaj. Ale dziękuję, że zapytałaś. Weźmiemy Charliego Tango.

Och, chodzi mu o śmigłowiec, głuptas ze mnie. I znowu latanie… fajnie! Uśmiecham się szeroko.

– Mogę cię umyć? – pytam.

– Nie sądzę – odpowiada i całuje delikatnie w szyję, chcąc złagodzić ukłucie, jakie niesie ze sobą ta odmowa.

– Czy kiedyś pozwolisz mi się dotknąć? – pytam śmiało.

Ponownie nieruchomieje, z ręką na mojej pupie.

– Połóż dłonie na ścianie, Anastasio. Mam zamiar znowu cię posiąść – mruczy mi do ucha.

Chwyta moje biodra i już wiem, że rozmowa dobiegła końca.

Później siedzimy w szlafrokach przy barze śniadaniowym, posiliwszy się wybornym spaghetti alle vongole, które nam zostawiła pani Jones.

– Jeszcze wina? – pyta Christian.

– Odrobinę. – Sancerre jest orzeźwiające i przepyszne. Christian nalewa sobie i mnie. – A jak tam, eee… problem, który kazał ci wrócić do Seattle? – pytam niepewnie.

Marszczy brwi.

– Nierozwiązany – odpowiada niechętnie. – Ale ty się nie musisz niczym przejmować, Anastasio. Mam względem ciebie plany na dzisiejszy wieczór.

– Och?

– Tak. Chcę, abyś za piętnaście minut czekała gotowa w moim pokoju zabaw. – Wstaje i obrzuca mnie uważnym spojrzeniem. – Możesz się przygotować w swoim pokoju. Nawiasem mówiąc, szafa jest teraz pełna ubrań dla ciebie. I nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu. – Mruży oczy, rzucając mi wyzwanie. Kiedy nic nie mówię, oddala się do gabinetu.

Ja? Sprzeciw? Wobec ciebie, mój Szary? Szkoda mojego tyłka. Siedzę na stołku barowym oszołomiona, próbując przyswoić ten strzęp informacji. Kupił mi ubrania. Przewracam teatralnie oczami, doskonale wiedząc, że on mnie nie widzi. Samochód, telefon, komputer… ubrania, następnym razem to będzie mieszkanie i wtedy naprawdę stanę się jego kochanką.

„Dziwka!” – krzywi się moja podświadomość. Ignoruję ją i udaję się na górę do swojego pokoju. A więc jest nadal mój… dlaczego? Myślałam, że zgodził się na to, abym spała w jego łóżku. Pewnie nie jest przyzwyczajony do dzielenia przestrzeni osobistej, no ale ja też nie. Pocieszam się myślą, że przynajmniej mam gdzie przed nim uciec.

Oglądam drzwi i widzę, że jest w nich zamek, ale nie ma klucza. Ciekawe, czy pani Jones ma zapasowy. Zapytam ją o to. Otwieram drzwi szafy i od razu je zamykam. O w mordę, wydał majątek. Przypomina to garderobę Kate – tyle ubrań wiszących schludnie na drążku. Wiem, że wszystko będzie leżeć jak ulał. Ale nie mam czasu, żeby się nad tym zastanawiać – dzisiejszego wieczoru muszę klęczeć w Czerwonym Pokoju… Bólu… albo Przyjemności.

Klęczę przy drzwiach w samych majtkach. Serce mam w gardle. Jezu, myślałam, że po łazience będzie miał dość. Ten mężczyzna jest nienasycony, a może wszyscy są tacy jak on. Nie mam pojęcia, nie mam go z kim porównać. Zamykam oczy i próbuję się uspokoić, nawiązać połączenie z moją wewnętrzną uległą. Jest tam gdzieś, chowając się za wewnętrzną boginią.

W moich żyłach krąży niepokój. Co on tym razem wymyśli? Biorę głęboki, uspokajający oddech, ale nie jestem w stanie się tego wyprzeć: jestem podekscytowana, podniecona i już wilgotna. To takie… chcę myśleć, że niewłaściwe, ale przecież nie. Dla Christiana właściwe. Tego właśnie on pragnie – a po kilku ostatnich dniach… po wszystkim, co zrobił, muszę wziąć się w garść i zaakceptować każdą jego zachciankę, każdą potrzebę.

