W drodze powrotnej do Coabargo prawie się do siebie nie odzywali. Pogrążeni we własnych myślach, jechali przez busz, próbując uporać się z echami przeszłości. Cathy otrząsnęła się dopiero wtedy, kiedy Sam zaparkował samochód na przyszpitalnym parkingu i pomógł jej wysiąść.
– Zostaw mnie tutaj. Poszukam kogoś, żeby opatrzył mi głowę, a potem zawołam taksówkę.
– Chyba żartujesz? – Miałby zostawić ją w rękach jakiegoś nieopierzonego stażysty?
– Przecież jesteś ortopedą. W izbie przyjęć znajdę chirurga.
– Nic z tego. Sam założę ci szwy – powiedział tonem zazdrosnego kochanka.
– Ale dlaczego?
– Bo tak mi się podoba.
– To rzeczywiście argument nie do odparcia. – Cathy wzruszyła ramionami i pozwoliła wprowadzić się do szpitala.
W izbie przyjęć powitał ich Charles Haygart, który właśnie rozmawiał z oficerem policji.
– Dobrze, że jesteś, Sam. Próbowaliśmy się z tobą skontaktować. Sierżant Holland chciał porozmawiać na temat obrażeń Peg Lessing. Wiesz, że sprawca uciekł z miejsca wypadku?
– Przepraszam, ale będziecie musieli zaczekać. Najpierw muszę zająć się głową Cathy.
– Może ktoś inny mógłby pana zastąpić, doktorze? – zasugerował policjant. – Pacjentka…
– To nie jest zwykła pacjentka. To moja żona.
– Żona? – Charles przyjrzał się Cathy uważniej. – Myślałem, że jesteście rozwiedzeni.
– Była żona – wyjaśniła ze złością.
– A co? Daje pani popalić? – zapytał policjant, zerkając podejrzliwie na Sama.
– To był wypadek.
– Wszyscy faceci tak mówią.
Cathy omal nie zakrztusiła się ze śmiechu. Jeszcze tego brakuje, by Sam po raz wtóry wylądował za kratkami.
– Wjechałam na kangura. Sam nie ma z tym nic wspólnego – wyjaśniła, wskazując ranę na czole. – Czy kierowca, który zabił Peg, rzeczywiście uciekł z miejsca wypadku?
– Niestety. – Policjant wyciągnął notatnik. – Jak wynika z relacji świadka, prowadził duży wóz, chyba z napędem na cztery koła. Ale kobieta widziała go tylko z daleka i niewiele pamięta.
– To musiał być wysoki samochód, bo Peg doznała najpoważniejszych obrażeń na wysokości miednicy. Poza tym pewnie was zainteresuje, że na ubraniu miała odpryski czerwonego lakieru.
– Doskonale.
– Poza tym nie mogę wam pomóc. Musicie poczekać na wynik sekcji. Przepraszam, ale teraz już naprawdę muszę zająć się żoną.
– Byłą żoną – syknęła Cathy. – Jeśli nie przestaniesz nazywać mnie żoną, opowiem wszystkim, że pobiłeś mnie kijem baseballowym.
– Niech ci będzie. Możesz dzisiaj mówić, co chcesz, pod warunkiem, że pozwolisz mi sobie pomóc – rzekł Sam, prowadząc Cathy na prześwietlenie.
Zdjęcie na szczęście nie wykazało żadnych zmian.
– Od początku mówiłam, że nic mi nie jest. A teraz daj mi już spokój, bo zaczynam być śpiąca.
– Byłoby najlepiej, gdybyś została na noc w szpitalu. W ten sposób od razu mogłabyś się położyć.
– Za nic. Załóż mi wreszcie te cholerne szwy i daj stąd wyjść.
Zabieg zajął Samowi więcej czasu niż zwykle, ale też efekt był wręcz znakomity. Żaden chirurg plastyczny nie powstydziłby się takiego szycia. Zawiązując ostatni kawałek nici, miał pewność, że po skaleczeniu pozostanie niedługo jedynie cieniutka jak włos, prawie niewidoczna blizna.