Wspomnienie wyrazu jego twarzy, kiedy zjawiłam się tu dzisiaj, pragnienie w jego oczach, zdecydowane kroki w moją stronę, jakbym była oazą na pustyni… Zrobiłabym niemal wszystko, byle znowu zobaczyć tę minę. Zaciskam uda na to rozkoszne wspomnienie i przypomina mi się, że mam rozsunąć kolana. Tak też robię. Jak długo każe mi czekać? To czekanie mnie dobija, dobija mrocznym i zwodniczym pożądaniem. Rozglądam się szybko po subtelnie oświetlonym pokoju: krzyż, stół, kanapa, ława… to łóżko. Wydaje się takie duże. Zasłane jest czerwoną satyną. Czego

Christian użyje tym razem?

Drzwi otwierają się i wchodzi do środka, zupełnie mnie ignorując. Szybko opuszczam wzrok, wpatrując się w dłonie spoczywające na rozsuniętych udach. Kładzie coś na dużej komodzie przy drzwiach, a potem zbliża się niespiesznie do łóżka. Pozwalam sobie na szybkie spojrzenie na niego i serce niemal mi staje. Nie ma na sobie nic z wyjątkiem tych miękkich, podartych dżinsów. Moja podświadomość gorączkowo się wachluje, a wewnętrzna bogini wygina się w jakimś pierwotnym, zmysłowym rytmie. Jest taka gotowa. Oblizuję bezwiednie usta. Krew pulsuje mi w żyłach, gęsta i przyprawiona nieobyczajnym pragnieniem. Co on zamierza mi dzisiaj zrobić?

Christian odwraca się i nonszalancko wraca do komody. Otwiera jedną z szuflad, po czym wyjmuje z niej jakieś przedmioty i kładzie je na blacie. Zżera mnie ciekawość, ale opieram się pokusie rzucenia na to okiem. Wreszcie staje przede mną. Widzę jego bose stopy i pragnę wycałować ich każdy centymetr… przebiec językiem po podbiciu, ssać każdy palec.

– Ślicznie wyglądasz – odzywa się.

Głowę mam opuszczoną, świadoma tego, że on na mnie patrzy, gdy tymczasem ja jestem niemal zupełnie naga. Powoli na moje policzki wypełza rumieniec. Christian nachyla się i chwyta za brodę, zmuszając do uniesienia głowy.

– Piękna z ciebie kobieta, Anastasio. I jesteś cała moja – mruczy. – Wstań. – Polecenie jest łagodne, pełne zmysłowej obietnicy.

Wstaję niepewnie.

– Spójrz na mnie.

Ma spojrzenie Pana – zimne, twarde i cholernie seksowne, siedem odcieni grzechu w jednym kuszącym spojrzeniu. W ustach czuję suchość i wiem, że zrobię wszystko, co mi każe. Na jego ustach błądzi niemal okrutny uśmiech.

– Nie podpisaliśmy umowy, Anastasio. Ale omówiliśmy granice. I pragnę powtórzyć, że jest coś takiego jak hasła bezpieczeństwa, okej?

O kuźwa… co on takiego zaplanował, że mogę potrzebować tych haseł?

– Jakie są te hasła? – pyta apodyktycznie.

Marszczę lekko czoło.

– Jakie są hasła bezpieczeństwa, Anastasio? – pyta niepokojąco powoli.

– „Żółty” – bąkam.

– I? – Usta ma zaciśnięte.

– „Czerwony” – wyrzucam z siebie.

– Zapamiętaj je.

Bezwiednie unoszę brew i już-już mam mu przypomnieć o swojej średniej ocen, ale nagły lód w jego oczach sprawia, że głos więźnie mi w gardle.

– Tutaj daruj sobie swoją niewyparzoną buzię, panno Steele. W przeciwnym razie każę ci jej użyć do zrobienia mi loda. Zrozumiano?

Przełykam ślinę. Okej. Mrugam szybko powiekami. Prawdę mówiąc, bardziej mnie onieśmiela jego ton niż słowa, które wypowiada.

– No więc?

– Tak, proszę pana – mamroczę pospiesznie.

– Grzeczna dziewczynka. – Wpatruje się we mnie. – Moim zamiarem nie jest doprowadzenie do tego, abyś musiała użyć hasła bezpieczeństwa, ponieważ będziesz czuć ból. To, co ci zrobię, będzie intensywne. Bardzo intensywne i musisz mną pokierować. Rozumiesz?

Niezupełnie. Intensywne? Wow.

– Chodzi o dotyk, Anastasio. Nie będziesz mnie widzieć ani słyszeć. Ale będziesz mnie czuć.

Marszczę brwi – nie będę go słyszeć? Jak coś takiego ma się udać? Christian odwraca się. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na to, że nad komodą wisi eleganckie, czarne, matowe pudełko. Gdy macha przed nim ręką, otwierają się drzwiczki, odsłaniając odtwarzacz CD oraz rząd przycisków. Christian wciska kilka po kolei. Nic się nie dzieje, ale on sprawia wrażenie zadowolonego. Kiedy odwraca się znowu twarzą do mnie, na jego twarzy błąka się ten jego tajemniczy uśmiech.

– Mam zamiar przywiązać cię do tego łóżka, Anastasio. Ale najpierw zawiążę ci oczy i – pokazuje trzymanego w dłoni iPoda – nie będziesz mnie słyszeć. Będziesz słyszeć jedynie muzykę, którą ci puszczę.

Okej. Muzyczne interludium. Nie tego się spodziewałam. Jezu, mam nadzieję, że to nie rap.

– Chodź. – Bierze mnie za rękę i prowadzi do antycznego łóżka z czterema kolumienkami. Na każdym rogu przymocowano metalowe łańcuchy ze skórzanymi kajdankami, błyszczące na tle czerwonej satyny.

O rany, serce chyba wyskoczy mi z piersi, a w środku zżera mnie pragnienie.

– Stań tutaj. – Staję twarzą do łóżka. On się nachyla i szepcze mi do ucha: – Zaczekaj. Patrz na łóżko. Wyobrażaj sobie, że leżysz na nim związana, zdana wyłącznie na moją łaskę.

Odchodzi na chwilę i słyszę, że bierze coś spod drzwi. Wszystkie zmysły mam wyostrzone, zwłaszcza słuch. Wziął coś z wieszaka z pejczami i batami. O kuźwa. Co on ma zamiar zrobić?

Czuję go za sobą. Zgarnia moje włosy, związuje w kucyk, a potem zaczyna zaplatać warkocz.

– Choć podobają mi się twoje kucyki, Anastasio, trochę się teraz niecierpliwię. Będzie musiał wystarczyć jeden. – Głos ma niski, miękki.

Jego wprawne palce muskają czasami moje plecy i każdy dotyk jest dla mnie słodkim elektrycznym porażeniem. Związuje koniec gumką, a potem pociąga lekko za warkocz, tak że muszę cofnąć się o krok. Pociąga raz jeszcze, aby mieć lepszy dostęp do szyi. Nachyla się i muska ją nosem, a potem przesuwa językiem i zębami od ucha aż do ramienia. Mruczy cicho, a dźwięk ten rezonuje w mym ciele. Z mojego gardła wydobywa się jęk.

– Bądź cicho – mruczy z ustami przy mojej skórze. Wyciąga przede mnie swoje ręce. W prawej trzyma pejcz.

– Dotknij go – szepcze i brzmi jak sam diabeł. W odpowiedzi w moim ciele eksploduje ogień. Niepewnie unoszę rękę i muskam długie rzemyki. Liczne rzemyki, wszystkie są wykonane z miękkiego zamszu i mają na końcach małe koraliki. – Użyję tego. Nie będzie bolało, ale sprawi, że krew będzie szybciej ci krążyć i skóra stanie się bardzo wrażliwa.

Och, mówi, że nie będzie boleć.

– Jakie są hasła bezpieczeństwa, Anastasio?

– Eee… „żółty” i „czerwony”, proszę pana – szepczę.

– Grzeczna dziewczynka. Pamiętaj, najwięcej strachu kryje się w głowie.

Rzuca pejcz na łóżko i kładzie dłonie na mojej talii.

– Nie będziesz ich potrzebować – mówi i zsuwa mi majtki. Wychodzę z nich, opierając się o jedną z rzeźbionych kolumn. – Stój nieruchomo – nakazuje i całuje mnie w pupę, a potem dwa razy kąsa.