– Dzięki – mruknęła Cathy, podnosząc się z kozetki.
Stanęła niezbyt pewnie na nogach, ale nawet nie pozwoliła mu się podtrzymać.
– Czy mogłaby pani zamówić mi taksówkę? – zwróciła się do pielęgniarki, która asystowała Samowi przy zabiegu.
– Odwiozę cię do domu.
– Nie chcę.
– Nie możesz mi przecież zabronić.
– Oczywiście, że mogę.
– Ale zostawiłaś swoje rzeczy na farmie.
– W drodze do pracy podrzuciłam do hotelu wszystko, co może mi być potrzebne. Resztę zabiorę, kiedy już znajdę mieszkanie.
– Ale…
– Dobranoc, Sam. Poczekam na taksówkę przy wyjściu. A ty jedź na farmę, bo Barbara na pewno też chciałaby wreszcie wrócić do domu.
Cóż miał robić? Wsiadł do samochodu i posłusznie ruszył na farmę.
– A gdzież to zgubiłeś Cathy? – Barbara podniosła głowę znad jednego z kobiecych pisemek, które Abby studiowała namiętnie w wolnym czasie.
– Pojechała do hotelu.
– Bliźnięta, gosposia, fretka, koń i pies już śpią – oznajmiła z uśmiechem. – Nie musiałeś się spieszyć. Mogłam jeszcze trochę posiedzieć.
– Nie było takiej potrzeby.
– Ach, tak. – Barbara przyjrzała mu się spod przymrużonych powiek. – Czyli Cathy dała ci kosza?
– Właśnie. – Nawet nie próbował jej okłamywać.
– I co ty na to?
– A jak ci się wydaje?! – Ten wybuch był tak niespodziewany, że Barbara uniosła brwi ze zdziwienia.
– Czyżbyś ją wciąż kochał?
– Oczywiście, że tak. – Sam nalał sobie kieliszek porto i wychylił go jednym haustem. Butelka musiała stać otwarta przez ostatnie dwa lata i wino dawno straciło już smak, ale potraktował je jak lekarstwo. – To chyba jasne.
– Myślisz, że dla Cathy też? – zapytała łagodnie. – Pojawiłeś się nagle po czterech latach nieobecności, obarczony…
– Wiem, obowiązkami – wtrącił. – Nie musisz mi tego tłumaczyć. Cathy też jest przekonana, że potrzebuję jej teraz, żeby zajęła się dziećmi.
– A jest inaczej?
Zaczął przechadzać się nerwowo po kuchni.
– Tak – odezwał się po dłuższej chwili. – Naprawdę. Na początku sam myślałem, że pragnę jej ze względu na dzieci, żeby ułatwić sobie życie. Ale w końcu zrozumiałem, że to nie tak. Że kocham ją taką, jaka jest. Tyle że kto mi teraz uwierzy.
– To dlaczego wziąłeś z nią rozwód? – Wiedziała, że nie powinna się wtrącać, lecz aż płonęła z ciekawości.
– Bo wtedy uważałem małżeństwo za krępujący gorset – westchnął. – Wiem, że to okropne. Zachowałem się jak łajdak. Sześć lat temu, kiedy braliśmy ślub, wydawało mi się, że cały świat należy tylko do mnie. Byłem rozpieszczonym dzieckiem bogatych rodziców. Do tego byłem niegłupi, miałem szmal, robiłem karierę i nic mnie nie obchodziło, że mogę kogoś zranić. Myślałem, że mogę mieć wszystko, co zechcę, a ponieważ właśnie zapragnąłem Cathy, to ją sobie wziąłem, a potem rozczarowałem się i potraktowałem jak przedmiot. Później zająłem się innymi sprawami…
– I innymi kobietami?
– Też. Co prawda dopiero po rozwodzie, ale… W każdym razie nie traktowałem wtedy niczego poważnie, nawet własnych uczuć. Byłem taki głupi! Wciąż myślałem, że wystarczy, żebym kiwnął palcem, a dostanę, co zechcę. Aż w końcu zrozumiałem, że straciłem coś niepowtarzalnego.
– Nie obawiasz się, że nawet gdyby udało ci się to „coś" odzyskać, wkrótce znów poczułbyś rozczarowanie?
– Nigdy!
– Na pewno?
– Wreszcie dorosłem, możesz mi wierzyć. – Sam przymknął powieki. – Zraniłem Cathy cztery lata temu i teraz znów ciągle ją ranie. Parę dni temu doprowadziłem do tego, że wyrzucono ją z mieszkania, bo chciałem, żeby zamieszkała ze mną na farmie. Dzisiaj tak ją rozdrażniłem, że przez nieuwagę najechała na kangura. Mogła się zabić. Nie daje mi się nawet do siebie zbliżyć! – jęknął.
– Bo chcesz wymusić na niej małżeństwo.
– Nieprawda.
– Przecież widziałam cię dzisiaj w szpitalu. Obwieściłeś całemu światu, że Cathy jest twoją żoną. Czy to właśnie nie nazywa się wymuszaniem małżeństwa?
– Nie chciałem…
– Posłuchaj, chłopcze. Jeśli naprawdę chcesz ją odzyskać, musisz zacząć działać mniej konwencjonalnie. Bo próby narzucenia miłości komuś, kogo raz się zdradziło, są z góry skazane na niepowodzenie. Musisz jej pokazać, że rzeczywiście ci na niej zależy.
– Tylko jak?
– Nie wiem. Musisz się dobrze zastanowić. Ale skoro potrafisz prawdziwie kochać, powinno ci się udać.
– Stryjku?
Do rana pozostało jeszcze chyba parę godzin. Sam otworzył oczy. Co się dzieje? Przy jego łóżku stał Mickey z palcem w buzi. Domyślił się, że chłopca znów zaczęły męczyć koszmary.
Mickey dotąd nie rozmawiał ze stryjem na ten temat. Tylko raz Sam wszedł do sypialni akurat w chwili, kiedy mały zbudził się z okropnego snu i próbował zapanować nad przerażeniem. Wtedy też, tak jak teraz, ssał palec.
– Chodź.
Chłopczyk bezszelestnie wsunął się pod kołdrę.
– Smutno ci? – zapytał, otulając malucha ramieniem.
Cisza.
– Wiesz, wcale się nie zdziwię, jeśli Jasper wybierze sobie twoje łóżko do spania, kiedy wyzdrowieje.
– Może.
– Coś cię martwi? – zapytał Sam po chwili.
– Przypomniałem sobie mamusię – wydusił malec.
– To dobrze. Twoja mama była cudowną osobą. Tutaj na farmie wydaje się, że ona i tatuś są bliżej, prawda?
– Cathy jest taka jak mamusia.
– Była jej przyjaciółką.
– Stryjku, musimy iść dziś do przedszkola?
– Tak.
– Dlaczego Cathy nie chce tu mieszkać?
– Bo nie jest już moją żoną.
– Ale Abby też nie jest twoją żoną. I Jasper, i Sheila też nie, a jednak z nami mieszkają.
– To co innego.
– Więc przynajmniej powinna zamieszkać gdzieś blisko. Tak jak nasza niania w Nowym Jorku.
Sam poczuł się, jakby nagle doznał olśnienia!
Tylko czy Cathy się zgodzi? Z początku na pewno nie. Ale jeśli wszystko wcześniej zorganizują i postawią ją przed faktem dokonanym? Może wtedy?
Mimo że dopiero wybiła szósta, Sam zerwał się z łóżka jak oparzony. Ma tyle rzeczy do zrobienia.
– Mickey! – Pochylił się nad bratankiem. – Masz świetny pomysł, tylko błagam cię, na razie nikomu o nim nie mów. Ale to nikomu, pamiętaj.
– Dobrze, stryjku. Myślisz, że to jest naprawdę dobry pomysł?
– Absolutnie rewelacyjny! – Sam uścisnął chłopca serdecznie. – Tylko pamiętaj, ani mru-mru.