– A teraz się połóż. Na plecach – dodaje, klepiąc mnie mocno w pośladki.

Pospiesznie kładę się na twardym materacu. Satyna jest miękka i chłodna.

– Ręce nad głowę – nakazuje, i tak właśnie robię.

Rany, moje ciało jest takie wygłodniałe.

Christian odwraca się i kątem oka dostrzegam, jak idzie do komody, a potem wraca z iPodem, a także z czymś, co wygląda jak maska na oczy, podobna do tej, której używałam podczas lotu do Atlanty. Na tę myśl mam ochotę się uśmiechnąć, ale usta odmawiają mi posłuszeństwa. Za bardzo jestem pochłonięta oczekiwaniem. Z absolutnie nieruchomą twarzą wpatruję się w niego szeroko otwartymi oczami.

Siada na skraju łóżka i pokazuje mi iPoda. Oprócz słuchawek ma jakąś osobliwą antenkę. Dziwne. Marszczę brwi, próbując to rozpracować.

– To przekazuje odtwarzaną przez iPoda muzykę do odtwarzacza w pokoju – odpowiada Christian na moje niewyartykułowane na głos pytanie. – Słyszę to samo, co ty, no i mam jeszcze pilota. – Uśmiecha się tajemniczo i pokazuje mi małe, płaskie urządzenie wyglądające jak jakiś modny kalkulator. Pochyla się nade mną, delikatnie wkłada mi słuchawki do uszu i przymocowuje iPoda gdzieś nad moją głową.

– Unieś głowę – mówi, a ja natychmiast wykonuję polecenie.

Powoli nakłada mi maskę i chwilę później jestem ślepa. Gumka maski przytrzymuje słuchawki na miejscu. Nadal go słyszę, choć dźwięk jest przytłumiony. Ogłusza mnie własny oddech – płytki i urywany, odzwierciedlający moje podniecenie. Christian ujmuje moją lewą rękę, wyciąga ją delikatnie w stronę rogu łóżka i przytwierdza mi do nadgarstka skórzane kajdanki. Na koniec przesuwa długimi palcami wzdłuż całej ręki. Och! Jego dotyk wywołuje w mym ciele dreszcz. Słyszę, jak przechodzi na drugą stronę, gdzie robi to samo z prawą ręką. Chyba zaraz wybuchnę. Dlaczego to takie erotyczne?

Przechodzi na drugi koniec łóżka i chwyta moje kostki.

– Unieś głowę.

Spełniam jego polecenie, a on pociąga mnie za nogi, tak że ręce mam wyciągnięte i uniesione nad głową. A niech to, nie mogę nimi ruszać. Do podniecenia dołącza odrobina niepokoju, a ja robię się jeszcze bardziej wilgotna. Jęczę. Christian rozsuwa mi nogi i krępuje kajdankami najpierw prawą, potem lewą. I tak leżę z rozłożonymi rękami i nogami, zupełnie bezbronna. To takie irytujące, że go nie widzę. Intensywnie nasłuchuję… co on robi? I nie słyszę nic oprócz swego oddechu i dudnienia serca.

Nagle iPod budzi się do życia. Gdzieś z wnętrza mojej głowy dochodzi śpiew jednego anielskiego głosu, do którego niemal natychmiast dołącza drugi, a potem kolejne – o święty Barnabo, to chór niebiański – i śpiewając a cappella w mojej głowie jakiś pradawny, pierwotny hymn. Co to, u licha, jest? Nigdy nie słyszałam niczego podobnego. Coś niemal nieznośnie delikatnego ociera mi się o szyję, przesuwa leniwie w dół, wokół piersi, pieszcząc mnie… dotykając sutków. To takie nieoczekiwane. To futro! Futrzana rękawiczka?

Christian przesuwa dłoń, niespiesznie i celowo, do mojego brzucha, zatacza kółka wokół pępka, a potem od biodra do biodra, a ja próbuję przewidzieć, gdzie dotknie w następnej kolejności… ale ta muzyka… jest w mojej głowie… zabierając mnie… futro wzdłuż włosów łonowych… pomiędzy nogami, wzdłuż ud, sunie po jednej nodze… po drugiej… to prawie łaskocze… ale nie do końca… dołącza więcej głosów… niebiański chór śpiewa różne partie, głosy mieszają się słodko w melodyjnej harmonii, która nie przypomina niczego, co miałam okazję słyszeć. Wychwytuję jedno słowo – „deus” – i dociera do mnie, że śpiewają po łacinie. A futro przesuwa się teraz wzdłuż moich rąk i wokół talii… do góry na piersi. Sutki mi twardnieją pod tym delikatnym dotykiem… dyszę… zastanawiając się, gdzie jego ręka powędruje w następnej kolejności. Nagle futro znika i czuję na skórze rzemyki pejcza, jak przesuwają się, podążają tym samym szlakiem, co futro, a tak trudno się skoncentrować z muzyką w głowie… o rany… i nagle rzemyki znikają. A potem niespodziewanie uderzają w mój brzuch.

– Aaa! – wołam. Zaskakuje mnie to, ale szczerze mówiąc – nie boli. Uderza mnie raz jeszcze. Mocniej. – Aaa!

Chcę się ruszyć… uciec, albo powitać każdy cios… nie wiem – to takie przytłaczające… Nie mogę ruszyć rękami… nogi mam unieruchomione… a on znowu mnie uderza, tym razem w piersi.

Krzyczę. To słodka udręka – do zniesienia… przyjemna – nie, nie od razu, ale gdy z każdym uderzeniem moja skóra śpiewa wraz z muzyką, jestem wciągana w ciemne, mroczne części mojej psychiki, które poddają się temu najbardziej erotycznemu z doznań. Tak – już rozumiem. Christian uderza mnie w biodro, a potem uderzenia przesuwają się po włosach łonowych, udach i z powrotem w górę ciała… biodra… Robi to, aż muzyka dochodzi do punktu kulminacyjnego i milknie. On także się zatrzymuje. Potem śpiewy rozpoczynają się od nowa… coraz głośniej i głośniej, on obsypuje moje ciało uderzeniami… a ja jęczę i się wiję.

Po raz kolejny muzyka milknie i nie słyszę niczego… z wyjątkiem swego szaleńczego oddechu… i szaleńczego pragnienia. Och… co się dzieje? Co on mi teraz zrobi? To podniecenie jest niemal nie do zniesienia. Dotarłam do bardzo mrocznego, zmysłowego miejsca.

Łóżko porusza się i czuję go na sobie. Muzyka zaczyna się od nowa. I jest powtórka… tym razem miejsce futra zajmują jego nos i usta… przesuwają się wzdłuż mojej szyi, całując, ssąc… opuszczając się do piersi… Ach! Drażniąc po kolei sutki… jego język wiruje wokół jednego, gdy tymczasem drugi pieści palcami… Jęczę, chyba głośno, choć tego nie słyszę. Jestem zgubiona. Zgubiona w nim… zgubiona w astralnych, anielskich głosach… zgubiona w tych wszystkich doznaniach, od których nie jestem w stanie uciec… Jestem na łasce jego dotyku.

Christian przechodzi do mego brzucha, językiem zatacza kółka wokół pępka, idąc śladem pejcza i futra… jęczę. Całuje i ssie, i kąsa… kieruje się w dół… a wtedy jego język dociera TAM. W złączenie moich ud. Odrzucam głowę i wydaję okrzyk, niemal eksplodując w orgazmie… Jestem na krawędzi, a on przerywa.

Nie! Materac ugina się i Christian klęka między moimi nogami. I nagle na prawej kostce już nie mam kajdanków. Przesuwam nogę na środek łóżka… by oprzeć ją o niego. Po chwili uwalnia drugą nogę. Przesuwa szybko dłońmi po moich obu nogach, uciskając i ugniatając, przywracając im życie. Następnie chwyta moje biodra i unosi, tak że plecami nie dotykam już łóżka. Jestem wygięta w łuk, opierając się na rękach. Co? Klęczy pomiędzy moimi nogami… i jednym płynnym ruchem wchodzi we mnie… o kurwa… i znowu z mojego gardła wydobywa się krzyk. Zaczynam drżeć w oczekiwaniu na zbliżający się orgazm i Christian nieruchomieje. Drżenie ustaje… o nie… zamierza dalej mnie torturować.

– Proszę! – jęczę.

Chwyta mnie mocniej… to ostrzeżenie? Nie wiem, ale nieruchomieję. Bardzo powoli znowu zaczyna się poruszać… wchodząc i wychodząc… nieznośnie powoli. Proszę! Krzyczę w myślach… A gdy liczba głosów w chóralnej pieśni rośnie, jego tempo przyspiesza… nieznacznie… w rytm muzyki. Ja zaś nie jestem tego w stanie dłużej znieść.

– Proszę.

Jednym ruchem opuszcza mnie z powrotem na łóżko, kładzie się na mnie i wypełnia sobą. Gdy muzyka osiąga punkt kulminacyjny, ja spadam… spadam w najbardziej intensywny, dręcząco przejmujący orgazm, jaki miałam, a Christian podąża za mną… wykonując jeszcze trzy mocne pchnięcia… wreszcie nieruchomiejąc, następnie opadając na mnie.

Gdy zaczynam odzyskiwać zdolność myślenia, on wysuwa się ze mnie. Muzyka umilkła i chwilę później mam wolną prawą rękę. Jęczę. Szybko uwalnia mi drugą rękę, delikatnie zdejmuje z oczu maskę i wyjmuje słuchawki. Mrugam w łagodnym świetle pokoju i wpatruję się w szare, płonące oczy.

– Cześć – mówi cicho.

– Cześć – odpowiadam nieśmiało. Jego usta wyginają się w uśmiechu. Nachyla się, aby mnie pocałować.

– Dobra robota, wiesz? – szepcze. – Odwróć się.

Kuźwa, co on chce teraz zrobić? Spojrzenie mu łagodnieje.

– Chcę ci jedynie rozmasować ramiona.

– Och… okej.

Przekręcam się sztywno na brzuch. Jestem taka zmęczona. Christian siada na mnie okrakiem i zaczyna masaż. Jęczę głośno – ma takie silne, wprawne palce. Pochyla się i całuje mnie w głowę.

– Co to była za muzyka? – mamroczę niewyraźnie.

– Nazywa się Spem in Alium, czterdziestoczęściowy motet Thomasa Tallisa.

– To było… niesamowite.

– Zawsze chciałem się przy tym pieprzyć.

– Czyżby kolejny pierwszy raz, panie Grey?

– W rzeczy samej, panno Steele.

Ponownie jęczę, gdy jego palce tańczą magicznie po moich ramionach.

– Cóż, ja też po raz pierwszy się przy tym pieprzyłam – mruczę sennie.

– Hmm… ty i ja… sporo mamy ze sobą pierwszych razów.

– Co powiedziałam przez sen, Chris… eee… proszę pana?

Jego dłonie na chwilę nieruchomieją.

– Sporo mówiłaś, Anastasio. O klatkach i truskawkach… że pragniesz więcej… i że tęsknisz za mną.

Och, dzięki Bogu.

– To wszystko? – W moim głosie słychać ulgę.

Christian kończy niebiański masaż i przekręca się, tak że leży obok mnie, z głową wspartą na łokciu. Marszczy brwi.

– A czego się bałaś?

Cholera.

– Że uważam cię za brzydkiego i przemądrzałego i że jesteś beznadziejny w łóżku.

Zmarszczki na jego czole pogłębiają się.

– Cóż, oczywiście, że to wszystko prawda i teraz to mnie dopiero zaintrygowałaś. Co ty przede mną skrywasz, panno Steele?

Mrugam niewinnie.

– Niczego nie skrywam.

– Anastasio, kiepsko ci wychodzi kłamanie.

– Sądziłam, że po seksie mnie rozśmieszysz; to na mnie nie działa.

– Nie umiem opowiadać dowcipów.

– Panie Grey! Pan czegoś nie umie? – uśmiecham się szeroko.

– Nie, jestem w tym beznadziejny. – Wygląda na tak z siebie dumnego, że zaczynam chichotać.

– Ja też jestem w tym kiepska.

– To taki śliczny dźwięk – mruczy, po czym nachyla się i mnie całuje. – I coś ukrywasz, Anastasio. Możliwe, że będę musiał wydobyć to z ciebie torturami.

Загрузка...